RHA DACAMP L1
- Kategoria: Odtwarzacze i wzmacniacze przenośne
- Tomasz Karasiński
RHA to jedna z tych firm, które zajmują się produkcją tylko jednego, wybranego rodzaju sprzętu audio, za to robią to wyjątkowo dobrze. Brytyjczycy poświęcili całą swą uwagę słuchawkom dokanałowym, w których zastosowali szereg oryginalnych rozwiązań technicznych. Kluczem do sukcesu była w tym przypadku wysoka jakość wykonania i nieprawdopodobna wytrzymałość, wciąż w bardzo rozsądnych cenach. Słuchawki szybko trafiły w ręce melomanów zmęczonych powracającymi problemami z wypadającymi gumeczkami, przecierającymi się kablami czy wtyczkami łamiącymi się po dwóch miesiącach średnio intensywnego użytkowania. Podczas, gdy niektóre modele pochodzące od renomowanych producentów nie wytrzymywały nawet roku, czasami rozpadając się na pojedyncze części, dokanałówki RHA dzięki wytrzymałej konstrukcji bez problemu radziły sobie nawet z trudnymi warunkami pracy, a wcale nie kosztowały więcej. Taki stan rzeczy utrzymuje się do dziś, przy czym firma w naturalny sposób zaczęła rozszerzać swoją ofertę, wspinając się na jeszcze wyższy poziom jakościowy i cenowy. Największym zaskoczeniem było jednak wprowadzenie urządzenia, które wprawdzie ma wiele wspólnego ze słuchawkami, ale jest czymś zupełnie innym - przenośnym wzmacniaczem słuchawkowym z wbudowanym przetwornikiem lub, jak kto woli, odwrotnie. Miłośnicy słuchawek, nie tylko tej marki, otrzymali więc kolejną propozycję do rozważenia. No bo jeśli sznany pecjalista od słuchawek wypuszcza na rynek takie urządzenie, musi ono być co najmniej interesujące. DACAMP L1 nie jest oczywiście pierwszym kieszonkowym wzmacniaczem tego typu, ale od momentu premiery zaczęli się nim interesować audiofile słuchający muzyki dosłownie wszędzie. Pora sprawdzić na co naprawdę stać to małe, metalowe cudo.
Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy producent słuchawek wprowadza do swojej oferty wzmacniacz lub przetwornik z wyjściem słuchawkowym. Teoretycznie wybór tego typu urządzeń jest całkiem spory, ale specjaliści od nauszników i dokanałówek chyba mają swoje zdanie na temat dostępnych na rynku produktów. Inaczej nie wchodziliby w rywalizację z uznanymi producentami elektroniki. Zaledwie w ciągu kilku lat Sennheiser zaprezentował model HDVD800 i jeszcze ciepły wzmacniacz HDV820, AudioQuest wprowadził maleńki przetwornik DragonFly dostępny teraz w wersji Black i Red, Beyerdynamic uzupełnił swoją ofertę o kilka wzmacniaczy, w tym najnowszy model A2, miłośnicy słuchawek planarnych otrzymali Deckarda od Audeze i kilka propozycji HiFiMAN-a, Fostex wypuścił na rynek lampowy piecyk HP-V8, OPPO do swoich słuchawek dołożyło elegancki wzmacniacz HA-2, Audio-Technica pokazała AT-PHA100, niedawno niemiecka firma Ultrasone zaprezentowała model NAOS... Właściwie można zacząć się zastanawiać która z firm zajmujących się nausznikami nie pokusiła się jeszcze o własny wzmacniacz lub przetwornik. Dodajmy do tego urządzenia oferowane przez specjalistów od elektroniki, jak Chord, TEAC, Denon, Pioneer czy iFi Audio, a sytuacja zaczyna robić się skomplikowana. Czy DACAMP L1 może tutaj coś zmienić? Jego parametry sugerują, że faktycznie mamy do czynienia z bardzo udanym wzmacniaczem, ale tak naprawdę sprawa jest wyjątkowo prosta. Bo jeśli kieszonkowy wzmacniacz RHA będzie tak dobry, jak słuchawki tej marki, to na chłopski rozum powinien być dwa razy lepszy niż konkurencyjne urządzenia. Niektórzy audiofile napalili się na niego już w momencie premiery, inni postanowili poczekać na reakcję rynku i pierwsze opinie. Zatem nie ma co dłużej czekać. Sprawdźmy czy DACAMP L1 faktycznie jest tak dobry, jak zapowiadał producent.
