Bannery górne wyróżnione

Bannery górne

A+ A A-

Graham Audio LS5/9

Graham Audio LS5/9

Testowanie sprzętu stereo to całkiem ciekawe zajęcie. Choć nie polega wyłącznie na słuchaniu urządzeń, które chciałoby się mieć w domu na co dzień, uwielbiam chwile, kiedy mogę poświęcić się wyłącznie swojemu hobby. Lubię opisywać sprzęt, który ma coś ciekawego do zaoferowania i realizuje wizję swoich twórców. Ponad wszystko cenię sobie także kontakt z ludźmi, którzy mogą być skrajnie różni, ale mają wspólną pasję, która sprawia, że nie liczy się dla nich nic innego. W audiofilskim środowisku można spotkać prawników, lekarzy, informatyków, muzyków, handlowców, elektroników, księgowych, nauczycieli, fizyków, biologów, tłumaczy, aktorów, pilotów, kucharzy, mechaników, architektów i ogrodników. Nie ma żadnej reguły i żadnego dominującego trendu. Wiek, płeć, wyznanie, poglądy polityczne, kolor skóry? Żadna z tych rzeczy nie kłóci się z zamiłowaniem do wysokiej klasy dźwięku. Mimo to, każdy audiofil postrzega swój brzmieniowy ideał nieco inaczej. Dlaczego tak się dzieje? Istnieje wiele teorii mówiących, że nasze preferencje w tym względzie zależą na przykład od języka, jakim się posługujemy albo budowy i kształtu naszych uszu. Jeśli chodzi o sprzęt, nie sposób nie wziąć pod uwagę tak oczywistych czynników, jak najczęściej słuchana muzyka, rozmiar i akustyka pokoju odsłuchowego lub coś, czego nie da się przewidzieć - nasz indywidualny, dźwiękowy smak. A ten często wyrabia się z czasem i nabywanym doświadczeniem. Mówi się, że do pewnych rzeczy trzeba dorosnąć. Niektórzy odnajdują spełnienie w brzmieniu najnowocześniejszej elektroniki - wydajnych wzmacniaczy, cyfrowych procesorów dźwięku i przetworników pozwalających na odtwarzanie ekstremalnie gęstych plików. Jednak są i tacy, dla których nic nie może się równać z najlepszymi konstrukcjami z lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Tylko jak je zdobyć? Cofnąć się w czasie? Ależ nie trzeba! Dzięki prawdziwym pasjonatom i powracającej modzie na sprzęt retro, można dostać je praktycznie od ręki. Stare, ale nowe. Wyglądające jak cudownie odnalezione na strychu, ale pachnące fabryką. Czy jesteście gotowi na spotkanie z legendą?

Większość początkujących audiofilów jeszcze nie wie jaki dźwięk podoba im się najbardziej. Poruszają się po tym świecie po omacku, często podejmując decyzje na zasadzie zgadywanki lub kupując sprzęt, który podoba się innym. Kolegom, małżonce albo anonimowym specjalistom buszującym po internetowych forach. Można jednak podejść do sprawy zupełnie inaczej i zapytać jaki sprzęt wybierają profesjonaliści - doświadczeni audiofile, mocno oddani swojej pasji melomani, a także dźwiękowcy, muzycy, recenzenci i pracownicy firm działających w branży audio. Prostej odpowiedzi oczywiście nie ma. Wiele z tych osób zwyczajnie nie ma potrzeby posiadania czy kolekcjonowania kosztownej elektroniki, w związku z czym poza pracą wystarczy im mały głośnik bezprzewodowy lub elegancki soundbar. Niektórzy traktują kupno kolumn lub wzmacniacza jak inwestycję, co nie dość, że nie zawsze się opłaca, to jeszcze czasami prowadzi do katastrofalnie złego dźwięku. Reszta ma jasno sprecyzowane oczekiwania, w związku z czym u każdego hardcore'owego audiofila można znaleźć coś innego. A czy istnieje sprzęt, który każdy doświadczony i "wysoki rangą" meloman mógłby postawić w swoim systemie? Myślę, że w trakcie długiej i burzliwej dyskusji udałoby się wyłonić kilka modeli, co do których darzeni największym szacunkiem przedstawiciele audiofilskiego środowiska nie mają większych zastrzeżeń. Zastanawiam się tylko czy znalazłyby się wśród nich urządzenia, które przynajmniej cześć z nich naprawdę chciałaby mieć. Takie, które nie tylko bezbłędnie wykonują swoją pracę, ale też mają w sobie coś, za co można je polubić, a nawet pokochać. Hmm... Mam! Są takie kolumny, o których zawsze słyszę wiele dobrego. Bez względu na to, czy ktoś słuchał ich na wystawie, w sklepie, czy u kolegi. To monitory stare jak świat. Zdaniem niektórych wyjątkowo paskudne, ale podobno obdarzone też wyjątkowo dobrym, chwytającym za serce dźwiękiem. Przed nami Graham Audio LS5/9.

Graham Audio LS5/9

Wygląd i funkcjonalność

Z brytyjskimi monitorami chciałem spotkać się już dawno temu. Podobnie, jak wielu moich znajomych zarażonych tą samą chorobą, słuchałem ich wielokrotnie, ale najczęściej gościnnie - w warunkach, do których nie byłem przyzwyczajony albo w systemie, w którym znałem co najwyżej jeden element. LS5/9 zawsze grały świetnie, jednak wychodzę z założenia, że prawdę może powiedzieć nam tylko odsłuch we własnym domu lub wielogodzinny test, który zaczynamy na oswojeniu się z danymi warunkami, a kończymy zmieniając różne elementy systemu i wyrabiając sobie opinię o ocenianym modelu na podstawie bezpośredniego porównania z konkurencją. Jeżeli zostawimy w tej układance puste, niewypełnione pola, na pewnym etapie zaczniemy się gubić, a później będziemy się zastanawiać dlaczego w innym pokoju i z innym wzmacniaczem dźwięk aż tak bardzo się "rozjechał". Na wypożyczenie Grahamów byłem umówiony już dobre pół roku temu, jednak na liście testów ciągle pojawiało się coś nowego. Opisywaliśmy piękne JBL-e L100 Classic, cudowne Audiovectory QR5, uniwersalne i dojrzałe B&W 704 S2 i całą masę kolumn z niższego przedziału cenowego - DALI Oberon 3, Melodika BL30 MKIII, Quadral Argentum 530, Triangle Comète EZ, Pylon Audio Ruby 25 mkII i Fyne Audio F500. LS5/9 nie są nowe i raczej prędko nie wyjdą z produkcji, w związku z czym ciągle przerzucałem je na później. Ale tak można przeciągać sprawę w nieskończoność. Basta! Niech się dzieje co chce, niech tam nawet przysyłają nam najnowsze kolumny, o które biją się wszyscy recenzenci, ale ja muszę zaspokoić swoją ciekawość i sprawdzić czy klasyczna konstrukcja BBC w wydaniu Grahama faktycznie jest tak dobra, jak mi się wydaje.

Skąd u mnie to przekonanie, graniczące niemal z pewnością? Cóż, opowieść należałoby zacząć od samego początku, kiedy to w studiach British Broadcasting Corporation podjęto decyzję o opracowaniu własnych zestawów głośnikowych, które ułatwiłyby pracę specjalistom od mikrofonów i suwaków, a także samym reporterom i ich ekipom technicznym. Operacja zaczęła się jeszcze w latach sześćdziesiątych. Szybki rozwój radiowej i telewizyjnej zaowocował wysokim zapotrzebowaniem na monitory studyjne spełniające ten sam standard techniczny i brzmiące tak samo, aby możliwe było zachowanie spójnego brzmienia bez względu na miejsce, w którym powstawać będzie dana audycja lub studio, które nada jej ostateczny kształt. Brytyjczycy zrozumieli, że trzeba zadbać o każdy element tego skomplikowanego łańcucha, od mikrofonów i akustyki w reżyserce poprzez nadajniki i sprzęt transmisyjny aż po odbiorniki domowe. Co więcej, wyszli z założenia, że jeśli coś ma być zrobione dobrze, trzeba zrobić to samodzielnie. Na przestrzeni czterdziestu lat garstka utalentowanych inżynierów z działu badawczego BBC przeprowadziła najbardziej wszechstronne badania nad głośnikami w tamtych czasach. Projektowali, eksperymentowali i szukali idealnych materiałów. Porzucili bardzo popularne w tamtym okresie membrany papierowe na rzecz polipropylenu. Opracowali ciekawe, skręcane obudowy działające bardziej jak pudło rezonansowe niż ciężkie, całkowicie głuche i martwe akustycznie skrzynie. Krótko mówiąc, stworzyli szereg konstrukcji, które dziś śmiało można nazwać legendarnymi. Każdy model przeznaczony był do innych celów. Maleńkie LS3/5 miały być ma przykład głośnikami przenośnymi, idealnymi do stosowania nawet na zewnątrz, w mobilnych studiach radiowych i telewizyjnych. Zestaw wielkości pudełka po butach nie mógł pochwalić się nisko schodzącym basem, ale w każdym innym aspekcie spisywał się rewelacyjnie. Dużym uznaniem dźwiękowców cieszyły się także LS5/8 - największe, flagowe monitory, których zadaniem było przekazywanie pełnego pasma i dynamiki bez zniekształceń. Owa "pełnopasmowość" wynikała jednak w dużym stopniu z rozmiarów zastosowanego w nich głośnika nisko-średniotonowego i samej obudowy, szerokiej na niemal pół metra. W 1983 roku powstały więc monitory oferujące podobny, może nieco bardziej skoncentrowany na średnicy dźwięk, ale umieszczone w obudowie o zupełnie przyzwoitych gabarytach. Miały to być naprawdę porządne, uniwersalne głośniki, które można postawić w każdym studiu, a nawet bez większego problemu zabrać ze sobą w inne miejsce, gdzie taki sprzęt był akurat potrzebny. To właśnie LS5/9.

