Auralic Vega S1 + PSU S1
- Kategoria: Przetworniki i streamery
- Tomasz Karasiński
Strumieniowe odtwarzacze audio to gorący towar. Chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że ponad połowa zapytań, jakie otrzymujemy od czytelników na redakcyjną skrzynkę mailową i przez różnego rodzaju komunikatory, dotyczy właśnie streamerów i urządzeń, które bezpośrednio z nimi współpracują - przetworników, zasilaczy, a nawet akcesoriów mających na przykład oczyszczać sygnał LAN. Zupełnie jakby pozostałe elementy systemu stereo były mało istotne. Zmienia się nie tylko podejście klientów, ale także sam rynek. Wystarczy wejść na stronę pierwszego lepszego sklepu internetowego, aby zdać sobie sprawę, że utytułowani producenci sprzętu hi-fi ponieśli na tym polu sromotną porażkę. Po wzmacniacz, owszem, możemy udać się do Audiolaba, Coplanda, Hegla, Fezza, Luxmana, Exposure'a, Unisona, Pathosa albo McIntosha, ale źródło wybierzemy raczej z katalogu Auralica, Lumina, Rose'a, Silent Angela albo EverSolo. Tylko kilku dużych graczy podołało temu zadaniu, wchodząc na rynek streamerów odpowiednio wcześnie i wydając potężną część swojego budżetu na opracowanie nowych urządzeń i oprogramowania. Reszta zaspała, czego musi coraz bardziej żałować, bo liczba chętnych na zakup porządnego odtwarzacza sieciowego stale rośnie. Wielu staje jednak przed standardowym problemem - jeśli źródło ma być naprawdę dobre, jeśli ma nas cieszyć zarówno brzmieniem, jak i brakiem ewidentnych niedoróbek sprzętowych i software'owych, prawdopodobnie gładko przekroczymy barierę dziesięciu, a może nawet piętnastu tysięcy złotych. Wielu melomanów obchodzi problem, zaprzęgając do pracy komputer lub decydując się na sam transport sieciowy, który następnie pracuje w połączeniu z posiadanym już przetwornikiem lub wzmacniaczem wyposażonym w wejście USB. Nie jest to złe rozwiązanie, jednak mimo wszystko fajniej byłoby mieć "prawdziwy", pełnokrwisty streamer. Gdyby tylko istniał taki, który ma wszystko, czego chcemy, ale kosztował mniej niż piętnaście, dwadzieścia, trzydzieści tysięcy złotych...
Niespodziewanie z taką propozycją wyszła firma, która produkcją przystępnych cenowo strumieniowców przestała sobie zawracać głowę już dawno temu. Na tegorocznych targach High End w Monachium Auralic zaprezentował nową serię S1, składającą się z trzech urządzeń - transportu Aries S1, strumieniującego przetwornika Vega S1 i zasilacza PSU S1. Wszystkie zauważalnie mniejsze niż standardowe klocki tej marki, za to wykonane w ten sam sposób i wykorzystujące wiele podzespołów, które dosłownie podkradziono z wyższych modeli. Platforma Tesla G3, przetwornik Fusion DAC, analogowe moduły wyjściowe Orfeo, technologia DDR, obsługa za pomocą aplikacji Lightning DS, kompatybilność z większością, jeśli nie wszystkimi istotnymi z punktu widzenia audiofila formatami i usługami, monolityczne obudowy frezowane na obrabiarkach CNC, a do tego jeszcze kilka nowości, których nie znajdziemy w żadnych innych urządzeniach Auralica. Ciekawostką jest fakt, że Aries S1 i Vega S1 mogą pracować samodzielnie, ale jeśli zechcemy ulepszyć nasze źródło, do każdego z tych klocków możemy dołożyć zewnętrzny zasilacz PSU S1. Można zatem zacząć od Vegi S1, która tak naprawdę zrobi wszystko, czego potrzebujemy, ale później dokładać do niej kolejno zasilacz, transport, a w końcu nawet drugi zasilacz, dla owego transportu. Najlepsza wiadomość dotyczy jednak cen. Aries S1 i Vega S1 kosztują tyle samo, 8995 zł, natomiast za PSU S1 zapłacimy 4495 zł. Szok i niedowierzanie. A jeszcze niedawno wydawało się, że u Auralica zabawa będzie zaczynała się od dwudziestu tysięcy złotych. Vega G2.2 kosztuje 36800 zł. Rozumiecie skalę tej przepaści? Za te pieniądze możemy kupić Ariesa S1, Vegę S1 i dwa zasilacze PSU S1, a i tak w kieszeni zostanie nam prawie dziewięć tysięcy "peelenów". Skąd taki nagły zwrot, ukłon w kierunku mniej zamożnych klientów? Cytując klasyka, nie wiem, choć się domyślam.
