MoFi Electronics StudioDeck+
- Kategoria: Gramofony i sprzęt analogowy
- Tomasz Karasiński
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem zdjęcia gramofonów MoFi Electronics, pomyślałem, że jest to kolejna kolaboracja mająca przyciągnąć melomanów, którzy niekoniecznie znają się na sprzęcie stereo, a pod płaszczykiem ciekawego wzornictwa i rzucających się w oczy detali kryje się leciutko zmodyfikowana wersja jakiejś popularnej szlifierki. Pro-Ject, Clearaudio, VPI - zakładałem, że wszystko budowane jest w fabryce jednej z takich firm, ale żółty pasek odwróci uwagę klientów na tyle skutecznie, że chętnie zapłacą za gramofon stworzony przez legendarną wytwórnię płytową - Mobile Fidelity. Zlekceważyłem temat, ponieważ w ostatnich latach widziałem już tyle podobnych akcji, że nie robi na mnie wrażenia nawet gramofon Pro-Jecta z podstawą w kształcie logo Metalliki. Z jakiegoś powodu winylowa aparatura jest wyjątkowo podatna na tego typu zabiegi. Mało który producent elektroniki zdecydowałby się rozpocząć produkcję gramofonów na poważnie, ponieważ wymaga to specjalistycznej wiedzy i doświadczenia, a przede wszystkim zaplecza. Podstawy jak podstawy, talerze jak talerze, ale napędy, ramiona, wkładki - to już zadanie dla ekspertów. Ileż to już firm korzystało z pomocy fachowców, aby móc pochwalić się "własnym" gramofonem. Marantz, Unison Research, McIntosh, Mark Levinson, NAD - wszystkie produkowane przez zewnętrznych zleceniobiorców. Tymczasem gramofony MoFi Electronics zaczęły robić karierę, najpierw za oceanem, później także w Europie. Pojawiły się pierwsze entuzjastyczne recenzje i nagrody, katalog powoli się rozrastał, cała operacja szybko nabrała rozpędu. Koniec końców musiałem zrewidować swoje poglądy. Może za wcześnie sklasyfikowałem tę markę jako kolejny przykład sprzętowej przebieranki? Może cenionym producentom gramofonów naprawdę wyrosła mocna konkurencja? Postanowiłem przekonać się o tym na własnej skórze.
Założona w 1977 roku Mobile Fidelity jest wydawcą wysokiej jakości płyt winylowych, CD i SACD. Ze względu na wysoką jakość brzmienia nagrania tej wytwórni stały się legendą wśród audiofilów na całym świecie. Nie jest to przypadek, bowiem inżynierowie MoFi przykładają ogromną wagę do sprzętu, na jakim pracują. Uważają, że systemy masteringu powinny być neutralne i przejrzyste, a podstawową zasadą jest wydobycie wszelkich szczegółowych informacji muzycznych z oryginalnego nagrania bez uszczerbku na jakości, podbarwień lub innych dźwiękowych dodatków. Warto zauważyć, że Mobile Fidelity jedną z nielicznych wytwórni samodzielnie inwestujących w badania i rozwój technologii audio. Dzięki opatentowanym innowacjom, takim jak GAIN 2, zarówno szerokie grono entuzjastów muzyki, jak i audiofile, odnoszą korzyści z wyśrubowywania standardów audio bez konieczności dokonywania kosztownych inwestycji w najnowszy sprzęt. Mobile Fidelity ma przyjemność współpracować z wieloma znanymi w branży audio inżynierami, takimi jak Tim de Paravicini, Ed Meitner czy Andrzej Lipiński. W taki sam sposób powstały urządzenia MoFi Electronics. Na stronie firmy przeczytamy, że każdy produkt tej marki jest wynikiem współpracy z jednymi z najlepszych inżynierów w branży w oparciu o ich wieloletnie doświadczenia studyjne. I choć brzmi to jak oklepany slogan reklamowy, nie ma w tym cienia przesady. Pomysłodawcą całego przedsięwzięcia jest James Davis, właściciel Music Direct - potężnej sieci sklepów z wysokiej klasy sprzętem audio, audiofilską muzyką i akcesoriami. Ponieważ Music Direct od ponad dwudziestu lat jest także właścicielem Mobile Fidelity, na pokład został zaproszony wicedyrektor tej sieci, Josh Bizar. Za projekt gramofonów i przedwzmacniaczy gramofonowych odpowiedzialni byli między innymi Allen Perkins ze Spiral Groove, Michael Latvis z Harmonic Resolution Systems i Tim de Paravicini z EAR Yoshino. Gruba monterka, prawda? Cóż, najwyraźniej kiedy siedzi się w tej branży tak długo jak James Davis, dysponuje się takimi możliwościami i kontaktami, że zbudowanie firmy tworzącej gramofony niemal od zera nie jest niczym niezwykłym.
