Copland CSA 70
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Gdy w jednej z popularnych wyszukiwarek wpisałem hasło "Copland", licząc na to, że za chwilę zostanę przeniesiony na oficjalną witrynę duńskiego producenta audiofilskiego sprzętu, kilka pierwszych linków prowadziło do stron z opisem filmu "Cop Land" z 1997 roku. Nie wątpię, że jest to ciekawa, trzymająca w napięciu opowieść z gwiazdorską obsadą (Sylvester Stallone, Rey Liotta, Robert De Niro), ale Copland, o którego mi chodziło został powołany do życia 13 lat wcześniej, więc chociażby z tego względu algorytm powinien okazać mu nieco więcej szacunku. Manufakturę słynąca z produkcji znakomitych wzmacniaczy założył Ole Møller, który zaczynał swoją karierę w branży audio, pracując dla Ortofona - specjalisty od wkładek gramofonowych i osprzętu dla przemysłu nagraniowego. Ole został przydzielony do rozwoju wzmacniaczy niskoszumowych. Stosunkowo szybko postanowił jednak pójść własną drogą. Copland dał mu możliwość rozwoju własnej pracy w dziedzinie inżynierii dźwięku ze szczególnym poświęceniem się lampom. Møller uznał, że postęp techniczny, jaki dokonał się w ostatnich dziesięcioleciach, stworzył nowe możliwości optymalizacji obwodów. Innymi słowy, o ile same lampy były z grubsza takie same, to całą resztę można było zaprojektować z użyciem komponentów i technologii, o których dawniej projektanci wzmacniaczy lampowych mogli tylko pomarzyć.
Debiutanckim projektem Coplanda był wzmacniacz mocy CTA 15. Osiągał "zawrotne" 12 W na kanał, ale przecież nie o to chodziło. Urządzenie wykorzystujące lampy EL84 zostało rozszerzone o zastosowanie technologii PCB, co ograniczyło czasochłonną pracę związaną z produkcją wzmacniacza lampowego, a to pozwoliło sprowadzić cenę tego całkiem eleganckiego piecyka do rozsądnego poziomu. W 1990 roku Copland połączył siły ze szwedzką firmą Xena Audio, która przez ponad dekadę była odpowiedzialna za produkcję elektroniki na licencji Duńczyków. Innowacyjne projekty Coplanda oraz doskonałe umiejętności marketingowe firmy-matki zaowocowały międzynarodowym sukcesem. Uznanie klientów zyskał między innymi lampowy wzmacniacz CTA 401. Co ciekawe, to właśnie ten model nakreślił charakterystyczny dla tej marki styl zewnętrzny, z minimalistyczną obudową i charakterystycznymi pokrętłami z naniesioną na nie skalą. W latach dziewięćdziesiątych wprowadzono na rynek serię wzmacniaczy hybrydowych Copland Synetic Ampliers w skrócie CSA. Wszystkie wykorzystywały konstrukcję obwodów hybrydowych pierwotnie opracowaną w latach osiemdziesiątych i wprowadzoną po raz pierwszy we wzmacniaczu zintegrowanym CSA 14, wprowadzonym na rynek w 1993 roku. Obwody CSA wykorzystywały jedną lub dwie podwójne triody w stopniu wejściowym oraz tranzystorową końcówkę mocy pracującą w klasie A. Dziś duńska firma kontynuuje tę tradycję, a jej hybrydy wydają się być jeszcze bardziej atrakcyjne niż trzydzieści lat temu.
