JBL L52 Classic
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Doświadczeni audiofile twierdzą, że kiedyś sprzęt grający był lepszy. Czy to prawda, czy raczej odzywają się sentymenty związane z latami młodości, słuchaniem muzyki z nie do końca dobrze ustawionego gramofonu i przeglądaniem katalogów z niedostępnymi w naszym kraju urządzeniami? Myślę, że trzeba tu zachować odrobinę zdrowego rozsądku. Klocki z dawnych lat są cudowne, ale nie wszystkie były udane, a te najfajniejsze kosztowały krocie. Stawianie vintage'owego hi-endu obok dzisiejszej budżetówki i porównywanie urządzeń, które nawet kiedyś były budowane dla wybrańców z tymi, które dziś grają w wielu domach, mija się z celem. Nieustanne podnoszenie poprzeczki sprawiło, że doczekaliśmy się urządzeń, o jakich dawniej nikomu by się nie śniło. Jestem przekonany, że gdyby trzydzieści lat temu audiofile zobaczyli dzisiejsze hi-endowe słuchawki, większość chciałaby natychmiast wsiąść na pokład wehikułu czasu i przenieść się do naszej epoki. Gdyby jeszcze pokazano im, że dzięki streamingowi można teraz uzyskać dostęp do niemal całej muzyki, jaka kiedykolwiek została zarejestrowana, na nic zdałyby się ostrzeżenia o wojnach, epidemiach, globalnym ociepleniu i innych okropnościach. Nie zmienia to jednak faktu, że ciągle za czymś tęsknimy. Za jakością, stylem, charakterem, a nawet pewną bezczelnością charakteryzującą sprzęt sprzed kilku dekad. Dlaczego dziś już nie robi się takich amplitunerów, takich gramofonów i takich kolumn? Przecież producentów elektroniki nie obowiązują normy emisji spalin ani inne ograniczenia. Dlatego też z niezwykłą satysfakcją obserwuję, jak legendarne marki wracają do swoich korzeni. A im większym sentymentem je darzę, tym szybciej ustawiam się w kolejce do przetestowania sprzętu utrzymanego w stylu retro.
JBL postanowił zbadać tę niszę stosunkowo późno. Jednym z pierwszych eksperymentów z oldschoolowym dizajnem był jednoczęściowy głośnik Authentics L16SP, do którego później dołączyła mniejsza wersja, Authentics L8SP. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego zarzucono ten projekt. Z mojego punktu widzenia po pewnym czasie zaczął się on jedynie domagać drobnej aktualizacji polegającej na pozbyciu się wbudowanej stacji dokującej i zastąpieniu jej nowoczesnymi funkcjami sieciowymi. W tym czasie w sklepach pojawiały się kolejne generacje takich głośników jak Naim Muso czy Bowers & Wilkins Zeppelin, a Amerykanie skupiali się na soundbarach. Niedawno ta koncepcja odżyła za sprawą modelu L75 MS, który moim zdaniem, choć jest zdecydowanie mniejszy, otwarcie nawiązuje do kultowego zestawu D44000 Paragon z 1957 roku. Prawdziwa jazda zaczęła się jednak wraz z premierą monitorów L100 Classic. Audiofile zaczęli skakać z radości, bo choć cena tych potężnych kolumn wielu odstraszyła, można było przypuszczać, że tym razem JBL pójdzie za ciosem i zacznie wypuszczać na rynek kolejne modele utrzymane w tym samym stylu. Tak też się stało. I dobrze, bo cena L100 Classic nie była ich jedynym minusem. Chodzi raczej o to, że nie każdy dysponuje pomieszczeniem, w którym takie potężne skrzynie będą mogły rozwinąć skrzydła. Ot, kolejna bolączka naszych czasów - jak już odłożymy na coś pieniądze, za chwilę okazuje się, że brakuje nam miejsca. Kiedy w sklepach pojawiły się mniejsze L82 Classic, część klientów uznała, że to już optymalny rozmiar, ale wydaje mi się, że jeszcze więcej osób wstrzymało się z ich zakupem, licząc na to, że to jeszcze nie koniec - że JBL wkrótce wyda na świat trzeci model z tej samej serii. Mieli rację, bowiem niedawno na rynku pojawiły się L52 Classic.
