Bannery górne wyróżnione

Bannery górne

A+ A A-

Fezz Audio Gaia MM

Fezz Audio Gaia MM

Początki wielu firm zajmujących się produkcją sprzętu audio były bardzo skromne. Nawet najwięksi gracze zaczynali często od pojedynczego wzmacniacza skonstruowanego na kuchennym stole, budowy kolumn estradowych dla zaprzyjaźnionego zespołu muzycznego lub modyfikowania odtwarzaczy płyt kompaktowych i końcówek mocy na zlecenie zapaleńców, którzy dopatrzyli się w nich kilku słabszych elementów. Czytając tego typu historie można wręcz nabrać przekonania, że z każdego wzmacniacza zlutowanego z części kupionych za ostatnie oszczędności musi narodzić się coś więcej. Konstruktorzy takich urządzeń widzą już entuzjastyczne recenzje, zamówienia spływające z całego świata, własne pokoje na największych wystawach i nową fabrykę z pięknym pokojem odsłuchowym i stanowiskami montażowymi wyposażonymi w najnowocześniejszy sprzęt, jednak najczęściej wszystko to pozostaje w sferze marzeń. Okazuje się, że dobre pomysły, doświadczenie, a nawet wsparcie zadowolonych klientów to jeszcze nie wszystko. Po każdym sukcesie pojawiają się kolejne problemy - biurokracja, nieprzewidziane koszty, problemy ze znalezieniem wykwalifikowanych pracowników, certyfikaty, dostępność części i wszystko, co można wrzucić do worka z napisem "proza życia". Aby się z tym uporać, trzeba być bardzo upartym i konsekwentnym albo... Nie zaczynać od zera. Gdybyśmy chcieli zbudować wzmacniacz lampowy, z pomocą przyjdą nam na pewno dostępne i wielokrotnie przećwiczone schematy. Technologia nie jest nowa, w związku z czym kluczem do sukcesu są odpowiedniej jakości komponenty i umiejętność połączenia ich w jedną całość, a nie kosmiczne technologie, do których dostęp mają tylko nieliczni. Powiedzmy, że wszystko jest już rozrysowane. Tylko skąd wziąć porządną obudowę, jak wykonać transformatory i gdzie kupić dobre lampy, abyśmy zmieścili się w zakładanej cenie? Siedząc przy kuchennym stole, moglibyśmy już w tym momencie zaparzyć sobie melisę. A gdyby okazało się, że mamy fabrykę transformatorów toroidalnych oferującą również lampy elektronowe, kable, gniazda, akcesoria i obudowy do sprzętu audio? Inna rozmowa. A właśnie tak zaczyna się historia marki Fezz Audio.

Polska manufaktura nie jest już nowym graczem. W zasadzie nigdy nie była, bowiem została założona jako oddział macierzystej firmy specjalizującej się w produkcji transformatorów. Teoretycznie to tylko jeden z elementów układanki. Budowę wzmacniacza lampowego na bazie własnych toroidów można porównać do próby stworzenia samochodu na bazie silnika elektrycznego. Raz, że potrzebna jest jeszcze "cała reszta", a dwa, że konstruktorzy lampowców sięgają po transformatory tego typu raczej niechętnie. Pomysłodawcy przedsięwzięcia o nazwie Fezz Audio mieli jednak w ręku coś więcej, niż tylko toroidy. Firma założona przez ich ojca dostarcza rozmaite komponenty elektroniczne wielu producentom audiofilskiej aparatury, w związku z czym obudowy, lampy elektronowe, potencjometry czy gniazda dosłownie leżały na półkach w magazynie, a i przeskoczenie pierwszych trudności, takich jak finansowanie, biurokracja, pomoc ekspertów czy nawiązanie kontaktów handlowych musiało być odrobinę łatwiejsze. Nie twierdzę, że była to kaszka z mleczkiem, bo wiem, jak wiele pracy Maciej i Tomasz Lachowscy włożyli w rozkręcenie swojej firmy. Start z wyższej pozycji wprowadził ją jednak na ścieżkę przyspieszonego rozwoju. Po pierwszym wzmacniaczu, w katalogu zaczęły pojawiać się kolejne. Wystawy, recenzje, sklepy, zagraniczni dystrybutorzy... W porównaniu z wieloma innymi debiutującymi na rynku markami, wszystko potoczyło się błyskawicznie. Dziś Fezz Audio produkuje setki wzmacniaczy rozsyłanych na cały świat w wielkich kontenerach i kończy budowę nowej fabryki, która umożliwi firmie dalszy rozwój. Naturalnie, powiększa się także oferta. Jej trzonem pozostają wzmacniacze lampowe, jednak niedawno pojawiły się obok nich przedwzmacniacze gramofonowe. I to nie jeden, nie dwa, ale trzy. Jako pierwszy, w sklepach pojawił się ten środkowy - Gaia MM.

Fezz Audio Gaia MM

Wygląd i funkcjonalność

Dla polskiej manufaktury jest to na pewno spory krok do przodu, jednak nie obyło się też bez niespodzianek. Kiedy dowiedziałem się o planach wprowadzenia przedwzmacniaczy gramofonowych do katalogu Fezz Audio, odruchowo zapytałem na jakich lampach będą bazowały. Wyobrażałem sobie bowiem miniaturową wersję integry Silver Luna lub coś na kształt wzmacniacza słuchawkowego Omega Lupi. Odpowiedź Macieja Lachowskiego zbiła mnie z tropu - "na żadnych". Wszystkie trzy preampy miały być urządzeniami w pełni tranzystorowymi. Być może na lampowego phono stage'a przyjdzie jeszcze czas, jednak wydaje się, że w tym momencie Fezz Audio chce dostarczyć swoim klientom eleganckie klocki będące dopełnieniem wzmacniaczy. Cała trójka jest dostępna w czterech wersjach kolorystycznych, które doskonale znamy już z takich modeli, jak Silver Luna, Titania czy Mira Ceti. Gratka dla miłośników winyli i wzmacniaczy lampowych? Dokładnie tak.

