Audio Video Show 2017
- Kategoria: Reportaże
- Tomasz Karasiński
Kolejna edycja wystawy Audio Video Show za nami. Impreza znów była odrobinę większa, odrobinę dłuższa i odrobinę bardziej wypasiona, niż rok wcześniej. Prawdopodobnie przejdzie do historii jako jedna z największych i najbardziej udanych imprez w liczącej sobie ponad dwie dekady historii, a wszyscy zainteresowani zastanawiają się co takiego organizatorzy i wystawcy przygotują dla nas w przyszłym roku. Rekordy, które padły trzy tygodnie temu mogą być już trudne do pobicia. Nawet, jeśli istnieje taka możliwość, należy się zastanowić czy warto dokładać kolejne pokoje i wydłużać godziny otwarcia, bo w tym roku atrakcji było tak dużo, że większość zwiedzających zwyczajnie nie poradziła sobie z ogarnięciem ogromu warszawskiej imprezy. Jeśli nawet komuś udało się obejść cały teren wystawy, obejmujący ponad sto sześćdziesiąt sal pokazowych i różnego rodzaju stoiska na korytarzach w trzech różnych lokalizacjach, to ciekawe czy udało mu się jeszcze zaliczyć przynajmniej jeden pełny wykład, koncert, spotkanie lub odsłuch specjalny. Tego typu pokazów, seminariów i konferencji prasowych odbyło się całe mnóstwo. Kiedy jeszcze przed rozpoczęciem imprezy planowaliśmy swoje działania tak, aby pokazać jak najwięcej atrakcji i pojawić się na wszystkich ważniejszych wydarzeniach, doszliśmy do wniosku, że w niektórych momentach będziemy musieli się rozdwoić. Nie udało się, dlatego z góry uprzedzam, że tegoroczny reportaż będzie wyjątkowo subiektywny. Lecimy!
Kilka lat temu zacząłem mówić, że z punktu widzenia dziennikarza, Audio Video Show jest imprezą nie do ogarnięcia. Ha! Ależ to głupi człowiek kiedyś był... Po tym, co stało się w tym roku, mogę z całą stanowczością powiedzieć, że pięć lat temu na wystawie był totalny luz! Można było w jednym miejscu spotkać wielu ciekawych ludzi, porozmawiać z nimi lub nawet przeprowadzić krótki wywiad, a na koniec wrócić do pokoi, w których grało najlepiej. Teraz to absolutnie niemożliwe. Człowiek cieszy się, że udało mu się zobaczyć powiedzmy 70-80% sal, zdążyć na najważniejsze konferencje prasowe, a w międzyczasie zjeść pompowanego rogalika i wypić puszkę coli. Wiem, że z perspektywy normalnego zwiedzającego wygląda to trochę lepiej, ale na Audio Video Show przyjeżdża też wielu audiofilów, którzy - podobnie jak dziennikarze - chcą zobaczyć jak najwięcej, nawet jeśli będzie to trochę męczące. Jeszcze kilka lat temu tacy goście mówili, że trochę przesadzam, bo im jakoś udało się wejść do każdego pokoju, posłuchać każdego systemu prezentowanego na wystawie, a potem jeszcze pogrzebać sobie w winylach i napić się herbaty w hotelowej restauracji. Faktycznie, bez aparatów i statywów może to być łatwiejsze, ale w tym roku takich cwaniaków już nie było. Impreza rozrosła się do tego stopnia, że każdy, ale to dosłownie każdy będzie miał inne zdanie na jej temat. Przykładowo ktoś, kto w piątek zaczął od hotelu Radisson Blu Sobieski, a dopiero w sobotę odwiedził PGE Narodowy, zobaczył wystawę z trochę innej perspektywy niż ten, kto wystartował ze stadionu, a do hoteli przy Placu Zawiszy zawitał w niedzielę. Jeśli nawet ktoś rozplanował sobie zwiedzanie tak, aby wejść do każdej jednej sali i spędzić w niej przynajmniej kilka minut, ja wyjmę teraz asa z rękawa i zadam mu kilka pytań za pięć punktów. A byłeś na wykładzie Wally'ego Malewicza? Posłuchałeś urządzeń, na których odsłuch trzeba było wcześniej się zapisać? Widziałeś Piotra Metza, Anię Rusowicz, Marka Niedźwieckiego, Hirka Wronę albo Marka Sierockiego? Byłeś obecny przy odpalaniu wzmacniacza Pivetta Opera Only z kolumnami Zeta Zero? Szach i mat.
