Sennheiser HD 660S2
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Tomasz Karasiński
Przeglądając rozmaite dyskusje i komentarze w sieci, a także czytając maile z prośbą o poradę w sprawie sprzętu stereo, zdarza mi się pomyśleć, że niektórych ludzkich wyborów zupełnie nie rozumiem. Jeden z moich dobrych znajomych szukał ciepłych kabli i po wielu odsłuchach kupił Nordosty. Inny zainwestował w bardzo fajny zestaw, a następnie ustawił go w dużym, pustym pokoju i doszedł do wniosku, że jest dobrze, a kupowanie dywanu lub okładanie ścian panelami akustycznymi to zabawa dla świrów. Ale w porządku - nie jest audiofilem i nie przeznacza każdej wolnej chwili na poszerzanie swojej wiedzy na ten temat, więc odpuszczam. Co innego, gdy ktoś uważa się za eksperta, po czym kupuje jakieś, za przeproszeniem, gówno. Wbrew pozorom, wcale nie jest to takie rzadkie zjawisko. Takie samo zdziwienie budzi we mnie sytuacja odwrotna - wiem, że w sklepach dostępne jest jakieś urządzenie, testowałem je, byłem nim szczerze zachwycony, wielu znajomych z branży podziela mój pogląd, a klienci i tak często wybierają coś, co jest gorsze, a do tego droższe. Siła reklamy? Zaufanie do bardziej rozpoznawalnej marki? Tak sobie to tłumaczę, gdy mówimy o urządzeniach stosunkowo nieznanych firm, jednak od czasu do czasu ofiarą takiej ciszy w eterze pada też wyjątkowo udany sprzęt pierwszoligowej marki. Tak było z Sennheiserami HD 660 S.
Rzadko kiedy chwalę sprzęt tak wprost, ale powiem to - moim zdaniem są to słuchawki niemal idealne. Co więcej, uważam, że jest to jedyny naprawdę udany firmowy upgrade kultowych "sześćsetek". HD 650 audiofilom średnio się spodobały, ponieważ ich brzmienie było zbyt ciemne, przytłumione i bułowate. Zamiast delikatnej korekty Sennheiser wprowadził wówczas rewolucję i przesadził w drugą stronę. Jedyną istotną poprawką były więc grubsze kable i wtyczki. Tymczasem w HD 660 S zastosowano zupełnie inne, znacznie lepsze przetworniki, poprawiono kilka drobiazgów, postawiono na neutralne wykończenie, a poza tym nie zmieniono właściwie nic. I bardzo dobrze, bo "sześćsetki" są legendarnymi słuchawkami i potrzebowały co najwyżej niewielkich usprawnień. Niemcom udało się także utrzymać cenę na bardzo rozsądnym poziomie. I to pomimo faktu, że HD 660 S przyjeżdżały do nas w luksusowym kuferku, tak samo jak HD 600.
Cena ma zresztą duży wpływ na to, że uważam HD 660 S za nauszniki niemal idealne. Tak, wiem, że można lepiej, że do najdroższych słuchawek jeszcze im daleko. Jak na współczesne standardy ciężko nawet określić model za 2279 zł mianem hi-endowego (wpisując go w wyszukiwarkę, szybko przekonacie się, że "rekomendowana" cena nijak ma się do rzeczywistości i jak zwykle w przypadku produktów Sennheisera w wielu sklepach obowiązuje cena niższa o co najmniej kilka stówek). Ale właśnie w tym rzecz. Nie sztuka kupić dobry sprzęt za milion dolarów i dwie sztabki złota. Sztuką jest znaleźć taki, który świetnie gra i jest porządnie zbudowany, a nie drenuje portfela do samego dna. HD 660 S spełniają wszystkie te warunki. Jedynym racjonalnym powodem przemawiającym za kupnem innych wokółusznych słuchawek przewodowych w zbliżonej cenie może być fakt, że jest to konstrukcja otwarta, która nie ma swojego zamkniętego odpowiednika. To oczywiście nie każdemu pasuje i nie sprawdza się we wszystkich okolicznościach, więc rozumiem, nie ma tematu. Ale żeby szukać modelu o właśnie takiej budowie, mieć do wydania 2000-3000 zł i kupić coś innego, a HD 660 S nawet nie wypróbować lub z jakiegoś powodu nie wziąć ich pod uwagę? Nie wiem, mógłbym ująć to inaczej, ale znów będę szczery - to trzeba po prostu mieć uszy w dupie.