Wygląd i funkcjonalność
Rozmiary opisywanego modelu pozwalają zainstalować go dosłownie wszędzie - w niewielkim pomieszczeniu, na regale z książkami lub komodzie pod telewizorem, a nawet na biurku. Potwierdzają to opublikowane przez JBL-a zdjęcia, na których L52 Classic ukazane są w takich właśnie sytuacjach, oczywiście w towarzystwie klocków Arcama - brytyjskiej marki należącej do tego samego koncernu, będącej zresztą dostawcą "wnętrzności" dla jubileuszowej integry JBL-a, opisywanego niedawno na łamach naszego magazynu modelu SA750. Na podstawie tych starannie zaaranżowanych scenek można pokusić się o stwierdzenie, że L52 Classic miały być nie tylko kolejnymi mniejszymi monitorami z charakterystyczną maskownicą z ponacinanej w kratkę gąbki, ale przede wszystkim zestawami, które można potraktować niemalże jak głośniki sieciowe, ustawiając je tam, gdzie tylko nam się podoba (no, prawie, bo producent na szczęście zachował w tym wszystkim minimum rozsądku i pokazał melomanom warianty ustawienia, które może i nie są idealne z uwagi na niewielką odległość od tylnej ściany, ale są z grubsza zgodne z pozostałymi regułami sztuki). Na niektórych ilustracjach skrzynki wydają się większe, niż są w rzeczywistości, ale nie dajcie się oszukać - mierzące 33 x 19,6 x 21,6 cm monitory są na tyle małe, że niektórzy producenci mogliby je reklamować jako surroundy do systemów kina domowego. Jestem jednak przekonany, że nikomu nie będzie to przeszkadzało, o ile L52 Classic wydobędą z siebie zdrowy, naturalny dźwięk z rozsądnym basem.
TEST: JBL L100 Classic
Zanim przyjrzymy się samym głośnikom, przeanalizujmy to, co na ich temat napisał producent. L52 Classic mają rzecz jasna nawiązywać do starszego rodzeństwa obudową wykończoną fornirem z drewna orzechowego i piankową maskownicą Quadrex, dostępną w kolorze czarnym, niebieskim lub pomarańczowym. W obudowie z bass-refleksem skierowanym do przodu pracują dwa głośniki - 13-cm nisko-średniotonowiec z membraną z czystej celulozy oraz 20-mm tytanowa kopułka z dość płytkim, ale szerokim falowodem. Na beżowej membranie woofera zauważymy charakterystyczne dla tej marki koncentryczne fałdki. "L52 Classic jest tak atrakcyjną propozycją dzięki dużemu dźwiękowi, niewielkim rozmiarom i atrakcyjnej cenie. Miłośnik muzyki otrzymuje fenomenalnie brzmiący głośnik o doskonałej konstrukcji i 75-letniej tradycji JBL, będącej gwarancją wysokiej wydajności i jakości na lata przyjemności słuchania." - powiedział Jim Garrett, starszy dyrektor ds. strategii i planowania produktów w Harman Luxury Audio. Firma informuje także, że jej najnowsze monitory zostały zaprojektowane w zakładzie inżynierii akustycznej w Northridge w Kalifornii. Miło wiedzieć, że Amerykanie w ten sposób odwołują się do swojej bogatej historii, jednak gdybyśmy chcieli dokładnie przeanalizować korzenie opisywanego modelu, chyba nie będą one aż tak imponujące jak w przypadku największego w tej serii modelu L100 Classic ani nawet dwudrożnego L82 Classic, wzorowanego na modelu L46. Korzyści wynikające z braku tego rodzaju "obciążeń" historycznych i kompaktowych gabarytów widać najwyraźniej, gdy zajrzymy do cennika. "Setki" kosztują obecnie 18980 zł, ale i tak w większości sklepów są już oznaczone jako niedostępne. Za parę L82 Classic zapłacimy 9998 zł, oczywiście bez podstawek, które w ich przypadku wydają się obowiązkowe i kosztują 898 zł. Tymczasem L52 Classic wyceniono na 4980 zł i myślę, że większość użytkowników poradzi sobie bez standów, a jeśli nawet, spokojnie będzie można poprzestać na niedrogich stojakach za kilka stówek.