Wygląd i funkcjonalność
Zanim przejdziemy do bohatera naszego testu, przyjrzyjmy się aktualnej ofercie MoFi Electronics. Jeśli chodzi o gramofony, tak naprawdę od momentu ogłoszenia informacji o powołaniu firmy do życia niewiele się tutaj zmieniło. Do wyboru mamy tańszy model StudioDeck i jego droższy, cięższy, bardziej zaawansowany odpowiednik - UltraDeck. Jeśli pominiemy stworzoną we współpracy z producentem gitar, firmą Fender, piękną szlifierkę PrecisionDeck, to właściwie wszystko. Ale czy aby na pewno? Na stronie jednego ze sklepów znalazłem - uwaga - aż dziesięć odmian StudioDecka i UltraDecka z dopiskami "+", "+ M", "+ U", "Foundation" i "Foundation+". Oprócz tego mamy cztery modele wkładek, dwa przedwzmacniacze korekcyjne, dwa dociski i całą masę akcesoriów, takich jak płyny, szczoteczki, stopki czy koperty antystatyczne. Na dobrą sprawę u MoFi Electronics możemy się więc zaopatrzyć we wszystko, czego potrzeba do odtwarzania płyt winylowych (nie wspominając o samych nagraniach, bo to już wisienka na torcie). Firma zapewnia, że jej gramofony, wkładki i przedwzmacniacze gramofonowe zostały zaprojektowane w celu podkreślenia wszystkiego, co Mobile Fidelity robi ze swoimi słynnymi, oryginalnymi nagraniami, przybliżając słuchaczy do tego, co w swojej twórczości zamierzał przekazać artysta.
PORADNIK: Jak wybrać gramofon
StudioDeck to tańszy z dwóch modeli przygotowanych przez zespół ekspertów pracujących dla MoFi Electronics. Firma przekonuje, że użycie słowa "studio" w jego nazwie jest jak najbardziej naturalne, ponieważ łączy on w sobie wiedzę i osprzęt Mobile Fidelity, a to w końcu marka znana z pracy po tej drugiej stronie łańcucha łączącego melomanów z artystami, prawda? Dla mnie jest to całkiem udana próba wykorzystania znanej wytwórni do promowania sprzętu, który z profesjonalną aparaturą studyjną nie ma zbyt wiele wspólnego. Okej, może za całym przedsięwzięciem stoją ludzie powiązani z Mobile Fidelity, ale odczytuję to bardziej jako zabieg marketingowy niż rzeczywiste powiązanie ze światem pro audio. Nie ma w tym jednak nic złego. Ze swoimi charakterystycznymi kolorami sama marka MoFi Electronics od razu przyciąga uwagę, a drugim kołem zamachowym, które umożliwiło jej szybki rozwój jest sieć Music Direct i jej wielka siła przebicia. Wielu producentów gramofonów musi się bardzo, ale to bardzo napracować, aby ich produkty w ogóle zostały zauważone. Bez doświadczenia w branży, pomysłu i funduszy na działania reklamowe można zaprojektować nawet najdoskonalszy pod względem technicznym sprzęt, a i tak minie przynajmniej kilka lat zanim audiofile się nim zainteresują, o ile w ogóle to nastąpi. Założyciele MoFi Electronics zrobili doskonały użytek ze środków i możliwości, którymi dysponowali. Jeżeli tylko kryją się za tym naprawdę dopracowane urządzenia, to właściwie nie mam nic przeciwko takim działaniom, a nawet szczerze je podziwiam. Należy zwrócić uwagę na to, że opisy poszczególnych urządzeń na stronie producenta to właściwie same konkrety bez bajkowych opowieści o cudownym brzmieniu. Ocena efektu należy bowiem do klientów i recenzentów, którzy z reguły przyznają urządzeniom MoFi Electronics najwyższe wyróżniania.
