Lyngdorf TDAI-3400
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Peter Lyngdorf to jedna z ważnych postaci w świecie sprzętu audio, szczególnie jeśli chodzi o wzmacniacze nazywane potocznie cyfrowymi. Z talentem duńskiego konstruktora mogli się niegdyś zetknąć posiadacze sprzętu takich firm, jak Snell Acoustics, NAD czy Gryphon Audio. Przełomem był jednak wzmacniacz marki TacT, który pojawił się na rynku w 1998 roku. Millenium, bo o nim mowa, był pierwszym hi-endowym przedstawicielem urządzeń nowej generacji. Ze względu na stosunkowo wysoką cenę, nigdy nie miał szans stać się wielkim, komercyjnym hitem, ale wielu audiofilów go pokochało i zdecydowało się pójść tą drogą jeszcze zanim technologia cyfrowa na dobre się rozpowszechniła. Peter Lyngdorf już wtedy zapowiadał, że pewnego dnia wszystkie wzmacniacze będą cyfrowe. Jak można się domyślić, ten dzień wciąż nie nadszedł, jednak wielu producentów idzie w tym kierunku, a technologia impulsowa nieśmiało wkrada się do sprzętu z najwyższej półki. Sukcesy takich producentów, jak Devialet, NuPrime czy Primare pokazują, że w epoce cyfrowych źródeł dźwięku takie wzmacniacze sprawdzają się coraz lepiej. Zwłaszcza, gdy dają użytkownikowi większe możliwości. Być może upór duńskiego inżyniera dopiero teraz zostanie doceniony i przyniesie mu jeszcze większą sławę. Oprócz projektowania luksusowych systemów stereo we współpracy ze słynnym producentem fortepianów, firmą Steinway & Sons, Peter Lyngdorf działa dzisiaj pod własnym szyldem. Katalog jest skromny, ale zorientowany na hi-endowe zestawy stereo i kina domowego. Znajdziemy tu dwa wzmacniacze zintegrowane, końcówkę mocy, wielokanałowy procesor dźwięku, odtwarzacz płyt kompaktowych i dość specyficzne głośniki - dwa płaskie pudełka przeznaczone do powieszenia na ścianie i równie dyskretny subwoofer. Zaprezentowany trzy lata temu wzmacniacz TDAI-2170 był pierwszym tego typu urządzeniem skierowanym do audiofilów, którzy nie boją się odważnych rozwiązań, ale też nie mogą sobie pozwolić na skrajnie hi-endowy sprzęt. Teraz firma poszła dalej, dając nam model TDAI-3400. Większy, poważniejszy, mocniejszy, wyposażony w bardziej nowoczesne i zaawansowane technologie (z systemem korekcji akustyki pomieszczenia na czele), a do tego przygotowany do odtwarzania muzyki z wielu źródeł cyfrowych i bezpośrednio z sieci, dzięki funkcjom streamingowym. Kandydat na hit czy kolejny egzotyczny pomysł Lyngdorfa?
Nie jest tajemnicą, że audiofile pozostają nieufni wobec wzmacniaczy zbudowanych w tej technologii. Jedni zwracają uwagę na konserwatywne upodobania tej grupy klientów, inni twierdzą, że problemem pozostaje brzmienie i konieczność traktowania piecyków cyfrowych tak, jak przyzwyczailiśmy się obchodzić ze wzmacniaczami lampowymi. Co prawda odpada nam konieczność wymiany lamp czy ustawiania ich prądu spoczynkowego, ale z kolumnami często trzeba zachować ostrożność, bo z jednymi będzie sukces, a z innymi - spektakularna wtopa. Wzmacniaczom cyfrowym "wizerunkowo" nie pomaga też to, że często wykorzystuje się je w subwooferach i kolumnach aktywnych, sprzęcie car-audio, a nawet amplitunerach i zestawach mikro. Generalnie w urządzeniach, które audiofilom nie kojarzą się z wyjątkowo wysoką jakością brzmienia. Wielu producentów udowodniło, że konstrukcje tego typu mogą grać dobrze, ale to wciąż za mało, aby przekonać wymagających melomanów, którzy za te same pieniądze mogą kupić wzmacniacz lampowy lub tranzystorowy, który wygląda, waży, gra i nie wymaga tłumaczenia czegokolwiek. Urządzenia cyfrowe mogą jednak zaoferować nam coś, czego tradycyjne integry nie mają i pewnie nigdy mieć nie będą. Tak poszukiwane w dzisiejszych czasach wejścia cyfrowe nie są tu dodatkiem, lecz elementem wyposażenia podstawowego. W połączeniu z odtwarzaczem płyt kompaktowych czy streamerem odpada potrzeba konwertowania sygnału na postać analogową, a po dodaniu funkcji sieciowych taki wzmacniacz sam może pełnić rolę źródła. Ale producenci hi-endowych urządzeń idą jeszcze dalej, dając klientom możliwość personalizacji gniazd, dopasowania charakterystyki pracy wzmacniacza do posiadanych kolumn czy wprowadzenia korekcji brzmienia w oparciu o pomiar akustyki pomieszczenia odsłuchowego. I tutaj robi się naprawdę ciekawie. Można bowiem narzekać na nowoczesne piecyki bez kilogramów żelastwa w środku, ale pomyślmy co najczęściej trapi audioflów... A to że kupili wzmacniacz nie pasujący do kolumn, a to że bas się wzbudza i nie udało się naprawić tego problemu kablami, a czasami nawet fakt, że nie mogą rozstawić kolumn szerzej i odsunąć ich od ściany, bo żona, bo komoda, bo dzieci, bo pies... Czy TDAI-3400 może być odpowiedzią na ich problemy? Wydaje się, że tak, a to dzięki obecności systemu RoomPerfect. A to dopiero początek, bo tak naprawdę mamy do czynienia z produktem tej marki, jaki kiedykolwiek został wprowadzony na rynek. TDAI-3400 jest niczym cyfrowy procesor sygnału dla systemów stereofonicznych, z wbudowaną cyfrową końcówką mocy oferującą 200 W na kanał przy 8 Ω. Żarty się skończyły. Wygląda na to, że Lyngdorf chce nam zaproponować “wzmacniacz na resztę życia”. A może to po prostu nowa wersja Millenium?