Wygląd i funkcjonalność
W aktualnym katalogu Coplanda znajdziemy zaledwie pięć modeli, z których - rzadko kiedy mogę się pochwalić takim wynikiem - licząc bohatera niniejszego artykułu, osobiście przetestowałem cztery. Cennik otwiera wzmacniacz słuchawkowy z przetwornikiem cyfrowo-analogowym DAC 215, rolę okrętu flagowego pełni piękny lampowy wzmacniacz zintegrowany CTA 408, a pomiędzy nimi uplasowały się trzy nowoczesne integry z serii CSA - CSA 70, CSA 100 i CSA 150. Zasadniczo wszystkie są podobne, zarówno jeśli chodzi o generalną koncepcję konstrukcyjną, jak i pewne elementy użyte w środku, jednak jeśli spojrzymy na widniejące obok nich kwoty, zrozumiemy, że są to zupełnie różne światy. Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jakby duńscy inżynierowie odwiedzili kilka salonów ze sprzętem hi-fi, zrobili dokładny wywiad na temat tego, w jakich przedziałach cenowych ich konkurencja ma najwięcej do powiedzenia, po czym postanowili na bazie jednego projektu stworzyć trzy wzmacniacze, które zajmą wszystkie trzy półki. Pomysł nie jest głupi. Daje przecież o wiele większą siłę przebicia i, wzorem CTA 15, pozwala ograniczyć koszty. CSA 70, CSA 100 i CSA 150 pokrywają naprawdę szerokie spektrum cenowe, dzięki czemu w przedziale od 12999 do 31999 zł Duńczycy mogą zaoferować nam aż cztery piecyki. Nieźle, chociaż to jeszcze nie wszystko, bowiem polski dystrybutor Coplanda oferuje wszystkie modele tej marki w promocyjnych cenach i taką "siedemdziesiątkę" w momencie publikacji niniejszego można dostać za 9999 zł. Jeszcze bardziej zdziwiły mnie kwoty podane przy dwóch najwyższych modelach. CSA 150 i CTA 408 na stronie sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design kosztują tyle samo - 19999 zł. W przypadku pierwszego modelu obniżka względem regularnej ceny nie jest aż tak spektakularna, ale flagowy lampowiec Coplanda za niecałe dwadzieścia tysięcy? Gdyby nie to, że mam w domu aż za dużo sprzętu, sam bym się skusił. Mam tylko nadzieję, że nie oznacza to, że jego produkcja dobiegła końca. Byłaby to wielka szkoda.
TEST: Copland CSA 100
CSA 70 jest jednym ze wzmacniaczy, które nawet jeśli z zewnątrz prezentują się skromnie, oferują naprawdę bogate wyposażenie i są gotowe na najrozmaitsze wyzwania. Użytkownik, który nie może się zdecydować, z jakiego źródła najczęściej będzie korzystał, regularnie wykorzystuje ich kilka albo ma zamiar rozbudować swój system w przyszłości, powinien być zachwycony. Do pełni szczęścia brakuje tu chyba tylko łączności Wi-Fi/LAN i funkcji strumieniowych. Warto jednak dodać, że niektórzy melomani preferują takie rozwiązanie, obawiając się, że taki wbudowany streamer szybko by się zestarzał, a jeśli zadanie połączenia się z siecią i dostarczenia sygnału na wejście cyfrowe weźmie na siebie jakieś małe pudełeczko - ot, chociażby coś takiego jak Octavio Stream albo Primare NP5 Prisma MK2 - zawsze będzie można wymienić je na nowszy model. Jeśli spojrzymy na tylny panel, największą różnicą w stosunku do wyższego modelu CSA 100 jest brak wejścia zbalansowanego i antenki Bluetooth. Czy z którejkolwiek z tych rzeczy faktycznie moglibyśmy skorzystać? Audiofile powiedzą, że Bluetooth jest im potrzebny jak rybie rower. Jeśli się nad tym zastanowić, to nawet dobrze, bo wygoda takiego połączenia nie będzie nikogo kusiła. Chcąc posłuchać muzyki z ulubionego serwisu strumieniowego, będzie musiał podłączyć do CSA 70 zewnętrzny streamer, a jeśli zechce wykorzystać w roli źródła telewizor, jedynym rozsądnym wyjściem będzie cyfrowy przewód optyczny. W obu przypadkach wygrywa jakość (choć tak, wiem, zawsze można to zrobić jeszcze lepiej). Testowany wzmacniacz został wyposażony cztery wejścia cyfrowe (USB, koaksjalne i dwa optyczne), trzy wejścia analogowe, wyjście liniowe, wyjście z przedwzmacniacza oraz wyjście słuchawkowe 6,3 mm, umieszczone na panelu frontowym. Miłośnicy winyli ucieszą się z wejścia dla wkładek MM z zaciskiem uziemiającym. Niby nic wielkiego, ale wybierając gramofon, można będzie wziąć pod uwagę również modele bez wbudowanego phono stage'a.
