T+A E-Serie Music Receiver
- Kategoria: Systemy stereo
- Tomasz Karasiński
T+A to firma stanowiąca książkowy przykład niemieckiego podejścia do tematu. Jej założyciel, Siegfried Amft, ukończył fizykę na politechnice w Hanowerze, a jako drugi fakultet wybrał elektroakustykę u samego profesora Sennheisera. Wybór nie był przypadkowy, ponieważ już od wczesnej młodości Siegfried grał na skrzypcach i śpiewał w chórze, a później interesował się również cięższymi gatunkami muzycznymi. Jego pasja naturalnie łączyła się z zainteresowaniem elektroniką. Młody konstruktor jeszcze w szkole średniej zbudował kilka zestawów głośnikowych. Po studiach zdecydował się pójść tą drogą i założył własną firmę. Początkowo zajmowała się ona produkcją zestawów głośnikowych, ale z czasem w katalogu zaczęło się pojawiać coraz więcej elektroniki. Dziś oferta łączy te dwa światy, a różnorodność modeli jest powalająca.
Na łamach StereoLife testowaliśmy już zestaw DAC 8 + AMP 8, a teraz trafiło nam się coś bardzo podobnego, tylko w jednym pudełku. Seria E to mniej więcej średnia półka w ofercie niemieckiego producenta. Być może dlatego wzmacniacze i odtwarzacze z tej linii stały się tak popularne. Music Receiver łączy w jednej obudowie wzmacniacz, odtwarzacz CD i pełnowartościowy streamer. Jak ta mieszanka poradzi sobie w teście odsłuchowym?
Wygląd i funkcjonalność
Zwykle tego typu urządzenia instaluję w ciągu trzech minut, z czego najdłużej trwa szukanie kartki z hasłem do sieci Wi-Fi. Moja przyjaźń z niemieckim kombajnem zaczęła się natomiast dość chłodno. Jak większość audiofilów mocno wkręconych w swoje brzmieniowe poszukiwania, nigdy nie mam tyle miejsca na testowanie sprzętu audio, ile bym sobie życzył. Dlatego lubię urządzenia proste, w których wszystko podłącza się i ustawia intuicyjnie. Doceniam też takie detale, jak wygodne gniazda głośnikowe czy opisy gniazd naniesione do góry nogami. Tutaj natomiast musiałem się trochę nagimnastykować. Music Receiver ma obudowę ukształtowaną w dość specyficzny sposób. Całość opiera się na pogrubieniu w środkowej części podstawy, natomiast boczki i górna pokrywa wystają mocno do tyłu. Na tyle, że przykrywają wszystkie gniazda i to z dużym zapasem. To sprawia, że kable najlepiej byłoby zainstalować... Przed wsunięciem urządzenia na stolik. Niestety z uwagi na szklane blaty i dość przyczepne nóżki niemieckiego klocka, wolałem nie ryzykować takiego posunięcia i wcisnąłem się za stolik ze sprzętem. To częściowo rozwiązało sprawę, ale prawdopodobnie trochę uratował mnie w tym fakt, że korzystam obecnie z kabli głośnikowych zakończonych bananami i interkonektów bez zakręcanych wtyków. Gdybym miał przewody głośnikowe z widełkami, ich montaż mogłaby utrudniać metalowa poprzeczka łącząca boczne ścianki, a przykręcenie wtyków RCA byłoby trudne z uwagi na metalową pokrywę wiszącą jakieś kilkanaście milimetrów nad gniazdami. Nie wiem czemu miał służyć ten zabieg. Może konstruktorzy chcieli aby sprzęt dobrze prezentował się na eleganckiej komodzie? Wiadomo przecież, że architekci wnętrz mają fioła na punkcie kabli i uważają, że w naszej przestrzeni mieszkalnej nie powinny one istnieć w jakiejkolwiek formie. Chciałbym zobaczyć, jak podłączają takiego Music Recievera.
Niedogodności w podłączaniu kabli to jeszcze małe piwo. Z pudełka z akcesoriami wyjmujemy bowiem różne antenki i inne akcesoria. Pomyślałem więc, że podłączę tylko kable głośnikowe oraz sieciówkę i przykręcę antenkę Wi-Fi, aby nastawić urządzenie na odtwarzanie czegokolwiek i pozwolić mu dojść do siebie. Antenkę owszem można przykręcić, ale tylko w pozycji wyprostowanej. Zgięcie przegubu umieszczonego tuż za gwintem jest niemożliwe właśnie z uwagi na zwisającą z tyłu pokrywę. Możemy więc mieć Wi-Fi, ale musimy zgiąć antenkę poziomo i przytulić ją do tylnej ścianki. Inną opcją jest chyba tylko zostawienie jej w pozycji wyprostowanej. Wtedy jednak musimy zostawić kilkanaście centymetrów wolnego miejsca za urządzeniem. Po kim jak po kim, ale po Niemcach bym się takich rzeczy nie spodziewał.