Wygląd i funkcjonalność
Kiedy otrzymałem informację prasową o nowych urządzeniach Auralica, pomyślałem, że gdzieś musi kryć się haczyk. W opisach i na zdjęciach wszystko może wyglądać sensownie, ale gdyby to była prawda, a już w szczególności gdyby klocki z serii S1 grały tak samo lub niewiele gorzej niż na przykład te z serii G1 i G1.1, nie mówiąc już o "dwójkach", dotychczasowi klienci mogliby poczuć się zrobieni w bambuko. Aby usprawiedliwić taki krok, producenci elektroniki audio najczęściej mówią, że tańsze urządzenia mimo wszystko nie są takie same, nie oferują wielu funkcji, które znajdziemy w wyższych seriach, a niższe ceny spowodowane są tym, że tanieją podzespoły, technologia powoli się starzeje, a mniejsze obudowy to mniej użytego materiału, krótszy czas pracy obrabiarek, niższa masa brutto, a więc i niższe koszty transportu, bla, bla, bla... Z tego, co się orientuję, Auralic nie zajął w tej sprawie oficjalnego stanowiska. Seria S1 po prostu pojawiła się na rynku, a jej pokrewieństwo z wyższymi modelami jest dość oczywiste. Na miejscu świeżo upieczonych właścicieli Vegi G2.2 trochę bym się zdenerwował, ale z drugiej strony nie wierzę, by chcieli oni zamienić się na nowe "jedynki", nawet gdyby mieli taką możliwość. To jednak dwa różne światy. W porównaniu do strumieniującego przetwornika, będącego głównym bohaterem naszego testu, Vega G1 i Vega G2.2 jawią się jednak jako wyjątkowo bogato wyposażone streamery, a oprócz tego posiadacze flagowego modelu mogą dokupić do niego transport Aries G2.2, generator zegara Leo GX.1 oraz procesor upsamplingowy Sirius G2.1, budując ekstremalnie hi-endowe źródło. Tu aż tak rozkosznie nie jest, ale cena na poziomie 8995 zł oznacza, że na Vegę S1 będzie mogło sobie pozwolić wielu audiofilów, którzy wcześniej nawet nie brali odtwarzaczy Auralica pod uwagę.
TEST: Auralic Vega G2.2
Jeżeli podejrzewaliście, że urządzenia z serii S1 będą pod jakimś względem gorsze od droższych, "pełnowymiarowych" modeli, spieszę donieść, że nic na to nie wskazuje. Naturalnie, wszystko jest ciut mniejsze, ale dostajemy takie same opakowania wypełnione taką samą, ciemnoszarą pianką, takie same, aluminiowe, niezwykle sztywne obudowy, a przede wszystkim tę samą precyzję wykonania. Co tu dużo mówić, Vega S1 i PSU S1 na pierwszy rzut oka mają wszystko, z czego słynie sprzęt tej marki. Nie widać tu żadnych śladów oszczędności. Jeśli chodzi o akcesoria, producent nas nie rozpieszcza. W zestawie z Vegą S1 otrzymujemy tylko standardowy kabel zasilający i instrukcję obsługi, a w pudełku z zasilaczem PSU S1 znajdziemy jeszcze jeden przewód - HDMI. Co? Ano tak, ponieważ z jakichś względów Auralic postanowił wykorzystać właśnie takie złącze jako magistralę zasilającą. Uważam, że jest to dość dziwne, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że niektórzy użytkownicy chętnie zobaczyliby na tylnym panelu Vegi S1 drugie gniazdo HDMI, służące jako wejście cyfrowe. Kiedyś to było nie do pomyślenia, ale dziś telewizor jest w wielu systemach pełnoprawnym źródłem, a wielu melomanów wykorzystuje swój system hi-fi również do nagłośnienia wieczornych projekcji filmowych. Na szczęście do dyspozycji mamy także dwa wejścia optyczne, jedno koaksjalne, USB typu B, a także kolejne, tym razem szerokie gniazdo USB do podłączenia dysku z plikami. Sygnał analogowy można odebrać za pomocą gniazd RCA lub XLR, a więc pełen wypas. Co ważne, Vega S1 nie ma łączności Wi-Fi, więc do poprawnego działania, przynajmniej z wykorzystaniem modułu strumieniowego, potrzebuje kabla LAN. Nawet jeśli dla kogoś jest to problem, producent radzi go obejść albo poprowadzić przewód jak należy, twierdząc, że wysiłek nam się opłaci. Szczerze mówiąc, zupełnie mnie to nie dziwi. Ile urządzeń w naszych domach korzysta z łączności Wi-Fi? Ile dostępnych sieci widzimy w swoim najbliższym otoczeniu? Nawet jeżeli nie zaobserwowaliśmy problemów z przerywaniem odtwarzania, połączenie przewodowe zapewnia najlepsze rezultaty.
Pod względem budowy wewnętrznej i obsługi Vega S1 idzie w ślady swojego starszego rodzeństwa. Jej sercem jest technologia Fusion DAC, która polega na autorskim systemie aplikacji układu konwertera cyfrowo-analogowego w taki sposób, że wykorzystywana jest tylko jego kluczowa część. Dodatkowo Vega S1 posiada w pełni analogową regulację głośności, która - producent nawet nie próbuje ukryć tego faktu - pochodzi z flagowego przetwornika Vega G2.2. Zastosowanie toru analogowego opartego o autorskie moduły Orfeo ma zapewniać pełne, dynamicznie i precyzyjne brzmienie. Wydawało mi się, że czego jak czego, ale takich podzespołów firma do swoich tańszych urządzeń nie wsadzi, ale najwyraźniej nie doceniłem zaciekłości, z jaką Auralic zamierza walczyć o względy klientów, dla których kupno streamera za 8000-9000 zł jeszcze wchodzi w grę, ale przekroczenie tej granicy jest bardzo, bardzo trudne (patrząc na wzrost cen absolutnie wszystkiego, nie ma się czemu dziwić). Firma twierdzi, że lubi rywalizować sama ze sobą, co pod wieloma względami brzmi dobrze, ale tam, gdzie jest zwycięzca, zwykle jest także pokonany. Ta rola prawdopodobnie przypadnie teraz w udziale komponentom z serii G1.1, które przez nowe "jedynki" mogą zostać dosłownie skanibalizowane. A trochę szkoda by było, gdyby zostały wycofane, bo Vega G1.1, oprócz kilku innych drobiazgów, ma na przykład dwa wyjścia słuchawkowe i duże pokrętło do regulacji głośności obsługi pokładowego menu. Tymczasem do Vegi S1 nauszników w żaden sposób nie podłączymy, a obsługa odbywa się za pomocą przycisków umieszczonych na górnym panelu. Nie jest to najbardziej intuicyjne rozwiązanie. Warto w tym miejscu dodać, że Vega S1 nie ma dotykowego ekranu, a choć niemal cały front urządzenia to jedna, lustrzana płyta, wyświetlacz stanowi tylko jej część, co w porównaniu z niektórymi rywalami (w szczególności mam tu na myśli klocki Rose'a) delikatnie zalatuje minioną dekadą. Na szczęście do dyspozycji mamy też aplikację Lightning DS, która może nie jest najpiękniejsza, przynajmniej jak na dzisiejsze standardy, ale działa szybko i stabilnie. Niestety dostępna jest tylko wersja na urządzenia z systemem iOS. Posiadaczom smartfonów i tabletów z Androidem pozostaje skorzystać z innych apek, co swoją drogą też nie jest takie złe.