W kwestii wzornictwa i jakości wykonania Copland trzyma się swojego sprawdzonego przepisu. Z zewnątrz CSA 70 różni się od swojego droższego brata tylko kilkoma szczegółami (nawet wymiary obudowy są identyczne), z których najważniejsze to brak przycisku do aktywacji pętli magnetofonowej oraz barwa tego obsługującego tryb czuwania. Nie wiedzieć czemu, w opisywanym piecyku jest on czerwony. Poza tym to praktycznie powtórka z rozrywki, ale trzeba przyznać, że o ile we wzmacniaczu za 16999 zł w pełni aluminiowa obudowa przyozdobiona tak dopracowanymi detalami nie jest niczym niezwykłym, o tyle w modelu wycenionym na 12999 zł (nie mówiąc już o cenie promocyjnej) może sprawić, że "siedemdziesiątka" wizualnie wyprzedzi swoich największych rywali. Na tym właśnie polega magia oszczędności sprowadzających się do tego, że kilka modeli korzysta z bardzo podobnej platformy - ten najwyższy będzie musiał przekonać do siebie klientów bogatszym wyposażeniem, wyższą mocą i lepszym dźwiękiem, natomiast najtańszy na tle konkurencji wyróżnia się samym wyglądem. Największymi ciekawostkami są oczywiście wyskalowane w "dziwny" sposób pokrętło regulacji głośności oraz zdublowany selektor źródeł. Na czym to polega? Głównym elementem służącym do zmiany wejścia jest duża gałka po lewej stronie, pod względem rozmiaru i kształtu identyczna jak ta od potencjometru, ale pozbawiona oznaczeń. Chodzi dość lekko, a o wybranej pozycji informują nas diody umieszczone na okręgu w centralnej części frontu. Duńczycy sprytnie wkomponowali weń odbiornik podczerwieni. Problem w tym, że charakterystyczna "tarcza" nie zawiera diod i opisów każdego dostępnego gniazda. Wszystkie wejścia cyfrowe zgrupowano pod literą "D", a z którego konkretnie złącza chcemy skorzystać - to musimy już wybrać za pomocą małego pokrętła ulokowanego w lewym dolnym rogu panelu czołowego. To akurat nie pracuje już tak leciutko, więc źródła cyfrowego nie zmienimy, siedząc na kanapie.
CSA 70 to świetnie zbudowany wzmacniacz. Ładny, ciekawy, miejscami dość oryginalny, ale też całkiem dyskretny. Nie licząc specyficznej procedury wyboru wejścia cyfrowego, wszystko tutaj wygląda i działa tak, jak powinno.Poza tą drobną niedogodnością CSA 70 to świetnie zbudowany wzmacniacz. Ładny, ciekawy, miejscami dość oryginalny, ale też całkiem dyskretny. Nie licząc specyficznej procedury wyboru wejścia cyfrowego, wszystko tutaj wygląda i działa tak, jak powinno. Wyposażenie jest w porządku, moc (70 W na kanał przy 8 Ω) też wydaje się wystarczająca, do tego Copland wciąż pozostaje marką niszową, w dobrym znaczeniu tego słowa - nie flirtuje z budżetówką, nie zbacza z obranego dawno temu kursu, a jego logo nie zdobi pralek, telewizorów i smartfonów. Gdzie zatem jest haczyk? Jeśli mam być szczery, na pierwszy rzut oka niczego takiego nie widać, ale zastanowił mnie jeden "szczegół" dotyczący budowy wewnętrznej - w przeciwieństwie do swoich większych braci, modeli CSA 100 i CSA 150, "siedemdziesiątka" nie wykorzystuje lamp. W ogóle, żadnych! Producent wprawdzie obiecuje, że tranzystorowa sekcja przedwzmacniacza charakteryzuje się niskimi zniekształceniami, a w sekcji wzmacniacza mocy CSA 70 wykorzystuje tę samą technologię, którą widzieliśmy już w obu droższych integrach z serii CSA, ale jednak Copland bez szklanych baniek? Ani lampowy, ani nawet hybrydowy? Pojawia się pytanie, czy bez tego kluczowego elementu Duńczykom udało się zachować charakter brzmienia, z którego znany jest ich sprzęt.