Najwyraźniej wiele osób właśnie tam je ma. Dowodów na to, nawet bardziej szokujących i wymownych, jest wokół nas co niemiara, ale pięć lat po publikacji testu HD 660 S wciąż nie przestało mnie zadziwiać to, że ludzie rozglądający się za audiofilskimi słuchawkami zadają mi pytania o kiepskie produkty mało znanych firm, a kiedy pytam, dlaczego nie zamówili Sennheiserów, słyszę odpowiedzi w stylu: "bo nie wiedziałem, że coś takiego istnieje". Serio, internetowa porównywarka cen wypluła jakiś egzotyczny wynalazek, a sam nie zadałeś sobie trudu, aby przejrzeć ofertę najbardziej doświadczonych producentów i zapoznać się z kilkoma recenzjami? Dobra, pal licho, nie moja broszka. Kupujcie sobie, co chcecie, tylko potem nie zawracajcie mi gitary, że nie wiedzieliście, nie czytaliście, nie sprawdziliście. Gorzej, że brak sprzedażowego sukcesu zaniepokoił też samego producenta, który najwyraźniej uznał, że problemem nie były ani działania promocyjne, ani cena, ani dostępność, lecz same słuchawki! Serio? Kiedy dowiedziałem się, że Sennheiser postanowił szukać rozwiązania właśnie tutaj, trochę opadły mi ręce. Ale okej, może ja się nie znam. Może mam swoją wizję, która diametralnie różni się od tego, czego oczekuje od takich słuchawek typowy odbiorca. A może po prostu myliłem się co do HD 660 S i nie brałem pod uwagę tego, że stosunkowo łatwo można je poprawić? Przekonajmy się, bowiem jeszcze przed oficjalną premierą w moje łapska trafiły HD 660S2.
Wygląd i funkcjonalność
Na początek drobna uwaga - zarówno w materiałach informacyjnych, jak i na samych słuchawkach firma używa oznaczenia bez spacji między "660" a "S2". Moim zdaniem wygląda to dziwnie, ale Sennheiser najwyraźniej tak sobie życzy i pozostaje mi tylko to uszanować, choć poprzednia generacja nazywała się "HD 660 S", ze spacjami, co wyraźnie widać na tabliczce umieszczonej w okolicach połączenia muszli w pałąkiem. Co do samych słuchawek, w informacji prasowej producent skupił się na poprawkach względem pierwowzoru, przy czym kluczowe było brzmienie. To ciekawe, bo zwykle w swoich komunikatach Niemcy skupiają się na kwestiach technicznych, takich jak przetworniki, materiał użyty do budowy membrany czy kształt komory znajdującej się za nią. Tymczasem w opisie HD 660S2 pełno jest zapewnień o tym, że grają tak i tak. "Charakterystyka ciepłego basu HD 660S2 doskonale łączy się z jedwabiście gładkimi wysokimi tonami i charakterystyczną obecnością wokalu, pozwalając na wyróżnienie barwy i wyjątkowości każdej partii instrumentu. W całym pasmie częstotliwości HD 660S2 zapewniają wyrafinowane wrażenia słuchowe dzięki ulepszonemu przepływowi powietrza w przetworniku i udoskonalonej cewce. Od grzmiących crescendo kotłów po pulsujące wzniesienia muzyki elektronicznej, nawet najbardziej wymagający audiofile zauważą głębię i niuanse partii o niskiej częstotliwości, dodające dramatyzmu każdemu rodzajowi muzyki. Ostatecznie słuchacze otrzymują głębszy, wyraźniejszy bas bez poświęcania szczegółowości, z której słynie seria." - napisano w komunikacie prasowym.
