Audio-Technica ATH-AWAS
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Tomasz Karasiński
Audio-Technica to jedna z firm, z której produktami stykam się wyjątkowo regularnie. Nie chodzi nawet o to, że pałam do tej marki jakąś nieuzasadnioną miłością. Japończycy po prostu wprowadzają na rynek wiele nowych produktów, z których większość adresowana jest do wymagających melomanów lub ekstremalnie wkręconych w swoje hobby audiofilów. Możliwe, że jest to sprytny chwyt marketingowy, ale wystarczy, że jeden na dziesięć modeli wyda mi się interesujący, aby wytworzyć wrażenie, że Audio-Technica ma w naszym dziale testów stałe, podpisane miejsce. Nie mogę jednak nic poradzić na to, że japońska manufaktura raz po raz wypuszcza na rynek coś, do czego świecą mi się oczy. Może nie do budżetowych gramofonów i słuchawek dla sportowców, ale do zaawansowanych technicznie wkładek gramofonowych i nauszników z wysokiej półki - tak. Zauważyłem, że w niższych segmentach Audio-Technica gra według ogólnie przyjętych zasad, dostarczając klientom sprzęt, którego szukają. Nie ma w tym wielkiej filozofii. Niedrogie gramofony i słuchawki są dobre, ale niczym szczególnym się nie wyróżniają, bo zupełnie nie o to chodzi. Jeżeli jednak przekroczymy pewien pułap cenowy, reguły zmieniają się diametralnie - tutaj japońscy inżynierowie idą swoją drogą, stosując nieraz bardzo oryginalne rozwiązania, co zazwyczaj przekłada się na równie ciekawe wrażenia odsłuchowe. Kiedy otrzymałem informację o planowanej premierze słuchawek ATH-AWKT i ATH-AWAS, wiedziałem już, że jednemu z tych modeli będę chciał przyjrzeć się bliżej.
Padło na ten drugi. Może i dobrze, bo cena znacznie niższa, aczkolwiek początkowo upierałem się, aby do naszej redakcji dostarczono również ATH-AWKT. Możliwość bezpośredniego porównania tak blisko spokrewnionych ze sobą nauszników byłaby na pewno sporym przeżyciem, a przede wszystkim pozwoliłaby odpowiedzieć na kilka pytań, które z pewnością zadają sobie melomani zainteresowani tymi słuchawkami. Najważniejsza różnica tkwi bowiem w materiale, z którego wykonano obudowy muszli. W modelu ATH-AWKT użyto twardego, pasiastego hebanu Kokutan, natomiast w tańszych ATH-AWAS zastosowano drewno Asada Zakura (chmielograb japoński). Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy japońska firma stosuje taką zagrywkę. W ofercie Audio-Techniki możemy znaleźć wiele wkładek gramofonowych, które różnią się między sobą tylko szlifem igły. Miłośnicy słuchawek na pewno kojarzą także dokanałówki marki Final Audio Design, których obudowy wykonywano z różnych stopów metali, choć zamontowane wewnątrz przetworniki były identyczne. Jeżeli już mielibyśmy przykładać tak dużą wagę do jednego elementu nauszników, intuicyjnie skoncentrowalibyśmy się pewnie na materiale, z którego wykonano membranę lub cewkę, a nie pokrywę, która znajduje się za takim małym głośnikiem, oddzielając nas od świata zewnętrznego i stanowiąc w zasadzie element dekoracyjny (a przynajmniej tak traktuje sprawę wielu klientów). Ostatnio producenci hi-endowych słuchawek zaczęli mocno interesować się kształtem i konstrukcją tego elementu - i to zarówno w modelach zamkniętych, jak i otwartych. HiFiMAN ma swoje "żaluzje" Window Shade, Sennheiser pokazał zamknięte nauszniki ze szklanymi dekielkami i systemem tłumienia odbitych od nich fal, w firma Meze w swoim flagowcu postawiła na metalową siateczkę ponacinaną z nieprawdopodobną wręcz precyzją. Japończycy, znani ze swojego zamiłowania do drewna, zdecydowali się na ten właśnie materiał, z tym, że jego gatunek to ekstremalna egzotyka, o jakiej nie słyszeli pewnie nawet najznamienitsi dekoratorzy wnętrz. Różnica w cenie na poziomie dwóch tysięcy złotych od razu rozpala wyobraźnię. Która wersja okaże się lepsza? Czy warto dopłacić do ATH-AWKT? Niestety, tym razem się nie dowiem, bo chętnych na nowe słuchawki Audio-Techniki było tak wielu, że nie udało mi się dorwać obu modeli jednocześnie. Tańszymi ATH-AWAS mogłem za to pobawić się trochę dłużej. I nie żałuję, bo - zgodnie z przewidywaniami - było to bardzo ciekawe doświadczenie.