Głównym zadaniem firmowej aplikacji jest integrowanie treści z platform strumieniowych z plikami udostępnionymi w lokalnej sieci lub zapisanymi na podłączonym do odtwarzacza dysku. Obecnie jednak coraz ważniejsza staje się kompatybilność sprzętu z usługami takimi jak TIDAL Connect, Spotify Connect czy Roon, a także możliwość połączenia się bezpośrednio ze źródłem - czy będzie to telefon, czy laptop - na przykład przez Apple AirPlay. Vega S1 wszystko to ma, aczkolwiek podczas sesji zdjęciowej nie mogłem jeszcze połączyć się ani z TIDAL-em, ani z Roonem. Ten pierwszy niedługo później "załapał", że w sieci pojawiło się nowe urządzenie, natomiast na słuchanie muzyki z Roona było za wcześnie. Aplikacja poinformowała mnie, że Vega S1 nie uzyskała jeszcze właściwego certyfikatu. Myślę, że już niebawem się to zmieni, jednak w trakcie testu musiałem sobie tę przyjemność odpuścić. Szkoda, bo korzystam z tego oprogramowania tak namiętnie, że już zapomniałem, jak to jest odtwarzać pliki z wykorzystaniem aplikacji Lightning DS, i to mimo że na co dzień używam Vegi G1. Należy jednak pamiętać, że Roon jest stosunkowo drogim oprogramowaniem, które szczególnie dobrze sprawdza się, gdy mamy w domu wiele urządzeń odtwarzających muzykę z sieci albo, podobnie jak ja podczas testów, często wprowadzamy zmiany. Wówczas wystarczy dodać nowy streamer do listy i po chwili można już przystąpić do odsłuchu, korzystając z tych samych zasobów, playlist i ustawień. Auralic współpracuje z Roonem od dawna, więc nie jest zaskoczeniem, że jego nowe odtwarzacze również zostaną dopuszczone do tego uniwersum, jednak jeżeli ktoś ma jeden system hi-fi i korzysta z jednego serwisu strumieniowego, od czasu do czasu wykorzystując też pliki z komputera lub dysku, TIDAL Connect i Lightning DS załatwią mu temat kompleksowo.
Tu właśnie dochodzimy do czegoś, o czym wiele osób na etapie wyboru sprzętu zapomina - istotne jest nie tylko to, co dostajemy w momencie zakupu, ale również to, jak producent podchodzi do kwestii aktualizacji i rozwiązywania ewentualnych problemów software'owych. A jeśli chodzi o Auralica, muszę przyznać, że nie ma na co narzekać. Czasami czytam, a nawet słyszę z pierwszej ręki, jakie ludzie mają problemy ze swoimi streamerami - a to, że coś się wiesza, a znowu że czegoś nie czyta albo jakaś funkcja kiedyś działała, a nagle działać przestaje - i zastanawiam się, co oni, za przeproszeniem, gówno kupili, że muszą się zajmować takimi rzeczami. Vega G1 niczego takiego nie robi. Mam ten streamer już kilka ładnych lat (jeśli dobrze liczę, to prawie pięć) i to, co działało od początku, działa również teraz, a czasami dostaję też nowe funkcje (na tej zasadzie pewnego dnia zyskałem możliwość odtwarzania muzyki przez TIDAL Connect). A jak to kiedyś obóz zwolenników płyt kompaktowych przewidywał, że zakup streamera to wyrzucanie pieniędzy w błoto, bo po dwóch latach takie źródło będzie nadawało się do wyrzucenia... Jak widać, przyszłość nie musi być taka okropna. Trzeba tylko dokonać właściwego wyboru i nie dać się skusić na odtwarzacz, który jest od Vegi S1 tańszy o 1500-2000 zł, ale potrafi się całkowicie zawiesić, gdy poprosimy go, aby wyświetlał nie tylko tytuły utworów, ale także okładki albumów (to również historia z pierwszej ręki, którą pewien znajomy podzielił się ze mną nie dalej jak miesiąc temu).