Moje pierwsze wrażenia po wyjęciu głośników z kartonu były bardzo pozytywne. Producent zadbał nawet o to, aby zapakować maskownice w osobne pudełeczka, dzięki czemu na pewno nie odkształcą się podczas transportu. Całe opakowanie zostało wykonane z kartonu, a kolumny spoczywają pomiędzy dwoma elementami przypominającymi powiększone wytłoczki po jajkach (te, którymi - jak powszechnie wiadomo - audiofile okładają sobie ściany w całym domu), w związku z czym całość nadaje się do recyklingu. Najbardziej spodobały mi się maskownice w odważnym, pomarańczowym kolorze, choć nie jestem pewien, czy ostatecznie nie zdecydowałbym się na te ciemnoszare, ale tylko i wyłącznie ze względu na brak możliwości wyboru innego koloru skrzynek i ramek maskownic. Te niezależnie od maskownic będą wykończone fornirem orzechowym, który sam w sobie prezentuje się świetnie, ale - no właśnie - czy to wszystko naprawdę do siebie pasuje? Wiem, że brzmi to tak, jakbym właśnie zakwestionował lata wspaniałej historii i jeden z najbardziej charakterystycznych pomysłów JBL-a, ale gdyby oprócz trzech wersji maskownic można było jeszcze zamówić obudowy w kolorze czarnym, miałbym swojego faworyta i wziąłbym takie monitory z czarnym fornirem i pomarańczowymi grillami.
Jaki jest zatem drugi najlepszy punkt programu? To potencjometry służące do regulacji ilości wysokich tonów. Co, zaskoczeni? Myślicie, że jako zwolennik purystycznych rozwiązań powinienem gardzić takimi gadżetami? Możliwe, ale jestem też świadomy tego, że idealne dopasowanie kolumn do posiadanego sprzętu i warunków panujących w danym pokoju odsłuchowym nie jest łatwe nawet wtedy, gdy możemy pożyczać i testować różne zestawy do woli, nie wspominając już o sytuacji, w której trzeba zrobić to praktycznie w ciemno. Ileż to już otrzymałem wiadomości o bardzo podobnej treści... Szanowny panie radaktorze, na podstawie Państwa testu kupiłem opisywane kolumny i jestem z nich niezwykle zadowolony, ale brakuje mi w ich brzmieniu niskich/wysokich tonów (niepotrzebne skreślić). Teoretycznie można załatwić to pokrętłami do regulacji barwy we wzmacniaczu lub korektorem w aplikacji służącej do odtwarzania muzyki, ale nie każdy ma taką możliwość. Wiele nowoczesnych piecyków pozwala użytkownikowi tylko wybrać źródło i ustawić poziom głośności, zaś skorzystanie z korektora może zwyczajnie degradować dźwięk, wprowadzając muzykę na ścieżkę cyfrowej obróbki tylko po to, abyśmy mogli wprowadzić delikatną korektę ilości niskich lub wysokich tonów. I tu wchodzą pokrętła w kolumnach, całe na biało. Osobiście uważam, że wystarczyłyby tutaj proste przełączniki z trzema pozycjami do wyboru lub coś w rodzaju zworek, dzięki którym sygnał nie pokonuje dłuższej ścieżki, tylko przechodzi na przykład przez jeden z trzech bliźniaczych rezystorów o różnych parametrach, ale nie bądźmy drobiazgowi. Rozwiązanie zastosowane przez JBL-a pozwala na niezwykle dokładną regulację, a do pełni szczęścia brakuje tylko kilku dodatkowych oznaczeń, dzięki którym po przekręceniu gałki nie trzeba by było liczyć, ile razy pstryknęła nam pod palcami. Domyślam się, że niektórzy zostawią pokrętła w spokoju, ale ja po kilku godzinach słuchania postanowiłem delikatnie przyciąć górę pasma i ustawiłem obie gałki mniej więcej na godzinę pierwszą (w pozycji oznaczonej jako zero wskazują trzecią). Najwyraźniej sam producent bierze pod uwagę to, że w fabrycznej konfiguracji tweetery mogą pracować zbyt głośno, ponieważ w dół mamy o wiele większe pole manewru niż w górę. Należy dodać, że wiele zależy tutaj od tego, czy zdecydujemy się na odsłuch z założonymi maskownicami, czy schowamy je do szuflady. Pianka Quadrex nie jest wprawdzie gęsta jak typowa gąbka, ale swoje robi, czyniąc brzmienie ciemniejszym i mniej bezpośrednim, ale przy okazji modyfikując scenę stereofoniczną w sposób, który może się podobać. Tak czy inaczej, wybierając L52 Classic można być pewnym, że oprócz dmuchających do przodu bass-refleksów dostajemy bardzo istotne ułatwienie w postaci potencjometrów odpowiedzialnych za ilość wysokich tonów. Ba! Ze względu na niesymetryczną konstrukcję kolumn będziemy także mieli do przetestowania dwa różne warianty ustawienia - z tweeterami skierowanymi do środka lub na zewnątrz. Producent chyba opowiada się za tą drugą opcją, ale przecież nikt nie przyjdzie nam do domu i nie będzie sprawdzał, czy tak właśnie ustawiliśmy nasze JBL-e. A przynajmniej mam taką nadzieję.