Niby już rok temu pisaliśmy, że warszawska wystawa zasłużyła na tytuł drugiej największej imprezy tego typu w Europie. Niby rekordy padały już regularnie od kilku lat, ale chyba jeszcze nigdy nie było widać tego tak wyraźnie, jak w tym roku. Na pewno dla naszej branży jest to powód do zadowolenia. Gdyby na rynku działo się źle, Audio Video Show nie rozrosłoby się do takich rozmiarów. Niektórzy lubią sobie ponarzekać, ale przesłanie warszawskiej imprezy jest jasne i czytelne. W naszym kraju jest bardzo duże zainteresowanie sprzętem audio-video, ludzie chętnie biorą udział w tego typu wydarzeniach, a jeszcze lepszym sygnałem jest zaangażowanie zagranicznych firm w te nasze lokalne targi. Jeszcze kilka lat temu obecność dziennikarzy z Wielkiej Brytanii czy USA była wielkim wydarzeniem. Wystawcy w hotelu Radisson Blu Sobieski wysyłali swoich zwiadowców aby dowiedzieć się na którym piętrze i w którym pokoju grasują. Wychylali się ze swoich pokoi i przygotowywali się na wizytę tak znanych gości. Teraz takich osobistości przemieszcza się po terenie wystawy całe mnóstwo. Stereophile, Mono and Stereo, Digital Audio Review, Fidelity, Hifi Pig - to tylko początek długiej listy magazynów, które wysłały swoich dziennikarzy lub redaktorów naczelnych na Audio Video Show.
Nie będzie też przesadą jeśli powiem, że w co drugim pokoju można było spotkać zagranicznych gości, zazwyczaj konstruktorów lub właścicieli znanych na całym świecie firm. Co więcej, w tym roku byli oni bardzo zaangażowani w prezentowanie swoich urządzeń i pracowali wspólnie z dystrybutorami przez cały czas trwania wystawy. Topowy system Marantza pokazywał gościom Ken Ishiwata. O słuchawkach Final Audio Design D8000 opowiadał ich twórca, Yoshihisa Mori. Premierową prezentację kolumn Sonus Faber Aida poprowadził Paolo Tezzon. Audiovectory z subwooferami REL-a obsługiwali Mads Klifoth i Kirill Nenarokomov. Elektronikę Primare z kolumnami Audio Physica prezentowali Siemen Algra i Manfred Diestertich. Muzykę z systemu Hegla z topowymi kolumnami Trenner & Friedl serwował zwiedzającym Anders Ertzeid, oczywiście w towarzystwie Petera Trennera i Andreasa Friedla. I tak dalej, i tak dalej... Mogłoby się wręcz wydawać, że w niektórych pokojach polscy przedstawiciele tych marek mieli niewiele roboty. Zaraz po wystawie do sieci trafiły zdjęcia z przygotowań, a na nich - przykładowo - Daniela Manger, szefowa firmy Manger Audio, składająca na kolanach stolik Solid Techa. Wszystko to pokazuje, jak dużo bardzo pozytywnej roboty wykonali sami wystawcy i ich goście. Dla każdej firmy taka impreza jest po prostu wydarzeniem i jednocześnie sporym wyzwaniem. Ważne, że wyszło świetnie. Jest niewiele rzeczy, do których obiektywnie można się przyczepić. Z punktu widzenia tak zwanego świata zewnętrznego, Audio Video Show musi być odbierane jako niesamowicie udana impreza. A jeśli chcecie wiedzieć ile wysiłku to wszystko wymagało, przytoczę tylko jedną historię. W niedzielę, w okolicach południa, na korytarzu hotelu Radisson Blu Sobieski spotkaliśmy zabieganego organizatora wystawy - Adama Mokrzyckiego. Cześć, cześć, słuchajcie ja tylko wchodzę do każdego pokoju żeby przynajmniej przywitać się ze wszystkimi wystawcami, ale muszę przyspieszyć, bo jestem dopiero w połowie. W niedzielę, przywitać! Serio, jeśli chcecie sobie wyobrazić jak wyglądała tegoroczna wystawa, wybierzcie się do pierwszego lepszego salonu ze sprzętem audio i powiedzcie sprzedawcy, że chcecie posłuchać wszystkiego, co ma na półkach, ale macie na to tylko cztery minuty, a w międzyczasie musicie pstryknąć parę zdjęć smartfonem i wyskoczyć na wykład o gramofonach.
Mam nadzieję, że rozumiecie dlaczego nie będę opisywał każdego jednego pokoju. To nie tylko niemożliwe, ale też pozbawione sensu. W swoim reportażu postanowiłem skupić się na wrażeniach ogólnych i prezentacjach, które z jakiegoś powodu uznałem za wyjątkowo wartościowe. Oczywiście będzie to zaledwie wycinek tego, co można było zobaczyć, ale nic na to nie poradzę. Możliwe, że moja lista ukształtowałaby się zupełnie inaczej gdybym zwiedzał targi w odwrotnym kierunku albo przynajmniej w nieco innej kolejności. Domyślam się, że każdy z iluś tam tysięcy zwiedzających będzie miał trochę inne wrażenia. Czyli, jak to w tej całej audiofilskiej zabawie bywa, operacja jest z definicji bezsensowna, ale próbować warto. Zanim jednak przejdę do moich prywatnych faworytów, kilka obserwacji z gatunku luźnych przemyśleń zbłąkanego audiofila.