TEST: Sennheiser HD 660 S
Gdyby nie konkrety, które również się w nim pojawiły, byłbym skłonny w całości wyrzucić cały dokument do kosza. Przepraszam, ale takie rzeczy może napisać każdy. Rozumiem, że skoro zasadnicza konstrukcja słuchawek się nie zmieniła, a inżynierowie skoncentrowali się na poprawie ich strojenia, w prasówce opisano różnice między HD 660 S a HD 660S2 w warstwie brzmieniowej, ale nie trzeba było od razu sięgać po teksty o jakichś grzmiących kotłach i "pulsujących wzniesieniach muzyki elektronicznej". Szkoda też, że Sennheiser tak skrótowo odwołał się do legendy, którą po tylu latach nie każdy ma obowiązek kojarzyć. HD 600 weszły do sprzedaży w 1997 roku. Wtedy niemal wszyscy audiofile z wypiekami na twarzy czytali ich recenzje i marzyli o tym, aby ich posłuchać. Wielu dzisiejszych dwudziesto- i trzydziestolatków zwyczajnie tego nie pamięta. A szkoda, bo w dużej mierze to to właśnie ta grupa wiekowa odpowiada za obecny boom na rynku słuchawek. Mając w katalogu tak kultowy produkt, każda inna firma raz po raz odświeżałaby naszą pamięć o nim, robiła z tego festiwal, odcinała kupony. Tymczasem kiedy na rynek wchodzi kolejna generacja "sześćsetek", Sennheiser ani myśli pochylać się nad tą historią i wyjaśnić, dlaczego dla wielu audiofilów jest to takie ważne. Niemcom udała się natomiast sesja zdjęciowa. Efektem są fotografie nie tylko niezwykle piękne, ale przede wszystkim zrobione z głową i pokazujące nowy produkt w warunkach, w jakich prawdopodobnie będzie pracował. Nie w metrze, nie w samolocie, nie na luksusowym jachcie, ale w domu, z komputerem lub wzmacniaczem słuchawkowym. Może nie będzie to HDV 820, bo ten kosztuje 10919 zł, ale klimat jest trafiony.
Dobra, koniec przynudzania, bierzemy się do roboty. Pierwsza różnica w stosunku do poprzednika jest bardzo wyraźna i nie dotyczy nawet samych słuchawek, lecz ich opakowania. "Dwójki" otrzymujemy w zwyczajnym, kartonowym pudełku, znacznie mniejszym niż twarda, wyłożona gąbką szkatułka, w której sprzedawane były modele HD 600, HD 650 i HD 660 S. Wielu klientów od razu pomyśli, że skoro Sennheiser postanowił wprowadzić oszczędności już na tym etapie, to dalej będzie jeszcze gorzej, natomiast ja widzę w tym zupełnie inny minus. Producent mógł potraktować zmianę opakowania jako okazję, by dorzucić do zestawu coś bardziej praktycznego niż mało poręczny, niepotrzebnie duży kuferek. Można było zastąpić go chociażby twardym, zamykanym na suwak futerałem, dzięki któremu użytkownicy mogliby nie tylko wygodniej przechowywać nauszniki, ale także zabrać je w podróż. Jeśli jesteście ciekawi, opakowanie od moich "sześćsetek" od samego początku leży na strychu. Nie korzystam z niego, bo zajmuje zbyt dużo miejsca. Niestety, Sennheiser poszedł na łatwiznę, dodając do zestawu jedynie płócienny woreczek ze ściągaczem, który jest zresztą dla HD 660S2 odrobinę za mały. Na wyposażeniu znajdziemy również dwa przewody o różnej długości, oba zakończone wtykiem 6,3 mm, oraz przejściówkę na małego jacka. Zwykle widuje się odwrotny system, ponieważ założenie przejściówki z wtyku 3,5 na 6,3 mm jest o wiele łatwiejsze, ale Niemcy najwyraźniej doszli do wniosku, że właściciele tych słuchawek będą najczęściej korzystali z urządzenia źródłowego wyposażonego w duże gniazdo. Może będzie to integra będąca sercem systemu stacjonarnego, a może - i chyba taka opcja była tu brana pod uwagę - wzmacniacz słuchawkowy z kilkoma wyjściami? W każdym razie to przesiadka z dużego na mały wtyk ma być dla użytkowników rozwiązaniem awaryjnym, a nie odwrotnie.