Ileż to już otrzymałem wiadomości o bardzo podobnej treści... Szanowny panie radaktorze, na podstawie Państwa testu kupiłem opisywane kolumny i jestem z nich niezwykle zadowolony, ale brakuje mi w ich brzmieniu niskich/wysokich tonów (niepotrzebne skreślić). I tu wchodzą pokrętła w kolumnach, całe na biało.Dla równowagi chciałbym jednak zwrócić uwagę na kilka detali, które nierozerwalnie wiążą się z zakupem sprzętu stylizowanego na retro. Moda ta sprawiła bowiem, że w pewnych aspektach producenci nie muszą się starać, no bo przecież tak miało być, bo kiedyś tak się robiło... L52 Classic też w kilku miejscach pachną oszczędnościami, które do pewnego stopnia kamufluje przyjęta przez projektantów konwencja. Testując nowoczesne monitory tego typu, z pewnością kręciłbym nosem, gdyby ich fronty tak mocno odcinały się od pozostałej części obudowy, maskownice były utrzymywane na miejscu przez duże, plastikowe kołki, a gniazda wyglądały tak, jakby zapożyczono je z jakiegoś budżetowego głośnika centralnego lub montowanych na ścianie surroundów (swoją drogą, nad profilem z gniazdami w L52 Classic znajdziemy dwie nagwintowane tuleje ewidentnie przygotowane pod jakiś wieszak). Tymczasem w większości kolumn przypominających konstrukcje sprzed pięćdziesięciu lat takie rzeczy przechodzą niezauważone, bowiem wpisują się w pewien trend, a nawet tworzą jakiś tam klimat. Nie wiem, czy to dobrze. Być może nie są to sprawy kluczowe z punktu widzenia jakości dźwięku, ale coś mi podpowiada, że niektóre firmy wykorzystują modę na vintage'owy sprzęt, aby za znacznie większe pieniądze sprzedawać urządzenia różniące się od budżetówki tylko wyglądem. W przypadku L52 Classic na pewno nie do końca tak jest, o czym świadczy kilka detali, które odkryjemy dopiero po wykręceniu głośników, ale z zewnątrz są to w gruncie rzeczy małe, stosunkowo lekkie monitory, które wyglądałyby zupełnie przeciętnie gdyby nie piękny fornir, woofery z beżowymi membranami, pokrętła do regulacji wysokich tonów i charakterystyczne maskownice, których boczki pokryto takim samym fornirem, aby kolumny z założonymi grillami prezentowały się jeszcze lepiej niż bez nich. Odruchowo zachwycamy się tym niepowtarzalnym stylem, ale kiedy ochłoniemy i postaramy się ocenić tę konstrukcję obiektywnie, nie znajdziemy w niej nic wyjątkowego. Ot, niewielkie, dwudrożne monitory w obudowie wentylowanej. Coś, co amerykańska firma powinna robić ciut taniej bez podpierania się wzornictwem à la lata siedemdziesiąte. Aha - w zapewnienia o tym, że opisywany model został zaprojektowany w Northridge jak najbardziej wierzę, ale naklejka nad gniazdami wyraźnie informuje, że kolumny wyprodukowano w Chinach.
Tutaj dochodzimy do ostatniego problemu - cena L52 Classic może i jest atrakcyjna w porównaniu z modelami L82 Classic i L100 Classic, ale nie jest to też jakaś wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju oferta, na którą trzeba się od razu rzucić. Opisywane monitory wpadają w przedział, w którym jest już w czym wybierać. Za pięć tysięcy złotych można kupić takie głośniki jak Triangle Comète EZ, My Monitors MY5P, Polk Audio Reserve R200, Sonus Faber Lumina I, Amphion Helium 510 czy Pylon Audio Diamond Monitor i zostanie nam jeszcze trochę pieniędzy na kable albo porządne podstawki. A jeżeli naprawdę kręci nas moda na retro, możemy wybrać chociażby zbliżone gabarytowo do JBL-i monitory Wharfedale Denton 85th Anniversary za 3398 zł. Wystarczy dorzucić jeszcze tysiąc złotych, aby móc myśleć o takich zabawkach jak KEF LS50 Meta, Vienna Acoustics Haydn Jubilee albo Audiovector QR1. To tylko kilka przykładów, bo godnych uwagi zestawów głośnikowych jest w tej kategorii cenowej naprawdę sporo. Nie chodzi o to, że już wiem, że są lepsze niż L52 Classic. Wiem natomiast, że JBL-e muszą w takiej sytuacji nie tylko ciekawie wyglądać, ale też dobrze grać. A czy tak jest? Przekonajmy się!
