Fezz Audio Silver Luna
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Choć żyjemy w epoce smartfonów i inteligentnych głośników, miłośnicy sprzętu audio wciąż chętnie kupują wzmacniacze lampowe. Mogłoby się wydawać, że urządzenia zbudowane w oparciu o tę technologię są z góry skazane na porażkę, jednak rzeczywistość pokazuje coś zupełnie innego. Audiofile potrzebują lamp jak powietrza. Niektórzy potrafią się bez nich obejść, inni decydują się na wzmacniacze hybrydowe lub źródła z lampowym stopniem wyjściowym, ale niezaprzeczalny urok rozżarzonych do czerwoności baniek kusi ich na każdym kroku. Ten dźwięk, ta prezencja, to jedyne w swoim rodzaju poczucie obcowania ze sprzętem, który pracuje, nagrzewa się i wymaga od nas pewnego zaangażowania w cały ten proces... Podobnie, jak gramofony, wzmacniacze lampowe po prostu mają duszę, a ich fanów nikt nie jest w stanie przekonać, że tranzystor zagra tak samo. Niestety, bilety wstępu do tego klubu nie są i nigdy nie były tanie. Znalezienie dobrego, rozsądnie wycenionego urządzenia jest procesem niezwykle trudnym i pełnym pułapek. Za większość europejskich, amerykańskich i japońskich wzmacniaczy lampowych trzeba zapłacić minimum dziesięć tysięcy złotych, a i tak mówimy wtedy o modelach z pierwszych stron katalogu. Tych najmniejszych, oferujących niską moc, często też pozbawionych jakichkolwiek udogodnień. Chińczycy wystawiają znacznie niższe rachunki, ale w życiu nie ma nic za darmo. Aby nie trafić na minę, trzeba bardzo dobrze orientować się w temacie. Czasami lepiej dopłacić, niż wydać pięć tysięcy na sprzęt, który na zdjęciach i na papierze wygląda dobrze, ale w rzeczywistości nadaje się tylko na śmietnik. Od kilku lat audiofile mają jednak nowego dostawcę swoich ukochanych lamp. I to nie z Chin, nie z Malezji, ale z Polski. Mowa oczywiście o firmie Fezz Audio.
Wbrew pozorom, przebicie się na tym trudnym rynku i dotarcie ze swoimi wyrobami do polskich audiofilów jest dla rodzimych producentów trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Patriotyzm patriotyzmem, ale kiedy wybieramy sprzęt stereo i sięgamy do własnego portfela, chcemy mieć pewność, że podejmujemy właściwą decyzję. Możemy kibicować naszym sportowcom i trzymać kciuki, aby polskim przedsiębiorstwom wiodło się jak najlepiej, ale kiedy znajdujemy się w pozycji klienta - wymagamy. Od swoich rodaków nawet więcej, niż od producentów z innych krajów. Chińczycy wstawiają nam tandetę? No trudno, w końcu z tego są znani. Przynajmniej nie zapłaciliśmy dużo. W niemieckim wzmacniaczu coś nie działa tak, jak powinno? Niemożliwe! Przecież na pudełku było napisane "german quality" i "sehr gut". Kiedy kupujemy sprzęt produkowany w Polsce, wymagamy natomiast najwyższej jakości w chińskiej cenie. Pewien producent kabli powiedział mi kiedyś, że zanim zdecydował się wejść na rynek, musiał upewnić się, że jego przewody będą dwa razy lepsze niż zagraniczna konkurencja za te same pieniądze. Możliwe, że trochę przesadził, ale coś w tym jest. Dla wielu zachodnich firm byłaby to abstrakcja. Ale, jak powiedział Napoleon Bonaparte, "zostawcie to Polakom, dla nich nie ma nic niemożliwego".
Założyciele marki Fezz Audio podjęli się bardzo trudnego zadania, ale nie startowali zupełnie od zera. Przeciwnie - mieli w garści jeden bardzo ważny element, który wielu producentom wzmacniaczy lampowych sprawia niemałe problemy, a od którego w takiej konstrukcji zależy bardzo, bardzo dużo. Mowa oczywiście o transformatorach. Na papierze i w schematach obwodów elektronicznych wyglądają one tak niewinnie... Rdzeń, uzwojenie pierwotne, uzwojenie wtórne. Ot, wielkie mi rzeczy, miedziany drut nawinięty na metalowy klocek! W rzeczywistości jednak sprawa jest o wiele bardziej złożona, a opanowanie technologii produkcji tych podzespołów wymaga znajomości tajników, o których wiedzą tylko doświadczeni specjaliści. Pół biedy jeśli mówimy o typowych, stosunkowo małych trafach zasilających. Najwyżej będzie buczało. Ale we wzmacniaczach lampowych transformatory wyjściowe są tak samo ważne, jak same lampy. Niektórzy twierdzą, że nawet ważniejsze. Fezz Audio jest w istocie częścią firmy, która od wielu lat zajmuje się produkcją transformatorów toroidalnych. Z jej usług korzystają inni producenci sprzętu audio, jak Ancient Audio, Baltlab, Lampizator czy Amare Musica. Rzadko kto decyduje się jednak na użycie toroidów w roli transformatorów wyjściowych w układach lampowych. W 95% przypadków są to klasyczne trafa EI. Wieść gminna niesie, że właściciele firmy próbowali przekonać kilku producentów do transformatorów toroidalnych, jednak mimo użycia rozsądnych argumentów, sukcesu nie odnieśli. Bo tak się nie robi, bo klienci są nieufni, bo nie ma co ryzykować. Postanowili więc stworzyć własny wzmacniacz lampowy i pokazać światu, że dla chcącego nic trudnego. Tym wzmacniaczem jest właśnie Silver Luna.
