
Firma iFi Audio zdobyła audiofilski rynek szturmem, na dodatek uderzając w najbardziej czuły obecnie punkt - niewielkie i relatywnie niedrogie urządzenia do różnorodnych zastosowań. Wydawałoby się, że ta nisza została już zagospodarowana. Mamy przecież Boxy Pro-Jecta, z których po kilku latach pączkowania rozwinęło się już kilka odrębnych serii produktowych, są różnego rodzaju przetworniki i wzmacniacze słuchawkowe Arcama, Cambridge'a, NuForce'a, Meridiana, Schiita i cholera wie kogo jeszcze. Czasami można odnieść wrażenie, że jakaś dalekowschodnia fabryka rozesłała do producentów audiofilskiego sprzętu wiadomość o możliwości projektowania i produkcji tanich przetworników, a połowa z nich z tego zaproszenia skorzystała. Ale oczywiście to wszystko nie jest aż takie proste, o czym najlepiej wiedzą zapaleńcy znający na pamięć symbole kosteczek wykorzystywanych w tych urządzeniach, znający ich ograniczenia i mający świadomość tego, że zrobić jakiś tam przetwornik lub jakieś tam gniazdko USB we wzmacniaczu może każdy, ale nie każdy może zrobić to dobrze. Dlaczego więc startująca dopiero firma iFi Audio miałaby sobie z tym poradzić? To proste - stoją za nią inżynierowie z innej firmy zajmującej się produkcją sprzętu hi-endowego - Abbingdon Music Research. W materiałach prasowych znajdziemy informacje mówiące o tym, że wiele rozwiązań technicznych zastosowanych w malutkich urządzeniach iFi Audio zostało opartych na zdobyczach AMR-a lub wręcz bezczelnie z nich zapożyczonych.

Testowanie interkonektów audio to delikatna sprawa. Niby wszyscy wiedzą o ich wpływie na brzmienie całego systemu, ale często słychać pytanie, ile powinien kosztować kabel w stosunku do wartości pozostałych elementów toru. Czy w ogóle jest sens określać jakikolwiek przedział? Może do niedrogiego wzmacniacza i odtwarzacza nie warto kupować drogich kabli, bo nie zostanie wykorzystany ich potencjał? Może z drogimi urządzeniami nie warto używać tanich interkonektów, bo będą stanowić wąskie gardło całego systemu? Ale znowu gdzie leży granica pomiędzy drogimi a niedrogimi? Prawdziwe szaleństwo... A może istnieje przewód oferujący wyjątkowe właściwości przy niewysokiej cenie? Jedną z firm starających się połączyć te dwie cechy jest manufaktura pana Daniela Osucha ręcznie składająca przewody o dosyć przewrotnej nazwie Nameless. Okablowanie reklamowane jest jako "prawdopodobnie najlepsze na świecie" z małą gwiazdką na końcu, która wyjaśnia, że chodzi o stosunek jakości brzmienia do ceny.

Testowanie akcesoriów zasilających to dla niektórych nawet bardziej śliski temat, niż wszelkiego rodzaju kable. Przecież prąd w gniazdku to bardzo prosta sprawa - albo jest albo go nie ma. Po co zatem rozgrzebywać temat i doszukiwać się w nim wielkiej filozofii? Cóż, jak to w życiu bywa, świat okazuje się bardziej skomplikowany, niż mogłoby się wydawać z punktu widzenia pięciolatka. Można oczywiście wyjść z założenia, że jeśli prąd bezpośrednio ze ściany pasuje na przykład odkurzaczowi, pralce czy mikrofalówce, to dlaczego miałby nie pasować wzmacniaczowi czy odtwarzaczowi płyt kompaktowych? Wówczas można jednak pójść w tym rozumowaniu dalej i stwierdzić, że prąd dochodzący do kolumn to też żadna filozofia - jest albo go nie ma. A zatem można kupić najtańsze źródło i wzmacniacz, podłączyć je tak, aby tylko głośniki coś z siebie wypluwały i po temacie. Ale nam przecież nie o to chodzi. Jest jednak jeszcze druga strona medalu - bezpieczeństwo. Komu nigdy nie przytrafiła się awaria sprzętu podłączonego bezpośrednio do gniazdka, ten ma po prostu sporo szczęścia. Padają w ten sposób zasilacze w komputerach stacjonarnych, płyty grzewcze, a nawet pralki.

