Bannery górne wyróżnione

Bannery górne

A+ A A-

NAD M23

NAD M23

New Acoustic Dimension - widząc akronim tej nazwy na kwadratowym tle, odruchowo wyobrażam sobie mało atrakcyjny wizualnie wzmacniacz z ciemnoszarym, plastikowym panelem czołowym, zielonym włącznikiem, paskudnymi terminalami głośnikowymi i rzędem nikomu do niczego niepotrzebnych przycisków i pokręteł, ale też z cudownie prostym, tradycyjnym wnętrzem zbudowanym na niebieskiej płytce drukowanej i brzmieniem, które nie pasuje do ceny co najmniej tak samo jak ten grzybowo-bury plastik. Znaleźć doświadczonego audiofila, który na pewnym etapie swojej zabawy ze sprzętem nie miał w systemie NAD-a, nigdy nie słuchał go chociażby podczas wizyty w salonie ani nie zna nikogo, kto używa takiego piecyka, to wielka sztuka. I mimo że na oficjalnej stronie firmy wciąż figurują takie perełki jak chociażby C 316BEE V2 czy C 275BEE, chyba najwyższy czas zmienić przyzwyczajenia i zacząć myśleć o NAD-zie zupełnie inaczej. Dziś jest to jedna z najbardziej postępowych marek w branży. Urządzenia o budowie modułowej (MDC), impulsowe końcówki mocy Hybrid Digital bazujące na modułach Hypex NCore, Bluetooth z kodekiem aptX HD, wejścia HDMI 4K, system BluOS ze wszystkimi bajerami, takimi jak streaming MQA, kompatybilność z Roonem, a w niektórych modelach otrzymujemy nawet układ korekcji akustyki pomieszczenia Dirac Live. Charakterystyczne ciemnoszare fronty też powoli odchodzą do lamusa, ponieważ coraz częściej lwią część panelu czołowego zajmuje wyświetlacz (w modelu M10 V2 prawie cały przód to jeden duży ekran), a nie należy również zapominać o serii Masters, gdzie króluje pięknie wykończony metal. Można wręcz odnieść wrażenie, że NAD postanowił wygrzebać się z wyłożonej gąbką nory, stawiając na nowoczesność, funkcjonalność i to, co dla klientów liczy się często bardziej niż rodzaj zastosowanego wewnątrz zasilacza. Serio - ilekroć w branży pojawia się jakaś interesująca nowość, jakiś nowy format albo obiecująca technologia obróbki dźwięku, można mieć pewność, że niebawem w katalogu NAD-a pojawi się urządzenie, które pozwoli melomanom skorzystać z tego dobrodziejstwa.

Niektórzy twierdzą, że w świecie aparatury grającej żadne tego typu eksperymenty nie sa potrzebne, bo dobry wzmacniacz to tylko porządnie zbudowana lampa albo ważący kilkadziesiąt kilogramów tranzystorowiec, a dobre źródło to hi-endowy gramofon, rozdzielony na kilka pudełek streamer lub ewentualnie wyczynowy odtwarzacz płyt kompaktowych. Jeśli ktoś chce się bawić w te wszystkie wojny formatów i technologie rodem ze smartfona, powinien cofnąć się do podstawówki, kupić sobie głośnik bezprzewodowy i przestać zawracać ludziom gitarę. Osobiście uważam, że nikomu nie służy ani uparte trzymanie się tradycyjnych rozwiązań, ani ślepa pogoń za nowinkami. Gdybym nie zajmował się sprzętem zawodowo, prawdopodobnie też miałbym większość tych "rewolucyjnych technologii" w głębokim poważaniu. O ile możliwość słuchania muzyki w jakości studyjnej jest niezwykle kusząca, o tyle trudno mi uwierzyć w to, że w świecie amplifikacji wydarzy się coś, co zmieni bieg wydarzeń i sprawi, że hi-endowcy zaczną masowo wyprzedawać swoje Krelle, Pathosy i Audio Researche. Weźmy na przykład wzmacniacze pracujące w klasie D. Od początku miały i chyba wciąż mają pod górkę, ale dziś są zdecydowanie bardziej popularne niż kilka lat temu. Lyngdorf, NuPrime, Devialet, Primare, NAD ostatnio nawet Marantz - to już nie są pojedyncze przypadki. Co więcej, coraz częściej widać tu oznaki dość specyficznej rywalizacji. Każdy producent chce nas przekonać, że to on zna się na tej technologii najlepiej albo że to właśnie jemu udało się doprowadzić ją do perfekcji, podkreślając jej zalety i eliminując wady. Trudno to zrobić, kiedy korzysta się z gotowych podzespołów, ale zawsze przecież można poszukać innych, nowszych części i na ich bazie zbudować wzmacniacz, który - a jakże - zabija konkurencję. Jeśli prawidłowo odczytuję materiały NAD-a, takim wzmacniaczem ma być właśnie M23.

