Harman Kardon Fly ANC
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Tomasz Karasiński
Moda na bezprzewodowe słuchawki wybuchła wraz z upowszechnieniem się smartfonów. Przez kilka lat na tym rynku działo się naprawdę sporo. Producenci elektroniki musieli nie tylko opanować nowe rozwiązania techniczne, ale także zastanowić się na jakie modele postawić i jakich środków użyć, aby wysunąć się na prowadzenie. Projektanci mieli mnóstwo pomysłów. Każde nowe nauszniki miały być przełomowe. Z okazji ich premiery organizowano konferencje prasowe, podczas których prezentowano zuchwałe plany podbicia słuchawkowego świata i kilku okolicznych galaktyk. Było gęsto. Czasami trochę żenująco, ale ciekawie. Teraz testowanie bezprzewodowych słuchawek kojarzy mi się ze straszną, ale to straszną nudą. Naprawdę. Wszystkie są robione pod takiego samego klienta. Wszystkie wyglądają podobnie, mają podobne funkcje i podobne opakowania wzorowane na pudełkach Apple'a - czarno-białe, z prostym zdjęciem i opisami wydrukowanymi minimalistyczną, wąską czcionką. Odnoszę wrażenie, że ze wszystkich ciekawych kształtów, typów i rozmiarów zostały już tylko dwie opcje - zamknięte nauszniki ze składanymi muszlami, obsługą wirtualnych asystentów i aktywną redukcją hałasu oraz "czru łajerlesy" w ładującym pudełeczku. Każdy inny typ słuchawek bezprzewodowych jest traktowany jak kuriozum. Producenci wręcz boją się wychlić z czymś nowym. A jednak produkty opatrzone logiem Harman Kardon zawsze były trochę inne - bardziej dopracowane, dojrzałe i dopieszczone. Teoretycznie blisko spokrewnione z głośnikami i słuchawkami JBL-a, ale z JBL-em i Harmanem jest jak z Toyotą i Lexusem - niby to jeden koncern, a jednak w dostarczanym klientom produktach różnic jest więcej niż podobieństw. Może to samo zobaczymy w słuchawkach Fly ANC?
Jeżeli macie wątpliwości, czy Harman Kardon faktycznie kieruje swoje nauszniki do innych klientów, wejdźcie na stronę producenta i dokładnie przyjrzyjcie się ich marketingowej otoczce. Słuchawki JBL-a są promowane zdjęciami młodych ludzi, którzy imprezują, bawią się, spotykają się w parku, organizują domówki, chodzą większą paczką na basen, jadą na festiwal, śpią pod namiotem... Na zdjęciach sprzętu Harmana widzimy już coś innego. Przesuwamy się dziesięć, może piętnaście lat do przodu. Widzimy mężczyznę w średnim wieku rozkoszującego się muzyką w domu lub kawiarni. Siedzi na dużej, wygodnej, szarej sofie w eleganckiej koszuli, słucha muzyki i wygląda tak, jakby właśnie myślał na co wydać premię - nową kuchnię z czarnymi, granitowymi blatami czy rejs po pięknych, dzikich, karaibskich wyspach. Na kolejnej fotografii wychodzi ze stacji metra, ale nie w towarzystwie roześmianych przyjaciół w kolorowych swetrach, lecz sam, w garniturze, z torbą na ramieniu, trzymając w jednej dłoni smartfon, a w drugiej - kubek z kawą. On jest już inny. Dojrzał. Wygląda zdecydowanie poważniej. Jeżeli wciąż imprezuje ze znajomymi, nie jest to darcie gęby, demolowanie mieszkania i spanie na podłodze, tylko rozmowy o kursach akcji, nowym bazarku z organiczną żywnością i zbyt małym zaangażowaniu burmistrza w walkę z rasizmem. Słuchawki Harmana idą w tym samym kierunku. Fly ANC to - ni mniej, ni więcej - słuchawki do latania. Wiadomo bowiem, że z przywileju podróżowania samolotem korzystają wyłącznie ludzi poważni, eleganccy, wykształceni, obyci i zamożni. Ci, którzy podróżują głównie w celach biznesowych, a od czasu do czasu także rekreacyjnych. Wtedy zamiast garnituru lub ładnie uprasowanej koszuli zakładają jeansy i koszulkę polo. Widzicie to? Chcielibyście wyglądać tak, jak model z firmowej prasówki? No to pstryk, pobudka!