Wygląd i funkcjonalność
Urządzenie otrzymujemy w ogromnym kartonie, z którego najpierw wyjmujemy dokumenty i podstawowe akcesoria, takie jak kable czy pilot zdalnego sterowania. W osobnej komorze znajduje się oprzyrządowanie służące do przeprowadzania pomiaru akustyki pomieszczenia - czuły mikrofon, składany statyw i odpowiednio długi kabel. Sam wzmacniacz znajduje się pomiędzy dwoma kawałkami sztywnej folii rozpostartymi na kartonowych ramkach, dzięki czemu podczas transportu jest dosłownie zawieszony w powietrzu. Z takim rozwiązaniem po raz pierwszy zetknąłem się podczas testu przetwornika Ayre QB-9, ale, jak widać, sprawdza się ono nawet z większymi klockami. TDAI-3400 nie jest jednak przesadnie duży ani ciężki. Powiedziałbym, że wygląda jak standardowy wzmacniacz, chociaż stylistyka jego obudowy od razu przyciąga wzrok. Podobnie, jak w większości komponentów Lyngdorfa, mamy tu do czynienia z nieco tajemniczym, ciemnoszarym pudełkiem wyglądającym trochę jak... Hmm, sam nie wiem, profesjonalny serwer? Patrząc na zdjęcia można wręcz pomyśleć, że mamy do czynienia z kopią TDAI-2170 uzupełnioną kilkoma nowymi elementami. Jest w tym sporo prawdy, ale opisywany model pod wieloma względami wydaje się być bardziej dopracowany. Wystarczy spojrzeć na umieszczoną z lewej strony szybkę, którą w tańszym wzmacniaczu "spinały" niewielkie, pionowe poprzeczki. Tutaj front jest idealnie zlicowany i jeśli będziecie mieli możliwość porównania tych dwóch konstrukcji, znajdziecie takich szczegółów więcej. Nie ulega jednak wątpliwości, że TDAI-2170 był bardziej minimalistyczny, a jego przednia ścianka sprawiała wrażenie czystszej. TDAI-3400 wygląda jak cyfrowy kombajn. Wyraźnie daje nam do zrozumienia, że potrafi więcej niż jego młodszy brat, ale jeśli mam być szczery, jest chyba trochę mniej seksowny. W oczy rzuca się przede wszystkim dodatkowe okienko, które... No właśnie - tak do końca nie wiadomo do czego służy. Możliwe, że znajdują się za nią czujniki i anteny, których nie można szczelnie otoczyć metalowymi panelami. Ale czy nie udałoby się schować ich za istniejącym wyświetlaczem? Albo jeszcze lepiej - umieścić go wewnątrz potencjometru tak, jak w kultowym wzmacniaczu TacT-a sprzed dwudziestu lat? To by dopiero było piękne nawiązanie do historii Lyngdorfa! Tak czy inaczej, małe okienko podczas pracy niczego nie wyświetla, więc technicznie jest bardzo podobnie, jak w modelu TDAI-2170. Oprócz wspomnianego potencjometru, do dyspozycji mamy znacznie mniejsze pokrętło nawigacyjne, maleńki przycisk trybu standby i trzy gniazda, które producent w tym modelu zdecydował się umieścić z przodu. Jest to USB do podłączenia pamięci z plikami i dwa gniazda 3,5 mm - jedno dla mikrofonu, drugie dla słuchawek.
TEST: Lyngdorf TDAI-2170
Tutaj, jak powiadają, zaczyna się prawdziwa jazda. Po ustawianiu wzmacniacza na miejscu i podłączeniu kolumn możemy rozpocząć procedurę instalacyjną. Można wprawdzie wybrać dowolne źródło lub podłączyć urządzenie do sieci i niemal natychmiast rozpocząć odsłuch, ale gdzie tu zabawa? Tak można zrobić z każdym klasycznym wzmacniaczem, a TDAI-3400 potrafi znacznie, znacznie więcej. Zacznijmy od systemu RoomPerfect czyli opatentowanego rozwiązania Lyngdorfa polegającego na skorygowaniu akustycznych niedoskonałości pokoju odsłuchowego, a nawet posiadanych zestawów głośnikowych przez nasz wzmacniacz. Aby skorzystać z tego dobrodziejstwa, należy złożyć statyw, ustawić na nim mikrofon, podłączyć go do wzmacniacza i przejść do trybu, w którym urządzenie "uczy się" wszystkiego na temat naszego pomieszczenia i sposobu, w jaki rozchodzą się w nim fale dźwiękowe. Procedurę tę opisaliśmy dość dokładnie w teście modelu TDAI-2170, więc nie będę się rozpisywał po raz kolejny. Muszę jednak przyznać, że system jest bardzo sprytny. Kiedy wykonujemy kolejne pomiary w różnych punktach, wzmacniacz pokazuje procentową wartość swojej "wiedzy” o akustyce. Podstawowe zastosowanie tej technologii jest oczywiście takie, aby można było zniwelować różne niedoskonałości wynikające z kształtu i "odpowiedzi" pomieszczenia, ale możliwości jest znacznie więcej. Nic nie stoi bowiem na przeszkodzie, abyśmy ustawili kilka kluczowych punktów, w których najczęściej słuchamy muzyki. Centralny punkt na kanapie wydaje się być takim pierwszym, najbardziej oczywistym strzałem, ale dlaczego mielibyśmy nie wykonać pomiaru także w innych miejscach, w których dłużej przebywamy? Przy stole w jadalni, w kuchni, a może przy podłodze w miejscu, w którym rozkładamy matę i ćwiczymy jogę? Wzmacniacz zapamięta te punkty, a my będziemy mogli później ustawić korekcję tak, aby właśnie tam muzyka brzmiała najlepiej. Dystrybutor Lyngdorfa wykorzystywał tę opcję w bardzo ciekawy sposób. Podczas wystawy Audio Video Show ustawiał RoomPerfect tak, aby brzmienie było najlepsze przy drzwiach, gdzie zbierał się największy tłum. No bo czemu nie? Wzmacniacz może nie tylko wyprostować pewne niedoskonałości naszego pomieszczenia odsłuchowego, ale też wyrównać brzmienie podłączonych kolumn lub zestawu składającego się powiedzmy z monitorów i subwoofera. Wszystko to wprowadzamy podczas ustawiania systemu RoomPerfect. Wiadomo, że cyfrowy procesor nie jest lekarstwem na wszelkie zło, ale w wielu przypadkach może wykonać dla nas dużo dobrej roboty. Chociażby wtedy, gdy nie możemy pozwolić sobie na odsunięcie kolumn o dobry metr od tylnej ściany, jak to miało miejsce w sklepie, w którym je kupiliśmy. Z tego, co wiem, jest to często spotykany problem na który tak naprawdę nie ma dobrego rozwiązania. Gąbkowe zatyczki do bass-reflexów? Kable przycinające niskie tony? To zawsze może trochę pomóc, ale akustyka jest bezlitosna. Tam, gdzie buczało, tam pewnie będzie buczeć nadal, tylko może trochę mniej. Tymczasem TDAI-3400 potrafi wprowadzić naprawdę dokładne korekty i sprawić, że w trudnej sytuacji muzyka wreszcie zabrzmi tak, jak powinna.