Wygląd i funkcjonalność
Zacznijmy od opakowania. Słuchawki tej firmy są sprzedawane w dość luksusowych pudełkach i nawet w niedrogich modelach można znaleźć tak wypasione dodatki, jak skórzane pokrowce czy dodatkowe gumeczki zamontowane na pięknej, metalowej karcie, którą użytkownik również może zabrać ze sobą, gdziekolwiek się wybierze. Wszystko to jest bardzo przemyślane i sprawia wrażenie jakbyśmy właśnie kupili najbardziej luksusowe dokanałówki na świecie, mimo, że wcale nie płacimy za nie tak dużo. DACAMP L1 nie jest w tej kwestii wyjątkiem. Pudełko, w którym go otrzymujemy jest wykonane z kartonu, ale twarde niczym sklejka wykończona wytrzymałym materiałem. Znajdziemy tu różne oznaczenia i kody kreskowe, a nawet mały hologram potwierdzający autentyczność produktu. Szkatułka ma magnetyczne mocowanie i otwiera się niczym książka. W środku znajdziemy danie główne czyli nasz wzmacniacz, a na wewnętrznej stronie "okładki" zamontowano kieszeń z pięknie wydaną książeczką, a w niej podziękowania za zakup i podstawowe informacje na temat naszego nowego nabytku.
Kiedy wyjmiemy wzmacniacz wraz z otaczającą go pianką, pod spodem znajdziemy mnóstwo pudełeczek z dodatkowymi akcesoriami, z których każde zostało zabezpieczone małą naklejką z firmowym sloganem - Sound Engineered. Wszystkie elementy mają też błyszczący wzór kraty, co jest chyba fajniejszym nawiązaniem do pochodzenia RHA niż szkocka flaga. W największym kartonie kryje się właściwa instrukcja obsługi w formie grubej książki oraz mała ściereczka do czyszczenia urządzenia. W trzech mniejszych pudełeczkach znajdziemy szerokie, gumowe paski do złączenia przetwornika z telefonem oraz dwa kable USB - jeden z obu stron ma wtyczkę micro USB i jest bardzo krótki, drugi natomiast jest odrobinę dłuższy i z jednej strony ma szeroki wtyk USB typu A. Czyli od razu mamy opcję połączenia DAC-a z komputerem lub smartfonem. Nie ma natomiast kabla dla urządzeń Apple'a, ale tutaj producent na szczęście trochę ruszył głową i zamiast nietypowego złącza dostajemy zwykłe gniazdko USB, do którego podepniemy kabel, który dostaliśmy w pudełku z iPhonem. Oczywiście do użytku kieszonkowego będzie za długi, nie wspominając o legendarnej "wytrzymałości" Apple'owskich kabli, ale jakby ktoś chciał, to jest. Wydaje się jednak, że użytkownicy sprzętu z Androidem będą mieli łatwiej.
Sam przetwornik jest, jak można się było domyślać, niesamowicie porządny. Ciężki, wręcz pancerny, z metalową obudową i ciekawie rozwiązanymi pokretłami, które dodatkowo zabezpieczono metalowym paskiem przykręconym na dwie maleńkie śruby. DACAMP L1 jest urządzeniem, które jasno daje nam do zrozumienia, że wiele potrafi, a jeszcze więcej wytrzyma. To bardzo ciekawe połączenie wysokiej jakości wykonania, dopracowanych detali i nieco surowego, militarnego wzornictwa. Jestem przekonany, że gdyby pokazać przetwornik RHA dziesięciu przypadkowym osobom i spytać cóż to jest, odpowiedzi mogłyby być bardzo zaskakujące. Może to profesjonalny miernik używany przez ludzi zajmujących się wyburzaniem starych fabryk, a może nagrywarka do wojskowego noktowizora? Dla mnie to plus, bo lubię sprzęt oryginalny i zaprojektowany z głową. Jak na firmę, która w tym temacie debiutuje, jest bardzo dobrze. Konstruktorzy zdali sobie na przykład sprawę z tego, że pokrętła są fajniejsze od miliona identycznych guzików, ale wiedzieli też, że wystające elementy w kieszonkowym urządzeniu to nieporozumienie, choćby nawet były metalowe i nie wiem jak wytrzymałe. W rezultacie nie mamy tu praktycznie nic, co wystawałoby poza obrys obudowy. Aby wyeliminować ryzyko przypadkowego przekręcenia któregoś z potencjometrów, wszystkie działają w sposób skokowy i wymagają użycia dość dużej siły. Jedynie walcowate pokrętło regulacji głośności obraca się płynnie, ale dopiero po włączeniu przetwornika. Do tego zostało schowane w sporym zagłębieniu, więc naprawdę trzeba by było mieć pecha aby przypadkowo zmieniła nam się głośność.