Wygląd i funkcjonalność
Podobnie, jak reklamy z samochodami pędzącymi po plaży z deskami surfingowymi na dachu, tego typu obrazy mają działać na naszą podświadomość. Może niektórzy chcieliby używać nowego SUV-a w taki sposób, a słuchawki wybierać pod kątem tłumienia hałasu w samolocie, jednak w rzeczywistości jest to totalna bzdura. Szczególnie biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. Niewielu klientów będzie używało tych nauszników podczas podróży samolotem. A jeśli już, to ile się ich nasłuchają? Może Amerykanie patrzą na to inaczej, ale w Europie, gdzie lot z Warszawy do Lizbony trwa cztery godziny? Jestem przekonany, że będziemy zwracali uwagę na inne rzeczy. Melomanów przymierzających się do zakupu słuchawek bezprzewodowych interesuje komfort noszenia, czas pracy na jednym ładowaniu, skuteczność działania systemu ANC podczas spacerów po mieście i podróży autobusem, a także brak opóźnień podczas oglądania ulubionego serialu na laptopie i - oczywiście - jakość brzmienia. W najbliższym czasie raczej nikt nie będzie używał tych słuchawek podczas lotu pierwszą klasą. Nie będzie musiał przerywać odsłuchu, gdy stewardessa poprosi go, aby odłożył czasopismo z reklamami najnowszych perfum, luksusowych zegarków i apartamentów nad morzem, rozłożył plastikowy stoliczek i przygotował się do konsumpcji grillowanych roladek z kurczaka ze szparagami. W tych słuchawkach ludzie będą słuchali muzyki z telefonu, względnie laptopa, ale nie na pokładzie odrzutowca, lecz w domu, na spacerze, w pracy, być może na rowerze lub podczas podróży komunikacją miejską. Zdjęcie z boku pudełka ma jednak utwierdzać nas w przekonaniu, że Fly ANC są słuchawkami do latania. Widzimy tu brodatego mężczyznę, który w stroju smart casual, z plecakiem i walizką, pewnym krokiem zmierza, hmm, zapewne na lotnisko lub do taksówki. Pod zdjęciem wydrukowano zresztą ikonkę z samolotem w walizce. Super. A więc nowe słuchawki Harmana można spakować do bagażu podręcznego! Żadne inne nauszniki tego nie mają... No dobrze, trochę sobie drwię, ale tak naprawdę szczerze współczuję projektantom opisywanych nauszników. Mieli ciekawy pomysł, który w normalnych warunkach pewnie by się sprawdził. Nawet jeśli Fly ANC to tylko kolejne, zupełnie normalne słuchawki bezprzewodowe, przynajmniej wiemy już, że starano się nadać im konkretną funkcję. Ludzie z Harmana postawili wszystko na jedną kartę. Skomplikowany proces wprowadzania nauszników na rynek na pewno trochę trwał, a kiedy prace dobiegły końca, epidemia koronawirusa sprowadziła cały ten lotniczy motyw do poziomu absurdu lub smutnego, niesmacznego żartu. Samoloty są uziemione, lotniska puściutkie, linie lotnicze bankrutują, pasażerowie czekają na zwrot pieniędzy za bilety - istny koszmar, który pewnie jeszcze długo będziemy leczyć. Teraz klientom bardziej potrzebne są słuchawki do oglądania seriali lub prowadzenia wideokonferencji. Ale czy nauszniki zaprojektowane do latania nie powinny poradzić sobie z innymi wyzwaniami?