Audiomica Laboratory to polska firma specjalizująca się w produkcji audiofilskiego okablowania. W jej katalogu znajdziemy najróżniejsze przewody, zaczynając od najbardziej popularnych kabli głośnikowych, interkonektów i sieciówek, a kończąc na cyfrowych interkonektach USB czy FireWire i akcesoriach takich, jak zworki kolumnowe. Rozrzut cenowy także jest znaczny. Osoby nie mające ochoty wydawać dużych pieniędzy na okablowanie mogą wybrać coś z podstawowej serii Black lub ewentualnie kolejnej linii w firmowej hierarchii - Gray. Najlepiej rozpoznawalne są jednak nieco droższe kable tej marki - modele z serii Red i Excellence. Dla amatorów jeszcze mocniejszych doznań przewidziano natomiast kable z serii Ultra Reference i Consequence. Tutaj za komplet kabli głośnikowych można zapłacić już kilkanaście tysięcy złotych. Wszystkie nowe przewody przechodzą kilkuetapowy proces dostrajania, którego częścią są testy u zaufanych klientów. Jest to ciekawy sposób zbierania doświadczeń z odsłuchów na różnych systemach i w różnych warunkach akustycznych. Testy pozwalają też zebrać wstępne opinie na temat nowych produktów, co świadczy o tym, że firma liczy się ze zdaniem potencjalnych odbiorców. Niedawno dotarła do nas informacja o nowym kablu, który miał być w pewnym sensie wyjątkowy. Mało tego - nowy model został do nas wysłany jakiś miesiąc temu, a zawartość opakowania naprawdę nas zaskoczyła. W pudełku spoczywał stosunkowo długi odcinek czerwonego kabla zakończonego... Niczym!

Audiofilskie kable bywają obiektem drwin, a szczególne podniecenie wywołują te, których ceny idą w dziesiątki tysięcy złotych. Teraz pewnie spodziewacie się, że będziemy ich bronić mówiąc, że kable to podstawa systemu audio, a żadna kwota na nie przeznaczona nie jest za wysoka. Otóż nie do końca. Doceniamy wpływ kabli na brzmienie, a odsłuchy naprawdę hardcore'owych modeli nieraz pokazały nam, jak wiele można zmienić tym jednym elementem. Jesteśmy jednak normalnymi ludźmi, a przynajmniej lubimy tak o sobie myśleć, więc najbardziej interesują nas produkty jak najlepsze i jak najtańsze. Jeśli się nad tym głębiej zastanowić, to wydanie dużych pieniędzy na kable nie jest żadnym osiągnięciem, a w sumie i zrobienie dobrych kabli za duże pieniądze jest osiągnięciem mniejszym, niż wyprodukowanie audiofilskich kabli za małe pieniądze. Pojawia się jednak pytanie, czy za kilkaset złotych można kupić przewody, które naprawdę wprowadzą coś dobrego do brzmienia systemu audio i będą wyraźnie lepsze, niż te różne cienkie druciki w cenie czteropaku piwa?

Audiothlon to polska firma specjalizująca się w produkcji sprzętu audio z kilku konkretnych segmentów. W jej ofercie nie znajdziemy wzmacniaczy czy odtwarzaczy CD, ale kolumny, kable czy listwy zasilające - już tak. Jeżeli interesujecie się sprzętem grającym, a nie kojarzycie tej nazwy - to nic dziwnego. Firma z Zielonej Góry jest właścicielem dwóch innych marek - Enerr i Equilibrium - i to właśnie pod tymi szyldami wypuszcza swoje produkty na rynek. W katalogu Enerra znajdziemy kondycjonery, listwy i kable sieciowe, natomiast oferta Equilibrium składa się z kolumn głośnikowych i kabli - sygnałowych i głośnikowych. Rzadko się zdarza, żeby spod jednego dachu wyjeżdżały tak zróżnicowane urządzenia, ale założyciel firmy nie widzi w tym nic dziwnego. Mało tego - kiedy niektórzy producenci chwalą się, że ich kolumny powstawały kilka lat i były odsłuchiwane tylko w bezchmurne noce przy świetle księżyca w pełni, pan Piotr Kwiatkowski mówi, że dobre kolumny można zaprojektować w 15 minut.

