Enleum AMP-23R
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Kilka miesięcy temu entuzjaści hi-endowych słuchawek zaczęli zachwycać się urządzeniem, które również przyciągnęło moją uwagę surowym wzornictwem, niezwykle wysoką jakością wykonania, nietypową konstrukcją i wnętrzem prezentującym się tak, jakby ktoś spędził nad tym projektem pół życia, poświęcając wiele godzin na wsłuchiwanie się w efekty wymiany pojedynczych kondensatorów lub innego prowadzenia ścieżek na płytkach drukowanych. Co tu dużo mówić - pod wieloma względami istna perfekcja, do tego zamknięta w stosunkowo niewielkiej obudowie. Dodajmy, że omawiany wzmacniacz oferuje na tyle wysoką moc wyjściową, że producent postanowił wyposażyć go w terminale głośnikowe, aby można było podłączyć do niego nie tylko ekstremalnie wymagające nauszniki, ale także kolumny. Niejako na przekór obowiązującym dziś trendom, intrygujący piecyk nie został wyposażony w moduł łączności bezprzewodowej ani nawet wbudowany przetwornik cyfrowo-analogowy. Mówimy więc o czysto analogowym układzie pozwalającym na podłączenie dwóch źródeł analogowych za pomocą kabla RCA, chyba że ktoś poczeka i zdecyduje się na drugi klocek tej samej marki, który będzie można podpiąć do nietypowego złącza Enlink (BNC). Póki co mierzący 5,5 x 23 x 23 cm i ważący 4 kg wzmacniacz jest jednak jedynym modelem w ofercie firmy, której nazwy nikt wcześniej nie słyszał. A mimo to kosztuje - mam nadzieję, że siedzicie - 39995 zł. Czyste szaleństwo! A może jednak nie?
Przeglądając pierwsze informacje na temat tego niezwykłego urządzenia, doszedłem do wniosku, że nikt o zdrowych zmysłach nie odważyłby się wypuścić na rynek czegoś takiego, gdyby nie stały za tym wieloletnie doświadczenie i przekonanie, że tak bezkompromisowy sprzęt odciśnie na audiofilskim świecie jakiekolwiek piętno. Debiutantowi, nawet bardzo optymistycznemu i utalentowanemu, nie udałoby się stworzyć czegoś takiego za pierwszym zamachem. Enleum to kolejny rozdział historii, którą niektórzy audiofile doskonale znają. Marka została powołana do życia przez jednego z założycieli firmy Bakoon Products, znanej z produkcji miniaturowych klocków, takich jak integra AMP-11R, wzmacniacz słuchawkowy HPA-21 czy phono stage EQA-12R. Japońsko-koreańska manufaktura nie ograniczała się do jednego typu urządzeń, jednak każdy z jej projektów charakteryzowały te same cechy - kompaktowe wymiary, jubilerska precyzja w kwestii jakości wykonania obudowy, nietypowa topologia układu elektronicznego i, tego pewnie zdążyliście się domyślić, wysoka cena. Z perspektywy czasu odnoszę wrażenie, że to właśnie ten ostatni punkt zdecydował o małej popularności tych urządzeń. Kilkanaście tysięcy złotych za filigranowy wzmacniacz słuchawkowy czy przedwzmacniacz gramofonowy to kwota, która nawet dziś wydaje się zaporowa, a przecież dziesięć lat temu te pieniądze miały znacznie większą wartość.
W 2018 roku firma zaprezentowała wzmacniacz AMP-13R - kosmiczny, intrygujący, cieniutki kawałek metalu zawieszony na kilku wysokich, finezyjnie wyrzeźbionych walcach. Iluzja unoszącej się w powietrzu obudowy została uzyskana dzięki ukrytym radiatorom, a najwyższy element, transformator zasilający, został płynnie wbudowany w jedną z nóżek. Piękny sprzęt został uhonorowany nagrodą iF Design Award. Wiele marek może pochwalić się wyróżnieniami branżowych magazynów, ale taki "znaczek" mają na koncie tylko nieliczni producenci audiofilskiej aparatury. Z tego, co się orientuję, AMP-13R oficjalnie nie był nawet dostępny w Polsce, ponieważ wyceniono go na 5800 euro. Mówimy jednak o kwocie netto, więc gdyby ktoś zdecydował się sprowadzić choć jeden egzemplarz, po doliczeniu kosztów transportu, cła i podatków wyszłoby pewnie ponad 35000 zł. To sporo nawet jak na hi-endową integrę, a za wzmacniacz słuchawkowy z wyjściami głośnikowymi dorobionymi trochę na siłę - szok.
Wydaje się, że wspomniany model, którego opisywany AMP-23R jest w zasadzie bezpośrednim następcą, skutecznie podzielił nie tylko audiofilskie środowisko, ale też założycieli samej firmy. Pierwszy z nich - Japończyk, Akira Nagai - pewnie nawet nie domyślał się, że zostanie wkręcony w taki biznes. Historia zaczęła się bowiem od tego, że w latach osiemdziesiątych dyskretny, prądowy obwód wzmacniający o nazwie SATRI. Właściwości tego oryginalnego układu doprawdy zadziwiają. Dzięki sprytnemu projektowi impedancja wejściowa jest bliska zeru, natomiast wyjściowa wyrażana jest w liczbach rzędu stu milionów omów. Jeśli myśleliście, że na bazie tego pomysłu Akira Nagai natychmiast zbudował znaną na całym świecie firmę produkującą hi-endowe wzmacniacze, nic bardziej mylnego. Jego genialny projekt przeleżał w szufladzie ponad dwadzieścia lat. Pewnego dnia zainteresował się nim Koreańczyk, Soo In Chae. To właśnie za jego sprawą układ SATRI doczekał się rynkowego debiutu pod postacią urządzeń marki Bakoon Products, a konkretnie maleńkiego wzmacniacza AMP-11R, który jako pierwszy zyskał sławę w europejskich i amerykańskich mediach. Niestety, po dziesięciu latach rozwijania audiofilskiej elektroniki Akira Nagai i Soo In Chae zaczęli, jak mawia jeden z moich kolegów po fachu, ciągnąć kocyk w swoją stronę. Japończycy i Koreańczycy zaczęli właściwie funkcjonować niezależnie od siebie, a cała sprawa zakończyła się wyrokiem sądu, który w 2020 roku przyznał prawa do marki Bakoon Products oddziałowi koreańskiemu. Soo In Chae postanowił jednak zostawić ten rozdział za sobą i powołał do życia zupełnie nową markę - Enleum. Jej nazwa to połączenie dwóch słów - angielskiego "enlightenment", oznaczającego "oświecenie", oraz koreańskiego "eum", które oznacza "dźwięk". Najrozsądniej byłoby pewnie wykorzystać to, co osiągnięto do tej pory i stworzyć serię podobnych, ale odrobinę tańszych komponentów stereo. Ale nie. Soo In Chae doszedł do wniosku, że nowa marka musi wejść na rynek z przytupem, więc podniósł poprzeczkę jeszcze bardziej, prezentując urządzenie, które pod wieloma względami rozbija bank.