NAD M23

Wygląd i funkcjonalność

Nie ma co ukrywać, że opisywany model to kawał pięknego bydlaka. Jeżeli sądziliście, że w rzeczywistości - podobnie jak wiele innych wzmacniaczy impulsowych - będzie to pudełeczko ważące trzy lub pięć kilogramów, jesteście w błędzie, choć na pewno w porównaniu z tradycyjnym piecykiem tranzystorowym o porównywalnej mocy jest zwuażalnie lżejszy. Weźmy na przykład Hegla H20, który oferuje taką samą moc wyjściową przy ośmiu omach, a waży dokładnie 25 kg. NAD - 9,7 kg. W takim razie dlaczego nie było mi tak wesoło, gdy wnosiłem go po schodach? Odpowiedź jest prosta - bo wnosiłem go razem z kartonem, który wraz ze wszystkimi akcesoriami waży - nie żartuję - 7,8 kg. Owe akcesoria obejmują dwa przewody zasilające, cztery duże podkładki pod nóżki, które kończą się czymś w rodzaju łagodnie wyprofilowanych kuleczek, oraz dokumenty, w tym wyjątkowo zwięzłą instrukcję ze schematami połączeniowymi. Niewątpliwą ciekawostką są umieszczone po bokach wydłużone otwory zabezpieczone czarna metalową siateczką. W ten sam sposób potraktowano osiem wycięć w pokrywie. Można przez nie całkiem sporo podejrzeć. Charakterystyczne dla komponentów z serii Masters połączenie szczotkowanego aluminium z czarnymi panelami o matowej powierzchni naprawdę może się podobać. No dobrze, a gdzie jest włącznik? Otóż na górze - ma on formę niewielkiego panelu dotykowego i w gruncie rzeczy służy do wybudzania końcówki z trybu czuwania.

Główny włącznik sieciowy znajduje się z tyłu, nad trójbolcowym gniazdem IEC. Oprócz niego znajdziemy tu pojedyncze terminale głośnikowe i dwa rodzaje wejść - zbalansowane i niezbalansowane. Złącza umieszczono na eleganckiej miedzianej płytce. Zapachniało klockami Marantza i pewnym urodzonym w Japonii jegomościem, którego niestety już z nami nie ma. Pod gniazdami znajdziemy rząd hebelków i przycisków i gniazd, z których prawdopodobnie użytkownicy będą korzystali rzadko, właściwie tylko przy okazji grubszych zmian w systemie. Mamy tu dwa selektory wejść, osobno dla obu kanałów, wejście wyzwalacza, przełącznik trybu wzmocnienia (niskie, średnie, wysokie), przycisk do mostkowania i maleńki guziczek odpowiadający za jasność diod odpowiadających za podświetlenie kwadratu wokół firmowego logo. To nie tylko fajne udogodnienie, ale też ukłon w stronę posiadaczy innych klocków z serii Masters, takich jak chociażby M12, z którym opisywany piec może stanowić zgrany komplet. Ciekawostką jest zamontowana tuż obok gniazda zasilającego śruba uziemiająca. Zakładam, że jest to ukłon w stronę posiadaczy kolumn, które mają dodatkowe gniazdo służące do uziemienia głośników. Listę funkcji uzupełnia automatyczna detekcja wejść. M23 przełącza się w tryb pracy z trybu gotowości, jeżeli wykryje określony poziom sygnału przyłożony do gniazd wejściowych.

Jeśli chodzi o wyposażenie opisywanej końcówki, to właściwie wszystko. Nie żebym spodziewał się jakichś wodotrysków, gdyż większość wzmacniaczy mocy w zbliżonej cenie wygląda z grubsza podobnie, a NAD i tak zadbał na przykład o przełącznik trybu wzmocnienia i możliwość zmostkowania urządzenia, co wcale nie jest takie oczywiste. Ostatecznie jednak nie ma się co pochylać nad liczbą śrub utrzymujących na miejscu pokrywę lub innymi detalami widocznymi z zewnątrz, ponieważ o wiele ciekawsze są "bebechy". Kluczowa jest tu technologia Purifi Eigentakt, po raz pierwszy wprowadzona w integrze M33. W M23 zastosowane zostały moduły wzmocnienia Eigentakt klasy D, produkowane na licencji duńskiej firmy Purifi Audio, której współzałożycielami są Bruno Putzeys, który opracował technologię UcD dla Philipsa oraz moduły Hypex NCore, Lars Risbo, jeden z pionierów układów PCM-PWM, założyciel Toccata Technology, a także Peter Lyngdorf, którego nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. Niezła ekipa, prawda? Wyobrażacie sobie, jak wyglądają ich rozmowy przy piwie? Domyślam się, że niejeden magister elektroniki mógłby na podstawie notatek z takiego wieczoru skleić sobie materiał do pracy doktorskiej.

Mówiąc najprościej, Purifi Eigentakt to lepsza, bardziej zaawansowana wersja technologii NCore. NAD twierdzi, że rozwiązanie to eliminuje szumy oraz zniekształcenia harmoniczne i intermodulacyjne. Niezmienna, niezależnie od obciążenia, charakterystyka częstotliwościowa amplifikacji Eigentakt ma umożliwić wzmacniaczowi bezproblemową współpracę z najbardziej wymagającymi kolumnami głośnikowymi. W materiałach prasowych czytamy, że za perfekcyjny wzmacniacz można uznać taki, który może pochwalić się wysokim współczynnikiem tłumienia, niemal niemierzalnymi zniekształceniami oraz stabilną współpracą z dowolnym kolumnami. Na rynku bez trudu znajdziemy modele, które spełniają jeden czy dwa spośród wymienionych czynników. M23 ma jednak łączyć je wszystkie. Opisywany model został wyposażony w sprawdzone zasilacze impulsowe i stopnie wyjściowe pracujące w klasie D. A teraz twarde fakty. M23 oddaje 200 W na kanał przy 8 Ω lub 380 W na kanał przy 4 Ω. To robi wrażenie, ale nie takie, jak moc w trybie zmostkowanym - 700 W przy 8 Ω. Warto dodać, że podane przez producenta wartości są pewnie lekko zaniżone, zaokrąglone, ponieważ przy każdej z nich widnieje znak większości. Dla porządku przed każdą z podanych wyżej liczb powinienem więc dodać "więcej niż". Ale przecież nikt nie będzie się kłócił o kolejne trzy czy pięć watów.