Przejedźmy się krótko po wszystkich gniazdach i funkcjach tego urządzenia. Zaczynając od dolnej ścianki, jeśli tak można to nazwać, mamy tu wyjście liniowe w formie gniazda 3,5 mm, złącze USB typu A dla urządzeń z systemem iOS, następnie wejście micro USB oraz kolejne gniazdo 3,5 mm pełniące dwie funkcje - wejścia liniowego i cyfrowego optycznego, nazywanego jackiem optycznym lub złączem mini TOSLINK. Z drugiej strony umieszczono dwa wyjścia - słuchawkowe 3,5 mm oraz zbalansowane w formie gniazda mini XLR. To raczej rzadko spotykany rodzaj połączenia, który firma stosuje jednak w swoich topowych dokanałówkach CL1 Ceramic. Z jednej strony może to być swego rodzaju zachęta do wypróbowania całego kompletu, z drugiej jednak firma utrudnia życie posiadaczom zbalansowanych słuchwek innych producentów, którzy wolą raczej stosować wtyki 2,5 lub 4,4 mm. Można więc z takim rozwiązaniem dyskutować, ale po pierwsze nie wydaje mi się żeby temat faktycznie był aż tak duży, a po drugie każdy producent ma prawo stosować takie wtyki, jakie uważa za najlepsze. Jeśli RHA w swoich flagowych modelach używa takich miniaturowych XLR-ów, to pewnie widzi w tym sens. Nie tylko polityczny, ale przede wszystkim techniczny. Mnie się ten mini XLR bardzo spodobał i żałuję, że nie dostałem w komplecie słuchawek CL1 Ceramic, choćby w celu przeprowadzenia krótkiego odsłuchu flagowego kompletu RHA.
Do omówienia pozostały nam cztery pokrętła. To pojedyncze przy wyjściach pełni jednocześnie funkcję włącznika i regulacji głośności. Na początku trzeba je więc mocno przekręcić aby kliknęło, i wtedy można już płynnie ustawić pożądany poziom decybeli. W sieci natknąłem się na opinie osób sugerujących aby używać tego pokrętła z dużą ostrożnością, bo DACAMP L1 naprawdę potrafi dołożyć do pieca. Owszem, potrafi, ale tylko wtedy, gdy porządnie go rozkręcimy lub ustawimy nieodpowiedni poziom wzmocnienia dla danych słuchawek. Także nie robiłbym zamieszania, tym bardziej, że wspomniane pokrętło jest tak chropowate, że można wygodnie ustawić żądany poziom głośności. Z boku mamy natomiast wybór wzmocnienia, który pozwoli nam dopasować oddawaną moc do parametrów naszych słuchawek, a także dwa pokrętła do korekcji niskich i wysokich tonów. Wszystkie wskazania pojawiają się w małych, trójkątnych wycięciach w metalowej listwie ochronnej, niczym data na tarczy mechanicznego zegarka. Ciekawostka - jeśli będziecie chcieli zmniejszyć ilość niskich lub wysokich tonów, zejdziecie maksymalnie do poziomu -3, jednak idąc w górę skala kończy się na +9. Konstruktorzy chyba doszli do wniosku, że mało który użytkownik zechce zredukować ilość basu lub wysokich tonów. Może to prawda jeśli mówimy o radiach samochodowych dla uprzejmych, łysych dżentelmenów preferujących odzież sportową, ale DACAMP L1 jest chyba adresowany do audiofilów, prawda? Tak czy inaczej, wiele słuchawek wymaga korekcji pasma, więc dobrze, że producent o tym pomyślał. A jeśli nie chcemy w niczym grzebać, możemy po prostu zostawić wszystkie pokrętła w pozycji neutralnej.