Nowe przedwzmacniacze gramofonowe nie zostały jednak stworzone wyłącznie z myślą o dotychczasowych klientach. Wydaje się, że polska manufaktura może dzięki nim wypłynąć na jeszcze szersze wody, dotrzeć do nowych odbiorców i, mówiąc nieco kolokwialnie, podpiąć się pod winylowy szał, który opanował praktycznie cały świat i, wbrew opiniom niektórych ekspertów, wciąż nie traci na sile. Choć systemy stereo złożone z pięknego gramofonu, phono stage'a, lampowej integry i eleganckich zestawów głośnikowych prezentują się naprawdę pięknie, Fezz Audio może postraszyć konkurencję nie tylko kolorowymi obudowami, ale także cenami. Opisywana Gaia MM kosztuje bowiem 1599 zł, jej mniejszy odpowiednik wyceniono na 1099 zł, a za największy, flagowy przedwzmacniacz obsługujący również wkładki typu MC zapłacimy 2499 zł. Nawet polscy audiofile uznali, że to bardzo, bardzo mało. Można się domyślać, że klienci z Niemiec, Francji, Kanady, Wielkiej Brytanii czy Korei Południowej od razu zdecydują się na topowy model. Nie zapominajmy jednak, że phono stage nie jest tylko i wyłącznie zabawką dla audiofilów, ale także urządzeniem, w które wielu miłośników płyt winylowych musi zaopatrzyć się z konieczności. Niektórzy nawet dowiadują się o tym dopiero wtedy, gdy próbują podłączyć gramofon do wzmacniacza bez dedykowanego wejścia phono i nagle okazuje się, że coś nie działa tak, jak powinno. Najmniejsze i najtańsze przedwzmacniacze korekcyjne są często kupowane tylko po to, aby naprawić ten błąd. W takiej sytuacji nikt nie będzie chciał wydać 2499 zł. Dlatego wydaje mi się, że nie tylko Gaia MM, ale także mniejsza Gaia MM Mini to strzał w dziesiątkę. O ile oczywiście mamy do czynienia z porządnym sprzętem, który potrafi więcej niż tani phono stage zamontowany w budżetowym amplitunerze.

Wiele wskazuje na to, że tak właśnie będzie. Podobnie, jak dwa pozostałe modele, Gaia MM nie jest tylko produktem stworzonym na bazie chłodnej kalkulacji i badań rynku. To przede wszystkim efekt pewnej pasji, którą miłośnicy polskiej manufaktury obserwowali od dłuższego czasu. Wystarczy zerknąć na zdjęcia z wystaw lub dokładnie przyjrzeć się starszym materiałom promocyjnym Fezza - niemal za każdym razem widać tu jakiś piękny gramofon. Jak się okazuje, nie jest to przypadek. Kwestię wprowadzenia przedwzmacniaczy gramofonowych do oferty rozważano od długiego czasu. Założyciele firmy twierdzą, że była to dla nich jedna z najbardziej oczywistych rzeczy, jaką byli w stanie sobie wyobrazić. Przecież wzmacniacz lampowy i gramofon to absolutnie naturalne połączenie. Rozmowy z klientami tylko to potwierdzały. Projekt był jednak wielokrotnie przekładany z powodu braku czasu. Katalizatorem okazała się potrzeba zaprzyjaźnionego z firmą redaktora Wojciecha Padjasa z rozgłośni RMF Classic. Zwrócił się on do Macieja Lachowskiego z prośbą o zaprojektowanie i wykonanie przedwzmacniacza gramofonowego, który mógłby pracować podczas przygotowywania audycji "Muzyka spod igły". Nie dość, że oznaczało to konieczność stworzenia sprzętu sprawdzającego się w warunkach studyjnych, to dodatkowo pojawił się jeszcze szereg innych wymagań. Urządzenie miało obsługiwać wkładki MM, MC, MC HO (High Output) oraz monofoniczne, posiadać dwa oddzielne wejścia do pracy z gramofonem studyjnym wyposażonym w dwa ramiona, do tego dwa równoległe wyjścia, sumator mono, regulację wzmocnienia oraz, co ciekawe, możliwość zmiany barwy dźwięku. Taki wymarzony phono stage miał być oczywiście absolutnie bezdźwięczny, odporny na zakłócenia ze strony zasilania, magnetyczne i radiowe, nie wspominając o braku przydźwięku, co rozumie się samo przez się. Na prace projektowe, wstępne testy i zamknięcie wszystkiego w jednej, kompaktowej obudowie potrzeba było prawie cztery miesiące. Konstruktorom Fezza bardzo zależało na przygotowaniu urządzenia przed pierwszym czerwca ubiegłego roku, kiedy to na Kopcu Kościuszki w Krakowie, w siedzibie radia RMF miało odbyć się specjalne wydanie "Muzyki spod igły" na żywo. Udało się, choć wówczas jeszcze nie wszystko było doskonałe.

Do kolejnego etapu projektowania prototypowego phono stage'a przyczynił się inny profesjonalista, Robert Bajkowski - meloman i audiofil, który od 25 lat projektuje i wykonuje kinowe instalacje audio, a od trzech lat prowadzi bloga, do którego założenia skłonił go zakup jednego z pierwszych wzmacniaczy Fezz Audio. Za jego namową konstruktorzy sięgnęli po wzmacniacze operacyjne marki Burson Audio. Zmiana op-ampów przyniosła podobno bardzo wyraźną poprawę jakości brzmienia, w związku z czym projekt wrócił do redaktora Wojciecha Padjasa z RMF Classic w bardzo nietypowej formie - z otworem wyciętym nad podstawką pod wzmacniacz operacyjny, woreczkiem części. W tym "zestawie" znalazły się różne op-ampy, w tym dość popularne NE5532, bardziej zaawansowane OPA2132 i kilka kości Bursona. Po testach w studiu radiowym, ostateczny wybór padł na pomarańczowego Bursona V6 w wersji Classic. W takim kształcie przedwzmacniacz trafił w ręce kolejnego eksperta - Pawła Ładniaka z krakowskiego studia Bemol Mastering, który przetestował urządzenie w towarzystwie gramofonu, wkładek i przedwzmacniaczy korekcyjnych z bardzo wysokiej półki. Wystarczy powiedzieć, że jednym z "konkurencyjnych" modeli był kosztujący dziesięć razy więcej Manley Steelhead RC. Kiedy sprzęt wrócił do producenta z kolejną bardzo entuzjastyczną opinią, projekt dostał zielone światło. Usunięto zbędne w domowych systemach audio funkcje "studyjne", wprowadzono kilka drobnych zmian, dodano filtr subsoniczny i tak powstał topowy phono stage Fezza - Gratia MM/MC. Opisywana Gaia MM to nic innego, jak wyizolowana z tego urządzenia sekcja MM, której sercem pozostaje oczywiście op-amp Bursona.