M23 to końcówka mocy, która pod pewnymi względami sprawia wrażenie kosmicznej, dopracowanej i wypełnionej nowoczesną technologią. Propozycja dla audiofilów, którzy wspięli się już bardzo wysoko, ale nie chcą zamykać się w świecie czarnych płyt, lamp i zestawów głośnikowych przypominających szafę gdańską. Sam mam wielu znajomych, którzy nawet jeśli jeszcze takiego wzmacniacza nie kupili, są niezwykle ciekawi każdego nowego modelu pracującego w klasie D - rozumieją tę technologię, nie skreślają jej, a nawet po cichu liczą na to, że coraz więcej osób zacznie się do niej przekonywać, dzięki czemu hi-endowe piecyki tego typu wyraźnie potanieją. Innymi słowy, że spełni się hasło reklamowe Devialeta - "One day, everyone will own a Devialet". Ja jakoś nie jestem co do tego przekonany. Wydaje mi się, że gdyby producenci sprzętu audio byli skłonni obniżyć ceny ze względu na typ zastosowanych wewnątrz układów wzmacniających, zrobiliby to już dawno.

Technologia Purifi Eigentakt została zaimplementowana także w modelu C 298, który kosztuje 9799 zł. Moc wyjściowa jest ciut niższa, ale za to wyposażenie praktycznie takie samo. No tak, ale po pierwsze mamy tu obudowę utrzymaną w klasycznym NAD-owskim stylu, po drugie wystarczy wyszukać w sieci rozbierane zdjęcia obu modeli, aby zrozumieć, że to jednak nie jest to samo urządzenie.

Skoro już jesteśmy przy tym temacie, cudowną perełkę znalazłem w informacji prasowej, którą otrzymałem w momencie rynkowej premiery testowanego modelu. NAD przyznaje w niej, że sięgnięcie po technikę Purifi Eigentakt umożliwiło uzyskanie wysokiej mocy wyjściowej niższym kosztem niż w przypadku konwencjonalnych rozwiązań. Trochę średnio koresponduje to z ceną wynoszącą 16999 zł. Ostatecznie jednak nikt nie każe nikomu kupować końcówki mocy, która wygląda jak statek kosmiczny. Fani marki podkreślają, że technologia Purifi Eigentakt została zaimplementowana także w modelu C 298, który kosztuje 9799 zł. Moc wyjściowa jest ciut niższa, ale za to wyposażenie praktycznie takie samo. No tak, ale po pierwsze mamy tu obudowę utrzymaną w klasycznym NAD-owskim stylu, po drugie wystarczy wyszukać w sieci rozbierane zdjęcia obu modeli, aby zrozumieć, że to jednak nie jest to samo urządzenie (M23 ma przede wszystkim bardziej rozbudowany zasilacz i układy wzmacniające zamknięte w osobnym "pokoiku"), a po trzecie 9799 zł to też żadna budżetówka. Czyli przyszłość wcale nie jest tak różowa, jak zapowiadano? Co więcej, na stronie polskiego dystrybutora NAD-a wciąż można znaleźć model M22, który wykorzystuje wprawdzie moduły Hypex NCore, ale wyciąga dzięki nim aż 250 W na kanał, niezależnie od impedancji, i kosztuje 12999 zł. Ja odczytuję to tak - M23 jest droższy niż M22, ponieważ ma inne "płytki" odpowiadające za amplifikację, ale i tak jest tańszy niż wzmacniacz o takiej samej mocy zbudowany w całkowicie tradycyjny sposób, z końcówkami mocy pracującymi w klasie AB i klasycznym zasilaczem liniowym z potężnymi toroidami.

NAD M23

Brzmienie

Gdyby ktoś zapytał mnie, jaki techniczny problem mam ze wzmacniaczami pracującymi w klasie D, odpowiem wprost - żaden. Jak niemal każde rozwiązanie z dziedziny odtwarzania dźwięku, ma ono swoje plusy - dostrzegam je, jestem jak najbardziej za dalszym rozwojem takiej amplifikacji, a czasami wręcz żałuję, że moja lampowa integra nie zużywa tak mało prądu i nie jest tak chłodna podczas pracy jak "impulsówki". Jeśli mam być brutalnie szczery, nawet widok wnętrza takiego wzmacniacza nie budzi mojego wewnętrznego sprzeciwu. Naprawdę, jako pasjonat mogę ekscytować się wielkimi transformatorami, lampami i złotymi kondensatorami, ale koniec końców w środku każdego testowanego przeze mnie urządzenia mogłoby się znajdować nawet pięć kart graficznych wymontowanych z koparki kryptowalut, trzy kilogramy drobnego żwiru albo kartka z magicznym zaklęciem. Jeśli sprzęt gra znakomicie, jest mi wszystko jedno, choć - jak chyba każdy audiofil - dawno zacząłem dostrzegać pewne zależności między konstrukcją aparatury audio a jej brzmieniem.

