Indiana Line Diva 5
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Amatorzy przystępnego cenowo sprzętu audio zawsze mieli swoje ulubione marki. Te, które na przekór inflacji i rynkowym trendom oferowały i wciąż oferują coś "dla ludzi". Te, którym mimo długiego rynkowego stażu i setek branżowych nagród nie uderzyła do głowy woda sodowa. Odnoszę jednak wrażenie, że w ostatnich latach skład tej grupy mocno się zmienił. Wiele firm zdecydowało się podnieść ceny, nie argumentując tego postępem jakościowym lub choćby kosmetycznymi poprawkami w stosunku do poprzednich modeli. Inne albo wskoczyły na wyższą półkę, albo zeszły ze sceny, wypychane przez dalekowschodnią konkurencję. Na szczęście na placu boju zostało kilka manufaktur, które wciąż walczą o względy mniej zamożnych melomanów, a bynajmniej nie narodziły się dwa miesiące temu i mają nam do zaproponowania coś więcej niż chiński paździerz ze zmienionymi emblematami. Jedną z nich jest Indiana Line, a jej najnowszym dziełem jest odnowiona seria Diva.
Marka Indiana Line została powołana do życia w 1977 roku w Turynie. Czy od samego początku zajmowała się produkcją kolumn? Nie, ale szybko do tego doszła. Całą historię rozpoczęła tak naprawdę firma Selectra, która importowała do Włoch amerykańskie zespoły głośnikowe marki Utah, znane wówczas z bardzo przystępnych cen i wyśmienitej jakości. Należy dodać, że w tamtych czasach sprowadzanie zestawów głośnikowych w praktyce oznaczało import samych części, ponieważ koszty transportu były tak wysokie, że taniej było wykonać obudowy na miejscu. Nie było to jednak proste, bo trzeba było przestrzegać surowych norm narzuconych przez Utah, tak aby końcowy produkt był zgodny z oryginałem (no, na tyle, na ile było to możliwe). Wymagane było nawet wprowadzenie na docelowy rynek modeli we wszystkich oferowanych przez amerykańską firmę odmian kolorystycznych, aby kolumny sprzedawane w różnych częściach świata, niezależnie od tego, czy to były Włochy, Francja czy Japonia, wyglądały i grały tak samo. Taki stan utrzymywał się do późnych lat siedemdziesiątych.
W pewnym momencie ta współpraca się załamała, ponieważ marka Utah nie była w stanie utrzymać cen w USA i ogłosiła upadłość. Co w tej sytuacji mogli zrobić dystrybutorzy, którzy opanowali już technologię produkcji obudów i brakowało im "tylko" głośników i zwrotnic? We Włoszech schedę po Selectrze przejęła firma Alcor, która postanowiła kontynuować produkcję. Znalazła inne źródło części, a później opracowywała i produkowała nowe kolumny pod nazwą Indiana Line. Wybór tej nazwy był niejako przejawem szacunku dla miejsca, w którym wszystko się zaczęło, ponieważ Utah to region w USA, w którym - jak tłumaczy producent - obecność plemion indiańskich jest bardzo skoncentrowana. Indiana Line opracowała katalog składający się początkowo z sześciu własnych modeli głośników. Były to Mini xa, 1xa, 2x, 3xa, 4xa i BMx. Kolumny te bardzo szybko podbiły serca fanów dobrego brzmienia. Dzięki kopułce Phenolic Ring Dome te zespoły głośnikowe mogły pochwalić się wyjątkową liniowością, dużą efektywnością i niskim poziomem zniekształceń. W 2006 roku Indiana Line została przejęta przez firmę Coral Electronic, którą założył w 1975 roku Eugenio Musso. Co ciekawe, na swojej stronie firma informuje, że nazwa "Coral", będąca anagramem słowa "Alcor", jest całkowicie przypadkowa. Indiana Line, którą znamy dziś, jest więc połączeniem doświadczeń zdobytych przez obie te firmy.