Do testu otrzymałem wersję StudioDeck+, czyli pełny pakiet z fabrycznie zamontowaną wkładką StudioTracker. Gramiak przyjechał do nasze redakcji w ogromniastym podwójnym kartonie. Zadbano o to, aby delikatna aparatura mogła przetrwać podróż na drugi koniec świata. Podczas rozpakowywania pomyślałem sobie, że wreszcie spełniło się jedno z moich marzeń - otwieram i składam gramofon zbudowany i zabezpieczony zupełnie inaczej niż wszystkie te budżetowe wynalazki, z którymi ostatnimi czasy miałem do czynienia najczęściej. Wynika to oczywiście z faktu, że szlifierki najróżniejszych marek produkowane są w kilku wielkich fabrykach, a tam przecież nikt nie będzie za każdym razem zaczynał roboty od zera. Podobne podstawy, te same ramiona, talerze, silniki, pokrywy, taki sam układ gniazd na tylnym panelu i identyczny sposób pakowania - wszystko to sprawia, że po pewnym czasie trudno dostrzec różnice między Thorensem TD 402 DD a Dualem CS 418. Akurat spośród całej tej zbieraniny gramofony Duala należą do moich ulubionych, lecz nikt tutaj nawet nie udaje, że najtańsze modele są następcami legendarnych szlifierek tej marki. W sensie wizerunkowym i rynkowym tak, technicznym i - nie. StudioDeck to zupełnie inna półka i widać to od razu, nawet na etapie wyjmowania kolejnych elementów układanki z pudełka. Piękny, masywny talerz, podstawa z ramieniem zabezpieczonym ogromnym kawałkiem gąbki, akcesoria schowane w maleńkich, zamykanych tubkach przypominających te, w których kiedyś trzymało się rolki z filmem fotograficznym - bajka. Jeżeli przesiądziecie się z budżetowego gramofonu na StudioDecka, już w tym momencie będziecie wiedzieli, że było warto.
Podstawowy gramofon MoFi Electronics sprawia wrażenie urządzenia niezwykle solidnego, pancernego, zbudowanego z dużym zapasem materiałowym. Jego podstawa jest ciężka i szersza niż standardowe 43-44 cm. Większość producentów próbuje dostosować się do tego standardu, aby ich patefony pasowały do wzmacniaczy i odtwarzaczy płyt kompaktowych oraz mieściły się na standardowych stolikach. Amerykanie mają na to wylane. Wymiary ich gramofonów wynikają z obliczeń i odsłuchów, a nie przyjętych norm dotyczących szerokości półki na komodzie pod telewizorem. Szanuję takie podejście, choć taki rozstaw nóżek może też utrudnić montaż gramofonu na półce ściennej, a sam akurat jestem wielkim fanem tego rozwiązania. Dzięki większej podstawie można było jednak zastosować tu 10-calowe ramię, a dodatkowe centymetry widać też po drugiej stronie talerza, dzięki czemu jego oś jest umiejscowiona bliżej centralnego punktu podstawy, co wyraźnie czuć, gdy przenosimy i stawiamy gramofon na miejscu. W odróżnieniu od wielu podobnych konstrukcji ze stosunkowo ciężkim talerzem, całość nie przechyla się wyraźnie w lewo. Dodajmy do tego fajne nóżki antywibracyjne działające jak amortyzatory (po naciśnięciu wyraźnie widać jak pracują) i wielką pokrywę, a otrzymamy urządzenie, które wizualnie przejmuje władzę nad całym naszym systemem.