Jak to wszystko wygląda w praktyce? Trzeba przyznać, że - jak na ten przedział cenowy - bardzo porządnie. Należy bowiem pamiętać, że znajdujemy się oczko powyżej poziomu totalnej budżetówki, gdzie możemy liczyć co najwyżej na niewielkie pudełeczko z małym, brzydkim zasilaczem wtyczkowym, a wewnątrz znajdziemy zazwyczaj jakąś wariację na temat standardowej płytki montowanej we wzmacniaczach danej marki. Gdzieś do tysiąca złotych jest to norma. Owszem, przy odrobinie szczęścia można znaleźć pozytywne wyjątki, jak chociażby Cambridge Audio CP2, którego wnętrze wygląda naprawdę świetnie, a i na brzmienie ciężko narzekać. Wyraźny postęp widać jednak dopiero po przekroczeniu granicy dwóch tysięcy złotych. W swojej kategorii cenowej Gaia MM jest jednym z niewielu przedwzmacniaczy, które prezentują się, w moim rozumieniu, poważnie. To urządzenie, które nie wygląda jak tymczasowe, prowizoryczne rozwiązanie problemu "niedziałającego" gramofonu. Metalowa obudowa jest wąska, ale dość głęboka. Ustawiono ją na czterech bardzo eleganckich nóżkach, a z tyłu umieszczono gniazda wejściowe i wyjściowe, zacisk uziemiający i - uwaga, uwaga - trójbolcowe gniazdo zasilające IEC. Może to nic takiego, ale dla mnie jest to ogromny plus polskiego phono stage'a. Nie chodzi nawet o wygodę instalacji ani fakt, że użytkownik dostaje możliwość wymiany kabla sieciowego na lepszy (nie oszukujmy się, przy sprzęcie za nieco ponad półtora tysiąca złotych jakichś spektakularnych efektów bym się nie spodziewał). Cieszy mnie sam fakt, że na tylnym panelu mamy porządne gniazdo, a nie dziurkę dla dołączonej do zestawu ładowarki od starego telefonu. Nie dość, że takie zasilacze są po prostu brzydkie, to jeszcze część z nich potrafi piszczeć. Na szczęście Fezz Audio używa firmowych transformatorów toroidalnych, a to oznacza tradycyjny zasilacz umieszczony wewnątrz urządzenia i normalne gniazdo.

W swojej kategorii cenowej Gaia MM jest jednym z niewielu przedwzmacniaczy, które prezentują się, w moim rozumieniu, poważnie. To urządzenie, które nie wygląda jak tymczasowe, prowizoryczne rozwiązanie problemu "niedziałającego" gramofonu.

Główny włącznik przeniesiono natomiast na boczną ściankę. Dlaczego? Szczerze mówiąc, nie wiem. Możliwe, że producent chciał w ten sposób ułatwić użytkownikom obsługę phono stage'a, ale podejrzewam, że chodziło przede wszystkim o ocalenie wyglądu przedniej ścianki, którą wykończono błyszczącym lakierem (w odróżnieniu od pozostałej części obudowy, która jest chropowata) i dużą, podświetlaną tabliczką stanowiącą centralny element dekoracyjny. Podświetlenie jest dyskretne i eleganckie. W świetle dziennym praktycznie go nie widać, natomiast wieczorem wkomponowane w sinusoidę logo Fezza żarzy się na niebiesko. Szkoda, że nie na pomarańczowo, bo byłoby to świetne nawiązanie do lamp. Miłym akcentem jest natomiast możliwość wyboru jednego z czterech kolorów obudowy. Do naszej redakcji dotarła wersja burgundowa. Domyślam się, że będzie cieszyła się znacznie mniejszą popularnością niż czarna, biała i czerwona. Na pewno wygląda niecodziennie. Lakier jest o tyle ciekawy, że w normalnych warunkach testowany phono stage faktycznie wyglądał jakby do kompletu brakowało mu tylko kieliszka czerwonego wina, natomiast w świetle studyjnych lamp wyglądał prawie jak wersja czerwona. Miłym dodatkiem jest również bawełniana torba na ramię, której użyto zamiast standardowej folii. Urządzenie jest oczywiście pakowane w twardy karton z piankowymi zabezpieczeniami, ale zamiast brzydkiego kawałka plastiku dostajemy torbę, z którą na pewno zadamy szyku na giełdzie winyli. W zestawie znajdziemy również standardowy kabel sieciowy, instrukcję obsługi i kartę gwarancyjną.