Brzmienie
Odpowiedź nie jest prosta, a już na pewno nie może nią być stwierdzenie, że opisywany wzmacniacz gra jak lampa lub typowa hybryda. Równie daleko mu jednak do chłodnego, bezwzględnego, pozbawionego uczuć tranzystorowca-bydlaka, dla którego sensem egzystencji w materialnym świecie nie jest ani służba muzyce, ani sprawienie przyjemności swojemu posiadaczowi, lecz zrównanie pomieszczenia odsłuchowego z ziemią za pomocą dźwięku. CSA 70 plasuje się na tej skali gdzieś pomiędzy klasycznym wzmacniaczem hybrydowym w stylu Unisona Unico 90 a całkowicie neutralnym piecykiem solid state, takim jak na przykład Hegel H95. Jeśli nie mieliście przyjemności słuchać żadnego z nich, możecie zapoznać się z ich testami, a następnie wyciągnąć średnią z moich obserwacji dotyczących brzmienia. Powinien wyjść z tego niemal dokładny opis wrażeń, jakie towarzyszyły odsłuchowi Coplanda.
TEST: Copland CTA 408
Muszę przyznać, że przed podłączeniem przewodów i włączeniem muzyki miałem wątpliwości, czy "siedemdziesiątka" sobie poradzi. Niby to Copland, więc powinno być dobrze. Praktyka nauczyła mnie, że do urządzeń tej marki można mieć zaufanie. Z drugiej strony mamy do czynienia z najtańszą integrą w katalogu, co samo z siebie bywa ryzykowne, bo firmy przyzwyczajone do projektowania droższego sprzętu często nie mają pojęcia, jak wprowadza się oszczędności - z czego można zrezygnować i co można zastąpić tańszymi odpowiednikami, aby produkt końcowy nikogo nie rozczarował. Jakby tego było mało, CSA 70 jest w tym momencie jedynym wzmacniaczem Coplanda, w którym nie znajdziemy ani jednej lampy, a to oznacza, że zastosowany w nim przedwzmacniacz jest zupełnie inny niż w modelach CSA 100 i CSA 150. Komu chciałoby się przyłożyć do takiego projektu, wiedząc, że prawdopodobnie zostanie użyty tylko ten jeden raz? Dodatkowo gdzieś z tyłu głowy kołatała mi się myśl, że może i "siedemdziesiątka" jest najtańszą integrą w ofercie Coplanda, ale wciąż kosztuje 12999 zł, a to niemało. Droczyło mnie to do tego stopnia, że zacząłem się zastanawiać, czy dobrze zrobiłem, że wytypowałem go do testu.
Wszystkie te wątpliwości wyparowały, gdy z głośników popłynęła muzyka. Dźwięk był tak naturalny, rzetelny, dynamiczny i spójny, że zacząłem karcić się w myślach. Dlaczego w porę nie powstrzymałem tych idiotycznych domysłów? Dlaczego zapomniałem o tym, że każdy sprzęt zasługuje na to, by jego test był pisany na czystej kartce? Chyba dałem się podpuścić sygnałom, które zdaje się wysyłać klientom sam producent. Nie wiecie, o czym mówię? W takim razie porównajcie opisy modeli CSA 70, CSA 100 i CSA 150 na jego stronie internetowej. Ten pierwszy jest nad wyraz skromny, prawda? Praktycznie kilka zdań i dane techniczne. Wygląda to, jakby Copland nie przechwalał się "siedemdziesiątką", wiedząc, że nie ma czym. Tymczasem ta gra świetnie. Na tyle dobrze, że po skończonym teście zostawiłem ją w torze jeszcze na kilka dni. Nie żeby to był najlepszy piecyk, jakiego w życiu słuchałem, ale pokazał tak uniwersalny, tak "wystarczający" dźwięk, że nie chciało mi się ani sięgać po kolejny klocek, ani wracać do swojego prywatnego wzmacniacza. Na to zawsze będzie jeszcze czas, prawda?