Poza opakowaniem różnice w stosunku do HD 660 S na pierwszy rzut oka sprowadzają się do napisów, które tutaj są miedziano-złote. I serio, tyle zamieszania, a słuchawki wyglądają niemal dokładnie tak samo? Cóż, z zewnątrz wszystko na to wskazuje, ale gdyby konstruktorzy zaczęli kombinować z pałąkiem albo kształtem muszli, mogliby zepsuć coś, co jest sprawdzone, funkcjonuje na rynku ponad 25 lat (a nawet dłużej, bo HD 600 były tylko luksusową, poprawioną wersją zaprezentowanego jeszcze wcześniej modelu HD 580). Pogrzebali więc przy przetwornikach, zmniejszając masę cewki, co sprawiło, że poprawiła się odpowiedź impulsowa, a częstotliwość rezonansowa spadła ze 110 do 70 Hz. Co ciekawe, dwukrotnie wzrosła także impedancja, która wynosi teraz 300 Ω. To sporo i niektórzy użytkownicy mogą się tej wartości przestraszyć. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że obecnie nawet hi-endowe słuchawki planarne charakteryzują się całkowicie znośną impedancją rzędu 30-80 Ω. Poniekąd koresponduje to z rodzajem "domyślnego" wtyku w HD 660S2. Jeśli użytkownik nie zapozna się z danymi technicznymi, będzie to dla niego jasny sygnał - duża wtyczka pasuje do dużego gniazda, a takie montuje się zwykle w sprzęcie stacjonarnym, dla którego taka impedancja nie powinna być wyzwaniem.
Mógłbym w tym miejscu powtórzyć wszystko, co napisałem o HD 660 S i co wielu innych recenzentów i użytkowników zeznało na temat modeli HD 600 i HD 650. To po prostu świetne słuchawki otwarte. Pod wieloma względami ideał.Poza powyższymi spostrzeżeniami mógłbym w tym miejscu powtórzyć wszystko, co napisałem o HD 660 S i co wielu innych recenzentów i użytkowników zeznało na temat modeli HD 600 i HD 650. To po prostu świetne słuchawki otwarte. Pod wieloma względami ideał. Mają obszerne muszle i duży zakres regulacji pałąka. Są też niezwykle porządnie wykonane. Plastikowe elementy zazwyczaj jedynie osłaniają metalowe wnętrze. Nic nie skrzypi ani nie klekocze. Kable są moim zdaniem odrobinę zbyt grube i zbyt ciężkie, ale po narzekaniach na cienkie przewody i wtyczki w HD 600, w modelu HD 650 zostało to poprawione i od tego momentu Sennheiser trzyma się tego "formatu" (dzięki czemu znalezienie jeszcze bardziej wypasionego okablowania i jego instalacja nie stanowią żadnego problemu). Do tego ta cena - katalogowo jest to 2799 zł, ale jestem pewny, że już niebawem w sklepach będzie można znaleźć HD 660S2 za kilkaset złotych mniej, a to w dzisiejszych czasach samo w sobie jest nie lada okazją. Niemcy mogliby zażądać więcej, bo pod względem jakości brzmienia HD 660 S były w stanie nawiązać walkę ze słuchawkami za 3000-4000 zł (nic dziwnego, bo pracują w nich przetworniki z modelu HD 700). Z drugiej strony należy pamiętać, że istnieje coś takiego jak na przykład Beyerdynamic DT 990 PRO - słuchawki, które pod względem sonicznym nie mają startu do HD 600, a co dopiero do bohatera naszego testu, ale są niesamowicie wygodne, pancerne, sprawdzone i kosztują 599 zł, zupełnie jakby czas zatrzymał się w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku (poważnie - czasami zaczynam myśleć, że Beyerdynamic zgubił karteczkę z hasłem do serwera z cennikami). Ja uważam, że cena HD 660S2 wydaje się uczciwa, ale czy faktycznie tak jest, będę mógł powiedzieć dopiero po odsłuchu.
