NAD M10 V2
- Kategoria: Systemy stereo
- Karol Otkała
Od ładnych paru lat toczy się zażarta dyskusja pomiędzy fanami nowoczesnych rozwiązań służących do konsumowania cyfrowej muzyki i tradycjonalistami, stale kupującymi płyty winylowe i kompaktowe. Jedni próbują udowodnić drugim wyższość swojej filozofii. W tej całej dyskusji śmieszne jest to, że na większość argumentów każdej z grup można bez problemu znaleźć kontrargument. Dostęp do plików i streamingu jest zdecydowanie łatwiejszy. Za cenę abonamentu miesięcznego można mieć dostęp do milionów otworów. Zgadza się, ale biblioteka serwisów muzycznych jest płynna i brakuje w niej wielu albumów. Sam mogę wymienić co najmniej kilkanaście, których siłą rzeczy muszę słuchać z płyty. Dostęp do streamingu kończy się w momencie, gdy znika Internet. W przypadku urządzeń mobilnych można stworzyć sobie offline'ową bazę. Jednak czy ktoś myśli o takiej bazie w przypadku sprzętu domowego? Chyba tylko osoby dysponujące plikami wysokiej rozdzielczości. Wielokrotnie słyszeliśmy też, że muzyka cyfrowa nie ma duszy, a ta fizyczna zapewnia dodatkowe doznania, jakimi są między innymi możliwość rozpakowania własnego egzemplarza, zapoznania się z książeczką, tekstami i ewentualnymi dodatkami. Przy takim scenariuszu podobno mocniej wspiera się artystę. Minus jest taki, że przy wydaniach fizycznych na taką kolekcję trzeba mieć miejsce. Dla posiadaczy trzydziestu płyt nie jest to problem, ale co zrobić, gdy ta liczba dobija do dwóch, pięciu czy dziesięciu tysięcy? Kolejny regał z Ikei? Już piąty kupiony w przeciągu ostatniego roku? Dodatkowo rozwiązanie cyfrowe jest w stanie dostarczyć jakość wyraźnie przewyższającą możliwości płyty kompaktowej. Ale z drugiej strony... Wiecie już, do czego zmierzam, prawda? Wszystko ma swoje plusy i minusy, jednak statystyki mówią, że Compact Disc jest nośnikiem na wymarciu, a melomani opowiedzieli się za streamingiem. Potrzeba upraszczania sobie życia wtargnęła do świata muzyki nie tylko od strony software'u, ale wyraźnie zmieniła też obraz systemu stereo, jakiego chcemy używać w domu. Potężna wieża złożona z pięciu klocków, a do tego kolumny wielkości małej lodówki? Dajcie spokój, to było modne w czasach PRL-u. Dziś chcemy mieć wszystko w jednym, kompaktowym pudełeczku, do którego podłączone będą eleganckie, najlepiej stosunkowo nieduże głośniki na dizajnerskich podstawkach. Audiofile wciąż jarają się wzmacniaczami ważącymi kilkadziesiąt kilo i kablami wykonanymi z kosmicznych materiałów, ale normalni ludzie chcą mieć coś takiego jak NAD M10 V2. Czy to ma sens?
Firma NAD, czyli New Acoustic Dimension, świętuje w tym roku pół wieku istnienia. Została założona w 1972 roku w Londynie przez grupę inżynierów związanych z przemysłem audio. Do ekspertów sprzętowych szybko dołączyli specjaliści z innych branż, głównie dystrybutorzy i sprzedawcy. Wszystkie grupy łączyła muzyczna pasja, która motywowała do działania i odkrywania coraz to nowszych rozwiązań dostarczających muzyczne doznania najwyższej jakości. Po raz kolejny mamy więc do czynienia z marką, która w pewnym sensie powstała w odpowiedzi na "oddolne" zapotrzebowanie rynku. Historia NAD-a pełna jest różnych perturbacji i "plot twistów". W 1991 roku producent został wykupiony przez duńską firmę Audionord. Pod jej skrzydłami utrzymywał się przez osiem lat, by ostatecznie zostać sprzedanym kanadyjskiemu koncernowi Lenbrook Group of Companies, który powstał w 1978 roku. Pod kanadyjską banderą NAD działa do dziś, oferując wyjątkowo różnorodny sprzęt - wzmacniacze zintegrowane, odtwarzacze CD, gramofony, systemy all-in-one, komponenty do systemów kina domowego... Och, jest tego trochę, ale w przypadku tej marki właściwie zawsze tak było. Rozszerzanie katalogu jest obecnie dla NAD-a o tyle łatwiejsze, że oprócz niego pod banderą Lenbrooka operują dwie inne znane audiofilom marki - Bluesound i PSB Speakers. Wszystkie dzielą się więdzą i kluczowymi rozwiązaniami technicznymi, dzięki czemu urządzenia NAD-a w pewnym momencie zyskały sporą przewagę nad konkurencją - możliwość połączenia się z ekosystemem Bluesounda za pomocą aplikacji BluOS. Aby zaoferować swoim klientom coś takiego, inne firmy muszą kupić jakiegoś "gotowca" albo wydać ogromne pieniądze na wdrożenie własnej aplikacji, która pewnie i tak nie będzie nawet w połowie tak dobra jak system rozwijany od wielu, wielu lat. Koneserzy i znawcy technologii audio od dłuższego czasu dyskutują jednak o tym, czy NAD wybrał właściwą drogę, zastępując klasyczne wzmacniacze mocy gotowymi modułami firmy Hypex, pracującymi w klasie D. Pozwólcie jednak, że nie będziemy zagłębiać się w takie szczegóły już na starcie. Ja na razie wiem tyle, że dostałem do przetestowania bardzo obiecujący system all-in-one, więc z przyjemnością biorę się do roboty.