Brzmienie
Przez kilka pierwszych dni miałem co do tego spore wątpliwości. Amerykańskie monitory zaprezentowały odważny, dynamiczny dźwięk z wyjątkowo bezpośrednim zakresem średnio-wysokotonowym, co nie dość, że pasowało do tego, z czym powinny być kojarzone kolumny tej marki, to jeszcze natychmiast przywołało wspomnienia z testu potężnych, chciałoby się powiedzieć quasi-podłogowych L100 Classic (bo przecież fabryczne podstawki unoszą je zaledwie 18 cm nad poziom podłoża). Zapowiadało się ciekawie, ale podczas tego pierwszego odsłuchu coś wyraźnie psuło mi radość słuchania. Problemem był bas - nie do końca rozciągnięty, dziurawy, zupełnie jakby chciał schodzić nisko, ale zostawiał coś po drodze. Nie, JBL nie pozwoliłby sobie na taką wtopę, nawet w najmniejszych kolumnach z tej "klasycznej" serii (której zresztą próżno szukać na oficjalnej stronie producenta, zupełnie jakby zagubiła się gdzieś pomiędzy zakładką z normalnym sprzętem konsumenckim a profesjonalnym działem JBL Synthesis). Rozwiązanie okazało się wyjątkowo proste - dostarczone do naszej redakcji monitory były niewygrzane. W sieci znalazłem recenzję, której autor narzeka na niewystarczająco rozciągnięty bas. Gdybym zakończył swoją robotę po tych kilku dniach, mógłbym podpisać się pod jego słowami, ale już trzeciego dnia coś zaczęło się w tej materii zmieniać. Niskie tony nabrały właściwej masy, zaczęły chętniej zapuszczać się w coraz niższe rejony, a dodatkowo - i może nawet to było w tym wszystkim najważniejsze - zaczęły ładnie się wyrównywać, dzięki czemu po kilku kolejnych dniach pięknie zespoliły się ze średnicą.
TEST: JBL SA750
Moja zabawa z L52 Classic trwała tydzień, ale nie narzekałbym, gdybym mógł wstawić je do innego pomieszczenia, dać im w palnik i przystąpić do ponownego odsłuchu po dwóch tygodniach takiej rozgrzewki. Żeby było jasne, całkowicie rozumiem autora wspomnianej recenzji, bo w przypadku tak świeżych, przyciągających uwagę urządzeń dziennikarze zwyczajnie nie mają takiego komfortu, aby wygrzewać je i testować tak długo, jak im się podoba. Ale ponieważ u mnie brzmienie L52 Classic nabrało już właściwych kształtów, szczególnie w zakresie niskich tonów, wspominam o tym w pierwszej kolejności. Oczywiście nie są to monitory, które potrafią powalić słuchacza falą subwooferowego dudnienia, ale jak na swoje gabaryty potrafią naprawdę sporo. W większym pomieszczeniu prawdopodobnie będzie brakowało nieco "zejścia", ale jeśli zainstalujemy je w pokoju o powierzchni do 16-20 m², zapewnimy im wsparcie, dosuwając je do tylnej ściany na jakieś 20-30 cm i sięgniemy po mocny wzmacniacz oferujący pełnopasmowy dźwięk, a nie jakieś pitu pitu, nie powinniśmy odczuwać niedosytu nawet podczas słuchania ciężkiego rocka lub gęstej, bogatej w niskie tony elektroniki. Te papierowe membrany JBL-a potrafią wydobyć z siebie naprawdę soczysty, przyjemny, mięsisty bas, a tunel rezonansowy skierowany do przodu sprawia, że bliskość tylnej ściany pomieszczenia odsłuchowego nie jest aż tak dużym problemem, jak w przypadku kolumn z bass-refleksem dmuchającym w przeciwną stronę. Wystarczy znaleźć odpowiedni balans między głębią a szybkością, uważnie śledząc też to, co dzieje się ze stereofonią. Jestem przekonany, że nawet początkującym audiofilom uda się trafić w dziesiątkę, a przy odrobinie szczęścia nie trzeba będzie nawet robić w pokoju przemeblowania. Jeżeli natomiast ktoś uzna, że basu jest za mało, bo na przykład przyzwyczaił się do dźwięku soundbara z bezprzewodowym subwooferem podkręconym na maksa, proponuję zainteresować się monitorami JBL HDI 1600. Tam nie ma, że głowa boli - jest ładowanie jak na koncercie.