Brzmienie
Pierwsze przecieki o planowanej premierze poprawionej wersji HD 660 S dotarły do mnie pod koniec ubiegłego roku. Miałem mieszane uczucia, bo nie wiedziałem jeszcze, jakich zmian się spodziewać. Gdybym miał zgadywać, obstawiałbym, że Niemcy zrobią to, co wszyscy, czyli wprowadzą kilka eleganckich ozdóbek, ponownie zmienią kolorystykę elementów wykonanych z tworzywa i podniosą cenę. Kiedy okazało się, że Sennheiser postanowił popracować głównie nad brzmieniem, lekko zgłupiałem. No bo co jeszcze można było w tym aspekcie poprawić? Gdyby HD 660 S miały konkurować ze znacznie droższymi rywalami, to tak, można by było podjąć próbę poprawy spójności, plastyczności, nadania brzmieniu nieco łagodniejszego, delikatniejszego, może nawet odrobinę cieplejszego charakteru. Wciąż mamy jednak do czynienia ze słuchawkami za dwa tysiące z kawałkiem (jak dużym, to jeszcze okaże się w praktyce, gdy wyklaruje się różnica między kwotą podaną w katalogu a realnymi cenami w sklepach), a w takiej sytuacji nie ma tematu, bo na tle konkurencji Sennheisery grają po prostu wybitnie dobrze.
PORADNIK: Jak wybrać słuchawki
Moje zdziwienie samym faktem, że właśnie w tej sferze Sennheiser postanowił szukać problemu, spotęgowały slajdy zawierające dokładniejsze opisy tego, jak ów problem zdiagnozowano i co zostało zrobione, aby się go pozbyć. Siedzicie? Firma uznała, że HD 660 S miały zbyt słaby bas. W rezultacie - podobno na podstawie opinii klientów - niemal podwojono ciśnienie dźwięku w najniższych oktawach, przy okazji odrobinę uwydatniając też przeciwległy skraj pasma. Miało to sprawić, że brzmienie HD 660S2 będzie głębsze, mocniejsze i bardziej dynamiczne, ale wciąż wyjątkowo rozdzielcze, namacalne i, jak napisał producent, intymne. Może to właściwy kierunek, ale ja w pierwszej chwili pomyślałem, że inżynierowie Sennheisera przesadzą z basem i w rezultacie powtórzy się historia z HD 600 i HD 650 - zamiast lekkiej korekty otrzymamy zupełnie inny dźwięk. Na szczęście nic takiego się nie stało. Jeżeli mieliście podobne obawy, możecie się uspokoić - HD 660S2 grają w zasadzie tak samo jak HD 660 S, a uwydatnienie najniższych częstotliwości jest na pierwszy rzut ucha trudne do wyłapania. W każdym razie nie jest to sytuacja, w której po kilkunastu sekundach odsłuchu myślimy sobie: "no tak, trzeba było tym buczącym basem obdzielić nawet audiofilską legendę, bo ludziom przyzwyczajonym do plastikowych subwooferów wydaje się, że to fajne". Nie, absolutnie nie.
Patrząc na udostępnione przez producenta wykresy charakterystyki częstotliwościowej obu modeli, nie dziwię się, że w pierwszej chwili różnica nie była dla mnie tak oczywista. Okej, może niemieccy inżynierowie chwalą się dwukrotnie wyższym ciśnieniem akustycznym w dolnych partiach pasma, ale odnoszę wrażenie, że to specjaliści od marketingu wybrali ten parametr, aby podkreślić to, że basu jest więcej (prawdopodobnie nie zdając sobie sprawy z tego, że nie każdy zareaguje na taką wiadomość pozytywnie), ale moim zdaniem zmiany są kosmetyczne, mają charakter czysto ewolucyjny, a nie rewolucyjny. Spójrzcie, proszę, na wykres i zastanówcie się, jak zareagowalibyście na taką różnicę, gdyby chodziło o ustawienia korektora. Pewnie powiedzielibyście, że zmiany są minimalne, na niektórych nagraniach nawet trudne do uchwycenia. A gdyby oba odsłuchy dzieliło pięć lat? No właśnie - tak się czułem podczas testu HD 660S2. Nowa wersja kultowych "sześćsetek" oferuje ciut pełniejsze, głębsze brzmienie niż poprzednia, ale wciąż jest to sprzęt grający naturalnie i rzetelnie. Żadnego ataku dzikiego basu nie ma. W razie potrzeby słuchawki potrafią zejść bardzo głęboko, jednak bas wciąż jest sprężysty, szybki i pięknie zespolony ze średnicą. Całe to pierdzielenie o grzmiących kotłach było zupełnie niepotrzebne.
