Bannery górne wyróżnione

Bannery górne

A+ A A-

Lindemann Move

Lindemann Move

Ilekroć grymaszę na fragmentację rynku sprzętu audio, która przekłada się na ogromną różnorodność dostępnych w sklepach urządzeń, marek i modeli, ale też problemy klientów z uporządkowaniem sobie tego wszystkiego w głowie i dokonanie wyboru, dosłownie za chwilę dostaję wiadomość nawet nie o nowych kolumnach czy słuchawkach bezprzewodowych, ale o pojawieniu się na tym pociętym na drobne kawałeczki torcie urządzeń kolejnego producenta. Żeby jeszcze były to marki, których istnienia byłem świadomy, których produkty wpadły mi w oko podczas przeglądania zagranicznych magazynów lub reportaży z wystaw organizowanych w dalekich krajach, ale nie zawsze tak jest. Później okazuje się, że wcale nie mamy do czynienia z młodziutką manufakturą założoną przez entuzjastycznie nastawionych do życia studentów, ale z przedsiębiorstwem działającym nieprzerwanie trzydzieści lat, mogącym pochwalić się wieloma sukcesami, wyróżnieniami i oczywiście sporym gronem wiernych fanów. Tak było na przykład z Lindemannem.

Gdybyście rok temu zapytali mnie, czy coś podobnego obiło mi się o uszy, odparłbym, że jak najbardziej - kojarzę przecież Tilla Lindemanna, niemieckiego muzyka, wokalistę zespołu Rammstein. Pozostajemy więc w pokrewnej tematyce, ale chodzi nam o innego Lindemanna, Norberta, który jest inżynierem i melomanem, a ponieważ lubi wykorzystywać swoje umiejętności w praktyce, nieco ponad trzy dekady temu założył firmę specjalizującą się w produkcji aparatury hi-fi. "Korzystamy z najnowszych i najlepszych technologii jakie rynek ma do zaoferowania. Przede wszystkim jednak naszym najważniejszym narzędziem pomiarowym są nasze uszy. Staranna optymalizacja wszystkich szczegółów układu i ukierunkowany dobór komponentów najwyższej jakości to podstawa każdego prawdziwie hi-endowego produktu. Prawdziwy postęp w jakości dźwięku na najwyższym poziomie jest możliwy tylko dzięki głębokiemu wglądowi w połączenia i konsekwentnej realizacji w rozwoju obwodów." - to brzmi bardzo niemiecko, prawda? Porządek panuje również w katalogu. Flagową serię Musicbook tworzą zaledwie dwa klocki, a w linii Limetree znajdziemy ich cztery. To wszystko? Nie, ponieważ Lindemann pokazał niedawno swoje kolejne dzieło - niezwykle ciekawe monitory o nazwie Move.

Lindemann Move

Wygląd i funkcjonalność

Kiedy specjalista od elektroniki wprowadza do swojej oferty zestawy głośnikowe, zwykle jest to jakiegoś rodzaju kolaboracja. O ile bowiem niektórzy producenci słuchawek równolegle wytwarzają również mikrofony lub nawet wkładki gramofonowe, bo potrzebne do tego zaplecze techniczne jest podobne, a i spora część procesu projektowania jednych i drugich urządzeń wygląda zaskakująco podobnie (mówię rzecz jasna o dużych firmach pokroju Sennheisera, Beyerdynamica czy Audio-Techniki), o tyle przeskoczenie ze wzmacniaczy na kolumny można porównać do przesiadki z samolotu na transatlantycki kontenerowiec. W obu przypadkach robota jest dość skomplikowana, a podobna właściwie tylko w tym sensie, że u odbiorcy końcowego oba te elementy mają ze sobą współpracować, w obu przypadkach do opracowania i zbudowania takiego sprzętu potrzebna jest wiedza techniczna (w zasadzie zupełnie inna, ale zawsze), a osoba, która się za to weźmie, powinna mieć na tyle duże doświadczenie i być na tyle osłuchana, aby właściwie ocenić efekty swoich działań. Reszta to już spore ryzyko, niezbadane wody. Zupełnie inne parametry, wzory, materiały i wymagania, nie wspominając już o czymś tak prozaicznym jak park maszynowy. Nie ma się zatem co dziwić, że nawet duże firmy, kiedy mają taką potrzebę (na przykład, gdy postanowią stworzyć własny kompaktowy system stereo albo kolumny aktywne), chętniej poproszą kogoś o pomoc niż zainwestują ogromne pieniądze, aby zrobić to wszystko we własnym zakresie. Można się było spodziewać, że Lindemann pójdzie tą samą drogą, jego zestawy głośnikowe będą wyglądały dziwnie znajomo, a za chwilę okaże się, że w gruncie rzeczy zostały zaprojektowane i wykonane przez firmę pokroju Audiovectora, Xaviana lub T+A. Ale nie. I to tak bardzo, bardzo nie.