Wygląd i funkcjonalność
Na początku musimy wyjaśnić jedną, bardzo ważną rzecz. Podobnie jak urządzenia marki Bakoon Products, sprzęt Enleum, co już widać na przykładzie opisywanego modelu, systematycznie ewoluuje. Jak to bywa z firmami nastawionymi na małoseryjną produkcję, liczy się nie tylko oficjalne oznaczenie danej konstrukcji, ale nawet to, z której partii produkcyjnej pochodzi. Mimo wieloletniego doświadczenia w budowaniu elektroniki, koreańska manufaktura pozostaje otwarta na sugestie klientów, więc za każdym razem wprowadza drobne zmiany, aby zaspokoić potrzeby najbardziej wymagających melomanów. Z testem modelu AMP-23R specjalnie czekałem kilka miesięcy, ponieważ pierwsza dostawa szybciutko się rozeszła, a dystrybutor wiedział już, że egzemplarze z kolejnej partii będą trochę inne. Znajduje to potwierdzenie w materiałach, które dzisiaj możemy już uznać za historyczne. Informację prasową o wprowadzeniu debiutanckiego wzmacniacza Enleum na polski rynek opublikowaliśmy w grudniu ubiegłego roku. Wówczas jego sugerowana cena detaliczna wynosiła 25999 zł, a opcjonalne nóżki antywibracyjne kosztowały 2599 zł. Co ciekawe, większość nabywców chętnie takie podkładki brała, w związku z czym w kolejnej partii firma postanowiła dorzucić nóżki do wzmacniacza obowiązkowo. Czas leciał, inflacja zrobiła swoje i w lipcu, kiedy do naszej redakcji dotarła paczka z urządzeniem pochodzącym z nowej dostawy, cena takiego kompletu wynosiła już 36500 zł. Na kilka dni przed publikacją testu otrzymałem jednak informację o tym, że w związku ze zmianą kursu dolara AMP-23R kosztuje już 39995 zł. Jeśli więc w grudniu kogoś szokowała kwota 25999 zł, to co powiedzieć o tym, z czym mamy do czynienia zaledwie osiem miesięcy później? Ale cóż, takie podwyżki obserwujemy nie tylko na rynku sprzętu audio. Jeszcze kilka lat temu mógłbym napisać, że za czterdzieści tysięcy złotych można kupić nowy samochód. A dziś? Toyota Aygo w ubogiej wersji kosztuje 49900 zł, a Fiat Panda - 59900 zł. Nie oznacza to jednak, że czterdzieści tysięcy złotych za mały wzmacniaczyk to okazja. Przeciwnie. To pioruńsko droga przyjemność. Sprzęt dla audiofilów, którzy nie uznają kompromisów.
TEST: Astell&Kern ACRO CA1000
Urządzenie dotarło do mnie nowiutkie, jeszcze bez oznaczeń dystrybutora. Otwierając karton, pomyślałem, że pewnie zobaczę tu coś w rodzaju bambusowej skrzyni wyłożonej gąbką obszytą jedwabiem, ale nic z tych rzeczy. AMP-23R został zapakowany w porządny, ale całkiem zwyczajny karton, który nawet w sobotni wieczór mógłbym wziąć pod pachę i wybrać się na spacer po mieście, nie obawiając się, że pakunek przyciągnie uwagę jakichś podejrzanych typków. Żeby było ciekawiej, producent dodaje do kompletu płócienną torbę z rysunkiem ukazującym front wzmacniacza, firmowymi emblematami i sloganami. Co tam Louis Vuitton, co tam Gucci, Boss, Chanel czy Porsche Design... Torba Enleum to jest dopiero luksus i szpan! Oprócz kartonu z daniem głównym w zestawie znajdziemy jeszcze znacznie mniejsze pudełeczko, w którym spoczywają akcesoria - nóżki antywibracyjne wraz z cieniutkimi podkładkami i przepiękny, metalowy pilot z obudową ponacinaną tak, aby nie było wątpliwości, jaki sprzęt ów sterownik obsługuje. Koreańczycy najwyraźniej chcieli zadbać o to, aby AMP-23R rzeczywiście był urządzeniem pełniącym dwie funkcje, a nie tylko wzmacniaczem słuchawkowym z dorobionymi na siłę gniazdami głośnikowymi. Na górnym panelu chłodnego w dotyku pilota umieszczono zaledwie cztery przyciski, ale ponieważ i tak mamy do czynienia z minimalistycznym urządzeniem, obsłużymy w ten sposób praktycznie wszystkie jego funkcje.