Nie dość, że urządzenie powstało, to jeszcze okazało się całkiem dobre! Projekt, który początkowo miał na celu przekonanie producentów tego typu sprzętu do stosowania toroidów, przerodził się w osobną gałąź działalności. W dotychczasowej siedzibie firmy, w miejscowości Księżyno nieopodal Białegostoku, produkcja kompletnych wzmacniaczy lampowych ruszyła pełną parą. Do modelu Silver Luna wykorzystującego kwartet lamp EL34 i oferującego 35 W na kanał wkrótce dołączyły kolejne konstrukcje - mocniejsza Titania na lampach KT88, Mira Ceti na kultowych 300B oraz sympatyczny wzmacniacz słuchawkowy o nazwie Omega Lupi, wykorzystujący cztery lampy PCL86. Wszystkie integry były dostępne w różnych wersjach kolorystycznych, co podsycało apetyt audiofilów przywiązujących dużą wagę do kwestii estetycznych. Ceny? Powiedzieć o nich "atrakcyjne" to tak, jakby nie powiedzieć nic. Były i wciąż są niesamowicie kuszące. Firma znana jest przy tym z dbałości o swoich klientów i stara się jak najszybciej reagować na ich prośby. Klatka ochronna na lampy? Robi się. Wejścia cyfrowe? Okej, popracujemy nad tym. Zdalne sterowanie, bezpośrednie wejście do końcówki mocy, aluminiowy panel czołowy, łączność Bluetooth? W porządku. Większość tych udogodnień udostępniono klientom w formie wyposażenia opcjonalnego. Kto potrzebuje, ten zaznacza wybrane pozycje. Kto nie potrzebuje, bierze podstawową wersję i płaci mniej. Dodajmy do tego cztery wersje kolorystyczne i wychodzi na to, że możemy zamówić niemal dokładnie taki wzmacniacz, jaki sobie wymarzyliśmy. Niedawno dla klientów przygotowano kolejną nowość. Nie są to nowe gniazda ani funkcje, ale rozwiązanie mające zapewnić nabywcom jeszcze większy komfort i spokój ducha. Program 5-3-14 daje nam 5 lat gwarancji w systemie door-to-door, bezpłatną wymianę kompletu lamp po 3 latach i możliwość zwrotu wzmacniacza do 14 dni po zakupie. W przypadku modelu Silver Luna, koszt objęcia urządzenia taką ochroną to 390 zł. A teraz najlepsze. Wiecie ile kosztują same lampy do tego wzmacniacza? Dokładnie 438 zł. Wychodzi na to, że klientom, którzy skorzystają z tej propozycji, Fezz Audio daje 5 lat gwarancji i jeszcze 48 zł w prezencie.
Przeprowadzone na szybko obliczenia i porównanie wzmacniaczy z Księżyna z konkurencyjnymi wyrobami z Europy prowadzi do prostego wniosku - taka firma prędzej czy później powinna zbankrutować! Na to się jednak nie zanosi. Polscy audiofile polubili kolorowe lampowce Fezza, a w ślad za nimi poszli klienci z innych, często bardzo odległych krajów. Dziś wzmacniacze Fezz Audio dostępne są w 20 krajach, w których działa w sumie ponad 500 autoryzowanych salonów partnerskich. Największym przełomem okazało się zamówienie z Korei Południowej, liczone nie w dziesiątkach, ale setkach egzemplarzy. Firma prowadzona przez Lecha, Tomasza i Macieja Lachowskich musiała szybko zwiększyć zatrudnienie. Pół roku temu ruszyła budowa nowej fabryki, w której od początku do końca wytwarzane będą wyłącznie wzmacniacze lampowe. Jak to w życiu bywa, w trakcie tej ekscytującej podróży nie obyło się bez "przygód". Najważniejsze jest jednak to, że na swoich błędach firma bardzo szybko się uczy. Przyjęto na przykład ciekawy model współpracy z dealerami. W efekcie wzmacniacze z Księżyna szybko pojawiły się salonach w całej Polsce i nie ma problemów z ich dostępnością (co u wielu polskich firm jest standardem, nawet po wielu latach obecności na rynku). Firma od samego początku pokazuje swój sprzęt na dużych wystawach i mniejszych imprezach - zarówno w Polsce, jak i na świecie. Pod jej patronatem, na falach RMF Classic emitowana jest natomiast audycja przybliżająca tematykę audio szerszej publiczności. Dziś wrócimy jednak do wzmacniacza, od którego to wszystko się zaczęło, a nawet lepiej - przetestujemy jego najnowszą, ulepszoną wersję.