upełną nowością w modelu Vega S1 jest funkcja Tone Mode, która pozwala na dostrojenie charakteru brzmienia poprzez regulację poziomu... zniekształceń harmonicznych. Producent informuje, że technologia ta bazuje na psychologii słuchu i została opracowana tak, aby wynieść brzmienie na jeszcze wyższy poziom.Linia S1 oparta jest na najnowszej platformie Tesla G3, a co za tym idzie, posiada wszystkie dobrodziejstwa nowych technologii, które Auralic opracował dla swoich flagowych urządzeń. Mowa tutaj o technologii DMA (Direct Memory Access), DDR (Direct Digital Recording) czy zaawansowanej izolacji galwanicznej pomiędzy poszczególnymi sekcjami urządzenia. Dodatkowo mamy zegary Femto 60s dbające o niski poziom zniekształceń typu jitter. Zupełną nowością w modelu Vega S1 jest funkcja Tone Mode, która pozwala na dostrojenie charakteru brzmienia poprzez regulację poziomu... zniekształceń harmonicznych. Producent informuje, że technologia ta bazuje na psychologii słuchu i została opracowana tak, aby wynieść brzmienie na jeszcze wyższy poziom. Niektórym wydaje się to dziwne, ale ja słyszę o tym już któryś raz i jestem przekonany, że tylko część producentów elektroniki ma odwagę przyznać się do stosowania takich zagrywek, a część robi to od dawna, nic nikomu nie mówiąc. Jest to również dowód na to, że pogoń za parametrami nie prowadzi do niczego, przynajmniej po osiągnięciu pewnego poziomu. No bo serio, usłyszycie różnicę w odstępie sygnału od szumu między 105 a 115 dB? Jesteście w stanie wyłapać, gdy zniekształcenia wprowadzane przez wzmacniacz urosną z 0,005 do 0,01%? Odpowiedź wydaje się oczywista. Liczą się za to inne rzeczy, o których rzadko kiedy się mówi. Przykładowo, kiedyś producenci wzmacniaczy uwielbiali chwalić się wysokim współczynnikiem tłumienia, a dziś nawet niektórzy sprzedawcy na takie hasło robią wielkie oczy i zaczynają sprawdzać w wyszukiwarce, co ten termin oznacza. Jeśli zaś chodzi o zniekształcenia, owszem, teoretycznie są one niepożądane, jednak kluczowa nie jest ich ilość, lecz charakter. W dużym uproszczeniu, parzyste harmoniczne sprawiają, że odbieramy dźwięk jako ciepły i spójny, natomiast nieparzyste wywołują efekt odwrotny - brzmienie jest wówczas nieprzyjemne, ostre, techniczne i, jak to się przyjęło mówić w audiofilskim środowisku, tranzystorowe. Sztuczne "wzbogacanie" dźwięku o parzyste harmoniczne jest podobno całkiem popularne we wzmacniaczach pracujących w klasie D. Pewien konstruktor tłumaczył mi nawet, że bez tego rozwiązania dźwięk takich układów jest owszem imponujący, ale na dłuższą metę trudny do zniesienia. Teraz Auralic wprowadził coś podobnego w swoich nowych streamerach i jestem bardzo ciekawy, jakie będą tego efekty. Jeżeli jednak ktoś się zniekształceniami brzydzi, może wybrać inne ustawienie. W zakładce "Tone Mode" mamy dwie opcje - "Clear" (dźwięk neutralny) i "Mellow" (dźwięk cieplejszy), a tuż obok są jeszcze cztery ustawienia filtra cyfrowego - "Precise", "Dynamic", "Balance" i "Smooth". Otrzymujemy zatem spory arsenał gadżetów, które umożliwią nam dostrojenie brzmienia do naszych preferencji i posiadanego systemu.
Kiedy jednak wyczerpiemy te możliwości, pozostaje skorzystać z zewnętrznego zasilacza PSU S1. Urządzenie ma takie wymiary jak Vega S1, jednak w odróżnieniu od streamera, gdzie pewne podzespoły z oczywistych względów nie mogą zajmować zbyt wiele miejsca, tutaj całą przestrzeń można było poświęcić na transformatory, kondensatory, prostowniki i inne cuda, które - co warto podkreślić - są źródłem zakłóceń. Nie dość zatem, że serce Vegi dostaje w ten sposób więcej czystego prądu, to jeszcze może pracować w bardziej komfortowych warunkach. Wielu audiofilów odkryło już, że inwestycja w zewnętrzny zasilacz naprawdę się opłaca, więc cieszę się, że Auralic też na to wpadł, a posiadacze Vegi i Ariesa S1 nie będą musieli przeszukiwać sklepów internetowych, sprawdzać parametrów i zastanawiać się, czy urządzenie wyglądające jak prostownik do akumulatora rzeczywiście pomoże im wynieść brzmienie na wyższy poziom, czy raczej na dzień dobry spali streamer. PSU S1 jest pod tym względem bezproblemowy. Wystarczy przełożyć kabel zasilający z Vegi S1 do PSU S1, połączyć oba klocki dołączonym do zestawu kablem HDMI, następnie włączyć zasilacz i upgrade zakończony. Koniecznie trzeba tu jednak zwrócić uwagę na dwa drobiazgi, o których łatwo w takiej sytuacji zapomnieć. Po pierwsze, jeśli zdecydujemy się skorzystać z zasilacza, streamer musi zostać odłączony od prądu. Innymi słowy, to nie jest tak, że pokładowy zasilacz Vegi S1 wciąż coś tam robi, a PSU S1 tylko zapewnia mu wsparcie. PSU S1 przejmuje jego zadania całkowicie, a jednoczesne podłączenie kabli sieciowych i włączenie obu urządzeń może się skończyć źle. Po drugie, producent kategorycznie zabrania również podłączania kabla USB "w locie". Mało tego. Po wyłączeniu Vegi S1, należy odczekać 30 sekund zanim zaczniemy karmić ją prądem z zewnętrznego zasilacza. "Wymiana kabla HDMI podczas pracy spowoduje nieodwracalne uszkodzenie zasilacza, co zmusi wewnętrzny mikrokomputer do zabezpieczenia go przed dalszą pracą." - napisano w dokumencie, który dostałem od dystrybutora na maila. A więc nie ma żartów. Tylko dlaczego musiałem tej informacji szukać? Producent powinien chyba pomyśleć o dołączeniu do zasilacza bardzo, ale to bardzo czytelnej instrukcji, w której wszelkie wątpliwości zostaną wyjaśnione. Może to być nawet kartka przyklejona do gniazda HDMI, z wielkim, czerwonym wykrzyknikiem. Grunt, żeby dotarło. Inaczej prędzej czy później zadziała prawo Murphy'ego.