Koreański piecyk to prawdziwe dzieło sztuki. Nic dziwnego, że został wyróżniony nagrodą Red Dot Design Award. Obudowa, choć filigranowa, została wykonana z nieprawdopodobną precyzją, a dzięki oryginalnemu projektowi i fascynującym gadżetom, które dostajemy w komplecie, raz po raz zachwycamy się dopracowanymi detalami. Zupełnie jakbyśmy mieli do czynienia z którymś z odtwarzaczy przenośnych marki Astell&Kern, tylko w większej skali i bez wyświetlacza. Zacznijmy od nóżek, które powstały we współpracy z firmą TAKT, koreańskim producentem akcesoriów antywibracyjnych dla sprzętu audio. Każda stopka składa się z metalowego walca oraz ruchomego "talerzyka", który najwyraźniej styka się z korpusem w jednym punkcie. Jak przeczytamy na stronie producenta, podstawki wykorzystują te same zasady inżynieryjne, które można spotkać w drapaczach chmur czy mostach, gdzie siły zewnętrzne, takie jak wiatr, czy ruchy sejsmiczne muszą zostać precyzyjnie zneutralizowane. Nóżki zostały wyposażone w niewysokie śruby, które należy wkręcić w nagwintowane otwory w podstawie wzmacniacza. Gdybyśmy z jakichś względów nie chcieli skorzystać z tego rozwiązania, AMP-23R ma własne, gumowe nóżki. Skoro jednak wszystko dostajemy w zestawie, grzech nie spróbować. Punkty mocowania nóżek na pierwszy rzut oka wydają się dość przypadkowe. Okazuje się jednak, że ich dokładną lokalizację wskazały projektantom obliczenia. Enleum twierdzi, że nóżki są umieszczone pod dolną płytą wzmacniacza w trzech strategicznych punktach wybranych z uwzględnieniem środka masy urządzenia i właściwości rezonansowych całego układu. Cios, prawda?
Opisywany klocek z jednej strony prezentuje się dość surowo, z drugiej jednak jego powierzchnia jest przyjemna w dotyku, a na każdej ściance można znaleźć coś ciekawego. Z przodu widzimy tylko włącznik, gniazdo słuchawkowe, potencjometr i parę diod LED. Przytrzymanie przycisku powoduje włączenie wzmacniacza, a jego krótkie naciśnięcie - zmianę źródła. Regulacja głośności to temat na osobny opis. Opatentowany przez Enleum system pokazuje dokładną pozycję potencjometru za pomocą jednej kropki, która porusza się wraz z ciekawie ponacinaną gałką, pojawiając się w kolejnych otworach wokół niej. Producent twierdzi, że ten intrygujący system miał przypominać użytkownikowi obserwowanie faz księżyca i faktycznie, coś w tym jest, aczkolwiek dla mnie jest to przerost formy nad treścią. Aby pozycja potencjometru nie budziła wątpliwości, owa kropka powinna zostać zastąpiona kolejną białą diodą, ponieważ nawet w lekko zaciemnionym pomieszczeniu zupełnie jej nie widać. Najciekawsze jest to, że gałka, choć ma wyraźnie wyczuwalne punkty krańcowe i pracuje jak klasyczny analogowy tłumik, jest najwyraźniej połączona z czymś w rodzaju drabinki rezystorowej. Obracając ją, słyszymy cichutkie kliknięcia - zarówno z wnętrza obudowy, jak i z głośników. Ot, kolejny szczegół świadczący o tym, że koreańscy projektanci niczego nie pozostawili przypadkowi. Tak naprawdę zastanawia mnie jedynie pojedyncze wyjście słuchawkowe w formie 6,3-mm jacka. A gdzie jakiekolwiek gniazdo zbalansowane? Gdzie słuchawkowe XLR-y albo 4,4-mm Pentaconn? Cóż, może pan Soo In Chae najwyraźniej wyszedł z założenia, że audiofilom nie jest to potrzebne albo przyjrzał się popularności tego typu złącz i doszedł do wniosku, że skoro różni producenci słuchawek stosują różne wtyczki, to wszystkim nigdy się nie dogodzi? Może uznał, że większość użytkowników i tak skorzysta z klasycznego wyjścia, a entuzjaści naprawdę szalonych wynalazków, takich jak RAAL-requisite SR1a, będą mogli podłączyć je do terminali głośnikowych? A może obecność pojedynczego gniazda niezbalansowanego jest podyktowana wewnętrzną konstrukcją wzmacniacza?
Z tyłu zamontowano dwa komplety gniazd RCA, dodatkowe wejście oznaczone jako Enlink w formie dwóch gniazd BNC (być może w niedalekiej przyszłości w katalogu Enleum pojawi się dopasowane do AMP-23R źródło z takim samym wyjściem), trójbolcowe gniazdo zasilające oraz pojedyncze terminale głośnikowe. Koreańczycy nie bawili się w półśrodki, wybierając złącza z górnej półki, takie jak WBT-0708 Cu Nextgen. Na tylnym panelu umieszczono również jedyne widoczne z zewnątrz otwory wentylacyjne. Piecyk oddaje ciepło całą powierzchnią obudowy, przy najpierw, po uruchomieniu, nagrzewa się jego podstawa i ulokowane po bokach radiatory z piórami w formie delikatnie zaokrąglonych, wklęsłych poprzeczek. Jest to kolejny element, którego obecność i forma podyktowane są bardziej względami estetycznymi niż technicznymi, ale nie da się ukryć, że robi wrażenie. Czas wspomnieć o tym, od czego być może powinienem był zacząć. Na wyjściach głośnikowych uzyskamy moc 25 W na kanał przy 8 Ω, natomiast gniazdo słuchawkowe zapewnia aż 4 W przy 50 Ω. Wyraźnie widać zatem, że gniazdo słuchawkowe było dla projektantów priorytetem. Taki zapas energii pozwala traktować AMP-23R jako sprzęt, który napędzi dowolne nauszniki, oczywiście poza elektrostatami. Co do kolumn, 25 W to niezły wynik. Ba, mój Unison Research Triode 25 oferuje przecież taką samą moc w trybie triodowym, więc gdybym stwierdził, że to mało, byłbym idiotą i hipokrytą. W odróżnieniu od zabawy ze słuchawkami, przy wyborze zestawów głośnikowych trzeba będzie zachować minimum zdrowego rozsądku, wybierając raczej te znane z umiarkowanego lub przynajmniej nie ponadprzeciętnego zapotrzebowania na prąd.
