Unison Research Unico 90
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Jaki powinien być perfekcyjny wzmacniacz? Każdy audiofil odpowie na to pytanie inaczej. Dla jednych niedoścignionym ideałem będzie potężny, tranzystorowy piec ważący pięćdziesiąt kilogramów i budzący respekt samą powierzchnią rozpostartych po bokach radiatorów, natomiast dla innych spełnieniem marzeń byłby minimalistyczny, purystyczny lampowiec z triodami 300B w układzie single-ended. Oba światy mają swoje plusy i minusy. A co by było, gdybyśmy połączyli ogień z wodą? Powstałaby hybryda. Układ będący połączeniem lampowego przedwzmacniacza i tranzystorowej końcówki mocy przez wielu miłośników wysokiej klasy sprzętu audio uznawany jest za niedościgniony. W każdym z elementów stosujemy bowiem technologię, która nadaje się do tego najlepiej. Wydawałoby się, że wśród wzmacniaczy zintegrowanych za dziesięć, piętnaście czy dwadzieścia tysięcy złotych hybryd będzie co niemiara. Ale nie. Panuje tu dość ostry podział na stuprocentowe lampy i stuprocentowe tranzystory. Zupełnie jakby ich producenci kazali nam się określić - wybrać swoją ścieżkę i trzymać się jej także podczas wyboru zestawów głośnikowych, kabli i innych elementów systemu. Nagła zmiana koncepcji mogłaby bowiem zburzyć całą układankę. Mała popularność hybryd wśród wzmacniaczy zintegrowanych z wysokiej półki zaintrygowała mnie do tego stopnia, że postanowiłem zrobić mały rekonesans.
W okolicach piętnastu tysięcy złotych mamy do wyboru zaledwie kilka konstrukcji - Pathos Classic Remix, Vincent SV-700, Unison Research Unico 90. Jeśli uzbieramy jeszcze kilka tysięcy, dojdzie do tego jeszcze kilka modeli - Haiku Audio Iovita, McIntosh MA252, Pathos Logos MKII i Unison Research Unico 150. I jeśli chodzi o tradycyjne hybrydy z lampowym przedwzmacniaczem i tranzystorową końcówką mocy, to by było na tyle. Oczywiście, można jeszcze rozejrzeć się za tranzystorami obdarzonymi odrobiną przyjemnego ciepła lub lampowcami dysponującymi stosunkowo wysoką mocą, ale jest to tak naprawdę powrót do punktu wyjścia. Po teście Logosa MKII nabrałem ochoty na więcej. Byłem przekonany, że wypożyczenie kolejnej obiecującej hybrydy będzie łatwiejsze niż zamówienie średniej pepperoni z dostawą do domu. Kiedy okazało się, że wcale nie mam tak dużego wyboru, zrobiłem to, co podpowiadała mi intuicja - wziąłem Unisona Unico 90.
Wygląd i funkcjonalność
Dlaczego wzmacniacze hybrydowe najwyraźniej nie cieszą się zbyt dużą popularnością? Wydaje mi się, że wynika to z ich stosunkowo skomplikowanej konstrukcji. Aby zbudować takie urządzenie, trzeba znać się i na lampach, i na układach półprzewodnikowych. Firmom specjalizującym się w budowie sprzętu wykonanego w konkretnej technologii nie zawsze jest po drodze z innymi rozwiązaniami. To jednak dwa różne światy. Należy przy tym zauważyć, że za hybrydy częściej biorą się producenci wzmacniaczy lampowych. A jeśli temat uda się opanować, w katalogu takiej manufaktury pojawia się co najmniej kilka konstrukcji łączących układy lampowe i tranzystorowe. Pathos, Vincent, Unison Research, McIntosh - wszystkie mają w swojej ofercie co najmniej kilka modeli hybrydowych. Może więc problemem nie jest brak chęci, ale umiejętności potrzebnych aby wszystko to ze sobą zestroić?