Wygląd i funkcjonalność
Nie wiem, co bardziej zaskoczyło mnie po przybyciu kuriera z przesyłką - jej rozmiar czy może masa? Przed testem widziałem zdjęcia NAD-a i miałem jakąś tam świadomość jego gabarytów, jednak nie sądziłem, że opakowanie będzie aż tak kompaktowe, a przy tym wyraźnie lżejsze od zgrzewki wody. Ot, nowoczesność. Sprzętu tej klasy raczej nie kupuje się oczami podczas wizyty w elektromarkecie. W większości przypadków będzie to świadomy i głęboko przemyślany zakup. Dlatego producent nie silił się tu na krzykliwe i rzucające się w oczy hasła. Sprzęt zapakowany jest w gustowny, czarny karton ze złotymi napisami informującymi o kluczowych funkcjach. A trochę tego jest. W tym małym pudełku dostajemy odtwarzacz strumieniowy z obsługą środowiska BluOS, bezprzewodowe opcje surround, wzmacniacz cyfrowy NCore z uaktualnionymi algorytmami wzmocnienia, przetwornik ESS Sabre, system korekcji akustyki pomieszczenia Dirac Live, 7-calowy ekran dotykowy, AirPlay2, sterowanie głosowe za pomocą Apple Siri, Amazon Alexa i asystenta Google, Roon Ready, Spotify Connect i TIDAL Connect, dwukierunkowy Bluetooth z obsługą kodeka Qualcomm aptX HD, gniazda HDMI eARC i USB typu A, stereofoniczne liniowe wejścia analogowe, koaksjalne i optyczne wejścia cyfrowe, wyjście z przedwzmacniacza, dwa niezależne wyjścia dla subwoofera z uaktualnionymi algorytmami wzmocnienia, dekodowanie i renderowanie MQA oraz wsparcie dla wszystkich głównych formatów bezstratnych i stratnych, w tym WAV, FLAC, AIFF, ALAC, AAC, MP3, OGG Vorbis i innych. Zdaniem producenta są to tylko najważniejsze funkcje i elementy wyposażenia opisywanego modelu. Na upartego mógłby przecież dopisać jeszcze możliwość dekodowania dźwięku przestrzennego Dolby Digital, obsłudze za pomocą aplikacji mobilnej BluOS Controller czy kompatybilności z systemami inteligentnego domu takich marek jak Lutron, Crestron czy Control4. Tyle możliwości w tak małym i lekkim pudełku? Toż to nowoczesny komputer z funkcją wzmacniacza!
Po otwarciu pudełka czeka nas niespodzianka. Nie zobaczymy tu od razu naszego sprzętu, tylko złoty, bardzo gustowny pendrive. Po jego podłączeniu do komputera okazuje się, że zawiera szereg instrukcji w formacie PDF. Ale z racji tego, że ma 16 GB pojemności, na pewno posłuży nam również do innych celów. Pod nim, w idealnie dopasowanej formatce, ułożone jest danie główne, a pod nim znajduje się ostatnie piętro, na którym umieszczono karton z akcesoriami. Mamy tu dwa kable zasilające (europejski i amerykański), mikrofon kalibracyjny, zdalne sterowanie w formie całkiem klasycznego pilota (dla tych, którzy nie zawsze chcą szukać smartfona) i ściereczkę do czyszczenia sprzętu. M10 V2 jest urządzeniem, które sprawia wrażenie bardzo niepozornego. Jest stosunkowo lekki (waży około 5 kg) i niewielki, a już z pewnością jak na potwora z opisów, które czytałem przed jego otrzymaniem. Uwagę przykuwa również bardzo oszczędny projekt. Góra z firmowym logo i nazwą modelu oraz front są praktycznie w całości szklane. Boki wykonano z porządnego tworzywa sztucznego. Wszystkie "mechaniczne" elementy oraz przyciski umieszczono z tyłu. Ale o nich za chwile. Po kilku dniach użytkowania sprzętu można domyślić się, po co w zestawie umieszczono ściereczkę - szklana góra niesamowicie zbiera kurz i wymaga systematycznego wycierania. Trochę lepiej pod tym względem zachowuje się front, który po uruchomieniu urządzenia okazuje się być w około 80-90% ekranem dotykowym o bardzo szerokim kącie widzenia, wysokiej jasności i rozdzielczości pozwalającej na wyświetlenie bardzo dużej liczby elementów graficznych. Warto wspomnieć, że druga odsłona modelu M10 wizualnie właściwie niczym nie różni się od pierwszej, a ta - podobnie jak wiele innycy urządzeń NAD-a, Bluesounda i PSB Speakers - powstała we współpracy ze studiem projektowym DF-ID Davida Farrage'a.