O ile korporacja będąca głównym brytyjskim nadawcą radiowo-telewizyjnym doskonale wiedziała jakich kolumn potrzebuje, nie zamierzała zajmować się ich produkcją. Dźwiękowcy nie mogą przecież zajmować się przycinaniem sklejki i lutowaniem zwrotnic, tak jak prezenterzy nie powinni w czasie pracy szyć sobie garniturów i składać mikrofonów. Brudną robotą musiał zająć się ktoś inny. Chętnych było wielu, a ostatecznie monitory do studiów dostarczały takie firmy, jak Rogers, Spendor, Audiomaster, Harbeth, KEF, Chartwell, RAM, Goodmans czy Stirling Broadcast. Temat szybko podchwycili nie tylko profesjonaliści pracujący poza BBC, ale także audiofile i melomani z całego świata. Legendarne, brytyjskie monitory wydostały się z ciasnych studiów i zaczęły pojawiać się w domach. Dostrzegli to niektórzy producenci, z radością dostarczający audiofilom takie zestawy od kilkudziesięciu lat. Spendor i Harbeth nie robią praktycznie nic innego. Dla KEF-a produkcja maleńkich LS3/5 była tylko przygodą, aczkolwiek właśnie ta wersja jest przez niektórych uważana za najlepszą w historii, więc może nawet szkoda, że firma nie poszła tą drogą i nie oferuje dziś serii kolumn produkowanych na licencji BBC. Skąd zatem wzięła się firma Graham Audio? Najkrócej można powiedzieć, że z miłości do oryginału. Jej założyciele twierdzą, że udało im się skonstruować kolumny, którym zdecydowanie najbliżej jest do LS5/9 sprzed niemal czterdziestu lat. Od tego zresztą zaczynali, a opisywany model był początkowo jedyną propozycją w ich katalogu.

W dzisiejszych czasach wielu producentów sprzętu próbuje podczepić się do jakiejś legendy, a trzeba przyznać, że ta związana ze studyjnymi monitorami opracowanymi na potrzeby brytyjskiej korporacji jest bardzo atrakcyjna. Każda firma biorąca udział w tej zabawie twierdzi, że jej kolumny są najbardziej zbliżone do oryginału, albo że to właśnie ona ma moralne prawo korzystać z danej nazwy. Mam wrażenie, że wszystkie wprowadzane na rynek odmiany malutkich LS3/5 były reklamowane w ten sposób. Problem jest oczywiście jeden - oryginalnych monitorów już praktycznie nie ma (nieliczne egzemplarze wystawiane od czasu do czasu na aukcjach osiągają zawrotne ceny), a stworzenie ich dokładnej, stuprocentowej kopii jest już niemożliwe. Obudowy da się zrobić, choć wymaga to tak naprawdę ogromnego doświadczenia i umiejętności stworzenia "instrumentu", który naprawdę spełnia swoje zadanie (drgając do pewnego stopnia wraz z głośnikami), ale niektórych komponentów po prostu nie da się już dostać. Można co najwyżej zbliżyć się do pierwowzoru sprzed lat. Dlatego właśnie poszczególne firmy przekonują nas, że membrany w ich wooferach wykonano ze specjalnej odmiany polipropylenu, której nie oferuje nikt inny, ich zwrotnice spełniają specyfikacje BBC, a efektem jest brzmienie tak samo dobre, albo nawet lepsze od tego, którym cztery dekady temu zachwycali się i na którym polegali brytyjscy dźwiękowcy. Jeśli mam być szczery, cała ta sytuacja wydaje mi się trochę napompowana. Wiem, że głośniki te pokochało wielu profesjonalistów i audiofilów, ale podniecanie się nimi aż do poziomu molekularnej struktury polipropylenu użytego w głośnikach nisko-średniotonowych i sposobu mocowania maskownicy zakrawa na całkowite zboczenie. W świecie sprzętu audio funkcjonuje wiele legendarnych konstrukcji, a jednak nikt nie podnieca się nimi tak, jak fani monitorów BBC. Co więcej, wiele vintage'owych urządzeń można dziś kupić za całkiem przyzwoite pieniądze. Nawet wliczając koszt kompleksowego serwisu, można się nad tym zastanowić, bo kilkunastoletni Krell jest kuszącą alternatywą dla nowego Denona, Cambridge'a albo Audiolaba. Rzut oka na cennik Harbetha, Spendora albo Grahama potrafi jednak sprowadzić człowieka na ziemię, często kładąc kres marzeniom o wspaniałych, oldschoolowych kolumnach w cenie nowych Pylonów. Teoretycznie mamy do czynienia z gotowym projektem i staromodnymi rozwiązaniami technicznymi, a jednak odtworzenie oryginału jest trudniejsze i bardziej kosztowne, niż mogłoby się wydawać. Znajduje to odbicie w cenach, ale nikt nie protestuje, bo takie zestawy są po prostu ponadczasowe.

LS5/9 przyjeżdżają do nas w podwójnych kartonach, z których ten wewnętrzny jest zaskakująco ładny. Monitory są zabezpieczone grubymi profilami z miękkiej pianki, a ryzyko powstania mikroskopijnych otarć eliminują duże, czarne, bawełniane worki z firmowym monogramem. Obudowy są spore, ale spokojnie można poradzić sobie z nimi w pojedynkę. Po poluzowaniu ściągacza, w oczy od razu rzuca się jakość stolarki. Fornir położono perfekcyjnie, nawet na krawędziach i w narożnikach, co mimo wszystko musiało być sporym wyzwaniem. Większym, niż w przypadku kolumn sklejonych z MDF-u i pozbawionych jakichkolwiek udziwnień. LS5/9 są dostępne w kilku wersjach kolorystycznych. Najtańsze jest standardowe, klasyczne drewno czereśniowe. Za niewielką dopłatą można jednak zamówić rzadziej spotykane warianty - drzewo różane, klon pawie oczko, czerń i heban. Do naszej redakcji trafił ten ostatni i muszę przyznać, że w takim fornirze monitory prezentowały się naprawdę majestatycznie. Z tyłu znajdziemy tylko jedną parę terminali wystających wprost z obudowy. Rozwiązanie wygodne, choć jakość zastosowanych gniazd nie powala. Wysoko nad nimi umieszczono także naklejkę z danymi technicznymi i kilkoma informacjami wypisanymi ręcznie - numerem seryjnym, datą produkcji i podpisem osoby odpowiedzialnej za kontrolę jakości.

Cały front, za wyjątkiem wystających na kilka milimetrów krawędzi, przykrywa czarna maskownica. Jest ona mocowana za pomocą magnesów, jednak ponieważ ramka delikatnie wchodzi w płaszczyznę frontu, jej przypadkowe strącenie jest raczej niemożliwe. Aby przyjrzeć się głośnikom, wystarczy chwycić ją na brzegach i pociągnąć do siebie. Szczerze mówiąc, jest to bardzo praktyczne rozwiązanie dla osób, które z takich czy innych względów wolą używać maskownic i zdejmują je tylko okazjonalnie, do krytycznych odsłuchów. Grahamy w takim wydaniu prezentują się całkiem dyskretnie. No, ale... Prawdziwa jazda zaczyna się, gdy zdemontujemy grille. Co to jest?! Głośniki rodem z czasów zimnej wojny, 32 (!) srebrne śruby mocno kontrastujące z ciemnym frontem i czarnym kołnierzem wokół kopułki, tunel rezonansowy w formie dziury bez łagodnie wyprofilowanych krawędzi, a do tego jeszcze wąski panel umożliwiający dokonania korekcji wysokich tonów, ale nie za pomocą hebelka lub zworki, ale czterech metalowych wypustek z przylutowanym drucikiem. Całość wygląda jak prototyp pamiętający upadek muru berlińskiego lub projekt zaliczeniowy niezbyt ogarniętego ucznia technikum elektronicznego. Nie chcę być niegrzeczny, ale pod wieloma względami to po prostu koszmar. Trzeba jednak pamiętać o tym, że LS5/9 nie miały wyglądać, tylko grać. Śmiem twierdzić, że tak spartański, garażowy dizajn w najmniejszym stopniu nie obchodził ani ich projektantów, ani użytkowników. Dla wielu ludzi były to głośniki "do roboty", a wzornictwo nie dość, że miało marginalne znaczenie, to jeszcze było pierwszym elementem, na którym można było zaoszczędzić parę funtów.

Obudowy LS5/9 zostały zaprojektowane tak, aby mogły delikatnie drgać, oddając część energii do otoczenia. Kupno dużych, ciężkich standów i przyklejenie kolumn do ich górnych blatów jest więc błędem. Powinniśmy raczej dążyć do ideału, jakim byłoby w tym przypadku zawieszenie kolumn w powietrzu, bez przykładania czegokolwiek do skrzynek i blokowania emitowanych przez nie wibracji. Rozwiązaniem mają być dedykowane podstawki wykonane ze stosunkowo cienkich, metalowych prętów. Podstawa monitorów styka się z nimi zaledwie w kilku punktach, dzięki czemu nawet dolna ścianka może "działać".