Włoscy konstruktorzy wielokrotnie udowadniali nam, że takowe kompetencje posiadają. Unison Research od wielu, wielu lat dostarcza audiofilom nie tylko świetne wzmacniacze lampowe, ale też hybrydy, a od niedawna także zestawy głośnikowe (formalnie, bo nie jest tajemnicą, że w tym samym budynku produkowane są kolumny marki Opera). Najtańszy model zbudowany w tej technologii - Unico Primo - kosztuje 6999 zł. Szczytową pozycję zajmuje natomiast potężny Unico 150, wyceniony na 17999 zł. Unico 90 jest wyraźnie tańszy, a na pierwszy rzut oka wygląda identycznie. Z przodu różnice między tymi bliźniaczymi wzmacniaczami sprowadzają się do oznaczenia symbolu. Tylna ścianka - kropka w kropkę. Wymiary obudowy zgadzają się co do milimetra. Jedyną istotną różnicą jest moc, wynikająca z większej liczby tranzystorów wyjściowych pracujących w modelu Unico 150. Z czterech par tranzystorów pracujących w każdym kanale wyciągnięto tu 150 W (RMS) przy 8 Ω, natomiast trzy pary na kanał w tańszym braciszku generują "zaledwie" 100 W (RMS) przy takim samym obciążeniu. Unico 150 jest też o pięć kilogramów cięższy, co sugeruje, że wraz z końcówką mocy rozbudowano też zasilacz. Różnic jest oczywiście więcej. Wystarczy wspomnieć o tym, że oba modele wykorzystują inny zestaw lamp zaaplikowanych w nieco inny sposób. Ale na papierze wszystko wskazuje na to, że wybór sprowadza się do naszego zapotrzebowania na moc. W porównaniu z typową, stuprocentową lampą oddającą może kilka, kilkanaście, w porywach kilkadziesiąt watów, każdy z tych modeli to prawdziwy potwór.
TEST: Unison Research Preludio
Nie ulega wątpliwości, że projektanci z Treviso potrafią tworzyć wzmacniacze wyglądające, hmm... No właśnie, zdania są podzielone. Jedni audiofile uważają, że Unison Research to po prostu kwintesencja luksusowego stylu i dbałości o detale. Inni twierdzą, że wszystkie te drewniane i metalowe ozdóbki połączone z fikuśnymi obudowami o niestandardowych kształtach zwyczajnie zalatują wiochą, wyglądają jak skrzyżowanie starego radia z cygańskim powozem, a przede wszystkim są całkowicie, ale to całkowicie niepotrzebne. Rozumiem argumenty obu tych grup. Flagowy Absolute 845 SE to coś, czego chyba nie chciałbym oglądać na co dzień, ale taka Sinfonia jest moim zdaniem jednym z najpiękniejszych wzmacniaczy lampowych w historii. Jeszcze niedawno firma eksperymentowała z nowymi kształtami i materiałami, czego efektem były na przykład integry P40 i P70. Pomysł stworzenia wzmacniacza całkowicie pozbawionego drewnianych elementów najwyraźniej nie przypadł klientom do gustu, dlatego dzisiaj wszystkie lampowce Unisona są utrzymane w podobnym tonie - lakierowane na czarno obudowy, a do tego ozdobne elementy z drewna, stali nierdzewnej lub aluminium. Zupełnie innymi regułami rządzi się hybrydowa seria Unico. Włosi i tutaj mogli dać upust swoim fantazjom, jednak z jakiegoś powodu zdecydowali się na uniwersalne, proste kształty bez wymyślnych dekoracji. Trzy mniejsze wzmacniacze zintegrowane - Unico Primo, Unico Secondo i Unico Nuovo - otrzymały całkowicie płaskie, aluminiowe fronty, na których znajdziemy tylko dwa pokrętła, odbiornik podczerwieni i firmowe logo w formie małej, drewnianej tabliczki (a więc jednak...). W modelach Unico 90 i Unico 150 drewna nie ma wcale. Ani grama. Zupełnie jakby Włosi chcieli w ten sposób podkreślić, że są to urządzenia adresowane do zupełnie innego klienta. Takiego, który chce po prostu kupić bardzo dobry wzmacniacz i być może w ogóle nie będzie się zastanawiał nad tym, czy jest to konstrukcja lampowa, tranzystorowa czy hybrydowa.