StudioDeck jest po prostu majestatyczny. Co więcej, w pudełku nie znajdziemy żadnego zasilacza wtyczkowego. Na tylnym panelu umieszczono bowiem trójbolcowe gniazdo zasilające i wyjście w postaci pary gniazd RCA z zaciskiem uziemiającym. Producent dorzucił do zestawu przewód sieciowy i całkiem sensowny interkonekt - na początek będzie jak znalazł. Obsługa jest oczywiście całkowicie manualna. Zmiana prędkości obrotowej odbywa się poprzez przesunięcie paska na rolkę silnika o innej średnicy. W konstrukcji ramienia nie ma nic tajemniczego. Anti-skating zrealizowano za pomocą ciężarka, co akurat nie jest najgorszym rozwiązaniem. Może i wygląda nieco śmiesznie, ale działa i nie trzeba rozkręcać całego ramienia, aby zwiększyć lub zmniejszyć siłę "odpychania" ramienia. Przeciwwaga jest bardzo elegancka, ale nie ma na niej żadnych oznaczeń, a naszym jedynym punktem odniesienia jest biała linia na końcówce ramienia. Do prawidłowej regulacji siły nacisku należałoby więc wykorzystać wagę albo, jeśli ktoś czuje się na siłach, zrobić to na ucho. Ciekawym akcentem jest aluminiowy pas, na którym zamontowane jest ramię. Patrząc na zdjęcia, zastanawiałem się, czy cały ten element nie jest przypadkiem zawieszony na sprężynach albo przynajmniej czymś w rodzaju pianki. Taka odizolowana od podstawy, pływająca płyta byłaby prawdziwą wisienką na torcie. Okazało się jednak, że ów pas jest zintegrowany z plintą i raczej nie uczestniczy w walce z wibracjami. Można zatem powiedzieć, że jest to zabieg czysto estetyczny, co nie zmienia faktu, że prezentuje się fajnie. Podobnie jak włącznik, który
Mając gramofon MoFi Electronics, z łatwością dobierzemy do niego kolejne akcesoria, takie jak docisk, a nawet przedwzmacniacz korekcyjny. Kto choć raz w życiu bawił się winylami na poważnie, ten wie, że kompletowanie sprzętu jednej marki ma swoje plusy.Minusy? Dla niektórych może być problemem, że jedynym dostępnym kolorem jest czarny. Nie spodobała mi się też wykonana z czarnej pleksi lub akrylu płyta, którą przykręcono do podstawy od dołu. Na brzegach delikatnie odstaje, ale nie sądzę, aby ktokolwiek się temu przyglądał, chyba że podczas odsłuchu gramofon znajduje się dokładnie na wysokości jego oczu. Zawiasy podtrzymujące pokrywę też mogłyby być porządniejsze. Drugim minusem jest oczywiście to, ze podstawowa wersja opisywanej maszyny kosztuje 7999 zł. Podstawowa, czyli jaka? Otóż jest to wariant bez zamontowanej fabrycznie wkładki. Nie jest to taka zła opcja, szczególnie dla tych, którzy mają już takową na wyposażeniu lub należą do wąskiego grona audiofilów, którzy absolutnie każdy element toru muszą wybrać i ustawić samodzielnie. Producent przyznaje, że taka wersja stanowi mniej więcej 2% sprzedaży StudioDecka, ale jeśli wkładki MoFi Electronics się nie podobają, nikt nie zmusza nas do ich zakupu wraz z gramofonem. Jak rozszyfrować pozostałe dopiski? To akurat dość proste. StudioDeck+ ma zainstalowaną wkładkę StudioTracker, StudioDeck +U - UltraTracker, a StudioDeck +M - MasterTracker. Za tę ostatnią zapłacimy 10999 zł, ale gdybyśmy chcieli dokupić MasterTrackera oddzielnie, zapłacilibyśmy za niego 4399 zł, więc właściwie każda wersja z preinstalowaną fabrycznie wkładką to dobry deal. Model Foundation powstał po to, aby uzyskać niższą cenę. Na wyposażeniu nie znajdziemy tu pokrywy przeciwkurzowej, a podstawa opiera się na skromniejszych nóżkach, ale różnica w cenie jest zachęcająca - taki "golas" kosztuje bowiem 4999 zł. Trzeba przy tym zaznaczyć, że posiadacz gramofonu Foundation jest w stanie dokonać upgrade'u do normalnego modelu StudioDeck poprzez dodanie pokrywy przeciwpyłowej i akcesoryjnych nóżek ULNF, zaprojektowanych przez Harmonic Resolution Systems. Mając gramofon MoFi Electronics, z łatwością dobierzemy do niego kolejne akcesoria, takie jak docisk, a nawet przedwzmacniacz korekcyjny. Kto choć raz w życiu bawił się winylami na poważnie, ten wie, że kompletowanie sprzętu jednej marki ma swoje plusy. Na koniec wisienka na torcie. Jak powiedział mi reprezentujący firmę Steve Shade, wszystkie gramofony MoFi Electronics składane są w Ann Arbor w stanie Michigan. 95% części jest dostarczanych przez dostawców w promieniu 200 km od tej fabryki. Niektóre części pochodzą z Azji, jednak jest to dość niewielki procent. Przedwzmacniacze gramofonowe montowane są w Kalifornii, a wkładki w Japonii.