I tak wygląda phono stage za 1599 zł? Powiem wprost - w tej cenie dawno nie widziałem nic podobnego. Najtańszym przedwzmacniaczem gramofonowym, który z zewnątrz prezentuje się tak poważnie jest Haiku Audio SOL MM za 2400 zł. Też polski, też bardzo ładny, ale trzeba pamiętać, że za 99 zł więcej Fezz Audio proponuje nam flagowy model Gratia MM/MC, który może współpracować z różnymi typami wkładek. I to w nim widzę największe zagrożenie dla Gai MM. Dobrze, nie każdemu potrzebny jest audiofilski phono stage przygotowany do obsługi wkładek MC, ale Gaia MM jest w zasadzie urządzeniem typu plug and play, pozbawionym jakichkolwiek regulacji. A jeżeli myślimy już o zakupie preampu korekcyjnego za 1599 zł, prawdopodobnie przyjdzie w naszym życiu moment (z reguły wcześniej niż mogłoby się wydawać), kiedy zaczniemy zastanawiać się nad wymianą wkładki, a w dalszej kolejności lepszego wzmacniacza i kolumn, profesjonalnej myjki do winyli lub trzeciego regału z Ikei (wiecie którego). Mniejsza Gaia MM Mini może być traktowana jako małe, sprytne urządzenie likwidujące "problem" z podłączeniem gramofonu do wzmacniacza bez wejścia phono. Gaia MM prezentuje się znacznie poważniej, ale jej funkcjonalność jest taka sama. Czy za 900 zł warto rezygnować z dodatkowych gniazd i regulacji oraz (jak zakładam) lepszego brzmienia? Nie jestem przekonany. Na pewno znajdzie się wielu melomanów, którzy powiedzą, że w najbliższym czasie nie zamierzają zmieniać gramofonu ani wkładki, a jeśli już, będą po prostu trzymać się MM-ek, wydając zaoszczędzone w ten sposób pieniądze na winyle. To także ma sens, jednak ja nie zastanawiałbym się ani chwili. Gdyby różnica między opisywanym modelem a Gratią MM/MC wynosiła dwa tysiące złotych, wolałbym posłuchać droższego urządzenia i ocenić efekty, ale dziewięć stówek dopłaciłbym w ciemno. Dlaczego więc do naszego testu trafiła Gaia MM? Cóż, to bardzo proste - był to pierwszy ukończony i dostępny komercyjnie phono stage Fezza, a w momencie jego premiery o pozostałej dwójce niewiele jeszcze wiedziałem. Producent opublikował na swojej facebookowej stronie kilka zdjęć, jednak dokładne opisy i ceny pojawiły się później. Gdybym poczekał, na pewno bawiłbym się teraz Gratią MM/MC.

Fezz Audio Gaia MM

Brzmienie

Gaia MM trafiła do naszej redakcji w samym środku winylowego maratonu, w trakcie którego testowaliśmy również gramofon Thorens TD 402 DD, wkładkę Audio-Technica AT-OC9XML i bardziej zaawansowany przedwzmacniacz gramofonowy 1ARC Arrow 2. Wspomnianej wkładki akurat nie mogłem w tym przypadku wykorzystać, jednak w szlifierce Thorensa fabrycznie montowany jest inny model Audio-Techniki - AT-VM95E, a dodatkowo do dyspozycji miałem gramofon Clearaudio Concept z firmową wkładką MM oraz phono stage Cambridge Audio CP2. Teoretycznie daje to sporą liczbę kombinacji, jednak aby uprościć całą procedurę, postanowiłem nie bawić się w przekładanie wkładek z jednego gramofonu do drugiego, skupiając się na porównaniu Gai MM z dwoma innymi przedwzmacniaczami, oczywiście z tym samym gramofonem i z wykorzystaniem tego samego zestawu czarnych krążków. Moja pierwsza obserwacja po przełączeniu się z Cambridge'a na Fezza miała charakter, nazwijmy to, czysto techniczny. Otóż o ile na phono stage'u brytyjskiej firmy po podniesieniu igły i rozkręceniu potencjometru we wzmacniaczu wyraźnie słychać było różne szumy i zakłócenia, o tyle z Fezzem wszystkie brudy wyparowały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Powiecie, że podczas głośnego słuchania ludzkie ucho i tak nie rejestruje tych cichutkich przydźwięków? Jeżeli akurat słuchamy Slayera, to tak, ale po przeszlifowaniu któregokolwiek albumu Agnes Obel można zmienić zdanie. Inna sprawa, że do gramofonu od czasu do czasu trzeba podejść, podnieść ramię i zmienić stronę lub płytę, a wtedy wydobywające się z tweeterów brumienie irytuje jeszcze bardziej. Podobne problemy ma większość przedwzmacniaczy korekcyjnych wyposażonych w zwykły zasilacz wtyczkowy. Może więc moje uprzedzenia są całkowicie uzasadnione, a trójbolcowe gniazdo zasilające i prawidłowo uziemiona obudowa Gai MM to coś więcej niż ładny, praktyczny dodatek. Jeżeli zastanawiacie się nad zakupem phono stage'a, proponowałbym pochylić się nad tym problemem jeszcze zanim przystąpicie do odsłuchu. Ja w tym momencie zacząłem traktować Fezza poważnie.

Jeśli zaś chodzi o brzmienie opisywanego modelu, jest ono co najmniej ciekawe, żeby nie powiedzieć - wyjątkowe. Choć wewnątrz nie znajdziemy ani jednej lampy, Gaia MM prezentuje muzykę w sposób charakterystyczny dla wzmacniaczy zbudowanych w tej technologii. Gwarantuję, że nie jest to wyłącznie siła autosugestii, bo kiedy producent podzielił się ze mną całą historią powstania tego przedwzmacniacza, nastawiałem się raczej na typowo tranzystorowy, studyjny dźwięk kontrastujący z firmowymi integrami i dopełniający ich brzmienie. Nic podobnego. Gaia MM na pierwszym miejscu stawia naturalną, lekko ocieploną barwę, spójność, muzykalność i analogową płynność. Cambridge Audio CP2 wyraźniej akcentował skraje pasma, grał odważniej i bardziej dziarsko, ale Gaia MM pokazała bogatą, gęstą średnicę, a jej brzmienie było bardziej uniwersalne i kulturalne. Porównanie obu urządzeń wypadło bardzo ciekawie, bowiem każde z nich ma swój charakter, a ich wizje prezentacji muzyki różnią się tak, jak chopinowskie nokturny różnią się od thrash metalu. To z kolei sprawia, że próba oceny jakości brzmienia jest obarczona dużym błędem. Długo próbowałem postawić jeden przedwzmacniacz nad drugim lub odwrotnie, ale ostatecznie stwierdziłem, ze problem sprowadza się do naszych osobistych preferencji. Weźmy na przykład niskie tony. Gaia MM potrafi zejść tak głęboko, jak Cambridge Audio CP2. Nie odważyłbym się też powiedzieć, że w jednym phono stage'u zakres ten jest lepszy, a w drugim gorszy. Pozostaje tylko pytanie czy wolimy mięsisty i swingujący bas Fezza czy twardszy, bardziej konturowy dół w wykonaniu Cambridge'a. CP2 pokazał czystsze, jaśniejsze, nasycone detalami wysokie tony, ale Gaia MM nadrabiała zaległości ciekawszą, bardziej nasyconą, niemal lampową średnicą. W przedwzmacniaczu Cambridge'a scena stereofoniczna była bardziej skondensowana i głębsza, natomiast z Fezzem rozrosła się na boki, wypełniając pokój odsłuchowy po same brzegi. Pojedynek był więc bardzo wyrównany.