W odróżnieniu od trzech tańszych modeli z serii Unico, które można wziąć pod pachę i włączyć do każdego systemu, "dziewięćdziesiątka" to już kawał kloca. Wystarczy na niego spojrzeć, a jeszcze lepiej - podnieść. Wysoka i głęboka obudowa skrywa potężne radiatory, dwa transformatory toroidalne ustawione jeden nad drugim i stosunkowo rozbudowany układ elektroniczny. Nie dajcie się zwieść przyjaznym, zaokrąglonym kształtom przedniego panelu, opisom wykonanym równie barokową, pochyloną czcionką ani przyjemnym w dotyku pokrętłom. Unico 90 to ważąca 20 kg kupa żelastwa. Jeśli mam być szczery, nie do końca przekonuje mnie zewnętrzna forma tego wzmacniacza. Hybrydowa konstrukcja jest moim zdaniem zaletą, którą w ten czy inny sposób można było podkreślić. Robią to niemal wszyscy inni producenci piecyków, w których pracują lampy. Pathos eksponuje je albo z przodu (Logos MKII), albo na górnej ściance (Classic Remix). McIntosh wystawia lampy z przodu, upodabniając swoje hybrydy do pełnokrwistych lampowców (MA252, MA352). Vincent umieszcza je natomiast w podświetlanych okienkach (SV-237MK, SV-700). Dlaczego tutaj nie mamy tego typu atrakcji? Wystarczy przyjrzeć się wewnętrznej architekturze opisywanej integry. Projektanci z Treviso najwyraźniej chcieli maksymalnie skrócić ścieżkę sygnałową, w związku z czym wszystko "dzieje się" tutaj w tylnej części urządzenia. Z przodu mamy transformatory zasilające, potencjometr i selektor wejść, natomiast charakterystyczne, czerwone kondensatory, wszystkie lampy, a nawet tranzystory mocy umieszczono jak najbliżej gniazd, w związku z czym okienko lub wycięcie na przednim panelu mogłoby odsłonić przed nami co najwyżej przewody wyprowadzone z masywnych toroidów.
Włosi na pierwszym miejscu postawili względy techniczne, wybierając układ najkorzystniejszy z punktu widzenia jakości dźwięku, a nie drewniane bibeloty, okienka i świecidełka. Odważna decyzja. Wielu audiofilów powie "super, tak właśnie powinno być" albo doda komentarz w stylu "sprzęt ma grać, a nie wyglądać", po czym w poczuciu dobrze spełnionej misji uda się na odsłuch McIntosha, Pathosa lub Vincenta.Może niektórych to zaskoczy, ale wychodzi na to, że Włosi na pierwszym miejscu postawili względy techniczne, wybierając układ najkorzystniejszy z punktu widzenia jakości dźwięku, a nie drewniane bibeloty, okienka i świecidełka. Odważna decyzja. Wielu audiofilów powie "super, tak właśnie powinno być" albo doda komentarz w stylu "sprzęt ma grać, a nie wyglądać", po czym w poczuciu dobrze spełnionej misji uda się na odsłuch McIntosha, Pathosa lub Vincenta. Chwalenie konstruktorów za porządnie wykonaną robotę i narzekanie na to, że coraz więcej urządzeń projektuje się z myślą o melomanach kupujących oczami to popularny i tani sport, a kiedy przychodzi co do czego, ciężko oprzeć się pięknie wyeksponowanym lampom czy podświetlanym wskaźnikom wychyłowym. Żaden audiofil się do tego nie przyzna. Będzie powtarzał, że kupił dany wzmacniacz ze względu na brzmienie i wysoką moc. Ale wyniki sprzedaży i reakcje na zdjęcia udostępniane w portalach społecznościowych mówią same za siebie. Dlatego nie wiem czy Unison wybrał mądrze. Ogromny, wysoki front opisywanej integry wygląda przez to trochę łysawo. Znajdziemy tu tylko dwa duże pokrętła, odbiornik podczerwieni i kilka zielonych diod. Główny włącznik przeniesiono na boczną ściankę, a jedynymi akcentami stylistycznymi, jeśli można to tak nazwać, są pionowe rozcięcia biegnące przez całą wysokość przedniego panelu. Boczki również otrzymały poziome wcięcia, co prawdopodobnie służy wzmocnieniu całej konstrukcji. Unico 90 jest na tyle duży i ciężki, że projektanci zdecydowali się na usztywnienie go między innymi dodatkową, metalową belką łączącą umieszczone po bokach radiatory. Wyraźnie widać, że inżynieria wygrywa tu z dizajnem. Miłośnikom ciekawych bibelotów pozostaje pozachwycać się pilotem, który - podobnie, jak w innych integrach tej marki - ma postać drewnianego klocka z aluminiowym panelem i masą przycisków, które do niczego nam się nie przydadzą. Jeśli nie zdecydujemy się na odtwarzacz płyt kompaktowych z serii Unico, pozostanie nam tylko regulacja głośności. Sterownik ma płaską podstawę, więc można odkładać go w pozycji pionowej, dzięki czemu zajmuje mniej miejsca na stoliku. I z pewnością zauważą go wszyscy znajomi. Może nawet prędzej, niż sam wzmacniacz.