Chwilę po otwarciu pudełka i pierwszych oględzinach opisywanego modelu wiedziałem już, że Fly ANC doskonale wpisują się w elegancki styl, z którego znana jest marka Harman Kardon. O ile w urządzeniach JBL-a mamy do czynienia z luźniejszą, bardziej młodzieżową, czasami nawet dość odważną stylistyką, tutaj wszystko jest stonowane, minimalistyczne i monochromatyczne. W twardym, zamykanym na suwak etui znajdziemy złożone na płasko słuchawki i kilka akcesoriów, które możemy trzymać w osobnej, elastycznej kieszonce - adapter samolotowy, kabel do ładowania i przewód analogowy zakończony standardowym wtykiem 3,5 mm. Same słuchawki są ładne i bardzo wygodne. Spore, miękkie pady swobodnie obejmują uszy i od razu słychać, że nawet pasywne tłumienie zewnętrznego hałasu jest całkiem skuteczne. Na lewej muszli umieszczono gniazdko USB, natomiast na prawej znajdziemy zestaw przycisków, małą diodę i gniazdo analogowe. Producent nie pokusił się więc o wykorzystanie modnych paneli dotykowych. I choć generalnie jestem zwolennikiem tradycyjnych rozwiązań, muszę przyznać, że standardowe przyciski mają w tym przypadku ograniczoną funkcjonalność. Mamy oczywiście regulację głośności, parowanie i włącznik trybu ANC, ale zarządzanie odtwarzaniem muzyki i połączeniami telefonicznymi wygląda trochę dziwnie. Służy do tego mały przycisk umieszczony między "plusem" a "minusem", które zresztą mają swoją drugą funkcję - ich dwukrotne naciśnięcie odpowiada za przerzucanie utworów do przodu i do tyłu. Trzeba się tego wszystkiego nauczyć. Na pewno da się to zrobić, ale kiedy testowałem Sennheisery Momentum True Wireless 2 z dotykowymi dekielkami, ogarnąłem to o wiele szybciej. Sporym minusem jest jednak brak funkcji przepuszczania zewnętrznych dźwięków do nauszników. Szukałem i szukałem, ale nic takiego nie znalazłem. Szkoda, bo w codziennym użytkowaniu naprawdę się to przydaje. Powiecie, że równie dobrze można odchylić jedną z muszli lub zdjąć słuchawki i zawiesić je sobie na szyi? Tak, można. Ale skoro i tak mamy wbudowane mikrofony, nic nie stało na przeszkodzie, aby wykorzystać je właśnie w ten sposób. Niektórzy producenci umożliwiają nam nawet wybór jednego z kilku poziomów przepuszczania dźwięku z zewnątrz, w tym tryb wzmacniający wybrane częstotliwości. Także kiedy już będziemy lecieć pierwszą klasą do Dubaju i podejdzie do nas piękna stewardessa, będziemy musieli ściągnąć słuchawki z czachy. Może to dobrze, bo Fly ANC niestety dość mocno grzeją w uszy. Na pokładzie klimatyzowanego odrzutowca pewnie nie byłby to wielki problem, ale w domu lub na mieście, w środku czerwca, i to nawet nie przy jakimś rekordowym upale wytrzymałem 20-30 minut. Nasuwa się pytanie czy izolowanie się od zewnętrznego hałasu jest aż tak ważne, abyśmy z tego powodu rezygnowali z przyzwoitej wentylacji. Wydaje się, że jest to obecnie dominujący trend, ale mam wrażenie, że kilku producentów wkrótce się z niego wyłamie i coraz większą popularnością będą się cieszyły słuchawki nie wokółuszne, ale nauszne, których pady nie będą wykończone skórą, ale jakimś przyjemnym, przepuszczającym powietrze materiałem.