Wróćmy na chwilę do tylnego panelu, na którym dzieje się całkiem sporo. Poza oczywistymi elementami, takimi jak gniazdo zasilające czy terminale głośnikowe, znajdziemy tu między innymi gniazda LAN, USB, HDMI, optyczne, a także dwa niezależne wejścia subwoofera i dwa wejścia analogowe. W kontekście uznania sprzętu za odpowiednik kina domowego szczególną uwagę przykuwają tu dwa gniazda subwooferowe, dające możliwość stworzenia systemu 4.1 lub 4.2. Ale zaraz, zaraz... Jakim cudem 4.2, skoro mamy tu podłączone tylko 2 głośniki. Otóż M10 V2 świetnie współpracuje z bezprzewodowymi głośnikami obsługującymi BluOS, które mogą posłużyć do stworzenia kanałów surround. Podobno przesyłanie danych jest tak płynne, że nie ma konieczności podłączania całego zestawu za pomocą kabli. Niestety ze względu na brak takiego sprzętu w domu nie było mi dane sprawdzić akurat tego rozwiązania, ale dobrze wiedzieć, że taka opcja istnieje. Użytkownicy większości wzmacniaczy sieciowych lub systemów all-in-one mogą o czymś takim co najwyżej pomarzyć. Moim zdaniem jeszcze ciekawszy jest system Dirac Live, który daje nam możliwość skalibrowania systemu, za pomocą dołączonego do zestawu mikrofonu, w odniesieniu do wymiarów pomieszczenia, jego umeblowania, charakterystyki kolumn i naszych osobistych preferencji. To powinno pomóc w usłyszeniu ścieżek filmowych i muzyki w formie względnie wolnej od mankamentów akustyki środowiska odsłuchowego. Dirac Live jest jednym z najfajniejszych tego rodzaju rozwiązań, jakie można spotkać w sprzęcie dostępnym komercyjnie. Ponieważ jednak system ten został dość szczegółowo opisany w teście wzmacniacza JBL SA750, nie będę pisał tego samego własnymi słowami. Jeśli jesteście zainteresowani, zapoznajcie się, proszę, ze wspomnianym artykułem. To, co Tomek Karasiński opisał na przykładzie SA750, w M10 V2 działa właściwie dokładnie tak samo.
Wprowadzając na rynek pierwszą wersję opisywanego urządzenia, NAD rozpoczął rewolucję pod szyldem "dodaj tylko głośniki". Prawdziwość tego hasła zależy od jego interpretacji. Jeśli chodzi o sprzęt, to faktycznie do M10 V2 wystarczy podłączyć głośniki i już będziemy dysponować pełnoprawnym systemem stereo, ale grać od razu to on nie będzie. Czeka nas jeszcze konfiguracja. Na szczęście nie jest ona specjalnie trudna i dla osób ogarniających technologię użytkową wszystko powinno skończyć się nawet bez instrukcji. Cały proces rozpoczynamy od pobrania aplikacji BluOS. Po jej zainstalowaniu możemy uruchomić sprzęt, który udostępni nam swoją sieć Wi-Fi. Po połączeniu się z nią z poziomu aplikacji możemy przyznać NAD-owi dostęp do naszej sieci. Po tym kroku wystarczy zalogować się do swojego ulubionego serwisu streaminowego i już możemy cieszyć się muzyką. Sprzęt obsługuje Spotify Connect i TIDAL Connect, czyli możliwość obsługi bezpośrednio z poziomu aplikacji dedykowanym tym serwisom - zarówno z komputera, jak i urządzenia mobilnego. Przyznam szczerze, że jest to jedyne akceptowalne rozwiązanie. Obsługa serwisów poprzez rozwiązanie dedykowane w BluOS wymaga od użytkownika niesamowitej cierpliwości oraz umiejętności kombinatorskich. Prosty przykład - w czasie testów miałem dostęp do serwisu Amazon Music i odnalezienie konkretnego albumu - Sleep "The Sciences" - z poziomu dedykowanej aplikacji zajmowało kilka sekund, natomiast w BluOS było to praktycznie niemożliwe. Aplikacja cały czas twierdziła, że szukam muzyki relaksacyjnej, do spania (patrząc na nazwę zespołu, ma to sens). Szukanie po tytule wydawnictwa również okazało się nieskuteczne. Koniec końców udało mi się znaleźć album na podstawie tytułu jednego z utworów... W ciągu godziny, w czasie której próbowałem znaleźć nić porozumienia pomiędzy Amazonem i BluOS-em, takich sytuacji miałem kilka. Godzina ta wystarczyła, aby poddać się i przenieść na serwisy obsługujące "Connect" - w końcu po to zostały wymyślone, aby słuchacz się nie męczył.