Po pierwsze, odniosłem wrażenie, że w tym roku wystawa nie była tylko większa. Miała też nieco inny charakter. Nie wiem czy duży wpływ na taki stan rzeczy miała dodatkowa strefa Smart Home, większa liczba prezentacji telewizorów i systemów kina domowego, czy może rosnąca skala i popularność imprezy. Tak czy inaczej, Audio Video Show nie jest już tylko świętem audiofilów. Wystawa przeobraziła się w wydarzenie, które tylko do pewnego stopnia jest skoncentrowane na sprzęcie grającym. Ogromna większość systemów audio była złożona z urządzeń hi-endowych. Tak zwanego sprzętu dla ludzi z roku na rok jest coraz mniej. Wystawcy wytaczają najcięższe działa, co niestety sprawia, że przeciętny zwiedzający praktycznie nie zobaczy tu niczego, co mógłby sobie kupić. Z jednej strony ciężko oczekiwać, aby firmy dysponujące fantastycznym arsenałem hi-endowych gratów, nagle wyjęły z pudełek najtańsze modele i z kamienną twarzą patrzyły, jak konkurencja miażdży ich systemy brzmieniowo i cenowo. Z drugiej strony, jest to trochę smutne, bo jeszcze kilka lat temu hotelowe korytarze przemierzało mnóstwo ludzi szukających czegoś dla siebie. W wielu pokojach takie urządzenia znajdowali. Kolekcjonowali ulotki i cenniki, rozmawiali z wystawcami i wypytywali czy ich zdaniem dany wzmacniacz sprawdzi się z ich kolumnami. Teraz przeciętny zwiedzający Audio Video Show zagląda do pokoju, nawet nie siada, słucha dwie minuty, robi zdjęcie smartfonem i idzie dalej. Co bardziej wkręceni podchodzili do kolumn, zaglądali w kable, ale żeby usiąść, posłuchać albo nawet poprosić o włączenie swojej muzyki z jakiegokolwiek nośnika? Taką sytuację widziałem w ciągu tych trzech dni najwyżej kilka razy.
Mam wrażenie, że w tym roku doszło do dziwnego zjawiska przedefiniowania poszczególnych lokalizacji. PGE Narodowy, który chwaliliśmy w ubiegłych latach, zamienił się teraz jeden wielki festyn. Hostessy, konkursy, gry, stoiska z płytami, odsłuchy na korytarzu, wszechobecne walenie basem i zagłuszanie się nawzajem. Oczywiście można było znaleźć w tym wszystkim udane prezentacje i dobry dźwięk, ale tak naprawdę brakowało mi tylko piwa, popcornu i tancerek pląsających w rytm muzyki. Na korytarzach tłumy ludzi, z których większość chyba nie wiedziała co ze sobą zrobić. Po prawej cztery hostessy witają zwiedzających torbami i ulotkami, po lewej wąsaty pan kręci kołem fortuny, w głębi dwudziestu facetów robi zdjęcia wzmacniacza za siedem milionów złotych, dalej dzieciaki grają w wyścigi samochodowe, z drugiej strony idą na mnie kolejne hostessy z buczącym głośnikiem bezprzewodowym, dwie kolejne zapraszają mnie do pokoju, w którym stoi ognisko z głośników podświetlanych diodami... Kiedy już wszedłem do pokoju, którego atrakcją był jeden z wielu hi-endowych systemów stereo, jakiś gość zaczepił mnie i spytał czy to jest ten nowy Dolby Atmos, bo on przyszedł specjalnie żeby zobaczyć Dolby Atmos, a jak to nie to, to może powiem mu gdzie to znaleźć...
W ubiegłym roku miałem dosyć w piątek wieczorem. W tym roku wymiękłem już kwadrans po trzynastej. Po całym dniu spędzonym na stadionie doszedłem do wniosku, że większości zwiedzających było wszystko jedno co znajdowało się w salach wystawowych i na korytarzach. Hi-endowe gramofony? Fajnie. Głośniki za pięćset złotych? Też super. Gdyby w jednej chwili wszystko to zostało zastąpione, nie wiem, smartfonami i tabletami, konsolami albo lustrzankami i kamerami sportowymi, pewnie mało kto by ten fakt odnotował. Idąc w tym kierunku, w przyszłym roku imprezę należałoby rozszerzyć. Postawić fajne samochody, zrobić sekcję gamingową z modelkami przebranymi za jakieś tam czarodziejki z księżyca i koniecznie zorganizować alkohol. Niektórzy wystawcy, wyczuwając co się szykuje, przygotowali się znakomicie i już od piątkowego popołudnia umilali sobie czas. I żeby nie było, że robię sobie jaja. Wręcz przeciwnie, absolutnie im się nie dziwię!