Odczucia towarzyszące organoleptycznemu kontaktowi z takim precjozum naprawdę ciężko jest wyrazić słowami. Wyobraźcie sobie mieszankę ciekawości, ekscytacji i zachwytu równoważoną przez daleko posuniętą ostrożność, szacunek do sprzętu wartego niespełna czterdzieści tysięcy złotych, a uzyskacie efekt, który towarzyszył mi od pierwszego do ostatniego dnia trwania testu.Jeśli chodzi o wygląd, funkcjonalność i jakość wykonania, trudno mieć do opisywanego modelu jakiekolwiek zastrzeżenia. AMP-23R to taki audiofilski klejnot, który każdy miłośnik grającej aparatury będzie długo podziwiał, zanim przystąpi do wkręcania nóżek czy podłączania kabli. Odczucia towarzyszące organoleptycznemu kontaktowi z takim precjozum naprawdę ciężko jest wyrazić słowami. Wyobraźcie sobie mieszankę ciekawości, ekscytacji i zachwytu równoważoną przez daleko posuniętą ostrożność, szacunek do sprzętu wartego niespełna czterdzieści tysięcy złotych, a uzyskacie efekt, który towarzyszył mi od pierwszego do ostatniego dnia trwania testu. A skoro już po raz kolejny wróciliśmy do tego zagadnienia, stosunek jakości do ceny jest w przypadku koreańskiego wzmacniacza trudny do zmierzenia, bo to trochę jak z dzieleniem nieskończoności przez nieskończoność. Z jednej strony można ponarzekać, że nie mamy do dyspozycji gniazd zbalansowanych, i to ani słuchawkowych, ani wejściowych, że choćby nie wiem jak luksusowo się prezentował, wzmacniacz jest mały i niepozorny, albo że w tej cenie powinniśmy dostać wbudowany przetwornik i ciut ładniejsze opakowanie. Odnoszę jednak wrażenie, że konstruktorowi tego niezwykłego klocka nawet nie przeszło to przez myśl, bo postanowił on stworzyć wzmacniacz może trochę dziwny, może stworzony z myślą o bardzo wąskiej grupie ludzi, ale na pewno bezkompromisowy. I tak na przykład wbudowany przetwornik miałby służyć czemu? Większość klientów i tak podłączy koreański piecyk do źródła z bardzo wysokiej półki. Niewykluczone, że będzie to coś takiego jak Auralic Vega G2.1 albo Chord Dave. Skromne gabaryty opisywanego modelu także będą dla wielu audiofilów ogromnym plusem. Nie chodzi mi o to, żeby brać to urządzenie pod pachę i paradować z nim po mieście, ale są sytuacje, w których dodatkowe centymetry wolnej przestrzeni na komodzie lub biurku zaczynają robić nam dużą różnicę.
Tak naprawdę jedynym naprawdę poważnym problemem jest cena. Oczywiście nie dla każdego, ale dla większości melomanów jest to kompletny absurd, a dla zamożnych audiofilów bariera nie tyle finansowa, co psychologiczna. Wystarczy wspomnieć, że za czterdzieści tysięcy złotych można kupić dwa oddzielne wzmacniacze - jeden dla kolumn, drugi dla słuchawek. I nie będą to urządzenia klasy śmietnikowej. Przykład? Proszę uprzejmie - Gato Audio AMP-150 i Chord Hugo TT 2. Kto przy zdrowych zmysłach powie, że to kiepski system? Wydaje mi się jednak, że znów idziemy tu w całkowicie błędne rozumowanie. AMP-23R został bowiem stworzony jako urządzenie, które z definicji ma być najlepsze w swojej kategorii. Jego nabywcy nie będą analizować, czy tę samą kwotę mogliby rozdysponować w bardziej racjonalny sposób. Oni nie kupią Chorda Hugo TT 2, bo nie jest to bezpośredni rywal wzmacniacza Enleum. Nie będą przeliczali, że zamiast tego jednego koreańskiego piecyka mogliby kupić jedenaście Audiolabów 6000A. A gdyby mieli Chorda (być może niektórzy od dawna go używają), będzie ich denerwowała sama myśl, że istnieje coś, co prawdopodobnie jest o wiele lepsze, a oni tego nie mają. Brzmi jak choroba? No tak, ale na tym właśnie polega audiofilskie hobby. Każda osoba zarażona tym wirusem bawi się sprzętem, pilnując, aby nie przekroczyć dostępnego budżetu. A jeśli tej bariery nie ma albo górna granica znajduje się tak wysoko, ze kupno słuchawek za trzydzieści lub wzmacniacza za czterdzieści tysięcy złotych nie stanowi żadnego problemu? Co jeśli mielibyście w domu gablotkę, w której stałyby Focale Utopia, Sennheisery HD-820, HiFiMAN-y HE-R10P, Audeze LCD-5, Audio-Techniki ATH-ADX5000 i Final Audio Design D8000? Czy dysponując nausznikami wartymi w sumie grubo ponad sto tysięcy złotych, myślelibyście, że inwestycja w hi-endowy wzmacniacz jest pozbawiona sensu? Owszem, dla wielu z nas jest to wizja z gatunku sci-fi, ale Enleum twierdzi, że pierwsza partia tych urządzeń rozeszła się błyskawicznie. Gdyby nie było chętnych, nie wyprodukowanoby kolejnych serii. Co takiego, poza techniczną perfekcją i wspaniałą realizacją pewnej wizji, dostrzegli klienci w tym urządzeniu? Cóż, tuż przed przystąpieniem do odsłuchu zaświtała mi w głowie pewna myśl, ale dla dobra narracji powrócę do niej dopiero w podsumowaniu.