I tu właśnie jest pies pogrzebany - jeśli... Niestety, wzmacniacze pracujące w klasie D nie zawsze tak grają, a wręcz można powiedzieć, że te, które nie odbiegają pod tym względem od porównywalnych cenowo piecyków zbudowanych w klasyczny sposób, w dalszym ciągu stanowią mniejszość. Dlaczego? Po pierwsze technologia wciąż dojrzewa, nie osiągnęła szczytowej formy. Tak samo było zresztą z odtwarzaczami płyt kompaktowych i streamerami, więc dla melomanów nie jest to nic nowego. Po drugie wielu producentów zaczęło traktować klasę D nie jako wyzwanie, ale sposób na obniżenie kosztów produkcji swojej elektroniki. Szczególnie irytuje mnie tutaj wykorzystywanie gotowych modułów, z których chyba najpopularniejsze są Hypexy. Kiedy je widzę, już z grubsza wiem, jak dane urządzenie będzie grało. I nie ma znaczenia, czy jest to NAD C368 za niecałe pięć tysięcy złotych, czy trzykrotnie droższy Marantz Model 30. Wprawdzie nie jestem fanem sprowadzania wszystkiego do jednej kości czy płytki, bo przetwornik to nie tylko maleńki chip odpowiadający za konwersję cyfrowo-analogową, a wzmacniacz to coś więcej niż dwie końcówki mocy i pokrętło, ale praktyka nauczyła mnie, że jeśli wewnątrz są Hypexy, to dźwięk będzie neutralny, równy, przyjemny, ale na dłuższą metę mało angażujący, kompletnie przewidywalny, zbyt grzeczny i, jak by to powiedział jeden z moich znajomych, uśredniony. Chyba to jest właśnie najlepsze słowo - te moduły na siłę wszystko wyrównują, sprowadzają muzykę do jednego mianownika.

Mimo to i tak mój największy zarzut pod adresem wzmacniaczy impulsowych jest taki, że ich brzmienie jest po prostu mało namacalne, kiepsko zdefiniowane, a do tego zwykle słabo zakotwiczone w przestrzeni. Bas może być mocny i głęboki, dynamika w skali makro może robić wrażenie nawet na posiadaczu 200-watowej integry pracującej w klasie AB, średnica może być przyjemnie ocieplona, a my i tak nie mamy wrażenia uczestniczenia w spektaklu rozgrywającym się tu i teraz ze względu na zamgloną, nijaką stereofonię. Tutaj muszę przyłączyć się do audiofilów, którzy uważają, że aby dźwięk był przekonujący, musi być poddany jak najmniejszej liczbie operacji, przejść przez najprostszy możliwy tor. Jeżeli mieliście okazję słuchać muzyki z czarnej płyty, i to najlepiej takiej, która została zarejestrowana analogowo, a nie tylko "przegrana" na winyl z plików, na dobrym gramofonie podłączonym do lampowego wzmacniacza single-ended lub tranzystorowca pracującego w klasie A, na pewno wiecie, o czym piszę. Trudno wówczas nie ulec wrażeniu, że dźwięk nie jest ledwie odtwarzany, ale w jakiś sposób materializuje się między głośnikami. Nie da się tego osiągnąć, wybierając kiepskiej jakości streaming i wzmacniacz, którego sercem są płytki wielkości paczki papierosów. No właśnie, tylko czy aby na pewno? Co do streamingu sprawa wydaje się jasna. Z gówna bata nie ukręcisz - tylko wybór serwisu gwarantującego wysoką jakość transmisji i urządzenia pozwalającego ten potencjał wykorzystać gwarantuje zadowalające rezultaty. A co ze wzmacniaczem? Powiem wprost - po M23 nie spodziewałem się spektakularnych doznań, ale postanowiłem dać szansę nowej technologii, sprawdzić, na co stać moduły Purifi Eigentakt. Gdybyście jeszcze przed tym testem zapytali mnie, jak gra ta końcówka, powiedziałbym - nie wiem, choć się domyślam (cytując klasyka). Jakież było moje zdziwienie, gdy moje domysły okazały się kompletnie błędne!

M23 zaprezentował coś więcej niż neutralne, dobrze zrównoważone, spójne brzmienie z głębokim basem i godną podziwu dynamiką. Wszak to potrafi prawie każdy wzmacniacz pracujący w klasie D. NAD idzie dalej. Znacznie, znacznie dalej. Wszystko, co wymieniłem wyżej, stanowi dla niego zaledwie podstawę, fundament, bez którego wyciąganie kolejnych asów z rękawa nie miałoby sensu. Liniowy, pozbawiony zniekształceń, niewzruszony oporem stawianym przez kolumny, niewrażliwy na kręcenie fizycznym lub wirtualnym potencjometrem dźwięk nie jest dla niego przystawką, daniem głównym i deserem, podanymi nam na jednym talerzu. Dla niego wszystko to jest talerzem. A co ciekawego nam na nim poda? Cóż, to oczywiście w dużej mierze zależy od repertuaru i jakości nagrania, ale na mnie największe wrażenie zrobiły takie atrybuty, jak przejrzystość, mikrodynamika i - uwaga, uwaga - stereofonia. M23 potrafi wydobyć z muzyki mnóstwo planktonu, co dla wielu wzmacniaczy pracujących w klasie D jest praktycznie nieosiągalne. Sam fakt, że tutaj dźwięk jest tak bogaty w detale, przenosi nas w zupełnie inny wymiar słuchania. Co by nie mówić, poza nielicznymi konstrukcjami, takimi jak integry Devialeta, NuPrime'a, Primare'a czy Lyngdorfa, w "impulsówce" prędzej spotkamy się z brzmieniem ugrzecznionym, ocieplonym i posklejanym niż rozdzielczym, konkretnym, dziarskim ładowaniem jakie znamy z mocnych tranzystorów. Niektórzy nawet twierdzą, że tym nowoczesnym piecykom znacznie bliżej do lampy niż technologii solid state, co wydaje się szalone i zupełnie nieintuicyjne. NAD złamał ten stereotyp w ciągu kilkunastu pierwszych sekund odsłuchu. Podkreślam, że nie chodzi mi tu o to, że można dzięki niemu zafundować sobie w domy dyskotekę. Nie. Moc to zupełnie inna, chciałoby się rzec - poboczna, sprawa.