Wygląd i funkcjonalność
Rzadko zdarza się, aby to właśnie pierwszy wprowadzony na rynek produkt okazał się tym najpopularniejszym, uwielbianym przez klientów bez względu na wyposażenie, kolor czy rok produkcji. Silver Luna pozostaje jednak największym hitem polskiej firmy i nie ma się czemu dziwić. W tej cenie trudno jest bowiem kupić dobry wzmacniacz lampowy, a ten model udowodnił wielu audiofilom, że jest to możliwe i nie musi być obarczone haczykiem, który wychodzi na jaw pięć minut po wyjęciu urządzenia z kartonu. Mimo to, z biegiem czasu wprowadzano w tym projekcie pewne poprawki. Operacja nie miała charakteru skokowego. Przebiegała raczej płynnie, w związku z czym model oferowany obecnie nazywa się dokładnie tak samo, choć w pewnych miejscach znacząco różni się od oryginału sprzed kilku lat. Lista modyfikacji jest stosunkowo długa, a ich do wprowadzenia przyczyniły się oczywiście opinie klientów wspierających firmę w jej działaniach i sugerujących konkretne ulepszenia na podstawie własnych doświadczeń. Aktualna wersja ma ma automatyczną regulację biasu, w związku z czym użytkownik nie musi już niczego mierzyć i ustawiać. Zmieniono też sposób malowania obudowy. Zrezygnowano z wykończenia na wysoki połysk, wprowadzając lakiery o lekko matowej strukturze. Jedynie na przednim i tylnym panelu zachowano blaszki lakierowane dotychczasową metodą. Chodziło o zwiększenie odporności na zarysowania, szczególnie na powierzchniach między lampami. Ekipie z Księżyna udało się też wynegocjować korzystniejsze ceny na zakup lamp EL34 i 12AX7 Electro-Harmonixa, w związku z czym Silver Luna oferowana jest teraz z takim właśnie pakietem. Listę zmian zamyka dodatkowe wyposażenie. Z opcji możemy zaznaczyć zdalne sterowanie, wejście HT (dające możliwość zastosowania wzmacniacza jako stereofonicznej końcówki mocy), panel frontowy ze szczotkowanego aluminium, klatkę ochronną na lampy lub moduł Bluetooth 4.2 z kodekiem apt-X. Każda z tych opcji kosztuje dokładnie 390 zł. Niewiele, szczególnie biorąc pod uwagę cenę samego wzmacniacza - 3990 zł.
TEST: Fezz Audio Titania
Do naszego testu dostarczono wersję z aluminiowym frontem. Jest ładny, prosty i całkiem dyskretny. Gdybyśmy chcieli zaznaczyć wszystkie opcje oraz program ochrony gwarancyjnej i wymiany lamp, wciąż wychodzi 6330 zł. To mniej, niż zapłacimy za najtańsze wzmacniacze lampowe takich marek, jak Unison Research (Simply Italy - 7999 zł), Cary Audio (Xciter - 9600 zł), Synthesis (Roma 96 DC - 9200 zł), Leben (CS-300F - 11900 zł) czy Ayon (Scorpio - 12900 zł). Jeśli mam być szczery, z listy wyposażenia dodatkowego najbardziej interesowałoby mnie zdalne sterowanie i program 5-3-14, ale dobrze, że każdy może wziąć to, co najbardziej mu się przyda. Rzadko który producent sprzętu audio oferuje klientom tak wiele opcji. Jeśli już, zwykle mówimy o kartach z modułami DAC-a lub phono stage'a kosztujących tyle, co porządny gramofon. Drążąc temat, zapytałem czy nie oznacza to konieczności długiego czekania na zamówiony wzmacniacz. W końcu cztery wersje kolorystyczne i sześć "okienek" do zaznaczenia? To pachnie telefonem lub mailem z informacją "czekamy na obudowy w tym kolorze, wzmacniacz będzie za trzy tygodnie" albo "skończyły nam się moduły Bluetooth i możemy Państwu zaoferować urządzenie bez tego dodatku z małym rabatem". Ale, zgodnie z zapewnieniami producenta, nic takiego nie ma i nie będzie miało miejsca. "Wzmacniacz można skonfigurować pod swoje potrzeby i upodobania kolorystyczne. Wyszliśmy z założenia, że nie ma potrzeby, aby klient płacił za coś, z czego nie korzysta. Lepiej jeśli kupi wzmacniacz taniej, a zaoszczędzone pieniądze wyda chociażby na dobrej jakości okablowanie. Termin realizacji zamówienia na wzmacniacz według specyfikacji klienta nie przekracza 7 dni." - napisał w odpowiedzi na mojego maila Maciej Lachowski. 7 dni! A nie mówimy przecież o sprzęcie za kosmiczne pieniądze. W dzisiejszych czasach to godne podziwu, żeby nie powiedzieć - nienormalne.