Podczas gdy większość producentów zestawów głośnikowych stara się operować bardzo szeroko, oferując wszystko od tanich monitorów po konstrukcje stricte hi-endowe, omawiana manufaktura jest specjalistą od kolumn z niskiej i średniej półki cenowej. Włosi podkreślają, że ich oferta nie jest przesadnie rozbudowana. W katalogu znajdziemy trzy wiodące serie kolumn pasywnych - Diva, Tesi i Nota - różniące się poziomem zaawansowania. Ofertę uzupełniają subwoofery aktywne i głośniki instalacyjne, ale to właściwie wszystko. Obecna seria Diva to w zasadzie kontynuacja wieloletniej historii, ale tym razem znów została uproszczona, ponieważ (przynajmniej w momencie publikacji niniejszego testu) znajdziemy w niej tylko dwa modele - monitory Diva 3 i podłogówki Diva 5. Obie konstrukcje mają gwarantować dynamiczne brzmienie ze znakomitym oddaniem realizmu wokali. Skromna jest także paleta kolorystyczna. Do wyboru mamy tylko dwie opcje - jednolitą czerń lub okleinę dębową z lakierowanymi na biało frontami. Czy w tym przypadku mniej znaczy więcej?
Wygląd i funkcjonalność
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem nowe Divy na żywo - a było to pod koniec października ubiegłego roku, podczas wystawy Audio Video Show - odniosłem wrażenie, że włoscy projektanci wykonali zwrot w kierunku nowoczesnego minimalizmu. Ich najnowsze kolumny na kilometr pachną skandynawską prostotą i formą lansowaną w szczególności przez niektóre duńskie marki, szczególnie jeśli przyjrzymy się wersji dębowej z białymi panelami czołowymi. Na pierwszy rzut oka można by było pomyśleć, że mamy do czynienia z nowymi kolumnami DALI (szczególnie bliska wydaje się tu seria Oberon). Z drugiej strony trudno jest krytykować producenta za to, że nadąża za aktualnymi trendami, nawet jeśli oznacza to dołączenie do grona firm powielających popularny schemat, do którego przecież ani DALI, ani żadna inna manufaktura nie ma wyłącznych praw. Nowe Divy prezentują się świetnie, co doskonale widać na zdjęciach wykonanych w ich naturalnym otoczeniu. Przestronne, klimatyczne wnętrza, proste meble w stylu loftowym, rośliny, w jednym z pomieszczeń komoda wyglądająca, jakby powstała w latach siedemdziesiątych - przekaz jest taki, że niezależnie od wystroju pokoju odsłuchowego, jedna z dwóch oferowanych wersji kolorystycznych sprawdzi się doskonale.
TEST: Yamaha R-N1000A
We flagowych kolumnach włoskiej firmy (aż dziwnie jest używać tego określenia w odniesieniu do podłogówek za cztery i pół tysiąca złotych) nie zabrakło ciekawych rozwiązań technicznych. O przetwornikach, zwrotnicy i innych podzespołach powiemy później, natomiast teraz chciałbym zwrócić uwagę na trzy detale, z których jeden jest moim zdaniem szczególnie pomysłowy. Mowa o przednim panelu, który nie jest zwykłą deską, ale został wycięty w taki sposób, że osie głośników są skierowane ku górze. Minimalnie, bo minimalnie, ale jednak. Mało tego - tak naprawdę nie wyfrezowano całego frontu, lecz jego brzegi, dzięki czemu został on osadzony w obudowie pod kątem - płytko na dole, a głęboko na górze. Wciąż ma on jednak taką samą grubość - w monitorach Diva 3 wynosi ona 25 mm, a w opisywanych Divach 5 aż 30 mm. Zdaniem producenta przyczynia się to do zwiększenia stabilności kolumny i zapobiega powstawaniu niepożądanych drgań, pozwalając na uzyskanie przejrzystego brzmienia.