Otrzymaliśmy monitory, które z pewnością mają swój charakter, potrafią zainteresować nas muzyką i przekonać, że oto przed nami odbywa się jakiś spektakl - że nie wpatrujemy się w nudną, pustą, szarą przestrzeń, w której coś tam plumka. Jest to naprawdę pobudzające, a ja widzę w tym spełnienie obietnicy, jaką L52 Classic złożyły nam swoim wyglądem.Największą zaletą opisywanych podstawkowców jest to, że grają dokładnie tak, jak powinny. Zanim przystąpiłem do odsłuchu, łączyłem w głowie elementy układanki i zastanawiałem się, co z tego wyjdzie. Mamy przecież do czynienia z JBL-ami, więc brzmienie powinno być energiczne, wciągające i przebojowe, nawet jeśli będzie się to wiązało z nie do końca równym pasmem. L52 Classic są też spokrewnione z modelem L100 Classic, a to zobowiązuje. Są jednak znacznie mniejsze, więc nie można się po nich spodziewać dźwięku kruszącego ściany. Teraz mogę powiedzieć, że wszystkie moje przypuszczenia w dużym stopniu się potwierdziły, a wyszła z tego całkiem ciekawa mieszanka. Otrzymaliśmy bowiem monitory, które z pewnością mają swój charakter, potrafią zainteresować nas muzyką i przekonać, że oto przed nami odbywa się jakiś spektakl - że nie wpatrujemy się w nudną, pustą, szarą przestrzeń, w której coś tam plumka. Jest to naprawdę pobudzające, a ja widzę w tym spełnienie obietnicy, jaką L52 Classic złożyły nam swoim wyglądem. One nie mogły być neutralne, grzeczne i potulne jak baranek. Z drugiej strony ich gabaryty sprawiają, że stosunkowo łatwo je opanować, a do nieco bezkompromisowej góry pasma nie dołącza przeładowany bas. Po delikatnym utemperowaniu tweeterów za pomocą pokręteł uzyskałem zupełnie równy, uniwersalny dźwięk, nie tracąc dynamiki ani przejrzystości, jaką amerykańskie monitory oferują w trybie "wyzerowanym". Końcowe oceny będą przedstawiały sytuację fabryczną, jednak jeśli szukacie niewielkich kolumn o nieco zadziornym, ale dobrze zrównoważonym brzmieniu, nie skreślajcie ich. Wystarczy zafundować im solidną rozgrzewkę i skorzystać z potencjometrów, szukając optymalnej pozycji gdzieś między godziną dwunastą a trzecią, aby dynamiczne brzmienie leciutko zalatujące wysokotonowym, technicsowo-altusowym klimatem nabrało ogłady i bardziej współczesnego charakteru, nie odcinając słuchacza od istotnych detali, ale czyniąc kontakt z muzyką zdecydowanie przyjemniejszym. Kolejnym krokiem w tym kierunku może być założenie maskownic. Teoretycznie jest to co najmniej dyskusyjny pomysł. Przecież równie dobrze moglibyśmy na czas odsłuchu założyć na głowę wełnianą czapkę. Zachęcam jednak do eksperymentowania, bo sprawa nie jest tak oczywista i jednoznaczna, jak mogłoby się wydawać.