Wygląd i funkcjonalność
O wyjątkowości opisywanego modelu i jego droższego bliźniaka świadczy już samo nazewnictwo. W dość skomplikowane symbole swoich słuchawek Japończycy zwykle wplatają jakieś cyfry, z których znawcy tematu są w stanie odczytać zarówno przynależność danego modelu do konkretnej serii, jak i jego pozycję w tejże, nie wspominając już o takich drobiazgach, jak łączność bezprzewodowa, system aktywnego tłumienia szumów czy rodzaj materiału użytego do wykonania membran lub pokryw nauszników. ATH-AP2000Ti, ATH-ADX5000, ATH-ANC900BT, ATH-A1000Z, ATH-ANC700BT, ATH-DSR9BT, ATH-MSR7 - w każdym z tych symboli zaklęta jest liczba, która melomanom orientującym się w katalogu Audio-Techniki mówi bardzo wiele. ATH-AWAS i ATH-AWKT stanowią tu wyjątek, co sprawia, że automatycznie uplasowały się poza istniejącymi seriami, niejako w oderwaniu od regularnej oferty. Nie mówimy jednak o specjalnych, limitowanych edycjach. Wątpię, aby ich wprowadzenie miało zwiastować jakieś zmiany w katalogu japońskiej firmy lub zapoczątkować proces upraszczania tych nieco przydługich symboli. Ot, inżynierowie Audio-Techniki postanowili poeksperymentować z egzotycznymi odmianami drewna i, bazując na innych, gotowych elementach, stworzyli słuchawki wyjątkowe niejako z definicji. Świadczy o tym nie tylko materiał wybrany do produkcji pokryw nauszników, ale także pozycja ATH-AWAS i ATH-AWKT w cenniku. Oba modele plasują się pomiędzy otwartym flagowcem ATH-ADX5000 a opisywanymi niedawno ATH-AP2000Ti z zamkniętymi muszlami wykonanymi z tytanu. Innymi słowy, jest to bardzo wysoka półka, choć w obu przypadkach zmieścimy się w kwocie czterocyfrowej.
Kupując nauszniki za 7999 zł, na pewno chcielibyśmy poczuć się dopieszczeni już na etapie ich rozpakowywania. Japończycy zadbali więc o eleganckie pudełko wyłożone materiałem przypominającym aksamit. Oprócz dania głównego znajdziemy tu dwa woreczki z kablami. Oba są dość długie (3 m) i stosunkowo grube, a od strony słuchawek zostały zakończone złoconymi wtyczkami A2DC, które świetnie trzymają się gniazd i pozwalają na obracanie kabla, w związku z czym można łatwo poradzić sobie z problemem przewodów skręcających się i zahaczających o policzki lub szyję. Dołączone do zestawu przewody różnią się właściwie tylko typem złącza po drugiej stronie - w pierwszym przypadku jest to klasyczny, 6,3-mm jack (bez przejściówki na 3,5 mm), w drugim - 4-pinowy XLR. Miłośnicy audiofilskich hełmofonów od razu odczytają przesłanie, które konstruktorzy w ten sposób im przesyłają - ATH-AWAS, mimo zamkniętych muszli, są słuchawkami do użytku domowego i będą najlepiej współpracować z wysokiej klasy przetwornikami i wzmacniaczami słuchawkowymi, ewentualnie hi-endowymi odtwarzaczami przenośnymi (takimi, jak Astell&Kern Kann Cube, którego mobilność jest akurat mocno dyskusyjna). Przewód zbalansowany to miły prezent, przy czym po raz kolejny wraca temat braku jednego standardu takiego połączenia. Wydaje się, że 4,4-mm złącze Pencatonn wysuwa się obecnie na prowadzenie, aczkolwiek wcześniej najpopularniejszym typem takiego gniazda w sprzęcie stacjonarnym był właśnie 4-pinowy XLR i być może właśnie dlatego Audio-Technica zdecydowała się na taką wtyczkę. Oprócz kabli, w pudełku nie znajdziemy żadnych innych akcesoriów w rodzaju stojaka, woreczka czy twardego pokrowca na słuchawki. Szkoda, bo fabryczny stojak robi znakomite pierwsze wrażenie, o czym przekonałem się podczas testu dwukrotnie tańszych słuchawek Ultrasone Edition Eleven.