To jednak nie koniec niespodzianek, ponieważ po podłączeniu zewnętrznego źródła analogowego i próbie jego odpalenia, na wyświetlaczu pojawiła się informacja o wyciszeniu Music Receivera i symbol czerwonego głośnika. Nacisnąłem więc przycisk wyciszenia na pilocie, aby wyłączyć blokadę i uruchomiłem źródło. Nic. Może więc jakieś wejście cyfrowe? Nic. Wsadziłem więc płytę do paszczy Music Receivera i zmniejszyłem głośność ufając, że tym razem z głośników popłyną już jakieś dźwięki. Niestety. Rozwiązanie okazało się proste, ale mylące. Otóż czerwony symbol głośnika na wyświetlaczu wcale nie oznacza, że aktywna jest funkcja wyciszenia. On sygnalizuje właśnie, że sygnał do kolumn płynie! Naciśnięcie przycisku wyciszenia powoduje zgaśnięcie lampki. Przez chwilę zacząłem się zastanawiać, czy może nie tracę kontaktu z rzeczywistością i w tym celu włączyłem telewizor. No nie, jednak w typowych urządzeniach symbol czerwonego głośnika jest wyświetlany wtedy, kiedy wyciszenie jest aktywne, a nie odwrotnie. A tu proszę, niespodzianka. Na tym etapie zacząłem myśleć, że jeśli wszystkie czynności związane z obsługą Music Receivera będą tak zagmatwane, to spędzę na jego testowaniu jakieś trzy miesiące. Na szczęście dalej poszło już gładko. Jestem więc w stanie wybaczyć mu te niedociągnięcia, bo w końcu normalni ludzie podłączają sprzęt najwyżej kilka razy przez cały czas jego użytkowania.
Podejście niemieckich konstruktorów do kwestii przycisków i gniazd jest proste - lepiej dać ich za dużo, niż za mało. Dlatego przedni panel wygląda z daleka jak Tetris, a z tyłu znajdziemy chyba wszystko, co audiofilowi może być potrzebne do szczęścia. Są tu pojedyncze terminale głośnikowe, a nad nimi trzy wejścia i dwa wyjścia analogowe, wyjście z przedwzmacniacza i wyjście dla subwoofera. Dalej z prawej strony mamy rządek gniazd cyfrowych - dwa wejścia optyczne, trzy koaksjalne, jedno wyjście koaksjalne oraz dwa gniazda USB typu A - jedno dla dysku zewnętrznego, drugie dla iPoda. Oprócz tego znajdziemy tu gniazdo LAN i trzy złącza antenowe - jedno dla radia FM, drugie dla sieci Wi-Fi i trzecie dla zewnętrznego odbiornika podczerwieni. Jest też firmowe złącze E-Link i gniazdo zasilające z włącznikiem i oznaczeniem polaryzacji. Brakuje chyba tylko gniazda USB typu B do podłączenia komputera, ale wobec możliwości podpięcia dysku z plikami i wykorzystania kombajnu w roli streamera, nie wydaje się to aż tak potrzebne do życia. To samo tyczy się pilota. Jest niemal pancerny, ma górną płytę wykonaną z metalu i 52 przyciski, za pomocą których uruchomimy prawdopodobnie nawet mikrofalówkę u sąsiada.
Co najbardziej spodobało mi się w tym urządzeniu? Chyba właśnie wszechstronność. Niemcy nie zapomnieli nawet o napędzie optycznym, dzięki czemu użytkownik zawsze będzie mógł posłuchać swoich ulubionych płyt, zamiast szukać ich w sieci, co nie zawsze się udaje. Rozumiem zamiłowanie producentów sprzętu do plików, sam jestem wielkim fanem streamingu (szczególnie bezstratnego), ale też mam w swojej kolekcji płyty kompaktowe, z którymi się nie rozstanę i koniec kropka. Kiedy ktoś mówi, że melomani powinni wyrzucić wszystkie swoje płyty, czuję się trochę tak, jakby ktoś mi mówił, że mam sobie uciąć przyrodzenie i łazić w damskich ciuszkach, bo to jest nowoczesne. Także tutaj duży plus dla T+A. Kolejnym jest aplikacja umożliwiająca obsługę kombajnu za pomocą urządzeń mobilnych. Początkowo sądziłem, że nie ma takiego dobrodziejstwa, bo nawet na stronie producenta nie mogłem znaleźć takiej informacji. Większość firm chwali się swoimi apkami na wszystkich odpustach, a tutaj cisza. Aplikacja jednak jest, tylko trzeba wiedzieć, jak ją znaleźć - w App Store dostępna jest pod nazwą TA Control (bez plusika). Wersja na Androida podobno też już gdzieś się mieli.