Przejdźmy zatem do tradycyjnej sekcji plusów i minusów. Do pierwszych należy zaliczyć przede wszystkim wysoką skuteczność systemu ANC. Działa, tłumi i robi to, co powinien. Na pochwałę zasługuje także ogólna jakość wykonania opisywanych słuchawek. Może nie znajdziemy tu jakichś obrzydliwie luksusowych materiałów, ale każdy element wygląda bardzo sensownie. Nic nie trzeszczy ani nie skrzypi - nawet podczas składania pałąka w taki sposób, aby wsadzić nauszniki do pokrowca. Nie ma charakterystycznego dla tańszych słuchawek klekotania. Dodajmy do tego wyjątkowo eleganckie wzornictwo, a otrzymujemy produkt, który może jeszcze nie pachnie hi-endem, ale jest na tyle dopracowany, aby używało się go naprawdę przyjemnie. Szkoda, że inżynierowie Harmana nie przewidzieli opcji połączenia słuchawek z komputerem za pomocą kabla USB. Ten dołączony do zestawu jest dość krótki, co jest jasną wskazówką, że służy tylko do ładowania. I rzeczywiście, w momencie podłączenia nauszników do peceta dźwięk się wyłącza. Jeżeli więc akumulator rozładuje nam się w połowie finałowego odcinka serialu, pozostanie tylko przerzucenie się na kabel 3,5 mm. Wykorzystanie gniazda USB do transmisji audio pozwoliłoby nie tylko zakosztować lepszego dźwięku podczas odsłuchu w domu (nauszniki pracują wtedy jako swój własny DAC), ale także naładować akumulator na kolejny dzień pracy. Szczególnie biorąc pod uwagę, że odbywa się to naprawdę szybko. Fly ANC ładują się do pełna w dwie godziny, a piętnaście minut na kablu daje nam około dwie i pół godziny słuchania. Na jednym ładowaniu i z włączonym trybem ANC powinny wytrzymać dwadzieścia godzin. Parametry są więc całkiem niezłe, ale dlaczego nauszniki nie mogą jednocześnie ładować się i grać? Nie wiem. Jedyne wytłumaczenie, jakie przychodzi mi do głowy to chęć zabezpieczenia użytkowników przed potencjalnymi skutkami ładowania uszkodzonych akumulatorów. Zapaliła się lub wybuchła już niejedna hulajnoga elektryczna i niejeden smartfon, więc może lepiej dmuchać na zimne i nie ładować czegoś, co nosimy na głowie. To jednak tylko moja teoria.
Korektor jest jedynym argumentem przemawiającym za instalacją firmowej aplikacji. Jeśli brzmienie Fly ANC będzie komuś pasowało, absolutnie nie widzę sensu zajmowania 139 MB w pamięci smartfona lub tabletu. Po co? Aby włączyć lub wyłączyć ANC, skoro równie dobrze możemy zrobić to przyciskiem na słuchawkach?Ostatnią rzeczą wartą omówienia jest aplikacja My Harman Kardon Headphones, którą możemy pobrać zarówno w wersji na Androida, jak i iOS-a. Jest przejrzysta, ładnie zaprojektowana, prosta i szybka. Na screenshotach wygląda naprawdę fajnie. Jedyny problem jest taki, że nie znajdziemy w niej zbyt wiele funkcji. Możemy włączyć albo wyłączyć tryb ANC, ustawić asystenta głosowego i pobawić się equalizerem. Apka wyświetla też poziom naładowania słuchawek, więc nie musimy się domyślać ile procent nam jeszcze zostało. Equalizer to małe