Drugim istotnym plusem jest moim zdaniem umieszczony z przodu tunel rezonansowy. Wprawdzie dopiero co testowałem monitory Pylon Audio Diamond Monitor 18 mkII i byłem mile zaskoczony, jak mocno można je dosunąć do ściany bez negatywnych efektów w postaci wzbudzającego się basu, ale jeżeli nie mamy nawet tych 20-30 cm albo jeśli chcemy mieć pewność, że nie wpakujemy się w tarapaty, bass-refleks dmuchający do przodu jest jednak bezpieczniejszą opcją (pomijam fakt, że maksymalnie dosuwając kolumny do ściany, zazwyczaj tracimy nie tylko szybkość niskich tonów, ale i głębię sceny stereofonicznej). Trzeci przyjemny drobiazg to całkiem solidne nóżki wystające poza obrys skrzynek. Dzięki nim Divy 5 wyglądają jeszcze lepiej, a do tego zyskują na stabilności. Szkoda, że nóżki nie są odrobinę dłuższe. Dodatkowe 3-4 cm na pewno nie przeszkodziłoby nikomu we wciśnięciu kolumn między komodę a regał z książkami, a klienci, którzy mają nieco więcej wolnej przestrzeni, byliby spokojniejsi, że mierzące nieco ponad 85 cm podłogówki nie zostaną przewrócone przez dziecko lub futrzastego pupila.
Ceny wolnostojących zestawów głośnikowych wykończonych naturalnym fornirem lub polakierowanych, ale w taki sposób, że mucha nie siada, zaczynają się obecnie w okolicach dziesięciu tysięcy złotych za parę. Tymczasem Divy 5 kosztują 4499 zł i prezentują się, jak za te pieniądze, wspaniale.Poza wymienionymi wyżej rozwiązaniami wszystko w nowych Divach wygląda dość standardowo. Pochylenie przedniego panelu jest ledwo widoczne, więc po pewnym czasie przestajemy zwracać na nie uwagę. Gdyby widok odsłoniętych głośników komuś przeszkadzał albo gdyby zaistniała potrzeba zabezpieczenia ich przed uszkodzeniem, w zestawie znajdziemy mocowane magnetycznie maskownice. W tej kwestii włoscy projektanci też nie bawili się w wymyślanie koła na nowo. Grille mają więc formę ramek zasłaniających całe fronty, od góry do dołu, wraz z dużymi, łagodnie wyprofilowanymi bass-refleksami. Z tyłu zobaczymy tylko tabliczkę znamionową i plastikowy profil z pojedynczymi, zamontowanymi pod kątem terminalami, akceptującymi dowolny rodzaj wtyków i gołe druty. Gniazda znajdują się nisko, raptem kilkanaście centymetrów nad podłogą, dzięki czemu łatwiej będzie poprowadzić kable w jakiś elegancki sposób lub nawet całkowicie je zamaskować. Nawet dębowa okleina, co do której początkowo miałem wątpliwości, na żywo prezentuje się całkiem dobrze. Oczywiście nie jest to egzotyczny, naturalny fornir z najwyższej półki, ale takich atrakcji nie ma co oczekiwać nawet w wyższym segmencie. Ceny wolnostojących zestawów głośnikowych wykończonych naturalnym fornirem lub polakierowanych, ale w taki sposób, że mucha nie siada, zaczynają się obecnie w okolicach dziesięciu tysięcy złotych za parę. Tymczasem Divy 5 kosztują 4499 zł i prezentują się, jak za te pieniądze, wspaniale. Aż szkoda, że Włosi nie chcą pójść wyżej. Chętnie zobaczyłbym, co zaoferowaliby nam za piętnaście, a nawet pięćdziesiąt tysięcy złotych. Na razie pozostaje mi tylko sprawdzić, jak Divy 5 wypadną w odsłuchu.
