Copland DAC 215
- Kategoria: Przetworniki i streamery
- Tomasz Karasiński
W szybko zmieniającym się świecie tradycyjna klasyfikacja sprzętu grającego zaczyna przeobrażać się na naszych oczach. Klasyczny podział na źródło, wzmacniacz i zestawy głośnikowe utrzymuje się tylko w środowisku audiofilów, a i to nie zawsze. Coraz bardziej interesują nas kolumny aktywne, streamery z regulowanym wyjściem i integry, które tak naprawdę są już pełnoprawnymi systemami all-in-one. Wystarczy spojrzeć na to z szerszej perspektywy, aby przekonać się, że wciąż czegoś szukamy. Chcemy, aby elektronika dawała nam duże możliwości, ale jednocześnie zachowała swój charakter i pachniała hi-endem. Chcemy, co tu dużo ukrywać, wszystkiego. Ze wszystkim. W każdych ilościach i o każdej porze. Kończy się na tym, że wzmacniacz musi mieć gniazdo HDMI do podłączenia telewizora, bo nowy serial lepiej ogląda się z dobrym dźwiękiem, a gramofon powinien łączyć się przez Bluetooth, bo muzyki z winyli słuchamy wyłącznie w nocy, na słuchawkach bezprzewodowych. Owoce tej inżynierii genetycznej potrafią być zaskakujące, ale kiedy biorą się za to prawdziwi specjaliści, to już inna rozmowa. Zacznijmy od czystej kartki. Wyobraźmy sobie przetwornik cyfrowo-analogowy. Nieduży, w typowo biurkowym formacie. Dajmy mu wyjście słuchawkowe. Ale takie naprawdę porządne. A co tam, lampowe! A skoro tak, dodajmy także funkcję przedwzmacniacza. W końcu może się przydać chociażby do podłączenia małych monitorów aktywnych lub końcówki mocy. Do smaku dorzućmy jeszcze odrobinę stylistyki retro i skandynawską jakość wykonania. Mieszamy, mieszamy i proszę - wyszedł Copland DAC 215.
Muszę przyznać, że chciałem zmierzyć się z tym urządzeniem od dawna, właściwie odkąd pojawiło się w katalogu duńskiej manufaktury. Kilka razy nawet mi się to udało, ale za każdym razem był to jakiś gościnny odsłuch, krótka przygoda w sklepie lub na wystawie, gdzie słuchawki nie moje, muzyka przypadkowa, a harmonogram napięty. Jeszcze się człowiek dobrze nie wczuje, a już ktoś klepie po ramieniu i trzeba iść dalej. A przecież DAC 215, no kurczę - pod wieloma względami wygląda jak spełnienie marzeń audiofila, który kocha wysokiej klasy nauszniki, a muzyki słucha głównie z komputera lub wypasionego transportu sieciowego. I jeszcze te oldschoolowe pokrętła, i lampy wyraźnie przebijające się zza aluminiowej kratownicy na przedniej ściance, i możliwość wykorzystania urządzenia w roli przedwzmacniacza, na przykład w połączeniu z końcówką mocy i jakimiś pięknymi, klasycznymi kolumnami. No cudeńko. Relatywnie drogie, ale kuszące. Copland jednak nie próżnuje, a kiedy ja już ciepło myślałem o przygarnięciu "dwieście piętnastki" na bardzo dokładny, niepotrzebnie przedłużający się test na moim biurku, w ofercie pojawił się flagowy model CTA 408, a następnie nowoczesna, funkcjonalna integra CSA 100, do której pod koniec listopada dołączyła mocniejsza wersja oznaczona symbolem CSA 150. Wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek zmasowanej ofensywy Duńczyków, którzy obudzili się po latach stagnacji i doszli do wniosku, że mają sporo do nadrobienia. Na szczęście robią to w pięknym stylu. Bez ścinania zakrętów i udawania, że miejsce wśród innych skandynawskich producentów audiofilskiego sprzętu ot tak im się należy. CSA 100 był bardzo dobry. CTA 408 - genialny. Teraz powinienem pewnie zabrać się za CSA 150, ale postanowiłem powrócić do swojego planu i w kontrolowanych warunkach przetestować model DAC 215, który może nie jest już ciepły i pachnący jak bułeczki o szóstej rano, ale wciąż nęci, a realnych konkurentów jak miał, tak wciąż ma niewielu.