"Dwójki" to wciąż rewelacyjne słuchawki, które w większości aspektów zasługują na piątkę, a w niektórych - mam tu na myśli przede wszystkim przejrzystość, mikrodynamikę i stereofonię - wybijają się wysoko ponad średnią dla tego przedziału cenowego.Jak się zapewne domyślacie, gdyby nie te drobne różnice, mógłbym w zasadzie przepisać w tym miejscu wszystko, co napisałem w teście HD 660 S. "Dwójki" to wciąż rewelacyjne słuchawki, które w większości aspektów zasługują na piątkę, a w niektórych - mam tu na myśli przede wszystkim przejrzystość, mikrodynamikę i stereofonię - wybijają się wysoko ponad średnią dla tego przedziału cenowego. Jeżeli jesteście zaskoczeni, że różnice między opisywanym modelem a jego poprzednikiem oceniam jako mało istotne, pamiętajcie, że równowaga tonalna jest tylko jednym z wielu, wielu elementów, jakie decydują o naszej ocenie brzmienia. Jeżeli w pozostałych kategoriach mamy powtórkę z rozrywki, ów mocniejszy, delikatnie podkreślony (a raczej wyrównany do umownego zera) bas nie będzie tym, na czym nasz słuch zacznie się koncentrować. Tak naprawdę jeśli zastanawiacie się, czy lepiej wybrać HD 660 S (póki są dostępne), czy HD 660S2, będziecie musieli przeprowadzić bezpośrednie porównanie. W tym momencie muszę jednak dodać dwie rzeczy, aby wybrzmiały wyraźnie. Pierwsza jest taka, że kierunek zmian oceniam jak najbardziej pozytywnie. Nawet jeśli różnica jest niewielka, sam wolałbym chyba "dwójki". Chociażby dlatego, że ich brzmienie wydaje się pełniejsze, bardziej uniwersalne, a do tego lepiej sprawdza się podczas cichych, wieczornych odsłuchów. Powiem więcej - HD 660S2 są moim zdaniem najbardziej neutralnymi i, co tu dużo mówić, najlepszymi "sześćsetkami" w historii. A to nie byle co. Druga obserwacja dotyczy impedancji. Nie wiem, czy podniesienie jej do 300 Ω było celowym zabiegiem, czy może jest to cena, jaką musimy zapłacić za przeprojektowaną cewkę, ale efekt jest taki, że HD 660S2 najlepiej współpracują ze sprzętem stacjonarnym. Z drugiej strony nie ma o co kruszyć kopii, bo dużych, otwartych nauszników i tak nie zabiera się na spacer po zatłoczonym mieście. Prawdopodobnie będą one pracowały w domu, z odpowiednim wzmacniaczem, przetwornikiem lub streamerem wyposażonym w dużego jacka lub gniazdo Pentaconn, a wówczas to, czy impedancja wynosi 150 czy 300 Ω, nie powinno nikomu robić wielkiej różnicy.