Za Fezzem przemawia przede wszystkim rzadko spotykana w tym przedziale cenowym umiejętność odtwarzania muzyki w spójny, syntetyczny i bardzo analogowy sposób. Nie każdy phono stage to potrafi, a jeśli nawet, czasami odbywa się to kosztem dynamiki i przejrzystości. Tutaj w pierwszej chwili również wydaje się, że dźwięk jest delikatnie uspokojony i zaokrąglony, jednak Gaia MM nie jest urządzeniem stworzonym po to, aby wygrywać pięciominutowe odsłuchy, w związku z czym jej muzykalność zaczynamy doceniać dopiero po pewnym czasie. Przyjazne usposobienie i lampową duszę polskiego phono stage'a w szczególności polubią miłośnicy dłuższych, wieczornych sesji odsłuchowych. Gaia MM nigdzie się nie spieszy i nie każde nam koncentrować się na takim czy innym aspekcie prezentacji. Można powiedzieć, że wzmacnia wyjątkowość obcowania z gramofonami i winylami. Pozostaje tylko pytanie czy właśnie tego oczekujemy i czy w naszym torze analogowym sprawdzi się kolejny element stawiający emocje i barwy muzyki wyżej niż techniczną poprawność i stuprocentową neutralność. Wiem, że w niektórych systemach będzie to bardzo pożądane. Najbardziej obawiałbym się jednak połączenia z budżetowymi gramofonami oferującymi gęsty, ciepły, nierzadko nawet dość karykaturalny dźwięk nastawiony na to, aby jak najmocniej odcinać się od nurtu cyfrowego czyli streamerów i odtwarzaczy płyt kompaktowych. W takim przypadku możemy otrzymać brzmienie wyraźnie przesłodzone, spowolnione i posklejane. Coś mi mówi, że wielu posiadaczy takich gramofonów weźmie Fezza na celownik, dlatego od razu polecałbym im zainteresować się także wymianą wkładki. Montowane fabrycznie, budżetowe kartridże Ortofona i Audio-Techniki są zwykle rozwiązaniem rozruchowym. Nawet wydając 500-800 zł na znacznie lepszą MM-kę można wskoczyć na zupełnie inny poziom. Dopiero wtedy będziemy mieli szansę docenić taki przedwzmacniacz, jak Gaia MM.

Gaia MM powinna spodobać się audiofilom, których system gra zbyt ciasno i nie potrafi do końca się otworzyć. Na pewno będzie to także kolejny bonus dla melomanów, którzy z takich czy innych względów nie mogą rozstawić kolumn zbyt szeroko, a mimo to chcieliby cieszyć się trójwymiarową przestrzenią.

Minusy? Cóż, ciężko mi wskazać jedną, konkretną cechę ponieważ większość z nich nierozerwalnie wiąże się z charakterem polskiego phono stage'a, a tutaj zaczynamy już stąpać po bardzo delikatnym gruncie, bo jednemu słuchaczowi takie ocieplone, romantyczne brzmienie przypadnie do gustu, a innemu skojarzy się ono wyłącznie z niepotrzebnym ubarwianiem muzyki i interpretowaniem jej na swój sposób. Mam jednak wrażenie, że miłośnicy gramofonów i winyli nie szukają w ich brzmieniu stuprocentowej neutralności, idealnej równowagi tonalnej i umiejętności wiernego odwzorowania materiału zarejestrowanego przez mikrofony, ale czegoś, co w świecie podporządkowanym tej technicznej autokracji coraz bardziej nam umyka. Skąd w ogóle wzięła się moda na czarne płyty? Przecież w epoce bezstratnego streamingu wydaje się to całkowicie niedorzeczne! Za niewielką, miesięczną opłatą możemy słuchać muzyki z całego świata choćby i na smartfonie. I to ekologicznie - bez produkowania plastiku i kolekcjonowania przedmiotów, które przez większość czasu tylko kradną nam przestrzeń życiową i zbierają kurz. A jednak brakowało nam kontaktu z fizycznym nośnikiem, dużych okładek, polowania na rzadkie wydania, widoku igły opuszczanej na dziwny, pokryty rowkami krążek i tego jedynego w swoim rodzaju dźwięku - może niedoskonałego, ale jakże naturalnego i przyjemnego. Gaia MM idzie dokładnie w tę stronę. Pozwala wycisnąć z winyli jeszcze więcej magii. Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, brakowało mi chyba tylko lepszego wypełnienia sceny stereofonicznej na środku, między kolumnami. Prostym i skutecznym remedium okazała się oczywiście zmiana ich ustawienia, a w szczególności kąta dogięcia, jednak wracając do streamera musiałbym za każdym razem odwracać tę operację. Gaia MM powinna więc spodobać się audiofilom, których system gra zbyt ciasno i nie potrafi do końca się otworzyć. Na pewno będzie to także kolejny bonus dla melomanów, którzy z takich czy innych względów nie mogą rozstawić kolumn zbyt szeroko, a mimo to chcieliby cieszyć się trójwymiarową przestrzenią. Zgodnie z tym, co przewidywałem od początku, największym minusem testowanego modelu jest jednak to, że po zakończonych odsłuchach zacząłem się zastanawiać czy ot tak, chociażby dla sportu nie wypożyczyć Gratii MM/MC. A jeśli gra jeszcze lepiej? Nie wspominając już o lepszym transformatorze, możliwości regulacji parametrów pracy i podłączenia gramofonu z wkładką MC. I to za 900 zł więcej. Ech...