Wzmacniacz przyjeżdża do nas w twardym kartonie, zabezpieczony kilkoma kawałkami pianki i grubym, materiałowym workiem ze ściągaczem. Widać, że producent nie oszczędzał na opakowaniu, a to bardzo dobra wróżba. Być może jest to również efekt pewnych przykrych doświadczeń z firmami przewozowymi. Tak czy inaczej, przygotowując się do instalacji wzmacniacza czujemy się jakbyśmy mieli za chwilę zrobić coś wyjątkowego. Mając na uwadze fakt, że Silver Luna będzie dla wielu audiofilów pierwszym lampowcem w życiu, może to nie być dalekie od prawdy. Tym bardziej cieszy mnie to, że producent zadbał o odpowiednie zabezpieczenie nie tylko integry, ale i samych lamp. Czasami, nawet w urządzeniach za znacznie większe pieniądze, są one pakowane w kartoniki i wkładane do pudełka luzem, ewentualnie zabezpieczane kawałkiem folii. Tutaj mają swoją własną wytłoczkę, w której powinny przeżyć każdą podróż. Zadbano nawet o naklejki, które wskazują w jakiej kolejności powinniśmy zamontować lampy w kolejnych gniazdach. Wielu producentów numeruje każde z nich i umieszcza odpowiednie oznaczenia na kartonikach lub zapisuje je markerem na lampach. W niektórych modelach, aby nie szpecić wzmacniacza brzydkimi symbolami, numery gniazd znajdują się w instrukcji obsługi lub gdzieś w pudełku z akcesoriami (Ars-Sonum Filarmonia SK). Fezz zastosował podobny system - lampy mają numery odpowiadające ułożeniu gniazd. Sprytne i trudne do przeoczenia. Ważne, aby podczas montażu nie dotykać szklanych elementów gołymi rękami. Najlepiej użyć do tego bawełnianych rękawiczek. Wiecie, takich w stylu Małgosi Rozenek-Majdan. Wspominam o tym w tym miejscu, bo nie każdy zawraca sobie głowę czytaniem instrukcji obsługi. Ciekawą, choć mocno skrótową publikację na temat wzmacniaczy lampowych i ich użytkowania znajdziecie też na stronie producenta. Po instalacji lamp i podłączeniu kabli zasadniczo możemy rozpoczynać wygrzewanie i pierwsze odsłuchy. Odpada nawet regulacja prądów spoczynkowych. Zajmuje się nią autobias.
Silver Luna, choć należy raczej do urządzeń pozbawionych wzorniczych wodotrysków, prezentuje się bardzo sympatycznie. Forma w prostej linii podąża tu za funkcją, a także konstrukcją wewnętrzną. Pod wieloma względami to klasyczna, lampowa integra. Lampy na widoku, w tylnej części pokrywy transformatorów, z przodu tylko dwa pokrętła i firmowe logo, a na zapleczu całkiem standardowy komplet gniazd - trzy wejścia RCA, terminale głośnikowe z odczepami dla 4 i 8 Ω oraz trójbolcowe gniazdo zasilające z włącznikiem i bezpiecznikiem. Schludnie i elegancko. Polski wzmacniacz prezentuje się tak, jakby nie musiał nam niczego udowadniać. Uwielbiam taki sprzęt. Nie znajdziemy tu żadnych niepotrzebnych ozdobników. Obudowa nie została poszerzona do standardowych 43-44 cm. Ma dokładnie czterdzieści centymetrów szerokości, bo w takiej formie wygląda zgrabnie, a umieszczona cała elektronika mieści się w środku nawet z dużym zapasem. Konstruktorzy nie musieli budować czegoś w rodzaju szklanego wzmacniacza z lampami pracującymi w pozycji poziomej, aby tylko ktoś zwrócił uwagę na ich dzieło. Kiedy ta minimalistyczna integra stanęła na swoim miejscu, od razu zrozumiałem dlaczego tak spodobała się audiofilom. Dużym plusem Silver Luny jest także wysoka jakość wykonania. W tej cenie chyba nie do pobicia. Ponieważ praktycznie nie ma tu zbędnych ozdobników, można było przyłożyć się do elementów, które naprawdę są nam potrzebne. Spójrzcie na przykład na gniazda - zarówno sygnałowe, jak i głośnikowe. Spróbujcie znaleźć takie w innym wzmacniaczu za porównywalne pieniądze. Nie będzie łatwo. Niektórzy powiedzą, że Fezz mógł pozwolić sobie na takie złącza, bo jest ich stosunkowo mało. Fakt, ale nie wiem czy komuś potrzeba więcej. We wzmacniaczach lampowych trzy, może cztery wejścia analogowe to norma. W dzisiejszych czasach rolę "selektora wejść" i tak coraz częściej przejmuje przetwornik lub streamer z wejściami cyfrowymi. Spodobały mi się także solidne, metalowe nóżki i same lampy. Electro-Harmonix to żadna wiocha.