Liniowy, pozbawiony zniekształceń, niewzruszony oporem stawianym przez kolumny, niewrażliwy na kręcenie fizycznym lub wirtualnym potencjometrem dźwięk nie jest dla NAD-a przystawką, daniem głównym i deserem, podanymi nam na jednym talerzu. Dla niego wszystko to jest talerzem. A co ciekawego nam na nim poda? Na mnie największe wrażenie zrobiły takie atrybuty, jak przejrzystość, mikrodynamika i - uwaga, uwaga - stereofonia.

Szybkość, czystość i namacalność dźwięku w całym paśmie robią tak duże wrażenie, że nawet podczas cichego słuchania muzyka brzmi przekonująco. M23 jest jednym z niewielu znanych mi wzmacniaczy impulsowych, które umożliwiają zagłębienie się w odtwarzany materiał w taki sam sposób, jak w przypadku wysokiej klasy urządzeń tranzystorowych i lampowych. Jeżeli lubicie wieczorami raczyć się spokojną, minimalistyczną, ale doskonale wyprodukowaną muzyką tylko po to, aby cieszyć się brzmieniem wiolonczeli lub fortepianu solo, na pewno wiecie, co mam na myśli. A jeśli zechcecie pójść w drugą stronę i zafundować NAD-owi próbę ognia? Ha, nie ma problemu! Naprawdę trudno będzie wykrzesać z niego choćby kroplę potu. Swoją drogą, podczas takich eksperymentów okazało się, że przy wyższych poziomach głośności M23 zamiast tracić kontrolę nad sytuacją, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, wręcz zaciska swój żelazny uścisk, nie pozwalając, by niskie tony rozjechały się choćby na milimetr. Wcześniej nie byłem tego świadomy, ale wysłuchanie kilku bardzo gęstych kawałków przy "koncertowym" poziomie głośności uświadomiło mi, że opisywana końcówka ma w sobie coś, co znam na przykład ze wzmacniaczy Naima - stawia na tempo, rytm, uderzenie i błyskawiczne ucinanie wybrzmień, czasami poświęcając nawet odrobinę głębi, tych subwooferowych pomruków, które na pewno potrafi z siebie wydobyć i których momentami mogłoby być więcej. Zupełnie rozwaliła mnie jednak przestrzeń. M23 nie gra plamami, nie serwuje nam dźwięku, który jest "gdzieś tam", ale na którym de facto trudno się skoncentrować, nawet kiedy mocno się przyłożymy i zaczniemy poruszać głową do przodu i do tyłu w poszukiwaniu pozycji zapewniającej jak najlepsze wrażenie trójwymiarowości. Tutaj scena stereofoniczna ma prawidłowe wymiary, ale kluczowe jest to, że kontury poszczególnych dźwięków są wyraźne, ostre, a one same nie sprawiają wrażenia zbudowanych z aerożelu. Są namacalne, stabilne, solidne. Jeśli coś gdzieś słyszymy, to nic nam się nie wydaje - to faktycznie tam jest i będzie również przy kolejnym odtworzeniu tego samego utworu.

Wszystko to przekłada się na coś, co we wzmacniaczach pracujących w klasie D było do tej pory niezwykłą rzadkością - realizm. Poczucie, że nasze zestawy głośnikowe mogą wykreować coś więcej niż tylko marną iluzję - karmiącą naszą nostalgię, szlachetną w swoim zamyśle, ale sztuczną, bezduszną, zupełnie nie trzymającą się kupy i nijak mającą się do rzeczywistości symulację koncertu na żywo. Coś mi mówi, że wielu audiofilów będzie musiało wkrótce zrewidować swoje poglądy. Nie mogę się doczekać, kiedy technologia Purifi Eigentakt trafi do tańszych urządzeń, bowiem dopiero wtedy będziemy mogli mówić o pełnym powodzeniu jej misji. Na razie jest to niestety ciekawostka dla postępowych audiofilów, ale nie mam wątpliwości, że kiedy producenci elektroniki odkryją, jak duży potencjał drzemie w tych maleńkich płytkach, zaczną gimnastykować się, aby wstawić je do wzmacniaczy zintegrowanych za 6000-8000 zł. Wystarczy, że poświęcą piętnaście minut na odsłuch NAD-a M23. Tego nie da się zbagatelizować. To jest "impulsówka", która mnie przekonuje i cieszę się, że miałem okazję poznać ją w tak czystej formie, bez doklejonego przedwzmacniacza, przetwornika i streamera. Co więcej, nie porównywałem testowanej końcówki z innymi, tańszymi wzmacniaczami pracującymi w klasie D, ale z lampową integrą Unisona i klasyczną, tranzystorową końcówką mocy Hegla. Dla urządzenia zbudowanego na bazie zupełnie nowych modułów trudno wyobrazić sobie trudniejszy tor przeszkód, a mimo to M23 nie dał za wygraną, pokazując, że zarówno z jednym, jak i drugim piecykiem jest w stanie walczyć jak równy z równym. W każdej z konfiguracji coś było lepsze, a coś gorsze, ale ogólnie rzecz biorąc, były to niezwykle ciekawe odsłuchy. Podobnie jak w przypadku Atolla AM300, żałuję tylko, że nie miałem do dyspozycji drugiej końcówki, aby sprawdzić, co taka para pokaże po zmostkowaniu. Bynajmniej nie chodzi mi tutaj o moc, bo ciężko wyobrazić sobie kolumny, które przy 200 W na kanał zagrają na pół gwizdka, a "gadać" zaczną dopiero przy 700 W. Wydaje mi się jednak, że dodanie drugiej końcówki mogłoby skutkować dalszą poprawą przejrzystości i stereofonii, a może przy okazji otrzymalibyśmy odrobinę więcej subwooferowych pomruków. Tak czy inaczej, M23 to niezwykle udany sprzęt i nadzieja na to, że przyszłość może nie być tak szara, nudna i droga, jak wieszczą pesymiści. Nie waży pół tony, nie grzeje się jak piekarnik gazowy, nie żre prądu jak stara zmywarka, a gra jak mocny, klasyczny tranzystor leciutko skręcający w stronę szkoły Naima, Cyrusa i Exposure'a - równo, naturalnie, przejrzyście, szybko, konkretnie, z rytmicznym basem i wciągającą przestrzenią. Dla mnie bomba.