Fezz Audio Gaia MM

Budowa i parametry

Fezz Audio Gaia MM to przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek typu MM i MC HO (High Output). Polska firma zapewnia, że urządzenie zostało wykonane w oparciu o elementy najwyższej klasy, takie jak wzmacniacz operacyjny Burson Audio V5i czy transformator toroidalny własnej produkcji. Swoim wyglądem, Gaia MM nawiązuje do stylistyki wzmacniaczy Fezz Audio. Z powodzeniem może być stosowana do pracy zarówno ze wzmacniaczami tranzystorowymi, jak i lampowymi. Najbardziej zainteresowało mnie oczywiście wnętrze, jednak aby się do niego dostać, musiałem sforsować nie jedną, ale dwie plomby gwarancyjne, naklejone po obu stronach obudowy. Szczerze mówiąc, nie do końca rozumiem ten zabieg. Oczywiście, prosta i łatwa do zerwania naklejka skutecznie odstrasza amatorów majsterkowania i pozwala producentowi uniknąć dodatkowych kosztów, jednak testuję wiele, wiele urządzeń i bardzo rzadko widuję tego typu plomby ponieważ ślady otwierania obudowy i modyfikowania układów elektronicznych na własną rękę są zazwyczaj tak wyraźne, że nie ma o czym mówić i sprzęt wraca do właściciela z odpowiednią adnotacją serwisanta. Dopiero co testowałem japoński wzmacniacz za 24000 zł i do środka dostałem się w trzy minuty, a teraz dostałem do testu dwa polskie przedwzmacniacze gramofonowe i oba są zabezpieczone przed otwieraniem - jeden plombami, a drugi hologramami naklejonymi na śrubach mocujących pokrywę. No choroba jakaś... Moim zdaniem jedna plomba naklejona na podstawę (odkręcaną) i kawałek tylnej ścianki wystarczyłaby w zupełności. Wnętrze Gai MM prezentuje się bardzo, hmm, oryginalnie. Niemal cała elektronika zmieściła się na płytce drukowanej zajmującej mniej więcej jedną szóstą powierzchni wewnątrz obudowy. Obok umieszczono transformator toroidalny, który wraz ze wspomnianą płytką przykręcono do osobnej, metalowej płyty w taki sposób, aby z zewnątrz nie było widać nieestetycznych śrub. Większą część pokrywy wytłumiono matą bitumiczną, a do przedniej ścianki przymocowano półprzezroczystą kosteczkę, która w połączeniu z zamontowaną na głównej płytce drukowanej diodą odpowiedzialna jest za podświetlanie frontu. Innymi słowy, światło diody biegnie przez jakieś 2/3 urządzenia, aby rozproszyć się na kawałku półprzezroczystego plastiku (tudzież akrylu). Efekt jest świetny. Pytanie tylko czy warto robić tak dużą obudowę tylko po to, aby użytkownik otrzymał elegancko podświetlane logo na przedniej ściance. Zanim jednak pojawią się oskarżenia, że oto Fezz Audio sprzedaje audiofilom świeże powietrze, proponowałbym wziąć pod uwagę dwie rzeczy. Po pierwsze, Gaia MM jest okrojoną wersją Gratii MM/MC i mimo, że elektroniki w środku ubyło, producent zdecydował się zachować podświetlane logo i głębokość obudowy. Założę się, że był to również wynik wcześniejszej konsultacji z klientami i dealerami. Zasada jest prosta. Jeżeli w ofercie mają pojawić się trzy urządzenia, to najtańsze musi być najmniejsze, a najdroższe - największe. Choćby nawet nie miało to żadnego uzasadnienia technicznego. Po drugie, Gaia MM wykorzystuje całkiem dobre komponenty. Nie mówię tylko o op-ampie Bursona, ale także o złotych kondensatorach Nichicona (nie wspominając już o transformatorze toroidalnym, o którym większość przedwzmacniaczy za te pieniądze może tylko pomarzyć). Mając na uwadze konstrukcję konkurencyjnych przedwzmacniaczy gramofonowych (w których siedzi często jeszcze mniejsza płytka, a zamiast transformatora dostajemy zasilacz od starej Nokii), można uznać, że większą obudowę dostajemy w prezencie. Niewykluczone, że polscy konstruktorzy doszli do wniosku, że urządzenie w takim "formacie" jest po prostu wygodniejsze i bezpieczniejsze, z czym również mógłbym się zgodzić, bo nie raz zdarzyło mi się zrzucić maleńkiego DAC-a lub przedwzmacniacz ze stolika podczas wycierania kurzu lub przełączania kabli. Nie mówiąc już o tym, że nawet gruby kabel zasilający potrafi unieść taką maleńką obudowę do góry. Możliwe, że wydłużenie metalowej skrzynki zwiększyło koszt urządzenia o jakieś 50 zł, w związku z czym uznano, że warto to zrobić chociażby ze względu na wygodę i wygląd urządzenia. Dla równowagi można było jednak zwiększyć płytkę drukowaną, co oczywiście niepotrzebnie wydłużyłoby ścieżkę sygnałową, ale przynajmniej uspokoiłoby malkontentów.