Jeśli zaś chodzi o same słuchawki, w pierwszej chwili wydawało mi się, że mam do czynienia z zamkniętą wersją znakomitych ATH-ADX5000. Powinienem podziwiać drewniane dekielki, ale moją uwagę przykuła identyczna konstrukcja pałąka, mocowań muszli itd. W ATH-ADX5000 zarówno dwie stykające się z głową poprzeczki, jak i pady były wykończone Alcantarą, co nie do końca mi się podobało. Tym razem zdecydowano się na ekologiczną skórę, co oceniam pozytywnie, bo muszle tak czy inaczej dobrze trzymają się głowy, ale nie ma mowy o dziwnych wrażeniach organoleptycznych i efektach w stylu poduszek wyraźnie ciągnących nas za włosy. Oczywiście, jak przystało na słuchawki zamknięte, ATH-AWAS trochę grzeją w głowę, a po pewnym czasie skóra w okolicach uszu może zacząć się pocić, jednak z dwojga złego wolę wersję skórzaną. Modyfikacja wykończenia z pewnością była tańsza niż projektowanie całego pałąka od nowa. Jednocześnie warto zwrócić uwagę na to, że Audio-Technica najwyraźniej powoli wycofuje się z charakterystycznych, dopasowujących się do rozmiaru głowy skrzydełek, jakie widzieliśmy chociażby w modelu ATH-A1000Z. Muszę przyznać, że widoczny w opisywanych nausznikach, "odsłonięty" mechanizm bardzo mi się podoba. Wydaje się wyjątkowo prosty, ale działa pewnie i sprawia, że pałąk przyjemnie sprężynuje, zapewniając przy okazji wyjątkowo sensowną siłę nacisku na głowę - nie za dużą, ale i nie za małą. Warto też dodać, że czarne elementy, takie jak ramiona podtrzymujące muszle, nie zostały wykonane z tworzywa sztucznego, lecz ze stopu magnezu. Dzięki temu ATH-AWAS ważą 395 g. Nie jest to rekord świata, ale jak na zamknięte słuchawki wokółuszne z drewnianymi obudowami, 53-mm przetwornikami i grubymi, swobodnie obejmującymi małżowiny padami wykończonymi skórą - naprawdę nieźle.