Jeszcze kilkanaście lat temu było absolutnie nie do pomyślenia, żeby prawdziwy audiofil słuchał muzyki z komputera. Teraz sprawy mają się inaczej. Złośliwi twierdzą, że to tylko efekt lenistwa. Wygoda, dostępność, sprowadzenie procesu słuchania muzyki do czegoś w rodzaju pochłaniania fastfoodowego zestawu z frytkami i colą. Ale niestety, życie nie jest takie proste. Kiedy posiadanie kilku terabajtów miejsca na dysku przestało być luksusem, każdy mógł zastąpić empetrójki bezstratnymi plikami FLAC albo WAV. Mało tego - pliki te mogą przewyższać jakością materiał zapisany na płytach CD, a i urządzenia do odtwarzania cyfrowej muzyki stały się o wiele lepsze. Czy w takiej sytuacji pliki są wciąż odpowiednikiem plastikowego jedzenia? To realizator czy specjalista od masteringu może używać plików w swoim studiu, a audiofilowi to już nie wypada? Nic dziwnego, że na fali popularności DAC-ów przypłynęły do nas również inne urządzenia i akcesoria, które mają za zadanie wydobyć z nich jak najlepszy dźwięk. Mowa o wszelkiego rodzaju konwerterach, przejściówkach i audiofilskich kablach USB. Już słychać głosy, że to kolejny przykład żerowania na ludzkiej naiwności. Ot, producenci kabli zwęszyli biznes, bo jak kogoś stać na przetwornik za kilka tysięcy złotych, to z rozpędu kupi jeszcze kabel za kolejny tysiąc. A przecież takim kablem płyną tylko zera i jedynki... Ale znów - życie nie jest takie proste, jak niektórzy by sobie życzyli.

Ze wszystkich kategorii audiofilskiego sprzętu, nic chyba nie wzbudza takiego zainteresowania i nie uruchamia tak wielu dyskusji, jak kable. O ile jeszcze sens istnienia porządnych drutów łączących wzmacniacz z kolumnami lub przesyłających sygnał ze źródła do wzmacniacza można jakoś wytłumaczyć przeciętnemu zjadaczowi chleba, to specjalne przewody zasilające są nie do przyjęcia. Że jak to, jakiś kabel transportujący prąd z gniazdka w ścianie do sprzętu ma nam pomóc osiągnąć wymarzony efekt brzmieniowy? Co to daje, poza możliwością zaimponowania znajomym? Ba, nawet część audiofilów wsłuchujących się w różnice między wzmacniaczami za dziesiątki tysięcy złotych uważa, że kable zasilające nic nie dają, są zwyczajnie nieważne. Są na to dwa sposoby. Pierwszy - zaproponować, aby odłączyli te kable i wyrzucili je do kosza. Jeśli nie mają znaczenia, to przecież sprzęt powinien grać tak samo. Drugi sposób, o wiele mniej złośliwy, to zwrócić uwagę takich pacjentów na jedną kwestię...

Ubiegłoroczna wystawa Audio Show pokazała, że polski rynek sprzętu audio kształtują nie tylko dystrybutorzy zagranicznych marek, ale - w całkiem dużym stopniu - rodzime firmy zajmujące się produkcją i tuningiem sprzętu, a także różnego rodzaju akcesoriami. Gdybyśmy byli ekstremalnymi patriotami, moglibyśmy z tych urządzeń spokojnie złożyć kilka pełnych zestawów i to niezależnie od obranego przedziału cenowego. Dominują producenci kolumn głośnikowych, wzmacniaczy, kabli i akcesoriów zasilających, ale istnieją też firmy takie, jak Sound Art czy Ancient Audio, które zdają się po cichu wyznawać filozofię systemową. Kable? Dobrze, że nie obowiązują nas limity znaków stosowane w pismach drukowanych, bo zabrakłoby miejsca na ich wymienienie. Albedo, Ansae, Argentum, Arini Audio, Audiomica Laboratory, Audionova, Enerr, Equilibrium, Graj End, Sevenrods, Sonus Oliva, Velum... To tak na szybko, z pamięci.
Grzegorz