Polski wzmacniacz prezentuje się tak, jakby nie musiał nam niczego udowadniać. Konstruktorzy nie musieli budować czegoś w rodzaju szklanego wzmacniacza z lampami pracującymi w pozycji poziomej, aby tylko ktoś zwrócił uwagę na ich dzieło. Kiedy ta minimalistyczna integra stanęła na swoim miejscu, od razu zrozumiałem dlaczego tak spodobała się audiofilom.Minusy? Hmm... Szkoda, że do testu dostarczono wzmacniacz bez zdalnego sterowania. Ja trochę się poruszałem, a to akurat wyjdzie mi na zdrowie, ale chciałbym zobaczyć jak wygląda pilot i sprawdzić go w akcji. Na zdjęciach udostępnionych przez producenta widziałem natomiast klatkę ochronną na lampy i Silver Luna wygląda w niej trochę jak spawarka. Czyli jak 80% wzmacniaczy lampowych z takim zabezpieczeniem. Domyślam się, że protestować będą szczególnie przedstawicielki płci pięknej, ale spokojnie. Można kupić wzmacniacz bez klatki i zamówić ją dopiero wtedy, gdy pojawi się niebezpieczeństwo kontaktu z psem, kotem lub ciekawskimi rączkami potomka. Z narzekania to by było na tyle, bo i nie za bardzo jest się do czego przyczepić. A już na pewno nie w tej cenie. Powiem wprost - gdyby Silver Luna dopiero debiutowała na rynku w takim kształcie i w wersji ze zdalnym sterowaniem miała kosztować powiedzmy 6390 zł, uznałbym to za uczciwą propozycję. A przynajmniej oceniając wzmacniacz na podstawie wyglądu zewnętrznego, jakości wykonania i opakowania oraz zastosowanych komponentów. Pozostaje tylko sprawdzić jak sprawy mają się w odsłuchu.
Brzmienie
Wiecie jak zagrała Silver Luna? Jak dobra, pełnokrwista lampa. Ameryki może nie odkryłem, ale w końcu mówimy o wzmacniaczu z toroidalnymi transformatorami wyjściowymi, których wielu producentów takich urządzeń unika. Jeżeli obawiają się utraty pewnej dozy ciepła i delikatności, z których znane są lampowe piecyki, odsłuch testowanego modelu powinien być jasną wskazówką, że tak się nie stanie. Powiem więcej. Silver Luna pokazuje esencję tej stylistyki i nawet przez chwilę nie stara się zaszczepić nam elementów typowych dla wzmacniaczy tranzystorowych. Od początku do końca jest to świat szklanych baniek, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Myślę, że dla wielu melomanów będzie to prawdziwe odkrycie. Mimo, że za cztery tysiące złotych można już kupić fajną, klasyczną integrę zbudowaną w technice solid state, a nawet ciekawe urządzenia pracujące w klasie D, prawdziwy wzmacniacz lampowy pokaże nam coś zupełnie innego. Nawet krótki odsłuch może przenieść nas na inną planetę. Oczywiście nie jest powiedziane, że każdemu się to spodoba. Lampy mają zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. Wśród audiofilów zdecydowanie więcej jest tych pierwszych, ale znam i takich, którzy z założenia unikają sprzętu skonstruowanego w tej technologii. Brzmienie lamp jest dla nich zbyt romantyczne i przesadnie osłodzone. Wolą chłodny obiektywizm. Istnieje jednak spore i, mam wrażenie, wciąż powiększające się grono osób, które po pierwszym spotkaniu z lampami mówią tylko "ooo kurczę" i później nie chcą już słuchać muzyki na żadnym innym sprzęcie.
Czy polska integra ma taką moc przekonywania? W dużym stopniu - tak. Jej konstruktorzy nie uciekali od charakterystycznej dla lamp stylistyki i nie starali się zwalczać stereotypów za wszelką cenę, co w ogólnym rozrachunku wyszło muzyce na dobre. Kiedy bowiem ktoś za mocno kombinuje i stawia sobie za cel stworzenie sprzętu, który udowodni, że wszystkie inne urządzenia grały źle, zwykle kończy się to spektakularną porażką. Założyciele i konstruktorzy z Fezz Audio musieli doskonale zdawać sobie z tego sprawę. Podeszli do tematu na luzie. Wykorzystali wiele sprawdzonych rozwiązań, postawili na klasykę i minimalizm, dodali do tego swoje znakomite transformatory i zbudowali wzmacniacz, który może uchodzić za wzór lampowej integry w uczciwej cenie. Wszystko to po prostu słuchać. Brzmienie jest odpowiednio ciepłe, barwne i przyjemnie zagęszczone. Równowaga tonalna jest jak najbardziej prawidłowa. Jak na integrę zbudowaną na pentodach EL34, Silver Luna może pochwalić się całkiem zgrabnym i głębokim basem. Oczywiście, jak to w lampowcu, duże wrażenie robi prezentacja wokali i średnich tonów w ogóle. Znajdziemy tutaj odrobinę magii, z której znane są najlepsze konstrukcje tego typu, a w tym przedziale cenowym jest to cecha praktycznie niespotykana. Kupując wzmacniacz za dwadzieścia lub trzydzieści tysięcy złotych, zetkniemy się z wieloma modelami oferującymi ciekawą mieszankę lampowego ciepła i tranzystorowego kopniaka. Będziemy też mogli podstawić wszystko na jedną kartę i wybrać stuprocentową lampę dającą jeszcze więcej "tego czegoś". Ale Silver Luna kosztuje niewiele więcej, niż przeciętny, nieźle wyposażony amplituner kina domowego, który tak wciągającego brzmienia nie wyobrażał sobie nawet w swoim procesorze DSP.