Brzmienie
Z gramofonami jest trochę jak z muzyką klasyczną i jazzem - posłuchać dla przyjemności może każdy, ale żeby się o tym wypowiadać lub uważać się za eksperta, trzeba dysponować ogromną wiedzą i wieloletnim doświadczeniem. Inaczej człowiek zrobi z siebie pośmiewisko, bo zawsze znajdą się ludzie, którzy wytkną nam błędy i istnieje nawet spore prawdopodobieństwo, że będą mieli rację. Ostatecznie należy jednak zadać sobie pytanie, czy podchodzimy do sprawy jak do pisania pracy doktorskiej, czy może właśnie najważniejsze jest słuchanie dla przyjemności. Większości klientów zależy właśnie na tym, więc na razie odłóżmy na bok rozważania na temat wibroakustyki, wkładek i wyższości długich ramion nad krótszymi, postępując jak świeżo upieczony nabywca takiego gramofonu - składamy, ustawiamy, bierzemy pod pachę tyle ulubionych płyt, ile uda nam się udźwignąć i przystępujemy do odsłuchu.
WYWIAD: Steve Shade - MoFi Electronics
Może 8499 zł to jeszcze nie majątek, ale od źródła za te pieniądze powinniśmy wymagać znacznie więcej niż od budżetowych szlifierek, a ja już po kilku minutach odsłuchu mogłem stwierdzić, że StudioDeck+ spełnia te oczekiwania. Jego brzmienie było dobrze zrównoważone, pełne, nasycone i namacalne. Wyraźnie słychać, że inżynierowie MoFi Electronics dołożyli wszelkich starań, aby mieszcząc się w planowanym budżecie, stworzyć źródło tak uniwersalne, jak to tylko możliwe. StudioDeck+ nie stara się zmienić odtwarzanych nagrań, nie poddaje ich żadnej obróbce. Jeżeli gramofon może być urządzeniem całkowicie neutralnym i przezroczystym, to właśnie do tego celu testowany model stara się dążyć. Można powiedzieć, że stwarza to nawet pewien klasyczny problem, ponieważ w porównaniu z maszynami nastawionymi na maksymalną przejrzystość takie brzmienie może wydawać się nudne, zbyt bezpieczne, pozbawione cech charakterystycznych. Jeżeli jednak poświęcimy na odsłuch trochę więcej czasu, zorientujemy się, że każde nagranie jest odczytywane dokładnie tak, jak byśmy się spodziewali. Nie ma niespodzianek, a niewątpliwym plusem tej sytuacji jest fakt, że możemy sięgnąć po dowolną muzykę, mając pewność, że StudioDeck+ nie strzeli nam focha. Ponad wszystko jego brzmienie jest spójne, kulturalne, dojrzałe i przyjemnie wyluzowane. Producent postawił więc na to, co w winylach kochamy najbardziej i coś mi mówi, że jest to właściwa decyzja. Trudno bowiem odgadnąć, jakie płyty będą najczęściej lądowały na tym czarnym talerzu, a muzyczne kolekcje miłośników winyli są z reguły bardzo zróżnicowane. Wielu z nich czerpie radość ze słuchania niemal każdego gatunku, od klasyki i jazzu przez disco z lat siedemdziesiątych aż po elektronikę, metal i muzykę filmową. W takiej sytuacji gramofon o równym, stabilnym, uniwersalnym brzmieniu staje się narzędziem na wagę złota.