Brzmienie
Aby dalsza część tej opowieści miała sens dla tych, którzy nie czytają wszystkich moich testów, musimy zacząć od streamera, którego używam na co dzień. Vega G1 stała się nie tylko podstawowym źródłem odniesienia, z którego korzystam podczas pracy, ale również pierwszym urządzeniem, na bazie którego postanowiłem zbudować system do słuchania muzyki dla przyjemności. Część recenzentów stawia między tymi dwoma obszarami grubą kreskę, bo to, co podoba im się prywatnie, nie gwarantuje wystarczającej neutralności i przejrzystości, by na podstawie odsłuchu w tej konkretnej konfiguracji wydawać opinie na temat testowanych klocków, kolumn i kabli. Idealnego sprzętu rzecz jasna nie ma, ale czasami nie mogę wyjść z podziwu, jakiego sprzętu niektórzy używają w swojej pracy, opisując wrażenia odsłuchowe z dużą pewnością siebie, zupełnie jakby ten efekt miał się powtórzyć wszędzie i za każdym razem. A przecież powszechnie wiadomo, że użyte przez nich zestawy głośnikowe grają bardzo charakterystycznie, nietypowo, mają dziwny bas i są niesłychanie wrażliwe na ustawienie. Przeprowadzając testy na lampie 300B w układzie SET, również trzeba mieć świadomość, że taki wzmacniacz ma swoje humory i preferencje. Chcąc tego uniknąć, od dawna stawiam na sprzęt, który owszem, z jakiegoś powodu mi się podoba, ale pozostaje poprawny, uniwersalny i elastyczny.
TECH CORNER: Roon - Nowa jakość streamingu
Vega G1 doskonale wpisuje się w ten schemat. Ma w sobie odrobinę ciepła i analogowej płynności, ale przede wszystkim gra równo, naturalnie, czysto i dynamicznie, co czyni z niej niesłychanie wszechstronne i godne zaufania źródło. Co ciekawe, kiedy opublikowałem jej test, wydawało mi się, że warto szukać dalej, że przy odrobinie szczęścia znajdę coś lepszego. Nie udało mi się. Może miałem za mało samozaparcia albo zbyt słabo znam rynek sprzętu audio. Jeśli jednak przyjmiemy taką wersję, to przynajmniej nie jestem sam, ponieważ na wielu wystawach streamery Auralica wykorzystywane są w tylu pokojach, że firma mogłaby nie mieć własnego stoiska. Większość producentów elektroniki nie ma takich urządzeń w swojej ofercie, ale chce się pokazać z jak najlepszej strony, sięgając po sprawdzone, pewne źródło, które nie będzie odciągało uwagi od ich wzmacniaczy i kolumn, ale swoje zrobi. A z tego właśnie znane są klocki tej marki i dokładnie tak działa u mnie Vega G1. Nie domaga się uwagi, nie zawraca mi głowy co drugi dzień, aktualizuje się praktycznie bez mojej wiedzy, a gra tak dobrze, że nawet przesiadka na G2.2 nie była dla mnie wystarczająco kusząca. To świetne źródło, ale mając "jedynkę", nie widziałem i nie słyszałem wystarczająco dobrych argumentów, by dopłacić drugie tyle.
Po kilku minutach odsłuchu Vegi S1 z zasilaczem PSU S1 doszedłem do wniosku, że producent zastosował tu ten sam mechanizm. Dźwięk odrobinę zmienił się w stosunku do Vegi G1, ale czy była to różnica jakościowa? Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się. Nowe klocki zagrały ciut chłodniej, wokale nie były tak bliskie i organiczne, a scena stereofoniczna trochę się spłaszczyła, jednak wszystkie te cechy podlegają subiektywnej ocenie słuchacza. To, czy komuś bardziej spodoba się obiektywizm Vegi S1, czy naturalne brzmienie doprawione odrobiną lampowego ciepła, z jakiego znana jest Vega G1, zależy od konkretnej sytuacji i nie powinno wpływać na ocenę żadnego z tych urządzeń w kategoriach gorsze-lepsze. Kluczowy jest natomiast fakt, że w kategoriach ogólnych owa różnica charakterów to drobiazg, stanowiący może 5-10% całości. Reszta to wszystko, czego po strumieniowcu Auralica można było się spodziewać - dobrze zrównoważony, czytelny, zdecydowany, doskonale poukładany, zdrowy i spójny dźwięk, w którym nie ma dziur, błędów, ani nawet drobnych niedociągnięć. Po raz kolejny otrzymujemy zatem niesłychanie wszechstronne, uniwersalne źródło, które nie strzela fochów, lubi się z każdą muzyką i na bazie którego można zbudować taki system, jaki tylko sobie wymarzymy. Możemy pójść w stronę neutralności, postawić na bezkompromisową przejrzystość albo stworzyć zestawienie omijające pewne zasady w imię muzykalności, definiowanej tak, jak nam się podoba. Zaczynając od takiego źródła jak Vega S1, nie zamykamy sobie żadnej z tych ścieżek. A co do wspomnianego wyżej ochłodzenia w stosunku do Vegi G1...