Konfigurację rozpoczynamy od pobrania aplikacji BluOS. Po jej zainstalowaniu możemy uruchomić sprzęt, który udostępni nam swoją sieć Wi-Fi. Po połączeniu się z nią z poziomu aplikacji możemy przyznać NAD-owi dostęp do naszej sieci. Po tym kroku wystarczy zalogować się do swojego ulubionego serwisu streaminowego i już możemy cieszyć się muzyką.BluOS może posłużyć użytkownikowi do zarządzania biblioteką audio oraz pogmerania w ustawieniach, zaczynając od konfiguracji wyświetlacza (co ma być wyświetlane, jak długo, z jaką jasnością), samego urządzenia (czas bez aktywności, po którym przechodzi w tryb standby), konfigurację audio w zakresie urządzeń dostępnych w zestawie, ograniczania głośności, korekty tonów i tak dalej. Jeśli ktoś faktycznie chciałby wykorzystać M10 jako sprzęt będący sercem zestawu kina domowego, to z pewnością znajdzie tu duże pole do manewrowania. Osobom, które chcą skupić się na odtwarzaniu samej muzyki ze streamingu pozostaje tu w zasadzie korekta tonalna, która w większości przypadków nie będzie nawet potrzebna. Zatem po konfiguracji za pomocą BluOS-a można o tej aplikacji praktycznie zapomnieć (chyba że będziemy chcieli zarządzać biblioteką plików podłączoną do sprzętu przez USB albo obstawimy cały dom urządzeniami NAD-a i Bluesounda, aby stworzyć system multiroom) i przesiąść się na TIDAL-a lub Spotify. Chociaż... Dysponując w czasie testów obydwoma serwisami, przeprowadziłem bardzo krótkie porównanie pomiędzy jakością Masters czy nawet HiFi z TIDAL-a z wysoką jakością ze Spotify. Oba serwisy dzieli jakościowa przepaść i kupowanie M10 dla Spotify do momentu aż ta usługa w końcu się nie ogarnie ma tyle sensu, co kupowanie wypasionej fury tylko po to, by wozić nią w niedzielę żonę do kościoła. Spotify podobno pracuje nad udostępnieniem użytkownikom muzyki w wysokiej rozdzielczości, ale z tego, co czytałem ostatnio, miało to się stać do końca 2021 roku. Minęły już niespełna trzy miesiące i funkcjonalność obsługiwana praktycznie przez większość serwisów streamingowych nadal nie jest tu dostępna. Zatem w przypadku Spotify moja przygoda na M10 była wyjątkowo krótka i skończyła się rozczarowaniem z powodu polityki firmy. Jedynym pozytywem było to, że aplikacja świetnie współgrała ze sprzętem - zarówno ta mobilna. jak i pecetowa. Jednak podobnie działa to w przypadku TIDAL-a, który w obu wariantach sprawia, że używanie pilota czy panelu dotykowego na sprzęcie staje się niepotrzebne.
W czasie ponad dwóch tygodni testu z pilota NAD-a korzystałem głównie w celu zmiany głośności, która w tym wariancie jest zdecydowanie bardziej czuła niż w aplikacji. Siedmiocalowy ekran dotykowy daje także możliwość zarządzania biblioteką, zmieniania źródła dźwięku oraz ustawień podobnych jak te w BluOS-ie. Standardowy widok w czasie odtwarzania to tytuł utworu oraz okładka albumu. Po "puknięciu" w ekran pojawia się więcej szczegółów - zegar odtwarzania, jakość streamowanego materiału, zmiana głośności. Całość prezentuje się efektownie, ale czy efektywnie? Wszystko zależy od podejścia. Korzystając na co dzień z Audiolaba 6000A Play, większością elementów muszę zarządzać z poziomu aplikacji, ponieważ panel urządzenia nie daje takiej możliwości. Jeśli ktoś jest przyzwyczajony do podobnego trybu działania, to spokojnie poradzi sobie bez wyświetlacza. Ja po kilkunastu godzinach wygrzewania NAD-a całkowicie go wyłączyłem. Z tego, co zauważyłem, z poziomu BluOS-a nie ma możliwości zmiany języka na wyświetlaczu oraz przeprowadzenia aktualizacji, więc tu widziałbym dla niego potencjalne zastosowanie.