Wygląd i funkcjonalność
Z urządzeniami łączącymi w sobie kilka funkcji zawsze mam ten sam problem - którą z nich wskazać jako tę dominującą, najważniejszą? A co za tym idzie, jak dane urządzenie nazywać? Czy DAC 215 to przetwornik cyfrowo-analogowy, wzmacniacz słuchawkowy czy przedwzmacniacz? Z pomocą przychodzi nam sam producent, bo nazwa zapewne nie jest przypadkowa. Zwykły przetwornik nie potrzebowałby jednak lampowego wnętrza, wyjścia dla nauszników i potencjometru, a gdybym zobaczył opisywany model po raz pierwszy, na podstawie układu przedniej ścianki powiedziałbym, że mam do czynienia z wysokiej klasy wzmacniaczem słuchawkowym. A że ma wejścia cyfrowe? W porządku, ale w dzisiejszych czasach wiele wzmacniaczy zintegrowanych ma więcej wejść cyfrowych niż analogowych (niektóre zostały zresztą tych ostatnich pozbawione), a mimo to wciąż nazywamy je wzmacniaczami, a nie przetwornikami z terminalami głośnikowymi. Przyjęło się, że funkcja wzmacniacza - wszystko jedno czy słuchawkowego, czy takiego, który ma napędzać kolumny - jest w tej hierarchii ważniejsza. Funkcja przedwzmacniacza jest być może najmniej istotna, ale z drugiej strony jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której DAC 215 ląduje na biurku audiofila, który z nauszników nie korzysta w ogóle, ale uwielbia lampowy dźwięk i potrzebuje sprzętu pełniącego rolę "centrum sterowania" między komputerem a aktywnymi monitorami. Z uwagi na nadane mu oznaczenie, przyporządkowałem Coplanda do przetworników i streamerów, ale proszę o wybaczenie, jeśli za chwilę o tym zapomnę i zacznę opisywać go jako wzmacniacz słuchawkowy.
TEST: Copland CTA 408
DAC 215 jest nieduży, ale prezentuje się bardzo poważnie. Odpowiada za to przede wszystkim obudowa, którą w całości wykonano z metalu i osadzono na sporych, srebrzystych nóżkach. Przednia ścianka to przykład niemal idealnej symetrii, której oś wyznacza oczywiście firmowe logo i umieszczona pod charakterystyczną kratownicą nazwa modelu, wyróżniona czerwoną czcionką. Umieszczone po lewej stronie 6,3-mm gniazdo słuchawkowe idealnie pasuje do czarnego włącznika zamontowanego po prawej. Lewe pokrętło to w pełni analogowy potencjometr, natomiast prawe to oczywiście selektor wejścia. Pomiędzy nimi znalazło się także miejsce na rozmieszczone w dwóch kolumnach diody pokazujące jakość, a konkretnie częstotliwość próbkowania odtwarzanego sygnału. Jak wiadomo, możliwych wartości jest tyle, że czerwonych lampek powinno być przynajmniej kilkanaście, ale Copland poradził sobie z tym w bardzo sprytny sposób. Duńscy inżynierowie po lewej stronie umieścili trzy diody "bazowe" (jedną dla sygnałów DSD i dwie dla PCM-ów), a po prawej - "mnożniki", które w razie potrzeby podpowiadają, że to, co widzimy po lewej należy pomnożyć przez 2, 4 lub 8. Dziwactwo, ale powiedzmy, że się sprawdza, o ile oczywiście mamy ochotę sprawdzać takie rzeczy na "wyświetlaczu" przetwornika, a nie na ekranie komputera lub smartfona. Spłaszczone na końcach pokrętła są bardzo, ale to bardzo wygodne w użyciu, a do tego prezentują się naprawdę elegancko, choć nie tak oryginalnie, jak te we wspomnianych wyżej integrach CTA 408 i CSA 100. W tak małym urządzeniu zwyczajnie nie miałyby sensu.