Z dzisiejszego punktu widzenia, Grahamy są jednak mocno kosmiczne. Głośnik nisko-średniotonowy został zamontowany od tyłu, a towarzysząca mu kopułka - od przodu. Obecnie wielu producentów dąży raczej do tego, aby jednostka wysokotonowa była cofnięta względem woofera (chociażby poprzez umieszczenie jej w osobnej tubie na szczycie obudowy lub pochylenie przedniej ścianki), co ma na celu wyrównanie obu części pasma w fazie. Tutaj jest inaczej, a czubek kopułki "wyprzedza" nakładkę przeciwpyłową woofera o kilka dobrych centymetrów. Widoczne łby śrub i wkrętów to estetyczne nieporozumienie, ale każdy z tych punktów ma swój cel. 10 umieszczonych przy samych krawędziach trzyma na miejscu całą przednią ściankę. Odpowiedni moment, czyli siła, z jaką zostały one dokręcone, stanowi jeden z kluczowych elementów "strojenia" skrzynek wykonanych z 9-mm sklejki. Test opukiwania wypada blado, ale właśnie w tym rzecz i podobno tu kryje się spora część magii tych zestawów. Cztery śruby wokół głośnika nisko-średniotonowego odpowiadają oczywiście za jego mocowanie, podobnie jak cztery kolejne na brzegach tweetera i jeszcze cztery w miejscu, gdzie zaczyna się metalowa siateczka blokująca dostęp do delikatnej, 34-mm kopułki. Co ciekawe, jest to dokładnie ten sam głośnik, który był stosowany w oryginalnej wersji LS5/9. Brytyjscy projektanci zdecydowali się wówczas na tweeter Audaxa i, o dziwo, francuska firma wciąż produkuje go bez większych zmian. Przynajmniej w tej kwestii Graham miał ułatwione zadanie, bo 20-cm woofer trzeba było wykonać na zamówienie, czego podjęła się firma Volt Loudspeakers z pobliskiego Dorset. Cztery ostatnie, duże śruby "zdobiące" front zostały wkręcone w dziwnych miejscach na wysokości tweetera, ale w nierównych odległościach od niego po lewej i prawej stronie. Utrzymują one na miejscu zwrotnicę zamontowaną na jednej, dużej płytce drukowanej znajdującej się zaraz za magnesem tweetera. Panel z systemem korekcji zamocowano znacznie mniejszymi wkrętami, których mamy aż sześć. A co! W swojej skrzynce na narzędzia mam sporo takich wkrętów - mniejszych, większych, jakich tylko dusza zapragnie. Patrząc na LS5/9 zacząłem się zastanawiać czy dystrybutor Grahama zauważyłby, gdybym w każdy z monitorów wkręcił jeszcze ze dwa, ot tak, dla draki. Pewnie tak, bo mówimy o człowieku, który przed pakowaniem lub przełączaniem sprzętu zawsze zakłada białe rękawiczki, ale czy zauważyłby to przeciętny klient? Nie jestem pewien.

Zdecydowanie najbardziej hardcore'owym elementem jest jednak panel z "przełącznikami". Nie dość, że zakres regulacji jest naprawdę niewielki (-1, 0 lub +1 dB), to jeszcze w celu wprowadzenia zmian musimy użyć lutownicy. Standardowo kolumny ustawione są na zero, ale ponieważ końcówki ustawiono w jednej linii, producent użył odpowiednio długiego przewodu. Nie wiem czy zastąpienie go czymś lepszym byłoby dla użytkowników aż tak wielkim problemem, ale jeśli ktoś dojdzie do wniosku, że w jego pomieszczeniu i jego systemie wysokie tony trzeba delikatnie podbić, kabelek powinien wystarczyć. Tylko czemu nie zdecydowano się na prosty hebelek lub zworkę, którą można przepiąć w ciągu sekundy? Wiem, że połączenia lutowane są generalnie lepsze, ale może nie w miejscu, które z założenia ma "pracować". Żeby jeszcze Brytyjczycy z takim pietyzmem podchodzili do wszystkich szczegółów, ale sam tweeter jest łączony na wsuwki, a i jakość terminali każe sądzić, że audiofilskie dyrdymały o wyższości lutów nad szybkozłączkami i drogie, rodowane gniazda w ogóle ich nie obchodziły. Można powiedzieć, że chodziło o zachowanie zgodności z oryginałem, ale z tego, co wiem, oryginalne LS5/9 nie były wykańczane ekskluzywnym fornirem hebanowym. Przylutowany na sztywno kabelek potrafię usprawiedliwić tylko w jeden sposób. Może producentowi zależało na tym, aby klienci nie mylili tego rozwiązania z korektorem i nie korzystali z niego po każdej zmianie płyty, ale jednocześnie wiedzieli, że jeśli po dłuższym odsłuchu dojdą do wniosku, że ilość wysokich częstotliwości należy delikatnie zwiększyć lub zmniejszyć, zawsze będą mogli sięgnąć po lutownicę i załatwić sprawę po męsku. Podobno dystrybutor wykonuje taką operację na życzenie klienta. Można więc powiedzieć, że regulacja w domu klienta jest już wliczona w cenę.

Na koniec kwestia ustawienia. W instrukcji obsługi, Graham Audio sugeruje zastosowanie 50-cm standów. W praktyce można jednak ustawić monitory wyżej, bo kopułka nie znajduje się na samej górze, ale mniej więcej w 2/3 wysokości skrzynek. Ich archaiczne proporcje mogą być mylące, ale jeśli zastosujemy standardowe, 60-cm podstawki, tweetery powinny znaleźć się na poziomie naszych uszu. Problem z monitorami BBC jest jednak zupełnie inny. Ich obudowy zostały zaprojektowane tak, aby mogły delikatnie drgać, oddając część energii do otoczenia. Kupno dużych, ciężkich standów i przyklejenie kolumn do ich górnych blatów - tak, jak postąpilibyśmy z większością monitorów - zdaniem producenta, dystrybutora i wielu fanów Grahama jest więc błędem. Twierdzą oni, że powinniśmy raczej dążyć do ideału, jakim byłoby w tym przypadku zawieszenie kolumn w powietrzu, bez przykładania czegokolwiek do skrzynek i blokowania emitowanych przez nie wibracji. Rozwiązaniem mają być dedykowane podstawki wykonane ze stosunkowo cienkich, metalowych prętów. Podstawa monitorów styka się z nimi zaledwie w kilku punktach, dzięki czemu nawet dolna ścianka może "działać" tak, jak powinna. Firmowe standy wyglądają na ażurowe i delikatne, dzięki czemu nasze zestawy nie będą prezentowały się tak przytłaczająco i może nawet będzie jakaś szansa, aby druga połówka pogodziła się z tym widokiem. Z pewnością zauważy jednak deficyt w domowym budżecie, bo LS5/9 w standardowej wersji kosztują 17900 zł, w jednym z niestandardowych fornirów cena ta wzrośnie jeszcze o 1000 zł, a na dedykowane podstawki trzeba wyłożyć 1990 zł. Dwie dychy jak w mordę strzelił. Ale to i tak nic w porównaniu z LS5/8, które kosztują 45000 zł, a wyglądają jak LS5/9 w czterokrotnie większej obudowie. W ramach ciekawostki mogę jeszcze powiedzieć, że - podobnie, jak oryginał z 1983 roku - LS5/9 w wykonaniu Grahama przypadły do gustu nie tylko audiofilom, ale i profesjonalistom. Opisywane zestawy pracują już między innymi w londyńskiej The Royal Opera House, a realizatorzy dźwięku bardzo pozytywnie wypowiadają się na temat ich brzmienia, ze szczególnym uwzględnieniem stereofonii.

Graham Audio LS5/9

Brzmienie

Z punktu widzenia przeciętnego melomana, w dzisiejszych czasach takie kolumny w ogóle nie powinny istnieć. Kilka oryginalnych par mogłoby się zachować w muzeach techniki, ewentualnie w domach wyjątkowo zakręconych audiofilów lub jako dekoracja w najsłynniejszych i najstarszych studiach nagraniowych, ale na pewno nie powinniśmy mówić o takich zestawach jako fabrycznie nowym sprzęcie, który można zamówić w sklepie i po kilku tygodniach odebrać świeżutkie kartony z firmowymi plombami. Pod wieloma względami jest to całkowicie, ale to całkowicie szalone - nie ma żadnego uzasadnienia technicznego, praktycznego ani ekonomicznego. Rozsądek i pewne przyzwyczajenie do postępu technicznego każe nam sądzić, że kolumny zaprojektowane w XXI wieku powinny przewyższać klasyczne monitory z 1983 roku pod każdym względem. Obecnie dysponujemy przecież nie tylko bardziej zaawansowanymi materiałami, ale też precyzyjnymi maszynami, czułymi mikrofonami i komputerowymi systemami pomiarowymi, o jakich w latach osiemdziesiątych można było tylko pomarzyć. Co więcej, na wstępie należy zadać sobie pytanie po co audiofile mieliby używać studyjnych zestawów głośnikowych. Świat profesjonalnego sprzętu audio na pewno niektórych pociąga i fascynuje, ale takich urządzeń nie projektuje się po to, aby ich użytkownicy czerpali z odsłuchu jakąś niewyobrażalną przyjemność. Podobnie, jak mikrofony i stoły mikserskie, są to narzędzia pracy. Mają przede wszystkim umożliwiać, a na wyższym poziomie nawet ułatwiać wykonanie pewnej roboty. Z takim samym nastawieniem projektowane były monitory BBC. Brytyjscy dźwiękowcy mieli dzięki nim doskonale słyszeć to, co musieli, aby ludzie siedzący przed radioodbiornikami i telewizorami otrzymywali jak najwierniejszy przekaz. Jestem ciekawy co by powiedzieli na wieść o tym, że melomani kupują takie monitory, aby słuchać muzyki w domu. To trochę tak, jakby ktoś chciał pojechać na wakacje samochodem rajdowym. Można? Pewnie, w końcu to samochód. Ale zupełnie nie do tego. Jest niewygodny, ma twarde zawieszenie, kiepsko wytłumioną kabinę, hałaśliwy silnik i wydech, pali jak smok, a zamiast bagażnika i tylnej kanapy ma jakieś rury, paski i wielką gaśnicę. Normalne, cywilne auto sprawdzi się w takiej sytuacji o wiele lepiej. Co więcej, w przypadku Grahamów nie mówimy o słuchaniu muzyki na jakichś w miarę normalnych, profesjonalnych głośnikach, ale o wstawianiu do domu repliki monitorów, którym niebawem stuknie czterdzieści lat. Wiąże się z tym kilka dodatkowych problemów. Po pierwsze, są to kolumny zbudowane w bardzo nietypowy sposób i wymagające specjalnego traktowania. Kupno dedykowanych podstawek nie jest w tym przypadku zachcianką podyktowaną głównie względami estetycznymi, ale koniecznością. Jeśli chcemy wykorzystać potencjał strojonych obudów, raczej nie znajdziemy nic lepszego. Drewniane pudła o archaicznych proporcjach wyglądają jakby zostały odnalezione na strychu, w związku z czym nie będą pasować do każdego wnętrza. Największą ceną, jaką będziemy musieli zapłacić za nasze trudne do wytłumaczenia zamiłowanie do starych głośników jest jednak... Cena. Brytyjczycy z pewnością musieli się napracować, aby stworzyć takie cudo i postanowili doprowadzić projekt do końca w iście bezkompromisowy sposób. A to, niestety, kosztuje. Odtworzenie projektu z lat osiemdziesiątych, uruchomienie fabryki, ręczna produkcja obudów, wykonanie własnego woofera mającego jak najwierniej imitować niedostępny oryginał, godziny testów i odsłuchów, zdobycie i opłacenie licencji BBC i zatrudnienie syna założycieli Spendora, który w tych sprawach jest podobno najbardziej obeznanym człowiekiem żyjącym na naszej planecie - wszystko to przekłada się na cenę sięgającą dwudziestu tysięcy złotych. Za te pieniądze można kupić takie kolumny, jak Sonus Faber Sonetto V, Piega Premium 701, Dynaudio Evoke 50, Audio Physic Tempo Plus, Monitor Audio Gold 200, ProAc Studio 148 czy Bowers & Wilkins 704 S2. Jaki idiota wolałby przeznaczyć je na kopię czterdziestoletnich kolumn zrobionych z cienkich deseczek i wyposażonych w tweeter, którego możliwości kończą się na 16 kHz? Szaleństwo. Paranoja. Głupota.