kuriozum. Zobaczymy tu tylko trzy fabryczne tryby - Jazz, Vocal i Bass (oczywiście korektor możemy też wyłączyć). Jazz i Bass są właściwie bezsensowne. Vocal nawet może się przydać. Ale najlepszym rozwiązaniem jest utworzenie własnego presetu. Najdziwniejsze jest to, że podbicie średnicy nie powoduje podniesienia jej poziomu, ale zmniejszenie ilości niskich i wysokich tonów. Skoryguje to oczywiście zmiana poziomu głośności, co nie zmienia faktu, że większość użytkowników jest przyzwyczajona do czegoś zupełnie innego - jeśli chcemy wyeksponować wybrany fragment pasma, powinien on stać się głośniejszy, a nie odstrzelić pozostałe częstotliwości. Mimo to, korektor jest jedynym argumentem przemawiającym za instalacją firmowej aplikacji. Jeśli brzmienie Fly ANC będzie komuś pasowało, absolutnie nie widzę sensu zajmowania 139 MB w pamięci smartfona lub tabletu. Po co? Aby włączyć lub wyłączyć ANC, skoro równie dobrze możemy zrobić to przyciskiem na słuchawkach? Ach, przepraszam... Pozostaje jeszcze wsparcie dla wirtualnego asystenta. Firmowa aplikacja prawdopodobnie o wiele lepiej sprawdzi się z modelem Fly TWS, w którym mamy chociażby sterowanie gestami oraz funkcje TalkThru i Ambient Aware. Dlaczego tutaj ich zabrakło? Nie mam pojęcia. Dla niektórych użytkowników nie będzie to duży problem. Wielu ludzi nie szuka przecież słuchawek do zabawy i ma w nosie wszystkie te nowoczesne gadżety. Interesują ich takie rzeczy, jak zastosowane materiały, komfort noszenia oraz jakość wykonania i brzmienia. Sprawdźmy więc jak nasze "lotnicze" nauszniki poradzą sobie w odsłuchu.
Brzmienie
Wspominałem już, że testowanie słuchawek bezprzewodowych to straszna nuda. Widząc kolejne nauszniki za tysiąc złotych z kawałkiem, domyślam się jak grają i zazwyczaj mam rację. W przypadku opisywanego modelu też bym się nie pomylił. To taki normalny, grzeczny, uniwersalny dźwięk z zauważalnie podbitym basem. Dla mnie jest to kolejny dowód na to, że znakomita większość tego typu słuchawek powstaje z myślą o zaspokojeniu potrzeb jednego i tego samego odbiorcy. Jest to ktoś, kto prawdopodobnie wydał kilka tysięcy złotych na smartfon i chciałby dołożyć do niego nowoczesne, eleganckie i funkcjonalne nauszniki. Mam wrażenie, że kolejne pojawiające się na rynku modele są projektowane według receptury, której nie przygotowali specjaliści od głośników ani muzycy, lecz ankieterzy i eksperci od badań marketingowych. Dysponując takimi danymi, nad niczym nie trzeba się zastanawiać. Słuchawki powinny wyglądać tak i tak, oferować takie i takie funkcje, a ich brzmienie powinno być przede wszystkim duże, pełnopasmowe, dynamiczne i imponujące, ale bez wpadania w oczywistą przesadę bądź agresję. Taki jest gust przeciętnego słuchacza, w związku z czym dokładnie tak gra większość urządzeń kierowana do masowego odbiorcy - słuchawki bezprzewodowe, soundbary, głośniki sieciowe i systemy all-in-one. I tak grają też Fly ANC.