Symetrię aluminiowego frontu zakłócają tylko dwa elementy. Pierwszym jest podświetlany przełącznik wykonany z przezroczystego akrylu. Służy on zasadniczo do wyboru jednego z dwóch wyjść analogowych - stałego (tryb DAC-a, kolor czerwony) lub regulowanego (tryb przedwzmacniacza, w którym wejścia cyfrowe wciąż pozostają aktywne - tutaj podświetlenie zmienia barwę na zieloną, a sygnał przechodzi przez potencjometr i, po podłączeniu nauszników, może być odebrany na wyjściu słuchawkowym). Moim zdaniem taki hebelek równie dobrze mógłby się znaleźć na tylnej ściance. Wątpię, aby ktokolwiek zmieniał te tryby ot tak, na co dzień. Jeśli użytkownik faktycznie będzie miał taką potrzebę, prawdopodobnie będzie się to wiązało z koniecznością przełączenia kabli, więc na moje oko ten dziwny, podświetlany przełącznik mógłby znaleźć się właśnie tam. Może nawet byłoby bezpieczniej. Drugim elementem, który nie do końca pasuje do idealnej symetrii frontu są... Umieszczone za metalowymi żaluzjami lampy. Jedna mniej więcej trafia w środek, ale druga jest już wyraźnie przesunięta w prawo. Cóż, zapewne było to podyktowane względami technicznymi, a nie estetycznymi.
Duńscy projektanci zdecydowali się zamontować wewnątrz dodatkowe podświetlenie (jego czerwona barwa wynika również z tego, że za lampami znajduje się płytka drukowana w takim właśnie kolorze). Zapewne dlatego, że zastosowane tutaj podwójne triody ECC88 z natury tylko leciutko się żarzą. Jeżeli będzie to kogoś irytowało, wewnętrzne podświetlenie można wyłączyć za pomocą małego przełącznika umieszczonego wewnątrz urządzenia. Niestety, w tym celu trzeba je rozmontować, co na szczęście nie jest szczególnie skomplikowane. Wystarczy zajrzeć pod spód i wykręcić dwie spore śruby, a następnie delikatnie wysunąć całe wnętrze - wraz z przednią i tylną ścianką - z czarnego korpusu zewnętrznego. Przy odrobinie uwagi jest to robota na dwie minuty. Prawdopodobnie dlatego produkowane dziś egzemplarze DAC-a 215 różnią się od tych pierwszych pewnym szczegółem. Mowa o niewielkiej, odkręcanej osłonie, którą wcześniej montowano w górnej części metalowego kołnierza, tuż nad lampami. Chodziło o to, aby użytkownicy mogli wymienić lampy bez rozkręcania urządzenia i wyjmowania na wierzch całych jego wnętrzności. Ponieważ jednak maleńkich lamp tego typu nie wymienia się zbyt często (zgodnie z deklaracjami producenta fabryczny komplet wytrzyma 6000 godzin pracy), po pewnym czasie zrezygnowano z mało estetycznej klapki i zastąpiono ją prostokątnym polem otworów wentylacyjnych. Moim zdaniem to całkiem rozsądne. W połączeniu z pokrytym poziomymi nacięciami frontem zapewnia to Coplandowi skuteczną wentylację. Oczywiście, po pewnym czasie Copland oddaje ciepło do otoczenia całą swoją powierzchnią, jednak do zintegrowanych piecyków tej marki jeszcze sporo mu brakuje.
Z tyłu znajdziemy trójbolcowe gniazdo zasilające, cztery wejścia cyfrowe (USB, koaksjalne i dwa optyczne), dwa wyjścia analogowe (stałe i regulowane) oraz pojedyncze wejście analogowe - element, którym może się pochwalić niewiele typowych przetworników, a który w tym przypadku naprawdę może się przydać. DAC 215 może przecież pracować jako wzmacniacz słuchawkowy lub przedwzmacniacz, w związku z czym wejście RCA umożliwi nam odsłuch na przykład z gramofonu, oczywiście za pośrednictwem zewnętrznego phono stage'a. Cieszy także obecność czterech wejść cyfrowych. Niejeden producent poprzestałby na złączu USB, co w przypadku podłączenia DAC-a do komputera jest wystarczające, ale w systemach stacjonarnych, gdzie przetwornik chcielibyśmy wykorzystać również w zestawieniu z transportem optycznym lub telewizorem - niekoniecznie. DAC 215 może być nawet partnerem dla stuprocentowo analogowej integry, a nawet końcówki mocy CTA 506. Do wejścia koaksjalnego lub USB można byłoby wówczas podłączyć coś takiego, jak Primare NP5 Prisma albo Auralic Aries G1 i sprawa ogarnięta.