Budowa i parametry
JBL L52 Classic to najmniejszy i najmłodszy członek vintage'owej serii kolumn JBL-a. Dwudrożne monitory z zamontowanym na przedniej ściance bass-refleksem w oczywisty sposób nawiązują do swojego rodzeństwa, a więc do wzornictwa rodem z lat siedemdziesiątych, z obudową wykończoną fornirem z drewna orzechowego i piankową maskownicą Quadrex, dostępną w kolorze czarnym, niebieskim lub pomarańczowym. Producent twierdzi, że opisywane paczki zostały zaprojektowane i skonstruowane w znanym na całym świecie zakładzie inżynierii akustycznej JBL w Northridge w Kalifornii, co może delikatnie wprowadzić klientów w błąd, ponieważ za projekt prawdopodobnie odpowiedzialni byli inżynierowie z USA, natomiast produkcja odbywa się w Chinach, o czym świadczą nie tylko tabliczki znamionowe na kolumnach, ale nawet naklejki na przetwornikach. A skoro przy nich jesteśmy, wysokie tony odtwarza tutaj 20-mm tytanowy tweeter JT020TI1-4 z falowodem, a średnimi i niskimi częstotliwościami zajmuje się 133-mm woofer JW135PW-4 z membraną z czystej celulozy i odlewanym koszem. Co ciekawe, głośniki nie zostały przymocowane do przedniej ścianki za pomocą chamskich wkrętów, przy których wykręcaniu sypią się wióry. Zdecydowano się na bardziej eleganckie rozwiązanie polegające na zatopieniu w desce głośnikowej nagwintowanych, metalowych tulejek, w które wchodzą dopasowane do nich śrubki. Może to drobiazg, ale warto zwrócić na niego uwagę. Przeciętny klient nigdy tego nie zauważy, a jednak jest to zrobione porządnie. Tak samo pochwalić należy częściowo polakierowane wyfrezowania pod głośniki czy kable, które zabezpieczono owijkami z szarej gąbki, aby na pewno nie stykały się z koszami, obudowami lub elementami zwrotnicy. Tę zamontowano z tyłu, nad plastikowym profilem z gniazdami. Wygląda co najmniej przyzwoicie, a ciekawym dodatkiem jest oczywiście możliwość regulacji głośności tweetera, za co odpowiada potencjometr umieszczony na przedniej ściance. Obudowy wykonano z gęstego MDF-u i wzmocniono biegnącą poziomo wręgą, mimo że w monitorach tej wielkości zapewne nie było to absolutnie konieczne. Generalnie L52 to naprawdę porządny sprzęt, który z jednej strony wygląda, jakby został odnaleziony na strychu, a z drugiej jest całkowicie nowoczesny i powinien posłużyć nabywcy jeszcze wiele, wiele lat. Jeśli chodzi o parametry, warto zwrócić uwagę na trzy rubryki. Pierwsza to pasmo przenoszenia, rozciągające się według producenta od 47 Hz do 24 kHz. Podany wynik został jednak uzyskany przy 6-dB spadku, a standardowo za skrajne punkty przyjmuje się te, w których ów spadek wynosi 3 dB. Innymi słowy, kiedy dźwięk jest staje się dwukrotnie cichszy (mamy do czynienia ze skalą logarytmiczną). Co ciekawe, JBL zastosował ten sam trick w przypadku większych modeli L82 Classic i L100 Classic. Moim zdaniem firma ciesząca się taką renomą nie powinna uciekać się do tego rodzaju zabiegów, ale może po prostu Amerykanie doszli do wniosku, że skoro rywalom wolno, to hulaj dusza. Dobrze, że w ogóle podali coś w nawiasie. Realnie, a więc przy -3 dB, dolna granica pasma przenoszenia wyszłaby pewnie w okolicach 60-70 Hz. Druga sprawa to efektywność, która wynosi 85 dB. Zapewne chodziło o uzyskanie głębszego basu, ale jeżeli macie słabiutki wzmacniacz lampowy i planujecie rozkręcić w domu dyskotekę, to nie ten adres. Trzecia istotna rubryka to właśnie zalecana moc wzmacniacza. Producent twierdzi, że do napędzenia opisywanych monitorów wystarczy nam piecyk o mocy 10 W (RMS), a 75 W (RMS) to już luksus, przepych i tak zwany overkill. Nie wiem, czy bym się z tym zgodził. Radziłbym raczej zachować odrobinę zdrowego rozsądku i startować od 20-30 W, nawet jeśli monitory mają służyć głównie do wieczornych odsłuchów.