Tylna ścianka Unico 90 to czysta klasyka i pełen analog. W odróżnieniu od niektórych lampowców, takich jak Simply Italy czy Triode 25, producent nie przewiduje tu nawet możliwości montażu przetwornika cyfrowo-analogowego z wejściem USB. Może to i dobrze, chociaż osobiście uważam, że DAC w Triode 25 spisuje się o wiele lepiej, niż sugerowałaby jego cena. Tutaj do dyspozycji mamy dwa wejścia zbalansowane (XLR), trzy niezbalansowane (RCA), do tego bezpośrednie wejście do końcówki mocy oraz dwa wyjścia analogowe - stałe (opisane jako "Monitor) i regulowane (opisane jako "Sub"). Wejście omijające przedwzmacniacz zostało zabezpieczone złoconymi zatyczkami, co jest moim zdaniem bardzo dobrym rozwiązaniem. Nikt nie będzie miał wątpliwości, że akurat z tą parą gniazd należy uważać. W dolnej części tylnego panelu umieszczono podwójne terminale głośnikowe i trójbolcowe gniazdo zasilające. Wszędzie jest sporo miejsca, więc nawet posiadacze hi-endowych interkonektów, grubych sieciówek i sztywnych kabli głośnikowych zakończonych widełkami nie powinni mieć powodów do narzekania. Polecam natomiast zrobić temu włoskiemu grzejnikowi trochę miejsca na stoliku i zwrócić uwagę na jego nóżki. Projektanci zdecydowali się oprzeć całą obudowę na trzech walcowatych podpórkach, do których od spodu przyklejono gumowe O-ringi. Przysysają one ciężki wzmacniacz do podłoża tak mocno, że kiedy zdecydujecie się go podnieść, gumeczki prawdopodobnie wybiorą wolność i zostaną miejscu. W dostarczonym do testu egzemplarzu dwóch pierścieni już brakowało, a trzeci przykleił się do stolika w naszym studiu fotograficznym. Łagodnie rzecz ujmując, nie jest to z pewnością idealne rozwiązanie, szczególnie biorąc pod uwagę masę urządzenia. To jednak jedyny drobiazg, do którego obiektywnie można się tu przyczepić.