DAC 215 może pracować jako wzmacniacz słuchawkowy lub przedwzmacniacz, w związku z czym wejście RCA umożliwi nam odsłuch na przykład z gramofonu, oczywiście za pośrednictwem zewnętrznego phono stage'a. Cieszy także obecność czterech wejść cyfrowych. Niejeden producent poprzestałby na złączu USB, co w przypadku podłączenia DAC-a do komputera jest wystarczające, ale w systemach stacjonarnych, gdzie przetwornik chcielibyśmy wykorzystać również w zestawieniu z transportem optycznym lub telewizorem - niekoniecznie.Niestety, aby opisywany model naprawdę dobrze sprawdził się w tej roli, zabrakło mi w nim jednej rzeczy - zdalnego sterowania. Skoro już producent pomyślał o wykorzystaniu tego urządzenia w roli przedwzmacniacza mógł zadbać o ten szczegół, stawiając kropkę nad "i". Niektórzy powiedzą, że regulacji głośności można zrealizować w domenie cyfrowej, ale to nie zawsze działa. Szczególnie w urządzeniach z klasycznym, analogowym potencjometrem. Z kolei miłośnicy hi-endowych słuchawek na pewno wytkną Coplandowi brak wyjścia zbalansowanego, w jakiejkolwiek postaci. I będą mieli trochę racji, bo w tym przedziale, przynajmniej jeśli mówimy o wzmacniaczach słuchawkowych, 4-pinowe XLR-y i 4,4-mm Pentaconny nie są już żadną egzotyką. Questyle CMA Twelve Master, iFi Audio iCAN Pro, Sennheiser HDV820, TEAC UD-505 to tylko kilka modeli, które można dorwać w porównywalnej cenie. No, ale rzadko który z nich ma w środku lampy i oferuje funkcję przedwzmacniacza. Jeśli skoncentrujemy się wyłącznie na lampach, możemy wybrać takie urządzenia, jak Woo Audio WA7 Fireflies, Cary Audio HH-1, Feliks Audio Euforia, Fezz Audio Omega Lupi, Unison Research SH czy Pathos Aurium. Tyle, że żaden z nich nie ma wyjścia zbalansowanego i nie zastąpi nam przedwzmacniacza w systemie stacjonarnym, a jakiekolwiek wejście cyfrowe mają tylko Unison Research SH i Woo Audio WA7 Fireflies. Z jednej strony szkoda, że Copland nie dodał tych dwóch elementów. Gdyby w zestawie znalazł się ładny pilot, a na przedniej ściance udałoby się wygospodarować miejsce na zbalansowane wyjście słuchawkowe, pod wieloma względami mielibyśmy do czynienia z urządzeniem idealnym. Takim, które nie tylko łączy w sobie trzy funkcje, ale też każdą z nich może realizować bez żadnych "ale". Z drugiej - konkurencja też takich wyjątkowo udanych kompilacji nie oferuje. Usatysfakcjonowani do oporu będą posiadacze biurkowych systemów, w których na przemian używane są słuchawki z klasycznym gniazdem 6,3 mm i kolumny - aktywne lub pasywne, zasilane dobrym wzmacniaczem zintegrowanym lub końcówką mocy.
Brzmienie
W recenzjach lampowych wzmacniaczy Coplanda często można natknąć się na stwierdzenie, które bez jakiegokolwiek rozwinięcia czy wytłumaczenia brzmi co najmniej idiotycznie i generuje więcej pytań niż odpowiedzi. Forma może być różna, ale wydźwięk pozostaje taki sam - mamy do czynienia z urządzeniem, które z jednej strony gra jak prawdziwa lampa, a z drugiej nie do końca... Otwierając kolejny test sprzętu duńskiej manufaktury, można tylko czekać, aż pojawi się dokładnie taka lub bardzo podobna myśl, zostawiając nas z zagadką, której z punktu widzenia odbiorcy nie da się rozwiązać. No bo jak to w końcu jest? Czy opisywany model brzmi lampowo, czy nie? A jeśli tylko częściowo, to w jakich dziedzinach obecność szklanych baniek jest wyraźnie odczuwalna, a w jakich Copland pokazuje bardziej tranzystorową stronę swojej natury? To pytanie często pozostaje bez odpowiedzi, a to dlatego, że inżynierowie tej firmy do perfekcji opanowali sztukę mieszania różnych elementów w taki sposób, aby uzyskane brzmienie było wyjątkowo spójne. Nie ma w nim podziału na tranzystorowy bas i lampową średnicę, albo lampową przestrzeń i tranzystorową dynamikę. To nie jest układanka, której poszczególne elementy są ustawione osobno