Sytuacja zmieniła się w momencie, gdy po dwóch dniach odsłuchu postanowiłem pobawić się ustawieniami i w zakładce "Tone Mode" zmieniłem tryb "Clear" na "Mellow". Równowaga tonalna nie uległa zmianie, dynamika i przejrzystość również, ale pod wieloma innymi względami charakter prezentacji mocno zbliżył się do tego, co znam właśnie z Vegi G1. Dźwięk nabrał przyjemnego ciepła i odrobinę się uspokoił, wygładził, jakby ktoś powiedział streamerowi, że może delikatnie zwolnić, rozluźnić mięśnie i grać dla czystej frajdy, bo nikt z niczego nie będzie go rozliczał. Uderzenia niskich tonów stały się bardziej kaloryczne. Odniosłem wrażenie, że Vega S1 potrafi przyłożyć nawet mocniej niż jej starsza, droższa siostra. Zmieniła się nawet organizacja przestrzeni. Scena stereofoniczna była może ciut węższa, za to wreszcie pojawiło się więcej głębi z pięknym, czarnym tłem. Wokaliści zaczęli odważniej wychodzić do przodu, co niezwykle mi się spodobało. Możliwe, że gdybym używał wzmacniacza lampowego połączonego z brytyjskimi monitorami, po kilku minutach wróciłbym do trybu "Clear", jednak w żadnym z dwóch systemów, w których testowałem Vegę S1, nie widziałem takiej potrzeby. Jestem pewien, że dla wielu audiofilów tryb "Mellow" będzie prawdziwym odkryciem, gadżetem zmieniającym zasady gry. Całe szczęście, że Auralic z tymi zniekształceniami nie przesadził. Dźwięk nie zmienia się w swoją własną karykaturę. Odtwarzacz nie stara się grać bardziej lampowo niż najcieplejsze z lamp. Jeżeli jednak po odsłuchu na fabrycznych ustawieniach dojdziecie do wniosku, że wszystko fajnie, ale przydałaby się jeszcze odrobina łagodności, swobody, takiego typowo analogowego klimatu, to tryb "Mellow" właśnie tę drobną lukę uzupełni. Co do ustawień filtra cyfrowego, nie zaobserwowałem tu aż tak istotnych różnic i większość testu przeprowadziłem na trybie "Precise", a kilka razy zmieniłem go na "Dynamic". Bez względu na to, jaką konfigurację uznamy za optymalną, ważne, że mamy wybór. Co więcej, żaden z dostępnych trybów nie jest głupi, bezsensowny i zaprojektowany tylko po to, abyśmy posłuchali dziesięć sekund i zapomnieli, że coś takiego istnieje. Aha - podobnie jak inne Vegi, opisywany streamer ma świetną regulację głośności. Dla niektórych będzie to tylko mały bonus, inni natomiast (mam tu na myśli przede wszystkim tych, którzy zasadniczo nie korzystają z innych źródeł) zaczną się zastanawiać nad sensem stosowania drugiego przedwzmacniacza (prawdopodobnie będzie to ten w integrze). Jeżeli macie taką możliwość, podłączcie Vegę S1 do bezpośredniego wejścia do końcówki mocy i sprawdźcie, co przyniesie taka zmiana. Gwarantuję, że warto spróbować.
Uprzedzam tych, którzy myślą, że taki luksus nie jest im potrzebny, że kupując sam streamer można uznać sprawę za zamkniętą i nigdy do niej nie wracać. Jeśli będziecie opierać się przed wypożyczeniem zasilacza, nie będziecie ze sobą do końca szczerzy. Biorąc Vegę S1, trzeba się liczyć z tym, że PSU S1 prędzej czy później do niej dołączy.Zapytacie pewnie, gdzie jest łyżka dziegciu w tej beczce miodu. Otóż jest, a o jej istnieniu dowiedziałem się pod koniec testu. Odsłuchy przeprowadziłem bowiem z zasilaczem, bo wiedziałem, że po piętnastu minutach i tak będzie mnie kusiło, by z niego skorzystać. Vega S1 od samego początku pracowała więc w towarzystwie PSU S1, a rozłączenia obu tych elementów i sprawdzenia, jak streamer radzi sobie samodzielnie, podjąłem się dopiero ostatniego dnia. Jak mogę to napisać, żeby nikomu nie sprawić przykrości... Jasne, dramatu nie było, ale każdy aspekt prezentacji, może poza ogólnym poczuciem zrównoważenia, pełni i naturalności przekazu, mocno na tym posunięciu stracił. Najbardziej ucierpiały dynamika, przejrzystość, stereofonia i bas. O ile wcześniej zastanawiałem się, czy w niektórych obszarach Vega S1 nie jest przypadkiem odrobinę lepsza od Vegi G1, o tyle bez zasilacza nie miałem już żadnych wątpliwości, że starsza siostra Vegi S1 nie dałaby sobie w takim starciu dmuchać w kaszę. Nie ukrywam, że wynik tego eksperymentu zmienia optykę patrzenia na serię S1. Okazuje się, że owszem, możemy uzyskać dźwięk tak samo dobry jak z Vegi G1, której katalogowa cena wynosi 16999 zł, ale tylko jeśli od razu weźmiemy zasilacz, a więc zapłacimy 13490, a nie 8995 zł. Wciąż korzystnie, ale nie aż tak, jak niektórym pierwotnie się wydawało. Plus jest taki, że operację można rozłożyć na raty - kupić Vegę S1, cieszyć się nią, odkrywać wszystkie jej funkcje, a kiedy zechcemy zrobić kolejny krok, zamówić zasilacz i zacząć całą zabawę od nowa. Uprzedzam jednak tych, którzy myślą, że taki luksus nie jest im potrzebny, że kupując sam streamer można uznać sprawę za zamkniętą i nigdy do niej nie wracać. Jeśli będziecie opierać się przed wypożyczeniem zasilacza, nie będziecie ze sobą do końca szczerzy. Biorąc Vegę S1, trzeba się liczyć z tym, że PSU S1 prędzej czy później do niej dołączy. Może od razu, może za trzy miesiące, a może za rok, ale tam, gdzie priorytetem jest jakość dźwięku, to się musi zdarzyć.