Brzmienie
Odsłuchy rozpocząłem od podłączenia smartfona. W końcu skoro DACAMP L1 jest urządzeniem przenośnym, powinien sobie z takim wyzwaniem poradzić. W ramach rozgrzewki na kilkanaście minut podłączyłem jeszcze słuchawki prosto do telefonu, po czym przeskoczyłem na przetwornik RHA. Powiem krótko - nie dziwię się, że tego typu urządzenia są tak popularne, a już szczególnie, jeśli są tak udane. Choć mój iPhone SE ma całkiem niezłe wyjście słuchawkowe i z wieloma nausznikami o przyjaznych parametrach da się na nim słuchać muzyki z przyjemnością, po podłączeniu testowanego DAC-a różnica była bardzo duża. Domyślam się, że będzie jeszcze większa jeśli do porównania zostanie wykorzystany smartfon z niższej półki. DACAMP L1 pokazuje zupełnie inny świat. Może i twórcy urządzeń mobilnych starają się w temacie dźwięku coraz bardziej, a modele projektowane specjalnie pod tym kątem radzą sobie nieźle, ale zawsze pozostaje jeszcze kwestia ogólnego poziomu jakościowego, jaki można wycisnąć z danego sprzętu. Kiedy kieszonkowe przetworniki wchodziły na rynek, niektórym wydawało się, że to tylko chwilowa moda, bo skoro smartfony już nagrywają filmy w dużej rozdzielczości, to zaraz zaczną grać lepiej niż odtwarzacze od producentów audiofilskiego sprzętu. Na razie jeszcze tego nie widzę, a taki przenośny DAC daje nam jedną, ważną rzecz - niezależność. Możemy zmienić telefon, kupić lepsze słuchawki albo zmienić źródło z telefonu na komputer. W domu, w pracy lub w podróży. Dla osób, które słuchają muzyki po kilka lub kilkanaście godzin w ciągu dnia, jest to bardzo, bardzo ważne. Kluczowa jest tu jednak kwestia słuchawek. Im lepsze nauszniki wykorzystujemy, tym większą poprawę da nam DACAMP L1. Moim zdaniem jego kupno będzie miało sens nawet do słuchawek w cenie 1000-1500 zł, nie mówiąc już o droższych modelach. Wpięcie go pomiędzy smartfon dało w moim przypadku dość spektakularne efekty. Poprawiło się wszystko - dynamika, przejrzystość, głębia niskich tonów, czytelność średnicy, a przede wszystkim stereofonia. Sytuacja powtarzała się z każdymi jednymi słuchawkami, jednak z każdym kolejnym krokiem w górę przetwornik RHA coraz dobitniej pokazywał swoją przewagę nad iPhonem. Beyery DT 770 PRO w wersji 32-omowej nie są ekstremalnie wymagające, więc z nimi telefon spokojnie dawał sobie radę. DACAMP L1 i tak grał dużo lepiej, ale można powiedzieć, że ze smartfonem też nie było tragedii. Co innego po przeskoczeniu na DT 990 PRO lub Sennheisery HD 600. Tutaj już iPhone zaczynał się potwornie pocić, a przetwornik RHA grał tak równo, dostojnie i dynamicznie, jakby był na wakacjach. Oczywiście z każdymi słuchawkami takie porównanie wypadnie nieco inaczej, ale wydaje mi się, że wynik jest z góry przesądzony.