Brzmienie
Można się złościć na schowane z tyłu gniazda lub nie do końca logicznie rozplanowane przyciski, ale kiedy T+A zaczyna grać, mijają wszelkie wątpliwości. Od pierwszych chwil wiadomo, że jest to urządzenie stuprocentowo audiofilskie, dopracowane i kompletne. Wynika to w prostej linii z daleko posuniętej neutralności niemieckiego klocka. W dziedzinie równowagi tonalnej można tu wskazać lekkie uprzywilejowanie wysokich tonów, ale na tym podkolorowania się kończą. Konstruktorzy prawdopodobnie chcieli podkreślić jego szczegółowość Music Receivera i wyszło im to całkiem zgrabnie, natomiast w dziedzinie barwy dźwięku mamy do czynienia z niemal idealną przezroczystością. A to jeden z fundamentów dobrego brzmienia. Nie mogę więc opowiadać o ciepłej średnicy lub zagęszczonym basie, ponieważ jedynym smaczkiem jest tutaj perlista, jasna góra. Kombajn T+A gra dźwiękiem uniwersalnym, ale nastawionym na oddanie jak największej ilości muzycznych detali. Na niektórych nagraniach uwypuklenie górnego zakresu częstotliwości dawało o sobie znać. Nie było to jednak duże odstępstwo od neutralności i wiązało się raczej z subiektywnie odczuwaną poprawą czytelności, niż denerwującym jazgotem. Ilość wysokich tonów nie przeszkadza, jeśli idzie w parze z jakością, a w tym przypadku dokładnie tak było.
W pierwszym kontakcie trudno wytknąć niemieckiemu kombajnowi jakiekolwiek wady. Natomiast koncentrując się na jego zaletach można co najwyżej zagłębić się w kwestie dynamiki, przejrzystości i stereofonii. Jest to dokładnie taki rodzaj dźwięku, który powinien spodobać się każdemu. Może nie wszyscy muszą go pokochać, ale nikt nie powinien nazwać go złym. Trudno tak powiedzieć o brzmieniu urządzenia, które dąży do ukazania prawdy o muzyce i przedstawienia jej tak, jak została nagrana. Dzięki temu Music Receiver wykazuje się dużą uniwersalnością repertuarową. Zapewne duży wpływ na to ma właśnie jego dynamika i szybkość. Nawet w gęstych fragmentach nic się tu nie zamazuje, nie ma efektu zamulania. Chwytającej za serce średnicy też nie ma, ale jeżeli ktoś jest fanem takich atrakcji, powinien raczej wziąć na celownik jakiś wzmacniacz lampowy. Z tym, że nie znam wzmacniacza lampowego o tak bogatym wyposażeniu.
A skoro już jesteśmy w tym temacie, przyznam, że często przed odsłuchem tego typu urządzeń mam wątpliwości co do ich możliwości dynamicznych. Jakiś wewnętrzny głos podpowiada, że system złożony ze osobnego streamera i wzmacniacza pewnie byłby lepszy. Music Receiver chyba ostatecznie wyleczył mnie z tego typu wątpliwości. Powiedzmy sobie szczerze - ten sprzęt naparza jak szalony. Dwudrożne podłogówki Divine Acoustics Proxima wysterował z taką łatwością, że nie obawiałbym się podłączyć do niego nawet dużych, prądożernych kolumn. Co ciekawe, przy wysokich poziomach głośności bas dostawał jeszcze większego kopa i schodził zauważalnie niżej. Music Reciever jest jednym z tych urządzeń, które zdecydowanie nie lubią być tłumione. Ciche granie wychodzi mu nieźle, ale dopiero kiedy przekroczymy poziom 30 na potencjometrze, muzyka zaczyna żyć, kopać, wręcz kipieć energią. Dawno nie słyszałem, aby Proximy generowały tak subwooferowe pomruki, przy jednoczesnym zachowaniu czytelności i rozdzielczości w całym paśmie.