Budowa i parametry
Sennheiser HD 660S2 to otwarte, wokółuszne słuchawki dynamiczne będące udoskonaloną wersją modelu HD 660 S, które bazowały na HD 650 (z przetwornikami zapożyczonymi z HD 700), które to z kolei były rozwinięciem koncepcji znanej z kultowych HD 600. Producent zapewnia, że w całym pasmie częstotliwości HD 660S2 zapewniają wyrafinowane wrażenia słuchowe dzięki ulepszonemu przepływowi powietrza w przetworniku i udoskonalonej cewce. W materiałach informacyjnych marka chwali się tym, że w najnowszym modelu powrócono do impedancji, jaką widzieliśmy w HD 600 i HD 650 (300 Ω). Zaprojektowane w Niemczech i wyprodukowane w najnowocześniejszym irlandzkim zakładzie produkcyjnym Sennheisera, HD 660S2 kontynuują nacisk serii na jakość oraz funkcjonalny design. Welurowe nauszniki i miękka wyściółka pałąka na głowę pozwalają na umieszczenie zmodyfikowanych przetworników w optymalnej odległości od ucha. Przetwornik charakteryzuje się obniżoną ze 110 Hz (oryginalne HD 660 S) do 70 Hz częstotliwością rezonansową. Nawet zewnętrzny grill nauszników został zaprojektowany tak, aby efektywniej zarządzać przepływem powietrza przy idealnej impedancji dla wyjątkowych sesji odsłuchowych. Generalnie mamy więc do czynienia z zupełnie nowym produktem, choć elementy wspólne z poprzednimi wersjami widać wszędzie. Miłośnicy oryginalnych HD 600 zauważą nie tylko taki sam kształt muszli czy pałąka, ale nawet ten sam, bardzo łatwy w obsłudze system zdejmowania padów. Świetnie, że go zachowano, ponieważ po kilku latach intensywnego użytkowania poduchy mogą się wyrobić, co najpierw jest całkiem przyjemne (bo lepiej pasują do naszej głowy), a później staje się uciążliwe (widziałem przypadki, gdzie gąbka była sprasowana niemal całkowicie). Nowe pady kosztują 179 zł, a ich instalacja to kaszka z mleczkiem, 15 sekund roboty. HD 660S2 są dostarczane z dwoma odłączanymi kablami o długości 1,8 metra, które są zakończone wtykami jack 6,3 mm i Pentaconn 4,4 mm. W zestawie znajduje się również przejściówka z 6,3 mm na jack 3,5 mm oraz ochronne etui w postaci miękkiej sakiewki.
Werdykt
Za każdym razem, gdy jakaś firma zapowiada kolejną wersję produktu mającego status żywej legendy, jednocześnie odczuwam ekscytację i niepokój. Z jednej strony fajnie, że komuś wciąż chce się wprowadzać ulepszenia, a przede wszystkim, że taki sprzęt będzie dostępny i będzie można polecać go melomanom, wiedząc, że jedyną szansą na jego zdobycie nie jest regularne przeglądanie portali ogłoszeniowych. Z drugiej - każda próba poprawienia czegoś, co już dawno temu było świetne, może okazać się nietrafiona. Kiedy usłyszałem, że Sennheiser wprowadza drugą wersję HD 660 S, która będzie charakteryzowała się uwypuklonym zakresem niskich tonów, przypomniała mi się historia z HD 600 i HD 650. Biorąc HD 660S2 do testu, obawiałem się, że Niemcy spierniczyli sprawę, chcąc przypodobać się młodszym klientom, którzy lubią subwooferowy bas. Powiem więcej - byłem nawet gotowy natychmiast po zakończonym teście zamówić HD 660 S, póki jeszcze są. Na szczęście nie musiałem. HD 660S2 nie dość, że brzmieniowo różnią się od HD 660 S w niewielkim stopniu, to dodatkowo jest to różnica na korzyść. Owa drobna poprawka sprawia jednak, że mamy do czynienia z najlepszą wersją kultowych "sześćsetek", jaką Sennheiser kiedykolwiek nam oferował. Wydaje mi się, że nie wymaga to żadnego dodatkowego komentarza.