Brzmienie
Czego oczekujemy od wzmacniacza hybrydowego? Oczywiście połączenia największych zalet konstrukcji lampowych i tranzystorowych. Chcielibyśmy, aby taka integra charakteryzowała się barwnym, lekko ocieplonym, pełnym, bogatym w mikrodetale i przestrzennym brzmieniem uzupełnionym mocnym, kontrolowanym basem, koncertową dynamiką, przejrzystością i perfekcyjnym panowaniem nad kolumnami. Nierealne? Niektórzy powiedzą, że w tym przedziale cenowym to zbyt wysokie wymagania. Wzmacniacze za trzydzieści tysięcy złotych to potrafią, ale te za piętnaście - bardzo, bardzo rzadko. Bo niby dlaczego mielibyśmy nie dostać dźwięku łączącego w sobie najgorsze cechy obu technologii? Przesłodzonego, posklejanego, spowolnionego i pozbawionego życia, a jednocześnie płaskiego, sztucznego, łatwo wpadającego w ostrość i agresję? Potrafię wyobrazić sobie taki scenariusz, ale chyba nie w przypadku urządzenia sygnowanego logiem Unisona. Włosi znają się na swoim fachu, i choć od czasu do czasu pozwalają sobie na śmiałe eksperymenty w sferze wzornictwa, doskonale wiedzą jak dobry wzmacniacz powinien grać. I tu na szczęście nie kombinują. Nie sprawdzają czy komuś posmakuje pizza pieczona do góry nogami albo Brunello di Montalcino podane w płaskim talerzu z łyżeczką deserową i bambusową słomką. W dziedzinie brzmienia nie interesują ich żadne innowacje ani wygłupy. Dzięki temu ich wzmacniacze grają dokładnie tak, jak oczekują tego audiofile, a Unico 90 jest kwintesencją wysokiej klasy hybrydy. W jego dźwięku można znaleźć wszystko, za co kochamy lampy i wszystko, za co szanujemy tranzystory.
Każdy meloman celujący w takie brzmienie będzie zastanawiał się która strona charakteru testowanej integry jest tą dominującą. Czy otrzymujemy tutaj więcej romantycznego ciepła, czy może neutralności, precyzji i brutalnej mocy? Nie dysponuję wprawdzie żadnym nieomylnym przyrządem pozwalającym zmierzyć zawartość lampowości lub tranzystorowości w otrzymywanym dźwięku, ale na moje ucho oba te światy spotkały się tutaj dokładnie w połowie drogi. Ani próżniowe bańki, ani półprzewodniki nie mają najmniejszej ochoty zawłaszczyć dźwięku w całości. Współpracują ze sobą tak, jakby doskonale wiedziały, że tylko wspólnie mogą osiągnąć zakładany cel. Oznacza to, że otrzymujemy brzmienie niezwykle harmonijne i uniwersalne, ale niepozbawione charakteru. Unico 90 na pewno nie jest jednym ze wzmacniaczy, których ambicją jest całkowite zniknięcie z toru. Zderzenie świata lampowych barw i tranzystorowej dynamiki wcale nie oznacza, że otrzymujemy brzmienie uśrednione, wyzerowane i przezroczyste. Włoski piec zachowuje dla nas wszystkie smaki, faktury i emocje, abyśmy mieli wrażenie obcowania z urządzeniem łączącym największe zalety obu technologii, a nie sprowadzającym to, co ważne, ciekawe i charakterystyczne do wspólnego mianownika. Można oczywiście zadać sobie filozoficzne pytanie, czy to, że słychać tu pewne oznaki ocieplenia, symboliczną ekspozycję pierwszego planu czy delikatną mgiełkę otaczającą poszczególne instrumenty jest zgodne z audiofilskim ideałem wysokiej wierności. Równie dobrze moglibyśmy jednak zapytać czy to Unison dodaje tu coś od siebie, czy może inne wzmacniacze gdzieś te elementy gubią.
Wszystkie tego rodzaju wątpliwości giną bezpowrotnie, gdy połączymy włoską hybrydę z kolumnami o szybkim, mocnym, przejrzystym brzmieniu i damy jej w palnik. Ależ w tym momencie zaczyna się dziać! Czujemy się jakby stał przed nami rasowy lampowiec, z którego za pomocą magicznych sztuczek wyciągnięto czterokrotnie większą moc. Nie mamy do czynienia z tranzystorową integrą, w której maleńkie triody pełnią wyłącznie funkcję dekoracyjną, zmiękczając i spowalniając brzmienie bez wyraźnego powodu. Tutaj nadają one brzmieniu ten wymiar, tę formę, za którą audiofile kochają stuprocentowe lampy. Dopiero w takim kształcie trafia on do końcówki mocy, która robi swoje, uzupełniając brzmienie świetnym basem, szybkością i typową dla tranzystorów swobodą dynamiczną. Hybryda w takim wydaniu to po prostu dobra lampa na turbodopalaczu. Możliwe, że moje obserwacje są nacechowane sporą dawką subiektywizmu. Ba, nie będę nawet próbował się tego wypierać. Nie dość, że na co dzień używam Unisona Triode 25, to jeszcze połączyłem go z kolumnami, którym takie granie wyjątkowo się podoba. Z opisywanym wzmacniaczem spotkałem się jednak już wcześniej i słuchałem go w zupełnie innym towarzystwie, a moje odczucia były z bardzo podobne. Może nie byłby to mój pierwszy strzał do zestawów głośnikowych o ewidentnie zagęszczonym i ocieplonym dźwięku, jednak z kolumnami neutralnymi albo stawiającymi na pierwszym miejscu szybkość, rozdzielczość i dynamikę, będzie to prawdopodobnie bardzo udane połączenie. Możliwe, że nawet synergiczne.