Budowa i parametry
Auralic Vega S1 to odtwarzacz sieciowy, który dziedziczy kilka rozwiązań zastosowanych wcześniej w hi-endowym modelu Vega G2.2. U jego podstaw leży opatentowany przetwornik Fusion DAC, który integruje najlepsze elementy dyskretnej drabinki i konstrukcji Delta-Sigma. Technologia ta polega na zmodyfikowaniu wysokowydajnego chipa DAC producenta poprzez pominięcie większości jego funkcji. Zamiast tego Auralic wykorzystuje własne technologie rekonstrukcji zegara, filtra cyfrowego i oversamplingu, zapewniając, że tylko precyzyjna sieć przełączająca wewnątrz DAC-a jest wykorzystywana do końcowego etapu konwersji cyfrowo-analogowej. Regulacją poziomu sygnału wyjściowego zajmuje się analogowy potencjometr. Producent twierdzi, że w przeciwieństwie do cyfrowej regulacji głośności, która dokładnie redukuje poziom sygnału, ale nie eliminuje szumów tła, analogowa regulacja głośności w formie drabinki rezystorowej zmniejsza zarówno poziom sygnału, jak i poziom szumów, zachowując przy tym zakres dynamiczny systemu. Potencjometr nie zużywa energii i nie emituje zakłóceń EMI, gdy jest nieaktywny, zapewniając kontrolę bez szumów i zniekształceń. Dzięki pracującym w klasie A modułom wyjściowym Ofreo wyjście zbalansowane może obsługiwać obciążenia znacznie poniżej 600 omów przy minimalnym spadku wydajności. Co ciekawe, poziom sygnału na wyjściu może wynieść nawet 6 V i to niezależnie od tego, czy mówimy o gniazdach RCA, czy XLR. Z tego powodu Vega S1 może grać zauważalnie głośniej niż inne źródła. Na szczęście użytkownicy mają możliwość zmniejszenia poziomu wyjściowego do 2 V i wyłączenia funkcji przedwzmacniacza, co pozwala na bezproblemową integrację z zewnętrznymi przedwzmacniaczami. Oprócz tego Vega S1 zawiera funkcje bezpośredniego zapisu danych (Direct Data Recording - DDR), izolację galwaniczną, analogową kontrolę głośności oraz analogowy przedwzmacniacz wywodzące się z topowego modelu. Mózgiem urządzenia jest oczywiście zbudowana w oparciu o czterordzeniową, 64-bitową architekturę platforma przesyłania strumieniowego Tesla G3. Zapewnia ona ośmiokrotnie większą moc obliczeniową niż jej poprzednia generacja. Auralic twierdzi, że wyposażona w 2 GB pamięci systemowej DDR4 Tesla G3 może poradzić sobie nawet z najbardziej wymagającymi zadaniami. Jednym z najciekawszych rozwiązań jest system DDR, który rejestruje dane audio - zarówno te z sieci, jak i podawane na wejście USB - bezpośrednio w pamięci platformy Tesla G3 w formacie binarnym, a następnie przetwarza je i wysyła do przetwornika cyfrowo-analogowego wspartego podwójnym zegarem femto 60 fs (jeden obsługuje częstotliwości próbkowania 44,1 kHz i jej wielokrotności, a drugi - 48 kHz i jej wielokrotności). Dzięki temu Vega S1 ma być odporna na zniekształcenia i jitter sygnału wejściowego.
Auralic PSU S1 to zewnętrzny zasilacz, który omija zasilanie urządzeń Aries S1 i Vega S1, podwajając dostępną moc dla zwiększonej wydajności. Z dwoma dedykowanymi transformatorami i obwodami zasilania o niskim poziomie hałasu Purer-Power zasilacz ten ma zapewniać całkowitą izolację galwaniczną między obwodem przetwarzania Tesla G3 a obwodami audio. Producent twierdzi, że taka separacja eliminuje zakłócenia i minimalizuje hałas, co przekłada się na wyższą wydajność dźwiękową. Jak przeczytamy w firmowych materiałach, dedykowany dla serii Auralic S1 zasilacz został zaprojektowany z myślą o osiągnięciu maksymalnej jakości dźwięku poprzez eliminację wszelkich zakłóceń i hałasów. "Wysoka jakość komponentów i staranne wykonanie sprawiają, że PSU S1 to niezbędny dodatek dla każdego melomana pragnącego osiągnąć doskonały dźwięk." - informuje Auralic. Z parametrów zasilacza podawane są tylko wymiary i masa. Nie ma się czemu dziwić, ponieważ urządzenie to zostało zaprojektowane tak, że użytkownik poza prawidłowym podłączeniem kabli nie ma tu nic do zrobienia, a zastosowanie złącza HDMI w roli interfejsu między PSU S1 a odtwarzaczem sprawia, że wykorzystanie go w roli upgrade'u dla jakiegokolwiek innego urządzenia będzie raczej trudne.