W ATH-ADX5000 zarówno dwie stykające się z głową poprzeczki, jak i pady były wykończone Alcantarą, co nie do końca mi się podobało. Tym razem zdecydowano się na ekologiczną skórę, co oceniam pozytywnie, bo muszle tak czy inaczej dobrze trzymają się głowy, ale nie ma mowy o dziwnych wrażeniach organoleptycznych i efektach w stylu poduszek wyraźnie ciągnących nas za włosy.Minusy? Jak wspominałem wyżej, ATH-AWAS potrafią naprawdę przygrzać w głowę. I to jeszcze zanim zaczną grać. O ile przy uchylonym oknie i typowo październikowych temperaturach zupełnie mi to nie przeszkadzało, to w sezonie letnim musiałbym robić sobie częste przerwy w odsłuchu, aby przewietrzyć i schłodzić zarówno słuchawki, jak i uszy. Trzeba mieć to na uwadze, bo na pewno nie każdemu będzie to odpowiadało. Powiecie, że z efektem grzania i izolacji od świata zewnętrznego trzeba się liczyć przy zakupie każdych słuchawek zamkniętych? Teoretycznie tak, ale w rzeczywistości skala zjawiska może być różna - od Beyerdynamiców DT 770 PRO, w których można wysiedzieć nawet kilka godzin aż po... No właśnie, chyba po ATH-AWAS, w których cieplej zaczyna nam się robić dosłownie po kilkudziesięciu sekundach. Plusem jest oczywiście izolacja od dźwięków z zewnątrz, które to założenie japońskie nauszniki realizują prawie tak dobrze, jak duże nauszniki bezprzewodowe z systemem aktywnej redukcji szumów. Do listy minusów powinienem dopisać również cenę. Jeżeli zapytacie miłośników hi-endowych słuchawek, czy 7999 zł za takie nauszniki to dużo, czy mało, powiedzą pewnie, że średnio. Na rynku można znaleźć zarówno tańsze, jak i droższe odpowiedniki ATH-AWAS. Próbując zachować odrobinę obiektywizmu, należy jednak stwierdzić, że niecałe osiem tysięcy za słuchawki to bardzo dużo. Jakie by nie były i jakich drzew nie trzeba by było ścinać, aby wykonać ich muszle. Audiofile zastanawiający się nad kupnem takiego sprzętu na pewno będą brali pod uwagę sprawdzone Audeze LCD-XC i piękne, a przy tym nieco tańsze Denony AH-D9200. Model ATH-AWKT będzie natomiast bezpośrednio rywalizował z Sennheiserami HD 820. Z całą pewnością wchodzimy już w świat wysokich (dla wtajemniczonych) lub ekstremalnie wysokich (dla przeciętnego klienta) cen - świat, w którym krytycznego znaczenia nabierają detale oraz nasze indywidualne preferencje. Dotyczy to w szczególności brzmienia, bo chyba nikt nie kupi drogich słuchawek, które nie potrafią grać. A czy ATH-AWAS mają w sobie "to coś"?
Brzmienie
Mają. Od razu napiszę jednak, że nie chodzi o wybitną neutralność ani wyjątkowe połączenie cech, które w tańszym sprzęcie wydają się stać po przeciwnych stronach barykady. Nie mamy też do czynienia z sytuacją, w której początkowo brzmienie nie przykuwa naszej uwagi ani nie zachwyca niczym szczególnym, zaś po kilku dniach, kiedy przesiadamy się na inne nauszniki, zaczyna do nas docierać, z jak wybitnym dźwiękiem mieliśmy do czynienia przez cały ten czas i nawet tego nie docenialiśmy. Nic z tych rzeczy. Audio-Techniki wykładają sprawę na stół. Ich brzmienie jest tak konkretne, a przy tym tak charakterystyczne, że decyzja może być tylko jedna - albo nam to odpowiada i słuchamy dalej, zastanawiając się, jak daleko słuchawki pozwolą nam pójść, czym jeszcze nas zaskoczą i jakież to niezbadane do tej pory zakamarki ulubionych nagrań pozwolą nam odkryć, albo błyskawicznie dojdziemy do wniosku, że taka prezentacja muzyki nam nie odpowiada, nie chcemy się tak bawić i wolimy wrócić do nauszników, które może nie oferują tak ekstremalnych wrażeń, ale pozwalają nam zatopić się w świecie dźwięków bezpiecznych, oswojonych i doskonale nam znanych. Ja miałem tutaj ułatwione zadanie, bo odrzucenie dalszej eksploracji tak oryginalnego dźwięku byłoby w moim odczuciu grzechem, a do dokładniejszego zbadania sprawy obligował mnie recenzencki obowiązek. Nie ukrywam jednak, że gdybym znalazł się na miejscu audiofila, który chce zrobić sobie przyjemność i spośród kilku lub kilkunastu modeli hi-endowych słuchawek wybrać te, które sprawią mu najwięcej frajdy, w momencie pierwszego kontaktu z ATH-AWAS mógłbym doznać szoku.