StudioDeck+ to niezwykle atrakcyjny gramofon stworzony przez prawdziwych ekspertów, jednak podczas testu nie mogłem pozbyć się myśli, że taki napęd i takie ramię zasługują na znacznie lepszą wkładkę. Nie zrozumcie mnie źle - StudioTracker jest w porządku, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że kupowany oddzielnie kosztowałby 1199 zł, a w pakiecie z gramofonem zapłacimy za niego mniej niż połowę tej kwoty. To taka firmowa promocja. Sęk w tym, że podobne oszczędności przyniesie nam także wybór jednej z wyższych wersji, "+U" z UltraTrackerem lub "+M" z MasterTrackerem. Nie jest wiedzą tajemną, że wkładka ma decydujący wpływ na efekt końcowy, więc odmianę, którą opisujemy, mimo wszystko potraktowałbym jako swego rodzaju pakiet startowy. To idealna propozycja dla melomanów, którzy szukają porządnego gramofonu, mają wobec niego spore oczekiwania, chcą kupić sprzęt na lata, mają sporą kolekcję czarnych płyt i dobrze wiedzą, że jest to dla nich coś więcej niż przelotne zauroczenie, ale nie chcą od razu przekraczać bariery dziesięciu tysięcy złotych, traktując zakup lepszej wkładki jako fajny pomysł na upgrade systemu w przyszłości. Wtedy tak, popieram ten pomysł w całej rozciągłości.
Wyraźnie słychać, że inżynierowie MoFi Electronics dołożyli wszelkich starań, aby mieszcząc się w planowanym budżecie, stworzyć źródło tak uniwersalne, jak to tylko możliwe. StudioDeck+ nie stara się zmienić odtwarzanych nagrań, nie poddaje ich żadnej obróbce. Jeżeli gramofon może być urządzeniem całkowicie neutralnym i przezroczystym, to właśnie do tego celu testowany model stara się dążyć.Wydaje mi się jednak, że w tym gramofonie drzemie znacznie większy potencjał, niż mogłoby się wydawać. Jeśli się zastanowić, sytuacja przypomina tę z budżetowymi maszynami pokroju Duala CS 418, jednak z tą różnicą, że wszystko przeniesione jest na zupełnie inną półkę - jeśli cena wkładki stanowi mniej więcej 10-15% ceny całego gramofonu, to moim zdaniem jest to stanowczo za mało. W pewnym momencie trzeba będzie zainwestować w lepszy kartridż i będzie to na tyle duży przeskok jakościowy, że zaczniemy się zastanawiać, dlaczego u licha nie zrobiliśmy tego wcześniej. Aby to sprawdzić, sięgnąłem po wkładkę Ortofon 2M Black LVB 250. Niby MM-ka, ale jaka! Myślę, że takie same cuda działaby się, gdybym wykorzystał testowaną niedawno Audio-Technikę VM760SLC. Powrót do StudioTrackera był bolesny. Po takim doświadczeniu brzmienie fabrycznej konfiguracji wydawało mi się zbyt pulchne, zaokrąglone i mało szczegółowe. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, bo co innego mogło wyjść z porównania wkładki za 1199 zł z taką za 5499 zł? Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że warto, bo StudioDeck jest świetnym gramofonem, ma naprawdę fajne ramię i poradzi sobie z takim wyzwaniem na dużym luzie. A przede wszystkim robi to, co powinien, oddając sprawiedliwość w ręce wkładki oraz artystów i realizatorów odtwarzanego nagrania. Oj, dużo można zrobić z tym gramofonem, daleko można z nim zajść, a przecież nie mówimy tu o wyczynowej maszynie, które cena zaczyna się od dwudziestu tysięcy złotych.
Budowa i parametry
MoFi Electronics StudioDeck to gramofon analogowy wyposażony w 10-calowe proste aluminiowe ramię, zaprojektowane i wyprodukowane na zamówienie w USA, co ma gwarantować idealną równowagę między sztywnością i niskim błędem śledzenia. Dzięki dostępnym regulacjom siły nacisku, pionowego kąta śledzenia, azymutu i anti-skatingu użytkownik może dostosować brzmienie do swoich preferencji. Silnik prądu zmiennego i napęd paskowy mają zapewniać doskonałą stabilność prędkości obrotowej. Podstawa to konstrukcja złożona z wielu materiałów, z których najważniejsze to MDF i aluminium, które są używane razem, aby zmniejszyć wibracje i zapewnić urządzeniu przyzwoitą masę. Jak tłumaczą Amerykanie, za pomocą zaawansowanych materiałów tłumiących, które izolują silnik od reszty gramofonu, udało się utrzymać wibracje silnika z dala od talerza i igły. Każda wibracja igły, która nie jest wytwarzana przez rowki na płycie, jest zniekształceniem, które maskuje muzyczne szczegóły, dlatego we współpracy z zespołem inżynierów Harmonic Resolution Systems opracowano tłokowe nóżki, które izolują gramofon od szkodliwych drgań. System odwróconych łożysk z hartowanej stali ma zapewniać płynne, ciche i stabilne obroty talerza. Talerz i koło napędowe wykonano z Delrinu. Jest to odmiana polioksymetylenu opracowana przez firmę DuPont, która charakteryzuje się podobnymi właściwościami rezonansowe do akrylu, ale jest gęstsza i sztywniejsza. Testowana odmiana StudioDeck+ została wyposażona w preinstalowaną wkładkę StudioTracker. Jest to konstrukcja z ruchomym magnesem, eliptycznym szlifem igły i napięciem wyjściowym 4,5 mV.