To jednak nie wszystko. O ile w tańszym wzmacniaczu Lyngdorfa mieliśmy do czynienia z RoomPerfectem w dość zamkniętej formie, tutaj otrzymujemy jego bardziej zaawansowaną wersję, a dzięki łączności sieciowej w każdej chwili możemy zajrzeć do wyników pomiarów i samodzielnie wprowadzić w nich zmiany, wedle własnego uznania. Zacznijmy od tego, że TDAI-3400 można obsłużyć za pomocą dedykowanej aplikacji. Jest bardzo nowoczesna i daje dostęp do większości najczęściej używanych funkcji wzmacniacza, a przy tym pozwala na odtwarzanie muzyki z serwera lub komputera pracującego w tej samej sieci. Wzmacniacz łączy się również z usługami przesyłania strumieniowego, takimi jak Roon, Spotify Connect i AirPlay, a także z radiem internetowym. Tak naprawdę mamy więc do czynienia z systemem all-in-one, choć teoretycznie jest to wzmacniacz zintegrowany z bogatym wyposażeniem. W pokładowym menu znajdziemy wiele dodatkowych opcji, takich jak chociażby przygotowane przez producenta tryby dźwiękowe, którymi w dowolnym momencie możemy zastąpić nasz podstawowy pomiar. Przypomina to bardzo zaawansowane ustawienia equalizera, z których część znakomicie sprawdza się na przykład podczas wieczornych odsłuchów. Jeżeli jednak i te zabawki nam się znudzą albo będziemy chcieli uzyskać dostęp do wszystkich opcji, jakie oferuje nasz wzmacniacz, wystarczy wpisać podany w aplikacji adres IP w przeglądarce, na przykład na komputerze lub tablecie. Dostaniemy się wówczas do pełnego menu, w którym ręcznie wyregulujemy każdy, ale to każdy parametr. Co tylko przyjdzie nam do głowy. W tym momencie staje się jasne, że TDAI-3400 to połączenie wzmacniacza z całkiem porządnym komputerem. Wydaje mi się, że Lyngdorf nie musiał dawać użytkownikom tak dokładnego wglądu w działanie tego urządzenia od zaplecza, ale jeżeli ktoś lubi taką zabawę, będzie w siódmym niebie. Mam wrażenie, że TDAI-3400 będzie także znakomitym rozwiązaniem dla instalatorów, którzy czasami muszą nieźle się nagłówkować aby uzyskać pożądany dźwięk bez łamania rozmaitych ograniczeń, nałożonych na przykład przez architekta wnętrz. Tutaj skomplikowana sprawa staje się nagle banalnie prosta. Stawiamy kolumny tam, gdzie stać muszą, podłączamy kable, uruchamiamy setup, przeprowadzamy pomiary, a w razie czego jeszcze korygujemy ich wyniki z poziomu przeglądarki i po robocie. Jeżeli jednak nie macie ochoty wchodzić w ustawienia tak głęboko, nikt nie mówi, że jest to konieczne. Można po prostu zaufać systemowi RoomPerfect, skorzystać z predefiniowanych ustawień korektora albo korzystać tylko z tych opcji, do których dostaniemy się za pomocą pilota lub z poziomu aplikacji. I tak jest ich przecież całkiem sporo.
Pora zajrzeć na tylną ściankę duńskiego wzmacniacza. Urządzenie oferuje sporo różnych wejść wyjść, przy czym priorytet mają gniazda cyfrowe. Do dyspozycji mamy aż siedem tego typu wejść. W tej sekcji znalazło się gniazdo USB typu B do podłączenia komputera, dwa wejścia koaksjalne, trzy optyczne oraz zbalansowane gniazdo AES/EBU. Do tego dochodzi pojedyncze cyfrowe wyjście koaksjalne oraz zlokalizowany obok pakiet gniazd dodatkowych, a wśród nich kolejne gniazdo USB (co w połączeniu ze złączem na przedniej ściance daje aż trzy wejścia w tym standardzie), gniazdo na karty SD (co ciekawe, nie do odtwarzania plików, ale tworzenia kopii zapasowej ustawień i filtrów), złącze LAN, komunikacyjne RS232 i dwa triggery. Na skraju tylnego panelu znalazło się trójbolcowe gniazdo zasilające IEC z głównym włącznikiem i przełącznikiem napięcia. Wyposażenie standardowe obejmuje również dwa analogowe wejścia niezbalansowane dwa wyjścia - tym razem w standardzie RCA i XLR. Producent najwyraźniej zakłada, że do takiego wzmacniacza nikt nie będzie podłączał jakiegokolwiek źródła analogowymi XLR-ami. Nawet jeśli mamy w systemie gramofon i magnetofon, będziemy mogli skorzystać z dwóch wejść RCA. Odtwarzacz płyt kompaktowych powinien mieć przynajmniej jedno wyjście cyfrowe i Lyngdorf wyraźnie daje nam do zrozumienia, że takie połączenie powinniśmy wybrać, omijając przetwornik w odtwarzaczu i traktując go jako transport. Podłączając odtwarzacz do wejścia analogowego, nasz system musiałby wykonać podwójną konwersję sygnału - najpierw z postaci cyfrowej na analogową w odtwarzaczu, a następnie z analogowej na cyfrową we wzmacniaczu. Naturalnie, taka zabawa nie ma żadnego sensu i spowoduje zauważalne pogorszenie jakości brzmienia. W TDAI-3400 wejścia analogowe należy traktować jako opcję. Po co więc wyjścia RCA i XLR? Chociażby do podłączenia jednego lub dwóch aktywnych subwooferów, co producent jak najbardziej bierze pod uwagę. Ale to nie wszystko, bo urządzenie może zostać wyposażone w dodatkowe moduły. Pierwszy z nich to prezent dla audiofilów dysponujących źródłami analogowymi z naprawdę wysokiej półki. Jeżeli należycie do grona posiadaczy hi-endowych gramofonów, taki moduł będzie właściwie obowiązkowy, bowiem zawiera - jak to nazywa producent - wysokiej jakości wejścia analogowe (jedno zbalansowane i trzy niezbalansowane). Jak można się domyślić, to nie gniazda są takie wypasione, lecz to, co znajduje się za nimi - audiofilski przetwornik zamieniający sygnał analogowy na cyfrowy. Można przypuszczać, że robi to ze znacznie większą dokładnością niż ten, który dostajemy w standardzie. W tym momencie można zapytać dlaczego Lyngdorf od razu nie wyposażył TDAI-3400 w taki hi-endowy DAC do obrabiania sygnałów z wejść analogowych. Odpowiedź wydaje się oczywista - po to, by nie zawyżać ceny urządzenia i nie kazać płacić wszystkim klientom za coś, z czego skorzystają tylko niektórzy amatorzy gramofonów, magnetofonów i innych wynalazków z epoki analogu. Drugi dodatkowy moduł rozszerza wyposażenie tylnej ścianki o trzy wejścia i jedno wyjście HDMI, zamieniając nasz wzmacniacz w kinową maszynę stereofoniczną gotową połączyć się z telewizorem, dekoderem, konsolą lub odtwarzaczem Blu-ray. Bardzo ciekawa sprawa, ale dobrze, że Lyngdorf oferuje ją w formie płytki dla chętnych. Wielu użytkowników poradzi sobie z tym za pomocą jednego z wejść optycznych. Z modułem HDMI otrzymamy pewnie lepszy dźwięk, ale nie każdy będzie chciał za takie gniazda dopłacać. Swoją drogą, moduły rozszerzeń nie są kosmicznie drogie. Każdy z nich kosztuje dokładnie 1800 zł. Wzmacniacz w wersji bazowej kosztuje 22500 zł, za wersję z jedną dodatkową kartą zapłacimy 24300 zł, a z dwoma modułami - 26100 zł. Decyzji nie trzeba podejmować od razu, bo montaż kart jest banalnie prosty.