Brzmienie
Wybór niedrogich zestawów głośnikowych nie jest prostą sprawą, szczególnie dla osób, które niespecjalnie się na tym znają. Nawet jeśli poświęcimy trochę czasu, aby odpowiednio się do tego przygotować, poczytać poradniki i testy, a nawet we własnym zakresie zrobić rozeznanie na rynku, pozostaje oczywisty problem - takich pewnych, sprawdzonych, polecanych przez ekspertów i użytkowników modeli jest dosłownie garstka, a cała reszta to wielka niewiadoma. Złapałem się na tym, gdy pewien znajomy zapytał mnie ostatnio, jakie kolumny, najlepiej podłogowe, do 5000 zł mógłbym mu polecić. Elektronika budżetowa, muzyka różnorodna, pokój dość normalny, w granicach 16-18 m². Nie byłem w stanie wymyślić nic sensownego poza kilkoma modelami, które testowałem na przestrzeni kilku ostatnich lat, ale tu pojawił się problem, ponieważ część z nich jest już niedostępna, a te, które wciąż są produkowane, nie kosztują już 5000, ale raczej 7000-9000 zł. Zaczęliśmy przeszukiwać sklepy internetowe i tu zaczęła się prawdziwa jazda. Te nie, bo brzydkie... Te nie, bo nawet nie wiadomo, co to za firma... Te nie, bo za duże lub za małe... Te nie, bo nie można znaleźć choćby jednego testu, jednej opinii, ani nawet jednego wątku na forum na ich temat. Niełatwo dziś być początkującym audiofilem, oj niełatwo. Na szczęście są jeszcze takie firmy jak Indiana Line i takie produkty jak Diva 5. Nie dość, że zostały opisane tak dokładnie, jakbyśmy mieli do czynienia ze sprzętem hi-endowym, to jeszcze można ich posłuchać w kilkudziesięciu sklepach w całej Polsce. Cena na razie też nie powinna wzrosnąć. Jeżeli jednak szukacie porządnych, uniwersalnych podłogówek i nie planujecie wstawiać ich do pokoju wielkości schowka na miotły, to równie dobrze możecie zaoszczędzić sobie sporo czasu i kupić je w ciemno.
Nie twierdzę, że Divy 5 to najlepsze wolnostojące zestawy głośnikowe w swojej cenie, bo wszystkich nie słuchałem. Wiem natomiast, że są wyjątkowo udane i będę niezmiernie zdziwiony, jeśli ich właściciele będą zgłaszali jakieś istotne, powtarzające się zastrzeżenia co do ich brzmienia. Kluczem do sukcesu jest w tym przypadku umiejętne balansowanie między dwoma światami, które niełatwo jest połączyć. Z jednej strony dostajemy tu brzmienie efektowne, dynamiczne, przejrzyste i mocne. Takie, które podoba się od razu i w którym nic nie trzeba tłumaczyć. Jest fajny, głęboki i całkiem zwinny bas, klarowny środek i wyrazista góra. Jest energia i szeroka przestrzeń z przyzwoicie kreślonymi planami i ostrymi konturami. Pod wieloma względami jest to dźwięk, jaki niektórzy audiofile określają mianem rozrywkowego. Dobry, konkretny, gotowy do akcji i dający może nie gwarancję, ale duże szanse na pokonanie konkurencji w szybkim teście porównawczym.