Włączając kolejne utwory, możemy być pewni, że dostaniemy coś ciekawego. Coś, na czym będzie można zawiesić ucho. Co akurat otrzymamy? To będzie już zależało od wybranej przez nas muzyki i jakości nagrania.Przez chwilę zastanawiałem się czy warto rozbierać brzmienie tego wzmacniacza na części pierwsze. Opowiadać o głębokim, ale dobrze kontrolowanym basie, bogatej średnicy, czystych, ale kulturalnych wysokich tonach i przestrzeni, w której chcemy zanurzać się głębiej i głębiej... I wiecie co? Nie wiem, czy ma to jakikolwiek sens, bo w brzmieniu Unico 90 najbardziej imponował mi sposób, w jaki wszystko to się ze sobą łączy. Włączając kolejne utwory, możemy być pewni, że dostaniemy coś ciekawego. Coś, na czym będzie można zawiesić ucho. Co akurat otrzymamy? To będzie już zależało od wybranej przez nas muzyki i jakości nagrania. W kameralnym jazzie może pojawić się więcej gęstości, bliskości i klimatu zadymionego klubu, jaki chyba tylko lampy potrafią oddać w przekonujący, namacalny sposób. Z kolei w mocniejszej elektronice pałeczkę może przejąć tranzystorowa strona charakteru włoskiej integry, skupiając naszą uwagę na rytmicznych uderzeniach basu, szybkości i przejrzystości. Żadna nigdy do końca nie zniknie, więc nawet w dynamicznych kawałkach zauważymy coś przyjemnego, a w tych spokojniejszych być może pojawi się swoboda i głębia, której nie otrzymalibyśmy ze stuprocentowej lampy. Jedno jest pewne - nudzić się z tym wzmacniaczem nie sposób.
Minusy? W niektórych systemach takie brzmienie może oczywiście okazać się za ciepłe. Nie chodzi o to, że Unico 90 rozgrzewa dźwięk do czerwoności, ale łatwo sobie wyobrazić, że w połączeniu z Harbethami, kablami Cardasa i odtwarzaczem Electrocompanieta będzie to już lekka przesada. Chyba, że ktoś lubi takie granie. Wystarczy jednak zachować odrobinę rozsądku i pamiętać o tym, że mamy do czynienia z klasyczną hybrydą, która ani trochę nie kryje się ze swoim charakterem. Co poza tym? Nie wiem. Może chwilami chciałoby się, aby scena stereofoniczna chętniej otwierała się na boki? Unison lubi skupiać naszą uwagę na pierwszym planie i malować przestrzeń bardziej wgłąb niż wszerz. Nie można jednak powiedzieć, aby jego brzmienie było zbyt ciasne czy pozbawione oddechu. Ot, między kolumnami dzieje się tutaj więcej, niż poza ich bocznymi ściankami. To chyba wszystko, do czego obiektywnie mogę się przyczepić. Choć nie urywam, że bardzo spodobało mi się brzmienie tego wzmacniacza, więc może z tym obiektywizmem nie powinienem się tak rozpędzać. Jeśli szukacie piecyka łączącego zalety lamp i tranzystorów, posłuchajcie Unico 90. Zafundujcie mu głośniki o naturalnym, szybkim, dynamicznym i przejrzystym brzmieniu, dobre źródło i krótką, choćby piętnastominutową rozgrzewkę, a przekonacie się czy jestem stronniczy, czy może mam trochę racji.