Po krótkiej przerwie na posiłek, postanowiliśmy rzeźbić ten diament i robić swoje. W warunkach sporego ścisku udało się nastrzelać trochę zdjęć, a ja starałem się jeszcze choć kilka minut posłuchać każdego z prezentowanych na stadionie systemów. Wnioski? Znalazłem dwa, może trzy pokoje, w których grało dobrze. W specjalnej strefie słuchawkowej dopchałem się tylko do kilku modeli, które chciałem założyć na głowę. I tak miałem szczęście, bo trafiliśmy tam w piątek przed siedemnastą, kiedy na drugą stronę stadionu można się było dostać tylko przez parking. Słyszałem, że w sobotę prawdopodobnie nie udałoby mi się dostać do tych najciekawszych nauszników. Słuchanie? W przypadku modeli zamkniętych jeszcze coś można było powiedzieć, ale ze słuchawkami otwartymi miało to mniej więcej taki sens, jak testowanie kabli na szkolnym korytarzu podczas długiej przerwy. Właściwie jedynymi nausznikami, których można było posłuchać w komfortowych warunkach były Sennheisery HE 1, do których jeszcze wrócę. Ogólnie, w sobotę opuściliśmy teren wystawy wcześniej, niż planowaliśmy. Wiem, że PGE Narodowy przyciąga tłumy, ale na koncerty gwiazd disco polo też przychodzi mnóstwo ludzi, co nie oznacza, że każdemu musi się to podobać. Dla mnie ta część wystawy była imponująca, ale też bardzo męcząca, a miejscami nawet obciachowa. Znalezienie dobrego dźwięku wymagało ogromnego poświęcenia i wyrozumiałości. Tyle sal, tyle stoisk, tyle milionów złotych w sprzęcie, kablach i antywibracyjnych stolikach, a naprawdę wyjątkowy dźwięk można było usłyszeć w zaledwie kilku miejscach.
Zupełnie inaczej było w hotelach Radisson Blu Sobieski i Golden Tulip. Nie wiem co takiego się stało, ale w tym roku to właśnie w okolicach Placu Zawiszy można było usłyszeć kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt systemów oferujących naprawdę wyborne brzmienie. Większość z nich to oczywiście hi-end, ale nie tylko. Były też urządzenia tańsze, może nie do końca budżetowe, ale plasujące się w bardziej realistycznych przedziałach cenowych. Co więcej, w ubiegłych latach to właśnie w tych dwóch hotelach panował straszny ścisk. Było duszno i nieprzyjemnie, a na parapetach i korytarzach przy windach leżały kilogramy ulotek i innych śmieci. W tym roku organizatorzy i wystawcy poradzili sobie z problemami, na które narzekaliśmy od wielu lat, a do tego atmosfera w hotelach była zupełnie inna. Spokojna, przyjemna, z bardzo audiofilskim podejściem do tematu. Wchodzimy do jednego pokoju - gra całkiem nieźle. Wchodzimy do drugiego - gra wyśmienicie. Pod koniec dnia wybór najlepszych systemów stał się naprawdę trudny. Jak to się stało? Nie wiem, ale gdyby cała wystawa wyglądała tak, jak Radisson Blu Sobieski i Golden Tulip, a do tego trwała powiedzmy cztery dni, byłbym wniebowzięty. Z perspektywy normalnego zwiedzającego, oba hotele na pewno nie robiły tak potężnego wrażenia jak PGE Narodowy. Ale audiofile to właśnie tutaj mieli największy żer. Jestem bardzo ciekawy czy wystawcy będą mieli podobne odczucia. Jeśli tak, to za rok zmiany mogą być już bardzo wyraźne. Obstawiam, że stadion zamieni się w jeden wielki jarmark z elektroniką, a firmy chcące trafić ze swoimi produktami do audiofilów będą walczyć o miejsce w jednym z hoteli.
Wszystkim wystawcom należą się w tym roku wielkie brawa. Wiem, że mimo najszczerszych chęci i wcześniejszych prób odsłuchowych, nie zawsze udaje się uzyskać takie samo brzmienie w warunkach wystawowych, ale w większości pokoi wszystko było dopięte na ostatni guzik. Pamiętam, że w ubiegłym roku w momencie otwarcia bram na korytarzach było jeszcze mnóstwo kartonów, a niektóre pokoje w hotelu Radisson Blu Sobieski były zamknięte. Tymczasem tegoroczna edycja zaczynała się oficjalnie godzinę wcześniej, a wszystko wyglądało jak należy. Mimo to, w przyszłym roku na bank należałoby poprawić kilka elementów, które - wydawałoby się - nie są specjalnie trudne do ogarnięcia. Zacznę od konferencji prasowych, które praktycznie nakładały się na siebie. Wydaje mi się, że organizowanie takich spotkań w trakcie trwania wystawy w ogóle nie jest dobrym pomysłem. Wszyscy mają przecież pełne ręce roboty. Rozumiem, że jest to okazja, którą można wykorzystać, ale to się po prostu nie miało prawa udać. Wszyscy akredytowani dziennikarze dostali od organizatora zaproszenie na konferencję otwierającą wystawę, z adnotacją, że identyfikatory prasowe będzie można odebrać tuż przed nią. Dobry pomysł, ale