Jestem przekonany, że właśnie taka charakterystyka będzie odpowiedzialna za 90% decyzji podjętych na podstawie odsłuchu w sklepie oraz 90% pierwszych zachwytów tych klientów, którzy kupią Divy 5 w sklepie internetowym, z dostawą pod drzwi. Tutaj nie ma bowiem jakiejś wielkiej filozofii. To nie są kolumny, które - jak mają w zwyczaju niektóre modele z wyższej półki - odkrywają przed nami swoje atuty powoli, niespiesznie, czekając, aż damy im odpowiednio dużo czasu na rozgrzewkę, a następnie znajdziemy odpowiedni wzmacniacz i sięgniemy po repertuar, który im się spodoba. Co to, to nie. Tutaj włączamy to, co nam się podoba, a głośniki startują. Jeden wzmacniacz spodoba im się bardziej, inny mniej. Jedna płyta wypadnie świetnie, inna tylko dobrze. To normalne. Najważniejsze jednak, że włoskich podłogówek o nic nie musimy prosić. Zostały stworzone do konkretnej roboty i w ogóle się od niej nie migają. Nie ma, że foch. Nie ma, że głowa boli. Aby usłyszeć żwawy, pełny, nasycony detalami dźwięk musimy wykonać jedynie plan minimum, ustawiając kolumny zgodnie ze sztuką (no, powiedzmy, że dopuszczalne są nawet pewne drobne odstępstwa od ideału) i zapewniając im elektronikę, która nakarmi je prądem. Reszta zrobi się w zasadzie sama.
Rodzi się zatem pytanie, co z pozostałymi dziesięcioma procentami. Ach, tak - to tradycyjna bolączka budżetowego sprzętu, prawda? Kupujemy, wyjmujemy, ustawiamy, podłączamy, słuchamy i pierwszego dnia ekscytujemy się nowym nabytkiem, drugiego zaczynamy już coś kombinować, przestawiać, wsłuchiwać się w zbawienne efekty wygrzewania, trzeciego natomiast dostrzegamy już pewne minusy, których nie jesteśmy w stanie zwalczyć ani zmianami w ustawieniu głośników, ani kręceniem gałkami we wzmacniaczu czy grzebaniem w ustawieniach aplikacji, z której czerpiemy muzykę. Najczęściej problem polega na tym, że dźwięk, który podobał nam się na początku, na dłuższą metę okazuje się jednak zbyt dosłowny, dynamiczny i rozdzielczy. Zaczyna nam w nim brakować umiaru, spokoju, łagodności, poczucia naturalnej równowagi. Czy w przypadku podłogówek Indiana Line będzie podobnie? Oczywiście wszystko zależy od konkretnych warunków, ale wydaje mi się, że Divy 5 nie sprawią nikomu takiej niespodzianki. Jasne, to nie są idealne głośniki do umilania sobie czasu miłym, ciepłym, spokojnym plumkaniem w zimowe wieczory, ale ich brzmienie jest na tyle równe, neutralne i muzykalne, że można się nim cieszyć dłużej niż kilka dni. Przede wszystkim nie słyszę tu ewidentnych wpadek, takich jak nienaturalnie podbity bas czy agresywna, zapiaszczona, wpadająca w metaliczne dzwonienie góra. Aby Divy 5 zabrzmiały nieprzyjemnie, trzeba je sprowokować. Na przykład podpinając do nich elektronikę o jasnym brzmieniu i traktując je nagraniami w stylu "Sad but True" Metalliki albo "Easily" Red Hot Chili Peppers. Odnoszę wrażenie, że takich spapranych produkcji jest coraz mniej, więc im mniej boomerskiej muzyki słuchacie, tym większe jest prawdopodobieństwo, że wszystko będzie w porządku.