Werdykt

Nie jestem fanem niezdrowego patriotyzmu objawiającego się na przykład objeżdżaniem wszystkich lokalnych supermarketów w poszukiwaniu polskiego czosnku (podobno lepszy) czy wspieraniem firm, które coś tam napisały na swoim fanpejdżu (piękne, polskie słowo), a czegoś innego nie napisały. Mimo to, z przyjemnością obserwuję kolejne osiągnięcia polskich producentów sprzętu audio. Miło jest patrzeć jak chwalą się zdjęciami nowej fabryki, pokazują swoje produkty na największych wystawach i zdobywają nagrody, których nie potrafię nawet rozszyfrować. Jeszcze lepiej jest jednak sprawdzić ich urządzenia w akcji. Najczęściej okazuje się bowiem, że mamy do czynienia ze sprzętem na światowym poziomie, ale dostępnym w jak najbardziej polskiej cenie. Wszystko jedno czy rozmawiamy akurat o phono stage'u, wzmacniaczu lampowym, kolumnach czy srebrnych kablach, jest to niezwykle trudna do pobicia kombinacja. Gaia MM jest tego najlepszym przykładem. Oczywiście nie jest to najlepszy przedwzmacniacz gramofonowy na świecie. Jego brzmienie jest dość charakterystyczne (w związku z czym nie można polecić go absolutnie każdemu), a fakt, że układy elektroniczne zamontowano na maleńkiej płytce (zupełnie jakby producent chciał w przyszłości montować ją w swoich integrach) z pewnością nie umknie uwadze hejterów, którzy zawsze wszystko wiedzą lepiej. Jeżeli jednak szukacie prostego sposobu na ulepszenie swojego toru analogowego, Fezz właśnie zrobił Wam prezent. Szczerze mówiąc, chętnie zostawiłbym sobie tego malucha, ale po pierwsze kolor nie pasuje mi do niczego, a po drugie chciałbym jeszcze sprawdzić Gratię MM/MC. Chyba najwyższa pora zaprząc konia i wybrać się do Księżyna z beczką bimbru, bo coraz bardziej dla mnie się te Fezzy podobają.

Fezz Audio Gaia MM

Dane techniczne

Korekcja: RIAA
Obsługiwane wkładki: MM, MC HO
Wzmocnienie: 53 dB
Zniekształcenia: < 0,005%
Przesłuch międzykanałowy: > 95 dB
Stosunek sygnał/szum: > 92 dB
Impedancja wyjściowa: 47 kΩ
Pobór mocy: 10 W
Wymiary (W/S/G): 6,5/16,3/32 cm
Masa: 1,95 kg
Cena: 1599 zł

Konfiguracja

Thorens TD 402 DD, Audio-Technica AT-VM95E, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, 1ARC Arrow 2, Unison Research Triode 25, Audiovector QR5, Auralic Vega G1, Cardas Clear Reflection, Albedo Geo, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate, Norstone Esse.

Sprzęt do testu dostarczyła firma Fezz Audio. W artykule wykorzystano zdjęcia udostępnione przez firmę Fezz Audio i wykonane przez redakcję portalu StereoLife.

Równowaga tonalna
RownowagaStartRownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga5Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga3RownowagaStop

Dynamika
Poziomy6

Rozdzielczość
Poziomy6

Barwa dźwięku
Barwa5

Szybkość
Poziomy6

Spójność
Poziomy8

Muzykalność
Poziomy8

Szerokość sceny stereo
SzerokoscStereo2

Głębia sceny stereo
GlebiaStereo23

Jakość wykonania
Poziomy6

Funkcjonalność
Poziomy5

Cena
Poziomy7


Komentarze (3)

  • Łukasz

    Mimo wszystko cena robi się już poważna jak ma przedwzmacniacz gramofonowy. Należy pamięć, że za tę cenę można dostać średniej jakości gramofon z wkładką. Fezz Audio rozpycha się na rynku, ale chyba zapomniał o przestępnych cenach, na miarę naszego rynku. Cała elektronika kosztowała kilka procent ceny wyjściowej. Za tą cenę można dostać przedwzmacniacz Arcama, który jest o klasę lepszy niż testowany. Trzymam kciuki za rozwój firmy, ale ceny coraz bliżej zbliżają się do zagranicznych konkurentów.

    1
  • Paweł

    Witam, o jaki przedwzmacniacz Arcama chodziło?

    0
  • Witek

    Zobaczyłem środek i zaniemówiłem. Za jeden stopień tyle kasy. Panowie jeżeli ktoś ma choć trochę smykałki to w Internecie jest naprawdę dużo ciekawych konstrukcji, które można wykonać za naprawdę nieduże pieniądze. Polecam PS Audio II, Actidamp, Hagerman, Muffsy. Ponadto w instrukcjach serwisowych wzmacniaczy z lat 70 i początku 80 można naprawdę znaleźć bardzo ciekawe rozwiązania. Polecam poszukać takie marki jak Sansui (brzmią rewelacyjnie mój faworyt), Harman-Kardon, Yamaha (bardzo ciekawa konstrukcja z FET-ami na wejściu jako wzmacniacz różnicowy a dalej oampy z DC servo), Luxman, Accsuphase, Rotel itd. To są lata, kiedy jeszcze nie oszczędzano. Pozdrawiam!

    0

Skomentuj

Komentuj jako gość

0

Zobacz także

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Elodie Deveau - Triangle

Elodie Deveau - Triangle

Triangle Electroacoustique to jeden z najstarszych francuskich producentów zestawów głośnikowych. Choć ostatnie, wciąż dostępne w sprzedaży, jubileuszowe modele wprowadzono z okazji czterdziestych urodzin firmy, w tym momencie jesteśmy już w połowie drogi do kolejnej okrągłej rocznicy (Renaud de Vergnette założył firmę Triangle w 1980 roku). Wszyscy znamy tę historię -...

Jak złożyć system stereo w siedmiu prostych krokach

Jak złożyć system stereo w siedmiu prostych krokach

Jak złożyć system stereo? To pytanie na pewnym etapie zadawał sobie każdy, kto uważa się za melomana lub audiofila. Prostej odpowiedzi niestety nie ma, bo nawet doświadczeni miłośnicy muzyki i sprzętu audio wciąż szukają swojego ideału. Osobom przymierzającym się do zakupu swojego pierwszego systemu audio można jednak wytłumaczyć kilka podstawowych...

Odrodzenie formatu CD - rewolucja czy burza w szklance wody?

Odrodzenie formatu CD - rewolucja czy burza w szklance wody?

W erze streamingu coraz więcej melomanów sięga po muzykę na fizycznych nośnikach, czego doskonałym przykładem stały się płyty winylowe. Renesans gramofonów i czarnych krążków trwa już co najmniej dekadę. Tłocznie płyt winylowych pracują na pełnych obrotach. Produkcję wznawiają nawet największe wytwórnie, a dla artystów wydających nowy album brak wersji LP...