i oddzielone od siebie grubymi ścianami. W rezultacie, jeśli jesteśmy naprawdę mocno przywiązani do takiego dualistycznego opisywania rzeczywistości i w swojej głowie koniecznie musimy wrzucić każdy jeden aspekt prezentacji do jednego z dwóch pudełek, od pierwszych do ostatnich minut odsłuchu będziemy toczyć jakąś bezsensowną, wewnętrzną walkę. Może się okazać, że większość klocków nie trafi ani do pierwszego, ani do drugiego pudełka. Zostaną na stole, a my wciąż będziemy się zastanawiać, co z nimi zrobić. Niektóre, wciąż trochę na siłę, można podczepić pod granie lampowe (barwa, mięsisty bas, ogólna bliskość i namacalność dźwięku) lub tranzystorowe (równe pasmo, dynamika, przejrzystość), co jednak nie zmienia faktu, że sytuacja jest na tyle złożona, że po przesłuchaniu kolejnego utworu nachodzą nas myśli w stylu "tak, tutaj naprawdę słychać te lampy" albo "hmm, tutaj jednak zapachniało dobrym wzmacniaczem tranzystorowym, klasyczne lampy tego nie potrafią". I bądź tu mądry...
PORADNIK: Wszystko o wzmacniaczach słuchawkowych
Jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest odrzucenie tych klasycznych podziałów, rezygnacja z odsłuchu analitycznego i czerpanie jak największej radości z brzmienia, w którym - mimo tego pozornego, nierozstrzygniętego konfliktu - wszystko doskonale do siebie pasuje. Wbrew temu, co mogłyby sugerować te wszystkie sprzeczne fragmenty różnych recenzji, Copland nie proponuje nam bowiem dziwnej mieszanki elementów zupełnie skrajnych, podebranych to z jednej, to z drugiej strony lampowo-tranzystorowej wojny. Nie. Opisywany wzmacniacz stara się znaleźć w tym wszystkim złoty środek, optymalne miejsce na skali, której oba końce są równie ekscentryczne i dalekie od tego, co audiofile nazywają naturalnością. Odnoszę wrażenie, że DAC 215 właśnie w ten punkt trafia. Obiektywnie może trochę bliżej mu do stereotypowej lampy, ale przesunięcie jest stosunkowo niewielkie i zupełnie nieszkodliwe. Nie powoduje, że każdy jeden album brzmi ciepło, pastelowo i kluchowato. Cechy kojarzone z lampami po pierwsze nie zostały tu doprowadzone do stadium karykatury, a po drugie zawsze są równoważone liniowością, dynamiką i przejrzystością, a więc składnikami, które niektórzy przypisałoby tranzystorom.
Ja z chęcią bym się z tej klasyfikacji wyłamał. Nie dlatego, że ocenianie Coplanda w kategoriach lampa-tranzystor nie ma sensu. I nie dlatego, że na rynku mamy też ciekawe hybrydy, wzmacniacze zbudowane na bazie układów scalonych czy konstrukcje pracujące w klasie D. Przede wszystkim dlatego, że nie zgadzam się z tym, że wzmacniacze lampowe powinny być traktowane inaczej niż tranzystorowe. W porządku - jeżeli mamy do czynienia z urządzeniem o bardzo niskiej mocy, powinniśmy zapewnić mu kolumny o stosunkowo wysokiej skuteczności, ale jeśli mówimy o normalnych piecykach dysponujących mocą, no nie wiem, powyżej 15-20 W na kanał, to sorry, ale nie ma taryfy ulgowej. Wzmacniacz powinien grać dobrze i kropka. Jeżeli ma fajną średnicę i przestrzeń, ale pod każdym innym względem jest do bani, to całościowo jest do bani. Tak samo oceniam tranzystory. Jeśli oferują bardzo dobrą dynamikę, rozdzielczość i niski bas, ale barwy za grosz, stereofonia żadna, spójność nie istnieje, a dźwięk jako całość jest ostry, suchy i nienaturalny, to wzmacniacz jest po prostu kiepski. Nie oznacza to, że nikt go nie kupi, bo każda potwora znajdzie swego amatora, a jak ktoś ma wyjątkowo dziwne kolumny, dziwne źródło i dziwne kable, to i dziwny wzmacniacz może się okazać strzałem w dziesiątkę. Ale zupełnie nie o to w tej zabawie chodzi. Do lampowych piecyków zwykło się przyklejać taką właśnie łatkę. Że to niby sprzęt dla prawdziwych ekscentryków... Bzdura! Audiofilski wzmacniacz - bez względu na konstrukcję - powinien trzymać poziom w każdej dziedzinie.