Budowa i parametry
Unison Research Unico 90 to hybrydowy wzmacniacz zintegrowany. Podobnie, jak najbardziej szlachetne wzmacniacze lampowe, integra wykorzystuje tylko dwa stopnie wzmocnienia. Istota układu Unico 90 zawarta jest w jego hybrydowej strukturze. Jak zapewnia producent, wszystkie korzyści płynące z takiej konstrukcji, w tym cały charakter wzmacniacza, jest określony przez stopień lampowy zbudowany na lampach ECC83 w układzie push-pull totem-pole i i ECC81 w równoległym układzie totem-pole. Ważące dokładnie 20 kg urządzenie prezentuje się wyjątkowo potężnie, co znajduje odbicie w parametrach. Unico 90 oferuje moc wyjściową na poziomie 100 W przy impedancji 8 Ω i 160 W na kanał przy 4 Ω. Zapewnia przy tym dość imponujące, jak na wzmacniacz hybrydowy, pasmo przenoszenia - od 12 Hz ze spadkiem 1 dB do 45 kHz mierzonych przy spadku 3 dB. Stopień wejściowy pracuje w czystej klasie A, a jeszcze ciekawsze jest to, że ze względu na swoją szczególną konstrukcję, potrafi wzmocnić sygnał wejściowy na tyle, że może on już bezpośrednio wysterować stopień mocy. W każdym kanale zobaczymy tu trzy pary tranzystorów HEXFET pracujących w klasie AB. Warto podkreślić, że Unico 90 używa tylko lokalnego sprzężenia zwrotnego. Globalne sprzężenie zwrotne jest zerowe. Podobnie, jak wszystkie urządzenia marki Unison Research, opisywana integra jest projektowana i produkowana w całości we Włoszech.
Werdykt
Unison Research Unico 90 to wzmacniacz, w którym nie przekonuje mnie tylko wzornictwo. Nie chodzi nawet o to, że do szczęścia potrzebne mi są wyeksponowane lampy czy drewniane bibeloty. Włoscy konstruktorzy przyjęli tu zupełnie inną koncepcję, więc moim zdaniem powinni także darować sobie zaokrąglenia, obłe pokrętła, pionowe rozcięcia na froncie i czcionkę podpatrzoną w lokalnej restauracji. Cała reszta jest super. Jakość wykonania, wyposażenie, budowa wewnętrzna i oczywiście to, co najważniejsze - brzmienie. Unico 90 to kawał solidnego pieca, który dostarcza wszystko, czego moglibyśmy wymagać od hi-endowej hybrydy. Jest wielki, ciężki i solidny jak czołg, a jego brzmienie to połączenie największych zalet lamp i tranzystorów. Jest tu barwa i dynamika, jest delikatność i brutalna moc, romantyczne ocieplenie i głęboki, dobrze kontrolowany bas. We wzmacniaczach za dwadzieścia lub trzydzieści tysięcy złotych, taki zestaw cech nie jest rzadkością. W tych za piętnaście - jest.
Dane techniczne
Moc: 2 x 100 W/8 Ω, 2 x 160 W/4 Ω
Wejścia analogowe: 6 x RCA
Wyjście analogowe: 2 x RCA (rec-out, pre-out)
Pasmo przenoszenia: 12 Hz - 45 kHz
Czułość wejściowa: 860 mV (RMS)
Impedancja wejściowa: 21 kΩ
Zniekształcenia: <0,15%
Wymiary (W/S/G): 18/44/43,5 cm
Masa: 20 kg
Cena: 14999 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Marantz ND8006, Astell&Kern Kann Cube, Cambridge Audio CP2, Clearaudio Concept, Cardas Clear Reflection, Equilibrium Pure Ultimate, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Light, Enerr Tablette 6S, Norstone Esse.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Paffcio
Alternatywą to rozwiązania hybrydowej integry jest źródło z preampem lampowym i tranzystorowa końcówka mocy. Po dodaniu ceny źródła do systemu może to być również ciekawa alternatywa i więcej możliwości. Ja mam akurat taki system i jestem z tego rozwiązania bardzo zadowolony.
1 Lubię
Komentarze (1)