Jak już wcześniej wspomniałem, ponad dwa tygodnie spędzone z M10 V2 wypełnił mi praktycznie sam streaming przetestowany na trzech platformach - Amazon Music, który w BluOS jest prawie nieużywalny, Spotify, który nie oferuje wysokiej rozdzielczości oraz TIDAL z bardzo dużą bazą plików Masters. Łatwo domyślić się, który wariant dominował w tym zestawieniu. Po uzbrojeniu w aplikacje na komputerze i urządzeniu mobilnym TIDAL w połączeniu z NAD-em staje się sprzętem kompletnym dla osoby, która nie uznaje płyt CD. Aplikacja w obu wariantach świetnie sprawdza się jako pilot sterujący. Wszystko działa płynnie i w większości przypadków bez większych problemów. W kilku przypadkach poległ TIDAL, który gubił łączność z urządzeniem. Wtedy pomagał pilot, którym w obrębie albumu można było zarządzać utworami. W przypadku samej aplikacji streamingowej pomagało ponowne jej uruchomienie. Trochę gorzej sprawa wyglądała w momencie, gdy włączyłem odtwarzanie z poziomu telefonu, a następnie przesiadłem się na komputer. TIDAL nie zawsze łapie takie połączenie i wykrywa, co aktualnie jest odtwarzane. Jak widać, nie ma tu problemu ze sprzętem, tylko co najwyżej z oprogramowaniem i to raczej po stronie TIDAL-a. Tak czy inaczej, dysponując tak wszechstronnym urządzeniem, możemy skupić się tylko na muzyce. Interesuje nas to, jak i z jakiego źródła jest odtwarzana, a nie to, co możemy zrobić z elektroniką. W gruncie rzeczy M10 V2 pracuje w ukryciu, nie odrywając nas od tego, co najważniejsze.
Brzmienie
Odsłuchy rozpocząłem dość nietypowo, bo od debiutanckiego albumu Curtisa Mayfielda. Jego funk charakteryzował się niesamowitą szczegółowością i krystalicznością brzmienia. Każdy element był doskonale słyszalny i bez problemu byłem w stanie wyizolować poszczególne instrumenty. Idąc za ciosem, sięgnąłem po debiut Queen, który na NAD-zie wypadł wręcz fenomenalnie. W przypadku tego albumu przeprowadziłem pewnego rodzaju eksperyment i odtworzyłem fragmenty wydawnictwa ze Spotify w wysokiej jakości, a następnie w wersji Masters z TIDAL-a. Jestem pewien, że nawet osoby, które na co dzień w ogóle nie interesują się tematem i słuchają muzyki z bezprzewodowego głośnika JBL-a wyraźnie usłyszałyby różnicę i były w stanie opisać ją za pomocą stwierdzeń używanych przez audiofilów. Bardziej przejrzysty, klarowny, czytelny, bogaty w szczegóły dźwięk - to chyba rozumie każdy. Niech to będzie argumentem przemawiającym nie tylko za TIDAL-em, ale też za wszystkimi innymi serwisami streamingowymi, które nie zapomniały o jakości brzmienia.
PORADNIK: Jak wybrać kolumny
Gdy do gry wszedł utwór "Modern Times Rock'N Roll", wiadomo już było, że testowany system powinien poradzić sobie z mocniejszym repertuarem. Nadszedł zatem czas na debiut oraz "Paranoid" Black Sabbath. Tutaj brzmienie wręcz powalało. Dominowały wysunięte na pierwszy plan gitary, dając wyraźny dowód na to, że panowie z tej kapeli nie bez powodu uznawani są za ojców doom metalu i wujków stonera. Przewaga gitar była jednak na tyle subtelna, że nie przykrywały one innych elementów, w tym wokalu. Ozzy Osbourne pozostawał doskonale słyszalny, w niektórych momentach próbując nawet wybić się na linię frontu. Wisienką na torcie w przypadku obu albumów był bez wątpienia bas. Tak soczystego początku "Hand Of Doom" czy "N.I.B." jeszcze chyba nie słyszałem. Niesamowita sprawa. Drugie życie na "Vol. 4" otrzymał "The Straightener", czyli epilog otwierającego album "Wheels Of Confusion". Uwielbiam ten utwór, jednak zawsze wydawał mi się on przytłumiony i stłamszony produkcyjnie. W wersji studyjnej jest zupełnie inaczej i w końcu brzmi to odpowiednio żywo i przejrzyście. W takiej konwencji udało się wydobyć pełen potencjał tego nagrania. Będąc w metalowych rejonach, trzeba było oczywiście sięgnąć do legendy NWOBHM, czyli Iron Maiden. W przypadku Brytyjczyków szczególnie zyskały starsze nagrania, które wypadły zdecydowanie czyściej i nowocześniej, niż się spodziewałem. Ciężko tylko stwierdzić, na ile to zasługa sprzętu, jakości streamingu i wersji nagrań remasterowanych w 2015 roku. Jedno jest pewne - wszystkie płyty z lat osiemdziesiątych zabrzmiały tu o niebo lepiej od tego, co znam z płyt kompaktowych remastery z 1998 roku), do których często wracam na zestawie Audiolaba, złożonym ze wzmacniacza 6000A Play i transportu 6000CDT. Zaskoczeni? Że niby streming to wygodnictwo, a najlepszą jakość wciąż gwarantują poczciwe cedeki? Że taki "komputerek" jak M10 V2 nie może zagrać tak dobrze jak zestaw "dzielony"? Cóż, wychodzi na to, że podobne teorie można sobie włożyć między bajki.