PORADNIK: Kupujemy słuchawki - co, jak, gdzie
Znam to brzmienie tak dobrze, że po kilku minutach miałem ochotę uznać test za zakończony. Wydawało mi się, że nic więcej tu nie odkryję. Dalszy odsłuch byłby czystą stratą czasu. Czułem się jak dziennikarz motoryzacyjny za kierownicą kolejnego crossovera zbudowanego na tej samej płycie podłogowej, wykorzystującego ten sam silnik i zbudowanego w tej samej fabryce, co pięć innych modeli, którymi już wcześniej jeździł. Nie chodzi o to, że zły, tylko o to, że taki sam. Nuda. Tak się jednak złożyło, że siedziałem w kompletnie pustej kawiarni przy Chmielnej, więc odpaliłem jeszcze kilka kawałków, pobawiłem się korektorem, zająłem się innymi sprawami i... W pewnym momencie odkryłem, że słucha mi się wyjątkowo dobrze. Wystarczyło zdjąć odrobinę niskich częstotliwości, aby z tego standardowego, generycznego brzmienia wyłoniło się coś znacznie ciekawszego. W porządku, może w skali bezwzględnej wciąż nie była to jakaś rewelacja, ale jak na bezprzewodowe nauszniki za niewiele ponad tysiąc złotych - super. Kiedy dźwięk odzyskał naturalną równowagę, ciężar prezentacji przesunął się w kierunku średnich tonów. Zwykle oznacza to kłopoty. Szybko okazuje się, że sprzęt nie ma w tym zakresie nic do powiedzenia - brzmienie jest płaskie, nijakie i bezwartościowe. Człowiek nagle zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że wyeksponowany bas miał nie tyle koncentrować uwagę na sobie, co odwracać ją od wyższych częstotliwości. A tutaj? Proszę, proszę - zdrowa, naturalnie gęsta, lekko ocieplona, ale czytelna i namacalna średnica uzupełniona całkiem czystą, ale ładnie wykończoną i "bezpieczną" górą. Niewiarygodne, ale nie był to tępy, kwadratowy, pusty i plastikowy dźwięk, ale coś znacznie lepszego. I mimo, że w skórzanych nausznikach zaczęło mi się robić gorąco, słuchałem dalej. Wszystkim, którzy będa mieli okazję zetknąć się z Fly ANC mogę więc polecić jak najszybsze uruchomienie equalizera i skorygowanie fabrycznie podkreślonego basu. Raz, że muzyce wychodzi to na zdrowie, a dwa, że akurat niskie tony są najmniej charakterystycznym elementem tej kompozycji. Fakt, jest głęboki i sprężysty, ale w porównaniu ze średnicą nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Jest jakiś taki, hmm, banalny. Dobry, ale na pewno nie wybitny. Wystarczy jednak przywołać go do porządku i zrównać z resztą pasma, aby odsłuch nabrał kolorów i wszedł w zupełnie inny etap.
Fly ANC to jedne z tych słuchawek, które zyskują przy dłuższym poznaniu. Odkrywamy wówczas barwną, przyjemną, namacalną średnicę i czytelny, bardzo elegancko wykończony zakres wysokich tonów. Dowiadujemy się, że Fly ANC mają - jak na swój przedział cenowy - naprawdę spory potencjał. Potrafią poradzić sobie z każdym gatunkiem muzycznym i nie znęcają się nad kiepsko zrealizowanymi nagraniami. Wbrew pozorom, jest sporo rzeczy, za które można je polubić. Najważniejszą z nich jest jednak przestrzeń. To kolejny obszar, w którym zamknięte, bezprzewodowe nauszniki zwykle nie mają zbyt wiele do powiedzenia. W większości takich konstrukcji dźwięk jest pompowany do środka czaszki, a uruchomienie systemu ANC tylko pogłębia wrażenie klaustrofobicznej ciasnoty. Chyba, że producent zastosował coś w rodzaju procesora DSP mającego dać nam wrażenie otoczenia dźwiękiem i uczestniczenia w jakimś trójwymiarowym spektaklu, którego nigdy być nie miało. I tak źle, i tak niedobrze. Ale nie tym razem, bo Fly ANC mają naprawdę fajną, zdrową przestrzeń. Dźwięk nie jest sztucznie rozpychany na boki, ale też nie zajmuje centymetra sześciennego w samym środku naszego mózgu. Scena rozciąga się od ucha do ucha, czasami nawet delikatnie wychodząc do przodu. W porządku, nie jest to jeszcze słuchawkowy hi-end i mistrzostwo świata na miarę najlepszych modeli planarnych, ale testowałem bezprzewodowe nauszniki, w których przestrzeń albo w ogóle nie istniała, albo była o wiele, wiele gorsza.