Werdykt
Wszystko, o czym napisałem powyżej, zainteresuje tylko i wyłącznie audiofilów, dla których sprzęt produkowany kilkadziesiąt lat temu wciąż pozostaje wyznacznikiem jakości, punktem odniesienia w dziedzinie solidności wykonania, przemyślanych rozwiązań konstrukcyjnych i oczywiście brzmienia. L52 Classic powinny też spodobać się melomanom, których zdaniem większość dostępnych na rynku zestawów głośnikowych to nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Czy najnowsze JBL-e okażą się prawdziwym spełnieniem ich marzeń? Nie wiem, choć wydaje mi się to całkiem prawdopodobne. Istnieje jednak jeszcze inna grupa klientów, którzy zakochają się w tych monitorach, choć tak naprawdę nie mają zielonego pojęcia, do czego nawiązuje ich wzornictwo, czym jest falowód i z czego w ogóle, poza słuchawkami i głośnikami bezprzewodowymi, znana jest amerykańska marka. Mówię to zupełnie poważnie. Pokażcie tak zwanemu normalnemu człowiekowi hi-endowy wzmacniacz, taki jak Hegel H390, a nie zainteresuje się nim nawet przez pięć sekund. Pochwalcie się kablem za osiemset złotych, a wybuchnie śmiechem (choć ostatnio pewien komputerowy gigant zaprezentował taki właśnie przewód, na pierwszy rzut oka nie wyróżniający się zupełnie niczym). Ale wyślijcie mu zdjęcia L52 Classic, a będzie chciał dowiedzieć się, ile kosztują i gdzie można je kupić z dostawą na jutro. I nie będzie go obchodziło, że nie są to jedyne fajne kolumny, jakie można kupić za te pieniądze. Postawi je na komodzie pod telewizorem, poszuka dla nich partnera w postaci budżetowego wzmacniacza sieciowego lub jakiegoś małego systemu all-in-one, takiego jak Bluesound Powernode, i kwestię słuchania muzyki będzie miał załatwioną na najbliższe dziesięć lat, dopóki elektronika nie zacznie domagać się wymiany. I wiecie co? Nie widzę w tym nic złego. Może i JBL odcina kupony od swojego dziedzictwa, ale przynajmniej wrócił do produkcji ciekawych i osiągalne finansowo kolumn, a jego inżynierowie zadbali o to, aby ich brzmienie nie rozczarowało nikogo - ani ludzi, których przyciągnie wygląd, ani audiofilów, którzy mają wysokie wymagania i wiedzą, co oferuje konkurencja.
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: podstawkowe, dwudrożne, wentylowane
Efektywność: 85 dB
Impedancja: 4 Ω
Pasmo przenoszenia: 47 Hz - 24 kHz (-6 dB)
Częstotliwość podziału: 2,8 kHz
Zalecana moc wzmacniacza: 10 - 75 W
Wymiary (W/S/G): 33/19,6/21,6 cm
Masa: 5 kg (sztuka)
Cena: 4980 zł (para)
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Marantz HD-DAC1, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Hegel H20, Unison Research Triode 25, Cardas Clear Reflection, Albedo Geo, Equilibrium Pure Ultimate, Tellurium Q Ultra Blue II, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
-
as
Już słyszę, jak dźwięk wysokotonowego przedziera się przez tą gąbkę kuchenną, ale niektórym przygłuchym audiofilom to nie przeszkodzi.
0 Lubię -
Adam
Przeczytałem kilka pierwszych zdań i wywnioskowałem z nich że człowiek który popełnił powyższy elaborat nie wie o czym pisze. Porównuje badziewny i ubogi w dźwięki współczesny chłam internetowy z jakością jaką dają płyty winylowe. Mam w domu kilka wzmacniaczy i najgorzej gra ten nowoczesny. Kiedy kupiłem czterdziestoletnie kolumny Quadral to nowoczesne kolumny Yamaha których używałem wcześniej wylądowały w piwnicy. Nie chodzi mi o jakieś niuanse, ale o całe pasma wycinane przez nowoczesny sprzęt w rzekomym celu "umilenia" odsłuchu, bo nie słychać na nim trzasków płyty. To że przy okazji nie słychać przeszkadzajek i intstrumentów w tle nikogo nie martwi, a powinno. Zamiast wierzyć ludziom od reklamy wypróbuj sprzęt z lat 70tych, 80tych a zdziwisz się bardzo. Płyta którą znasz na pamięć zabrzmi zupełnie inaczej na starym sprzęcie. Mało tego! Odkryjesz że na płycie słychać o wiele więcej dźwięków niż na nowoczesnym, wypasionym sprzęcie w którym masz radio internetowe, dab+, music-cast i inne wynalazki rzekomo bajeranckie a tak naprawdę spłaszczające muzykę i zniechęcające do jej słuchania. Jeśli do sprzętu vintage dołożysz porządną akustykę w mieszkaniu, to zrezygnujesz ze wszystkich streamingowych eMPetrójek i FLACów. Na zawsze!
3 Lubię -
as
Omamy dźwiękowe są bardziej popularne niż omamy wizualne, nikt nie chce starych telewizorów.
1 Lubię -
Komentarze (4)