Fezz stawia na naturalne, łatwo przyswajalne i muzykalne brzmienie. To nie powinni nikogo dziwić. Moim zdaniem prawdziwym hitem tej integry jest jednak spójność. Dźwięk jest utrzymany w tym samym klimacie od początku do końca. Nie ma w nim dziur, śladów szycia ani nawet drobnych oznak niekonsekwencji. To naprawdę może się podobać. Oznacza bowiem, że muzyka, niezależnie od gatunku, jest podawana w podobny sposób. Cecha ta może jednak działać również w drugą stronę. Jeżeli cenicie sobie sprzęt, który od czasu do czasu potrafi pokazać coś nieszablonowego i wykonać jakiś nagły zwrot, to raczej nie ten adres. Silver Luna ma wiele zalet, które można jednak włożyć do jednego worka z napisem "klasyczny wzmacniacz lampowy". Kiedy przyzwyczaimy się do takiego sposobu prezentacji, ciężko będzie nam zmusić ten piecyk do wyjścia ze swojej strefy komfortu. Jeżeli pokochamy to brzmienie, nie powinno nam się znudzić, ale jeśli ktoś będzie miał nadzieję, że przy którejś płycie wzmacniacz nagle zacznie grać zupełnie inaczej, nie liczyłbym na to. Silver Luna jest i pozostanie lampą w czystej postaci.
Polska firma wprowadziła klasyczne brzmienie próżniowych baniek tam, gdzie wcześniej go nie było. Mam na myśli nie tylko przeważnie tranzystorową konkurencję Silver Luny, ale też możliwość dotarcia do melomanów przymierzających się do skompletowania pierwszego poważnego systemu hi-fi. Kto wie, czy dla niektórych osób nie będzie to swego rodzaju audiofilska inicjacja. I od razu lampa? Naturalnie, nie mam nic przeciwko, ale jednocześnie zastanawiam się czy do takiego brzmienia nie trzeba trochę dojrzeć. A nawet więcej - popełnić wcześniej kilka błędów, aby docenić największe walory stuprocentowej lampy. Ten dźwięk jest po prostu charakterystyczny. Zbudowany na naturalnie ciepłych barwach, spójności, delikatności i trudnym do zdefiniowania, muzycznym poczuciu bezpieczeństwa. Silver Luna nie idzie jednak na maksa w kwestii przejrzystości czy dynamiki. Podobnie, jak wiele zbliżonych konstrukcyjnie wzmacniaczy, lubi pewne rzeczy wygładzić, polać cienką warstwą miodu. Ale właśnie o to chodzi, bo taki dźwięk wybierają zwykle melomani o wyrobionym guście. Ci, którzy mieli już sprzęt oferujący ponadprzeciętną rozdzielczość i doszli do wniosku, że nie tędy droga. Podczas odsłuchu autentycznie zacząłem się zastanawiać, czy oferowanie takiego brzmienia w cenie dobrego amplitunera lub eleganckiego głośnika bezprzewodowego nie przyciągnie do Silver Luny ludzi, którzy zwyczajnie nie są na taki dźwięk gotowi i nie zobaczą w nim tego, co dostrzegą obeznani w temacie audiofile. To jednak pytanie o zabarwieniu filozoficznym. Nie mnie decydować o tym, kto powinien mieć wzmacniacz lampowy, a kto nie.
Na targach XFI Premium Audio Show w Eindhoven holenderski dystrybutor Fezza połączył integrę Mira Ceti z wartymi 120000 zł tubowymi kolumnami Avantgarde Acoustic Duo XD. Tak, do wzmacniacza za 9900 zł. Nie wiem jaki był efekt tego mariażu, ale sam fakt z pewnością o czymś świadczy. Gdybyśmy zastosowali ten sam przelicznik, do Silver Luny powinniśmy podłączyć głośniki za ponad 53000 zł.Fezz Audio daje nam możliwość wejścia do magicznego świata lamp za nieprzyzwoicie małe pieniądze. To tak, jakby miłośnicy sportowych samochodów mogli nagle kupić tylnonapędowe auto z 400-konnym silnikiem V8 w cenie średnio wyposażonego hatchbacka. Ja na pewno ustawiłbym się w kolejce, ale nie wiem czy takim potworem powinni jeździć nastolatkowie, którzy egzamin na prawo jazdy zdali za piątym podejściem. Z takim sprzętem trzeba umieć się obchodzić. Tak samo jest z Silver Luną. To nie jest urządzenie typu plug and play. Oczywiście zagra z większością dostępnych na rynku kolumn, ale tylko z niektórymi stworzy naprawdę synergiczne zestawienie. Polecałbym rozejrzeć się za zestawami o wysokiej skuteczności i szybkim, zdecydowanym brzmieniu. Na wystawach i mniejszych pokazach opisywana integra często występuje w towarzystwie kolumn Pylon Audio i może to być pierwszy dobry strzał. Focal, Triangle, JBL, Monitor Audio, Audiovector, Jean-Marie Reynaud - jak najbardziej. W poszukiwaniu lepszej przejrzystości i stereofonii, warto też wypróbować srebrne okablowanie. Z typową, klasyczną lampą to sprawdzone rozwiązanie. W grę wchodzi również zmiana lamp. Możliwości dalszej poprawy brzmienia jest więc całkiem sporo. Jak widziałem na portalach społecznościowych, wielu użytkowników łączy Silver Lunę ze znacznie droższą elektroniką i nie uważa tego za mezalians. Na targach XFI Premium Audio Show w Eindhoven holenderski dystrybutor Fezza połączył integrę Mira Ceti z wartymi 120000 zł tubowymi kolumnami Avantgarde Acoustic Duo XD. Tak, do wzmacniacza za 9900 zł. Nie wiem jaki był efekt tego mariażu, ale sam fakt z pewnością o czymś świadczy. Gdybyśmy zastosowali ten sam przelicznik, do Silver Luny powinniśmy podłączyć głośniki za ponad 53000 zł. Nikogo do tego nie zachęcam, ale jeśli chcielibyście wycisnąć z tego wzmacniacza wszystko, co się da, na sprzęt towarzyszący trzeba będzie przeznaczyć minimum dziesięć tysięcy złotych. Przesadne oszczędności na kolumnach i okablowaniu mogą zdusić część magii, która drzemie w tej konstrukcji.