Rezygnując z kabla, walimy w jakość brzmienia nie raz, ale kilka razy, na kilku różnych frontach. Słuchawki bezprzewodowe zawsze grają o kilka klas gorzej niż porównywalne cenowo modele przewodowe. Słuchając Fly ANC, jakoś tego wrażenia nie miałem. Nooo... Może trochę, ale nie było ono tak silne, jak zwykle.Minusy? Wydaje mi się, że to brzmienie nie przypadnie do gustu fanom ostrego, szybkiego, agresywnego grania. Producent postawił tutaj na szeroko rozumianą muzykalność. Dźwięk jest grzeczny, delikatnie ocieplony i złagodzony - skrojony pod długodystansowe odsłuchy. Nie wiem też czy taka forma nauszników sprawdza się w każdej sytuacji. Duże, komfortowe muszle pomagają odciąć się od dźwięków otoczenia, ale w lecie - czy to w domu, czy na zewnątrz - ciężko w takich słuchawkach wysiedzieć więcej niż pół godziny (dotyczy to oczywiście nie tylko testowanego modelu, ale wszystkich podobnych bezprzewodówek). Gdyby zamienić konstrukcję wokółuszną na nauszną i zastąpić skórzane obicia padów jakimś równie przyjemnym, ale przepuszczającym powietrze materiałem, owszem, do naszych uszu dostawałoby się pewnie trochę więcej hałasu, ale mam wrażenie, że plusów byłoby znacznie więcej. Uważam też, że Fly ANC powinny otrzymać więcej rozwiązań znanych z nowoczesnych słuchawek typu True Wireless. Klasyczne przyciski chętnie zamieniłbym na panele dotykowe, nie wspominając już o funkcji szybkiego przepuszczania lub nawet wzmacniania dźwięku otoczenia. Dlaczego w modelu Fly TWS znajdziemy funkcje TalkThru i Ambient Aware, a Fly ANC ich nie mają? Nie wiem i obawiam się, że klienci także zaczną zadawać sobie to pytanie. Najlepsza wiadomość jest taka, że nowe słuchawki Harmana bronią się w odsłuchu. I to jak! Zwykle na tym etapie testu mam jeden powtarzający się problem - brzmienie większości dostępnych na rynku słuchawek bezprzewodowych nijak ma się do modeli przewodowych. Teoretycznie to zrozumiałe, bo w tym przypadku dochodzą nam akumulatory, mikrofony, cała elektronika odpowiedzialna za łączność i obsługę funkcji, których klasyczne nauszniki nie mają, a co za tym idzie - zostaje nam mniej pieniędzy na rzeczy, które przekładają się dobry dźwięk. Po drugie, słuchawki przewodowe zazwyczaj podpinamy do DAC-a, wzmacniacza słuchawkowego, odtwarzacza przenośnego lub telefonu, natomiast w modelach bezprzewodowych kolejnym wąskim gardłem jest Bluetooth. Rezygnując z kabla, walimy w jakość brzmienia nie raz, ale kilka razy, na kilku różnych frontach. Słuchawki bezprzewodowe zawsze grają o kilka klas gorzej niż porównywalne cenowo modele przewodowe. Słuchając Fly ANC, jakoś tego wrażenia nie miałem. Nooo... Może trochę, ale nie było ono tak silne, jak zwykle. Zupełnie jakby producentowi udało się obejść kilka technicznych ograniczeń. Ze względu na rozdmuchany bas, konieczna była tylko drobna ingerencja w ustawienia equalizera, ale później poszło już z górki. I choć nie są to nauszniki pozbawione wad, z pewnością warto dać im szansę. Bronią się tym, co najważniejsze - brzmieniem.