"Siedemdziesiątka" gra świetnie. Na tyle dobrze, że po skończonym teście zostawiłem ją w torze jeszcze na kilka dni. Nie żeby to był najlepszy piecyk, jakiego w życiu słuchałem, ale pokazał tak uniwersalny, tak "wystarczający" dźwięk, że nie chciało mi się ani sięgać po kolejny klocek, ani wracać do swojego prywatnego wzmacniacza.Być może to dziwne, ale słowem, które często przychodziło mi na myśl w kontekście brzmienia CSA 70, było "jędrne". Wszystko idealnie do siebie pasowało, było utrzymane w tej samej konwencji. Podstawą sukcesu jest oczywiście prawidłowa równowaga tonalna i z tym Copland nie miał najmniejszych problemów. Jeżeli natomiast dodamy do tego barwę - w przeciwieństwie do konstrukcji lampowych i hybrydowych zaledwie leciutko ocieploną - wyjdzie na to, że "siedemdziesiątka" idzie w dziedzinie neutralności nawet dalej niż CSA 100. Aby opisywany model nie wyrósł na zimnego drania, zadbano o to, aby jego brzmienie było minimalnie zmiękczone, ale na tym właściwie koniec i nie ma się tu co doszukiwać lampowych konotacji. Należy jednak mieć świadomość, że obecność lampy w torze nie wiąże się z samymi plusami, a jedynie zmienia kurs, w którym podążamy. Dostajemy cieplejszą, pastelową barwę, inaczej zbudowaną przestrzeń, więcej plastyczności, mięsisty bas i delikatną górę, ale jednocześnie musimy mieć świadomość, że taki wzmacniacz zawsze będzie dodawał coś od siebie i nie każdej muzyce będzie to służyło. Tak, wiem, że CSA 100 też mi się podobał i skierowałem pod jego adresem wiele komplementów, ale teraz zastanawiam się, czy przypadkiem nie jest tak, że obie konstrukcje mają swoje plusy i minusy, a ich suma daje zero. Innymi słowy, że mamy do czynienia z dwoma wzmacniaczami, z których żadnego nie można ogłosić zwycięzcą, a przynajmniej nie w sposób obiektywny. CSA 100 oferuje wyższą moc i nieco bogatsze wyposażenie i gra odrobinę cieplej, pozwalając nam rozsmakować się w quasi-lampowym brzmieniu bez problemów, z jakimi wiąże się użytkowanie stuprocentowego lampowca. CSA 70 jest za to bardziej neutralny, równie funkcjonalny, ma zadowalającą dynamikę, spokojnie poradzi sobie z napędzeniem każdych normalnych kolumn, z zewnątrz wygląda praktycznie tak samo, a kosztuje cztery tysiące złotych mniej. I bądź tu, człowieku, mądry...
Budowa i parametry
Copland CSA 70 to wzmacniacz zintegrowany wyposażony cztery wejścia cyfrowe, trzy wejścia analogowe, wyjście liniowe i kilka dodatków, takich jak wejście gramofonowe (MM) czy gniazdo słuchawkowe (6,3 mm). W przeciwieństwie do swoich większych braci (modeli CSA 100 i CSA 150), "siedemdziesiątka" nie wykorzystuje lamp pracujących w sekcji przedwzmacniacza. Producent utrzymuje, że ta została wykonana z użyciem półprzewodników, ale charakteryzuje się znikomo niskimi zniekształceniami. CSA 70 wykorzystuje jednak tę samą technologię wzmacniacza mocy, co CSA 100 i CSA 150, dzięki czemu charakteryzuje się szerokim pasmem przenoszenia w zakresie sygnałów o dużym poziomie. Moc wyjściowa to 70 W na kanał przy 8 Ω lub 130 W na kanał przy 4 Ω. Producent twierdzi, że wzmacniacz został zaprojektowany w taki sposób, aby poradzić sobie z najbardziej kłopotliwymi obciążeniami, jakie mogą pojawić się w zestawach głośnikowych. Architektura wewnętrzna to praktycznie kopia modelu CSA 100 w nieco mniejszej skali - odrobinę mniejsza główna płytka z układami elektronicznymi, dwa duże kondensatory filtrujące zamiast sześciu i odrobinę mniejszy transformator toroidalny. Podobieństw jest jednak znacznie więcej niż różnic. Duńczycy zapewniają, że długość ścieżek we wzmacniaczu CSA 70 została zminimalizowana poprzez umieszczenie całej elektroniki na pojedynczej płytce drukowanej, co przy okazji minimalizuje podatność na zakłócenia RF i inne zewnętrzne szumy. Regulację głośności powierzono klasycznemu, analogowemu potencjometrowi z silniczkiem do zdalnego sterowania. Wzmacniacz posiada zabezpieczenia przed pojawieniem się napięcia stałego na zaciskach głośnikowych i przeciążeniem termicznym.