A jednak... Coś w tych głośnikach jest, i słychać to już od pierwszych taktów. Ekstremalna neutralność? Nie. LS5/9 mają swój charakter i wcale się z tym nie kryją. Równiutkie pasmo przenoszenia? A gdzie tam! Już po kilku minutach można wytknąć im kilka podstawowych błędów. Tak naprawdę, im dłużej ich słuchałem, tym więcej odkrywałem w ich brzmieniu mniejszych lub większych mankamentów. Wszystkie te niedoskonałości może nam jednak wynagrodzić coś, co trudno jest zmierzyć, narysować i zamknąć w tabeli danych technicznych. Tym czymś jest szeroko pojęta muzykalność. Brytyjskie monitory traktują muzykę po ludzku i wkładają w swoją pracę mnóstwo serca. Można nawet powiedzieć, że wiąże się to ze wspomnianymi nierównościami w paśmie, bowiem ludzki pierwiastek w każdej sztuce może oznaczać specyficzne połączenie geniuszu i drobnych niedoskonałości. Gdyby pojęcie hi-fi obowiązywało w malarstwie, a każdy mistrz dążył do tego, aby jak najwierniej odwzorować rzeczywistość, najsłynniejsze obrazy wyglądałyby jak zdjęcia z nowoczesnej, cyfrowej lustrzanki. Hiperrealizm. A jednak najwięcej emocji wzbudzają w nas impresjonistyczne pejzaże Moneta, cudaczne grafiki Klimta, szalone wizje Muncha, kolorowe fraktale Pollocka i obejmujące się trupy Beksińskiego. Umiejętność perfekcyjnego odtworzenia rzeczywistości może być niezbędna w wielu aspektach naszego życia, ale czy służy jakiejkolwiek sztuce? Oczywiście, wielu audiofilów powie w tym momencie, że to zadanie należy do muzyków, a rolą sprzętu nagrywającego i odtwarzającego jest przeniesienie ich muzyki do naszych domów w jak najwierniejszej formie. To prawda, ale artyści nie są cyborgami wydobywającymi z siebie dźwięki o określonych częstotliwościach, w ściśle ustalonych odstępach czasu. Poprzez swoją twórczość starają się także przekazać nam pewne emocje. Ich odtworzenie jest moim zdaniem trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Wielokrotnie miałem okazję testować wzmacniacze, przetworniki i kolumny, w których brzmieniu trudno było znaleźć jakiekolwiek wady. Pod wieloma względami były to urządzenia idealne. Nie dodawały nic od siebie, ani też niczego muzyce nie odbierały. Teoretycznie. Bo zazwyczaj całkowicie siadał wówczas aspekt emocjonalny. Słuchanie stawało się czynnością, która pod względem dostarczanej mi frajdy i ekscytacji mogłaby konkurować z segregowaniem odpadów albo staniem w porannym korku. Czy święte, audiofilskie przykazanie dążenia do maksymalnej wierności wobec oryginały naprawdę prowadzi nas do celu? A może dążenie do ideału hi-fi sprawdzało się tylko do pewnego momentu? Tego, w którym owszem, podążaliśmy za techniczną doskonałością, ale paradoksalnie to właśnie niedoskonałość istniejących metod rejestrowania dźwięku, analogowych nośników i domowego sprzętu audio powstrzymywała nas przed stopniowym zabijaniem tego emocjonalnego pierwiastka w muzyce? Jeżeli nie mam racji, to jak wytłumaczyć zamiłowanie audiofilów i melomanów do gramofonów, wzmacniaczy lampowych i zestawów głośnikowych zbudowanych tak, jak czterdzieści, pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt lat temu? Z technicznego punktu widzenia nie ma to sensu. Z ekonomicznego - tym bardziej. Wszystkie te oldschoolowe zabawki są drogie i niepraktyczne. Ale kiedy grają, w naszym domu pojawia się coś więcej niż dźwięk. Pojawia się magia.

LS5/9 to właśnie takie podejście do muzyki. Dalekie od ideału, ale niezwykle wciągające. Brytyjskie monitory grają trochę dziwnie, ale mają charyzmę przed którą aż ciężko jest uciec. Atakują od razu i kierują swój przekaz bardziej do naszego serca niż do mózgu. Potrafią poruszyć w nas emocjonalne struny, które nawet nie drgną podczas odsłuchu większości nowoczesnych kolumn. Żeby jednak nikt nie mówił, że zakochałem się w nich do tego stopnia, że odebrało mi rozum, pozwolę sobie wrócić do minusów. Pierwszym i najpoważniejszym jest nierówne pasmo. Na pierwszy rzut ucha dość szerokie, szczególnie za sprawą mocnego basu. Potężne woofery zamontowane w dużych, wentylowanych obudowach naprawdę potrafią przyłożyć. Wystarczy sięgnąć po coś z klasyki rocka, gęstą elektronikę albo nawet koncertowe nagrania jazzowe, aby zorientować się, że LS5/9 nie bez powodu cieszyły się opinią mniejszego odpowiednika flagowych LS5/8. Jest uderzenie, rozmach, gęstość i bezkompromisowe łojenie. Sęk w tym, że nie jest to granie liniowe. Niskie tony w wydaniu testowanych monitorów do pewnego momentu pracują coraz mocniej, jakby zamierzały nam udowodnić, że im głębiej się zapuścimy, tym więcej energii z siebie wydobędą. Niestety, później, na samym skraju pasma zaczyna kończyć im się para, w związku z czym tych prawdziwie subsonicznych pomruków po prostu nie ma. Czy ewidentne podbicie w zakresie średniego basu może sprawić, że zapomnimy o deficycie najniższych składowych? To zależy od odtwarzanego materiału. Niektóre płyty zwyczajnie takich częstotliwości nie zawierają i zwyczajnie nie potrzebują. Na innych natomiast wyraźny zjazd najniższego basu, przypominający trochę to, z czym mamy do czynienia w obudowach zamkniętych, będzie wyraźnie odczuwalny. Drugim największym problemem "częstotliwościowym" jest jeszcze większy spadek w zakresie wysokich tonów. Góra pasma jest wyraźnie uspokojona, żeby nie powiedzieć - stłumiona. Nie oznacza to, że w muzyce ewidentnie czegoś nam brakuje. Większość informacji dociera do nas bez trudu, a na audiofilskich płytach tweeter Audaxa potrafi odezwać się pięknym, elegancko oszlifowanym dźwiękiem. W kategoriach bezwzględnych góra mogłaby być jednak lepiej rozciągnięta, odważniejsza, bardziej napowietrzona i doświetlona. Jeżeli mieliście kiedyś magnetofon z systemem Dolby B, na pewno pamiętacie jakie zmiany w brzmieniu wprowadzało naciśnięcie tego przycisku. Było mniej szumów, to fakt, ale dźwięk stawał się ciemniejszy i mniej energiczny. Podobnie jest tutaj. Nie można powiedzieć, by wysokie tony były wycinane lub sprowadzane do wspólnego mianownika, ale na pewno nie mamy do czynienia ze sprzętem liniowym i stuprocentowo neutralnym.

Wszystko to w naturalny sposób kieruje naszą uwagę w stronę średnich tonów, które są... Wspaniałe. Naturalnie ciepłe, gęste, organiczne, bliskie, po prostu magiczne. Wielu audiofilów powie, że dzięki takiej prezentacji tego zakresu, LS5/9 wynagradzają nam wszelkie niedoskonałości. Obserwujemy także swego rodzaju paradoks. Teoretycznie bowiem dźwięk tak nierówny w zakresie najniższych i najwyższych częstotliwości nie powinien być przez nas odbierany jako realistyczny. Kiedy nagranie wymaga zapuszczenia się w najniższe, subwooferowe rejony albo zawiera sporo wyższych składowych, doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że Grahamy kombinują. Ale większość muzyki, w tym wokale i instrumenty absolutnie najważniejsze z punktu widzenia ludzkiego narządu słuchu, kryje się w zakresie średnich tonów, który jest tak przekonujący, że trudno nie dać mu się porwać. Choćby człowiek chciał pozostać obiektywny, LS5/9 skutecznie dobijają się do naszych uszu, a następnie serca i emocji towarzyszących słuchaniu muzyki. Wiemy, że coś z tym dźwiękiem jest nie tak, ale też mamy stuprocentową pewność, że nierówne skraje pasma nie odciągną nas od tego, co dzieje się w jego centrum. Jeżeli nie zrobią na Was wrażenia wokale (w co wątpię), posłuchajcie dowolnego rockowego nagrania zbudowanego na gęstym brzmieniu elektrycznych gitar, akustycznego jazzu lub symfoniki. Żeby było śmieszniej, średnica Grahamów też nie jest do końca neutralna. Jest wyraźnie ocieplona, zagęszczona i wysunięta w naszym kierunku. LS5/9 nie oferują nam suchego, obiektywnego i beznamiętnego dźwięku, jakiego spodziewalibyśmy się po studyjnych monitorach. Wręcz przeciwnie. Ewidentnie się do nas przymilają i w nosie mają liniowe, neutralne granie. I właśnie to w ich brzmieniu jest najpiękniejsze.