DAC 215 wywiązuje się z tego w stu procentach, w związku z czym nie musimy z niczego rezygnować. Nie mamy do czynienia z sytuacją, w której niby coś ciekawego w tym dźwięku słychać, ale minusów jest więcej niż plusów. Gdyby opisywany model grał ciut chłodniej, mielibyśmy do czynienia z wybitnie neutralną i uniwersalną bestią. Niektórzy uważają, że wzmacniacze Coplanda to takie właśnie "zimne lampy", ale znów - ja nie jestem co do tego przekonany. Uważam, że to po prostu lampy, których konstruktorzy nie przegięli i pamiętali o tym, że dobry dźwięk to coś więcej niż gorąca, bliska, romantyczna średnica. A w takim układzie szklane bańki mają nam do zaoferowania znacznie więcej. Bas jest głęboki, ale soczysty, zwarty, gęsty i nieprawdopodobnie mięsisty. Wysokie tony nie są stłumione, ale dźwięczne, nasycone mikrodetalami, delikatne i pięknie wypolerowane. Wiem, że wzmacniacze lampowe - podobnie jak gramofony - przyciągają bardzo specyficznych klientów, z których część zdecydowała się iść tą drogą aż do miejsca, w którym jedynym wyjściem są 8-watowe monobloki na triodach 300B, kolumny przypominające szafy gdańskie i gramofon wyglądający jak postawiona na boku tokarka. Na szczęście istnieje też spora grupa "normalsów", którzy szukają dobrego dźwięku, a w urządzeniach lampowych widzą spore szanse na jego uzyskanie, a nie religię czy obiekt kultu. DAC 215 jest dla tych, którzy chcą te wrażenia przełożyć na świat słuchawek, ewentualnie połączyć go z końcówką mocy lub kolumnami aktywnymi. Sam charakter dźwięku jest jednak z grubsza taki sam, jak w integrach CSA 100 i CTA 408. Ten ostatni to już trochę inny poziom jakościowy, ale jeżeli mieliście okazję go słuchać, tę samą filozofię odnajdziecie w brzmieniu opisywanego malucha. Co tu ukrywać, Copland umie w lampy. Oj, umie!
W ostatnim czasie na rynku pojawiło się mnóstwo słuchawek o dość bezkompromisowym brzmieniu i coś mi podpowiada, że jeśli ich posiadacze zdecydowaliby się na odsłuch Coplanda, nie wypuściliby go z rąk, nawet pomimo stosunkowo wysokiej ceny.Na koniec odrobina teorii i praktyki. Intuicja podpowiada, że do lampowego wzmacniacza słuchawkowego wypadałoby dobrać nauszniki o dynamicznym, przejrzystym i szybkim brzmieniu. W przypadku DAC-a 215 sprawdza się to niemal w stu procentach. Jeżeli zależy nam na tym, aby odsłuchy były maksymalnie relaksujące, można oczywiście pokusić się o połączenie Coplanda z nausznikami o łagodniejszym charakterze, ale ja starałbym się raczej połączyć ogień z wodą, zaczynając swoje poszukiwania od słuchawek takich marek, jak Final Audio Design, Audio-Technica, Focal czy Sennheiser. Nie twierdzę, że z planarnymi modelami Audeze czy HiFiMAN-a operacja się nie powiedzie. Wręcz przeciwnie, jednak odruchowo wybierałbym te oceniane jako bardziej rozdzielcze i analityczne. W ostatnim czasie na rynku pojawiło się mnóstwo słuchawek o dość bezkompromisowym brzmieniu i coś mi podpowiada, że jeśli ich posiadacze zdecydowaliby się na odsłuch Coplanda, nie wypuściliby go z rąk, nawet pomimo stosunkowo wysokiej ceny. Dla wielu z nich brak wyjścia zbalansowanego nie będzie wielkim problemem, bowiem nie wszyscy producenci audiofilskich nauszników mają fioła na tym punkcie, a niektórzy wręcz nie przewidują takiego połączenia nawet za dopłatą. Bardzo interesowało mnie wykorzystanie Coplanda w roli przedwzmacniacza i muszę powiedzieć, że gdy wpiąłem go między Auralica Vegę G1 a Hegla H20, słuchało mi się bardzo dobrze. Dźwięk odpowiadał temu, co zanotowałem podczas odsłuchów z wykorzystaniem słuchawek. Z jednej strony był odpowiednio nasycony, barwny i naturalny, a z drugiej - całkiem dynamiczny i wystarczająco konkretny. Jedyny "problem" polega na tym, że Vega G1 ma znakomite wyjście regulowane, w związku z czym użycie DAC-a 215 w roli przedwzmacniacza było w tej sytuacji dokładaniem kolejnego urządzenia, niepotrzebnym komplikowaniem i wydłużaniem toru audio.