Audiofile lubią ciężkie transformatory, grzejące się lampy i wielkie radiatory. Ja też, ale po kilku godzinach zabawy z Lyngdorfem zdałem sobie sprawę, że powrót do klasycznego wzmacniacza wcale nie będzie taki łatwy. Do pewnych udogodnień zaczynamy szybko się przyzwyczajać, a już szczególnie, gdy są one zrealizowane tak perfekcyjnie, jak w TDAI-3400.TDAI-3400 to kawał zaawansowanej technologii zamknięty w całkiem dyskretnej obudowie o standardowych gabarytach. Jako całość, robi naprawdę znakomite wrażenie. Audiofile lubią ciężkie transformatory, grzejące się lampy i wielkie radiatory. Ja też, ale po kilku godzinach zabawy z Lyngdorfem zdałem sobie sprawę, że powrót do klasycznego wzmacniacza wcale nie będzie taki łatwy. Do pewnych udogodnień zaczynamy szybko się przyzwyczajać, a już szczególnie, gdy są one zrealizowane tak perfekcyjnie, jak w TDAI-3400. Wszystko w tym urządzeniu działa tak, jak powinno. Spodziewałem się, że nagromadzenie różnych funkcji spowoduje, że co dwa dni wzmacniacz trzeba będzie resetować, albo że kilka razy dziennie na wyświetlaczu pojawi się komunikat o błędzie. Nic takiego nie miało miejsca. Możliwe, że test trwał zbyt krótko abym mógł wykryć tego typu nieprawidłowości, ale zwykle jeśli coś ma się popsuć, psuje się najwyżej w ciągu dwóch lub trzech dni. TDAI-3400 jest więc nie tylko bardzo zaawansowanym, ale też dopracowanym urządzeniem. W końcu Peter Lyngdorf nie jest w tej dziedzinie nowicjuszem, a w konstrukcji i zachowaniu testowanego wzmacniacza wyraźnie to widać. Łączność sieciowa, obsługa serwisów streamingowych, własna aplikacja na urządzenia mobilne, system korekcji akustyki pomieszczenia, powalająca funkcjonalność, możliwość ręcznego ustawienia wielu parametrów w pokładowym menu, opcjonalne moduły z dodatkowymi gniazdami, wysoka jakość wykonania i moc wyjściowa pozwalająca realnie myśleć o napędzeniu nawet trudnych do wysterowania kolumn - to tylko najważniejsze plusy tej konstrukcji. Jestem przekonany, że w zależności od sposobu wykorzystania tej integry znajdziecie ich jeszcze więcej. Wyjście słuchawkowe? Jest. Możliwość włączenia urządzenia w system automatyki domowej? Jest. AirPlay, Bluetooth, Spotify Connect? Jak najbardziej. Jak by nie kombinować, ciężko ten wzmacniacz zagiąć. Większość modeli w zbliżonej cenie będzie przy nim wyglądać jak sprzęt z minionej epoki. Minusy? Trochę niedopracowane narzędzie do słuchania plików z aplikacji (da się zrobić, ale widziałem wygodniejsze sposoby zarządzania odtwarzanymi plikami i playlistami), brzydkie dodatkowe okienko na przednim panelu i coś, co zauważą tylko perfekcjoniści - minimalnie chłodniejsza barwa podświetlenia firmowego loga na głównym wyświetlaczu (w porównaniu z jego zawartością). Ciężko mi jednak przyczepić się do czegoś innego, niż takie drobiazgi. Cena? Hmm… Z jednej strony jest prawie dwukrotnie wyższa, niż w przypadku TDAI-2170. Ale tamten wzmacniacz nie ma tylu gadżetów, nie łączy się z siecią, nie może być samodzielnym źródłem i nie dysponuje tak wysoką mocą wyjściową. Kwestia porównania z konkurencją także jest dość trudna, bo o ile na rynku można znaleźć audiofilskie systemy all-in-one w zbliżonej cenie, to niewiele z nich ma system korekcji akustyki pomieszczenia i chociażby tak zaawansowane menu, do którego można dostać się z poziomu przeglądarki. Nawet nie wiem czy potrafię w tej chwili wskazać dla TDAI-3400 godnego rywala. Naim Uniti Nova, Musical Fidelity M6 Encore 225, T+A R 1000 E, Micromega M-One 150? Jeśli zapomnimy o systemie RoomPerfect będącym jedną z największych atrakcji TDAI-3400, to tak. A przecież to ten sam przedział cenowy. Nie wiem czy pierwszym prawdziwym rywalem dla Lyngdorfa nie jest Devialet Expert 130 Pro, wyceniony na 26999 zł. Wychodzi na to, że nawet po dwudziestu latach technologia Petera Lyngdorfa, oczywiście uzupełniona kilkoma nowymi wynalazkami, jest trudna do przebicia. Pytanie tylko jak sprawdzi się w teście odsłuchowym.