Budowa i parametry
Fezz Audio Silver Luna to lampowy wzmacniacz zintegrowany zbudowany w oparciu o wysokiej klasy lampy i transformatory toroidalne, na których opracowanie polska firma poświęciła wyjątkowo dużo czasu. Budowa stanowisk pomiarowych dla różnych rodzajów lamp i żmudne, czasochłonne pomiary trwały blisko 12 miesięcy. W tym okresie wykonano blisko sto prototypowych transformatorów, które pozwoliły uzyskać szeroką wiedzę dotyczącą mechanizmów działania toroidu w torze wyjściowym wzmacniacza lampowego. Badania wykazały, że zoptymalizowany konstrukcyjnie toroidalny transformator wyjściowy wykazuje się przede wszystkim znakomitym stopniem sprzężenia pomiędzy uzwojeniem pierwotnym i wtórnym. Skutkuje to uzyskaniem niskiej wartości indukcyjności rozproszenia. W połączeniu z bardzo wysoką indukcyjnością uzwojenia pierwotnego, uzyskano też bardzo wysokie wartości dobroci. Jak zapewnia producent, Silver Luna została stworzone przez zespół ludzi od lat zafascynowanych światem dźwięku analogowego. Widać to nie tylko po wyborze zastosowanych lamp, ale też po otwarciu obudowy. Układ jest minimalistyczny, ale zbudowany z wykorzystaniem porządnych komponentów. Widać tu między innymi kondensatory WIMA MKP 10 i Nichicon FG Fine Gold oraz potencjometr ALPS-a. Większość podzespołów umieszczono na dwóch niewielkich, lustrzanych płytkach. Dochodzi do nich jedna mniejsza, zamontowana pionowo, a także kilka mniejszych elementów, takich jak mechaniczny selektor wejść czy potencjometr. Ze względu na spore odległości między poszczególnymi sekcjami, w środku widać sporo przewodów, które elegancko pospinano i poprowadzono tak, aby wewnątrz obudowy nic nie latało, a całość prezentowała się schludnie. Fabrycznie wzmacniacz obsadzany jest lampami Electro-Harmonixa. Są to cztery pentody EL34 w układzie push-pull w klasie AB1 i dwie podwójne triody ECC83 pracujące w przedwzmacniaczu i stopniu sterującym. Jeśli chodzi o parametry, Silver Luna oferuje moc 35 W na kanał przy 8 Ω. Zniekształcenia, jak to we wzmacniaczu lampowym, są dość wysokie. Zgodnie z danymi producenta, nie przekraczają 1%. Pasmo przenoszenia jest natomiast bardzo przyzwoite - od 15 Hz do 77 kHz. Wzmacniacz pobiera z gniazdka maksymalnie 150 W i waży 15,3 kg.
Werdykt
Taki wzmacniacz za 3990 zł mogli zrobić tylko Polacy. Chińczycy pewnie też, ale prawdopodobnie byłby brzydszy i gorzej wykonany, o brzmieniu nie wspominając. Silver Luna jest produktem, który nie powinien znaleźć się w tej kategorii cenowej. Jest to nie tylko niespotykane, ale też dość szalone. Dla audiofilów - okazja, by za stosunkowo niewielkie pieniądze kupić wzmacniacz ocierający się, hmm... Może jeszcze nie o hi-end, ale o sprzęt ze znacznie wyższej półki. Dla melomanów, którzy nie mają doświadczenia w tych sprawach - zaproszenie do świata, którego nie znają, a który prawdziwego miłośnika muzyki może wciągnąć na długie godziny. Bo wzmacniacze lampowe po prostu mają pewien czar, a Silver Luna - mimo niewygórowanej ceny - nie jest wyjątkiem.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 35 W
Typ układu: Push-Pull, klasa AB1
Impedancja wyjściowa: 4 Ω/8 Ω
Wejścia: 3 x RCA
Zniekształcenia: < 1%
Pasmo przenoszenia: 15 Hz - 77 kHz (-3dB)
Pobór mocy: 150 W
Wymiary (W/S/G): 16,5/40/32 cm
Masa: 15,3 kg
Cena: 3990 zł
Konfiguracja
Equilibrium Ether Ceramique, Pylon Audio Sapphire 31 StereoLife Edition, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Marantz ND8006, Cardas Clear Reflection, Equilibrium Pure Ultimate, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Light, Enerr Tablette 6S, Norstone Esse.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Rafał
Dawno nie czytałem tak solidnie napisanej recenzji. Fakty z historii firmy, zagłębienie się w technikalia. Brawo. Na pewno się umówię na odsłuch Luny, prezentuje się wspaniale.