Wiem, że w tym momencie miłośnicy klasycznych wzmacniaczy dzielonych złapią się za głowę i zaczną w myślach krzyczeć, że nie znam się na hi-endowym sprzęcie. Możliwe. Kiedyś również myślałem, że przedwzmacniacz z prawdziwego zdarzenia jest w takim systemie komponentem kluczowym, może nawet ważniejszym niż źródło i końcówka mocy. Nie wynikało to z jakiegoś wewnętrznego przekonania, ale z doświadczeń, które przeprowadzałem sam lub w których miałem okazję uczestniczyć. Odtwarzacz płyt kompaktowych z regulowanym wyjściem podłączony bezpośrednio do końcówki mocy prawie zawsze oznaczał kłopoty - płaskie, nijakie i zamulone brzmienie. Podłączenie nawet prostego, pasywnego preampu sprawiało, że dźwięk się otwierał. Później sytuacja zaczęła się zmieniać. Dlaczego? Cóż, nie jestem w stanie powiedzieć. W każdym razie wiele dzisiejszych streamerów naprawdę może wziąć na siebie to zadanie i nie dość, że jakość brzmienia na tym nie ucierpi, to w niektórych przypadkach znacznie się poprawi. Tak było również tym razem. Gdybym miał źródło bez regulowanego wyjścia, być może w ogóle bym się nad tym nie zastanawiał. Podłączyłbym Coplanda i uznał, że w roli przedwzmacniacza sprawdza się co najmniej tak dobrze, jak podczas napędzania słuchawek albo jako klasyczny DAC bez regulacji głośności. Tymczasem po odsłuchu z DAC-em 215 między Vegą G1 a H20 zmieniłem ustawienia Auralica, podłączyłem interkonekt bezpośrednio do Hegla i dźwięk podobał mi się o wiele bardziej. Jeśli zaś chodzi o jakość sekcji przetwornika w Coplandzie, mogę się o niej wypowiadać w samych superlatywach. Nie wykluczam nawet, że właśnie dlatego Duńczycy zdecydowali się nadać mu taką, a nie inną nazwę. Niezależnie od tego, czy sygnał z DAC-a 215 popłynie do słuchawek, wzmacniacza zintegrowanego, końcówki mocy czy kolumn aktywnych, zawsze będziemy korzystali z zalet wbudowanego przetwornika (oczywiście pomijając sytuację, w której aktywne będzie wyłącznie wejście analogowe).