Po którymś z kolei przepięciu kabli postanowiłem zakończyć tę zabawę i oddałem się słuchaniu. Na głowie zostały Sennheisery HD 600, a smartfon został zepchnięty do roli źródła sygnału dla przetwornika. W tym układzie po raz kolejny największe wrażenie zrobiła na mnie stereofonia. Nie chodzi nawet o to, że DACAMP L1 robi z nią coś niesamowitego. Nie mamy bowiem efektu sztucznego rozpychania przestrzeni na boki ani innych tego typu objawów własnej interpretacji nagrań. Testowany przetwornik ma jednak rzadko spotykaną umiejętność prezentowania dźwięku w sposób naturalny i bardzo swobodny jednocześnie. Potrafi rewelacyjnie oddzielać dźwięki od siebie, a nawet przekazać nam mnóstwo informacji o całej akustyce danego nagrania. Wszystko to odbywa się bez wyciągania dźwięku poza słuchawki, a tym bardziej bez upychania czegokolwiek w środku czaszki. Jest bardzo przyjemnie, lekko i delikatnie, a przy tym bardzo fizjologicznie. Gdyby nie to, że niedawno miałem możliwość przetestowania Chorda Hugo 2, prawdopodobnie powiedziałbym teraz, że przetwornik RHA pokazał najlepszą przestrzeń, jaką usłyszałem ze smartfona. Ale dobrych wiadomości jest więcej. DACAMP L1 prezentuje dźwięk doskonale zrównoważony, bogaty w detale, a do tego przyjemnie niewymuszony. Jeśli ma dodać muzyce coś od siebie, ewentualnie będzie to odrobina przyjemnego ciepła i wypełnienia w zakresie niskich i średnich tonów. Urządzenie skręca w stronę charakteru typowego dla lamp i muzykalnych tranzystorów. Na szczęście jego konstruktorzy wiedzieli kiedy z tym osłodzeniem należy się zatrzymać, dzięki czemu brzmienie nie jest nienaturalnie gęste lub mdłe. Ocieplenie doskonale równoważy dynamika, przejrzystość i czytelność wysokich tonów. Na pewno jednak mamy do czynienia ze sprzętem nakierowanym bardziej na muzykalność, niż analityczne granie wymuszające na nas koncentrowanie się na rzeczach, które nie zawsze chcemy słyszeć.
Pora przełączyć się na peceta i sprawdzić co DACAMP L1 naprawdę potrafi. No, no... Mogę powiedzieć, że potrafi naprawdę dużo. Jeśli myślicie, że taki kieszonkowy DAC będzie miał jakiekolwiek kompleksy względem pełnowymiarowych modeli zasilanych prądem z gniazdka, to chyba pora zrewidować swoje poglądy. Do bezpośredniego porównania wykorzystałem Marantza HD-DAC1, który obiektywnie wyszedł z takiego pojedynku z tarczą, ale nie należy zapominać o tym, że jest od testowanego DAC-a nie tylko większy, ale też zauważalnie droższy. Inna sprawa, że w takim przypadku ciężko jest z dużą dokładnością ocenić różnicę jakościową między dwoma urządzeniami, bo ich charakter także jest zupełnie inny. Tam, gdzie HD-DAC1 woli wyostrzyć dźwięk i dać słuchaczowi pewność, że nic ważnego mu nie umknie, DACAMP L1 delikatnie wygładza brzmienie, dając nam czystą przyjemność kontaktu z ulubioną muzyką. Zupełnie jakby wiedział, że umiejętność wydobycia z nagrań całej masy drobiazgów nie musi być najważniejsza, nawet dla audiofila. Na tym etapie mogłem spokojnie spakować go do pudełka i dokończyć pisanie z Sennheiserami HD 600 wpiętymi do Marantza. Postanowiłem jednak przepiąć kable raz jeszcze i zafundować sobie wieczór z muzyką serwowaną przez przetwornik RHA. Bardzo spodobał mi się jego muzykalny charakter. To nie jest super grzeczny, misiowaty dźwięk przy którym można tylko usnąć. To po prostu bardzo dobry, audiofilski przetwornik, który delikatnie skręca w stronę miękkości i lampowej barwy. Na moje oko dokładnie z taką siłą, z jaką wiele podobnych DAC-ów uderza w kierunku chłodnego obiektywizmu i wyostrzenia, co też nie jest do końca naturalne.