NAD M23

NAD M23

Budowa i parametry

NAD M23 to stereofoniczna końcówka mocy wykorzystująca technologię amplifikacji Purifi Eigentakt. Należy dodać, że nie jest to jedyna tego typu konstrukcja dostępna na rynku, ponieważ z usług firmy założonej przez Bruno Putzeysa, Larsa Risbo i Petera Lyngdorfa skorzystały również takie firmy jak T+A (A200) czy LKV (Veros PWR+), aczkolwiek w chwili publikacji tego testu jest to jeszcze całkiem świeża sprawa. Można się spodziewać, że wkrótce płytki Purifi Audio zagoszczą w wielu innych wzmacniaczach, a nawet aktywnych zestawach głośnikowych. NAD twierdzi, że choć na rynku dostępnych jest obecnie wiele dobrze brzmiących układów tego typu, firma Purifi Audio spojrzała świeżym okiem na każdy aspekt działania wzmacniacza i znalazła wiele pozornie małych nieliniowości, które po skorygowaniu mogą mieć ogromny wpływ na dźwięk. Zaawansowana technologia, dobrze przemyślane układy PCB i modelowanie matematyczne mają rozwiązywać ograniczenia tradycyjnych wzmacniaczy audio. Wynik to wysoka moc, mniej szumów i niższe zniekształcenia, nawet w porównaniu z innymi układami pracującymi w klasie D. Producent zapewnia, że moduły Purifi Eigentakt zachowują się w istocie bardzo analogowo, na przykład wtedy, co i tak jest mało prawdopodobne, gdy wzmacniacz zostanie przesterowany. Podczas gdy "normalne" wzmacniacze impulsowe mogą stać się niestabilne, Purifi Eigentakt zachowuje się łagodnie, zupełnie jak dobrze wykonany tradycyjny wzmacniacz pracujący w klasie AB. No dobrze, tyle od NAD-a, a jak to wygląda od środka? Otóż naprawdę ładnie i elegancko. Wnętrze dopracowanej, wykonanej z aluminiowych bloków obudowy podzielono praktycznie na pół. W pobliżu przedniej ścianki umieszczono rozbudowany zasilacz, a w drugiej części znalazły się układy wejściowe i właściwe końcówki mocy. Zamknięto je w osobnej przegrodzie odizolowanej od reszty blaszanymi płytami. Widać, że inżynierom zależało na walce z zakłóceniami, także tymi powstającymi wewnątrz i mogącymi przenosić się z zasilacza na wrażliwe obwody audio. Układy wejściowe umieszczono na sporej płytce opisanej po prostu jako moduł przedwzmacniacza. Końcówki mocy znalazły się po bokach. Przykręcono je do miedzianych radiatorów. I choć ze względu na bliskość ekranujących płyt trudno jest je dokładnie obejrzeć, wydaje mi się, że są to moduły blisko spokrewnione z tymi, które na stronie Purifi Audio figurują jako 1ET400A. Duńczycy twierdzą, że taki układ osiąga moc 425 W przy 4 Ω, przy czym zniekształcenia nie przekraczają 0,00017%, odstęp sygnału od szumu dochodzi do 127 dB, a skuteczność wynosi ponad 94%. Wszystkie liczby i wykresy zamieszczone na stronie Purifi Audio są imponujące, ale ta ostatnia chyba najbardziej daje do myślenia. Pojedyncza płytka ma wymiary 8,2 x 6,3 x 3,5 cm. Co ciekawe, Duńczycy udostępniają swoją technologię nie tylko producentom audiofilskich wzmacniaczy, ale w zasadzie każdemu - nawet tym, którzy chcieliby spróbować swoich sił w walce z lutownicą lub mają już doświadczenie na tym polu. W związku z tym moduły Purifi Eigentakt 1ET400A można znaleźć w sklepach z podzespołami elektronicznymi w cenie około 1450-1500 zł za sztukę. Jak na płytkę wielkości paczki papierosów to całkiem sporo, ale cóż - procesory, karty graficzne i dyski SSD też mogą być maleńkie i pioruńsko drogie. Nie ma co ukrywać, że M23 to pod pewnymi względami wzmacniacz prawie idealny. Schludne wnętrze, świetne parametry, obudowa podczas normalnej pracy praktycznie zimna, a i rachunki za prąd mniejsze niż w przypadku tradycyjnej końcówki pracującej w klasie A lub AB. Szkoda, że producent nie pokombinował z zasilaczem, bo w porządku - rozumiem, że sama elektronika, w której de facto dochodzi do "produkcji watów" może wyglądać zupełnie inaczej, ale to nie oznacza, że automatycznie musimy dołożyć do tego nowoczesny zasilacz impulsowy. Inżynierowie NuPrime'a udowodnili że warto pomyśleć o tym w ten sposób. Tymczasem większość firm, które poszły w kierunku klasy D, postanowiło te dwie kwestie połączyć. Coś mi mówi, że audiofile mimo wszystko ucieszyliby się na widok dwóch solidnych toroidów i o wiele chętniej eksperymentowaliby z takimi wzmacniaczami, gdyby w ich wnętrzu zmieniła się tylko część podzespołów, a nie wszystkie naraz.