Aby radykalnie zmienić klimat, przeszedłem do muzyki elektronicznej. Tutaj czekało na mnie niemiłe zaskoczenie, ponieważ albumy moich faworytów - The Prodigy i The Chemical Brothers - praktycznie nie występują w jakości studyjnej, tylko "zaledwie" bezstratnej. Ale taki scenariusz był właśnie idealny do zweryfikowania różnicy pomiędzy różnymi serwisami strumieniowymi, z TIDAL-em i Spotify na czele. Obie platformy nawet w takiej kombinacji dzieli przepaść, sprowadzająca się do zamulania i wchłaniania detali przez Spotify. Z jakością Masters pomógł mój trzeci elektroniczny faworyt - Jean Michel Jarre. Cała dyskografia francuskiego artysty dostępna jest w tym właśnie wariancie, zapewniając godziny niezapomnianych wrażeń. Szczególnie dobrze wypadła druga część trylogii "Oxygene", która prezentuje bardziej dynamiczną, żywiołową i agresywną odsłonę Jarre'a. Po takiej mieszance nadszedł czas na powrót do Polski i sięgnięcie po nagrania sprzed lat. Na pierwszy ogień poszła twórczość Marka Grechuty i Piotra Szczepanika. W jakości studyjnej ich muzyka staje się zdecydowanie żywsza i bardziej klarowna. Podobne wrażenia miałem, gdy z głośników popłynął Maanam. Dobrze słychać było to przy delikatniejszych nagraniach, gdzie robiło się zdecydowanie bardziej szczegółowo.
Ponowna zmiana klimatu przeniosła mnie ponownie do świata metalu - tym razem zdecydowanie nowszego i cięższego. Na początek wybrałem industrial i legendę tego gatunku - Fear Factory. I tu z początku miałem mieszane uczucia. Muzyka Amerykanów nadal brzmi zimno, bezdusznie i bardzo precyzyjnie, ale gdzieś po drodze zginął ciężar. Po lekkiej korekcie w BluOS-ie było już zdecydowanie lepiej, ale ostatecznie tak wróciłem do ustawień domyślnych. Ten niewielki deficyt ciężaru odsłonił elementy, na które wcześniej nie zwracałem uwagi i po kilku przesłuchanych albumach muszę powiedzieć, że w takiej odsłonie Fear Factory również mi odpowiada. Wychodzi na to, że inżynierowie NAD-a naprawdę mocno popracowali nad brzmieniem opisywanego modelu i stworzyli sprzęt, który sprawdza się w każdej muzyce. Nawet jeśli początkowo coś nam nie pasuje, warto chwilę poczekać i dokładniej przyjrzeć się temu, w jaki sposób M10 V2 pokazuje muzykę, którą dobrze znamy. Może bowiem robić to lepiej, niż wydaje nam się w pierwszej chwili. Ponad dwa tygodnie, które umilał mi NAD, były podróżą przez kilkaset płyt, które dzięki jakości studyjnej niejako poznawałem na nowo. Muszę powiedzieć, że taki zestaw powinien w pełni zaspokoić oczekiwania nawet bardzo wymagającego słuchacza. Po eksperymencie z Fear Factory doszedłem do wniosku, że dzięki świetnej równowadze tonalnej praktycznie nie trzeba tu korzystać z korektora. Identyczny scenariusz miał miejsce w przypadku Machine Head. Najlepiej słychać to na ich opus magnum, czyli "The Blackening". Album ten jest wręcz po brzegi napakowany riffami i nagłymi zmianami tempa. Delikatne ukrycie gitar zmienia też postrzeganie debiutanckiego albumu Korna. Na tym zabiegu szczególnie zyskują gitara basowa i perkusja. Sporą część testu spędziłem na słuchaniu szeroko rozumianej muzyki popularnej i lekkiego rocka - Madonny, Kate Bush, PJ Harvey, J Mascisa i wielu innych. I chyba właśnie w takiej odsłonie system NAD-a sprawdził się najlepiej, oferując idealnie wyważone brzmienie i niesamowitą detaliczność. Chociaż nie będę ukrywał, że słuchanie klasyki hip-hopu czy brzmień ekstremalnych spod szyldu Oranssi Pazuzu czy Napalm Death również sprawiło mi wielką frajdę.