Włoskich podłogówek o nic nie musimy prosić. Zostały stworzone do konkretnej roboty i w ogóle się od niej nie migają. Nie ma, że foch. Nie ma, że głowa boli. Aby usłyszeć żwawy, pełny, nasycony detalami dźwięk musimy wykonać jedynie plan minimum, ustawiając kolumny zgodnie ze sztuką i zapewniając im elektronikę, która nakarmi je prądem. Reszta zrobi się w zasadzie sama.Minusy? Biorąc pod uwagę niską cenę opisywanych paczek, nie powinienem narzekać właściwie na nic, ale z dziennikarskiego obowiązku wspomnę o dwóch rzeczach, które nawet mimo mojego niezwykle pozytywnego nastawienia do włoskich głośników warto mieć z tyłu głowy. Pierwsza nierozerwalnie wiąże się z tym, o czym napisałem wyżej - Divy 5 mają dość rozrywkowy, lekko zawadiacki charakter i lubią mocne uderzenie. Czy będzie to gęsty rock, czy może elektronika lub nawet coś w stylu techno - będzie się działo. Kiedy sięgamy po spokojniejszą muzykę, opisywane kolumny sprawiają wrażenie, jakby się nudziły. My próbujemy rozkoszować się spokojnym jazzem, klimatycznymi, relaksującymi, dźwiękowymi pejzażami z pogranicza elektroniki i ambientu, wokalem Agnes Obel lub nokturnami Chopina, a one tylko czekają na kolejne nagranie, w którym będą mogły wykazać się dynamiką, basem, stereofonią i rozdzielczością wysokich tonów. Druga uwaga dotyczy sprzętu towarzyszącego. Gdyby Divy 5 kosztowały 6000-7000 zł, większość nabywców zaczęłoby poszukiwania wzmacniacza od czegoś takiego jak Audiolaba 6000A lub Fezz Audio Silver Luna. I byłoby to jak najbardziej w porządku. Skoro jednak można te kolumny kupić za 4499 zł, to jestem pewien, że część użytkowników albo wykorzysta posiadaną już elektronikę (a to raczej nigdy nie jest Audiolab ani Fezz, tylko dziesięcioletni amplituner Onkyo, wieża Technicsa z lat dziewięćdziesiątych lub przerobiony przez kolegę sprzęt estradowy), albo zacznie szukać rozwiązania w stylu "jak to zrobić, żeby się nie narobić" i zaraz wjedzie najtańszy wzmacniacz Cambridge'a i przetwornik Toppinga albo WiiM Amp za 1699 zł. Nie twierdzę, że te urządzenia są złe, ale obawiam się, że nie pozwolą włoskim podłogówkom pokazać, na co je stać. Parafrazując słowa profesora Władysława Bartoszewskiego, opłaca się oszczędzać na elektronice, ale nie warto.
Budowa i parametry
Indiana Line Diva 5 to 2,5-drożne kolumny podłogowe, które bazują na modelu Diva 552, wprowadzając nowe rozwiązania techniczne. Pierwszym z nich jest nowy, 26-mm tweeter. Wyróżnia się on nowym, odlewanym z aluminium frontem z gumową powierzchnią kształtującą charakterystykę wysokich tonów, co zdaniem producenta skutkuje poszerzeniem sceny dźwiękowej. Dodatkowo przetwornik wysokotonowy został wyposażony w tylną komorę wytłumiającą w formie pierścienia otaczającego cewkę - Radial Venting Chamber. Dwa pozostałe przetworniki to 150-mm konstrukcje wyposażone w wykonywane na zamówienie Indiana Line membrany z materiału Curv (polipropylen pleciony). W przypadku jednostki niskotonowej materiał ten zastąpił stosowaną w poprzednich Divach celulozę. Do nowych membran dodano także ciekawe górne zawieszenie Dual-Wave, które rozszerza liniowy zakres pracy głośnika oraz zmniejsza zniekształcenia w zakresie niskiego basu. Włosi twierdzą, że w efekcie słuchacz może liczyć na czystszy, mocniejszy bas i lepiej artykułowaną średnicę. Przetworniki średnio-niskotonowe wykorzystują nowe aluminiowe kosze, które zostały zaprojektowane specjalnie do współpracy z zawieszeniem Dual-Wave. Wyróżniają się one eleganckim kształtem i nie zakłócają swobodnego przepływu powietrza wokół tylnej części membrany, co zmniejsza niepożądane rezonanse. Układy magnetyczne przetworników średnio-niskotonowych zostały zoptymalizowane w oparciu o metodę elementów skończonych (FEA) i wykorzystują pierścienie linearyzujące indukcyjność. Obudowa z MDF-u została wizualnie podzielona na panel przedni i "resztę". Front jest lekko odchylony ku górze, a jego znaczna grubość (30 mm) pozwoliła zwiększyć stabilność mechaniczną obudowy oraz zapobiec powstawaniu drgań. Przód został pomalowany matowym lakierem, natomiast reszta skrzyni została pokryta okleiną PVC. Kolumny są fabrycznie wyposażone w solidne nóżki z aluminium, które stabilizują całą konstrukcję. Divy 5 charakteryzują się stosunkowo wysoką skutecznością (90 dB), co w połączeniu z łagodnym przebiegiem impedancji, z minimum wynoszącym dokładnie 4 Ω, czyni je przyjaznym obciążeniem dla wzmacniacza. Według danych producenta pasmo przenoszenia rozciąga się od 40 Hz do 23 kHz, a częstotliwości podziału ustalono na 400 i 2800 Hz.