Werdykt

W audiofilskim środowisku od dawna dyskutuje się o wzmacniaczach impulsowych. Na papierze mają one swoje zalety, ale kiedy przychodzi moment odsłuchu, w większości przypadków czar pryska i człowiek zaczyna się zastanawiać, czy ta technologia potrzebuje jeszcze czasu, aby dojrzeć, czy zwyczajnie nie nadaje się do takich zastosowań. Może w zestawach z niższej półki? Może w subwooferach aktywnych, gdzie siłą rzeczy nie przywiązujemy takiej wagi do szczegółów? Prawda jest taka, że kto zasmakował brzmienia hi-endowych wzmacniaczy tranzystorowych lub lampowych, ten będzie się od klasy D trzymał z daleka, bo poza nielicznymi wyjątkami, takimi jak flagowe modele Devialeta, Lyngdorfa czy NuPrime'a, to po prostu inny świat, nie ta kategoria wagowa, zupełnie nie ten poziom emocji. Aby wpakować te "komputerowe" płytki do końcówki mocy i twierdzić, że taka konstrukcja zadowoli nawet wymagającego melomana, trzeba mieć tupet. NAD się odważył i moim zdaniem wygrał. Udowodnił, że kiedy sięgnie się po najnowszą technologię opracowaną przez mistrzów w swoim fachu, a następnie potraktuje się ją z szacunkiem, obudowując maleńkie końcówki mocy układami wysokiej jakości i wsadzając to wszystko w piękną obudowę, można sprawić, że klasa D nabierze sensu. Nie tylko na papierze, w tabeli danych technicznych, nie tylko na ekranie kalkulatora, kiedy podliczy się koszt zakupu i codziennego użytkowania takiego wzmacniacza, ale także podczas odsłuchu. Powiem wprost - M23 to pierwsza końcówka mocy pracująca w klasie D, którą mógłbym bez kręcenia nosem włączyć do swojego systemu odniesienia. Teraz pozostaje tylko trzymać kciuki, aby moduły Purifi Eigentakt staniały i zaczęły trafiać również do wzmacniaczy kosztujących mniej niż siedemnaście albo dziesięć tysięcy złotych.

NAD M23

Dane techniczne

Moc: 2 x 200 W/8 Ω (1 x 700 W/8 Ω w trybie zmostkowanym)
Wejścia: RCA, XLR
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (+ 0,06 dB)
Współczynnik tłumienia: >800
Zniekształcenia: <0,00069%
Stosunek sygnał/szum: > 127 dB
Separacja kanałów: >115 dB
Wymiary (W/S/G): 13,3/43,5/39,6 cm
Masa: 9,7 kg
Cena: 16999 zł

Sprzęt do testu dostarczyła sieć salonów Top Hi-Fi & Video Design. W artykule wykorzystano zdjęcia udostępnione przez firmę NAD Electronics i wykonane przez redakcję portalu StereoLife.

Równowaga tonalna
RownowagaStartRownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4RownowagaStop

Dynamika
Poziomy7

Rozdzielczość
Poziomy7

Barwa dźwięku
Barwa4

Szybkość
Poziomy7

Spójność
Poziomy7

Muzykalność
Poziomy7

Szerokość sceny stereo
SzerokoscStereo2

Głębia sceny stereo
GlebiaStereo13

Jakość wykonania
Poziomy7

Funkcjonalność
Poziomy7

Cena
Poziomy6

Nagroda
sl-rekomendacja


Komentarze

  • Brak komentarzy

Skomentuj

Komentuj jako gość

0

Zobacz także

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Streaming krok po kroku

Streaming krok po kroku

Streaming - to pojęcie niemal całkowicie zdominowało świat sprzętu hi-fi. Na przestrzeni dziesięciu lat ten sposób słuchania muzyki przeszedł ewolucję od ciekawostki technologicznej interesującej tylko najbardziej postępowych melomanów i audiofilów do czegoś, co jest dla nas zupełnie naturalne i oczywiste. Dla wielu osób streaming to nieodłączna część codziennego funkcjonowania, podstawowe...

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

W naszym magazynie koncentrujemy się na treściach kierowanych do entuzjastów i osób żywo zainteresowanych sprzętem stereo. Niezależnie od aktualnych reguł działania internetowych wyszukiwarek czy liczby przypadkowych wizyt na danej stronie bazę czytelników stanowią ludzie dysponujący sporą wiedzą i doświadczeniem w tym temacie. Nawet oni muszą jednak dostrzegać pewną lukę w...

Liczy się muzyka, czyli o kupowaniu sprzętu audio z umiarem

Liczy się muzyka, czyli o kupowaniu sprzętu audio z umiarem

Z muzyką i sprzętem grającym jestem związany od zawsze, a wszystko za sprawą prowadzonego przez mojego ojca sklepu z płytami i komponentami stereo. Przez nasz dom przewinęły się setki wzmacniaczy, magnetofonów, odtwarzaczy CD, gramofonów, tunerów, kolumn głośnikowych, albumów, koncertów i boxów płytowych z najróżniejszych epok. Każdego dnia obcowałem z rozmaitym...