Streaming krok po kroku

Streaming krok po kroku

Streaming - to pojęcie niemal całkowicie zdominowało świat sprzętu hi-fi. Na przestrzeni dziesięciu lat ten sposób słuchania muzyki przeszedł ewolucję od ciekawostki technologicznej interesującej tylko najbardziej postępowych melomanów i audiofilów do czegoś, co jest dla nas zupełnie naturalne i oczywiste. Dla wielu osób streaming to nieodłączna część codziennego funkcjonowania, podstawowe...

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

W naszym magazynie koncentrujemy się na treściach kierowanych do entuzjastów i osób żywo zainteresowanych sprzętem stereo. Niezależnie od aktualnych reguł działania internetowych wyszukiwarek czy liczby przypadkowych wizyt na danej stronie bazę czytelników stanowią ludzie dysponujący sporą wiedzą i doświadczeniem w tym temacie. Nawet oni muszą jednak dostrzegać pewną lukę w...

Bannery dolne

Nowe testy

Poprzedni Następny
NAD C389

NAD C389

NAD (New Acoustic Dimension) to jedna z firm, które od samego początku umiejętnie łączyły innowacje i czysto naukowe podejście do tematu ze wspaniałym zmysłem biznesowym i wyczuciem sytuacji na rynku....

Serblin & Son Frankie Preamplifier + Frankie Monoblock

Serblin & Son Frankie Preamplifier + Frankie Monoblock

Rosnące zainteresowanie audiofilów wzmacniaczami dzielonymi jest jednym z najbardziej zaskakujących trendów, jakie ostatnio obserwujemy. Wydawało się przecież, że rynek zmierza w przeciwnym kierunku, a niebawem w sklepach dostępne będą niemal...

Lyngdorf FR-2

Lyngdorf FR-2

Kim jest Peter Lyngdorf? Genialnym inżynierem, czy może raczej wizjonerem i utalentowanym przedsiębiorcą? Tego nie podejmuję się rozsądzać, ale jedno jest pewne - facet nie lubi się nudzić i wspiera...

Bannery boczne

Komentarze

a.s.
Nasz zmysł słuchu nie ma "liniowej charakterystyki przetwarzania". Sygnały o takim samym natężeniu, ale o różnej częstotliwości, wywołują wrażenia różnej głośno...
Rafał
Witam. Posiadam głośniki 120 Club od JBL i te 12 godzin nie wiem na jakiej mocy jest. Podłączyliśmy konsole kablami i dwa głośniki ze sobą też na kable i nieste...
Piotr
Wiem, że o switche można się kłócić tak jak o kable, generalnie nie jestem hejterem różnych niekonwencjonalnych urządzeń audio ale polecam taki eksperyment: w t...
stereolife
@Garfield - Coś nam podpowiada, że chętni się znajdą. Ceny nie są jeszcze tak zaporowe jak u niektórych specjalistów od hi-endu. Patrząc na trendy w salonach au...
Obywatel GC
Wszystko ładnie, pięknie, tylko ja nigdy nie rozumiem w tych wzmacniaczach, w których lampy są schowane w obudowie, jak człowiek ma potem je wymienić, bez narus...

Płyty

Newsy

Tech Corner

Najbardziej obiecujące i rewolucyjne formaty audio, które nie przetrwały próby czasu

Najbardziej obiecujące i rewolucyjne formaty audio, które nie przetrwały próby…

Przez wieki jedynym sposobem na delektowanie się muzyką było udanie się osobiście na koncert, recital lub jakiś mniejszy występ. Oczywiście zwykłemu zjadaczowi chleba nie dane było usłyszeć niczego oprócz karczemnych zespołów biesiadnych. Na takie ekscesy jak pełnoprawny koncert w operze, teatrze lub sali koncertowej pozwolić sobie mogli jedynie najbardziej zamożni,...

Nowości ze świata

  • Triangle Electroacoustique is one of the oldest French loudspeaker manufacturers. Although the latest anniversary models, still available for sale, were introduced on the occasion of the company's fortieth birthday, at this point we are already halfway to another round anniversary...

  • In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...

  • Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...

Prezentacje

40 lat głośnikowego modernizmu - Focal

40 lat głośnikowego modernizmu - Focal

Co przychodzi nam do głowy, kiedy myślimy o Francji? Wiadomo - świetna kuchnia, doskonałe wina i sery, luksusowe perfumy, nowoczesna architektura, pokazy mody, festiwale filmowe, słynni malarze i wiecznie zakorkowane uliczki Paryża. Dla amatorów sprzętu hi-fi jest to także jeden z najważniejszych krajów na audiofilskiej mapie świata. To właśnie tutaj...

Poradniki

Podstawowa konfiguracja gramofonu od A do Z

Podstawowa konfiguracja gramofonu od A do Z

Zarówno zakup, jak i użytkowanie gramofonu oraz płyt winylowych wymaga od właściciela pewnej wiedzy o sprzęcie analogowym. Należy znać chociażby...

Listy

Galerie

Dyskografie

Wywiady

Elodie Deveau - Triangle

Elodie Deveau - Triangle

Triangle Electroacoustique to jeden z najstarszych francuskich producentów zestawów głośnikowych. Choć ostatnie, wciąż dostępne w sprzedaży, jubileuszowe modele wprowadzono z...

Popularne artykuły

Vintage

Nakamichi RX-505

Nakamichi RX-505

Firma Nakamichi gościła już w naszym kąciku vintage za sprawą jej najsłynniejszego magnetofonu - Dragona, który do dziś jest uznawany...

Słownik

Poprzedni Następny

Jitter

To odchylenie lub inaczej rozmycie czasowe w transmisji danych cyfrowych. Pojęcie to zaczęło się pojawiać najpierw w odniesieniu do odtwarzaczy płyt kompaktowych, teraz najczęściej dotyczy przetworników cyfrowo-analogowych i sprzętu komputerowego....

Cytaty

LudwikJerzyKern.png

Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.