Ciepło, romantyzm i zagęszczony środek pasma... Pomyślicie pewnie, że LS5/9 to kolumny dla melomanów starej daty, dżentelmenów z siwymi wąsami, których muzyczny świat skończył się gdzieś pomiędzy "Let It Be" Beatlesów a "The Wall" Pink Floydów. Brytyjskie monitory mogą wyjątkowo przypaść im do gustu, ale nie powiedziałbym, że nie sprawdzą się w żadnych innych okolicznościach. W przeciwieństwie do LS3/5, mamy bowiem do czynienia z zestawami, które spokojnie można postawić obok wielu nowoczesnych monitorów, nie obawiając się natychmiastowego nokautu. Fakt, może nie wypada nazwać ich pełnopasmowymi, ale z tak mocnym basem i stosunkowo przejrzystym zakresem wysokich tonów też wiochy nie robią. Co więcej, ich dźwięk jest na tyle dziarski, a zastosowane przez brytyjskich inżynierów głośniki tak dobrze radzą sobie z wyższymi poziomami głośności, że z niczym nie trzeba się specjalnie pieścić. Ostatniego dnia testu postanowiłem, tak na pożegnanie, ostro się z nimi zabawić i uprzejmie donoszę, że eksperyment nie zakończył się ani bólem uszu ani interwencją straży pożarnej. Tool, KNŻ, System of a Down, Sepultura, Entropia... Działo się. A Grahamy nic. Ładowały aż miło. W tych najgęstszych momentach brakowało im szybkości i rozdzielczości, ale w kwestii makrodynamiki nie dawały za wygraną. I choć zdecydowanie lepiej czują się w innym repertuarze, miło wiedzieć, że nie poddały się w starciu z taką nawałnicą rockowych i metalowych dźwięków.

Wydawałoby się, że duże, szerokie skrzynki nie będą w stanie wygenerować trójwymiarowej sceny stereofonicznej, a o efekcie znikania głośników z pokoju odsłuchowego będzie można co najwyżej pomarzyć. Nieprawda. Odpowiednio ustawione, LS5/9 potrafią zadziwić. Z moich doświadczeń wynika, że kluczowe jest pozostawienie im sporej przestrzeni dookoła, znalezienie optymalnego kąta dogięcia i oczywiście użycie właściwych podstawek. Bez tego również pokażą jak powinna wyglądać prawidłowa przestrzeń, ale prawdopodobnie nie wzbiją się na poziom wybitny, który ewidentnie jest w ich zasięgu.

LS5/9 mają w rękawie jeszcze dwa asy. Pierwszym jest spójność, zbudowana głównie na przyjemnym poczuciu, że dźwięk ma identyczny charakter na całej szerokości pasma. Brytyjczykom udało się w bezbłędny sposób skleić ze sobą oba przetworniki, co prawdopodobnie nie było łatwym zadaniem. Dziś raczej niewielu producentów pokusiłoby się o stworzenie dwudrożnej kolumny wykorzystującej 20-cm woofer i 34-mm kopułkę. Przyznacie, że pachnie to podkreślonymi skrajami pasma i dziurą w zakresie średnich tonów. A jest dokładnie odwrotnie! Oba głośniki mają membrany z zupełnie innych materiałów i zostały wykonane przez dwie różne firmy, a mimo to w brzmieniu LS5/9 nie słychać szwów. A jeśli nawet w paśmie pojawiają się nierówności (o których wspomniałem wcześniej), nie leżą one w tym krytycznym obszarze, na który ludzkie ucho jest najbardziej wyczulone. Drugim niezaprzeczalnym plusem Grahamów jest przestrzeń. Wydawałoby się, że duże, szerokie skrzynki nie będą w stanie wygenerować trójwymiarowej sceny stereofonicznej, a o efekcie znikania głośników z pokoju odsłuchowego będzie można co najwyżej pomarzyć. Nieprawda. Odpowiednio ustawione, LS5/9 potrafią zadziwić. Z moich doświadczeń wynika, że kluczowe jest pozostawienie im sporej przestrzeni dookoła, znalezienie optymalnego kąta dogięcia i oczywiście użycie właściwych podstawek. Bez tego również pokażą jak powinna wyglądać prawidłowa przestrzeń, ale prawdopodobnie nie wzbiją się na poziom wybitny, który ewidentnie jest w ich zasięgu. Niby mamy do czynienia z monitorami, więc rozsądek podpowiada, aby zapewnić im jakieś wsparcie ze strony tylnej ściany pomieszczenia. Niby jest to konstrukcja z bass-reflexem skierowanym do przodu, więc niewielki zapas wolnej przestrzeni nie powinien stanowić dla nich problemu. Ale trzeba też pamiętać, że mamy do czynienia z bardzo specyficzną obudową, która musi mieć wokół siebie trochę powietrza, aby mogła drgać i "oddychać". Wszystko będzie oczywiście zależało od warunków panujących w danym pomieszczeniu, ale nawet metrowa "strefa ochronna" z każdej strony nie będzie złym pomysłem. Trzeba będzie trochę poeksperymentować i na pewno można się spodziewać raczej bliskiej, szerokiej sceny niż koncertowej, głębokiej stereofonii budowanej z amerykańskim rozmachem, ale jeżeli znajdziemy optymalne ustawienie, Grahamy powinny bez problemu zniknąć i zostawić nas sam na sam z muzyką.

Na koniec chciałbym podzielić się z Wami pewną osobistą historią. Niedługo po tym, jak założyliśmy nasz portal, skontaktował się ze mną Piotr Guzek - znany wrocławski meloman, impresario, organizator koncertów i festiwali, a także Audiofila - cyklicznych spotkań organizowanych dla miłośników wysokiej klasy aparatury audio i nie tylko. To fantastyczny, ciepły człowiek obdarzony niezwykle dokładnym słuchem i muzycznym wyczuciem. Kiedy opowiada o swoich spotkaniach ze słynnymi artystami, a także bogatych doświadczeniach ze sprzętem audio, publiczność słucha go jak zaczarowana. Ludzie z zaciekawieniem chłoną każde jego słowo i czekają aż ze swojej srebrnej walizki wyjmie kolejną czarną płytę. Kiedyś, po pierwszym dniu jednej z weekendowych prezentacji, rozmawialiśmy przy piwie i dzieliliśmy się najciekawszymi historiami związanymi z naszą audiofilską pasją. Nie ukrywam, że byłem szczerze zafascynowany jego entuzjazmem i energią, ale, przyzwyczajony do mocno komercyjnej atmosfery większych imprez tego typu, nie mogłem do końca pojąć jaki jest cel Audiofila. W końcu impreza wymagała wynajęcia na weekend dużej, hotelowej sali konferencyjnej, ściągnięcia kosztownego, hi-endowego sprzętu, poświęcenia swojego czasu i zaangażowania w cały projekt przynajmniej kilku zaprzyjaźnionych osób, a wstęp był wolny, nikt nie przekonywał nikogo do zakupu konkretnego sprzętu ani nawet nie sprzedawał przy wejściu płyt winylowych. "Piotr, po co tak naprawdę to robisz?" - spytałem z właściwą sobie bezczelnością. "Wiesz po co? Bo ja tak sobie myślę, że jeśli ktoś nawet na chwilę oderwie się od telewizora, nie będzie się nudził, nie będzie robił nic głupiego ani złego, tylko przyjdzie posłuchać dobrej muzyki na fantastycznym sprzęcie, to stanie się przez to lepszym człowiekiem, a ja będę miał poczucie, że zrobiłem coś dobrego." - odpowiedział. Zatkało mnie. Jako, że nie znałem go jeszcze tak dobrze, przez chwilę myślałem, że zwyczajnie robi sobie ze mnie żarty. Ale nie. On to powiedział zupełnie szczerze. Jakiś czas temu wpadliśmy na siebie na hotelowym korytarzu podczas Audio Video Show. Z tego, co pamiętam, był to sobotni wieczór, więc obaj mieliśmy już w nogach trochę kilometrów i zwiedzonych pokoi, więc w pośpiechu zaczęliśmy wymieniać się doświadczeniami z tych króciutkich odsłuchów. Spodziewałem się, że na pierwszym miejscu Piotr postawi któryś z systemów z pierwszych stron wystawowego katalogu, ale zabił mnie ponownie. "Wiesz co? Ja wiem, że wszystkie te sprzęty za setki tysięcy są wspaniałe i imponujące, ale po raz kolejny wszedłem do pokoju, w którym grały monitory Graham Audio LS5/9 i wyjść z niego nie mogłem. Jest w tym dźwięku coś magicznego. To jest moja bajka i takich kolumn mógłbym słuchać do końca życia." - powiedział. Poszedłem, usiadłem, posłuchałem. A po wystawie napisałem, że całkowicie się z nim zgadzam. Jeżeli więc szukacie szczęścia w brzmieniu kolumn w cenie małego domku, nie zdziwcie się jeśli pewnego dnia stare, brytyjskie monitory wywrócą Wasz świat do góry nogami. Są dziwne. Nietuzinkowe. I bez wątpienia nieperfekcyjne. Mają charakter. Mają wady. Ale potrafią pokazać muzykę w nieprawdopodobnie ludzki sposób. Traktują ją tak, jakby same miały duszę.