Brzmienie
Konserwatywni audiofile będą zastanawiali się jak TDAI-3400 gra jako normalny, tradycyjny wzmacniacz. Otóż dobre, a pod pewnymi względami nawet bardzo dobrze. Pierwszego dnia testu słuchałem go właśnie w ten sposób. Świadomie zignorowałem wskazówki mówiące o możliwości przeprowadzenia pomiaru za pomocą mikrofonu i skoncentrowałem się na tym, co Lyngdorf ma do zaproponowania jako klasyczna integra. Jak można się było spodziewać, jest to mocniejsza i nieco odważniejsza, ale także bardziej dopracowana wersja brzmienia, z którym zetknąłem się podczas testu tańszego modelu TDAI-2170. Taka estetyka przypadnie do gustu melomanom szukającym sprzętu stawiającego na szeroko pojętą neutralność. Nie ma tu ani technicznej twardości kojarzonej ze wzmacniaczami tranzystorowymi ani gęstości i ciepła charakterystycznego dla lamp, a także - co ciekawe - niektórych układów pracujących w klasie D. Lyngdorf proponuje znakomicie wyważony, dojrzały i wypośrodkowany dźwięk, w którym przy odrobinie szczęścia odnajdziemy wszystko, co mogłoby nas interesować. Długo zastanawiałem się jak w ogóle rozpocząć opis jego brzmienia, a jeśli to mi się uda, to w jaki sposób powinienem go rozwinąć. Jeśli mam być brutalnie szczery, mógłbym wybrać jedną z dwóch opcji - dziesięć razy rozwijać definicję neutralności na różne sposoby, odwołując się na przykład do audiofilskiego ideału, jakim jest drut ze wzmocnieniem, albo potraktować ten dźwięk jako połączenie ognia z wodą. Przy każdej zmianie utworu, moją uwagę przykuwało bowiem coś innego. A to przejrzystość średnich i wysokich tonów, a to gładkość i spójność... Cechy, które rzadko idą ze sobą w parze, tutaj wzajemnie się przeplatają i uzupełniają. Nie mówiąc już o dynamice i niskich tonach, bo tu prawie zawsze kryło się coś ciekawego. Kiedy jednak zrobiłem sobie przerwę, spojrzałem na całą sprawę z dystansu i ponownie usiadłem do odsłuchu, doszedłem do wniosku, że TDAI-3400 jest po prostu wyjątkowo uniwersalnym zwierzęciem. Jego brzmienie definiuje wybitna neutralność i wzorowe - jak na ten przedział cenowy - poczucie równowagi. Nie wiem czy w jakimkolwiek innym aspekcie osiąga poziom referencyjny, zatem jeśli oczekujecie, że w pierwszych sekundach odsłuchu rozwali ściany i wysadzi membrany z koszy albo oczaruje wszystkich swym romantyzmem, to absolutnie nie ten adres. Możliwe, że z odpowiednimi kolumnami w wybranym obszarze uda się osiągnąć więcej. Wbrew pozorom, idealnego towarzystwa dla tej integry szukałbym wśród zestawów, które normalnie łączylibyśmy ze wzmacniaczami lampowymi. Nie chodzi nawet o możliwość wchodzenia na wyższe poziomy głośności, a raczej pobudzenie mikrodynamiki i uzyskanie pewnej lekkości i namacalności brzmienia. Ale jeśli sięgniecie po dobre kolumny o równym i naturalnym brzmieniu, TDAI-3400 zagra jak wzmacniacz, który nie lubi dodawać muzyce nic od siebie. Bo dokładnie takim urządzeniem jest. Kiedy trzeba, sięga nieco głębiej do swoich pokładów energii, a gdy chcemy się po prostu zrelaksować, potrafi wydobyć z siebie sporo przyjemnej gładkości. Pod koniec pierwszego dnia testu, późnym wieczorem, słuchałem już ciszej i włączyłem jeden z trybów delikatnie podnoszących poziom niskich tonów. Czułem się jakbym siedział w strefie wolnej od audiofilskich problemów. Lyngdorf po prostu grał, a ja po prostu słuchałem. Nie zastanawiałem się czy średnica jest odpowiednio ciepła i nasycona, a wysokie tony wystarczająco przejrzyste. O ile TDAI-3400 w pierwszych minutach odsłuchu nie rozłożył mnie na łopatki, po jakimś czasie jego brzmienie zaczęło mi mocno "wchodzić". Gdyby ktoś zapytał co tak bardzo mi się spodobało, chyba nie umiałbym udzielić mu prostej i jednoznacznej odpowiedzi. Oprócz neutralności i spójności? Prawdopodobnie nic. A może wszystko po trochu? Powiedzmy sobie szczerze - za te pieniądze można kupić wzmacniacz dysponujący mocniejszym uderzeniem, grający potężniejszym dołem, bardziej rozdzielczy i dosłowny, albo wprost przeciwnie - cieplejszy, przyjemniejszy i bardziej romantyczny. Często jednak okazuje się, że zauroczeni pewnymi cechami brzmienia, przymykamy oko (lub ucho) na braki w innych dziedzinach. Tutaj nic podobnego nam nie grozi, ale myślę, że nie każdy będzie mógł od razu się o tym przekonać. Mimo wszystko, trzeba dać sobie trochę czasu, mieć pewne doświadczenie ze sprzętem audio albo wiedzieć, że właśnie to jest brzmienie, którego szukamy. Jak to w życiu bywa, dla jednych będzie to dźwięk zbyt wypośrodkowany, może nawet nudny, natomiast dla innych - chodzący (a raczej grający) ideał.
Gdybym miał potraktować TDAI-3400 jak każdy inny wzmacniacz i świadomie zrezygnować z możliwości, których nie oferują konkurencyjne integry, w tym momencie zakończyłbym test i odesłał paczkę do dystrybutora. Nie po to jednak kupuje się urządzenie z zaawansowanym systemem korekcji akustyki pomieszczenia, aby wszystko powyłączać i słuchać po bożemu. W moim przypadku RoomPerfect przyniósł zauważalną poprawę brzmienia. Dźwięk jeszcze bardziej się wyrównał, zniknęły pewne nierówności w zakresie niskich tonów, a nastawienie tak zwanego sweet spotu na miejsce, w którym siedziałem spowodowało również zmianę w sposobie kształtowania sceny stereofonicznej. Pod wieloma względami działanie korektora przypominało mi to, co usłyszałem w wydaniu głośnika sieciowego Dynaudio Music 7, ale w zupełnie innej skali i oczywiście w wykonaniu dwóch porządnych kolumn podłogowych. Nie jestem pewien czy dobrze kombinuję, ale domyślam się, że skuteczność działania systemu RoomPerfect zawsze będzie zależała od tego, jakie warunki wzmacniacz u nas "zastanie". Na pewno nie można rozpatrywać tych dwóch spraw osobno, bo w jednym pomieszczeniu procesor DSP będzie miał więcej roboty, a w innym - mniej. Przykładowo, odsłuchy tańszego modelu TDAI-2170 odbywały się w mocno wytłumionym pokoju i zmiany były mniejsze, niż się spodziewałem. TDAI-3400 pracował w większym pokoju o nieco żywszej akustyce i być może to sprawiło, że działanie układu korekcyjnego było bardziej oczywiste. Ale nawet nie to jest najlepsze. W naszym pokoju odsłuchowym zostały wykonane profesjonalne pomiary akustyki, ale nie chcieliśmy przesadnie go wytłumić z prostego powodu - uznaliśmy, że to wnętrze powinno jak najlepiej imitować warunki, w jakich zazwyczaj pracuje sprzęt audio. Oczywiście nie mówimy tutaj o sytuacjach ekstremalnych, ale okładanie wszystkich ścian ustrojami akustycznymi też nie ma sensu, bo prawie nikt normalny takiego czegoś nie robi. Przeprowadziliśmy nawet w tej sprawie małe dochodzenie i stwierdziliśmy, że optymalnym rozwiązaniem będzie zastosowanie kilku ustrojów marki Vicoustic w wybranych miejscach. To i tak więcej, niż w pokoju typowego audiofila. Pomiary przeprowadzone przez właściciela firmy MJ Audio Lab wykazały jednak, że w pokoju jest kilka miejsc, w których zdecydowanie nie należy siedzieć lub stać podczas krytycznych odsłuchów. Jak najbardziej zgadzało się to zresztą z naszymi wcześniejszymi obserwacjami. Nawet jeśli umówicie się na odsłuch w sklepie z pięknie przygotowaną salą do prezentacji sprzętu, stańcie pod ścianą i sprawdźcie co się stanie. Zasad akustyki nie da się obejść wieszając na ścianach kilka kawałków gąbki. Co innego jeśli ustawimy mikrofon w tym miejscu i każdemy Lyngdorfowi przeliczyć sygnał tak, abyśmy właśnie tam usłyszeli czytelny, liniowy dźwięk bez podbitego basu. TDAI-3400 zrobi to z przyjemnością. Pozostaje oczywiście pytanie czy taka funkcja jest nam potrzebna. Odpowiedź będzie pewnie bardzo indywidualną kwestią. Moim zdaniem najważniejsze jest to, że z takim wzmacniaczem nie trzeba obawiać się tego, że kolumny dosunięte do ściany o kolejne 10 cm zaczną nagle buczeć tak potwornie, że nie będziemy mogli słuchać żadnej muzyki z przyjemnością. RoomPerfect na pewno nie nadrobi wszystkich niedoskonałości, ale jeżeli potrafi dać wiele dobrego nawet w pomieszczeniu, które naprawdę dobrze nadaje się do testowania sprzętu audio, to co zdziała w sytuacji zahaczającej o akustyczny dramat? Może uda mu się nawet uratować coś, co teoretycznie jest nie do uratowania?