Budowa i parametry
Copland DAC 215 to urządzenie łączące w sobie przetwornik cyfrowo-analogowy, wzmacniacz słuchawkowy i przedwzmacniacz. Producent zapewnia, że z tego powodu jest silnym pretendentem do roli mózgu systemu stereo. Sprytna konstrukcja obudowy sprawia, że po odkręceniu zaledwie dwóch śrub zlokalizowanych na dolnej ściance, całe wnętrze, wraz z przednią i tylną ścianką, wysuwa się z zewnętrznego kołnierza, który niezależnie od wybranej wersji kolorystycznej (do wyboru mamy srebrny lub czarny panel czołowy) pozostaje czarny. Cała konstrukcja składa się z kilku osobnych płytek przykręconych do wewnętrznej, metalowej podstawy za pomocą tulei dystansowych. Jedną, wyróżniającą się kolorem czerwonym, zamontowano pionowo, kilka centymetrów za aluminiowym frontem, dzięki czemu stanowi ona ciekawe tło dla pary podwójnych triod ECC88 Electro-Harmonixa. Sekcja wzmacniacza słuchawkowego ma tak naprawdę budowę hybrydową, a oprócz małych, szklanych baniek składa się na nią moduł tranzystorowego bufora prądowego. Wszystkie układy analogowe pracują w klasie A. Co ciekawe, producent informuje, że powstały one w oparciu o dotychczasowe rozwiązania tej marki, takie jak stopnie wyjściowe stosowane w starszych odtwarzaczach płyt kompaktowych. W pewnym sensie podkreślają to komponenty czające się za spłaszczonymi pokrętłami - analogowy potencjometr ALPS-a i w pełni mechaniczny selektor źródeł. Sercem urządzenia jest jednak znana i lubiana kość ESS Sabre ES9018. Obsługę wejścia USB powierzono interfejsowi Amanero Combo384. Korzystając z asynchronicznego portu USB można odtwarzać pliki PCM w jakości do 32 bit/384 kHz oraz DSD128. Całość karmi prądem tradycyjny zasilacz liniowy, którego częścią jest transformator toroidalny zamontowany pionowo i oddzielony od pozostałych podzespołów grubą, metalową płytą biegnącą od przedniej do tylnej ścianki. Co by nie mówić, Copland po raz kolejny udowadnia, że potrafi budować piękny i porządnie wykonany sprzęt, nawet jeśli mówimy o maleństwie, w którym ze względu na ograniczoną przestrzeń trzeba było trochę kombinować.
Werdykt
DAC 215 to ciekawe, funkcjonalne i stuprocentowo audiofilskie urządzenie. Jego cena, szczególnie w kontekście gabarytów, wydaje się dość wysoka. Należy jednak pamiętać o tym, że sprzętu grającego, wbrew popularnemu mitowi, nie kupuje się na wagę. Wiele maleńkich klocków też kosztuje słono i nie zawsze jest to uzasadnione, a tutaj mamy świetny przetwornik, bardzo dobry, hybrydowy wzmacniacz słuchawkowy, funkcję przedwzmacniacza, ciekawe wzornictwo, typowo skandynawską jakość wykonania i dźwięk, który sprawdza się właściwie w każdej sytuacji. Zresztą, logo Coplanda jest gwarancją wysokiego poziomu i po raz kolejny się to potwierdziło. Szkoda tylko, że urządzenia tej marki prawie nigdy nie łapią się na sezonowe promocje, a jeśli już, obniżki są naprawdę symboliczne i dotyczą wyłącznie modeli z najwyższej półki. Czy warto kupić opisywany model? Myślę, że to będzie przede wszystkim zależało od tego, jaką część jego możliwości realnie wykorzystamy. Jeśli ktoś miałby używać go głównie w roli przedwzmacniacza, z przetwornika korzystać okazjonalnie, a z wyjścia słuchawkowego wcale, to nie - to się na pewno nie opłaca. Ale w sytuacji odwrotnej, kiedy taki klocek stanie na biurku, zostanie podłączony do komputera, będzie napędzał wysokiej klasy nauszniki, a od czasu do czasu będzie pracował jako przetwornik w połączeniu ze wzmacniaczem zintegrowanym, końcówką mocy lub kolumnami aktywnymi - tak, wtedy ta zabawa ma sens. Ciężko będzie znaleźć kombinację, która da nam tyle radości, gwarantując jednocześnie tak naturalny, nasycony i przekonujący dźwięk.
Dane techniczne
Wejścia cyfrowe: 2 x optyczne, 1 x koaksjalne, 1 x USB
Wejścia analogowe: 1 x RCA
Wyjścia analogowe: 2 x RCA (stałe i regulowane)
Maksymalna jakość sygnału: PCM 32 bit/384 kHz, DSD128
Zniekształcenia: < 0,004%
Stosunek sygnał/szum: 120 dB (DAC), 90 dB (słuchawki)
Impedancja wyjściowa: 100 Ω (DAC) 5 Ω (słuchawki)
Zużycie energii: 25 W
Wymiary (W/S/G): 11,5/20/28 cm
Masa: 3,8 kg
Cena: 8499 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 Pro, Sennheiser HD 560 S, Focal Clear, Cardas Clear Reflection, Albedo Geo, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate, Norstone Esse.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Wojciech
Witam. Trochę czasu minęło, jednak widzę, że przy Coplandzie testowane były słuchawki Focal Clear. Sam jestem ich posiadaczem i zastanawiam się jakie były wrażenia w tak połączeniu?
0 Lubię
Komentarze (1)