Werdykt
Renesans płyt winylowych trwa już kilkanaście lat. W tym czasie wielu melomanów zdążyło kupić swój pierwszy gramofon lub odrestaurować ten, na którym słuchali muzyki ich rodzice, powiększyć swoją płytotekę, kupić lepszy wzmacniacz, kolumny i kable oraz nabrać niezbędnego w tym hobby doświadczenia. Kiedy przychodzi pora na kolejny krok, rozglądają się za gramofonem z wyższej półki, przewyższającym budżetowe konstrukcje i otwierającym drogę do eksperymentów z bardzo poważnymi wkładkami, przedwzmacniaczami korekcyjnymi i akcesoriami. Może to być na przykład Rega Planar 6, Pro-Ject RPM 5 Carbon, Roksan Attessa albo coś nietypowego, jak Gold Note Valore 425 Lite albo Music Hall MMF-7.3. Niektórzy czekają też na Duala CS 618Q, jednak jego rynkowa premiera jest wciąż przekładana. Dla mnie dość oczywistym wyborem w tej klasie był Clearaudio Concept. Sprawdzona konstrukcja, masywny talerz, dobre ramię, przyzwoita wkładka na pokładzie, a dodatkowo w Polsce obowiązuje taka "wieczna promocja", w której model ten można kupić z pokrywą i zestawem akcesoriów, obecnie za 5999 zł. Concept nie może już jednak spać spokojnie, ponieważ StudioDeck+ jest dla niego bardzo, ale to bardzo groźnym rywalem. Droższym, to fakt, ale pod wieloma względami po prostu lepszym. Masywna, szeroka podstawa, zaawansowane technicznie ramię o długości dziesięciu cali, fantastyczne nóżki, normalne gniazdo zasilające zamiast zasilacza wtyczkowego, złocone gniazda RCA zamiast wystającego spod ramienia kabla - wszystko to składa się na wrażenie obcowania z gramofonem z nieco innej planety. Takim, który już leciusieńko pachnie amerykańskim hi-endem w stylu VPI, a swoje prawdziwe możliwości pokaże dopiero z wysokiej klasy wkładką. Nawet gdybym musiał później odpracować przekroczony budżet, obawiam się, że i tak skusiłbym się na StudioDecka, a później cierpliwie odkładałbym na wkładkę z prawdziwego zdarzenia.
Dane techniczne
Silnik: Synchroniczny AC 300 RPM
Prędkości: 33 1/3 oraz 45 obr/min
Talerz: Delrin 1,75 kg
Wow & Flutter: 0,017 - 0,025%
Stosunek sygnału do szumu: 72 dB
Ramię: Proste 10"
Masa efektywna: 35 g
Zalecana masa wkładki: 5 - 10 g
Zainstalowana wkładka: MoFi Electronics StudioTracker (MM)
Zużycie prądu: <5 W
Wymiary (W/S/G): 13,5/50/36,5 cm
Masa: 8,7 kg
Cena: 8499 zł (z wkładką)
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Piotr
Niezła afera związana z tą firmą wyszła ostatnio. Okazuje się, że te ich wydania ''analogowe'' tak naprawdę są produkowane z kopii cyfrowych. Trzeba dodać, że większość tych wydań brzmi naprawdę dobrze, ale dla transparentności powinni o tym pisać. A tu taki zonk.
0 Lubię -
Komentarze (2)