Werdykt
Wprowadzając na rynek swoje najnowsze urządzenia, Auralic wykonał bardzo dziwny ruch. Technologia żywcem skopiowana z topowej serii G2.2, te same możliwości software'owe, mniejsze, ale równie solidne obudowy, ciut słabsze wyposażenie, ale z możliwością zakupu zewnętrznego zasilacza, a do tego niedostępna wcześniej opcja Tone Mode i ceny, jakich nikt po tej marce się nie spodziewał - wszystko to tworzy mieszankę, która pachnie prowokacją, nieśmiesznym primaaprilisowym żartem. Ale nie, oni naprawdę to zrobili, a Vega S1 i PSU S1 zagrały razem tak wybornie, że przez chwilę bałem się, czy powrót do Vegi G1 nie będzie przypadkiem krokiem w tył. Oj, będzie z tego awantura, bo zanim klocki z serii S1 trafią pod strzechy, wielu audiofilów będzie pluć sobie w brodę. Posiadacze Vegi G2.2 zaczną pytać, dlaczego zapłacili za swój streamer 36800 zł, skoro teraz można dostać coś bardzo, bardzo podobnego za 8995 zł. Równie niezadowoleni mogą być ci, którzy myśleli, że ceny odtwarzaczy Auralica będą tylko rosły, w związku z czym kupili jeden z bardziej przystępnych modeli Lumina, Silent Angela, FiiO, Cocktail Audio, SOtM-a albo EverSolo. Wiedząc, co czai się za rogiem, wielu na pewno dołożyłoby do Auralica, bo z całym szacunkiem dla konkurencji, jest to jednak sprzęt innej klasy, co i widać, i słychać. Nie zdziwię się więc, jeśli na początku swojej rynkowej kariery seria S1 spotka się przede wszystkim z hejtem. Nie wypada mi jednak krytykować testowanego sprzętu za to, że jest zbyt tani, a do tego w zbyt małym stopniu różni się od hi-endowych kuzynów, na bazie których go zbudowano. To byłoby nieodpowiedzialne i niewychowawcze. Pozostaje mi zatem tylko zaapelować do Auralica, aby szedł tą ścieżką dalej, a do innych producentów, aby brali z niego przykład. Może nie warto tracić nadziei? A nuż pewnego dnia rynek sprzętu hi-fi znów będzie wyglądał normalnie...
Dane techniczne
Auralic Vega S1
Wejścia cyfrowe: 1 x USB B, 1 x USB A, 1 x LAN, 1 x koaksjalne, 2 x optyczne
Wyjścia analogowe: RCA, XLR
Odtwarzane formaty: AIFF, ALAC, APE, DIFF, DSF, FLAC, OGG, WAV, WV, AAC, MP3 i WMA
Maksymalna jakość sygnału: PCM 32 bit/384 kHz, DSD512
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (+/- 0,1 dB)
Zniekształcenia: <0,00015%
Zegar: Podwójny zegar Femto 60 fs
Wymiary (W/S/G): 8,5/20,7/29 cm
Masa: 4 kg
Cena: 8995 zł
Auralic PSU S1
Wyjście: HDMI
Wymiary (W/S/G): 8,5/20,7/29 cm
Masa: 3,7 kg
Cena: 4495 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku (tryb "Clear")
Barwa dźwięku (tryb "Mellow")
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Garfield
Może coś mi umknęło, ale nie widzę w artykule żadnej wzmianki o tym, że firmowa aplikacja działa tylko na platformie firmy Apple. Ja to wiem i większość czytelników pewnie też, ale jeśli ktoś początkujący zajrzy tu po poradę, po zakupie może się zdziwić.
0 Lubię -
stereolife
@Garfield - Faktycznie, dziękujemy za komentarz. Dopisaliśmy tę informację do testu. Jak przystało na użytkowników sprzętu Apple'a, często zapominamy, że istnieją inne platformy:-)
0 Lubię -
-
a.s.
Jeśli się pisze o cyfrowej regulacji głośności, trzeba napisać, że cyfrowy regulator głośności z dostępem do wewnętrznej ścieżki danych przetwornika cyfrowo-analogowego będzie zachowywał się tak samo jak analogowy, dopóki nie osiągnie poziomu szumów komponentów analogowych przetwornika cyfrowo-analogowego, czyli sygnał słabnie i szum również słabnie, dopóki nie zostanie osiągnięty poziom szumów przetwornika cyfrowo-analogowego. Wyjątkowo dobrze zaprojektowane analogowe regulatory głośności mogą nadal pokonać nawet najlepsze wewnętrzne cyfrowe regulatory głośności, jeśli mają niższy poziom szumów niż sam przetwornik cyfrowo-analogowy, -135 dB przetwornika cyfrowo-analogowego ESS Sabre potrzebowałby wyjątkowo niskoszumowej analogowej regulacji głośności, aby pokonać swoją wewnętrzną cyfrową.
0 Lubię -
stereolife
@Andrzej - Obiektywnie zabrakło niewiele, ale nie chodzi nawet o samo urządzenie. Otrzymaliśmy ostatnio wiele wiadomości i komentarzy, że nadużywamy pojęcia "hi-end", bo ceny sprzętu wyraźnie się zmieniły i teraz prawdziwy hi-end to coś zupełnie innego niż kiedyś. Niestety jest w tym wiele prawdy, dlatego postanowiliśmy ostrożniej operować tym "znaczkiem".
0 Lubię -
Jacek
Nie bardzo rozumiem tę serię i koncepcję. Nie można było upakować tego zestawu w jedno urządzenie? Cena takiego urządzenia oscylowałaby gdzieś w granicach 12000 zł, co i tak dałoby mniej niż cena Altaira G1.1, który jakoś obecnie nie ma sensu bytu... Niby fajny pomysł - wyjście do tych, co nie chcą wydawać absurdalnych kwot na streamer, ale co w tym momencie z już istniejącymi urządzeniami? Firma chyba sama nie ma na to pomysłu...
1 Lubię -
Przemek
I teraz wpadłem w galimatias bo już miałem w zamyśle zakupić używanego Auralica Altair G1, ale usłyszałem, że podobno te modele z około 2019 roku już niedługo stracą wsparcie w aktualizacjach. Pytanie więc czy Vega S1 za 5-8 lat też nie straci i tak w koło... I tak myślę czy zainwestować w ten komplet S1 i mieć wszystko nowe na gwarancji, ale za ponad 12000 z rabatami powiedzmy, czy za 5500 mieć używanego 3-letniego Auralica G1 i nie przejmować się aktualizacjami (pytanie czy nawet jeśli już ich by nie było to nagle TIDAL przestanie działać czy po prostu będzie cały czas funkcjonował tylko na poziomie ostatniej wersji aktualizacyjnej i tyle?).
0 Lubię
Komentarze (7)