spóźniliśmy się ponieważ na bramie nikt o niczym nie wiedział. Jaka konferencja, jaka prasa? Panie, masz pan identyfikator czy nie? Wyjaśnienie sytuacji zajęło nam jakieś piętnaście minut, ale przynajmniej w piątek wjechaliśmy na parking pod stadionem odpowiednio wcześnie. W sobotę przyjechaliśmy o dziesiątej i to był straszny błąd, bo pod stadionem utworzył się taki korek, że na wjazd czekaliśmy ponad pół godziny. Wszystko dlatego, że otwarta była tylko jedna brama. Wszyscy ci ludzie stali więc w kolejce do jednego, jedynego szlabanu i pani, która od każdego inkasowała 25 zł, wydawała resztę, a najczęściej również wysłuchiwała różnych obelg. A wystarczyło postawić tam jeszcze dwie osoby, otworzyć dwie albo trzy bramy i korek rozładowywałby się o wiele szybciej. Impreza na kilkanaście tysięcy zwiedzających, pod stadionem parking na trzy tysiące samochodów, a wszystko to obsługiwane przez jedną osobę dysponującą wielką władzą czyli przyciskiem do otwierania szlabanu. Tego typu niedociągnięć było więcej, ale wspomnę tylko o dwóch, które nie ja, ale wystawcy i zwiedzający uznali za najbardziej dokuczliwe. Pierwszym był ograniczony dostęp do północno-wschodniej części PGE Narodowego w piątek. Kiedy usłyszeliśmy, że nie ma tam żywej duszy, zjechaliśmy na parking, przeszliśmy na drugą stronę i nie mogliśmy uwierzyć we własne szczęście. Czuliśmy się tak, jakby ktoś zamknął nas na noc w sklepie ze słodyczami. Kiedy w salach przy głównym wejściu robiło się już tłoczno, tutaj można było grać w golfa na korytarzu. W wielu pokojach nie było nikogo. Coś przedziwnego. Napotkani wystawcy i ich goście pytali mnie co się dzieje. Myśleli, że ktoś zgubił klucz do głównej bramy i wszyscy zwiedzający stoją na zewnątrz. Dopiero potem dowiedzieli się, że do godziny siedemnastej normalnie pracują wszystkie biura zlokalizowane na PGE Narodowym, a przejście tymi korytarzami jest niemożliwe. Co zrobić? Myślę, że należałoby zorganizować jakieś inne przejścia, choćby nawet przez trybuny, a na pewno zadbać o lepsze oznakowanie drogi prowadzącej przez parking. Zwiedzający zwracali także uwagę na rozregulowany rozkład jazdy autobusów łączących PGE Narodowy z Placem Zawiszy. Warszawiacy nie musieli na nich polegać, a w razie problemów na pewno wiedzieli jak dostać się do Ronda Waszyngtona i w jaki wsiąść tramwaj, ale zagraniczni dziennikarze byli przekonani, że pół godziny to pół godziny. Słyszałem, że niektórzy bardzo się z tego powodu denerwowali. Na tym koniec moich przemyśleń. Przechodzimy do najciekawszych pokoi i systemów, jakie można było zobaczyć na Audio Video Show 2017.
Zacznijmy od PGE Narodowego. Pierwsze wyróżnienie trafia w ręce polskie dystrybutora marki Sennheiser. Nie, wcale nie za brzmienie, bo tu akurat efekt był z góry przesądzony, ale za to, że prezentacja flagowych słuchawek HE 1 wreszcie wyglądała tak, jak powinna. Więcej nie będę pisał ponieważ nasza redakcja objęła patronat nad tą prezentacją, i nie bez powodu. W ubiegłym roku narzekaliśmy bowiem na oprawę odsłuchu flagowego systemu Sennheisera, a właściwie jej brak. Dostało się dystrybutorowi strasznie, ale nie ma się czemu dziwić, bo Orpheus stanął na stoliku za czterdzieści złotych i grał z przypadkowo dobranym źródłem, a pokój wyglądał praktycznie tak, jak na co dzień. A w tym roku? Oceńcie sami. Najlepszy dźwięk z systemu stacjonarnego? Zaskoczenie. Moim zdaniem był to system złożony z kolumn Vivid Audio K1 i elektroniki Ypsilona zasilany listwą i kablami KBL Sound. Może trafiłem do tego pokoju w jakimś wyjątkowo dobrym momencie, a może po prostu wystawcom udało się tu stworzyć wyjątkowo synergiczny system. Nie wiem, ale grało to niesamowicie przyjemnie. Z bardzo dobrej strony dały się poznać także nowe B&W 702 S2 grające ze wzmacniaczem Moona i gramofonem ELAC-a. Tradycyjnie podobał mi się dźwięk w pokoju firmy Gato Audio. Nowe Aidy z Audio Researchem - fajnie, ale tego należało się spodziewać. Rewelacyjnym pomysłem było połączenie urządzeń Yamahy z systemem MusicCast ze wzmacniaczem Altus Hi-Fi V600 i vintage'owymi kolumnami. Dystrybutor chciał w ten sposób pokazać, że nawet taki sprzęt można przekształcić w zestaw będący elementem nowoczesnego multiroomu. Zaskoczyły mnie też możliwości maleńkiego Bluesounda Powernode 2 podłączonego do monitorów Bowersa. Dźwięk wystawy to oczywiście nie był, ale dźwięk wystawy za te pieniądze - bardzo być może. Ciekawy był wystrój pokoju z głośnikami