Brzmienie
Jak już wspominałem, wzmacniacz dotarł do mnie świeżutki, prosto z fabryki. Postanowiłem zafundować mu przynajmniej kilka dni porządnej rozgrzewki, jednak ze względu na natłok obowiązków nie mogłem w tym czasie opuścić i zamknąć pomieszczenia, które stało się moim poligonem. AMP-23R został więc podłączony do monitorów Equilibrium Nano i dwuczęściowego źródła złożonego z transportu Auralic Aries G1 i przetwornika Rockna Audio Wavelight DAC. Streamer za 12990 zł, konwerter za 27900 zł - wiochy nie ma. Do wzmacniacza za 39995 zł jak znalazł. Do tego interkonekt Albedo Geo, przewód USB Fidata HFU2, listwa Enerr Performer, głośnikowe Cardasy Clear Reflection i wartość tego "biurkowego" systemu gładko przekroczyła sto tysięcy złotych. Chyba nie skłamię, jeśli napiszę, że jeszcze nigdy nie sprawdzałem możliwości kolumienek Equilibrium Nano w towarzystwie tak kosztownej elektroniki. Sytuacja była jednak po części przypadkowa. Uznałem ten eksperyment za mało istotny, ponieważ wcale nie zamierzałem jeszcze rozpoczynać krytycznych odsłuchów, a jedynie przepuścić przez koreański wzmacniacz trochę prądu, dać mu dojść do siebie.
Kiedy z głośników popłynęły pierwsze dźwięki, utwierdziłem się w przekonaniu, że miałem rację - AMP-23R grał równo, naturalnie i całkiem żwawo, ale trochę nudno i płasko. Jego brzmienie było poprawne, ale nie rzucało na kolana. Stwierdziłem, że na ewentualne zmiany będę musiał poczekać przynajmniej kilka dni i w spokoju oddałem się innym zajęciom. Odpisałem na kilka maili, zacząłem zagłębiać się w techniczne opisy wnętrzności testowanego piecyka, a nawet obejrzałem na tablecie jego wideorecenzję. Z głośników jednak w dalszym ciągu nie wydobywało się nic wybitnie ciekawego. Ot, dźwięk jak z Hegla H95 - dobrze zrównoważony, neutralny w sensie barwy, wystarczająco dynamiczny i rozdzielczy, ale ogólnie żadna rewelacja, a nawet żaden hi-end. Postanowiłem zatem zostawić system pod prądem i poszedłem zrobić sobie kawę. Chwilę potem zadzwonił do mnie kolega i strasznie się zagadaliśmy. Skoczyłem jeszcze odebrać paczkę i w sumie minęła godzina. Wróciłem do biura, włączyłem muzykę i padłem z wrażenia. Nie mogłem uwierzyć w to, co do mnie dochodziło. To był zupełnie inny świat. Pięć albo dziesięć poziomów wyżej. AMP-23R porządnie się rozgrzał i choć była to jego druga godzina pracy, zafundował mi przedstawienie, na jakie nie byłem gotowy. Szybciutko odłożyłem wszystkie inne sprawy na bok i z jakimś takim dzikim, dziecięcym entuzjazmem przystąpiłem do odsłuchu, uznając, że brzmienie osiągnęło docelowy kształt. Teoretycznie powinienem się jeszcze nad tym zastanowić. Przecież po tych kilku dniach powinno być jeszcze lepiej. Ale to, co usłyszałem, było tak nieprawdopodobne, że chyba podświadomie wyeliminowałem prawdopodobieństwo dalszej poprawy. Wiedziałem przecież, że wzmacniacz Enleum nie zostanie u mnie na zawsze, więc przekręciłem potencjometr w prawo i zacząłem katować go najróżniejszą muzyką niczym melomani, którzy podczas dużych wystaw godzinami przesiadują na stoiskach z hi-endowymi słuchawkami, chcąc wyrwać i zapamiętać z tego doświadczenia jak najwięcej.
W tym momencie mógłbym zacząć wychwalać najróżniejsze aspekty brzmienia koreańskiego wzmacniacza, ale dla dobra wszystkich czytających tę recenzję pozwolę sobie skrócić swoje wywody. Po prostu uwierzcie mi na słowo, że nie ma tu co debatować o takich podstawach jak równowaga tonalna, neutralność czy trójwymiarowa stereofonia. Te rzeczy AMP-23R załatwia na dzień dobry i to nawet wtedy, gdy nie jest jeszcze w pełni rozgrzany. Skupię się natomiast na dwóch aspektach prezentacji, które całkowicie mnie rozwaliły. Pierwszym jest szeroko pojęta rozdzielczość. Enleum jest jednym z niewielu urządzeń dysponujących umiejętnością rozłożenia odtwarzanego materiału na części pierwsze, ale jednocześnie robiących to z zadziwiającą swobodą, na luzie, jakby to było coś całkowicie normalnego. Wiecie - człowiek zachwyca się, że w danym utworze słyszy coś po raz pierwszy albo wreszcie wyraźnie obserwuje dźwięki, które zawsze były przygaszone i zamazane, nawet podczas głośnego słuchania, a to czarne pudełko na trzech dziwnych nóżkach stoi kompletnie niewzruszone, kątem oka patrząc na niego, zastanawiając się, co u licha wywołało w nim takie emocje. Zaznaczam, że w dalszym ciągu mówię tu o odsłuchu z wykorzystaniem kolumn, co - a przynajmniej tak mi się wydawało przed przystąpieniem do testu - miało być tylko dodatkiem do wyjścia słuchawkowego. Po kolejnych kilku minutach wiedziałem już, że mam do czynienia ze sprzętem, który bez dwóch zdań zasługuje na miano hi-endowego. Warto byłoby zwrócić na niego uwagę nawet wówczas, gdyby jego jedyną zaletą była ponadprzeciętna przejrzystość. Mówimy tu bowiem o poziomie, który zahacza o stratosferę, kres ludzkich możliwości technicznych.