Budowa i parametry
Harman Kardon Fly ANC to wokółuszne słuchawki bezprzewodowe z funkcją aktywnego tłumienia zakłóceń. Jak twierdzi producent, zaawansowana technologia aktywnego tłumienia hałasu pozwala na całkowite zanurzenie się w muzyce. Słuchawki zapewniają do 20 godzin niezakłóconego odsłuchu lub do 30 godzin słuchania muzyki bez korzystania z systemu ANC. Co ciekawe, nowe nauszniki mają do minimum ograniczać przerwy w słuchaniu muzyki i pozwalają przełączać się płynnie między urządzeniami dzięki połączeniu wielopunktowemu. Umożliwiają też korzystanie z najnowszych technologii Google Assistant i Amazon Alexa oraz personalizację swoich wrażeń z odsłuchu w aplikacji My Harman Kardon Headphones. Jak zwykle w produktach sygnowanych przez Harmana, mamy do czynienia z materiałami z bardzo wysokiej półki. Nauszniki wyróżniają się między innymi skórzanym pałąkiem oraz aluminiowymi muszlami, w których zamontowano przetworniki o średnicy 40 mm. Dzięki funkcji szybkiego ładowania 15 minut z podłączonym kablem USB wystarcza na 2,5 godziny odsłuchu. Gdybyśmy jednak nie mieli innej możliwości, z Fly ANC można korzystać także w trybie pasywnym, dzięki odłączanemu przewodowi audio. Dołączony do zestawu, utwardzony pokrowiec zapewni słuchawkom bezpieczeństwo w podróży. Jeśli chodzi o łączność, słuchawki wykorzystują Bluetooth 4.2, jednak w specyfikacji technicznej zabrakło informacji o obsłudze kodeków aptX czy aptX HD. Szkoda. Dzięki nim na pewno udałoby się wycisnąć z opisywanych nauszników jeszcze więcej.
Werdykt
Wychodzi na to, że miałem rację z tym Harmanem. Podobają mi się produkty wypuszczane na rynek pod tą marką. To taki sprzęt premium za rozsądne pieniądze. Kiedy ze sklepowych półek zniknął model Soho, wydawało się, że firma porzuciła temat słuchawek. Na szczęście udało jej się do niego wrócić, i to w bardzo dobrym stylu. Lotnicze skojarzenia można włożyć między bajki, co jednak nie zmienia faktu, że mamy do czynienia z dobrym, eleganckim i porządnie wykonanym sprzętem. Fly ANC mogą spokojnie rywalizować z innymi stylowymi słuchawkami wyposażonymi w system aktywnej redukcji hałasu, takimi jak Bose QuietComfort 35 II, Sennheiser Momentum 3 Wireless, Bang & Olufsen Beoplay H9i czy Bowers & Wilkins PX7. Warto zauważyć, że są z tego całego towarzystwa najtańsze. I to o ile... Trzysta, sześćset, dziewięćset złotych?! Wobec tak dużej różnicy w cenie, wszystkie drobne mankamenty w rodzaju grzejących w uszy padów, braku możliwości jednoczesnego słuchania i ładowania akumulatorów czy mało funkcjonalnej aplikacji schodzą na dalszy plan. Fly ANC to po prostu udany powrót Harmana na rynek nauszników, a jeśli taka polityka cenowa będzie kontynuowana, pozostaje mieć nadzieję, że wkrótce w jego ofercie pojawią się kolejne, równie ciekawe propozycje.
Dane techniczne
Typ słuchawek: dynamiczne, zamknięte, wokółuszne, bezprzewodowe
Zastosowane przetworniki: 40 mm
Pasmo przenoszenia: 16 Hz - 22 kHz
Łączność: Bluetooth 4.2
Skuteczność: 100 dB
Impedancja: 32 Ω
Maksymalna moc wejściowa: 30 mW
Akumulator: litowo-jonowy, 700 mAh
Czas pracy: do 20 h (z łącznością Bluetooth i funkcją ANC)
Masa: 291 g
Cena: 1049 zł
Konfiguracja
Apple iPhone SE, Asus Zenbook UX31A, Sony WF-1000XM3, Bowers & Wilkins P5.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
Komentarze