Architettura Sonora, ale i tak najbardziej podobała mi się w nim miękka, wygodna sofa. Zaraz za fotelami zlokalizowanymi na korytarzu przy głośnikach Devialet Phantom, było to najwygodniejsze miejsce na PGE Narodowym. Dobrze, jeśli nie bardzo dobrze zagrały kolumny PMC z elektroniką Cyrusa. Kolejny dźwiękowy hit to oczywiście Marantz z serii 10 połączony z podłogówkami Q Acoustics Concept 500. Nieźle zagrały również Audiovectory, ale jeszcze bardziej spodobały mi się kolumny Cabasse'a z pudełeczkami Pro-Jecta. I chyba nie była to tylko moja opinia, bo w tej sali ciężko było znaleźć miejsce siedzące, a w sobotę nawet stojące. System Electrocompanieta z potężnymi kolumnami marki Wilson Benesch - fajnie, ale i drogo. Davone - niezły dźwięk, ale nie tak dobry, jak dizajn. I na koniec duże zaskoczenie czyli Zeta Zero. Nie dość, że wreszcie nie grało za głośno, to jeszcze cała prezentacja była niezwykle odważna ponieważ Tomasz Rogula zaprezentował system w układzie, hmm, bi-stereo. Każda z kolumn Orbital 360 odtwarzała dźwięk stereofoniczny, więc w sumie mieliśmy oba kanały zarówno z lewej, jak i z prawej strony, a to wszystko w wydaniu dookólnym. W zupełne osłupienie wprawiła zwiedzających prezentacja brzmienia pojedynczej kolumny odtwarzającej dźwięk stereo. Dziwne, ale ciekawe doświadczenie. Ja i tak uważam, że najlepsze efekty daje konfiguracja pseudo-kwadrofoniczna, ale cieszę się, że są w naszym kraju tak zakręceni ludzie. A jeszcze lepsze jest to, że Tomasz Rogula ogarnął to, że nie każdy lubi słuchać muzyki na koncertowym poziomie głośności. Jeśli chodzi o wyjątkowy, dobry albo przynajmniej przyzwoity dźwięk, ze stadionu to by było na tyle.
Przechodzimy do hotelu Radisson Blu Sobieski, a tu po raz pierwszy w historii warszawskiej wystawy można było usłyszeć dobrze grający wzmacniacz Naim Statement w towarzystwie kolumn Focala. Nieźle zagrały Paradigmy z elektroniką Anthema. O dziwo, całkiem przyzwoite brzmienie zaprezentował też system marki TAGA Harmony. Nikomu nie polecałbym kupna jakiegokolwiek jej urządzenia, ale obiektywnie muszę przyznać, że nie grało to tak najgorzej. Bardzo fajny pomysł na prezentację nietypowej elektroniki miał też dystrybutor Lyngdorfa. Minimalistyczne urządzenia stojące na wysokim postumencie i maleńkie głośniki zawieszone na ścianie generowały taki dźwięk, że można było przysiąść z wrażenia. Zagadka po chwili się wyjaśniła, bo za zasłonami ukryte były dwa subwoofery. Nie chodziło jednak o to, aby kogokolwiek oszukać. Prowadzący prezentację pokazywał subwoofery wszystkim gościom, a cały pomysł polegał na udowodnieniu, że system stereo może wtopić się w dowolne wnętrze, a dzięki firmowym systemom korekcji akustyki można uzyskać dobry dźwięk bez względu na rozmieszczenie głośników. Fajnie, z tym, że firma sąsiadująca z pokojem Lyngdorfa postanowiła urządzić sobie jakieś basowe igrzyska i ładowała tak, że trzęsły się ściany, a ludzie uciekali w popłochu. Nie odważyłem się tam wejść. Pech chciał, że dalej nie było już kolejnych sal. Na wyższych piętrach hotelu taki pacjent zostałby szybko spacyfikowany, a tutaj przeszkadzał tylko jednej, jedynej firmie. Szczerze współczuję, bo pokój Lyngdorfa był super, a pracujące obok systemy z elektroniką Exposure'a i lampowcami Unisona podobno też dawały radę. Zupełnie inaczej wyglądały prezentacje tubowych kolumn Avantgarde Acoustic i systemu złożonego z elektroniki Hegla i topowych kolumn Trenner & Friedl Taliesin. Wystawcy dogadali się i ustalili, że będą odpalać swoje zestawy co pół godziny. Pomysł godny naśladowania, a co więcej - w obu pokojach zagrało wręcz wspaniale. Wielkie tuby z największym, firmowym subwooferem dały brzmienie bezpośrednie, ale też zadziwiająco spójne i plastyczne. System w pokoju obok to natomiast prawdziwa petarda. Co tam petarda... Trzęsienie ziemi! Grało tak, jakby cała ściana została podłączona do mocarnych końcówek mocy Hegla. Prowadzący prezentację Anders Ertzeid oficjalnie otrzymuje wyróżnienie za wybór muzyki. Wchodzimy na piętra. Micromega M-One z Focalami Kanta - fajnie i minimalistycznie. System z kolumnami Diapasona, elektroniką Aqua i wzmacniaczem DIMD-a - tradycyjnie bardzo dobrze, ale jeszcze bardziej podobały mi się monitory Jean-Marie Reynaud z końcówką mocy Wells Audio. Pełny system Thöressa z gramofonem Cantano dał dynamiczne i muzykalne brzmienie, ale mam wrażenie, że powinien wylądować w znacznie większym pokoju. Tak czy