Producenci audiofilskiej aparatury mogą żądać za swoje urządzenia czterdzieści, siedemdziesiąt, sto albo trzysta tysięcy złotych, ale nie zmienia to faktu, że koniec końców wciąż jest to tylko jeden z elementów układanki, pojedynczy prostokąt na rozbudowanym schemacie łączącym to, co dzieje się w naszym domu podczas odsłuchu z tym, co zostało zarejestrowane w trakcie sesji nagraniowej. Myślicie, że łatwo jest sprawić, aby taki klocek wyniósł doświadczenia odbiorcy na wyższy poziom? Oczywiście, że nie. Można kupić najdroższe części i wynająć najlepszych specjalistów, ale w całej tej zabawie istnieją pewne bariery, których nie da się skruszyć za pomocą pieniędzy. Wszystko jedno, czy patrzymy na tę sytuację z punktu widzenia konstruktora, czy klienta. W drugim przypadku jest nawet gorzej, bo pieniądze władowane w system stereo może być widać (to jest akurat całkiem proste), ale niekoniecznie słychać. AMP-23R jest pod tym względem podwójnie wyjątkowy, ponieważ po pierwsze jest intrygującym, pięknym urządzeniem, a po drugie potrafi sprawić, że nasz zestaw zacznie grać, jakby właśnie zyskał drugie życie. Zwróćcie uwagę, że sprzęt, którego użyłem podczas testu, na dobrą sprawę nie mógł być szczytem marzeń takiego wzmacniacza. Źródło i okablowanie jeszcze jakoś ujdą w tłumie, ale zestawy głośnikowe? Equilibrium Nano, które nie są oferowane w regularnej sprzedaży, Audiovectory QR5 za 17490 zł i podłączone na parę godzin, po zakończeniu ich testu, podłogówki Pylon Audio Jasper 23 za 19998 zł - to wszystko, czym dysponowałem, bo nie byłem gotowy na to, że koreański wzmacniacz pokaże tak wielką klasę. Gdyby taka okazja trafiła mi się powtórnie, wypożyczyłbym coś takiego jak Focal Sopra N°1 albo Audiovector R1 Arreté. Mam wrażenie, że z takimi monitorami mógłbym okryć jeszcze dwa albo trzy kolejne wymiary, o których istnieniu większość audiofilów - nawet tych, którzy na dopieszczanie swojego systemu hi-fi nie szczędzą ani czasu, ani pieniędzy nie ma zielonego pojęcia.
Enleum to nie lampa w tranzystorowej skórze, to po prostu dopracowany tranzystor o uczłowieczonym, muzykalnym, dobrodusznym usposobieniu. Nie bałbym się nawet powiedzieć, że jego brzmienie stoi w sprzeczności z surową, industrialną stylistyką. Przejrzystość, dynamika, przestrzeń, bas - w dźwięku koreańskiego piecyka imponuje wszystko po kolei, ale założę się, że ci, którzy podejmą decyzję o jego zakupie, zrobią to ze względu na tę niesamowitą barwę.Drugi aspekt prezentacji, który zrobił na mnie wybitnie dobre wrażenie to barwa. Pod tym pojęciem może się oczywiście kryć wiele cech, które można rozumieć różnie - nasycenie, zróżnicowanie, ciepło albo niebywała neutralność. Jeżeli jednak nie szukacie sprzętu przezroczystego jak kryształ, AMP-23R ma wszystkie inne pozytywne cechy, które kojarzę z tym terminem. Jego brzmienie jest, hmm, naturalnie ciepłe. Ma w sobie dokładnie tyle papierowo-lampowego zabarwienia, aby wokale i instrumenty, które na żywo zachwycają nas mięsistością i gęstą, miękką, pastelową kolorystyką swojego brzmienia, mogły być odbierane w ten sam sposób podczas odsłuchu w domowym zaciszu. Temperatura jest przesunięta w stronę plusa, jednak nie na tyle, abyśmy nie mogli narzekać, że opisywany wzmacniacz nagina wszystkie nagrania w jednym kierunku, a słuchacz widzi wszystko przez różowe okulary, nie mogąc dostrzec istotnych różnic między poszczególnymi instrumentami. Nie, co to, to nie. Enleum to nie lampa w tranzystorowej skórze, to po prostu dopracowany tranzystor o uczłowieczonym, muzykalnym, dobrodusznym usposobieniu. Nie bałbym się nawet powiedzieć, że jego brzmienie stoi w sprzeczności z surową, industrialną stylistyką. Przejrzystość, dynamika, przestrzeń, bas - w dźwięku koreańskiego piecyka imponuje wszystko po kolei, ale założę się, że ci, którzy podejmą decyzję o jego zakupie, zrobią to ze względu na tę niesamowitą barwę. Najlepsze jest jednak to, że w dalszym ciągu opisuję tutaj swoje wrażenia z odsłuchu z wykorzystaniem kolumn (dlaczego - o tym za chwilę). W pewnym momencie zacząłem się nawet zastanawiać, czy AMP-23R nie jest przypadkiem urządzeniem, które można by było postawić na równi z najlepszymi wzmacniaczami zintegrowanymi, jakie miałem przyjemność opisywać, takimi jak chociażby Pathos Logos MKII, Auris Audio Fortissimo, Copland CTA 408 czy Soul Note A-2. I wiecie co? Myślę, że spokojnie. To co najmniej ten sam poziom jakościowy, tylko w mniejszym opakowaniu i z niższą mocą wyjściową. Jeżeli więc nie macie wyjątkowo trudnych do napędzenia zestawów głośnikowych, możecie potraktować opisywany model jako alternatywę nie tylko dla wymienionych konstrukcji, ale tak naprawdę dla wszystkich wzmacniaczy zintegrowanych i dzielonych w zbliżonej cenie. A jeśli mam być szczery, nie zdziwiłbym się nawet, gdyby Enleum wygrał w starciu z czymś takim jak McIntosh MA12000 albo T+A PA3100 HV.