Werdykt
Wiecie, kto był najbardziej zadowolony, gdy nowe Divy weszły na rynek? Sprzedawcy, którzy jako pierwsi przetestowali je w swoich salonach lub wiedzieli, że za chwilę je dostaną. Oni doskonale wiedzą, czego potrzebują i o co pytają klienci, ale niestety to nie działa tak, że wymarzone produkty magicznie pojawiają się na półce. Ktoś musi najpierw je stworzyć, a potem jeszcze wycenić je tak, aby po doliczeniu kosztów transportu, podatków i innych opłat cena końcowa była taka, jak zakładaliśmy. To powinno być proste, ale w czasach galopującej inflacji nie jest. W rezultacie wielu melomanów stanęło przed trudnym wyborem. Wziąć tanie kolumny, które ani nie wyglądają, ani nie grają tak, jak by sobie życzyli, czy przekroczyć budżet o dobrych kilka tysięcy i kupić sprzęt, z którego będą naprawdę zadowoleni? W pierwszym przypadku cierpią oczy i uszy, w drugim - portfel. Na szczęście Włosi mają swoje unikalne pomysły na rozwiązywanie skomplikowanych spraw. Wszystko jedno, czy chodzi o sprzęt grający, motoryzację, kulinaria, czy księgowość. Gdyby ktoś pytał, ja nic nie sugeruję. Mówię tylko, że oto nagle dostaliśmy kolumny, w których jakimś cudem wszystko się zgadza. Wyglądają tak, jak powinny, grają tak, jak powinny, a do tego jeszcze kosztują tyle, ile powinny. Petarda!
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: wolnostojące, 2,5-drożne, wentylowane
Pasmo przenoszenia: 40 Hz - 23 kHz
Efektywność: 90 dB
Częstotliwość podziału zwrotnicy: 400, 2800 Hz
Impedancja: 4-8 Ω
Sugerowana moc wzmacniacza: 30-130 W
Wymiary (W/S/G): 85,7/20/27,5 cm
Masa: 13,1 kg (sztuka)
Cena: 4499 zł/para
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Garfield
Utah zdecydowanie nie jest miejscem największej koncentracji plemion indiańskich. Marketing.
0 Lubię -
stereolife
@Garfield - Cóż, tak genezę nazwy "Indiana Line" tłumaczy sam producent, ale na wszelki wypadek dodaliśmy stosowną adnotację.
0 Lubię -
Adrian
Słuchałem ich na Audio Video Show 2023 z Yamahą i było bardzo fajnie, ale potem miałem jeszcze okazję słuchać ich w sklepie z Heglem H90 i było genialnie. One wcale nie potrzebują mocnego wzmacniacza, ale potrzebują dobrego i tu zgadzam się z autorem recenzji w całej rozciągłości.
0 Lubię
Komentarze (3)