Z oczywistych przyczyn nie miałem tyle czasu, aby pobawić się każdym jednym parametrem i sprawdzić jak wpływa on na dźwięk, najlepiej w ślepym teście z wykorzystaniem trzech różnych zestawów głośnikowych. Skoncentrowałem się na korekcji akustyki i predefiniowanych ustawieniach korektora, ale nie wpadłem na to, aby grzebać w czułości poszczególnych wejść. Tymczasem jest to sprytny i całkowicie darmowy sposób, by uczynić brzmienie naszego wzmacniacza bardziej ekscytującym.Ostatnim etapem testu był króciutki odsłuch w całkowicie innym pomieszczeniu i z zupełnie innym sprzętem towarzyszącym. W mocno wytłumionej sali TDAI-3400 swobodnie poradził sobie z wysterowaniem kolumn Opera Grand Callas, co potwierdziło jego duże możliwości w tej kwestii. Najciekawsze było jednak to, że w tej konfiguracji wzmacniacz pracował z małym wspomaganiem w postaci podkręconej czułości na wejściu. Zgodnie z tym, co przeczytałem w instrukcji obsługi, dla każdego wejścia można ponieść ten parametr nawet o 24 dB, co w teorii powinno sprawić, że żadne z podłączonych do wzmacniacza źródeł nie będzie grało o wiele głośniej lub ciszej niż pozostałe. W praktyce jednak zwiększenie czułości wejściowej może jednak uczynić brzmienie bardziej efektownym, dziarskim i ciekawszym. TDAI-3400 gra wówczas jakbyśmy wstawili do niego małą turbosprężarkę. Dobrze, że zdecydowałem się na ten drugi odsłuch, bo z oczywistych przyczyn nie miałem tyle czasu, aby pobawić się każdym jednym parametrem i sprawdzić jak wpływa on na dźwięk, najlepiej w ślepym teście z wykorzystaniem trzech różnych zestawów głośnikowych. Skoncentrowałem się na korekcji akustyki i predefiniowanych ustawieniach korektora, ale nie wpadłem na to, aby grzebać w czułości poszczególnych wejść. Tymczasem jest to sprytny i całkowicie darmowy sposób, by uczynić brzmienie naszego wzmacniacza bardziej ekscytującym. Lyngdorf idzie wówczas w kierunku mocarnego tranzystora i muszę przyznać, że taka odsłona tego piecyka również do mnie przemawia. A czy w tym momencie odkryłem już wszystko, co było w nim do odkrycia? Pewnie nie.
Rzadko zdarza się, aby moje nastawienie odnośnie konkretnego urządzenia było takie samo po pięciu minutach odsłuchu i w chwili, gdy sprzęt trafia z powrotem do pudełka. Czasami pierwsze minuty, a nawet godziny testu upływają w dość entuzjastycznej atmosferze, ale w miarę upływu czasu zaczynam zwracać uwagę na pewne niedoskonałości, a kiedy kurier odbiera paczkę, czuję się zupełnie jakbym oddawał stare ubrania lub niepotrzebne meble. Bez jakichkolwiek emocji. Ale bywają też przypadki odwrotne. Początkowo sprzęt jakoś tam gra, ale po kilku dniach nabieram przekonania, że pod wieloma względami jest wyjątkowy. Wówczas trochę trudniej jest mi się z nim rozstać. Tak było na przykład z monitorami Sound Project Nina, wzmacniaczem Auris Audio Fortissimo, słuchawkami Sennheiser HD 660 S, wzmacniaczem słuchawkowym Woo Audio WA7 Fireflies, a także z Marantzem ND8006, który ostatecznie wylądował w naszym systemie odniesienia. Lyngdorf TDAI-3400 jest jednym z takich urządzeń. W trakcie trwania testu zdążyłem się z nim zaprzyjaźnić, a przecież na pewno nie dotarłem do granic jego możliwości. Pewnego dnia, tak na spokojnie, chciałbym jeszcze do niego wrócić.
