W głośnikach bezprzewodowych krzyżuje się wiele różnych dziedzin i technologii związanych ze sprzętem audio. Nic dziwnego, że zajmują się nimi firmy, które wcześniej specjalizowały się w produkcji streamerów, wzmacniaczy, amplitunerów, zestawów głośnikowych, a nawet odtwarzaczy przenośnych. Choć każdy ma swoje racje, intuicja podpowiada, że najlepiej z tym zadaniem mogą poradzić sobie specjaliści od kolumn, a jednym z nich jest Ruark Audio. Korzenie brytyjskiej firmy sięgają 1985 roku, kiedy to niejaki Alan O'Rourke wraz ze swoim ojcem Brianem założyli przedsiębiorstwo o nazwie Ruark Acoustics. Stworzenie pierwszych monitorów Sabre i Broadsword zajęło im dokładnie czternaście miesięcy, ale paczki musiały być udane, bo wychwalali je recenzenci, a początkująca firma dostała zastrzyk gotówki potrzebny do dalszego rozwoju. Jej kolejne konstrukcje wyglądały bardzo, ale to bardzo wyspiarsko. Wielu audiofilów wypatrzy w nich elementy charakterystyczne dla kolumn ATC, Acoustic Energy, Naima, ProAca, a nawet Regi. Po niecałych dwudziestu latach utrzymywania kursu, manufaktura z Southend on Sea przestawiła się na produkcję zupełnie innych urządzeń. Zmiana nie była nagła, bo równolegle jeszcze przez jakiś czas Ruark Audio zajmował się budową klasycznych kolumn, ale od pojedynczego kroku zaczęła się podróż w kierunku stylowych i nowoczesnych głośników, z jakich dziś marka znana jest na całym świecie.
Cambridge Audio to jedna z firm, którą audiofile darzą ogromnym szacunkiem. Jej wzmacniacze i odtwarzacze zrobiły w Polsce ogromną karierę w latach dziewięćdziesiątych, jednak to zaledwie wycinek historii. W tym roku brytyjska manufaktura obchodzi okrągłe, pięćdziesiąte urodziny. Z tej okazji zaprezentowano trzy komponenty stereo tworzące hi-endową serię Edge. Minimalistyczne urządzenia w eleganckich obudowach zostały stworzone z myślą o melomanach szukających czegoś naprawdę wyjątkowego, ale - jak to w życiu bywa - apetyt skutecznie studzą ceny od kilkunastu do niespełna dwudziestu dwóch tysięcy złotych za klocek. Na szczęście Cambridge Audio nie jest jedną z firm, które wraz z wprowadzeniem nowych flagowców podnoszą cenową i jakościową poprzeczkę dla wszystkich innych produktów. Brytyjczycy działają dwutorowo. Oprócz smakowitych kąsków dla najbardziej wymagających klientów, oferują coraz nowocześniejsze zabawki dla mniej zamożnych melomanów. Podczas, gdy większość audiofilskich marek uważa, że głośnik sieciowy lub integra za trzy tysiące to taniocha, w katalogu Cambridge Audio można znaleźć kilkadziesiąt produktów za mniej, niż tysiąc złotych. Głośniki z serii Minx, komponenty stereo z serii Topaz, ceniony przez klientów przetwornik DacMagic 100... Jest tego trochę, ale największym z budżetowych hitów firmy może stać się system bezprzewodowych głośników o nazwie Yoyo. W naszym teście weźmie udział największy z nich - Yoyo L.
Tivoli Audio to marka, którą oprócz audiofilów mogą kojarzyć miłośnicy dobrego dizajnu, a w szczególności specjaliści od wzornictwa przemysłowego i architekci wnętrz. Gdybyśmy bowiem mieli oceniać sprzęt audio tylko pod tym kątem, stworzone przez nią radyjka i jednoczęściowe systemy stereo mogłyby nawiązać rywalizację z radiobudzikami Bose, kultowym systemem Brionvega RR126 i przezroczystymi głośnikami marki Harman Kardon, które wystawiono w Museum of Modern Art na Manhattanie. Spośród wszystkich urządzeń wypuszczonych na rynek przez Tivoli Audio, najsłynniejszym jest z pewnością Model One. Dzięki swojej klasycznej konstrukcji, kompaktowym rozmiarom i dużej liczbie dostępnych wersji kolorystycznych to jednoczęściowe, monofoniczne radio podbiło serca klientów na całym świecie. Charakterystyczny, vintage'owy głośnik zanotował wiele gościnnych występów w popularnych filmach i serialach, jednak kryje się za nim coś więcej niż tylko ciekawe wzornictwo. Wierzcie lub nie, ale za tym projektem stoją ludzie z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem w branży audio. I nie mówimy tu o sferze wzornictwa, ale o przełomowych badaniach związanych z akustyką i budowaniu prawdziwie audiofilskiego sprzętu.