M10 V2 jest mocnym zawodnikiem, który mógłby w pełni zaspokoić oczekiwania nawet bardzo zaawansowanych użytkowników. Na przeszkodzie może tu stanąć jedynie cena, która - nie ma co ukrywać - jest stosunkowo wysoka i może odstraszyć klientów szukających "czegoś do napędzenia kolumn" i liczących na to, że uda się zamknąć temat w kwocie 3000-5000 zł.Zdaję sobie sprawę, że w czasie ponad dwutygodniowego testu nie udało mi się wykorzystać w całości potencjału NAD-a i chociażby zbudować w oparciu o niego zestaw kina domowego. Skupiałem się praktycznie tylko na streamingu wysokiej rozdzielczości, ponieważ uważam, że w innym wypadku zakup tego sprzętu mija się z celem. Ale nawet z tak zawężonym polem manewru można dojść do wniosku, że M10 V2 jest mocnym zawodnikiem, który mógłby w pełni zaspokoić oczekiwania nawet bardzo zaawansowanych użytkowników. Na przeszkodzie może tu stanąć jedynie cena, która - nie ma co ukrywać - jest stosunkowo wysoka i może odstraszyć klientów szukających "czegoś do napędzenia kolumn" i liczących na to, że uda się zamknąć temat w kwocie 3000-5000 zł. NAD zahacza już o zupełnie inne terytorium. Za 13949 zł można już bowiem zbudować system złożony z naprawdę dobrego wzmacniacza i nowoczesnego odtwarzacza strumieniowego. Z drugiej strony, jeśli bardzo zależy nam na tym, aby cała elektronika zmieściła się w jednym kompaktowym pudełku, konkurencja nie próżnuje - do wyboru mamy takie urządzenia jak chociażby Hegel H190, Rose RS201E czy Naim Uniti Atom. Jednak to, że M10 V2 ma mocnych rywali, nie zmienia faktu, że jest niezwykle wartościowym urządzeniem, które szybko daje się polubić, a później tylko utwierdza nas w przekonaniu, że podjęliśmy właściwą decyzję. Przede wszystkim jest to małe i zgrabne pudełeczko, a nie sprzęt zajmujący połowę szafki pod telewizorem, a jeśli kogoś martwi to, że w tej pozornie minimalistycznej koncepcji nie ma już miejsca na brzmienie wysokich lotów, proponuję odpalić TIDAL-a i posłuchać, co może zrobić taki NAD w połączeniu z dobrymi kolumnami i serwisem strumieniowym, za który, wybierając najlepszy dostępny pakiet, trzeba zapłacić czterdzieści złotych miesięcznie. Nie sądzę, aby był to jakiś problem dla osoby, która właśnie wydała niecałe czternaście tysięcy złotych na system all-in-one.
Budowa i parametry
NAD M10 V2 to system all-in-one, będący połączeniem streamera i 100-watowego wzmacniacza w jednej obudowie. Za tak wysoką moc wyjściową odpowiadają oczywiście moduły Hypex NCore połączone z wydajnym zasilaczem impulsowym. W drugiej odsłonie modelu M10 algorytmy odpowiadające za wzmocnienie sygnału zostały zaktualizowane, co zdaniem producenta przełożyło się na wyższy poziom wyjściowy, możliwy do uzyskania nawet z wykorzystaniem kolumn o stosunkowo niskiej efektywności. Ulepszone układy wzmocnienia obejmują też wyjścia subwooferowe, co zapewnia użytkownikowi większą dowolność w doborze zestawów głośnikowych. Przetwornik cyfrowo-analogowy ESS Sabre oferuje możliwość odtwarzania muzyki hi-res w rozdzielczości do 192 kHz/24 bity i obsługuje pliki MQA oraz inne bezstratne, wysokiej rozdzielczości formaty audio z serwisów strumieniowych, takich jak Amazon Music, Deezer, Qobuz i TIDAL. Do wykonania obudowy użyto wysokiej jakości materiałów, takich jak szczotkowane aluminium i gładkie szkło. Uwagę zwraca 7-calowy ekran dotykowy. Firma deklaruje, że charakteryzuje się on wyraźniejszymi kolorami i szerszym kątem widzenia niż ten, który zastosowano w poprzedniej wersji "dziesiątki". Ponadto projektanci NAD-a zadbali o zgodność ze wszystkimi wiodącymi systemami domu inteligentnego, takimi jak Apple, Crestron, Control4, Lutron i wieloma innymi. Dzięki temu wraz z oświetleniem, roletami, instalacjami HVAC (ogrzewanie, wentylacja, klimatyzacja) i systemami bezpieczeństwa można z łatwością sterować systemem muzycznym multiroom BluOS za pomocą wspólnego interfejsu. M10 V2 może pochwalić się także certyfikatem Roon Ready. Dzięki zastosowaniu systemu Dirac Live użytkownik może skalibrować swoje urządzenie w odniesieniu do wymiarów i kształtu pokoju, a także znajdującego się w nim umeblowania. Zastosowane rozwiązanie ma zapewniać niemal idealną kompensację akustycznych niedoskonałości pomieszczenia w zakresie do 500 Hz. M10 V2 może zapamiętać do pięciu profili Dirac dla różnych pozycji odsłuchowych, ustawień surround lub warunków panujących w pomieszczeniu - na przykład czy zasłony są otwarte, czy zamknięte. M10 V2 wyposażono również w wejścia analogowe RCA, cyfrowe optyczne i koaksjalne, HDMI eARC oraz USB typu A do podłączenia odtwarzaczy płyt, konsoli do gier, dysków zewnętrznych, adapterów multimedialnych, monitorów i wielu innych komponentów. Użytkownik może liczyć także na dwukierunkowy Bluetooth apt-X HD. Ulubionych nagrań można słuchać przez bezprzewodowe nauszniki, głośniki stereo, zestaw surround lub aż do 63 rozmieszczonych w całym domu bezprzewodowych głośników obsługujących BluOS.