Graham Audio LS5/9

Budowa i parametry

Graham Audio LS5/9 to klasyczne, dwudrożne kolumny podstawkowe w obudowie wentylowanej, będące niemal wierną kopią jednego z najciekawszych monitorów zbudowanych oryginalnie dla BBC. Wśród zestawów otaczanych przez wielu audiofilów prawdziwym kultem, model ten wyróżniał się bardzo praktycznym połączeniem kompaktowych rozmiarów (w porównaniu z największymi skrzyniami pracującymi na co dzień w studiach nagraniowych) i mocnego, wyrazistego, pełnopasmowego brzmienia. Historia zaczyna się w latach sześćdziesiątych, kiedy to dźwiękowcy z BBC Research Department doszli do wniosku, że największa brytyjska korporacja radiowo-telewizyjna powinna dysponować sprzętem oferującym najwyższą jakość dźwięku. Zestawy głośnikowe, jakie specjaliści z BBC sobie wymarzyli, miały być lepsze niż jakiekolwiek inne monitory, które w tamtych czasach można było kupić na rynku. Ich wymagania były bardzo wyśrubowane, ale różne, bo i różne miało być przeznaczenie każdego z projektowanych modeli. W 1968 roku powstały kolumny oznaczone symbolem LS3/6, za których projektem stał Spencer Hughes, późniejszy współzałożyciel firmy Spendor. W 1975 roku stworzono maleńkie, "przenośne" monitory LS3/5. Cztery lata później zaprojektowano dwudrożne, ale potężne monitory, które miały stać się modelem referencyjnym. Mowa o LS5/8 - zestawie opartym na 30-cm polipropylenowym głośniku basowym i 34-mm miękkiej kopułce Audaxa, pracującym w obudowie o objętości ponad stu litrów. LS5/8 były fantastyczne, ale o zabraniu ich w teren można było co najwyżej pomarzyć. Kłopotliwe było nawet przenoszenie ich z jednego studia do drugiego. Dziennikarze i dźwiękowcy pracujący poza studiem musieli więc bazować na LS3/5, które z reprodukcją średnich i wysokich tonów radziły sobie doskonale, ale basu miały tyle, co kot napłakał. W 1983 roku światło dzienne ujrzały więc LS5/9, które miały wypełnić lukę między miniaturowymi LS3/5 a znacznie większymi LS5/8 i LS3/6. Kolumny udało się zmieścić w obudowach o objętości zaledwie 28 litrów. Podobnie, jak w przypadku innych monitorów BBC, skrzynki wykonano ze sklejki brzozowej o grubości 9 mm, dzięki czemu były też stosunkowo lekkie. Niskimi i średnimi tonami zajmował się 20-cm głośnik Rogersa, którego membranę wykonano z ciekawego, niemal całkowicie przezroczystego polipropylenu. Można było przez nią zobaczyć dolny resor, ramiona kosza oraz układ magnetyczny woofera. Wysokie tony powierzono tej samej, 34-mm kopułce Audaxa, którą montowano w LS5/8.

Mimo, że w branży audio funkcjonuje kilka firm specjalizujących się w produkcji monitorów na licencji BBC, zawsze znajdzie się ktoś, dla kogo dostępne w sprzedaży kopie tych klasycznych zestawów nie są wystarczająco dobre, nie zostały zbudowane z wystarczającą troską o detale i nie brzmią tak cudownie, jak oryginalne głośniki sprzed kilkudziesięciu lat. Jedną z takich osób jest Paul Graham, który kultowe monitory BBC kocha do tego stopnia, że postanowił uruchomić własną fabrykę i przywrócić do życia kilka najciekawszych modeli z tamtych lat, oczywiście w jak najdoskonalszej, zgodnej z pierwowzorem formie. Zadanie nie było łatwe, bo - co tu dużo mówić - dziś nie produkuje się kolumn w ten sposób. Strojonych obudów z brzozowej sklejki nie są w stanie stworzyć nawet najdoskonalsze maszyny. Musi to być precyzyjna, całkowicie ręczna robota. Na przeszkodzie stoi również brak komponentów identycznych lub chociażby podobnych do tych, na jakie zdecydowali się inżynierowie BBC. Pasjonaci z Graham Audio znaleźli jednak sposób na obejście każdego z tych ograniczeń, a ich pierwszym dziełem były właśnie LS5/9. Ich obudowy są właściwie zgodne z oryginalnym projektem. Z jednym wyjątkiem - zamiast mat bitumicznych, do wytłumienia skrzynek użyto tutaj wełny Rockwool, której każdy kawałek obszyto eleganckim, czarnym materiałem. Wygląda to niezwykle ciekawie, a przy okazji sprawia, że ani poza monitorami, ani w ich wnętrzu nic się nie sypie i nie brudzi. Każda z tych "poduszeczek" przylega do swojej ścianki. Można więc śmiać się, że kolumny wyglądają jakby zostały skręcone ze skrzynek po jabłkach (no, akurat nie w dostarczonej do testu wersji wykończonej naturalnym fornirem hebanowym), ale ich konstruktorzy niczego nie pozostawili przypadkowi. Niewielka grubość ścianek połączona z brakiem mocnych, wewnętrznych ożebrowań także nie wynika z oszczędności. Brytyjskim inżynierom chodziło o to, aby obudowy do pewnego stopnia rezonowały, ale w kontrolowany, a nie przypadkowy sposób. Za kontrolę drgań i rozbijanie rezonansu skrzynki na kilka częstotliwości odpowiada przede wszystkim jej geometria, ale także precyzyjnie rozmieszczone materiały tłumiące i sposób montażu przedniej ścianki. Ta nie jest wklejana, ale mocowana za pomocą dziesięciu śrub, które trzeba dokręcić z odpowiednią siłą (momentem obrotowym). Jeżeli ktoś w ogóle chciałby się podjąć tego zadania, powinien użyć klucza dynamometrycznego. Takiego, jakiego używa się chociażby przy dokręcaniu głowicy w silniku po wymianie uszczelki. Jeśli zrobimy to zbyt mocno lub zbyt lekko, strojenie obudowy może się rozlecieć i zwyczajnie stracić sens. Oprócz klucza ze wskaźnikiem momentu obrotowego, trzeba więc znać jego dokładną wartość. Innymi słowy, podczas ponownego montażu kolumn powinno się powtórzyć wszystkie czynności tak, jak odbywa się to w fabryce. Wieść niesie, że jakiś czas temu ten prosty błąd popełnił pewien recenzent opisujący jeden z większych modeli innej marki. Kiedy dystrybutor zobaczył zdjęcia rozkręconych skrzynek, odmówił przyjęcia "uszkodzonych" kolumn, w związku z czym musiały one już zostać w redakcyjnym systemie. Nie wiem czy to prawda, a jeśli tak, nie mam pojęcia czy błąd udało się naprawić, ale niech to będzie przestroga dla tych, którzy na widok srebrnych łbów zapragną zajrzeć do środka lub nawet pomajstrować przy LS5/9. Polski dystrybutor Grahama podchodzi do tych kolumn z wielkim szacunkiem, utrzymuje kontakt z producentem i osobiście sprawdza każdą parę po wypożyczeniu. Zapytany o tę delikatną kwestię, powiedział, że owszem zna dokładne wartości momentu obrotowego, a nawet prowadził eksperymenty, z których wynika, że lepiej jest nawet przykręcić śruby odrobinę za lekko, niż odrobinę za mocno. Delikatna różnica podobno nie wprowadza jeszcze bardzo wyraźnych zmian w brzmieniu, więc to nie tak, że dokręcenie lub poluzowanie którejś ze śrub o pół obrotu diametralnie zmieni charakter brzmienia naszych kolumn, ale przy zbyt dużym momencie tracą sporo swojej magii, a przy zbyt małym - zaczynają rezonować w niekontrolowany i raczej nieprzyjemny sposób. Cały dowcip polega na znalezieniu idealnej równowagi między tymi dwoma stanami i właśnie dlatego nie można rozkręcać tych kolumn jeśli nie wie się jak prawidłowo je skręcić. Lepiej dmuchać na zimne.

Jak można się domyślić, najtrudniejszym zadaniem stojącym przed brytyjskimi konstruktorami było zdobycie lub odtworzenie głośników pracujących w LS5/9. Z jednostką wysokotonową sprawa była stosunkowo prosta. Zastosowany tu tweeter Audax TW034X0 jest bardzo podobny do stosowanej w oryginalnych monitorach kopułki Son Audax HD 13D34H. Sytuacja w świecie sprzętu audio spotykana niezwykle rzadko, ale dla Grahama wyjątkowo szczęśliwa. Nie trzeba było szukać dalej ani konstruować własnego głośnika tylko po to, aby jeszcze bardziej zbliżyć się do pierwowzoru. Tweeter zyskał tylko ochronną, metalową siateczkę wątpliwej urody. Z wooferem sprawa była bardziej skomplikowana. Identycznego lub nawet podobnego głośnika zwyczajnie nigdzie się dziś nie dostanie. Zresztą nawet gdyby istniała taka możliwość, Paul Graham musiałby kupić znaczną ilość takich przetworników - nie tylko do utrzymania bieżącej produkcji, ale także w celach serwisowych. 20-cm woofery Rogersa uchodziły bowiem za mało trwałe. Po pewnym czasie sypała się ich membrana, a zawieszenie pękało lub zwyczajnie odklejało się od kosza. Podobno właśnie dlatego inżynierowie BBC zadali sobie tyle trudu, by zamontować ten głośnik od środka. Dociśnięcie gumowego resora do wewnętrznej płaszczyzny frontu miało dodatkowo blokować jego krawędź i tym samym zapobiegać stopniowemu odklejaniu się zawieszenia przy mocniejszych wychyleniach membrany. Grahamowi pozostało więc jedyne rozsądne wyjście - stworzyć własną kopię tego woofera przy użyciu nowoczesnych materiałów. Pomogła mu w tym firma Volt Loudspeakers, która zbudowała głośnik o zbliżonych parametrach i (podobno) niemal identycznych właściwościach brzmieniowych. Jednostka nisko-średniotonowa otrzymała metalowy, odlewany kosz, duży magnes ferrytowy i membranę z przezroczystego polipropylenu wzmocnioną od środka mikroskopijnymi włóknami, które nadają głośnikowi szaro-niebieskawy kolor. W takim przetworniku prawdopodobnie nic już się nie złamie i nie odklei, ale mimo to, Brytyjczycy postanowili przykręcić go od środka - tak, jak w oryginalnych LS5/9. W końcu tradycja to tradycja, a tak charakterystycznych rozwiązań nie wypada zmieniać nawet, jeśli wynikały z ówczesnych ograniczeń technicznych albo miały maskować ewidentne błędy konstrukcyjne.