Ze wszystkich marek, których głośniki sieciowe wzięliśmy do naszego megatestu, przeciętni ludzie nie będą kojarzyli co najmniej połowy. Bluesound, Bowers & Wilkins, Cambridge Audio, Dynaudio, Harman Kardon, Iriver, Naim, Riva, Ruark Audio, Sonoro, Tivoli Audio czy Vifa to egzotyka nawet dla osób, które czasami przechadzają się po elektronicznych supermarketach. Ale coś takiego, jak Bang & Olufsen powinien kojarzyć każdy, kto choć trochę interesuje się sprzętem audio-video. Wcale nie dlatego, że do jej produktów wzdychają audiofile. Przeciwnie - oni prawdopodobnie będą darzyć większym zaufaniem produkty firm, które na co dzień zajmują się drogimi wzmacniaczami i zestawami głośnikowymi, natomiast dla zwykłego użytkownika Bang & Olufsen to synonim luksusu. Sprzętowy odpowiednik zegarków Breitlinga i torebek Chanel. Czy to tylko wizerunek wykreowany - podobnie jak wyjątkowo artystyczne zdjęcia i rendery - przez specjalistów od marketingu, czy może coś więcej? Za chwilę się przekonamy, bo do naszego testu dotarł jeden z najtańszych jednoczęściowych głośników tej marki - Beoplay M3.
Jeżeli szukacie eleganckiego, funkcjonalnego, jednoczęściowego głośnika, który wtopi się w dowolne wnętrze, w katalogu firmy Sonoro znajdziecie ich co najmniej kilka. Choć wielu czytających te słowa zapewne słyszy tę nazwę po raz pierwszy, warto ją zapamiętać albo przynajmniej sprawdzić co niemiecka marka ma nam do zaoferowania. Sonoro specjalizuje się w produkcji tego typu zestawów. Firma stawia na głośniki sieciowe w różnych rozmiarach tak mocno, że nie robi praktycznie nic innego. Może za wyjątkiem gramofonu, który na oficjalnej stronie internetowej marki pojawił się niedawno i jest raczej dodatkiem do zestawów głośnikowych, niż samodzielnym produktem. Głośniki podzielone są na serie Smart Line i Classic Line, jednak na pierwszy rzut oka ciężko powiedzieć czym kierowano się podczas wyznaczania granicy między nimi. Wyglądają bardzo, bardzo podobnie. Rozwiązanie zagadki okazało się proste - modele z serii Smart Line łączą się z siecią i można zbudować z nich system multiroom, podczas gdy seria Classic Line zawiera systemy wyposażone w odtwarzacze płyt kompaktowych, radio analogowe lub cyfrowe i łączność Bluetooth. Skupmy się zatem na tej nowocześniejszej linii. Otwiera ją opisywany model Stream dostępny w cenie 1199 zł. Drugą propozycją Sonoro jest Relax za 1699 zł, a model flagowy o wiele mówiącej nazwie Meisterstück (dosłownie "mistrzowskie dzieło") wyceniono na 4999 zł. Auć... Jak na głośnik, który wciąż wygląda jak radio z doczepionymi głośnikami i gabarytowo nie odbiega od typowego zestawu mikro, to całkiem sporo. Dlatego do naszego testu trafił najtańszy reprezentant serii Smart Line.