Werdykt
Najtańszy wzmacniacz zintegrowany w katalogu. Jedyne urządzenie tej marki, w którym nie zastosowano lamp. Na papierze także najsłabsze - oferujące odrobinę niższą moc wyjściową niż stuprocentowo lampowy flagowiec. Nie wygląda to dobrze, prawda? Ale CSA 70 nic sobie z tego nie robi. Ani niższa moc, ani brak paru funkcji, które znajdziemy w droższej "setce", ani brak szklanych baniek w torze nie zmieniają faktu, że to ładny, porządnie zbudowany, bogato wyposażony wzmacniacz, który potrafi zagrać równie dobrze jak jego starszy braciszek, a jeśli komuś zależy na neutralności i uniwersalności, może nawet lepiej. Choć początkowo byłem pewien wątpliwości, ten duński skubaniec przekonał mnie do siebie szybko i skutecznie. Moim ulubionym wzmacniaczem Coplanda pozostanie wspaniały CTA 408, ale na miejsce drugie bez wątpienia wskakuje CSA 70. Wszystko jedno, czy podejdziecie do tematu na chłodno, wypisując na kartce plusy i minusy, czy zaufacie swoim całkowicie subiektywnym odczuciom, "siedemdziesiątka" pozostanie jedną z najciekawszych, najbardziej audiofilskich propozycji w zbliżonej cenie.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 60 W/8 Ω, 2 x 130 W/4 Ω
Wejścia analogowe: 3 x RCA, 1 x phono (MM)
Wejścia cyfrowe: 1 x koaksjalne, 2 x optyczne, 1 x USB
Pasmo przenoszenia: 4 Hz - 150 kHz (+/- 3 dB)
Zniekształcenia (THD): < 0,06 %
Stosunek sygnał/szum: < 90 dB
Maksymalny pobór mocy: 400 W
Wymiary (W/S/G): 13,5/43,5/37 cm
Masa: 13 kg
Cena: 12999 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Paweł
To szanownej redakcji pozostaje już tylko test CSA 150:-) Co jest naprawdę fajne w tych hybrydach, wystarczy podmienić jedną lampkę w przedwzmacniaczu i upgrade dźwięku może być naprawdę spory, bo na start producent nie daje wypasu, chociaż i tak w testach przed zakupem to właśnie ten model u mnie wygrał w porównaniu do 4 innych marek. Być może również dlatego, ze od wielu lat bardzo podobały mi się urządzenia Coplanda i nienachalny marketing marki, a właściwie jego brak:-)
2 Lubię -
stereolife
@Paweł - Fakt, lepszym wynikiem możemy pochwalić się chyba tylko w przypadku Octavio, gdzie przetestowaliśmy dwa urządzenia z dwóch dostępnych w katalogu i może firm typu 1ARC, gdzie w ofercie jest tylko jeden produkt. CSA 150 chyba już nie będziemy maglować. Jeśli 4 z 5 urządzeń tej marki nam się podobały, to są małe szanse, aby to ostatnie okazało się niewypałem:-)
2 Lubię
Komentarze (2)