6 Lubię -
Jurek
Widziałem ten wzmacniacz na ostatnim Audio Video Show, ale niestety tylko na wystawie statycznej. Aż miło popatrzeć, że w Polsce robi się takie rzeczy. Mocno trzymam kciuki za panów (i być może panie) z Fezz Audio!
2 Lubię -
Adam
Po wcześniejszych opiniach i wiadomościach z sieci miałem okazję zobaczyć ów wzmacniacz na żywo. Posłuchać już nie, ale to akurat zawsze można nadrobić. Natomiast w mojej subiektywnej ocenie, można by poprawić wygląd kilkoma zabiegami które raczej na cenę nie miałyby wpływu, a jeśli już to minimalny. Otóż przedni panel "podniósłbym" choć o jeden-dwa centymetry, a to pociągnęłoby za sobą konieczność zmiany wielkości gałek. Obecnie są one niczym z radyjka z lat 80. Dość mizerne. Sądzę, że większe i masywniejsze odrobinę, byłyby bardziej pro, a i wygląd byłby bardziej rasowy. To tylko moja uwaga, nie osąd wkładu i zaangażowania projektantów. Pozdrawiam.
1 Lubię -
Pawel
Strasznie rasistowski tekst. Czepianie się chińczyków to norma ale widzę, że tutaj już inne narodowości tez robią złe wzmacniacze bo polski jest najlepszy. To jest wiarygodne?
3 Lubię -
Andrzej
Kolego, warto by było wiedzieć o co się kogoś oskarża, bo nie ma czegoś takiego jak "rasa chińska". Autor wyraźnie odnosi się do ceny, a znajdź proszę do 3999 zł jakieś inne wzmacniacze lampowe niż polskie lub chińskie. Śmiało, podaj choć jeden model niemiecki, amerykański, francuski, japoński, jaki tylko znajdziesz. Jak spróbujesz, to będziesz wiedział dlaczego jedynym punktem odniesienia w tej kwocie są wzmacniacze z Chin. A jakbyś zobaczył jeden z takich wzmacniaczy na żywo albo spróbował go sobie podłączyć, to też byś wiedział, że narzekanie jest uzasadnione. Swoją drogą, "Chińczyków" pisze się z wielkiej litery, chyba że miałeś na myśli "chińczyków" w sensie "chińskich wzmacniaczy", to warto by było wziąć takie określenie w cudzysłów. Do podstawówki biegiem marsz!
1 Lubię -
Zdun
@Andrzej - Jeżeli chodzi o wzmacniacze z Chin, są bardzo dobre (czytaj, nie gorsze na pewno) w podobnej cenie, a nawet tańsze. A jeżeli chodzi o wykonanie, to Fezz Audio może sobie tylko pomarzyć o takim desingie jak ma np Yaqin. Pozdrawiam.
2 Lubię -
Lukasz
Nie za bardzo rozumiem skąd fenomen tego klocka, obecna wersja prezentuje się powiedzmy w miarę, ale nawet do polskich innych klocków wiele im brakuje, miałem jeden z pierwszych egzemplarzy, wykonanie tragiczne. Wrócę do fenomenu, chyba Pylon i Fezz tak się razem nadmuchali bo wymieniłem Lunę na klocek z podobnej półki cenowej, hybryda, później tranzystor fakt może minimalnie droższy, oba z Polski i zjadają Lunę na starcie. Lunę ma mój kolega i zagrała ładnie po wymianie wszystkich lamp za ok 1000 zł. Ogólnie muzykalna i przyjemna ale do mało wymagających kolumn. Nawiązałem do Pylona nie przypadkiem, gdyż również polskie kolumny za podobną kasę można kupić na Scan-Speakach i grają wiele lepiej. Do Fezza nie wrócę. Tym bardziej, ze popsuł się, pojechał na serwis a Panowie stwierdzili ze wszystko działa, po powrocie gubił jeden kanał od czasu do czasu i tak oto trafił do kolegi, który naprawił go sobie sam.
2 Lubię -
Michał
Mam i słucham od sześciu miesięcy. Nie jestem audiofilem, więc nie będę się bawił w specjalistyczne oceny - dla mnie gra wspaniale i tyle. Pewnie można ładować dowolną ilość kasy w sprzęt, ale za te pieniądze jestem bardzo zadowolony.
1 Lubię -
-
Mariusz
Jeżeli jest tak pięknie, to dlaczego tak wiele osób w krótkim czasie pozbywa się Silver Luny? Cena niska, jakość dźwięku również. Całkowity brak basu i kontroli. Brak energii, koniec kropka, dno i wodorosty.
1 Lubię
Komentarze (10)