Riva Audio to kolejna nazwa, która przeciętnemu zjadaczowi nie mówi zupełnie nic. Jeżeli powiemy, że firma specjalizuje się w produkcji głośników bezprzewodowych, wielu melomanów wyobrazi sobie nabierający rozpędu startup założony przez kilku młodych ludzi, którzy fundusze na zbudowanie pierwszych produktów zebrali za pośrednictwem jednego z portali crowdfundingowych. Nic bardziej mylnego. Markę powołał do życia Rikki Farr - profesjonalista, który współpracował z takimi sławami, jak Led Zeppelin, Jimi Hendrix, Rod Stewart, Tom Petty, Bob Marley, Miles Davis, The Who, RUSH czy Guns N' Roses. Był odpowiedzialny za nagłośnienie na koncertach największych gwiazd światowego formatu, a za jedno ze swoich największych osiągnięć uważa przygotowanie wizyty papieża Jana Pawła II w Irlandii w 1979 roku, kiedy to jego przemówienia wysłuchało ponad milion wiernych. Dlaczego człowiek z takimi kwalifikacjami zajął się głośnikami bezprzewodowymi? Jak przeczytamy na oficjalnej stronie marki Riva Audio, chodziło o stworzenie innowacyjnych urządzeń opartych na wielu opatentowanych rozwiązaniach. Faktycznie, firma ładuje do swoich produktów mnóstwo ciekawych technologii, ale modele z serii WAND na pierwszy rzut oka niczym specjalnym się nie wyróżniają. Czy mają w sobie coś, co może do zakupu, nawet pomimo kompletnie nieznanego loga?
Jeżeli szukacie prostego, jednoczęściowego głośnika odtwarzającego muzykę z sieci, możecie wziąć pod uwagę każdy z modeli biorących udział w naszym megateście. Jeżeli jednak zaczynacie już myśleć o bardziej rozbudowanym systemie multiroom albo po prostu chcecie wiedzieć, że w dowolnym momencie będzie można skorzystać z możliwości dokupienia kolejnych głośników, miniwieży, amplitunera lub audiofilskiego streamera należącego do tej samej rodziny i obsługiwanego za pomocą tej samej aplikacji, chyba żaden producent nie ma w tym momencie tak bogatego portfolio, jak Yamaha. Japończycy już od kilku lat uparcie rozwijają autorski system MusicCast, aplikując go każdemu nowemu urządzeniu, które umie połączyć się z siecią. Sonos i Denon mogą mieć w ofercie kilka głośników, małe streamery, soundbary i subwoofery, ale jeśli chodzi o różnorodność sprzętu z obsługą firmowego multiroomu, Yamaha dawno zostawiła wszystkich w tyle. Do MusicCasta można podłączyć wszystko - radiobudzik w sypialni, kuchenne radyjko, wieżę w gabinecie i głośniki w łazience, a w salonie soundbar, amplituner, audiofilski system stereo albo fortepian. Nie żartuję. Kiedy już wydawało się, że firma powoli kończy etap pakowania MusicCasta do wszystkiego, co można sobie wymarzyć, rozpoczął się kolejny rozdział tej historii. Japończycy wciąż rozwijają swój multiroom tak, aby użytkownikom łatwiej było łączyć kolejne elementy ze sobą, tworząc lokalnie (nawet w ramach jednej, większej instalacji) bezprzewodowe systemy stereo i kina domowego. Ów nowy rozdział otworzyły głośniki sieciowe MusicCast 20 i MusicCast 50.
Można by się spodziewać, że najwięcej głośników sieciowych znajdziemy w ofercie jednego z największych graczy na tym rynku. Amerykański koncern Harman International Industries przejęty dwa lata temu przez Samsunga jest bowiem właścicielem takich marek, jak Harman Kardon, AKG, JBL, Mark Levinson, Infinity, Lexicon czy Revel, a prawdziwy pogrom wśród głośników z funkcją streamingu i multiroomem powinna robić szczególnie jedna z nich - JBL. Udało jej się bowiem opanować, żeby nie powiedzieć - zmonopolizować - rynek modeli bezprzewodowych, a i ze słuchawkami bez kabli idzie jej całkiem nieźle. Okazuje się, że oprócz pojedynczych głośników wyposażonych w łączność sieciową, takich jak chociażby testowany przez nas Playlist, JBL ma w ofercie całą serię urządzeń o nazwie Link. W chwili obecnej są to cztery modele różniące się wielkością, zastosowaniem i oczywiście ceną. Dwa z nich są nawet wodoodporne, a skojarzenia z popularnymi szczekaczkami wyposażonymi w Bluetooth nasuwa się samo. Ale jest pewien problem. Prezentując serię Link, firma weszła już w temat asystentów głosowych i innych nowoczesnych rozwiązań, a to niestety sprawia, że głośniki nie są dostępne w naszym kraju. Póki co, żadna firma nie zdecydowała się na wprowadzenie ich do sprzedaży, bo skoro funkcja asystenta głosowego nie jest dostępna w języku polskim, klienci mogliby podnieść larum i mieliby nawet trochę racji. Miłośnicy nowych technologii i ludzie władający biegle językiem angielskim prawdopodobnie byliby takimi głośnikami zainteresowane, ale na razie sprawa jest prosta - głośniki tego typu nie będą oficjalnie sprzedawane w naszym kraju dopóki specjaliści od asystentów głosowych nie udostępnią tej funkcji w naszym języku. Jak znam życie, może to trochę potrwać. Alternatywę, i to całkiem rozsądną, znajdziemy natomiast w katalogu innej marki z tego samego koncernu.