W porządku, a co z nausznikami? Spokojnie, wcale nie zostawiłem tego tematu na sam koniec. Postanowiłem jedynie skrócić opis brzmienia, ponieważ moje obserwacje z odsłuchu na wyjściu słuchawkowym były dokładnie takie same jak w systemie z kolumnami. Podczas testu, być może ze względu na niewielkie rozmiary jego bohatera, wielokrotnie zmieniałem konfigurację, przeskakując z zestawów głośnikowych na słuchawki i odwrotnie. Na początku wykorzystałem nauszniki, które w porównaniu z koreańskim wzmacniaczem są wręcz śmiesznie tanie - Beyerdynamiki DT 990 PRO i DT 770 PRO, Sennheisery HD 600, Meze 99 Classics i HiFiMAN-y Edition X. Później wytoczyłem cięższe działa, które bardzo dobrze znam - Final Audio Design D8000, Focale Utopia, Sennheisery HD 820 i Audeze LCD-5. Wnioski są dwa. Po pierwsze, AMP-23R ze słuchawkami czarował barwą i rozdzielczością tak samo jak z kolumnami, a w pozostałych aspektach jeszcze odrobinę podniósł poprzeczkę. Jak można się było domyślać, tutaj nie ma mowy o jakichkolwiek ograniczeniach dynamicznych, chyba że ktoś wyciągnie wyjątkowo oporny hełmofon (co staje się coraz trudniejsze, bowiem nawet flagowe słuchawki planarne mają teraz całkiem przyjazne parametry). Po drugie, jeśli chcecie przekonać się, czym jest brzmienie totalne, jakie wrażenia gwarantuje tak bliskie obcowanie z muzyką, chyba nie ma na to lepszego sposobu niż odsłuch wzmacniacza Enleum z hi-endowymi słuchawkami i wysokiej klasy źródłem. Żałuję, że trochę dłużej nie przetrzymałem HiFiMAN-ów HE-R10P, ale nawet z taką "budżetówką" jak Focal Utopia czy Audeze LCD-5 niebezpiecznie zbliżyłem się do tego, co niektórzy audiofile nazywają absolutem. Tak po prostu.
Budowa i parametry
AMP-23R to pierwszy wzmacniacz w ofercie marki Enleum. Producent podkreśla, że konstrukcja ta czerpie garściami z modelu Bakoon AMP-13R. Firma zapewnia, że opisywany piecyk poradzi sobie doskonale nie tylko z każdymi słuchawkami, ale na dodatek posiada wyjścia głośnikowe o mocy 25 W i 45 W na kanał, odpowiednio przy 8 i 4 Ω. Koreańczycy twierdzą, że to wystarczy, aby napędzić większość kolumn głośnikowych na rynku. Na wyjściu słuchawkowym moc wynosi zaś aż 4 W dla słuchawek o impedancji 4 Ω. Dzięki takim parametrom koreański piecyk może być doskonałą propozycją dla posiadaczy skutecznych kolumn, którzy do tej pory rozważali konstrukcje lampowe typu SET (Single-Ended Triode). W stosunku do Bakoona AMP-13R ulepszono praktycznie wszystkie elementy, wznosząc całość na zupełnie nowy poziom. Poprawiono nie tylko ogólne rozplanowanie elementów na płytce PCB, ale też zastosowano kompletnie nową, opracowaną od podstaw obudowę, która jest jednocześnie i ekranem elektromagnetycznym i radiatorem. Specjalnie dla najnowszego wzmacniacza AMP-23R stworzono układ o nazwie Ensence Circuit. Jest to unikalna konstrukcja stopni wzmacniających, która nie tylko bazuje na wieloletnim doświadczeniu, ale jest także znacznym rozwinięciem układów znanych ze wcześniejszych wzmacniaczy. Zastosowany w AMP-23R układ to skonstruowany w całości z dyskretnych tranzystorów zespół wzmacniający, który nie posiada sprzężenia zwrotnego, ale ma być też szybki, a przy okazji oferuje bardzo szerokie pasmo przenoszenia. Połączono w ten sposób dwie teoretycznie przeciwstawne cechy konstrukcyjne, bo udało się uzyskać doskonałe parametry mierzalne bez uciekania się do użycia pętli sprzężenia zwrotnego. Co istotne, cały układ Ensence Circuit to moduł znajdujący się tuż przy gniazdach wejściowych, aby zapewnić jak najbardziej optymalną transmisję sygnału. Teraz pytanie, czy Ensence Circuit to z grubsza to samo, czym był układ SATRI lub jakaś jego lekko pozmieniana postać. Cóż, ja nie potrafię tego orzec ze stuprocentową pewnością, ale wszystko wskazuje na to, że nie. Soo In Chae chyba nie odważyłby się użyć rozwiązania opracowanego przez człowieka, z którym popadł w konflikt. Z drugiej strony gdyby sam potrafił stworzyć coś takiego, Akira Nagai nie byłby mu potrzebny do założenia Bakoona. Nie jest to jednak jedyna ciekawostka, jaką znajdziemy w środku. Warto także wspomnieć o systemie JET2 Bias, który obejmuje bardzo złożone obwody ADC, DAC i MPU z zaawansowanym oprogramowaniem. Pierwotnie zaprojektowany dla modelu AMP-13R, JET Bias został opracowany w celu utrzymania najwyższej możliwej wydajności przy jednocześnie znacznie zwiększonej wydajności stopnia wyjściowego. Nowy JET2 Bias podnosi ją jeszcze bardziej, ponieważ teraz śledzi odchylenie parametrów pracy tranzystorów przez cały czas podczas pracy wzmacniacza. Umożliwia to ultraszybką korekcję prądu spoczynkowego tranzystorów stopnia wyjściowego (w tej roli zobaczymy tu MOS-FET-y firmy Exicon). Ogólnie, co chyba nie powinno nikogo dziwić, wnętrze opisywanego wzmacniacza to piękno w czystej postaci. Mamy do czynienia nie tylko z układem dual mono i podzespołami wysokiej jakości, ale także perfekcyjnym