PORADNIK: Wszystko o wzmacniaczach słuchawkowych
Dlaczego? Większość dostępnych na rynku nauszników oferuje dźwięk, który może być jaśniejszy lub ciemniejszy, chłodniejszy lub cieplejszy, nastawiony na wybitną przejrzystość lub muzykalność, gładkość i przyjemnie pulsujący bas, jednak producenci takich słuchawek generalnie trzymają się pewnego wzorca - jakby doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że chęć wyrwania się ze schematu akceptowanego przez przeciętnego klienta może przynieść im więcej szkody niż pożytku. W wielu słuchawkach mamy więc do czynienia z neutralnym, dobrze zrównoważonym dźwiękiem, w którym wszelkie cechy charakterystyczne mogą stanowić co najwyżej dodatek do doskonale skomponowanego dania, ale raczej nie będą jego głównym składnikiem, sensem i wyróżnikiem nadającym ton od początku do końca. Niektórym może się to wydać dziwne, ale moim zdaniem nawet w świecie hi-endowych nauszników zmierzamy w stronę unifikacji brzmienia. Największy dylemat polega na tym, że teoretycznie właśnie tak powinno być, bo postęp techniczny napędzany skokowym zwiększaniem dostępnego budżetu umożliwia zbliżenie się do ideału hi-fi - wysokiej wierności wobec zarejestrowanego materiału i całkowitej przezroczystości samego sprzętu, ale wsadzając na głowę słuchawki za osiem, dziesięć czy piętnaście tysięcy złotych podskórnie oczekujemy, że czymś nas zaskoczą. Nie dziwię się tym, którzy po pierwszym takim odsłuchu są rozczarowani. W niektórych przypadkach wygląda to tak, jakbyśmy po jeździe próbnej sportowym samochodem nie czuli żadnych, ale to żadnych emocji. Że wnętrze luksusowe? W porządku. Że zawieszenie komfortowe? Niech będzie. Ale nie tego oczekiwaliśmy. Chcieliśmy usłyszeć ryk silnika, poczuć przyspieszenie wgniatające w fotel i adrenalinę krążącą po całym ciele, a nie przejechać się z punktu A do punktu B. Bo do tego może posłużyć nam dowolne sprawne technicznie auto. Albo taksówka.
ATH-AWAS przekraczają granicę poprawności i nudy. I robią to w tak zdecydowany sposób, jakby chciały powiedzieć, że wiedzą, co robią. Sam w pierwszej chwili trochę się w ich dźwięku pogubiłem, ale postanowiłem poczekać, posłuchać dłużej, zapomnieć o konwenansach i pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa. Opłaciło się, bo miałem z tego mnóstwo frajdy, choć gdyby to miały być moje jedyne słuchawki, za każdym razem musiałbym brać poprawkę na ich oryginalny charakter albo porzucić testowanie DAC-ów i wzmacniaczy słuchawkowych. Od samego początku było wiadomo, że ATH-AWAS są przykładem typowo japońskiego podejścia do tematu. Mamy tu do czynienia z wyraźnym, choć jeszcze nie przesadnym czy dokuczliwym rozjaśnieniem. Dźwięk jest raczej lekki, swobodny i wyjątkowo mocno napowietrzony. Niskie tony są raczej konturowe. Słuchawkom nie brakuje głębi, ale największe wrażenie w sposobie prezentacji basu robi jego tempo. Jest wykop i drive. Jeżeli nagranie ma jakikolwiek rytm, możemy mieć pewność, że wyraźnie go poczujemy. Muzyka nigdy nie znajduje się tutaj w stanie śmierci klinicznej. Nawet jeśli subwooferowe pomruki nie masują uszu, dokładnie czujemy jej puls. A co z ciepłem? Hmm... Jeśli po drewnianych nausznikach spodziewaliście się przyjemnego zabarwienia, to chyba nie ten adres. ATH-AWAS to raczej neutralne granie, przy czym z uwagi na większą ilość wysokich tonów człowiek odruchowo zwraca uwagę właśnie na nie. Dźwięk odbieramy jako szybki, przejrzysty i dynamiczny, celowo pozbawiony tendencji do zaokrąglania i wygładzania konturów. Góra pasma błyszczy, iskrzy się, świeci, dzwoni, czasami piszczy. Jest jej sporo, ale pod względem jakościowym Audio-Techniki jak najbardziej się bronią. Nie charczą i nie syczą bez potrzeby. Właściwie mogłyby to być bardzo ciekawe słuchawki studyjne, gdyby nie jedna rzecz, która audiofilom może akurat przypaść do gustu.