W związku ze zmianą głośnika nisko-średniotonowego, konieczne było wprowadzenie zmian w konstrukcji zwrotnicy. Ta w opisywanych monitorach została zamontowana na jednej, dużej płytce umieszczonej za tweeterem i składa się z 24 elementów. Niejako na przekór modzie na stosowanie elementów przeciętnej jakości i "dobrze wysezonowanych" kondensatorów, panowie z Grahama zdecydowali się na użycie komponentów z wysokiej półki. Znajdziemy tu rezystory cermetowe, cewki rdzeniowe i polipropylenowe kondensatory marki Jantzen Audio. Nie jest to jeszcze absolutny hi-end, ale całość wygląda zdecydowanie lepiej niż filtr złożony z przypadkowych części wygrzebanych na targu staroci. A, niestety, w tego typu "głośnikach z tradycjami" zdarzają się i takie kwiatki. Co ciekawe, w pracach nad tą wierną kopią LS5/9 brał udział Derek Hughes, syn założycieli Spendora, który w 1990 roku zaprojektował kolumny SP1/2. Opisywane monitory są wytwarzane w zakładzie Grahama w hrabstwie Devon, a producent deklaruje, że wszystkie komponenty potrzebne do ich produkcji pochodzą z Wielkiej Brytanii i Europy. Każda para przed pakowaniem i wysyłką jest poddawana pomiarom i - uwaga, uwaga - odsłuchom. Brytyjczycy uważają, że nie ma lepszej metody, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Trudno się z nimi nie zgodzić, bo to oni najlepiej znają swoje głośniki i z pewnością byliby w stanie wychwycić ewentualne nieprawidłowości. Skrupulatne podejście do kwestii kontroli jakości wymusza podobno sam fakt produkcji monitorów na licencji BBC. Mówi się, że medialny gigant dba o swoje dobre imię i nie dopuszcza, aby pod jego banderą wypuszczano na rynek bezwartościowy szmelc. Doszły mnie słuchy, że na podstawie umowy licencyjnej, BBC nie tylko kasuje producenta za każdą wyprodukowaną parę kolumn, ale może również kontrolować różne aspekty całego procesu i zakończyć współpracę jeśli coś będzie nie tak. Dla klientów jest to swego rodzaju gwarancja jakości i dodatkowe zabezpieczenie przed ewentualnymi problemami. Żadnej firmie wytwarzającej monitory na licencji BBC nie opłaca się odwalać chałtury, a Grahamowi w szczególności, bo ten nie robi praktycznie nic innego. Negatywny wynik kontroli oznaczałby dla niego bankructwo.

Jeśli chodzi o parametry, można by było pomyśleć, że nowoczesne zestawy o podobnych gabarytach wypadną o wiele lepiej, przynajmniej w niektórych aspektach. Mimo to, LS5/9 "na papierze" bronią się całkiem nieźle, a w tabeli danych technicznych znajdziemy tylko jedną "podejrzaną" wartość, która przypomina o tym, że mamy do czynienia z repliką klasycznego monitora sprzed kilkudziesięciu lat. Zgodnie z zapewnieniami producenta, brytyjskie monitory charakteryzują się 87-dB skutecznością, co w połączeniu z 8-omową impedancją daje nadzieję na wysterowanie ich bez użycia wzmacniacza o ponadprzeciętnie wysokiej mocy. W tabeli danych technicznych Graham Audio podaje wyjątkowo szeroki przedział zalecanej mocy wzmacniacza, od 15 do 300 W na kanał. Można to odczytać tak, że do normalnego odsłuchu powinna wystarczyć nam nawet kilkunastowatowa lampa, a jeśli chcielibyśmy trochę zaszaleć, głośniki nie powinny skapitulować przy bardziej hardcore'owym naparzaniu i poradzą sobie nawet ze sporym zapasem watów. Pasmo przenoszenia zaczyna się przy 50 Hz i sięga... No właśnie, 16 kHz. To niewiele, ale 34-mm kopułka Audaxa zwyczajnie nie radzi sobie z częstotliwościami dochodzącymi do trzydziestu lub czterdziestu kiloherców, do czego przyzwyczaili nas producenci nowoczesnych tweeterów. Należy jednak pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, LS5/9 były konstruowane z myślą o profesjonalistach, którzy mają z reguły dość specyficzne wymagania. BBC nalegało na przykład, by podczas pracy z 50-watowym wzmacniaczem, w typowym pomieszczeniu odsłuchowym, monitory były w stanie wygenerować natężenie dźwięku powyżej 100 dB bez słyszalnych zniekształceń. Można powiedzieć, że pewne rzeczy z jakichś powodów liczyły się dla nich bardziej, a inne mniej, w związku z czym wszystkie zestawy stworzone w ramach tej wieloletniej operacji są tak charakterystyczne. Po drugie, połączenie 8-calowego woofera z klasyczną kopułką o średnicy powiedzmy 19 lub 25 mm było i wciąż pozostaje trudnym zadaniem. Zakresy częstotliwości obsługiwanych przez każdy z driverów mogą w takiej sytuacji ledwo się zazębiać. Bez dedykowanego głośnika średniotonowego, w paśmie przenoszenia może powstać dziura nie do zasypania. Co innego, gdy zamiast tweetera nastawionego na odtwarzanie ultra wysokich częstotliwości, użyjemy jednostki o nieco większej średnicy i naturalnie "obniżonym" paśmie przenoszenia. Wiele wskazuje na to, że konstruktorom oryginalnych LS5/9 zależało przede wszystkim na realistycznym zakresie średnich tonów, wynikającym z umiejętnego sklejenia ze sobą obu głośników. Dlaczego więc nie zdecydowano się na układ trójdrożny? Wieść niesie, że brytyjscy inżynierowie chcieli uniknąć przesadnego komplikowania sprawy i dokładania kolejnych elementów do zwrotnicy. Co ciekawe, dzięki metalowej siateczce otaczającej kopułkę Audaxa, wygląda ona trochę jak średniotonowe kopułki stosowane przez takie firmy, jak PMC, ProAc czy ATC i może jest to efekt całkowicie zamierzony. W każdym razie, biorąc pod uwagę fakt, że ludzki narząd słuchu rejestruje częstotliwości od 20 Hz do 20 kHz, z LS5/9 można się śmiało zżymać. Zanim jednak ktoś zacznie się śmiać, proponowałbym udać się na badania i sprawdzić jakie faktycznie mamy "pasmo przenoszenia". Powszechnie wiadomo bowiem, że jego górna granica obniża się wraz z wiekiem. Głupio by było wniebogłosy śmiać się z Grahamów, a potem zobaczyć, że nasze stare uszy nie słyszą niczego powyżej 14 kHz... Z punktu widzenia potencjalnego użytkownika, najważniejsze jest jednak to, że opisywane monitory można podłączyć do dowolnego, nawet bardzo nowoczesnego wzmacniacza i nic strasznego się nie stanie. Dla niego powinny to być kolumny jak każde inne.

Werdykt

Sprzęt audio można oceniać na różne sposoby. Niektórzy uważają, że najlepsze są urządzenia, które w bezbłędnie neutralny, przezroczysty i realistyczny sposób odtwarzają to, co zostało zarejestrowane w studiu lub na koncercie. Ich brzmieniowy ideał to po prostu bezkompromisowa realizacja idei hi-fi. Wysoka wierność i absolutny brak własnego charakteru. Spora część audiofilów dopuszcza ingerencję elektroniki w brzmienie, albo inaczej - doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że stuprocentowa zgodność z oryginałem jest nierealnym marzeniem, trudnym do osiągnięcia bez względu na to, ile kilogramów żywej gotówki wydamy na kolumny, wzmacniacze i kable. Nawet hi-endowa aparatura stereo zwykle dodaje muzyce coś od siebie, nie wspominając już o akustyce pomieszczenia odsłuchowego. A skoro tak, można skupić się na tym, aby brzmienie najzwyczajniej w świecie nam się podobało. Odkładając neutralność na bok, zaczynamy cieszyć się dynamiką, przejrzystością, głębokim basem albo ciepłymi, gęstymi wokalami. Istnieje jednak jeszcze inne kryterium, które ciężko jest wepchnąć w tradycyjny sposób oceniania sprzętu hi-fi. Chodzi o czystą przyjemność kontaktu z muzyką. O poczucie, że oto przed nami dzieje się coś interesującego, niezwykłego i wciągającego. Kiedy sprzęt gra tak, że nie chcemy go wyłączać, a jedynie przygotowujemy kolejne płyty i z niecierpliwością czekamy aż będziemy mogli się w nie zanurzyć. Neutralność, wierność i techniczna perfekcja to zwykle za mało, aby doświadczony meloman doznał takiego uczucia. Potrzebne jest coś jeszcze. LS5/9 na pewno nie są idealne. Mają mnóstwo małych minusów (wygląd, brzydkie gniazda, dziwaczny system korekcji wysokich tonów, konieczność użycia dedykowanych podstawek), a nawet kilka większych (nierówny bas, przytłumiony górny skraj pasma, specyficzna stereofonia, cena). Ale "tego czegoś" mają tak dużo, że można im wybaczyć wszystko. Dosłownie wszystko. Audiofilom, którzy przy ocenie sprzętu stosują pierwsze kryterium, z całą pewnością brytyjskich monitorów nie mogę polecić. Nawet jeśli zauważą w ich brzmieniu kilka ciekawych elementów, z całokształtu nigdy nie będą zadowoleni. Tym zaś, którzy najwyżej cenią sobie radość słuchania i umiejętność przekazania zaklętych w muzyce emocji, mogę powiedzieć tylko jedno - posłuchajcie koniecznie! Możliwe, że będzie to koniec Waszych poszukiwań. A 17900 zł za "kolumny do końca życia" to naprawdę niewiele.