No właśnie, ale przecież mamy jeszcze do dyspozycji kilka zabawek, prawda? Jako audiofil powinienem się nimi brzydzić, ale skoro taki Chord Hugo 2 oferuje możliwość wyboru filtra cyfrowego lub nawet wprowadzenia kontrolowanego mieszania kanałów, to dlaczego miałbym się nie pobawić porkętłami, które na dodatek tak fajnie działają? Kurczę, podoba mi się to! Może nie jestem i nie będę fanem nastawiania tego typu regulacji na maksa, ale po przekręceniu wysokich tonów na +1 i basu na +2, brzmienie nabrało trochę innych kształtów. Niskie tony się wypełniły, a podkreślenie góry pasma wpłynęło na subiektywny odbiór barwy dźwięku. Działanie pokreteł jest dość delikatne, ale wyczuwalne. Jeśli będziemy trzymać się rozsądnych wartości, powinniśmy otrzymać efekt, który nawet dla audiofilskich purystów będzie jak najbardziej akceptowalny. Wszystko będzie też zależało od podłączonych słuchawek i tutaj RHA może nam bardzo pomóc. Zdarzają się bowiem nauszniki, które nie mają idealnie równego pasma, ale kuszą nas innymi zaletami i często dobrze im to wychodzi. Nawet takie HD 600. Nikt chyba nie twierdzi, że ich dźwięk jest liniowy, ale z taką szybkością, detalicznością i otwartością nie ma co dyskutować. W swojej cenie wciąż uchodzą za wzorzec, choć wiadomo, że trochę rozjaśniają brzmienie. Dodatkowo nie są łatwe do napędzenia i z kiepskimi urządzeniami potrafią zadziałać jak szkło powiększające. DACAMP L1 perfekcyjnie je okiełznał, a w dodatku nadał im trochę przyjemnej barwy, co umożliwiło "naprawienie" charakterystyki tonalnej przechylonej lekko na korzyść wysokich tonów.
Każdy lubi słuchać muzyki trochę inaczej, więc i postrzeganie brzmienia sprzętu audio może się delikatnie różnić. Ja na przykład wieczorami często słucham muzyki cicho, nawet na słuchawkach. Po całym dniu katowania uszu różnymi hałasami, mam ochotę zafundować im tylko delikatny masaż. Co ciekawe, wiele wzmacniaczy i przetworników ma z tym problem. Czasami przy cichym graniu wychodzi na jaw więcej minusów testowanego sprzętu niż podczas porządnej próby ognia. A to okazuje się, że potencjometr pracuje nierówno i pompuje dźwięk do jednego nausznika, a to znika cały bas, a brzmienie staje się płaskie i nijakie... Tymczasem bohater naszego testu znów pozytywnie mnie zaskoczył. Nie zaobserwowałem dużego niezrównoważenia kanałów, a niskie i wysokie tony mogłem sobie w każdej chwili podkręcić wedle uznania. Na pewno nie miałbym z tego takiej frajdy, gdyby korekcja działała chamsko lub dotyczyła tylko wąskich, skrajnych fragmentów pasma. Konstruktorzy RHA musieli dłużej się z tym pobawic, bo nawet z mocną ingerencją w barwę, brzmienie pozostaje spójne i harmonijne. Bez szarpaniny i ostrych, wewnętrznych barier. Oczywiście wszystkie pokrętła można też zostawić w spokoju, bo nie w każdej sytuacji są potrzebne. W słuchawkowym świecie bywa jednak i tak, że drobna korekta wychodzi brzmieniu na dobre.