Tak, chodzi oczywiście o stereofonię. Wcześniej celowo o niej nie wspominałem. Gdybym zaczął, opis brzmienia prawdopodobnie na tym by się skończył. Powiedzieć, że mamy do czynienia z wyjątkowo przestrzennymi słuchawkami to tak, jak nie powiedzieć nic. W pierwszej chwili miałem wrażenie jakby ktoś włączył jakiś niewidzialny kompresor wtłaczający do muszli czyste powietrze. W wymiarze szerokości można się zgubić. Powstaje tu mnóstwo planów, których większość nauszników nie widzi, nie zna i nie buduje. Pojawiają się dodatkowe pogłosy, delikatne cienie i odbicia, jakby udało nam się odblokować trzeci kanał z dźwiękami zarejestrowanymi przez specjalny mikrofon zbierający całe muzyczne tło. Cały ten plankton wychodzi może nie na pierwszy, ale drugi plan, mieszając się z zawartością, którą znamy i która była tam zawsze. Można powiedzieć, że brzmienie ATH-AWAS jest wybitnie akustyczne. Zupełnie jakby japońscy projektanci postanowili stworzyć słuchawki, które nie zapewniają tego suchego, bezdusznego wrażenia kontaktu z muzyką, ale coś na kształt odsłuchu z kolumn, z mocno dosuniętym do nich fotelem. Dźwięk otacza nas ze wszystkich stron, aż mózg się gubi. Z pewnością wymaga to chwili na przestawienie zwojów, bo różnica jest taka, jak między zdjęciem a filmem oglądanym w technologii 3D. Czy to naturalne? Pewnie nie, ale kiedy już się do tego przyzwyczaimy, a następnie przesiądziemy na zwykłe słuchawki, wszystko staje się płaskie i nijakie. Może łatwiej przyswajalne, bardziej fizjologiczne i wymagające mniejszego skupienia, ale zupełnie wyprane z tych nieprawdopodobnych kształtów i form. I żeby taką przestrzeń wyczarować ze słuchawek zamkniętych wyposażonych w klasyczne przetworniki dynamiczne?! Jeśli już, spodziewałbym się takich atrakcji po nausznikach planarnych, z których spora część gra raczej grzecznie, spokojnie i naturalnie. Tutaj chwilami czułem się, jakbym siedział między dwoma pełnopasmowymi elektrostatami rozstawionymi na wyciągnięcie ręki. Jakby grały ściany wokół mnie, a nie 53-mm głośniki znajdujące się zaledwie parę centymetrów od moich bębenków. Taka stereofonia bez płaskiej, grającej folii, bez otwartych muszli z dziwnymi żaluzjami, bez specjalnego wzmacniacza z włączonym na stałe procesorem DSP? Czary! Mogę się tylko domyślać, że sekretem tej konstrukcji jest sprytne wykorzystanie odbić dźwięku od wewnętrznej strony muszli. Jeśli tak, może właśnie dlatego materiał zastosowany do ich budowy ma tak duże znaczenie.