Werdykt
Do momentu poznania M10 V2 wydawało mi się, że mój Audiolab 6000A Play jest urządzeniem, które w zupełności mi wystarczy. NAD udowodnił, że wszystko, co robi sieciowa integra Audiolaba, można zrobić jeszcze lepiej, opierając się na technologii nastawionej na słuchanie muzyki w najlepszej dostępnej postaci. Nie ukrywam, że sporą część roboty zrobił TIDAL Connect, którego ewidentnie brakuje mi w Audiolabie i o którym w tym momencie mogę tylko pomarzyć na swoim prywatnym sprzęcie, na którym trzeba korzystać z apilkacji PlayFi, której ergonomia jest podobna do współpracy BluOS-a z serwisem Amazon Music. M10 V2 jest rewelacyjnym systemem dla melomanów, którzy posiadają wysokiej klasy zestawy głośnikowe i szukają dla nich partnera, który ma wszystko, co taki sprzęt powinien mieć, a nie zajmie zbyt wiele miejsca lub nawet pozwoli zwolnić jedną lub dwie półki po starej wieży. Zastanawiam się tylko, ilu takich "normalnych" użytkowników zdecyduje się wydać na takie urządzenie 13949 zł. Szczególnie biorąc pod uwagę to, że dysponując takimi pieniędzmi, jest już w czym wybierać, bo NAD nie ma na taką elektronikę monopolu. Gdyby jednak taka kwota nie robiła mi różnicy, M10 V2 mógłby u mnie zostać, bo przez te dwa tygodnie w wolnym czasie nie robiłem praktycznie nic innego oprócz słuchania muzyki.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 100 W
Wejścia analogowe: 2 x RCA
Wyjścia analogowe: 1 x pre-out, 2 x sub-out
Wejścia cyfrowe: 1 x optyczne, 1 x koaksjalne, 1 x HDMI (ARC)
Minimalna impedancja głośników: 4 Ω
Zniekształcenia (THD): <0,03%
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (+/- 0,6 dB)
Stosunek sygnału do szumu: > 85,1 dB
Pobór mocy w trybie czuwania: <0,5 W
Wymiary (W/S/G): 10/21,5/26 cm
Masa: 5 kg
Cena: 13949 zł
Konfiguracja
Pylon Audio Ruby Monitor, Audiolab 6000A Play, Audiolab 6000CDT, Melodika Purple Rain, Bang & Olufsen Beoplay HX, Samsung Galaxy S10, Dell Inspiron 5000.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
-
Robert
Testowany NAD za 13949 zł z kolumnami Pylon Audio Pearl Monitor za 1200 zł. Czy NAD jest tak słaby, czy Pylony tak dobre? Osobiście bardzo lubię kolumny Pylona, miałem Pearle 25, Sapphire 25, obecnie mam Diamondy 25 i jestem bardzo zadowolony, ale nie wpadłbym na pomysł, żeby obecnie posiadaną elektronikę za 15000 zł łączyć z Pearlami.
2 Lubię -
as
Muzyka cyfrowa nie ma duszy? Dusza to pewnie kawałek plastiku CD. Poza tym jest wiele płyt, których się w całości nie słucha.
1 Lubię -
stereolife
@Robert - Z rozpędu podlinkowaliśmy Pearle w zakładce "konfiguracja", a podczas testu wykorzystywany został model Ruby Monitor. Przepraszamy za pomyłkę. Co do mezaliansu cenowego, odsłuchy odbywają się u nas na takim sprzęcie, jakiego na co dzień słucha dany recenzent. Unikamy wypożyczania innych urządzeń towarzyszących tylko dlatego, że cena nam nie pasuje. Zdarza się to tylko w wyjątkowych przypadkach, ale niestety wydłuża cały proces, ponieważ przed przystąpieniem do sprawdzenia możliwości bohatera testu trzeba się najpierw osłuchać z wypożyczonym sprzętem. Uważamy, że używanie sprzętu, który dana osoba doskonale zna, daje jednak bardziej wiarygodne wyniki, nawet jeśli dany system wydaje się "dziwny". Dziękujemy za wyłapanie błędu i pozdrawiamy!
1 Lubię
Komentarze (3)