Dane techniczne
Typ słuchawek: otwarte, wokółuszne, dynamiczne
Pasmo przenoszenia: 8 Hz - 41 kHz
Impedancja: 300 Ω
SPL: 104 dB
Zniekształcenia: 0,04%
Przewody: 6,3 mm jack, 4,4 mm Pentaconn
Masa: 260 g
Cena: 2799 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
Nagroda
-
Zbigniew
Szkoda, że brzmieniowo są podobizną HD 660 S, bo już miałem nadzieję, że to lepsze HD 650. Rozumiem ludzi, którym HD 660S nie przypadły do gustu, bo mnie też, ale mówię tu o ostatnich wypustach, bo grają inaczej niż te zaraz po premierze. Słuchałem obu i jest różnica na niekorzyść tych nowszych. Nie wiem, czemu. Zapewne coś się zmieniło w czasie produkcji. Na dźwięk lepszych HD 650 znaleźliby mnóstwo chętnych, no ale zobaczymy, jak to wyjdzie w praktyce.
2 Lubię -
Wojtek
Ja swoje HD 600 kupiłem w 1999 roku za okrągły 1000 zł w promocji i na nic innego ich nie wymienię do końca życia. Są po prostu za tę cenę nie do pobicia.
4 Lubię -
Andy
Nie znam recenzującego Pana Tomasza, czy zawsze wali tak z grubej rury? Chciałem poczytać co nieco o nowym modelu słuchawek, ale już na początku zostałem zniesmaczony. Określenia - "po czym kupuje jakieś, za przeproszeniem, gówno" lub "będę szczery - to trzeba po prostu mieć uszy w dupie" - w stosunku do osób dokonujących innych wyborów są co najmniej niezbyt eleganckie. Większa część tej recenzji dotyczy w sumie nie HD 660S2, a poprzedniego modelu HD 660S. Wychwala ich zalety i brak zrozumienia dlaczego ktoś ich nie docenił - czytaj rynek z milionami potencjalnych klientów. Panie Tomaszu może nie warto się kopać z koniem, naprawdę myśli Pan, że aż taka część naszej populacji, ma uszy tam gdzie wzrok nie sięga:) Oni się pomylili, nie docenili, nie sprawdzili, itd...?!?
Kilka miesięcy temu postanowiłem dokonać zakupu nowych słuchawek i mój wybór w pierwszej kolejności padł na Sennheisera. Posiadam między innymi stary model HD 565 Ovation, w mojej subiektywnej ocenie jedne z najlepszych w relacji jakość dźwięku/cena. Poczytałem sporo recenzji o wtedy produkowanych modelach serii 600 - HD600, HD650 i HD660S i oczywiście moją uwagę przykuło kilka entuzjastycznych recenzji HD 660S. Potem nastąpiło kilka moich wycieczek do sklepów na odsłuchy (z własnym źródłem, ale również z proponowanym przez sprzedawców) do sprawdzonych sklepów audio. Mieszkam w Warszawie, więc nie stanowiło to żadnego problemu. Niestety HD 660S nie przypadły mi zupełnie do gustu (nie chodzi nawet o mocny ścisk głowy), grały po prostu słabo - basu sporo, ale taki zza kotary lub beczki wypełnionej watą, dobre lub nawet bardzo dobre tony średnie, ale znowu słaba góra - jakby wytłumiona (mało detali, brak swobody i przejrzystości, ginące dzwoneczki i wszelkiego rodzaju "przeszkadzajki"). Po wielu odsłuchach wybrałem "nowe-poprawione" z Irlandii HD 650, które dla mnie były zdecydowanie bardziej wyrównane i bardziej precyzyjne na skraju pasma - środek bez różnicy.
A teraz w końcu kilka słów o nowych HD 660S2, których oczywiście jeszcze nie słyszałem, więc nic mądrego - praktycznego nie mogę napisać. Moją nadzieję budzi jedynie załączona w recenzji porównawcza krzywa odpowiedzi częstotliwościowej. Jeżeli bas w nowszym modelu jest nieco większy, to nie przeszkadza (otwarte przetworniki zawsze z tym mają pewien problem) oby był tylko lepiej kontrolowany. To samo dotyczy wysokich tonów, z wykresu wynika, że od ok. 6 kHz są mniej tłumione i bardziej wyrównane. Jak ceny opadną do stanów nieco niższych to na pewno posłucham modelu HD 660S2 z wielką ciekawością. Serdecznie pozdrawiam i jeszcze raz namawiam do nieco większej tolerancji dla tych co dokonali innych wyborów:)4 Lubię
Komentarze (3)