Nie sądzę, aby po krótkim odsłuchu opisywanych słuchawek można było pozostać obojętnym. Intrygująca, ale dziwna przestrzeń ATH-AWAS podzieli audiofilów na dwa obozy. Nie będzie nawet tego trzeciego. Grupa słuchaczy, którzy ani tego dźwięku nie polubią, ani nie znienawidzą, będzie moim zdaniem liczyła dokładnie zero osób, niezależnie od liczby badanych.Obiektywna ocena tak charakterystycznego i tak mocno oderwanego od "głównego nurtu" brzmienia jest moim zdaniem niemożliwa. Nie sądzę, aby po krótkim odsłuchu opisywanych słuchawek można było pozostać obojętnym. Intrygująca, ale dziwna przestrzeń ATH-AWAS podzieli audiofilów na dwa obozy. Nie będzie nawet tego trzeciego. Grupa słuchaczy, którzy ani tego dźwięku nie polubią, ani nie znienawidzą, będzie moim zdaniem liczyła dokładnie zero osób, niezależnie od liczby badanych. Jeden powie "ooch, tak", a drugi - "eee, nie". Łatwo sobie wyobrazić, że Audio-Techniki spodobają się tym, którzy - wiem, że brzmi to paradoksalnie - nie przepadają za słuchawkami, a w szczególności nie lubią nierozerwalnie związanego z nimi poczucia izolacji, ciasnoty i wtłaczania dźwięku do głowy. ATH-AWAS dadzą im możliwość obcowania z dźwiękiem tak swobodnym i trójwymiarowym, że to powrót do słuchania muzyki na kolumnach będzie wywoływał wrażenie klaustrofobii. W testowanym modelu mogą się zakochać także miłośnicy mocnych wrażeń. Melomani, którzy porzucili pogoń za idealną równowagą i wzorową neutralnością, przerzucając się z hi-fi na hi-fun. Ludzie, którzy po całym dniu mają pół godziny lub godzinę na słuchanie muzyki i chcą się przy tym rozerwać, a nie usnąć z nausznikami na głowie i smartfonem w dłoni. Tutaj - niezależnie od tego, czy brzmienie spełnia audiofilskie standardy, czy nie - możemy liczyć na maksymalną dawkę adrenaliny i pełen wachlarz muzycznych emocji. W kwestii sprzętu towarzyszącego również mamy ułatwione zadanie, bo ATH-AWAS są raczej łatwe do wysterowania. Powinien sobie z nimi poradzić każdy dobry przetwornik lub wzmacniacz słuchawkowy. Jego jakość to już zupełnie inna bajka. Pod tym względem trzeba będzie się postarać, aby nie zabić energii, dynamiki i stereofonii japońskich nauszników, a może nawet uzupełnić ich brzmienie odrobiną ciężaru i stabilności. Ideałem byłby sprzęt oferujący więcej głębokiego basu, odrobinę ciepła w zakresie średnich tonów i niezbyt agresywną górę. A przynajmniej ja właśnie tak bym to widział. Jeżeli traficie z konfiguracją, będziecie mogli słuchać właścicieli nauszników planarnych opowiadających o ich wybitnej przestrzeni tak, jak zdobywcy Korony Ziemi wysłuchują ludzi zachwycających się widokiem z Kasprowego Wierchu. Nie żartuję.