Budowa i parametry
Lyngdorf TDAI-3400 to wzmacniacz zintegrowany będący w rzeczywistości połączeniem cyfrowego procesora dźwięku z końcówką mocy pracującą w klasie D. Dzięki opatentowanemu oprogramowaniu korekcji akustyki pomieszczenia RoomPerfect, urządzenie ma zapewniać użytkownikom doskonały dźwięk bez potrzeby stosowania ekstensywnych zabiegów w pomieszczeniu odsłuchowym. System działa w oparciu o pomiary wykonywane za pomocą dołączonego do zestawu mikrofonu. Za pomocą interfejsu sieciowego, z poziomu przeglądarki na dowolnym urządzeniu można wykonywać wszystkie operacje z poziomu menu, co pozwala na precyzyjne ustawienie dźwięku. Wzmacniacz może dostosować się do egzotycznych konfiguracji zestawów głośnikowych, a to dzięki cyfrowej zwrotnicy z ustawieniami naśladującymi działanie filtrów Linkwitza-Rileya lub Butterwortha. Obudowa została wykonana z niemagnetycznego stopu metali, prawdopodobnie na bazie aluminium. Front ma grubość 13 mm, a boczne panele około 8 mm. Pokrywa jest mocowana za pomocą kilku niewielkich śrub, a od spodu została podklejona matą bitumiczną. Ze względu na swoją konstrukcję, TDAI-3400 nie generuje dużych ilości ciepła, więc takie dodatkowe wytłumienie i dociążenie nie kłóci się z komfortem pracy znajdującej się wewnątrz elektroniki. Należy przy tym zaznaczyć, że wszystkie elementy są znakomicie spasowane. Nawet w konstrukcji nóżek widać dbałość duńskich inżynierów o szczegóły. Układ wzmacniacza bazuje na rozwiązaniach opracowanych przez Petera Lyngdorfa ponad dwie dekady temu. Jego koncepcja opiera się na rezygnacji z ujemnego sprzężenia zwrotnego, a więc eliminacji największych bolączek wzmacniaczy pracujących w klasie D czyli zniekształceń THD oraz szumu układów wyjściowych. Innym ciekawym rozwiązaniem jest zwalczanie różnic w poziomie sygnału poprzez zastosowanie korekcji ICC (Inter-Sample Clipping Correction). Problem dotyczy sytuacji, kiedy sygnał wyjściowy zostanie obcięty ze względu na brak możliwości przetwarzania powyżej 0 dB. Aby zapobiec utracie informacji, stosowana jest właśnie korekcja ICC. Mówiąc prościej, TDAI-3400 przywraca utracone informacje poprzez obniżenie głośności całego toru o różnicę pomiędzy szczytem a poziomem zerowym. Wszystko to dzieje się w czasie rzeczywistym, zanim sygnał osiągnie etap wzmocnienia. Wnętrze podzielone jest na kilka sekcji, z których stosunkowo łatwo można wydzielić zasilacz i końcówkę mocy, a także część odpowiedzialną za łączność sieciową, streaming i inne tego typu funkcje. Dodatkowe moduły wejściowe (z gniazdami analogowymi lub HDMI) montowane są piętrowo nad płytą główną na specjalnych wspornikach. W pobliżu przedniej ścianki widać dwa szerokie radiatory otoczone zastępem kondensatorów. Widać, że w porównaniu do modelu TDAI-2170, topologia obwodów elektronicznych została całkowicie przeprojektowana. W zasilaczu pojawiły się między innymi cztery dodatkowe kondensatory o pojemności 1500 μF, a końcówkę mocy zbudowano zgodnie z firmowym rozwiązaniem o nazwie Equibit, w oparciu o tranzystory OptiMOS od Infineon Technologies. Na płycie głównej królują dwa procesory Analog Devices ADSP-21489 odpowiedzialne za całą "inteligencję" wzmacniacza. Mimo, że z lotu ptaka taka konstrukcja bardziej przypomina zaawansowany komputer niż typową integrę, trzeba przyznać, że Lyngdorf mocno się nad tym projektem napracował, a jego wykonanie jest praktycznie bezbłędne. Jeśli chodzi o parametry, respekt budzi przede wszystkim moc wyjściowa wynosząca 200 W przy 8 Ω i 400 W przy 4 Ω. Warto jednak zaznaczyć, że producent podaje moc RMS. W zależności od wybranego wejścia, urządzenie obsługuje sygnały PCM w jakości do 32 bit/384 kHz oraz DSD128. Najlepsze parametry uzyskamy wybierając gniazdo USB typu B i zaprzęgając do pracy komputer. Wejścia koaksjalne, HDMI i AES/EBU mają ograniczenie do 24 bit/192 kHz. Taka sama jest maksymalna jakość plików, jakie odtworzymy przez Wi-Fi i LAN.
Werdykt
Dwadzieścia lat temu Peter Lyngdorf stworzył wzmacniacz rodem z przyszłości. Millenium wyprzedził swą epokę tak bardzo, że nie wszyscy zrozumieli jakie korzyści może przynieść technologia cyfrowa w tak ekstremalnej, hi-endowej postaci. Mam wrażenie, że dopiero dziś staje się to oczywiste, czego dowodem jest TDAI-3400. Sam wzmacniacz pracujący w klasie D nie jest czymś wyjątkowo seksownym. Na pewno nie dla audiofilów przyzwyczajonych do brzmienia klasycznych konstrukcji tranzystorowych i lampowych. Niższe zużycie energii na pewno ich nie przekona. Jeżeli jednak połączymy nowatorski układ zaprojektowany przez jednego z największych ekspertów w tej dziedzinie z systemem korekcji akustyki, łącznością sieciową, możliwością odtwarzania plików hi-res, kompatybilnością z rozmaitymi serwisami streamingowymi, licznymi wejściami cyfrowymi, możliwością zarządzania wzmacniaczem z poziomu przeglądarki, opcjonalnymi modułami z dodatkowymi gniazdami, naprawdę zacnym brzmieniem i możliwością jego dalszej poprawy poprzez wyprostowanie pewnych minusów kolumn i pomieszczenia odsłuchowego, to już zupełnie inna rozmowa. TDAI-3400 to skrajnie nowoczesny system all-in-one, któremu do pełni szczęścia potrzebne są tylko odpowiednio dobre zestawy głośnikowe. Wiem, że nie każdego to przekona, bo wielu ludzi lubi brzmienie lamp i gramofonów. Ale po kilku dniach w towarzystwie tego wzmacniacza trudno mi pozbyć się myśli, większość innych konstrukcji to technologia z ubiegłego wieku, przepakowywana raz po raz w ładniejsze obudowy i sprzedawana po coraz wyżych cenach. Lyngdorf też tani nie jest, ale jego cenę można uzasadnić rozbudowaną funkcjonalnością, wszechstronnością, wysoką jakością wykonania i rozwiązaniami, których nie ma konkurencja. I nie chodzi tu o drewniane ozdóbki i transformatory nawijane w świetle księżyca, ale o technologię, której działanie wyraźnie słychać. Ciekawe czy za dwadzieścia lat inni producenci będą w stanie nawiązać walkę z Lyngdorfem, czy większość z nich nadal będzie pudrować swą bierność opowieściami o starannie selekcjonowanych komponentach i rodowanych gniazdach. Jeśli macie dosyć tego audiofilskiego bełkotu, wypróbujcie TDAI-3400. Możliwe, że nie będziecie chcieli już słyszeć o żadnym innym wzmacniaczu.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 200 W/8 Ω, 2 x 400 W/4 Ω (RMS)
Wejścia analogowe: 2 x RCA
Wejścia cyfrowe: 3 x optyczne, 2 x koaksjalne, 1 x AES/EBU, 2 x USB (A), 1 x USB (B)
Wyjścia analogowe: 1 x RCA, 1 x XLR
Wyjście cyfrowe: 1 x koaksjalne
Prąd szczytowy: 40 A
Wymiary (W/S/G): 10,5/45/36 cm
Masa: 8,2 kg
Cena: 22500 zł
Konfiguracja
Opera Grand Callas, Equilibrium Ether Ceramique, Pylon Audio Sapphire 31 StereoLife Edition, Marantz ND8006, Astell&Kern AK70, Cardas Clear Reflection, Equilibrium Tune 33 Light, Enerr Tablette 6S.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
-
stereolife
Na stronie www.lyngdorf.com.pl znajduje się lista autoryzowanych salonów Lyngdorfa w Polsce. W Poznaniu widnieją dwa - Elektris i Hi End Corner. Sugerowalibyśmy jednak najpierw napisać lub zadzwonić ponieważ sama obecność na liście dealerów nie oznacza, że każdy model jest dostępny do odsłuchu od ręki. Nie powinno być jednak problemów ze ściągnięciem go dla Pana na umówiony termin.