inaczej, Reinhard Thöress to rewelacyjny gość i bardzo utalentowany konstruktor obdarzony słuchem, za który niektórzy recenzenci daliby się pokroić. Gdybym miał duży worek pieniędzy, mógłbym pewnego dnia udać się do niego i poprosić o zbudowanie systemu dostrojonego pod moje wymagania. Po raz kolejny okazało się, że świetnym pomysłem w przypadku małego pokoju są adekwatnych rozmiarów monitory, a udowodniło to kilku wystawców. Świetnie sprawdziły się na przykład miniaturowe kolumny Trenner & Friedl Sun z elektroniką Trilogy, serwerem Fidata, przetwornikiem Lampizatora i okablowaniem Tellurium Q. Nie zawiodły także podstawkowe Dynaudio Contour 20 z elektroniką Hegla. Na monitory postawił też warszawski Audiopunkt, prezentując w jednym pokoju elektronikę Soul Note'a z zestawami Sound Project, a w drugim bardzo podobny system z Chartwellami LS6. Oba wypadły nieźle, ale nie było magii, którą słyszeliśmy w ubiegłych latach. Może to za sprawą ustroju akustycznego w postaci hotelowego materaca. Taki sam można było zresztą zobaczyć w pokoju firmy Pylon Audio. jest to jakieś rozwiązanie, ale w przyszłym roku proponowałbym popracować nad estetyką. Wracając do monitorów, bardzo spodobała mi się prezentacja nowych zestawów marki Megalith Audio z elektroniką Wile i gramofonem Tentogra. Nie wiem czy przemawia do mnie koncepcja podstawkowców ważących czterdzieści, pięćdziesiąt czy osiemdziesiąt kilogramów, ale muszę przyznać, że grało bardzo, bardzo dobrze. Był to także jeden z niewielu w całości polskich systemów na wystawie i przykład zdrowej, udanej kooperacji. Jak za starych, dobrych lat Audio Video Show. Tradycyjnie, bardzo dobrze zagrał system w pokoju Audio Forte. Tym razem był to flagowy zestaw dzielony Pliniusa z kolumnami Atohma, streamerem Atolla i gramofonem Acoustic Solid. Dobry, zdrowy dźwięk, który z chęcią poznałbym lepiej gdybym miał choć odrobinę więcej czasu. To samo mogę powiedzieć o pokoju Audiothlonu. Tym razem kolumny Equilibrium zagrały z lampą, co było dla mnie sporym zaskoczeniem. Grało, wręcz naparzało, ale nie wiem czy aż tak spektakularnie, jak w ubiegłych latach. Potem długo, długo nic i na końcu rewelacyjny system złożony z elektroniki Audio Analogue'a i kolumn PMC. Po raz pierwszy na warszawskiej wystawie zaprezentowany został wzmacniacz lampowy nowej marki Pegaso. To tak naprawdę Audio Analogue, ale ponieważ Włosi wcześniej nie flirtowali ze szklanymi bańkami, postanowili zrobić to w ramach zupełnie nowego projektu. Pegaso jest trochę, hmm, no brzydki. Może nie tak, jak stare NAD-y, ale wzmacniacze Audio Analogue'a z pewnością wyglądają lepiej. Za to jeśli chodzi o dźwięk - bajka, poezja, cud i miód. Piękna nagroda za zwiedzenie całego hotelu.
Golden Tulip jest zawsze niczym wisienka na torcie. Mały, ale słodki. W tym roku było podobnie, a do tego mam wrażenie, że wystawcom dopisało wyjątkowe szczęście. Kolumny Sigma Acoustics MAAT - gigantyczne skrzynie i ogromny, ale dobrze kontrolowany dźwięk. W sali konferencyjnej pozbawionej jakichkolwiek ustrojów akustycznych pachniało to porażką, ale wyszło znakomicie. System Ayona z kolumnami Lumen White i gramofonem Transrotora zagrał zacnie, ale strasznie cicho. Nie mam pojęcia o co chodziło, ale podobała mi się muzyka. Kolumny Franco Serblina z lampami marki Jadis - jak zwykle muzykalnie, choć nie tak urzekająco, jak w ubiegłych latach. System RCM-u ze wzmacniaczami Vitusa i kolumnami Gaudera - wyjątkowo dobrze. Wyborny, hi-endowy i oczywiście stuprocentowo analogowy dźwięk dzięki wykorzystaniu kilku gramofonów i masywnych stolików zastawionych sprzętem towarzyszącym. No, ale... Po raz kolejny cała nasza załoga jednogłośnie stwierdziła, że hitem Golden Tulipa były kolumny Boenicke. Filigranowe monitorki stojące na metalowych kijkach zbudowały w sporym, pustym pokoju taką ścianę dźwięku, że aż nie chciało się wychodzić. Sven Boenicke nie jest specjalnie wylewny, ale chyba zrozumiał, że bardzo nam się podobało. Szkoda, że kolumny tej marki są mało popularne w naszym kraju. Rzadko pojawiają się w testach, ciężko ich posłuchać, a gdy tylko pojawiają się na Audio Video Show, z miejsca robią furorę. Dobrze pamiętam też jak dobrze grały w Monachium w towarzystwie elektronik Auris Audio. Coś w tych głośnikach musi być, ale mam wrażenie, że za chwilę i tak wszyscy o tym zapomną. Pozostałe systemy z Golden Tulipa pozwolę sobie pominąć milczeniem. Wierzcie mi, tak będzie dla wszystkich najlepiej.