Budowa i parametry
Audio-Technica ATH-AWAS to zamknięte słuchawki wokółuszne wykorzystujące 53-mm przetworniki dynamiczne i pokrywy nauszników wykonane z naturalnego drewna, a konkretnie chmielograbu japońskiego, znanego jako Asada Zakura. Warto dodać, że japońska manufaktura może pochwalić się bogatą tradycją wytwarzania słuchawek z drewnianymi obudowami. Pierwszy tego typu model, ATH-W10VTG, wprowadzono na rynek w 1996 roku. Od tego momentu projektanci sięgali po wiele różnych rodzajów drewna, dzięki któremu ich nauszniki miały zapewniać czysty, ciepły i niesamowicie przestrzenny dźwięk. Asada Zakura jest rzadkim japońskim drzewem, które osiąga swoją dojrzałość w czasie 100 lat. Naturalne, półmatowe wykończenie drewnianych obudów uzyskuje się dzięki ręcznemu malowaniu i starannemu polerowaniu. Inżynierowie Audio-Techniki zatroszczyli się również o aspekt brzmieniowy, umieszczając wewnątrz zaawansowane, 53-milimetrowe przetworniki zaprojektowane tak, aby jak najwierniej przekazać materiał muzyczny. Kolejna unikatowa technologia opracowana przez Audio-Technikę to system D.A.D.S. (Double Air Damping System). Dzięki podziałowi wewnętrznej struktury obudowy na dwie oddzielne komory akustyczne uzyskano płynne odwzorowanie niskich częstotliwości. Odłączane złącza A2DC zostały zaprojektowane z myślą o wyjątkowej jakości dźwięku i trwałości użytkowania. Aby dać użytkownikowi jeszcze więcej możliwości, oprócz odłączanego kabla o długości 3,0 m wyposażonego we wtyczkę 6,3 mm, do słuchawek producent dołącza także 3-metrowy przewód zbalansowany z 4-pinowym wtykiem XLR. W obu kablach zastosowano przewodniki z miedzi beztlenowej. Producent informuje, że opisywane nauszniki zostały wykonane z wykorzystaniem najlepszych dostępnych materiałów. Konstruktorzy nie zapomnieli o takich elementach, jak lekkie i bardzo sztywne ramię podtrzymujące obudowy słuchawek, do którego budowy użyto stopu magnezowego. Kąt ustawienia ramienia został ustawiony tak, aby zagwarantować najlepsze dopasowanie do ucha słuchacza. Pałąk i nauszniki zostały obszyte miękką, przyjemną w dotyku skórą ekologiczną. Podobnie, jak inne drewniane słuchawki tego producenta, ATH-AWAS są montowane ręcznie w Tokio.
Werdykt
Uwielbiam oryginalny sprzęt. Jeżeli tylko nie wykręca brzmienia w karykaturalny sposób, z przyjemnością słucham, poznaję plusy i minusy bezkompromisowego podejścia do muzyki, odkrywam ulubione nagrania na nowo. Audio-Technica ATH-AWAS to przede wszystkim niesamowita przestrzeń i emocje wzmacniane przez typowo japońską przejrzystość i genialne wyczucie rytmu. Słuchawki dla każdego? Absolutnie nie. Tym razem nie chodziło o stworzenie nauszników, które przypadną do gustu wszystkim melomanom, ale o doprowadzenie wybranych aspektów prezentacji do stadium, które dla jednych będzie czystą perfekcją, a dla innych - dziwactwem, elektroniczną anomalią i trudną do zaakceptowania próbą przezwyciężenia praw fizyki. Muszę przyznać, że już dawno wystawienie ocen końcowych nie sprawiło mi takiego kłopotu. Na pewno nie są to słuchawki, które mógłbym komukolwiek polecić w ciemno. Z drugiej strony znam ludzi, którzy w ich brzmieniu zakochaliby się w ciągu pięciu minut, a na znalezienie idealnego wzmacniacza poświęciliby cały swój wolny czas i większość oszczędności. ATH-AWAS nie tylko mają potencjał, ale też należą do tych słuchawek, których dźwięk ciężko będzie podrobić. Szkoda, że nie miałem możliwości porównania ich z droższym modelem ATH-AWKT. Może heban Kokutan jest warty tej dopłaty? Zainteresowanym zostawiam to jako pracę domową. W końcu jestem tylko skromnym recenzentem i nie mogę rozwiązywać wszystkich zagadek tego świata...
Dane techniczne
Typ słuchawek: dynamiczne, zamknięte, wokółuszne
Przewód: 6,3 mm (3 m), 4-pin XLR (3 m)
Średnica przetworników: 53 mm
Pasmo przenoszenia: 5 Hz - 42 kHz
Impedancja: 40 Ω
Skuteczność: 99 dB
Masa: 395 g
Cena: 7999 zł
Konfiguracja
Marantz HD-DAC1, Auralic Vega G1, Astell&Kern AK70, AudioQuest Cinnamon, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate, Norstone Esse.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
Komentarze (1)