montażem. Kiedy wybieramy zdjęcia do galerii pod testem, zwykle wychodzi ich kilkanaście. Tym razem naliczyłem ponad trzydzieści, przy czym większość stanowiły zbliżenia na "bebechy". Ostatecznie postanowiłem przeprowadzić kolejną selekcję, ale jeżeli chcielibyście obejrzeć więcej takich kadrów, mam ich jeszcze trochę na dysku. Co wydaje się ważniejsze z punktu widzenia użytkownika, AMP-23R to nie tylko zaawansowana konstrukcja elektroniczna, ale i dopracowana w każdym calu obudowa posiadająca dokręcane nóżki antywibracyjne. Przede wszystkim zadbano o fenomenalne wręcz wykończenie. Metalowa powierzchnia urządzenia została obrobiona tak, aby była przyjemna w dotyku. Wszystkie funkcje są kontrolowane jednocześnie za pomocą jednego przycisku i pokrętła. Pokrętło to jest unikalne samo w sobie ze względu na niezwykłe wyprofilowanie, lecz jeszcze ciekawiej rozwiązano kwestię informowania słuchacza o aktualnym poziomie wzmocnienia, które zrealizowane jest za pomocą drabinki rezystorowej dającej 1024 możliwe poziomy głośności. Dookoła pokrętła regulującego wzmocnienie pojawia się biały punkt informujący o aktualnym położeniu, który jednocześnie wraz ze wzrostem głośności staje się bardziej zapełniony. AMP-23R wyposażony został w podstawki antywibracyjne wykorzystujące technologię Base Isolation Device. Rozwiązanie to jest efektem współpracy Enleum i koreańskiej firmy TAKT specjalizującej się w technologii antywibracyjnej dla urządzeń audio. Trzy precyzyjnie obrobione nóżki są dokładnie umieszczone pod dolną płytą wzmacniacza w trzech strategicznych punktach obliczonych względem środka masy AMP-23R. Podstawki wykorzystują te same zasady inżynieryjne, które można spotkać w drapaczach chmur, czy mostach, gdzie siły zewnętrzne, takie jak wiatr, czy ruchy sejsmiczne muszą zostać precyzyjnie zneutralizowane. Jeżeli jednak ktoś nie ma ochoty ich używać, wzmacniacz ma własne, niskie, silikonowe nóżki.
Werdykt
Przystępując do tego testu miałem poczucie, że nie wyjdzie z tego nic, co mogłoby się komukolwiek do czegoś przydać. Że będzie to czysty sport, sztuka dla sztuki, a dla czytelników co najwyżej chwila rozrywki bez większego znaczenia, minimalnej wartości praktycznej. Ostatecznie kto normalny chciałby wydać prawie czterdzieści tysięcy złotych na niewielki wzmacniacz słuchawkowy z dosztukowanymi gniazdami głośnikowymi? AMP-23R prezentował się jednak tak intrygująco, że nie mogłem sobie odpuścić. Postanowiłem zmierzyć się z nim i dowiedzieć się, co potrafi, chociażby dla poszerzenia swoich horyzontów. I ani trochę nie żałuję tej decyzji, choć w pewnym sensie dostałem po pysku. Wzmacniacz Enleum przypomniał mi, że przed przystąpieniem do odsłuchu należy wyrzucić wszystkie swoje prognozy i uprzedzenia do kosza. Wcześniej napisałem, że gdy podziwiałem ten sprzęt i chłonąłem materiały na jego temat, w głowie zaświtała mi pewna myśl - a co by było, gdyby AMP-23R okazał się być wzmacniaczem, który z odpowiednimi kolumnami może zagrać nie gorzej niż inne integry za 30-40 tysięcy złotych, a do tego wzmacniaczem słuchawkowym, który spokojnie może powalczyć o miano najlepszego na świecie? Wtedy okazałoby się, że w jednym pudełku mamy dwa urządzenia, za które w sumie musielibyśmy zapłacić nie czterdzieści, ale osiemdziesiąt tysięcy złotych. Po wielu dniach słuchania mogę stwierdzić, że dokładnie tak jest. Oczywiście nie twierdzę, że to jakaś wyjątkowa okazja, ale w tym momencie rzeczywiście zaczyna to nabierać sensu. Dlaczego? Ponieważ wielu audiofilów zawiesiło się między jednym a drugim światem. Mają wyrafinowany system stereo z fajnymi kolumnami, ale nie mogą słuchać ich każdego dnia i o każdej porze. Nauszniki to świetna sprawa, ale hi-endowe modele wymagają odpowiedniego towarzystwa, a integry zaprojektowane do napędzania głośników z reguły spisują się ze słuchawkami średnio, o ile w ogóle mają odpowiednie gniazdko. A zresztą... Traktujcie sobie to urządzenie, jak chcecie - jako dzieło sztuki, technologiczną ciekawostkę, spełnienie marzeń fana wyczynowych słuchawek albo okazję, by pozbyć się dwóch jeszcze droższych klocków bez poczucia, że cokolwiek się straciło. Ja obiecałem sobie, że jeśli jeszcze kiedykolwiek posłucham tego wzmacniacza, będzie to oznaczało, że faktura została zapłacona i już go nie oddam.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 25 W/8 Ω, 2 x 45 W/4 Ω (kolumny), 2 x 4 W/60 Ω (słuchawki)
Wejścia analogowe: 2 x RCA, 1 x Enlink (BNC)
Wzmocnienie: 22,5 dB
Impedancja wejściowa: 10 kΩ
Pasmo przenoszenia: 10 Hz - 500 kHz
Zużycie energii: 100 W (praca), 30 W (czuwanie)
Wymiary (W/S/G): 5,5/23/23 cm (bez nóżek)
Masa: 4 kg
Cena: 39995 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT, Final Audio Design D8000, Focal Utopia, Sennheiser HD 820, Audeze LCD-5.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
5
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze