Enerr Performer
- Kategoria: Kable i akcesoria
- Tomasz Karasiński
Jeżeli chcecie pośmiać się z audiofilów i ich kuriozalnych fanaberii, jest na to kilka sprawdzonych sposobów. Tym praktykowanym najczęściej wydaje się być wyszydzanie drogich lub działających w tajemniczy sposób akcesoriów. Magiczne cegły, urządzenia do demagnetyzacji płyt, antywibracyjne podkładki pod kable, tybetańskie kulki mające poprawiać akustykę pokoju odsłuchowego - wszystkie tego typu wynalazki były i zapewne będą obiektem drwin jeszcze setki razy. Wystarczy, że w sprzedaży pojawi się kolejny produkt z gatunku audio voodoo i całe przedstawienie zaczyna się od nowa, niczym dyskusje o polityce przy świątecznym stole. Nie wiadomo, czy przyłączyć się do nawalanki, próbować załagodzić temat i rozdzielić zwaśnione plemiona, czy najzwyczajniej w świecie mieć to w dupie, dojeść sałatkę i ewakuować się zanim dojdzie do rękoczynów. Osobiście średnio lubię bawić się utensyliami z pogranicza ezoteryki i aberracji umysłowej. Wprawdzie nie raz się zdziwiłem, słysząc wpływ takich akcesoriów na brzmienie, ale ogromna część z nich wydaje mi się niepraktyczna albo stanowczo za droga jak na to, czym są, co robią i jaka jest skala wprowadzanych przez nie zmian. Zupełnie inaczej traktuję jednak okablowanie i zasilanie. W obu przypadkach zaczynałem jako sceptyk, jednak kiedy zrozumiałem, że przy odpowiednio dobrym systemie nie mówimy o kosmetycznych zmianach, zacząłem traktować przewody i akcesoria sieciowe dokładnie tak samo jak kolumny, wzmacniacze, źródła, słuchawki czy wkładki gramofonowe. Zasadniczo nie widzę nawet innego wyjścia, bo niby co? Mam sobie powtarzać, że to nie powinno mieć aż takiego znaczenia? Że między moim domem a elektrownią są kilometry starych kabli, buczących transformatorów i innego dziadostwa? Mam się grzmotnąć w głowę ciężkim młotkiem i zapomnieć, że słyszę to, co słyszę? Jeśli macie taki młotek, proszę dajcie mi znać, bo Enerr wprowadził niedawno nową flagową listwę o nazwie Perfomer. I już się boję...
Czytelnicy naszego magazynu wiedzą, że mam słabość nie tylko do akcesoriów zasilających Enerra, ale także do zestawów głośnikowych i okablowania siostrzanej marki Equilibrium. Wszystkie te wspaniałości powstają w Zielonej Górze, w niewielkiej, ale doskonale wyposażonej fabryce, którą kilka lat temu miałem przyjemność zwiedzić (link do reportażu znajdziecie niżej). Za całym przedsięwzięciem stoi Piotr Kwiatkowski - człowiek, który o muzyce, dźwięku, swojej audiofilskiej pasji, a nawet urządzeniach innych producentów potrafi opowiadać niezwykle barwnie, hipnotyzująco, wręcz kwieciście (przepraszam za infantylne nawiązanie do nazwiska, nie mogłem się powstrzymać), natomiast swoje wyroby traktuje po inżyniersku - w bardzo surowy, dosłowny i pragmatyczny sposób. Zupełnie jakby było to coś banalnego, nie wymagającego specjalistycznej wiedzy ani doświadczenia popartego odsłuchami. Obudowy głośnikowe, strojenie bass-refleksów, zwrotnice, kable czy kondycjonery sieciowe - o czym byśmy nie rozmawiali, prędzej czy później spodziewam się usłyszeć, że wszystko to jest proste, nie ma w tym żadnej magii, potrzebne są jedynie czas, zaplecze techniczne i części, które - jeśli naszym zamiarem jest stworzenie sprzętu z naprawdę wysokiej półki - nie są i nigdy nie będą tanie.
Owo nastawienie stoi w sprzeczności z tym, z czym miłośnicy hi-endowego sprzętu spotykają się nad wyraz często - roztaczaniem wokół swoich produktów aury tajemniczości, wypisywaniem poematów na temat ich walorów sonicznych i milczeniem na temat tego, co znajduje się w środku, a nawet stosowaniem najróżniejszych trików i zabezpieczeń, abyśmy się tego nie dowiedzieli. Tu jest odwrotnie. O muzyce i doznaniach towarzyszących jej słuchaniu można z Piotrem rozmawiać godzinami, natomiast jeśli chodzi o elektronikę czy akcesoria, nawet takie jak kable zasilające, jest to krótka piłka - trzeba to zrobić tak i tak, bo kluczowe z punktu widzenia jakości dźwięku jest to i to. Zero ględzenia o cewkach nawijanych przez dziewice moczące dłonie w owczym mleku (a weź tu odróżnij barana od owieczki...), zero dostosowywania rzeczywistości do swoich dziwnych teorii, zero filozofii opartej na wizjach afrykańskich szamanów i wymiarach korytarzy w piramidzie Cheopsa. Zostają tylko konkrety. Nie oznacza to, że produkty Enerra i Equilibrium są nudne, sztampowe i zaprojektowane bez polotu. Wprost przeciwnie. Zielonogórska manufaktura to w zasadzie audiofilski plac zabaw. Sprzęt, który wchodzi do produkcji, figuruje w oficjalnych cennikach i jest dostępny u dealerów, stanowi zaledwie część (śmiem twierdzić, że niewielką) tego, co faktycznie tam powstaje. Czasami są to eksperymenty wcielone w życie dla czystej frajdy, a czasami totalnie odjazdowe, jedyne w swoim rodzaju projekty zrealizowane na indywidualne zamówienie. Performer prawdopodobnie też nie jest ostatnim słowem Enerra w kwestii rozgałęziaczy, ale ma być sporym krokiem naprzód w stosunku do modeli oferowanych dotychczas. A te, nie oszukujmy się, też kiepskie nie były.
Wygląd i funkcjonalność
Rzadko to robię, ponieważ takie praktyki pachną mi to dziennikarskim lenistwem, ale pozwólcie, że na potwierdzenie swoich słów przytoczę pełny opis ze strony producenta. "Nowa listwa zasilająca Enerr Performer jest naszym flagowym produktem wykorzystującym najnowsze komponenty i koncepcje projektowe. Jako urządzenie filtrujące minimalizuje degradujący wpływ zakłóceń sieciowych, jednocześnie zachowując natywną wydajność prądową sieci zasilania. Performer jest zbudowany z wykorzystaniem technologii ZITech (Zero Impedance Technology), która nie tylko zapewnia efektywną filtrację zakłóceń sieciowych, ale i niskoimpedancyjne przejście dla zasilania, umożliwiając dostarczanie dowolnych impulsów prądowych, nie limitując możliwości systemu audio. Konstrukcja zawiera wysokoefektywny, trójstopniowy filtr RFI trzeciej generacji - N-Matrix G3. Zbudowaliśmy go w oparciu o wyrafinowane komponenty - rdzenie nanokrystaliczne i przeciwzakłóceniowe kondensatory papierowo-olejowe klasy militarnej. Do filtracji uziemienia wykorzystaliśmy nanokrystaliczny filtr N-Ground. Wewnętrzne okablowanie zostało wykonane z przewodów typu solid core o efektywnym przekroju zapewniającym nominalną obciążalność na poziomie 40 A. Gniazda wyjściowe to wyjątkowy komponent - styki wykonane z bloków czystej miedzi ETP ukształtowane na obrabiarkach CNC - sto procent konduktywności i sygnatury brzmieniowe kojarzone z neutralnością i naturalnością. Na wejściu Performer został wyposażony w zbuforowane antywibracyjnym elementem stabilizującym (C-LOCK) gniazdo wejściowe, które posiada masywne styki wykonane z wysokokonduktywnej miedzi ETP pokryte srebrem, złotem i rodem, gwarantujące 15-A obciążalność ciągłą. Ponadto, Performer zawiera układ filtracji składowej stałej drugiej generacji o obciążalności 50 A. Do budowy DC blockera wykorzystaliśmy kondensatory wyładowcze o rekordowych prądach tętnienia i przewymiarowane parametrycznie komponenty półprzewodnikowe. Tak przygotowany układ zapewnia największą przepustowość prądową oraz doskonałą odpowiedź impulsową, uwalniając transformatorowe tory zasilania od degradującego wpływu składowej stałej". Próżno tu szukać opowieści o zachwycającym swoją potęgą basie, plastycznej średnicy i detalach wyłaniających się z tła ciemniejszego niż komin u wulkanizatora.
REPORTAŻ: Z wizytą w Audiothlonie
Wywody techniczne można natomiast skrócić. Performer to po prostu bardzo zaawansowana technicznie listwa zbudowana z najlepszych dostępnych materiałów, przy czym możemy tu wskazać trzy priorytety - dużą obciążalność, filtrację pozostającą bez wpływu na brzmienie oraz zachowanie jednego materiału przewodzącego w całym "torze". Owym materiałem jest oczywiście miedź. W produktach Enerra widzieliśmy to już wcześniej, chociażby w kablach z serii Transcenda, jednak nigdy zasada ta nie została wcielona w życie w tak bezkompromisowy sposób. I nie mówię bynajmniej o znajdujących się wewnątrz szynach i drutach, którymi płynie prąd, ale także o wykonanych na zamówienie polskiej firmy gniazdach wyjściowych. Jeżeli interesujecie się hi-endowymi rozgałęziaczami, od razu zauważycie, że są one trochę nietypowe. Elementy stykowe aż lśnią miedzią, a blaszki uziemiające są ciekawie wygięte na końcach (oczywiście mamy do czynienia z gniazdami typu Schuko, co umożliwia montaż wtyku w dwóch położeniach, abyśmy mogli zachować właściwą polaryzację). Podobno w oryginalnej wersji gniazda te mają zupełnie inną powłokę. Z tego, co pamiętam, rodowaną. Zgodnie z życzeniem Enerra zamiast niej stosuje się jednak kolejną warstwę miedzi o nieco innych parametrach, ponieważ zewnętrzna powłoka musi charakteryzować się większą odpornością na ścieranie i korozję. Mamy tu zatem "miedź na miedzi", a konkretnie warstwę galwanizowanej miedzi OFC na bazie z miedzi elektrolitycznej. Kompletny odlot.
Warstwą rodu pokryto elementy stykowe gniazda wejściowego, ale i tu czeka nas nie lada ciekawostka. Enerr zdecydował się bowiem na złącze z systemem stabilizującym C-LOCK, opracowanym przez czeską firmę Block Audio. Dobrze, że użyto litery "C", a nie "G", bo z pewnością szybko przyczepiłby się do tego pewien austriacki producent pistoletów. C-LOCK to po prostu bardzo duża nakrętka pasująca do gwintu otaczającego gniazdo. Wewnątrz niej znajduje się gruba gumowa uszczelka (O-ring), a całość ma rozmiary dopasowane do wtyku kabla zasilającego. Dzięki takiemu zabezpieczeniu podłączony do listwy przewód - w naszym wypadku był to model Performer HC - wchodzi do listwy praktycznie pod kątem prostym, nie opada pod własnym ciężarem ani nie wygina się w żadną stronę, przynajmniej w tym newralgicznym miejscu. Nakrętka powinna jednak pasować do wielu audiofilskich przewodów zasilających, ponieważ porządne wtyki są do siebie podobne i w najgorszym wypadku trzeba będzie dopasować grubszy O-ring lub zmodyfikować nakrętkę. Tak naprawdę istotą tego rozwiązania jest stworzenie dodatkowego punktu podparcia dla wtyczki, z której wychodzi gruby, sztywny, najczęściej ciężki kabel.
"Wielu producentów współczesnych komponentów audio klasy high-end twierdzi, że dąży do perfekcji, jednak na podłączeniu kabla zasilającego perfekcjonizm zwykle się kończy. A tak naprawdę wszystko zaczyna się właśnie tutaj - wszystkie komponenty są zasilane niezbędną energią za pośrednictwem tego połączenia! Dlatego też połączenie to musi być absolutnie bezpieczne, a nawet więcej - niezawodnie wolne od wibracji i rezonansów, ruchów powodujących krótkie stany nieustalone. Kable zasilające z rynku wtórnego są zazwyczaj bardzo ciężkie i mało elastyczne. Standardowe gniazdo zasilania nie jest przeznaczone dla tak dużych obciążeń. W rezultacie styki są bardzo przeciążone, wygięte, a nawet mogą zostać złamane. To nie jest perfekcja." - informuje Block Audio. Gniazda z systemem C-LOCK mają gwarantować idealne, stabilne połączenie, chroniąc sprzęt audio przed uszkodzeniami spowodowanymi złym podłączeniem do sieci.
Muszę przyznać, że w pierwszej chwili pachniało mi to szpanerstwem i gadżeciarstwem, ale gdy spróbowałem, zmieniłem zdanie. Ponieważ w swoim systemie odniesienia korzystam z ciężkich kabli Transcenda Ultimate, wyposażonych w system stabilizacji elektrostatycznej i mechanicznej na bazie materiału tłumiącego w formie drobnych kryształków (możecie sobie to wyobrazić jako elektromagnetyczny cukier zamknięty w przestrzeni między dwiema rurkami o różnych średnicach), znam ten problem doskonale. Próbowałem nawet "wyprostować" temat, wyginając sieciówki w odpowiedni sposób lub opierając je o ścianę wyłożoną panelami Vicoustic VicWallpaper VMT, ale po kilku dniach kable znów układają się po swojemu, a ich wtyki wchodzą do streamera i wzmacniacza pod pewnym kątem. Tutaj ten problem nie istnieje. Kabel jest spięty z listwą tak mocno, że jeśli będzie chciał się wygiąć, nastąpi to gdzieś na jego długości, a nie na tym połączeniu. Naprawdę fajny patent. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy nie zamontować sobie takiego gniazdka w ścianie (tutaj sprawę troszeczkę ratują bolce uziemiające, ale z pewnością nie robią tego tak skutecznie jak wielka, metalowa nakrętka obejmująca cały wtyk). Samo gniazdo znajdujące się wewnątrz wielkiego gwintu pochodzi od jeszcze innego dostawcy, a jego styki zostały wykonane z miedzi, którą pokryto najpierw warstwą srebra, a następnie - rodu.
C-LOCK to po prostu bardzo duża nakrętka pasująca do gwintu otaczającego gniazdo. Wewnątrz niej znajduje się gruba gumowa uszczelka (O-ring), a całość ma rozmiary dopasowane do wtyku kabla zasilającego. Dzięki takiemu zabezpieczeniu podłączony do listwy przewód - w naszym wypadku był to model Performer HC - wchodzi do listwy praktycznie pod kątem prostym, nie opada pod własnym ciężarem ani nie wygina się w żadną stronę, przynajmniej w tym newralgicznym miejscu.Poza ciekawymi gniazdami Performer wygląda jak inne wysokie modele rozgałęziaczy Enerra. Ot, chociażby jak Enerr One 6S DCB, z którego od kilku lat korzystam. To po prostu duża, ciężka listwa z sześcioma gniazdami wyjściowymi, wykonana z grubych blach stalowych i pokryta lakierem proszkowym nadającym jej nieco utylitarnego, profesjonalnego, chciałoby się rzec - militarnego uroku. Jak to jednak bywa w przypadku hi-endowych produktów, diabeł tkwi w szczegółach. Miłym dodatkiem są duże, gumowe nóżki, które wkręcamy w gwinty w podstawie listwy. Szkoda, że Enerr nie pokusił się o coś bardziej audiofilskiego, jak chociażby kolce Soundcare Superspikes albo nóżki SSC, bo te, które otrzymujemy w komplecie, spełniają swoją rolę, ale wyglądają, jakby zostały kupione na wagę w markecie budowlanym. Ważne jest jednak to, że listwa nie przechyla się na bok, ciągnięta przez sztywne przewody, a jeżeli ktoś będzie chciał poeksperymentować z fajniejszymi nóżkami, droga otwarta. Myślę, że w niektórych sytuacjach gwinty przydadzą się również do zamontowania listwy na ścianie. Nie jest to popularne rozwiązanie, ale czytając opisy różnych audiofilskich gadżetów, ciągle powtarzana jest mantra o izolacji sprzętu od wibracji podłoża. Zawieszenie takiej listwy na ścianie nie powinno więc być głupim pomysłem. Abstrahując od brzmienia, wydaje mi się to bardziej praktyczne niż układanie wszystkich kabli i akcesoriów na podłodze tak, aby utworzyły jedną wielką pajęczynę. Dzięki systemowi C-LOCK listwa mogłaby wisieć nawet pionowo, bo kabel na pewno nie wypadnie. Ostatnim istotnym detalem jest firmowe logo na chromowanej tabliczce. Zastąpiła ona samoprzylepne litery, które ze względu na chropowatą fakturę lakieru można było odkleić nawet podczas wycierania listwy z kurzu. Teraz się to nie zdarzy, a dodatkowo flagowy rozgałęziacz zielonogórskiej firmy zyskał efektowny ornament.
Sugerowanym przez producenta partnerem dla Performera jest przewód zasilający Performer HC. Podobnie jak inne modele z tej serii, został on zbudowany na bazie sieciówek z rodziny Transcenda, z zastosowaniem zmian materiałowych, przekrojów i geometrii przewodników. Do ich budowy wykorzystano wtyki i przewodniki z czystej miedzi OFC o czystości 6N (99,9999%). Firma twierdzi, że tak zaprojektowane przewody pozwalają zachować natywną dynamikę zasilania dostępną z gniazd sieciowych i nadać brzmieniu sygnaturę idącą w kierunku detaliczności i konturowości. Moją uwagę ponownie zwrócił jednak jeden "szczegół". Do tej pory w wysokich modelach rozgałęziaczy Enerr stosował gniazdo C20, a w dopasowanych do nich przewodach - prostokątny wtyk C19. Takie złącze charakteryzuje się wyższym prądem znamionowym niż typowa, popularna w sprzęcie audio para IEC C13/C14 (20 zamiast 15 A). Tym razem z takiego rozwiązania zrezygnowano. Nie ma również podziału gniazd wyjściowych na trzy grupy, dla urządzeń o dużym, średnim i małym poborze energii (u Enerra zwykle było to oznaczane naklejkami w trzech kolorach - czerwonym, fioletowym i niebieskim).
Sprawa zaczęła mnie coraz bardziej intrygować, więc postanowiłem zasięgnąć języka u źródła. Jak poinformował mnie Piotr Kwiatkowski, 20-amperowe gniazdo wejściowe zostało zastąpione standardowym, ponieważ ten rodzaj wtyku w kablach zasilających jest zdecydowanie częściej spotykany, w związku z czym audiofile będą mogli eksperymentować lub wykorzystać posiadane już przewody. Wielkiej filozofii tu zatem nie ma, ale fajnie, że firma nie idzie w zaparte i nie zmusza klientów do zakupu swoich kabli lub szukania alternatywy na zasadzie przekopywania katalogów i obdzwaniania sklepów, czy ktoś w ogóle coś takiego ma. O wydajność prądową podobno nie ma się co martwić, ponieważ samo gniazdo to jedno, a architektura wewnętrzna miejscami obliczona jest na 20, gdzie indziej na 40, a w jeszcze innym miejscu na 50 amperów. Dla tych, którzy zdecydują się na komplet, producent ma jednak zachętę. Listwa została wyceniona na 12000 zł, kabel na 8000 zł, ale jeżeli kupimy oba elementy, zapłacimy 16800 zł. Ot, taka promocja. Na koniec należy wspomnieć o jeszcze jednym istotnym "szczególe" - Performer zawiera układ DC blockera (Vail G2) i filtr częstotliwości radiowych, ale nie jest listwą antyprzepięciową czy antyprzeciążeniową. Wrócimy do tego w opisie technicznym. Brak podziału gniazd wyjściowych na trzy grupy wynika natomiast z konstrukcji rozgałęziacza. Każde gniazdo otrzymuje taki sam prąd praktycznie taką samą drogą, a różnice w parametrach występują na poziomie czwartego miejsca po przecinku. Konstruktor podsumował to krótko - nie ma sensu dzielić gówna na atomy (w wolnym tłumaczeniu - nie bądźmy już tacy drobiazgowi). Mimo wszystko szkoda, że o tych naklejkach zapomniano, bo oprócz "wydolności" danego gniazda wskazywały one prawidłową polaryzację. Ale może i ja nie powinienem już wymyślać, tylko zabrać się do uczciwej pracy, czyli podłączyć Performera, usiąść i posłuchać, co też ta - jak to ujął producent - magistrala zasilająca robi, albo czego nie robi z dźwiękiem.
Brzmienie
Za każdym razem, gdy przekopuję się przez dyskusje o audiofilskich kablach i akcesoriach zasilających (nie żeby to było moje ulubione zajęcie), wiem, że ani chybi natknę się na te same argumenty i zarzuty. A że po co inwestować w drogie przewody sieciowe, skoro w ścianach mamy kilometry kiepskiej jakości drutów, a im dalej w kierunku elektrowni, tym gorzej... A że wewnątrz każdego urządzenia znajduje się coś takiego jak transformator, a kto nie wie, jak ów element działa, ten powinien cofnąć się do technikum albo jeszcze lepiej - do podstawówki (jak wiadomo, nauka o transformatorach jest w podstawie programowej klas 4-8)... Obowiązkowo w każdej takiej gównoburzy musi również pojawić się biadolenie, że wszystkie te produkty zostały stworzone po to, aby wyciągać pieniądze od biednych, naiwnych, nie mających bladego pojęcia o podstawach elektroniki ludzi. Przepraszam, ale może postawmy sprawę jasno - ani kable głośnikowe za dziesiątki tysięcy złotych, ani ekstrawaganckie nóżki antywibracyjne, ani wyczynowe listwy sieciowe nie są dla ludzi, którzy dopiero stawiają w tej dziedzinie pierwsze kroki, skompletowali budżetowy system stereo, ale nie ogarnęli jeszcze wielu istotnych kwestii, takich jak chociażby akustyka pokoju odsłuchowego. Do tego dochodzi się latami. Owszem, można też szybciej, ale z pomocą specjalistów, bo inaczej na pewno po drodze pojawią się jakieś problemy, w tym brak wiedzy i doświadczenia, którego nie da się zalepić pieniędzmi. Aby okablowanie i zasilanie zaczęło odgrywać w tej układance naprawdę dużą rolę, trzeba przejść wiele etapów ulepszania systemu stereo. Kiedy jednak przekroczy się tę granicę, nie ma już odwrotu. Lepsze źródło, wzmacniacz, kolumny, interkonekt - każdy krok w górę sprawia, że wyraźniej słychać efekty żonglowania listwami i przewodami zasilającymi. Można nawet dojść do momentu, w którym nawet zmiana jednej sieciówki przynosi wyraźną poprawę.
Enerr także nie stworzył opisywanej listwy dwa dni po zarejestrowaniu firmy. Zielonogórska manufaktura zaczynała od znacznie tańszych rozgałęziaczy i kabli. Takich, no wiecie, dla ludzi (bo te drogie są oczywiście dla kosmitów). Dojście do obecnego poziomu zajęło jej lata, a dla porządku trzeba wspomnieć, że z tych bardziej przystępnych cenowo produktów całkowicie nie zrezygnowała. Rozwój jest jednak procesem całkowicie naturalnym, wynikającym nie tylko z fantazji i potrzeby realizacji pomysłów założyciela, ale przede wszystkim z potrzeb klientów. Oni również nie próżnują. Zmieniają kolumny, wzmacniacze, źródła i kable, pracują nad akustyką, wprowadzają drobne poprawki, gdzie tylko się da, a później znów zaczynają myśleć o zasilaniu - czy tu aby znów nie pojawiła się możliwość ulepszenia toru, odblokowania jakiegoś wąskiego gardła. Wielu audiofilów dba o zasilanie nie tylko na poziomie kabli i kondycjonerów. Niczym niezwykłym nie jest już ani grzebanie w bezpiecznikach, ani robienie sobie w domu specjalnej instalacji z osobną linią i rodowanym gniazdkiem tylko dla sprzętu stereo, ani tym bardziej kupowanie kolejnych zasilaczy dla przetwornika, transportu sieciowego czy przedwzmacniacza. Naim, Cyrus, T+A, Moon, Heed, iFi Audio, Pro-Ject, Silent Angel, SOtM, 1ARC - to tylko część firm oferujących zasilacze jako upgrade lub element obowiązkowy, a przecież należy jeszcze pamiętać o firmach specjalizujących się w produkcji zasilaczy uniwersalnych lub przystosowanych do współpracy z klockami innych marek.
Wniosek jest jeden - inwestycja w zasilanie praktycznie zawsze się opłaca. W odróżnieniu od wymiany kolumn czy wzmacniacza, gdzie możemy po prostu nie trafić z konfiguracją albo uzyskać brzmienie inne niż to, jakie nam odpowiada - zbyt agresywne, zbyt ciepłe, zbyt jakieś tam - istnieją niewielkie szanse na to, że z dodatkowym zasilaczem efekt będzie gorszy niż bez niego. Gdyby można było dołożyć do systemu nieskończenie wiele zasilaczy, niektórzy pewnie mieliby ich całe sterty. Niestety tak to nie działa, więc trzeba szukać innych ulepszeń, z których tymi najbardziej oczywistymi są listwa i kable sieciowe. Enerr już jakiś czas temu wprowadził świetne kable Transcenda. To była naprawdę duża zmiana w stosunku do przewodów, które polska manufaktura oferowała wcześniej, a topowe modele z "gwiezdnym pyłem" to już lekki odjazd, taki z gatunku niepowtarzalnych, hi-endowych perełek. Wydawało mi się, że pewnego dnia zobaczymy wymarzonego partnera dla tych sieciówek w postaci dużego, majestatycznego kondycjonera wyposażonego w osiem gniazd wyjściowych. Zamiast tego otrzymaliśmy listwę, która na pierwszy rzut oka jest całkiem normalna, ale pod maską jest produktem totalnie bezkompromisowym.
Czy to słychać? Tak. Zdecydowanie tak. Powiem więcej - po pierwszym odsłuchu byłem w lekkim szoku. Nie chodzi mi nawet o skalę zmian, ale o ich charakter. Opisując akcesoria zasilające Enerra wielokrotnie podkreślałem, że największe wrażenie robi na mnie ich uniwersalność. Nigdy nie było to stawianie wszystkiego na jedną kartę, wyciskanie ostatnich soków z pewnych aspektów prezentacji kosztem całej reszty. Filozofia polskiej manufaktury zawsze polegała na tym, aby tu i ówdzie coś poprawić, reszty nie zepsuć, ale przede wszystkim nie ingerować w to, co zostało już osiągnięte podczas konfigurowania systemu. Trudno było zatem wyobrazić sobie sytuację, w której po wielu próbach i błędach kupiliśmy kolumny, które idealnie pasują do pomieszczenia odsłuchowego i idealnie trafiają w nasze preferencje, później dobraliśmy do nich wzmacniacz, źródło i okablowanie, potem przyszło nam do głowy położyć na tym torcie wisienkę w postaci listwy i kabli zasilających, zdecydowaliśmy się na komplet Enerra i cała układanka runęła jak domek z kart, bo ten cholerny rozgałęziacz wprowadził tak duże zmiany i naciągnął brzmienie tak mocno w kierunku, który nie do końca nam odpowiada, że teraz zastanawiamy się, co poszło nie tak. Czy to listwa jest do dupy, czy dopiero dzięki niej uwidoczniły się jakieś wady pozostałych elementów, czy może mamy po prostu - jak twierdzi jeden z naszych stałych komentatorów - omamy słuchowe? Sieciowe oprzyrządowanie Enerra pod tym względem zawsze było bezpieczne. Prawdopodobieństwo porażki właściwie nie istniało. Mogło być tylko niewiele lepiej (w przypadku tańszych modeli) lub zauważalnie lepiej (oczywiście tu mowa o tych topowych), jednak równowaga, neutralność i progres odbywający się na zasadzie delikatnego podciągania jakości w wielu różnych aspektach prezentacji, a nie kierowania całej naszej uwagi na jeden z nich - to można było brać za pewnik.
Po kilku porównaniach Performera z One 6S DCB, byłem już pewien, że Enerr przekroczył tę linię. Z jednej strony to dobrze, bo nie będę musiał po raz kolejny pisać tego samego. Z drugiej zaś jest to pewne ryzyko, bo audiofile przyzwyczajeni do tego, że rozgałęziacze i kable Enerra można kupować w ciemno, po pierwszym odsłuchu nowego flagowca mogli być leciutko zdezorientowani. Nie zrozumcie mnie źle - ta listwa nie wywraca dźwięku do góry nogami, ale jest wyraźnie ukierunkowana na przejrzystość, dynamikę, szybkość i realizm przekazu. Czujemy się, jakby naszemu wzmacniaczowi nagle wyrosły jeszcze po dwa tranzystory w każdym kanale i kolejny transformator w sekcji zasilacza, a membrany głośników zostały poddane kuracji odchudzającej. Dźwięk dostaje kopa w tyłek i nie narzeka, nie płacze, nie dzwoni zgłosić przemocy w rodzinie, tylko ostro bierze się do roboty i zasuwa jak ten króliczek w pewnej reklamie baterii. Omawiany efekt na szczęście nie wpływa na równowagę tonalną. Owo przyspieszenie, wzmocnienie, ściśnięcie dźwięku w żelaznym uścisku dotyczy całego pasma i w równym stopniu dotyka niskich, średnich i wysokich tonów. Dla basu oznacza to ukrócenie niekontrolowanych wybrzmień, mocne ograniczenie efektu galaretowatości, inercji, bułowatości na rzecz konkretnego uderzenia, podkreślania rytmiki, czasami wręcz strzałów w stylu Naima, dla średnicy - większą wyrazistość, czytelność, czasami może nawet zalatującą studyjnym brzmieniem suchość, a dla góry pasma - przejście z poziomu "fajnie, ładnie gra, słychać sporo szczegółów" do "o, kurka siwa, tego planktonu jest tutaj tyle, że gdy tylko utwór dobiegnie końca, puszczę go jeszcze raz, aby objąć to wszystko rozumem".
Performer dyscyplinuje dźwięk również na innych płaszczyznach, z których najważniejszą, obok dynamiki (szczególnie w skali mikro), jest przestrzeń. Nie zdziwię się nawet, jeśli właśnie tę zmianę uznacie za kluczową, najbardziej dobitną i w największym stopniu zmieniającą charakter całej prezentacji. Performera testowałem w kilku systemach, nie tylko swoich (rzadko to robię, ale postanowiłem wprosić się z testowaną listwą na gościnne odsłuchy, aby mieć pewność, że nie piszę głupot), i efekt zawsze był taki sam - scena stereofoniczna wydawała się delikatnie węższa i płytsza niż z innymi rozgałęziaczami, za to jej organizacja była wprost wzorcowa. Precyzja na poziomie atomowym (czy to atomy z gówna, czy nie z gówna, w to już nie wnikam). Jak mogę to opisać obrazowo? Z One 6S DCB muzyczny obraz składał się ze źródeł, z których każde zajmowało jakiś tam obszar, miało w miarę wyraźne kontury, a między nimi było jeszcze trochę wolnego miejsca. Z Performerem wygląda to raczej jak model układu słonecznego - mamy "obiekt" w postaci czegoś stosunkowo małego, o bardzo wyraźnych kształtach i ostrych krawędziach, zwykle przybierającego formę kuli, później dużo, dużo, duuużo próżni, a później kolejny jasny i wyraźny obiekt o ostrych krawędziach. Od czasu do czasu z wizytą wpadnie jakaś kometa lub zbłąkana planetoida (mam tu na myśli rozmaite przeszkadzajki, elektroniczne efekty czy drobne odgłosy towarzyszące muzyce, jak na przykład praca mechanizmu fortepianu), miejscami natkniemy się na chmury kosmicznych śmieci lub pasy asteroid (zwykle w kiepskich nagraniach), ale cele w naszym najbliższym otoczeniu są jasne - Mars, Wenus, Merkury, Jowisz, Saturn, Uran, Neptun i wszystkie ich księżyce. Tu nie ma niedomówień. Żadna z planet nie schodzi ze swojej orbity ani nie przybiera różnych kształtów. Tak samo dzięki Performerowi wszystko, co zaobserwujemy między kolumnami i w ich otoczeniu, jest solidne, pewne i stuprocentowo powtarzalne.
Ta listwa nie wywraca dźwięku do góry nogami, ale jest wyraźnie ukierunkowana na przejrzystość, dynamikę, szybkość i realizm przekazu. Czujemy się, jakby naszemu wzmacniaczowi nagle wyrosły jeszcze po dwa tranzystory w każdym kanale i kolejny transformator w sekcji zasilacza, a membrany głośników zostały poddane kuracji odchudzającej. Dźwięk dostaje kopa w tyłek i nie narzeka, nie płacze, nie dzwoni zgłosić przemocy w rodzinie, tylko ostro bierze się do roboty i zasuwa jak ten króliczek w pewnej reklamie baterii.Sprawa jest zatem jasna - mamy do czynienia z bezkompromisową listwą dla audiofilów, którzy wiedzą, czego oczekują i jak to osiągnąć. Powinienem jednoznacznie tej koncepcji przyklasnąć, jednak moje zderzenie z tym produktem pokazuje, że aby go docenić, trzeba albo przygotować się na proces adaptacji do nowych warunków, albo być na tyle pewnym siebie i swojego systemu, aby skoczyć na głęboką wodę bez jakichkolwiek obaw. Mój przykład pokazuje, że Performera trzeba traktować jak pełnoprawny element toru audio. Wiem, że z technicznego punktu widzenia rozgałęziacz nim nie jest, ale teoria swoje, a praktyka swoje. To nie jest listwa, która coś tam poprawia, coś dopieszcza, ale generalnie podchodzi do tematu jak doświadczony lekarz (primum non nocere). Absolutnie nie. Performer ma szczerze obojętny stosunek do zadowolenia słuchacza z uzyskanego efektu, żeby nie powiedzieć dosadniej. On wykonuje swoją robotę perfekcyjnie. Sprawia, że system gra obiektywnie lepiej, muzyka niesie zdecydowanie większy ładunek informacyjny. A co sobie z tym, szanowny paniczu, zrobisz, czy będziesz z tego powodu uśmiechał się od ucha do ucha, czy płakał, to już nie jego problem. W gruncie rzeczy sprawa wygląda podobnie jak z kolumnami Audio Physica albo kablami Nordosta. Grają niezwykle efektownie i trudno jest narzekać, bo niby na co? Że są zbyt dobre? Że brzmienie staje się zbyt suche, może nawet trochę bezduszne? Można, bo wielu melomanów lubi spokojniejszy, cieplejszy dźwięk, w którym zawsze jest trochę przyjemnego luzu, ale analizowanie charakteru danego sprzętu to jedno, a ocena poziomu jakościowego - drugie. I o ile kierunek, w jakim Performer ciągnie brzmienie podłączonych do niego urządzeń, nie każdemu musi pasować, o tyle fakt, że system przeskakuje co najmniej o klasę wyżej, jest poza wszelką dyskusją.
Flagowa listwa zielonogórskiej manufaktury jest produktem nietuzinkowym nie tylko ze względu na swoją konstrukcję czy cenę, ale również to, z jakimi emocjami zostawia nas po odsłuchu. Z jednej strony zyskujemy dzięki niej tak dokładny wgląd w nagrania, że po powrocie do tańszego rozgałęziacza natychmiast zaczynamy za tym tęsknić. Wytężamy słuch, szukamy wszystkich detali, które wcześniej otrzymywaliśmy na srebrnej (a właściwie miedzianej) tacy, ale to już nie działa, nie funkcjonuje tak dobrze. Czujemy się jak sportowiec, który raptem kilka dni temu pobił swój życiowy rekord, a teraz nie może się do niego zbliżyć. Szczytowa forma nie trwa wiecznie i teraz pozostaje tylko zastanawiać się, czy trzeba przemyśleć treningi, zmienić dietę, porozmawiać z psychologiem, czy może zwyczajnie robić swoje i cierpliwie czekać na lepszy moment, kiedy układ planet znów będzie nam sprzyjał. Tyle że w przypadku audiofilskich rozgałęziaczy wcale nie mówimy o zjawiskach z pogranicza magii i ezoteryki. Z jednym system gra lepiej, z drugim - gorzej. I jest to całkowicie powtarzalne, a efekt jest słyszalny od razu, od pierwszych taktów, a nie na granicy percepcji. Podkreślam też, że performera porównywałem głównie z modelem One 6S DCB. Dla zabawy wyciągnąłem również budżetową listwę Tablette 6S i różnica była znacznie większa. Z "tabletki" nie było co zbierać, ale po wcześniejszych odsłuchach niczego innego się nie spodziewałem.
Performer to wyczynowa listwa dla audiofilów, których ulubionym zajęciem jest wyciskanie ze sprzętu wszystkiego, co się da. Wiąże się to z wieloma wyrzeczeniami. Pieniądze, czas, zmiana wystroju pomieszczenia odsłuchowego i podporządkowanie przestrzeni życiowej swojemu hobby, poszukiwanie kolejnych ulepszeń, które często wywołuje nie tylko pozytywne emocje, ale także stres, irytację, frustrację i zwątpienie. Mimo to wiele osób zarażonych tą chorobą uważa, że warto, bo euforia towarzysząca dźwiękowym odkryciom potrafi wynagrodzić cały ten trud, a cel uświęca środki. Owym celem nie jest miłe spotkanie z muzyką w sobotni wieczór, przyjacielska rozmowa, ewentualnie jakieś małe przytulanko czy pogładzenie ślicznej wybranki po udzie, tylko jak najszybsze przejście do konkretów. Seks. Stosunek. Kopulacja. Miłosne igraszki. Rypanie. Totalna bliskość, zaspokojenie zwierzęcych instynktów, poznanie tajemnic partnerki już za pierwszym razem. Brzmi kusząco? Możliwe, ale ostrzegam - na takie doznania obie strony muszą być gotowe. W przeciwnym razie wyjdzie albo niezręcznie, albo niemiło, albo jedno i drugie.
Budowa i parametry
Ponieważ techniczny opis ze strony producenta przytoczyłem już w jednym z wcześniejszych akapitów, nie będę go powtarzał. Zamiast tego skoncentruję się na wnętrzu, skomentuję najciekawsze rozwiązania i postaram się rozwinąć niektóre terminy na podstawie rozmowy z konstruktorem. Zacznijmy od tego, że Performer tak naprawdę nie jest urządzeniem chroniącym podłączone do niego urządzenia. Dla niektórych będzie to zaskakujące, ale Enerr nie jest w tej dziedzinie pionierem. Wielu producentów audiofilskich rozgałęziaczy zaczęło już jakiś czas temu rezygnować z zabezpieczeń antyprzepięciowych, warystorów, bezpieczników topikowych i termicznych czy transformatorów separujących, nie wspominając już o systemach regeneracji zasilania na zasadzie zamiany prądu zmiennego na stały i ponownego odbudowania idealnej sinusoidy. Elementy te mają bowiem jedną cechę wspólną - dławią moc i dynamikę zasilanego sprzętu. Piotr Kwiatkowski uważa, że jeśli listwa ma poprawiać brzmienie, musimy traktować ją jako wydajny system dystrybucji energii, a nie wąskie gardło, dodatkowy bezpiecznik.
Z takich elementów zostały właściwie dwa - DC blocker (filtr składowej stałej napięcia zasilającego) oraz układ określany przez producenta jako N-Matrix G3. Jest to filtr RFI (Radio Frequency Interference) wykorzystujący rdzenie nanokrystaliczne i kondensatory papierowo-olejowe. Jego zadaniem jest eliminacja różnego rodzaju "śmieci" przedostających się do sieci, chociażby z nadajników radiowych czy routerów Wi-Fi. Producent deklaruje, że układ ten bardzo skutecznie zwalcza zakłócenia o częstotliwości od 10 kHz do 30 MHz. Jeśli zaś chodzi o pozostałe zabezpieczenia, odpowiedź konstruktora jest prosta - to zadanie powinna spełniać instalacja elektryczna w naszym domu. Jeżeli dochodzi do jakiegoś niebezpiecznego zdarzenia, powinien zareagować bezpiecznik lub wyłącznik różnicowo-prądowy. Dochodzą do tego bezpieczniki w samych klockach - wzmacniaczach, przetwornikach czy odtwarzaczach płyt kompaktowych, więc nie ma sensu dmuchać na zimne. Jeżeli natomiast nie jesteśmy pewni swojej instalacji, to w pierwszej kolejności powinniśmy zainteresować się nią, a nie szukać ratunku w audiofilskich listwach. Nie mogę powiedzieć, że się z tym nie zgadzam. Na własne oczy widziałem proces podłączania mojego domu do sieci, wbijanie uziemienia, montaż instalacji fotowoltaicznej i powtarzane raz po raz pomiary, więc śmiać mi się chce, gdy czytam komentarze o tych kilometrach aluminiowych drutów w ścianach. Dziś nawet bloki z wielkiej płyty mają nową instalację elektryczną, ponieważ takie są przepisy. Okej, nie wszędzie sytuacja jest idealna, często zdarzają się wahania napięcia, niektórym audiofilom buczą transformatory, ale jeśli chodzi o podstawowe zabezpieczenia, sprawa powinna być ogarnięta i kropka.
Rozkręcanie Performera przebiega szybko i sprawnie. Enerr nie zastosował śrub z nietypowymi łbami, kleju ani plomb gwarancyjnych. Nie zmienia to faktu, że po rozdzieleniu obudowy na dwie części niczego zaskakującego nie zobaczymy, ponieważ filtry umieszczono w osobnych obudowach przypominających dwa transformatory EI. W pierwszym pudełku znajduje się część DC blockera, a w drugim wspomniany już filtr N-Matrix G3. Pomiędzy nimi widać jeszcze jeden element, będący drugą częścią DC blockera. Jest to mostek prostowniczy, który - jak twierdzi producent - jest jak na swoje zadanie stanowczo przewymiarowany, oczywiście celowo. Napięcie dystrybuowane jest grubymi miedzianymi drutami (solid core). Ciekawostką jest sposób montażu gniazd wyjściowych, które zostały osadzone na dodatkowej, stalowej platformie przymocowanej do podstawy listwy. Wynika to oczywiście z faktu, że połączenia zostały wykonane na sztywno. Jedynym elastycznym przewodem wewnątrz jest ten uziemiający. W rezultacie otrzymujemy coś w rodzaju częściowej obudowy w obudowie, a zewnętrzna pokrywa jest tylko kołnierzem zachodzącym na listwę z trzech stron. Piękna robota, choć, jak mawiają, za te pieniądze łaski nikt nie robi.
Werdykt
We wstępie napisałem, że już się boję... Czego? Naturalnie tego, że po odsłuchu flagowej listwy Enerra będę chciał ją zostawić, opierając na niej zasilanie swojego systemu odniesienia. Inwestycja to niemała, bo 12000 zł piechotą nie chodzi. Zanim jednak przystąpiłem do rozpaczania nad stanem swoich finansów, zrozumiałem, że będę musiał pokonać inny problem - nie jestem pewien, czy na tak wyczynową, bezkompromisową listwę mój system jest przygotowany. Jako recenzent powinienem bezwzględnie się w takie narzędzie zaopatrzyć, ponieważ dzięki Performerowi brzmienie staje się wyraźniejsze, czystsze, szybsze, bardziej dynamiczne, ostrzejsze i bardziej namacalne, bardziej "tu i teraz" niż "gdzieś, coś, kiedyś". Myślę, że pewnego dnia to zrobię, ponieważ jest to furtka do bezdyskusyjnej poprawy jakości dźwięku. Chcesz słyszeć więcej? Pragniesz wycisnąć ze swojego sprzętu ostatnie soki? Wymieniasz listwę i zrobione. To kusząca perspektywa, ale najpierw jednak rozejrzę się za cieplejszym wzmacniaczem, aby prewencyjnie złagodzić uderzenie Performera. Ewentualnie wprowadzę sztywny podział obowiązków i jednego systemu będę używał "do roboty" (tu flagowa listwa Enerra będzie elementem obowiązkowym), a drugiego - dla przyjemności, po godzinach (tu zostanę przy One 6S DCB). Nie zdziwi mnie, jeśli niektórzy użytkownicy wybiorą jeszcze inne rozwiązanie, zasilając część zestawu Performerem (na przykład tylko źródła albo tylko przedwzmacniacz i monobloki), a resztę - innym rozgałęziaczem. Może to być sprytny sposób moderowania charakteru systemu hi-fi. Jedno jest dla mnie oczywiste - Enerr wreszcie awansował do najwyższej światowej ligi. Performer, Performer HC i komplet kabli z serii Transcenda to zasilanie, o jakim marzy niejeden hi-endowiec. Nawet taki, który niejedno już w życiu słyszał.
Dane techniczne
Enerr Performer
Filtracja: N-Matrix G3
Filtr uziemienia: N-Ground
Filtr składowej stałej (DC blocker): Vail G2 50 A
Technologia wykonania: Zero Impedance Technology
Obudowa: Uniti Box (podwójna obudowa)
Nominalna obciążalność: 40 A, 9200 W
Gniazdo wejściowe: IEC C13 z systemem C-LOCK
Gniazda wyjściowe: Schuko
Wymiary (W/S/G): 11/10/60 cm
Masa: 6,4 kg
Cena: 12000 zł
Enerr Performer HC
Konstrukcja: Triple Constant Twist
Geometria przewodników L/N: Solid Hepta Helical Litz
Materiał przewodników L/N: OFC 6N
Izolacja przewodników: HDPE
Przekrój sumaryczny: 16 mm²
Wtyki: Pure ETP Copper
Cena: 8000 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
-
-
Karol
A co z instalacją elektryczną w mieszkaniu? Też trzeba wymienić? Jak potraktować złącze kablowo-pomiarowe i w ogóle jak zmodyfikować punkt poboru energii elektrycznej PPE?
2 Lubię -
Elektronik
A co gdybym miał w sieci na przykład więcej niż 2,5 wolta składowej stałej (DC), a nie przykładowo ćwierć albo mniej? Wtedy ta listwa za 12000 złotych nic nie da, bo pojedynczy mostek prostowniczy działa do najwyżej dwóch woltów. Kolejna próba wyciągania kasy...
3 Lubię -
Adam
Świetna recenzja, warta każdej wydanej na nią złotówki. Gratulacje dla autora recki, faktycznie trzeba mieć lata doświadczeń jako recenzent, żeby coś takiego napisać. Szacun...
0 Lubię -
Adolf
Miałem kiedyś listwę Enerra, jedną z pierwszych, jeszcze z włącznikiem. Włącznik się skończył i chciałem wymienić na nowy, okazało się później, że nie pasujący ze względu na grubość obudowy, ale listwę rozebrałem. To, co ujrzałem wzbudziło mój gromki śmiech. Kabelki wewnątrz listwy były grubości max. 0,75 mm, reszta roboty iście garażowa, coś à la początkowy Tomanek. Z zewnątrz wszystko wyglądało całkiem fajnie. Podobno teraz podniesiono jakość komponentów. Może i tak, ale "krzyczenie" za taką listwę z kablem 20000 zł to żart roku. Wiem, że to są może i najlepsze komponenty, jakie można zdobyć, ale na litość Boga, one aż tyle nie kosztują! Najlepszym i najbardziej przydatnym gadżetem jest to zabezpieczenie mocowania wtyczki. Coś takiego powinno być nie tylko w każdej lepszej listwie, ale i w sprzęcie elektronicznym, gdzie byłoby to jeszcze bardziej pożądane. Ot, tyle.
7 Lubię
Komentarze (6)