Sade - Zmysłowa królowa elegancji

Sade - Zmysłowa królowa elegancji

Wyobraźcie sobie, że siedzicie w przyciemnionym klubie jazzowym w latach czterdziestych XX wieku. Mężczyźni noszą eleganckie, dopasowane garnitury, we włosach mają brylantynę, a w dłoniach dzierżą cygara lub papierosy. Kobiety ubrane są w wytworne suknie, ich fryzury i makijaże powalają, a niektóre z nich palą papierosy w lufkach. Dym unosi...

Led Zeppelin - Gdy światem rządzili tytani

Led Zeppelin - Gdy światem rządzili tytani

No i jak tu - w kilku akapitach - opisać zespół takiego kalibru jak Led Zeppelin? Grupa, która dosłownie wstrząsnęła światem muzycznym niczym ciężkie kroki tytana z mitologii greckiej i uwiodła serca milionów słuchaczy jak nimfa leśna uwodzi maluczkich w dawnych klechdach. Pioruny perkusyjnych uderzeń sprowadzane na ten świat przez...

Bannery dolne

Nowe testy

Poprzedni Następny
Revival Audio Sprint 4

Revival Audio Sprint 4

Rynek sprzętu audio jest wypełniony towarem niczym dyskonty przed świętami. Wybór jest przeogromny, chwilami wręcz przytłaczający. Na półkach dominują produkty uznanych, znanych audiofilom marek, których historia sięga nieraz czasów przedwojennych....

Escape Speakers P9

Escape Speakers P9

Myśląc o nowoczesnym sprzęcie audio, takim jak streamery, słuchawki bezprzewodowe czy głośniki sieciowe, zwykle mamy z tyłu głowy jedną myśl - aby był to produkt na poziomie, lepiej trzymać się...

Rega Aethos

Rega Aethos

Rega to brytyjska firma, która zdobyła uznanie melomanów głównie dzięki produkcji wysokiej jakości gramofonów. Klienci czasami zapominają jednak, że jej katalog obejmuje znacznie szerszy asortyment komponentów stereo, takich jak wzmacniacze,...

Komentarze

a.s.
Miękka kopułka nie działa jak tłok przy niższych częstotliwościach (1 - 8 kHz) - po to wymyślono twarde kopułki aluminiowo magnezowe i jeszcze lepsze berylowe, ...
Piotr
Dla mnie to rewelacyjny odtwarzacz - idealny stosunek jakości do ceny. Uwielbiam funkcję Pure Direct - w połączeniu z włączoną tę samą funkcją w amplitunerze Ya...
Tomasz
Dizajn rodem z PRL-u. Wyglądają jak obite tanim skajem. Musieliby dopłacić, żebym wstawił coś takiego do pokoju.
a.s.
Jeśli to 2,5-drożna, powinny być chyba częstotliwości podziału 1600/220 Hz, a nie 1600/2200 Hz.
Garfield
Tego modelu jeszcze nie słyszałem, ale każdy poprzedni model Revivala podobał mi się bardzo. Panowie wiedzą, co robią.

Płyty

Sólstafir - Hin Helga Kvöl

Sólstafir - Hin Helga Kvöl

W tym roku mija dziesięć lat mojej przygody z ekipą Sólstafir. Wszystko zaczęło się od albumu "Otta", na który trafiłem...

Newsy

Tech Corner

Roon - Nowa jakość streamingu

Roon - Nowa jakość streamingu

Z badań i raportów dotyczących udziału poszczególnych nośników i platform w rynku muzycznym wynika, że pliki i serwisy streamingowe wyprzedzają konkurencję o kilka okrążeń. Temat nośników fizycznych wydaje się zamknięty i nawet ogarniająca cały świat moda na winyle i gramofony nie jest w stanie odwrócić losów tej wojny. O ile...

Nowości ze świata

  • In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...

  • Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...

  • Sonus Faber announced the launch of Suprema, a groundbreaking loudspeaker system rooted in luxury, unparalleled audio excellence and meticulous craftsmanship. Marking the brand's 40th anniversary, the Suprema system, featuring two main columns, two subwoofers and one electronic crossover, represents the...

Prezentacje

Królowa gramofonów - Rega

Królowa gramofonów - Rega

Rega - nazwa znana i ceniona w całym świecie audio, głównie z powodu znakomitych gramofonów, ale także innych komponentów hi-fi. Każdy, kto choć trochę interesuje się sprzętem grającym, doskonale woe, że produkty brytyjskiej legendy są uważane za jedne z najlepszych na świecie i chyba każdy marzy, aby chociaż raz sprawdzić...

Poradniki

Listy

Galerie

Dyskografie

Wywiady

Tomasz Karasiński - StereoLife

Tomasz Karasiński - StereoLife

Chcąc poznać ludzi zajmujących się sprzętem audio, związanych z tą branżą zawodowo, natkniemy się na wywiady z konstruktorami, przedsiębiorcami, sprzedawcami,...

Popularne artykuły

Vintage

Thorens Reference

Thorens Reference

W dzisiejszych czasach często słyszy się głosy, że produkcja współczesnych urządzeń audio jest bardziej podyktowana względami finansowymi, niż dbałością o...

Słownik

Poprzedni Następny

Próbkowanie

Proces pomiaru sygnału w określonych odstępach czasowych. Przyjmuje się, że częstotliwość próbkowania powinna być co najmniej dwa razy większa od największej częstotliwości składowej obecnej w próbkowanym sygnale. W przeciwnym razie...

Cytaty

AldousHuxley.png

Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.