Gdybyśmy postanowili przeprowadzić test głośników sieciowych jeszcze kilka lata temu, do boju stanęłoby tylko kilku zawodników. Dziś trudno było zakończyć zbiórkę, a na ostateczny kształt grupy wpłynął chociażby tak prozaiczny fakt, że w którymś momencie trzeba było zakończyć te zmagania i wrócić do testowania innych urządzeń. Gdyby nie to, pewnie wciąż odbieralibyśmy paczki z kolejnymi modelami do zrecenzowania. Trzy lata temu rynek nie był jeszcze tak bogaty, a o względy klientów szukających prostych głośników odtwarzających muzykę z sieci zabiegało zaledwie kilku producentów. Jeżeli jestem w błędzie, możecie zgłaszać swoje uwagi w komentarzach, ale przeprowadziłem w tej sprawie dosyć dokładne śledztwo i wynika z niego, że pierwszy był Sonos, który swoje pierwsze urządzenie - ZP100 - zaprezentował w 2005 roku. Inteligentny głośnik Play:5 wprowadzono na rynek cztery lata później. Drugie miejsce należy przyznać Denonowi ponieważ pierwsze wzmianki o systemie HEOS pochodzą z 2014 roku. Na podium znalazłaby się także Yamaha, która nieco ponad rok później ogłosiła premierę własnego rozwiązania o nazwie MusicCast. Nic dziwnego, że dzisiaj to właśnie te trzy marki przodują w produkcji jednoczęściowych głośników sieciowych oraz innych urządzeń elektronicznych zbudowanych z myślą o słuchaniu muzyki bezpośrednio z sieci, w całym domu, na bazie komponentów jednej marki lub w połączeniu z innymi klockami, jak wzmacniacze czy amplitunery. Jeżeli chcecie kupić pojedynczy głośnik lub ewentualnie zastosować kilka podobnych modeli w różnych pokojach, będziecie mieli bardzo duży wybór, ale jeśli stawiacie na multiroom z prawdziwego zdarzenia, z opcją kupna głośników o bardzo zróżnicowanych rozmiarach i funkcjach, podłączenia do systemu istniejącego sprzętu audio i wypełnienia muzyką nawet kilkunastu czy kilkudziesięciu punktów w obrębie jednej sieci, mało która firma będzie mogła zagrozić tej pionierskiej trójce.
Sonos Play:1 jest dla głośników sieciowych tym, czym dla odtwarzaczy płyt kompaktowych był Sony CDP-101, a dla wzmacniaczy impulsowych - słynny TACT Millennium. Choć dzisiaj trudno w to uwierzyć, na przełomie tysiącleci żaden z wielkich producentów głośników ani koncernów blisko związanych z branżą audio nie umiał przewidzieć w jaki sposób ludzie będą chcieli słuchać muzyki i jakiego sprzętu będą do tego potrzebować. Być może niektórzy to i owo przeczuwali, ale masowa reakcja rynku polegająca na pospiesznym wprowadzaniu przetworników i streamerów nastąpiła dopiero wtedy, gdy duża część melomanów zdążyła się już przestawić na nowe media. Tymczasem w Kalifornii grupa technologicznych geeków od 2002 roku pracowała nad tym, jak słuchać muzyki prosto z sieci. Podstawy architektury, z której później narodziły się pierwsze pełnoprawne streamery opracowano w czasach, kiedy nie istniał żaden serwis oferujący dostęp do muzyki na zasadzie abonamentu, nie było iPhone'a, większość komputerów działała pod kontrolą systemu Windows XP, a dostęp do szerokopasmowego Internetu miało w USA mniej niż 16 milionów gospodarstw domowych. W porównaniu ze stanem dzisiejszym, to tyle, co nic. A jednak grupa wizjonerów z Santa Barbara stworzyła wówczas podwaliny systemu, który wkrótce miał się stać najpopularniejszym lifestyle'owym rozwiązaniem do słuchania muzyki w domu. Z nieznanej nikomu firmy, z której początkowo się śmiano, Sonos wyrósł na producenta głośników bezprzewodowych numer jeden na świecie.
stereolife