Graham Audio LS5/9

Dane techniczne

Rodzaj kolumn: podstawkowe, dwudrożne, wentylowane
Efektywność: 87 dB
Impedancja: 8 Ω
Pasmo przenoszenia: 50 Hz - 16 kHz (+/- 3 dB)
Częstotliwość podziału: 1,7 kHz
Rekomendowana moc wzmacniacza: 15 - 300 W
Wymiary (W/S/G): 46/28/27,5 cm
Masa: 14 kg (sztuka)
Cena: 17900 zł (para)

Konfiguracja

Unison Research Triode 25, Rotel A11, Marantz ND8006, Cambridge Audio CP2, Clearaudio Concept, Cardas Clear Reflection, Melodika Purple Rain, Equilibrium Pure Ultimate, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Light, Enerr Tablette 6S, Norstone Esse.

Sprzęt do testu dostarczył salon Audiopunkt. W artykule wykorzystano zdjęcia dostarczone przez firmę Graham Audio i wykonane przez redakcję portalu StereoLife.

Równowaga tonalna
RownowagaStartRownowaga2Rownowaga5Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga5Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga3Rownowaga2RownowagaStop

Dynamika
Poziomy7

Rozdzielczość
Poziomy6

Barwa dźwięku
Barwa6

Szybkość
Poziomy6

Spójność
Poziomy7

Muzykalność
Poziomy8

Szerokość sceny stereo
SzerokoscStereo2

Głębia sceny stereo
GlebiaStereo13

Jakość wykonania
Poziomy7

Funkcjonalność
Poziomy5

Cena
Poziomy5


Komentarze (5)

  • AS

    Powinno się słuchać głośników, a nie drgającego MDF-u, a dyfrakcja dla nich nie istnieje.

    1
  • AM

    Za każdym razem słucham tych głośników przy okazji wizyty u znajomego i nie mogę się uwolnić od tak normalnego dźwięku. Grają pięknie i nie ważne czy mają pasmo do 100 czy 20 kHz. Ważne, że świetnie się ich słucha, niemęcząco, godzinami.... Niczego im nie brakuje!

    2
  • Tomek

    Wyglądają strasznie. Sztuczne silenie się na oryginalność w stylu starych monitorów BBC. Tylko po co?

    1
  • AS

    Dla niektórych stare Altusy grały świetnie.

    0
  • Olek

    Fajne do wokalu. Niezbyt fajne do heavy metalu. Wokale kapitalne.

    1

Skomentuj

Komentuj jako gość

0

Zobacz także

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Elodie Deveau - Triangle

Elodie Deveau - Triangle

Triangle Electroacoustique to jeden z najstarszych francuskich producentów zestawów głośnikowych. Choć ostatnie, wciąż dostępne w sprzedaży, jubileuszowe modele wprowadzono z okazji czterdziestych urodzin firmy, w tym momencie jesteśmy już w połowie drogi do kolejnej okrągłej rocznicy (Renaud de Vergnette założył firmę Triangle w 1980 roku). Wszyscy znamy tę historię -...

Jak złożyć system stereo w siedmiu prostych krokach

Jak złożyć system stereo w siedmiu prostych krokach

Jak złożyć system stereo? To pytanie na pewnym etapie zadawał sobie każdy, kto uważa się za melomana lub audiofila. Prostej odpowiedzi niestety nie ma, bo nawet doświadczeni miłośnicy muzyki i sprzętu audio wciąż szukają swojego ideału. Osobom przymierzającym się do zakupu swojego pierwszego systemu audio można jednak wytłumaczyć kilka podstawowych...

Odrodzenie formatu CD - rewolucja czy burza w szklance wody?

Odrodzenie formatu CD - rewolucja czy burza w szklance wody?

W erze streamingu coraz więcej melomanów sięga po muzykę na fizycznych nośnikach, czego doskonałym przykładem stały się płyty winylowe. Renesans gramofonów i czarnych krążków trwa już co najmniej dekadę. Tłocznie płyt winylowych pracują na pełnych obrotach. Produkcję wznawiają nawet największe wytwórnie, a dla artystów wydających nowy album brak wersji LP...

Streaming krok po kroku

Streaming krok po kroku

Streaming - to pojęcie niemal całkowicie zdominowało świat sprzętu hi-fi. Na przestrzeni dziesięciu lat ten sposób słuchania muzyki przeszedł ewolucję od ciekawostki technologicznej interesującej tylko najbardziej postępowych melomanów i audiofilów do czegoś, co jest dla nas zupełnie naturalne i oczywiste. Dla wielu osób streaming to nieodłączna część codziennego funkcjonowania, podstawowe...

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

W naszym magazynie koncentrujemy się na treściach kierowanych do entuzjastów i osób żywo zainteresowanych sprzętem stereo. Niezależnie od aktualnych reguł działania internetowych wyszukiwarek czy liczby przypadkowych wizyt na danej stronie bazę czytelników stanowią ludzie dysponujący sporą wiedzą i doświadczeniem w tym temacie. Nawet oni muszą jednak dostrzegać pewną lukę w...

Bannery dolne

Nowe testy

Poprzedni Następny
NAD C389

NAD C389

NAD (New Acoustic Dimension) to jedna z firm, które od samego początku umiejętnie łączyły innowacje i czysto naukowe podejście do tematu ze wspaniałym zmysłem biznesowym i wyczuciem sytuacji na rynku....

Serblin & Son Frankie Preamplifier + Frankie Monoblock

Serblin & Son Frankie Preamplifier + Frankie Monoblock

Rosnące zainteresowanie audiofilów wzmacniaczami dzielonymi jest jednym z najbardziej zaskakujących trendów, jakie ostatnio obserwujemy. Wydawało się przecież, że rynek zmierza w przeciwnym kierunku, a niebawem w sklepach dostępne będą niemal...

Lyngdorf FR-2

Lyngdorf FR-2

Kim jest Peter Lyngdorf? Genialnym inżynierem, czy może raczej wizjonerem i utalentowanym przedsiębiorcą? Tego nie podejmuję się rozsądzać, ale jedno jest pewne - facet nie lubi się nudzić i wspiera...

Bannery boczne

Komentarze

a.s.
Nasz zmysł słuchu nie ma "liniowej charakterystyki przetwarzania". Sygnały o takim samym natężeniu, ale o różnej częstotliwości, wywołują wrażenia różnej głośno...
Rafał
Witam. Posiadam głośniki 120 Club od JBL i te 12 godzin nie wiem na jakiej mocy jest. Podłączyliśmy konsole kablami i dwa głośniki ze sobą też na kable i nieste...
Piotr
Wiem, że o switche można się kłócić tak jak o kable, generalnie nie jestem hejterem różnych niekonwencjonalnych urządzeń audio ale polecam taki eksperyment: w t...
stereolife
@Garfield - Coś nam podpowiada, że chętni się znajdą. Ceny nie są jeszcze tak zaporowe jak u niektórych specjalistów od hi-endu. Patrząc na trendy w salonach au...
Obywatel GC
Wszystko ładnie, pięknie, tylko ja nigdy nie rozumiem w tych wzmacniaczach, w których lampy są schowane w obudowie, jak człowiek ma potem je wymienić, bez narus...

Płyty

Newsy

Tech Corner

Magiczny świat potencjometrów, czyli wszystko o regulacji głośności w sprzęcie audio

Magiczny świat potencjometrów, czyli wszystko o regulacji głośności w sprzęcie…

Regulacja głośności jest jedną z najważniejszych funkcji każdego systemu audio. Prawidłowe działanie tego elementu naszego sprzętu ma ogromny wpływ na przyjemność płynącą z jego użytkowania. Kiedy potencjometr zaczyna tracić swoją funkcjonalność, nawet w niewielkim stopniu, jest to niezwykle kłopotliwe, a może też być niebezpieczne dla innych elementów zestawu, takich jak...

Nowości ze świata

  • Triangle Electroacoustique is one of the oldest French loudspeaker manufacturers. Although the latest anniversary models, still available for sale, were introduced on the occasion of the company's fortieth birthday, at this point we are already halfway to another round anniversary...

  • In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...

  • Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...

Prezentacje

Muzyka dla pokoleń - Bryston

Muzyka dla pokoleń - Bryston

Przeglądając strony internetowe i katalogi firm zajmujących się produkcją audiofilskiego sprzętu, prawie zawsze zaglądam do zakładek opisujących ich historię i filozofię. Dziś podobno już niewielu ludzi zwraca na to uwagę, ale prawdziwi hobbyści na pewno interesują się wszystkim, co wiąże się ze sprzętem hi-fi. Sęk w tym, że nie każda...

Poradniki

Listy

Galerie

Dyskografie

Wywiady

Elodie Deveau - Triangle

Elodie Deveau - Triangle

Triangle Electroacoustique to jeden z najstarszych francuskich producentów zestawów głośnikowych. Choć ostatnie, wciąż dostępne w sprzedaży, jubileuszowe modele wprowadzono z...

Popularne artykuły

Vintage

Nakamichi Dragon

Nakamichi Dragon

Czy smoki żyją tylko w legendach? Niekoniecznie. Niektóre smoki stają się legendami. Tak właśnie było z magnetofonem Nakamichi Dragon, przez...

Słownik

Poprzedni Następny

D'Appolito

Konfiguracja przetworników w kolumnach głośnikowych, której ojcem jest Joseph D'Appolito - autora pracy opisującej działanie takiego układu, zaprezentowanej w 1983 roku. Rozwiązanie polega na tym, że przetwornik wysokotonowy jest umieszczony...

Cytaty

JodiPicoult.png

Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.