Music Receiver to bardzo ciekawy klocek. Gdybym miał dobrać do niego kolumny, uderzałbym w zestawy obdarzone przyjemnie ciepłą średnicą i niezbyt agresywnymi wysokimi tonami. Dynaudio, Harbeth, Spendor, Sonus Faber, Vienna Acoustics, ProAc, Davone? Gdyby udało się skorygować uwypuklenie wysokich tonów przy zachowaniu całej dynamiki i energii niemieckiego kombajnu, byłoby rewelacyjnie. Na pewno jest to możliwe, więc wszystkich zainteresowanych zachęcam do eksperymentowania. Nagrodą będzie wciągający, potężny dźwięk, znakomita funkcjonalność i spora ilość wolnego miejsca na stoliku.
Budowa i parametry
Music Receiver to nic innego, jak połączenie najważniejszych modułów elektronicznych z odtwarzacza Music Player i wzmacniacza zintegrowanego Power Plant. Szczególny nacisk położono na to, aby w stopniu wyjściowym pojawiły się elementy przeniesione wprost ze wspomnianej integry, dzięki czemu testowany klocek dysponuje mocą 160 W na kanał przy czteroomowym obciążeniu. W sekcji cyfrowej zastosowano precyzyjny zegar taktujący i 32-bitowy przetwornik w konfiguracji double mono z 8-krotnym oversamplingiem. Wejścia obsługują sygnały o maksymalnych parametrach 24 bit/192 kHz, za wyjątkiem gniazd optycznych ograniczonych do 96 kHz. Na pokładzie jest też łączność LAN, Wi-Fi i tuner FM. Pliki można streamować przez UPnP, a radia internetowego słuchać za pomocą vTunera. Wszystko to zamknięte jest w obudowie o standardowych wymiarach, z metalową ścianką przednią i pokrywą. Boczki wykonano natomiast z tworzywa sztucznego. Trochę dziwne, że niemieccy konstruktorzy zdecydowali się na taką oszczędność. Aby dostać się do środka, wystarczy odkręcić dwie śruby z boku i trzy umieszczone w górnej części tylnej ścianki. Widok wnętrza nie zaskakuje. Jak przystało na urządzenie o tak dużych możliwościach, mamy tu kilka dużych płytek z układami elektronicznymi, rozmieszczonych w dużej mierze piętrowo. Większą część zajmują układy cyfrowe, natomiast sekcja gniazd analogowych i wzmacniacza zmieściła się po lewej stronie napędu optycznego (patrząc od tyłu). Cieszy zastosowanie sporego transformatora toroidalnego i ogólna dbałość o szczegóły. Widać, że konstruktorom zależało na ograniczeniu ilości i długości przewodów, a boczki obudowy zostały wytłumione od wewnątrz matami bitumicznymi. Music Receiver dostępny jest w różnych wariantach kolorystycznych. Na zdjęciach widoczna jest wersja srebrna, ale można wybrać również wariant z czarnymi boczkami, a także wersję odwrotną lub jednolicie czarną.
Konfiguracja
Divine Acoustics Proxima, KEF LS50, Naim CD5 XS, AriniAudio Individual, Harmonix CS-120 Improved Version, Enerr Tablette 6S, Gigawatt LC-2 mkII, Audioquest NRG-2, Ostoja T1.
Werdykt
Na koniec mogę napisać tylko jedno - podobało mi się. Spodziewałem się brzmienia neutralnego i nudnego, a dostałem dynamikę, przejrzystość, detaliczność i odrobinę zadziornego charakteru. Podczas dobierania reszty systemu trzeba będzie wykazać się wyczuciem, ale osiągnięcie udanego kompromisu lub nawet synergii nie powinno być aż tak trudne, bo po pierwszym odsłuchu Music Receivera z kilkoma parami kolumn będziecie już wiedzieli, w jakim kierunku należy iść. Gdybym chciał mieć system w jednym pudełku, na pewno bym się tego podjął, bo niemiecki kombajn ma potencjał, który warto wydobyć.
Dane techniczne
Moc: 2 x 94 W/8 Ω, 2 x 160 W/4 Ω
Rodzaj przetwornika: 32-bitowy
Wejścia analogowe: 3 x RCA
Wejścia cyfrowe: SPDIF, 3 x koaksjalne, 2 x optyczne, 2 x USB,
Wyjścia audio: RCA
Wyjście cyfrowe: koaksjalne
Obsługiwane formaty: MP3, WMA, AAC, OGG Vorbis, FLAC, WAV
Tuner radiowy: FM 87,5 - 108 MHz
Stosunek sygnał/szum: 109 dB
Wymiary (W/S/G): 12/44/39 cm
Masa: 10 kg
Cena: 15490 zł
Sprzęt do testu udostępnił salon Hi-Ton Home of Perfection.
Zdjęcia: Małgorzata Filo, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Komentarze