Jeżeli będziecie marudzić, że mój reportaż z wystawy jest za krótki albo że zbyt powierzchownie przeleciałem przez najciekawsze systemy, najmocniej przepraszam, ale przejrzałem reportaże wielu różnych magazynów i zauważyłem, że wielu autorów zwyczajnie dało sobie z tym spokój. Nie dziwię się, bo próba opisania całej wystawy jest z założenia skazana na niepowodzenie. Tak, jak napisałem na początku, każdy zapamiętał tę imprezę nieco inaczej. Każdy też miał swój pomysł na materiał. W sieci pojawiło się kilkanaście reportaży, z których większość ogranicza się do kilkunastu zdjęć i kilku akapitów zawierających ogólne informacje o imprezie i garść wybranych pomieszczeń. Dopiero teraz ukazują się filmy, prawdopodobnie będą jakieś krótkie wywiady, a potem testy. Wszystko fajnie, ale teraz żyjemy już czymś innym. Wiecie, ciężarówka z colą, dziadek z siwą brodą, barszcz z torebki... Święta tuż tuż, a ponieważ w tym roku wystawa odbyła się nieco później niż zwykle, branża audio dopiero zaczyna dochodzić do siebie. Zastanawiam się więc czy dla niektórych firm nie był to zbyt duży wysiłek. Ale to pewnie okaże się w przyszłym roku. Jeśli chodzi o samą wystawę, bardzo bym chciał, żeby trochę wróciła do korzeni. Wiem, że organizatorowi zależy na przyciągnięciu jak największych tłumów, ale kurczę, tłumy to nie wszystko. Mam wrażenie, że im więcej ludzi przychodzi na Audio Video Show, tym mniej dobrego dźwięku można usłyszeć w salach wystawowych. Całą sekcję inteligentnego domu zlikwidowałbym w cholerę. Wyglądała jak kwiatek do kożucha, a z perspektywy tak dużej imprezy nie miała żadnego znaczenia. Osobiście uważam zresztą, że należałoby pójść tym tropem dalej i wypierniczyć ze stadionu wszystkie telewizory, projektory, gry i wyciskarki do soków. Zapytacie jakie wyciskarki? To chyba nie byliście w pokoju Technicsa. Przy oknie grała jakaś nowa wieża, a przy drzwiach hostessy na zmianę produkowały sok pomarańczowy, generując przede wszystkim nieznośny hałas. Czy naprawdę takie rzeczy są nam potrzebne na Audio Video Show? Uważam, że organizator powinien wziąć sprawy w swoje ręce i przywrócić imprezie jej oryginalny charakter. Tyle razy przecież chwalono się, że warszawska wystawa jest nastawiona na bezpośredni kontakt ze sprzętem grającym i muzyką. Tymczasem ja na PGE Narodowym miałem wrażenie jakbym za karę chodził po elektronicznym supermarkecie w czarny piątek. Tak, przesadzam, ale celowo. Chciałbym po prostu, aby to była wciąż impreza dla audiofilów. Jeśli ma z niej wyewoluować coś innego, to może od razu trzeba zrobić... Coś innego. Czyli drugą wystawę nastawioną na telewizory, konsole, komputery, projektory i szeroko pojętą elektronikę użytkową. A niech to nawet będzie taka polska IFA. Jeśli w przyszłym roku Audio Video Show znów się rozrośnie i zboczy z audiofilskiego kursu, obawiam się, że wiele firm po prostu z tej imprezy zrezygnuje. Już w tym roku przed wystawą najczęściej słyszałem hasła "będziemy, bo trzeba być" albo "będziemy, bo konkurencja powie że coś z nami nie tak". A ja naprawdę chciałbym usłyszeć "będziemy, bo to super impreza" albo "będziemy, bo chcemy pokazać coś naprawdę wyjątkowego". Może po dwudziestu latach rozkręcania wystawy i małej rewolucji, która nastąpiła kilka lat temu, przyszła pora na kolejne zmiany? Mam nadzieję, że będzie pozytywnie. A czy moje życzenia się spełnią? Zobaczymy za rok!
Zdjęcia: Marcin Jaworski, Tomasz Karasiński, Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Komentarze