Move to coś niezwykle oryginalnego. Widać, że producent nie chciał mnożyć bytów, konkurować z dziesiątkami podobnych kolumn ani powtarzać powielanych tysiące razy wzorców. Wszystko tu jest nietuzinkowe - przetworniki, podstawki, gniazda, a nawet obudowy (nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale jak się człowiek zetknie z nimi bliżej, a potem zajrzy do środka, to już jak najbardziej). Na wyglądzie się jednak nie kończy. Głośnik nisko-średniotonowy w kolorze miedzianym i połyskujący złotem tweeter AMT skutecznie przyciągają wzrok, ale mnie jeszcze bardziej zaintrygowała informacja o tym, jak skonstruowana jest zwrotnica niemieckich monitorów i jakich komponentów użyto do jej budowy, a raczej jakich nie użyto. Mając na uwadze to, jakie patenty Lindemann stosuje w swoich odtwarzaczach i wzmacniaczach, na widok pierwszych zdjęć Move pomyślałem, że są to kolumny aktywne, może nawet sieciowe, w dużej mierze oparte na podzespołach, które widzieliśmy na przykład w systemie all-in-one Musicbook Combo. Byłoby to ciekawe zagranie, ale z drugiej strony jeżeli Lindemann chciał zaproponować coś nowego swoim klientom, to po cholerę im monitory z własnymi wzmacniaczami? Jeżeli miałyby to być zwykłe głośniki pasywne, to znana ze swojego zamiłowania do nowoczesnych rozwiązań marka mogłaby zaskoczyć nas jakąś niebywale rozbudowaną zwrotnicą z układem linearyzacji impedancji lub chociaż przełącznikami lub zworkami umożliwiającymi regulację natężenia niskich i wysokich częstotliwości. Otóż klops, bo pan Norbert Lindemann, który swoją drogą projektowaniem zestawów głośnikowych zajmował się długo przed stworzeniem opisywanych monitorów, obrał przeciwny kierunek.

Dolny przetwornik w opisywanych monitorach tak naprawdę nie jest nisko-średniotonowcem, ale głośnikiem szerokopasmowym, więc pracuje bez jakiejkolwiek filtracji, będąc podłączonym wprost do terminali. W zakresie reprodukcji wysokich tonów wspomaga go tweeter AMT, który filtrowany już jest, ale zajmuje się tym jeden wysokiej klasy kondensator. Można zatem powiedzieć, że zwrotnica w Move składa się z jednego elementu, którego rolą jest zdjęcie z głośnika wysokotonowego obowiązku odtwarzania niskich częstotliwości, do czego oczywiście taka jednostka nie jest przystosowana. Poza tym mamy natomiast do czynienia z maksymalnym, radykalnym wręcz uproszczeniem toru. Firma twierdzi, że dzięki temu uzyskano brzmienie, które łączy najlepsze cechy konstrukcji szerokopasmowych i wielodrożnych. Na tym jednak nie koniec. Skoro zamiast klasycznego woofera zastosowano tu jednostkę szerokopasmową, zastanawiacie się pewnie, jaka jest, jeśli w tym przypadku w ogóle można to tak nazwać, częstotliwość podziału. Otóż dolny głośnik pracuje do około 9 kHz i tam pałeczkę zaczyna przejmować wstęga, poszerzając pasmo do 36 kHz.

Niemcy twierdzą, że dzięki takiej konfiguracji Move implementują koncepcję źródła punktowego. Nie tak dosłownie, jak ma to miejsce w kolumnach faktycznie wykorzystujących jeden głośnik szerokopasmowy lub koncentryczny, jednak również bez wrodzonych wad takich konstrukcji. Można pokusić się o stwierdzenie, że w monitorach Lindemanna kluczowa część pasma jest odtwarzana przez jeden niefiltrowany głośnik, a częstotliwościami powyżej 9 kHz obarczono głośnik pomocniczy zamontowany na górze, dzięki czemu ten "główny" nie jest niczym obciążony, nie musi mieć dodatkowego magnesu, cewki i membrany, do tego odpadają nam problemy z fazą i różne inne historie, z którymi muszą radzić sobie projektanci głośników koncentrycznych. Sprytne. Rzadko kiedy widuje się jednostki koncentryczne, w których wysokie tony odtwarza coś innego niż kopułka. Ze znanych marek do głowy przychodzi mi tylko ELAC i jego seria Concentro. Konstrukcji z głośnikami niefiltrowanymi lub zwrotnicami składającymi się z jednego elementu też jest jak na lekarstwo.

Podstawkowce z Wörthsee są niezwykle interesujące z technicznego punktu widzenia, ale resztę szczegółów muszę zostawić na później, ponieważ w naszym układzie testów służy temu osobny akapit. Wróćmy zatem do wrażeń z rozpakowywania, ustawiania, podłączania i użytkowania kolumn pana Lindemanna. Na pierwszy rzut oka wszystko jest w jak najlepszym porządku, chociaż melomani przyzwyczajeni do zabawy monitorami za kilkanaście tysięcy złotych z pewnością widzieli już takie, którym Lindemanny nie dorastają do pięt pod względem jakości wykonania i wykończenia, liczby dostępnych wersji kolorystycznych czy dołączonych do zestawu akcesoriów, a więc, wszystkiego, co przekłada się na wrażenie obcowania ze sprzętem luksusowym, wyjątkowym, dopracowanym w najmniejszych szczegółach. Move są produkowane tylko w takiej wersji, którą widać na zdjęciach. Zasadnicza część obudowy jest pokryta białym, matowym lakierem, front jest czarny, maskownice szare i niezbyt ładne, a terminale to żadne ociekające złotem "wubety", tylko plastikowe dziurki, do których będą pasowały tylko przewody zakończone wtykami bananowymi. Do dyspozycji mamy jedną parę takich gniazd, w związku z czym nie ma mowy o bi-wiringu czy bi-ampingu, co akurat w przypadku tak nietypowych zestawów głośnikowych byłoby niezmiernie ciekawe. Producent nie przewidział nawet żadnych samoprzylepnych podkładek czy tym bardziej gwintów, w które moglibyśmy wkręcić porządne nóżki lub kolce. Za dopłatą dostępne są firmowe standy, które moim zdaniem wyglądają trochę jak stoliki koktajlowe. Mam spore wątpliwości co do ich stabilności, więc podczas testu użyłem własnych, metalowych.

W monitorach Lindemanna kluczowa część pasma jest odtwarzana przez jeden niefiltrowany głośnik, a częstotliwościami powyżej 9 kHz obarczono głośnik pomocniczy zamontowany na górze, dzięki czemu ten "główny" nie jest niczym obciążony, nie musi mieć dodatkowego magnesu, cewki i membrany, do tego odpadają nam problemy z fazą i różne inne historie, z którymi muszą radzić sobie projektanci głośników koncentrycznych. Sprytne.

Kolejną ciekawostką są przednie ścianki. Może nie wszyscy, ale spora część producentów kolumn wychodzi z założenia, że powinny one być możliwie grube, ciężkie i sztywne, natomiast w opisywanych monitorach mają one raptem parę milimetrów grubości. W materiałach prasowych znalazłem informację, że czarne płyty zostały wykonane z aluminium, ale nie byłbym co do tego pewny. Mimo listopadowej aury po kilkunastu minutach po wyjęciu z kartonu kolumny były ciepłe, stuknięte palcem panele czołowe wydawały z siebie głuche, mocno stłumione odgłosy, a podczas rozkręcania delikatnie się uginały. Może nie jestem ekspertem od materiałoznawstwa, ale wydaje mi się, że aluminium zachowuje się inaczej. Żeby było jeszcze ciekawiej, przednie ścianki montowane są za pomocą sześciu śrub, pod którymi widać miękkie podkładki. Wyraźnie się odznaczają, albowiem są beżowe, przez co śruby są jeszcze mocniej wyeksponowane. Dodajmy do tego te utrzymujące na miejscu głośniki, a otrzymamy sprzęt o nieco studyjnej urodzie. Nie ma tu żadnych wodotrysków, ale najwyraźniej płacimy za pomysł i technologię, a nie hebanowy fornir, złote gniazda i prestiż marki. Tego ostatniego Lindemanny w zasadzie nie mają, bo na polskim rynku firma jest w gruncie rzeczy nieznana. Producent szczyci się natomiast tym, że jego sprzęt jest nie tylko projektowany, ale także wytwarzany w Niemczech, a w dzisiejszych czasach nie jest to takie oczywiste. Pozostaje tylko pytanie, czy w tej cenie nie powinniśmy oczekiwać więcej. Jeśli chodzi o wrażenia wizualne, to skłaniam się ku odpowiedzi "tak", ale muszę podkreślić, że ostatnio mam problemy z nadążeniem za rzeczywistością, szczególnie w sensie ekonomicznym. Mentalnie jestem jeszcze w czasach, kiedy piętnaście tysięcy złotych było dla wielu audiofilów umownym progiem hi-endu. Teraz to jest co najwyżej średnia półka, więc i wymagania trzeba obniżyć adekwatnie do sytuacji. Pozostaje jeszcze jedno wytłumaczenie. Może Lindemanny nie są szczególnie piękne i nie mają błyszczących, rodowanych gniazd, bo ich konstruktor skoncentrował wszystkie swoje siły i środki na tym, aby wydobyć z nich zjawiskowy dźwięk? Wiele wskazuje na to, że jest to całkiem prawdopodobny scenariusz, ale nie przekonam się, póki nie posłucham. Sprawdźmy zatem, co te nietuzinkowe paczki potrafią.

Lindemann Move

Brzmienie

Opisywane monitory były niezwykle często wymieniane w komentarzach po tegorocznej wystawy Audio Video Show. Zwiedzający byli pod wrażeniem potęgi, klarowności i przestrzenności ich brzmienia, opisując je jako zestawy mogące pochwalić się skalą dźwięku typową dla kolumn podłogowych. Ich pozytywne wrażenia wzmacniała cena. Dla przeciętnego zjadacza chleba z pewnością nie jest niska, ale w warunkach tak ogromnej imprezy, a już w szczególności na PGE Narodowym, gdzie w co drugiej sali pracuje system warty kilkaset, jeśli nie kilka milionów złotych, dwudrożne głośniki podstawkowe za niecałe piętnaście tysięcy to istna budżetówka, sprzęt za grosze. Gdybyśmy urządzili konkurs w stylu youtube'owych wyzwań i poprosili dowolną napotkaną na korytarzu osobę, aby zwiedziła stadion i zrobiła zdjęcie każdego kabla wartego więcej niż monitory Lindemanna, myślę, że w ciągu godziny otrzymalibyśmy ich grubo ponad sto. Z pewnością w takiej galerii znalazłyby się przewody głośnikowe, sygnałowe, zasilające, a nawet kable LAN i USB. Mimo to zdaniem wielu audiofilów to właśnie w pokoju, którego gwiazdą były Move, można było usłyszeć dźwięk kwalifikujący się do pierwszej dziesiątki na stadionie, a może nawet na całej wystawie. Ja oczywiście również do tego pokoju wstąpiłem, jednak w tym roku nawet nie robiłem notatek, starając się nie angażować w odsłuch całego swojego aparatu analitycznego, bo zwyczajnie nie ma to sensu. Na tego typu imprezach jest zbyt wiele zmiennych. Dobry dźwięk doceniam zawsze, ale wiem, że może on być zasługą miliona rzeczy, z których najważniejsze jest szczęście. Do systemu, do akustyki, a nawet do muzyki czy wejścia do danego pomieszczenia w odpowiednim momencie. Słysząc tyle pozytywnych opinii, postanowiłem sprawdzić niemieckie paczki w kontrolowanych warunkach. Tutaj to ja kontroluję skład toru, ustawienie kolumn i odtwarzany materiał, a nawet inne, pozornie nieistotne drobiazgi.

Szybko okazało się jednak, że zwiedzający Audio Video Show mieli całkowitą rację. Lindemanny grają obszernym, majestatycznym dźwiękiem, którego głównymi atutami są potężny, mięsisty i sprężysty bas, ponadprzeciętna przejrzystość i zbudowana z iście amerykańskim rozmachem scena stereofoniczna. Wszystko to zostało ze sobą połączone tak, abyśmy nie mogli narzekać na zbytnie odstępstwa od neutralności czy sztuczki typowe dla sprzętu z niższej półki. Od razu słychać, że liniowość, przezroczystość i uniwersalność nie były dla niemieckich inżynierów najważniejsze. Brzmienie opisywanych monitorów jest na tyle równe i prawidłowe, że nikt nie powinien ich od razu skreślić, ale aby w ogóle zacząć się nad tym zastanawiać, musielibyśmy zignorować inne atrakcje, a to jest po prostu niewykonalne, bo jest ich w opór i każda z nich potrafi skutecznie przyciągnąć naszą uwagę. Move starają się nie przekraczać granic dobrego smaku i jeżeli nie dosuniemy ich do samej ściany, na pewno nas nie ugryzą. Możemy za to być pewni, że już podczas pierwszych minut odsłuchu odkryjemy w ich brzmieniu tyle ciekawych elementów, tyle audiofilskich smaczków, że gdyby przyszło nam liczyć je na palcach, musielibyśmy zdjąć skarpetki i nauczyć się wykorzystywać do tych złożonych, matematycznych operacji również te u nóg.

Co płyta, to jakieś charakterystyczne motywy i pierwiastki, w które chcemy wsłuchiwać się po kilka razy. Co zmiana muzycznego klimatu, to znów niemieckie zestawy wyskakują z czymś, na czym warto zawiesić ucho. Przeniesienie ich z biurka na komodę w innym pokoju, z komody na podstawki, zmiana wzmacniacza, źródła, kabli głośnikowych - na każdy nasz ruch Lindemanny reagują niczym dziecko, które wygrzebując spod choinki jeden prezent, dowiaduje się, że znajduje się tam jeszcze jeden, i kolejny, i kolejny. Kiedy zastąpiłem Yamahę R-N1000A, którą planowałem wykorzystać tylko do szybkiej rozgrzewki, Unisonem Triode 25, Move zaczęły grać tak, jakby były zamknięte w kartonie pięć lat i przez ten cały czas marzyły o tym, aby wreszcie móc zaśpiewać pełnym głosem. Jeżeli macie psa, na pewno wiecie, co się dzieje, gdy mówicie "spacer", zakładacie buty, bierzecie do ręki smycz albo ulubioną zabawkę swojego pupila. Tak właśnie można się poczuć, słuchając opisywanych głośników. Lindemanny nie robią podchodów, nie każą nam czekać, aż będą miały dobry dzień ani odkrywać swoich atutów godzina po godzinie. One grają dla nas, tu i teraz, jakby wiedziały, że są do tego stworzone i czerpały z tego niesamowitą radość. Nic dziwnego, że po pewnym czasie ten nastrój udziela się również nam. Choćby za oknem było szaro, mokro, ciemno i zimno, choćbyśmy byli zmęczeni pracą i codziennymi obowiązkami, siadamy, włączamy muzykę i po chwili na naszej gębie pojawia się szeroki uśmiech.

No dobra, ale na czym dokładnie to polega? Już tłumaczę, choć nie będzie łatwo, bo większość zestawów głośnikowych może pochwalić się jedną, dwoma, maksymalnie trzema cechami charakterystycznymi. W przypadku opisywanych ostatnio podłogówek Bowers & Wilkins 704 S3 będzie to z pewnością neutralność, Revival Audio Atalante 5 odznaczają się namacalną średnicą i ciekawym basem, Triangle Magellan Cello 40th - dynamiką, przejrzystością i szybkością, Spendory Classic 2/3 - barwą, mięsistym basem i muzykalnością. Wiem, że jest to straszne spłycanie tematu, ale gdyby tak przepuścić recenzje wyżej wymienionych modeli przez filtr upraszczający i robić to dotąd, aż zostaną pojedyncze słowa, właśnie tak by to wyglądało. W przypadku Lindemannów byłoby to bardzo trudne, bo sam nie wiem, od czego zacząć, który z ich atutów jest ważniejszy. A żeby było ciekawiej, w trakcie odsłuchu moje obserwacje jeszcze ewoluowały. W zasadzie do ostatniego dnia Move fundowały mi mnóstwo atrakcji, zaskakując mnie kolejnymi interesującymi drobiazgami. Dobrze, że nie mam w zwyczaju wymieniać utworów, które odtwarzałem podczas testu, wskazując, że w którejś tam minucie, po gitarowej solówce, pojawia się... Ech, na pewno wiecie, co mam na myśli. Tutaj musiałbym przygotować całą playlistę, sporządzić mapę najciekawszych momentów, a to przecież bez sensu, bo każdy i tak zrobi to po swojemu, sięgając po muzykę, którą zna i kocha. Czegokolwiek byście nie słuchali i ile razy, z użyciem ilu różnych urządzeń byście już tych nagrań nie analizowali, gwarantuję, że z testowanymi monitorami będziecie chcieli odkryć je na nowo.

Spróbujmy zatem wymienić obszary, w których dzieje się najwięcej. Pierwszym będzie z całą pewnością bas. Najwyraźniej nie bez powodu firmowym emblematem Lindemanna jest klucz basowy. Przyrównywanie niemieckich monitorów do zestawów podłogowych jest całkowicie zrozumiałe, ale tylko pod warunkiem, że mamy na myśli duże kolumny potrafiące wygenerować naprawdę głęboki i gęsty bas, a nie cherlawe, dwudrożne modele wolnostojące z 13-cm wooferami. Move potrafią huknąć, ale wcale nie to wydaje mi się w nich najważniejsze. Monitory obdarzone potężnym basem z reguły kojarzą nam się bowiem z buczeniem, podbarwieniem i łomotem, a tu - przy zachowaniu odrobiny zdrowego rozsądku w kwestii ustawienia (mam tu na myśli przede wszystkim odległość od tylnej ściany) - niczego podobnego nie powinniśmy usłyszeć. Niskich tonów jest stosunkowo dużo, w ich środkowym zakresie można zaobserwować całkiem przyjemne pogrubienie, jest nawet lekko bass-refleksowa maniera, ale wszystko to zostało zestrojone z takim wyczuciem, że dźwięk się nie snuje, nie rozlewa po podłodze, a już na pewno nie dudni. Nawet jeśli mamy lekką awersję do podbitego basu, po kilku minutach powinniśmy się jej wyzbyć. Zaczynamy ufać Lindemannom, że nie przesadzą. Że mimo tego koncertowego usposobienia niskich tonów wszystko będzie w porządku. Okej, wzorem neutralności to te głośniki nie są, ale głębia, wypełnienie, mięsistość i to, jak te niskie tony pulsują, swingują, jaką bazę tworzą dla reszty - cudo. Co ciekawe, ze względu na ten niezwykle kaloryczny bas Lindemannów można słuchać cicho. Zwracam na to uwagę, bo często słucham muzyki podczas pracy i wtedy nie daję gazu do dechy. Wiele kolumn po zejściu poniżej pewnego poziomu głośności trochę, ehm, obumiera. Bas staje się osłabiony albo wyłącza się całkowicie. Rozdzielczość też cierpi. Niby coś gra, ale zupełnie nie tak, jak przy poważnym, głośniejszym odsłuchu. A tutaj prawie nie ma różnicy. Poziom decybeli jest naszym wyborem. Jakość i kompletność dźwięku - zasługą Lindemannów.

Wydanie werdyktu, przyznanie niemieckim monitorom punktów, umieszczenie ich w jakimś konkretnym miejscu na skali od zera do nieskończoności jest trudniejsze niż zwykle, ponieważ ten dźwięk jest tak charakterystyczny, że ostateczny rezultat wybitnie mocno zależy od okoliczności - nagrania, sprzętu towarzyszącego i specyfiki pokoju odsłuchowego. W niesprzyjających warunkach dojdziemy do wniosku, że Lindemanny grają dziwnie - coś w sobie mają, ale to coś akurat u nas nie działa tak, jak powinno. Jeżeli jednak trafimy w dziesiątkę, niemieckie monitory zawstydzą kolumny droższe o co najmniej jedno zero.

Z pozostałych aspektów prezentacji wyróżniają się - dobrze, wiem, że to zabrzmi tak, jakbym po kolei wymieniał wszystkie, jakie jestem w stanie nazwać słowami, ale nic na to nie poradzę - dynamika, przejrzystość, stereofonia, namacalność średnich tonów, szybkość (bas w tej dziedzinie nie przoduje, ale też nie zostaje daleko w tyle, natomiast średnica i góra śmigają aż miło), a także coś, co naprawdę ciężko ubrać w słowa - wrażenie, że między muzyką a nami opadła gruba kotara, zniknęła mgła, zmniejszył się dystans. Czy wynika to z braku klasycznej zwrotnicy? A może z zastosowania głośnika szerokopasmowego ze wspomaganiem w postaci tweetera AMT, z nieprzeciętnie wysoką częstotliwością podziału? Nie wiem, czy powinienem się nad tym zastanawiać. Aby nikt nie czepiał się, że zbyt krótko słuchałem, za to stanowczo za długo wpatrywałem się w opisy techniczne i materiały producenta, przyjmijmy po prostu, że z czegoś tam się ten niezwykły dźwięk bierze i już, temat zamknięty. Zastanawiacie się pewnie, czy Move mają nam do zaoferowania coś poza oryginalnym podejściem do muzyki i kilkoma wybijającymi się na pierwszy plan atutami. Otóż mają, ponieważ kiedy przedzieramy się przez całą tę stertę atrakcji, możemy zapomnieć o próbie oceny brzmienia w kategoriach jakościowych, a kiedy to zrobimy, dojdziemy do wniosku, że jest naprawdę dobrze. Wydanie werdyktu, przyznanie niemieckim monitorom punktów, umieszczenie ich w jakimś konkretnym miejscu na skali od zera do nieskończoności jest trudniejsze niż zwykle, ponieważ ten dźwięk jest tak charakterystyczny, że ostateczny rezultat wybitnie mocno zależy od okoliczności - nagrania, sprzętu towarzyszącego i specyfiki pokoju odsłuchowego. W niesprzyjających warunkach dojdziemy do wniosku, że Lindemanny grają dziwnie - coś w sobie mają, ale to coś akurat u nas nie działa tak, jak powinno. Jeżeli jednak trafimy w dziesiątkę, niemieckie monitory zawstydzą kolumny droższe o co najmniej jedno zero. Dokładnie tak, jak miało to miejsce na Audio Video Show.

O wiele ważniejsze wydaje mi się pytanie, czy audiofile rozglądający się za monitorami z tej półki cenowej będą skłonni pójść w taki hardcore, odpuścić sobie pogoń za neutralnością, przezroczystością i uniwersalnością, odłożyć na bok koncepcję hi-fi i świadomie wybrać sprzęt hi-fun. Ostatnio wielu producentów wyskakiwało z takimi odważnymi propozycjami i nie wiem, czy im się to opłaciło. Oznacza to bowiem wyłamanie się z pewnych schematów, pójście pod prąd i porzucenie fantazji o tym, że za akceptowalne pieniądze można kupić kolumny, które potrafią wszystko, sprawdzają się w każdej sytuacji i każdej muzyce, a do tego będą umiały nas czymś zachwycić. Niemcy z takiej koncepcji jawnie się śmieją. Brzmieniem swoich monitorów wyraźnie dają nam do zrozumienia, że ich zdaniem trzeba na coś postawić, za czymś się opowiedzieć. A oni opowiadają się za tym, aby odsłuch sprawiał nam frajdę, był niezapomnianym przeżyciem. A że bas czasami trochę się zagalopuje? Że wysokie tony zakłują w uszy, gdy perkusista zacznie testować wytrzymałość swoich talerzy? Że nie wszystko będzie gładkie, kulturalne i przewidywalne? Takie jest życie, taki jest świat, a przynajmniej ten, który widzimy, gdy przestaniemy scrollować feed na Instagramie. Jeżeli podczas odsłuchów czujecie się, jakbyście przeglądali te wymuskane zdjęcia i wyreżyserowane filmiki, chcielibyście tchnąć w muzykę więcej życia, poczuć się mniej jak na obiedzie u przyszłych teściów, a bardziej jak na wakacyjnym festiwalu rockowym, koniecznie umówcie się na odsłuch Lindemannów.

Lindemann Move

Budowa i parametry

Lindemann Move to podstawkowe kolumny głośnikowe o dość nieszablonowej konstrukcji. Zastosowano w nich przetwornik szerokopasmowy pracujący bez zwrotnicy, który w zakresie wysokich tonów wsparty jest głośnikiem AMT podłączonym przez tylko jeden kondensator. Firma twierdzi, że dzięki temu uzyskano brzmienie, które łączy najlepsze cechy konstrukcji szerokopasmowych i wielodrożnych. Przetwornik z 11-cm membraną ze stopu magnezu w kolorze miedzianym odtwarza pasmo od 40 Hz aż do 9 kHz. Niemcy postanowili go zmodyfikować, przyklejając do nakładki przeciwpyłowej maleńki krążek z korka. Reprodukcję basu wspiera zamontowany na tylnej ściance bass-refleks, natomiast wysokie tony są domeną tweetera AMT, który poszerza zakres odtwarzanych częstotliwości do 36 kHz. Producent twierdzi, że takie rozwiązanie daje wszystkie zalety przetwornika szerokopasmowego, ze spójnością czasową na czele, a jednocześnie pozbawione jest jego wad. Warto zaznaczyć, że przetwornik szerokopasmowy w Lindemann Move połączony jest bezpośrednio ze wzmacniaczem, bez żadnej zwrotnicy. Dodatkowo dzięki specjalnej konstrukcji tego przetwornika wyeliminowano problemy z rezonansami, jakie zazwyczaj trapią tego typu głośniki na skraju ich pasma przenoszenia. Nie jest to jednak zasługa niemieckiej firmy, ponieważ omawiany przetwornik to Markaudio Alpair 11 MS. Oprócz ciekawej membrany (dostępna jest również wersja w kolorze szarym, więc niemieccy projektanci mogli zdecydować się na wariant bezpieczniejszy, ale po tym, co usłyszałem, jakoś nie dziwi mnie, że wybrali ten bardziej ekstrawagancki) zastosowano w nim polimerowy kosz, odwrócony resor o długim skoku i duży magnes ferrytowy. Na temat tweetera AMT (Air Motion Transformer) nie dowiedziałem się zbyt wiele, ponieważ nie znalazłem na nim żadnych oznaczeń. Wiadomo natomiast, że jednostka ta posiada najprostszą i zdaniem Lindemanna najlepszą w takiej koncepcji zwrotnicę z możliwych, bo podłączona jest przez jeden kondensator. I to nie byle jaki, ponieważ jest to Jantzen Audio Alumen Z-Cap. O ile więc projekt zwrotnicy nie pochłonął zbyt wiele czasu, o tyle po odkręceniu panelu czołowego wyraźnie widać, że Niemcy popracowali nad obudową. Zastosowano tu płyty o wysokiej gęstości, a wewnętrzne wzmocnienia wykonano z klejonej warstwowo sklejki. Kształt wewnętrznych przegród również jest dość oryginalny, a do wytłumienia użyto dwóch materiałów - arkuszy gąbki przytulonych do każdej ze ścianek oraz wełny wypełniającej pozostałą przestrzeń. Firma informuje, że obudowy zostały zaprojektowane tak, aby gromadziły jak najmniej energii i były wolne od jakichkolwiek rezonansów.

Werdykt

Jest wiele rzeczy, do których Lindemanny się nie nadają. Jeżeli lubicie po powrocie do domu zrobić sobie herbatę, zapalić świeczkę i godzinami delektować się muzyką w atmosferze błogiego spokoju, ich brzmienie prawdopodobnie odbierzecie jako zbyt angażujące, bezpośrednie i ofensywne. Jeśli lubicie przyjemne ciepło w typowo brytyjskim stylu albo wyznajecie zasadę, że każdy element toru audio powinien iść w kierunku maksymalnej neutralności i przezroczystości, aby uzyskany dźwięk był zgodny z oryginałem, wolny od podbarwień i własnych naleciałości, to również nie ten adres. Jeżeli jednak jesteście gotowi poświęcić część filozofii hi-fi, aby mocno podkręcić wskaźnik hi-fun, wyciągając z muzyki maksimum emocji, czerpiąc z odsłuchu mnóstwo radości i czekając na każdy kolejny utwór, Move zostały stworzone dokładnie w tym celu. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ od pewnego czasu na rynku brakuje tak odważnych zestawów głośnikowych, a kiedy już się pojawiają, zwykle kosztują kosztują znacznie więcej niż Lindemanny. Nie twierdzę, że jest to okazja, której nie wolno przegapić, chociażby ze względu na ich wygląd, brak luksusowych akcentów i ogólne wrażenie obcowania z czymś przypominającym bardziej aparaturę studyjną niż wymuskany sprzęt dla audiofilów, ale jeżeli szukacie monitorów o odważnym, potężnym, otwartym, przestrzennym, bezpośrednim, bezkompromisowym brzmieniu i nie dacie im szansy, popełnicie błąd.

Lindemann Move

Dane techniczne

Rodzaj kolumn: podstawkowe, 1,5-drożne, wentylowane
Efektywność: 87 dB
Impedancja: 8 Ω
Pasmo przenoszenia: 40 Hz - 36 kHz
Wymiary (W/S/G): 35/19/31,5 cm
Masa: 6,8 kg (sztuka)
Cena: 14490 zł (para)

Sprzęt do testu dostarczyła firma MIP. W artykule wykorzystano zdjęcia udostępnione przez firmę Lindemann i wykonane przez redakcję portalu StereoLife.

Równowaga tonalna
RownowagaStartRownowaga5Rownowaga6Rownowaga5Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga5Rownowaga5Rownowaga5Rownowaga4RownowagaStop

Dynamika
Poziomy7

Rozdzielczość
Poziomy8

Barwa dźwięku
Barwa4

Szybkość
Poziomy7

Spójność
Poziomy4

Muzykalność
Poziomy7

Szerokość sceny stereo
SzerokoscStereo2

Głębia sceny stereo
GlebiaStereo13

Jakość wykonania
Poziomy5

Funkcjonalność
Poziomy6

Cena
Poziomy5


Komentarze (6)

  • a.s.

    Do plumkania na pewno dobre, statywy paskudne.

    1
  • piotr

    Słuchałem na Audio Video Show. Plumkanie to raczej złe stwierdzenie. Głośniki grały jak wolnostojące paczki, a scena i bas robiły wrażenie. Dźwięk wypełniał cale pomieszczenie. Proponuję posłuchać.

    1
  • Marcin

    Dobra recenzja, zgadzam się przedmówcą. Słuchałem tego zestawu przez kilka utworów na AVS. Muzyka wydobywająca się z tych niepozornych monitorów robi duże wrażenie i pozostaje na długo w pamięci. Nie przypominam sobie żeby jakiekolwiek zestawy o podobnych gabarytach grały tak potężnym, dynamicznym, a jednocześnie detalicznym dźwiękiem. Większość odwiedzających pokój odsłuchowy myślała, że grają razem z subwooferem Heed który był z tyłu (też się dałem nabrać). Niezmiernie cieszy mnie informacja, że grają równie dobrze z innymi torami audio, bo obawiałem się że tak dobrze wypadną tylko z klockiem all-in-one od Lindemanna, do którego były podpięte, a tani nie był. Chłopaki z obsługi wspominali, że jest możliwość wypożyczenia zestawu i odsłuchu w domu. Chyba to dobry czas na ruch w tym kierunku, a gwiazdka za pasem;)

    1
  • a.s.

    Jeśli jeden głośnik gra całe pasmo uzupełnione wysokotonowym wysoko w pierwszym rzędzie (gdyby tu były pomiary, widzielibyście niezły grzebień), to świetnie zagra wokal, ale granie równoczesne basu i hi-hat-a nie zagina praw fizyki.

    0
  • Marcin

    Bez urazy, ale mam wrażenie, że albo nie byłeś na AVS albo pomyliłeś głośniki, jeśli piszesz że ten zestaw świetnie zagra tylko wokal. Na AVS sprawdzały się świetnie w różnym repertuarze, moim i nie tylko moim zdaniem "zjadały na śniadanie" zestawy wielokrotnie droższe. I nie mówię tu o przypadkowych odwiedzających, ale ludzi którzy interesują się tematem audio i niejedno w życiu słyszeli. Poza tym, co mają pomiary do odbioru finalnego muzyki? Albo coś gra dobrze i to słychać, albo gra tylko na wykresie.

    1
  • a.s.

    Jeśli głośnik szerokopasmowy uzupełniony wysokotonowym w 1. rzędzie i bass-refleksem gra tak dobrze pełne pasmo, wszyscy producenci powinni porzucić układy dwu- i tym bardziej trójdrożne. Pomiary kolumn to punkt wyjścia, dalej dopiero są odsłuchy, po których można coś korygować. Istnieją kolumny uznawane za "audiofilskie" z paskudnie nierówną charakterystyką, ale omamy dźwiękowe niektórych audiofili wybaczają niedostatki i naddatki niektórych częstotliwości.

    0

Skomentuj

Komentuj jako gość

0

Zobacz także

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

W naszym magazynie koncentrujemy się na treściach kierowanych do entuzjastów i osób żywo zainteresowanych sprzętem stereo. Niezależnie od aktualnych reguł działania internetowych wyszukiwarek czy liczby przypadkowych wizyt na danej stronie bazę czytelników stanowią ludzie dysponujący sporą wiedzą i doświadczeniem w tym temacie. Nawet oni muszą jednak dostrzegać pewną lukę w...

Liczy się muzyka, czyli o kupowaniu sprzętu audio z umiarem

Liczy się muzyka, czyli o kupowaniu sprzętu audio z umiarem

Z muzyką i sprzętem grającym jestem związany od zawsze, a wszystko za sprawą prowadzonego przez mojego ojca sklepu z płytami i komponentami stereo. Przez nasz dom przewinęły się setki wzmacniaczy, magnetofonów, odtwarzaczy CD, gramofonów, tunerów, kolumn głośnikowych, albumów, koncertów i boxów płytowych z najróżniejszych epok. Każdego dnia obcowałem z rozmaitym...

Sade - Zmysłowa królowa elegancji

Sade - Zmysłowa królowa elegancji

Wyobraźcie sobie, że siedzicie w przyciemnionym klubie jazzowym w latach czterdziestych XX wieku. Mężczyźni noszą eleganckie, dopasowane garnitury, we włosach mają brylantynę, a w dłoniach dzierżą cygara lub papierosy. Kobiety ubrane są w wytworne suknie, ich fryzury i makijaże powalają, a niektóre z nich palą papierosy w lufkach. Dym unosi...

Led Zeppelin - Gdy światem rządzili tytani

Led Zeppelin - Gdy światem rządzili tytani

No i jak tu - w kilku akapitach - opisać zespół takiego kalibru jak Led Zeppelin? Grupa, która dosłownie wstrząsnęła światem muzycznym niczym ciężkie kroki tytana z mitologii greckiej i uwiodła serca milionów słuchaczy jak nimfa leśna uwodzi maluczkich w dawnych klechdach. Pioruny perkusyjnych uderzeń sprowadzane na ten świat przez...

TIDAL rozstaje się z MQA i 360 Reality Audio. Jedni: "O, nie, moja muzyka zniknie!". Drudzy: "No i dobrze, koniec z tym oszustwem!"

TIDAL rozstaje się z MQA i 360 Reality Audio. Jedni:…

Wreszcie stało się to, co zdaniem wielu audiofilów stać się musiało, a może nawet nastąpiło to odrobinę za późno. Serwis strumieniowy TIDAL poinformował swoich użytkowników o "nadchodzących zmianach w formatach audio", a treść zamieszczonego na stronie serwisu komunikatu jest w gruncie rzeczy bardzo prosta - TIDAL "wychodzi" z formatów MQA...

Bannery dolne

Nowe testy

Poprzedni Następny
Rega Aethos

Rega Aethos

Rega to brytyjska firma, która zdobyła uznanie melomanów głównie dzięki produkcji wysokiej jakości gramofonów. Klienci czasami zapominają jednak, że jej katalog obejmuje znacznie szerszy asortyment komponentów stereo, takich jak wzmacniacze,...

JBL Spinner BT

JBL Spinner BT

Ostatnio coraz częściej słyszę wokół zrzędzenie, że wszystko wokół nas staje się coraz gorsze, że nie ma już pachnących pomidorów i prawdziwego chleba, że w telewizji puszczane są same bzdury...

Lyngdorf Cue-100

Lyngdorf Cue-100

Peter Lyngdorf jest jedną z najważniejszych postaci w świecie sprzętu audio. Przez wielu uważany jest za wizjonera, pioniera w dziedzinie wzmacniaczy impulsowych, propagatora odważnych, niecodziennych rozwiązań. Duński przedsiębiorca i konstruktor...

Komentarze

Sławomir
Odpaliłem Qobuza, posłuchałem w całości - świetne!
Alf
Większe niż cena? Marantz zaczyna śmiało dobiegać do Accuphase. Ale bardzo chętnie tego posłucham i... wrócę do SACD 30n?
Miro
Ciekawe spostrzeżenia ogólne z którymi się zgadzam. Co do tego gdzie grało i jak, to każdy ma swoje preferencje i wynikające stąd spostrzeżenia. Jako zwolennik ...
Radek
Witam, jak te kolumny wypadają w porównaniu do Dali Menuet?
leszcz
Z jednej strony kable droższe od elektroniki, z drugiej nie gorzej grające kolumny bezprzewodowe. Wybór prosty.

Płyty

Newsy

Tech Corner

Obudowy głośnikowe w praktyce - rodzaje, właściwości, brzmienie

Obudowy głośnikowe w praktyce - rodzaje, właściwości, brzmienie

Zapewne niejedno z nas próbowało kiedyś przestawiać swoje kolumny głośnikowe w różne miejsca w mieszkaniu lub domu, aby sprawdzić, gdzie będą najlepiej grały. Oczywiście ma to sens, ponieważ rozmiar, akustyka pomieszczenia czy rozstawienie kolumn względem słuchacza i ścian mają kluczowe znaczenie dla ich brzmienia. Jednak czy kiedykolwiek zastanawialiśmy się nad...

Nowości ze świata

  • In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...

  • Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...

  • Sonus Faber announced the launch of Suprema, a groundbreaking loudspeaker system rooted in luxury, unparalleled audio excellence and meticulous craftsmanship. Marking the brand's 40th anniversary, the Suprema system, featuring two main columns, two subwoofers and one electronic crossover, represents the...

Prezentacje

Sukces mierzony głośnikami - Pylon Audio

Sukces mierzony głośnikami - Pylon Audio

Polski sprzęt audio - to hasło przeciętnemu obywatelowi naszego kraju kojarzy się ze wzmacniaczami, kolumnami głośnikowymi i gramofonami sprzed kilku dekad. Większość z nas wyobraża sobie piękne wieże Unitry, Diory czy Radmora, kultowe Altusy lub gramofony takie, jak Daniel, Adam czy Bernard. Jeżeli myślicie, że to wszystko relikty minionego systemu,...

Poradniki

Listy

Galerie

Dyskografie

Callisto - Ewolucja post metalu

Callisto - Ewolucja post metalu

Skandynawia od lat słynie przede wszystkim z ekstremalnych odmian metalu, głównie z przedrostkiem "black". Jednak raz na jakiś czas trafiają...

Wywiady

Tomasz Karasiński - StereoLife

Tomasz Karasiński - StereoLife

Chcąc poznać ludzi zajmujących się sprzętem audio, związanych z tą branżą zawodowo, natkniemy się na wywiady z konstruktorami, przedsiębiorcami, sprzedawcami,...

Popularne artykuły

Vintage

Optonica RP-9100

Optonica RP-9100

Gdy na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku płyta kompaktowa rozpoczynała swój triumfalny pochód po rynku audio, wielu melomanów w pierwszej...

Słownik

Poprzedni Następny

Bi-amping

Rodzaj konfiguracji systemu audio, w której każda z kolumn napędzana jest nie jednym, ale dwoma wzmacniaczami. Aby zastosowanie tego rozwiązania było możliwe, kolumny muszą mieć dwie pary gniazd - dla...

Cytaty

OscarWilde.png

Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.