0 Lubię -
-
Paweł
Jako użytkownik TDAI-2170 zgodzę się z recenzją. Te wzmacniacze nic nie dodają od siebie i na pierwszy rzut ucha, są nudne, nie porywają. One zyskują przy dłuższym poznaniu. Wszystko jest uporządkowane, wyważone, lekkie i świeże. RoomPerfect w moim przypadku uchroni mnie przed postępem siwienia. Mam ciężki pokój akustycznie a RoomPerfect ogarnął ten bałagan zwinnie i gładko. Jakieś konkretne różnice między TDAI-3400 a TDAI-2170 w brzmieniu mógłbym uzyskać? Porównanie bezpośrednie jak wypada? Warto dopłacić do TDAI-3400 bo stoję przed dylematem czy polować na TDAI-3400. Miał by napędzić DALI Helicon 400 mk2. Posiadałem również SDAI-2175 i tam wydajność prądową i mocową miał niesamowita i bez problemu sobie radził z wysterowaniem. TDAI-2170 czasami kombinował i rozmywał niskie rejestry szczególnie przy wyższych poziomach db. Ciekaw jestem jak tutaj sobie radzi TDAI-3400. Pozdrawiam i dziękuję za recenzję!
0 Lubię -
stereolife
Niestety nie mieliśmy możliwości przeprowadzenia bezpośredniego porównania z modelem TDAI-2170, ale tamten wzmacniacz był u nas testowany we wrześniu 2015 roku. Pozostaje więc porównać obie recenzje, choć wiadomo, że oba teksty więcej dzieli, niż łączy. Odsłuch TDAI-2170 odbywał się w innym miejscu, z innym sprzętem towarzyszącym, nie wspominając już o tym, że tańszy model testował Witosław Szwacki. Widzimy jednak, że ma Pan bardzo dobre rozeznanie w temacie. Jeżeli ma Pan TDAI-2170 "na stanie", pozostaje wypożyczyć do odsłuchu TDAI-3400 i będzie Pan mógł przeprowadzić takie porównanie w najlepszych możliwych warunkach - w swoim pokoju odsłuchowym i ze swoim sprzętem. Obstawiamy, że TDAI-3400 zmasakruje swojego tańszego brata, ale jeśli wykona Pan taki eksperyment, prosimy podzielić się swoimi wrażeniami - będziemy bardzo wdzięczni za uzupełnienie testu. Pozdrawiamy!
0 Lubię -
Paweł
Będę mieć okazję, bo właśnie mój tata szuka TDAI-3400, więc postaram się opisać różnice między dwoma urządzeniami.
0 Lubię -
Jerzy
Gratuluję świetnego opisu i krytycznego przeglądu systemu TDAI-3400, zdecydowanie najlepszego i, moim zdaniem, najbardziej trafnego jaki czytałem z co najmniej tuzina innych jakie udało mi się znaleźć. Jestem szczęśliwym posiadaczem urządzenia od paru tygodni i zgadzam się ze wszystkim co przeczytałem. Radzi sobie on bardzo dobrze z para Raidho D1.1 (małych ale trudnych do wysterowania) monitorków i razem z Luminem U-1 z przodu, plus parę drobiazgów tu i tam, tworzy system stereo moich marzeń. Niezapomniane domowe wieczory muzyczne już teraz a z czasem może być tylko jeszcze lepiej. Korekcja akustyki pomieszczeń nie tylko ze czyni małe cuda, z najczęściej kiepskimi akustycznie pomieszczeniami w jakich większość z nas musi słuchać muzyki, to jest dziecinnie łatwa do ustawienia, praktycznie automatyczna. Jeśli ktoś tęskni do romantycznego brzmienia jakiemu pomagają harmoniczne zniekształcenia drugiego rzędu we wzmacniaczach lampowych, to TDAI-3400 może być użyty jak przedwzmacniacz i korektor akustyki. Dołączony do odpowiedniego lampowego wzmacniacza mocy, jeśli się nie mylę, powinien dać szczęście i zwolenników wzmacniaczy lampowych. Dodam jeszcze, ze dla amatorów subwooferów, system Lyngdorfa ma wbudowany crossover który naprawdę pomaga na pełne dźwiękowe zintegrowanie ich z parą głośników głównych. Z moich informacji wynika, ze Lyngdorf pracuje nad nowym modelem wzmacniacza stereo, w którym SPMS zostanie zastąpione ponownie liniowym zasilaczem (podobnie jak kiedyś w modelu Millenium), ze znacznie lepszą dynamiką (S/N 135 dB versus 94 obecnie), dużo mniejszymi szumami ultradźwiękowymi(>50 kHz), jeszcze mniejszymi zniekształceniami itd. To będzie dopiero zabawka, dla której może będzie warto sprzedać ten drugi samochód;-) Pozdrawiam!
0 Lubię -
Paweł
Porównanie na szybko 2170 z 3400: 3400 jest delikatnie jaśniejszy na górze, ma więcej głębi i w pełni kontroluje kolumny. Ma świetną wydajność prądową i dobrze radzi sobie nawet z ciężkimi do wysterowania kolumnami. Słychać, że podwojona moc i wydajność pomaga przy cichym graniu, jest większa dynamika. Dodatkowo sporo dodatkowych bajerów jak aplikacja, USB w standardzie i streamer.
0 Lubię -
-
Paweł
No z pewnością jest to najnowsze Millenium - takich wzmacniaczy jak millenium już się nie buduje bo są po prostu nie opłacalne. Po bezpośrednim porównaniu, niestety 3400 wypada blado przy legendzie. 3400 nie jest złym wzmacniaczem, jest super funkcjonalny, ale jeżeli chodzi o brzmienie, no cóż, Millenium ciągle wygrywa.
0 Lubię
Komentarze (10)