Budowa i parametry
RHA DACAMP L1 to przenośny wzmacniacz słuchawkowy z wbudowanym przetwornikiem cyfrowo-analogowym. Jak zapewnia producent, urządzenie zostało stworzone głównie z myślą o poprawie brzmienia smartfonów i innych urządzeń mobilnych, ale może również pełnić funkcję biurkowego DAC-a lub pracować w systemie stacjonarnym. Sercem układu jest podwójny przetwornik ESS Sabre ES9018K2M, do którego producent dołożył podwójny wzmacniacz pracujący w klasie AB. Urządzenie odtwarza sygnały PCM w jakości 32 bit/384 kHz oraz DSD256. DACAMP L1 może współpracować z wieloma systemami operacyjnymi. Jak informuje producent, w przypadku większości urządzeń przetwornik RHA omija sekcję audio i pobiera oraz konwertuje sygnał bezpośrednio ze źródła. Poza zgodnością z systemami operacyjnymi iOS i Android z obsługą OTG, można go też używać w systemie stacjonarnym z komputerami pracującymi na systemach Windows, macOS i Linux. Brytyjski wzmacniacz został wyposażony w akumulator o pojemności 4000 mAh, dzięki czemu jego czas pracy na jednym ładowaniu przekracza 10 godzin. Ze względu na tak duży zapas energii, DACAMP L1 może być używany jako powerbank i w każdym momencie podzielić się prądem z naszym smartfonem lub tabletem. Całość zamknięto w obudowie, której głównym elementem jest aluminiowy pancerz chroniący wrażliwą elektronikę nie tylko przed uszkodzeniami mechanicznymi, ale także niepożądanymi zakłóceniami elektromagnetycznymi. Jak zapewnia RHA, testowany wzmacniacz może wysterować słuchawki o impedancji nominalnej od 12 do 600 Ω. Moc wyjściowa podawana przy 300 Ω wynosi 28 mW. Warto wspomnieć także o zniekształceniach na poziomie 0,0018% i dynamice wynoszącej 111 dB.
Konfiguracja
Apple iPhone SE, Marantz HD-DAC1, Beyerdynamic DT 770 PRO (32 Ω), Beyerdynamic DT 990 PRO (250 Ω), Sennheiser HD 600, Final Audio Design Sonorous VI, HiFiMAN Edition X, Enerr Tablette 6S, Enerr Symbol Hybrid.
Werdykt
Niektóre z testowanych urządzeń robią duże wrażenie podczas odsłuchu, ale nie zostawiają jakiegoś trwałego śladu w mojej psychice. Inne natomiast początkowo nie grają tak spektakularnie, ale dają sporo przyjemności, a po zakończeniu całej procedury wciąż kojarzą mi się z czymś bardzo fajnym. RHA DACAMP L1 zdecydowanie trafiłby do tej drugiej grupy. To bardzo wszechstronne urządzenie, które można zabrać ze sobą wszędzie i za każdym razem cieszyć się naturalnym, lekko ocieplonym brzmieniem z możliwością dopasowania parametrów i barwy dźwięku do posiadanych słuchawek. W komplecie ze smartfonem i dokanałówkami - super. W domu lub w pracy, z komfortowymi nausznikami i komputerem odtwarzającym gęste pliki - jeszcze lepiej. Owszem, noszenie ze sobą takiego metalowego pudełka i przepinanie kabli może nie jest tak wygodne jak napędzanie słuchawek bezpośrednio z telefonu, ale brzmieniowo to po prostu inny świat, którego urządzenia mobilne i bezprzewodowe nauszniki chyba jeszcze długo nie dogonią. RHA po raz kolejny oferuje nam porządny i niemal bezbłędnie wykonany sprzęt w ludzkiej cenie. Oczywiście nie każdemu taki wzmacniacz się przyda, ale jeśli nie wyobrażacie sobie życia bez swoich ulubionych słuchawek, to gwarantuję, że bez DACAMP-a L1 nie będziecie sobie go wyobrażać jeszcze bardziej.
Dane techniczne
Przetwornik: 32-bitowy
Obsługiwane formaty: PCM 32 bit/384 kHz, DSD256
Moc wyjściowa: 300 mW/16 Ω, 28 mW/300 Ω
Impedancja wyjściowa: 2,2 Ω
Stosunek sygnał/szum: 111 dB
Zniekształcenia: 0,0018%
Pojemność akumulatora: 4000 mAh
Wymiary (W/S/G): 2,0/7,3/11,8 cm
Masa: 233 g
Cena: 1690 zł
Sprzęt do testu dostarczyła firma Audiomagic.
Zdjęcia: Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Lord Ryden
Z tego co mi wiadomo, ten model jest przeznaczony do napędzenia doków RHA CL1 i CL750. Raczej wymagających i jasnych.
0 Lubię
Komentarze (1)