Rotel RA-6000 + DT-6000
- Kategoria: Systemy stereo
- Tomasz Karasiński
Kolekcjonowanie sprzętu audio jest niezwykle rzadkim zjawiskiem. Nie mam tu na myśli rozbudowywania jednego lub nawet kilku systemów stereo, ale coś wykraczającego poza ten schemat - kupowanie urządzeń hi-fi tylko dlatego, że są wyjątkowe albo pasują do tych, które już udało nam się zebrać. Znam ludzi posiadających kilkanaście modeli słuchawek, jeden z moich znajomych uzbierał kilkadziesiąt przenośnych odtwarzacze kaset, niektórzy mają całe poddasze zawalone vintage'owymi klockami, z których większość to graty kupione nieraz za kilkadziesiąt złotych, ale żeby zamawiać nowy sprzęt w celu powiększenia swojej kolekcji i okazjonalnego podłączania go do odsłuchu? To się raczej nie zdarza. Mimo to specjalne, limitowane, jubileuszowe produkty nie są niczym niezwykłym. Dlaczego? Trudno uwierzyć, żeby cały ten sprzęt był wytwarzany wyłącznie dla prywatnych kolekcjonerów, garstki szczęśliwców, którym nie kończy się ani złoto, ani miejsce w pałacu, który wybrali sobie na lokalizację swojego "muzeum". Bardziej prawdopodobne wydają się trzy inne wytłumaczenia. Pierwsze - kiedy producent chce zrobić prezent swoim największym fanom. Sprzęt nie jest rzecz jasna rozdawany za darmo, ale bywa tak wyjątkowy, że audiofile z łezką w oku wspominają go jeszcze wiele lat później. Drugie - kiedy specjalna edycja niewiele różni się od pierwowzoru, ale jeśli jest tylko nieznacznie droższa, klienci chętnie decydują się na wersję z podpisem założyciela firmy. I wreszcie trzecie - kiedy specjalne wersje są czymś w rodzaju dobrego, pozytywnego oszustwa. Nagle w katalogu pojawiają się na przykład słuchawki, które wyglądają jak model ze średniej półki, ale mają przetworniki po chamsku podwędzone z flagowca kosztującego kilkanaście tysięcy złotych. Takie "prezenty" podobają mi się najbardziej, bo nie dość, że łamią pewien schemat, to jeszcze korzystają na nich wyłącznie zapaleńcy. Nie są to ludzie, których "muzyczna pasja" kończy się na tym, że mają pieniądze na hi-endowy system wniesiony, podłączony i ustawiony przez fachowców, ale doświadczeni melomani, którzy doskonale wiedzą, co w trawie piszczy. Wiele wskazuje na to, że kolejnym przykładem takiego audiofilskiego janosikowania jest diamentowy system Rotela - wzmacniacz zintegrowany RA-6000 i odtwarzacz płyt kompaktowych DT-6000.
Gdybym miał zgadywać, który producent wytnie nam taki sympatyczny numer, raczej nie wytypowałbym Rotela. Jest to bowiem jeden z bardziej konserwatywnych graczy, a zarazem jedna z firm, których katalog niemal w całości składa się z bardzo przyzwoitych, rozsądnie wycenionych komponentów hi-fi. Zakładka z urządzeniami wielokanałowymi zawiera w tym momencie tylko dwie końcówki mocy - RMB-1555 i RMB-1585. Gdyby nie modele zbudowane z myślą o instalacjach multiroom, temat byłby praktycznie zamknięty. Co więcej, największymi hitami tej marki są wzmacniacze i źródła z niskiej i średniej półki. Podczas gdy wielu producentów systematycznie podnosiło poprzeczkę, Rotel wciąż proponuje nam takie cuda jak chociażby A11 Tribute i CD11 Tribute, czyli system ulepszony przez nieodżałowanego Kena Ishiwatę. Obecnie ten zestaw - wzmacniacz o mocy 50 W na kanał i odtwarzacz płyt kompaktowych - kosztuje tylko 4198 zł, czyli tyle samo, co iPhone 14 w najbiedniejszej specyfikacji.
Patrząc na to, co dzieje się na rynku, audiofile powinni ubóstwiać Rotela, pisać do niego listy dziękczynne, całować po rękach kurierów przyjeżdżających z dostawami do magazynu dystrybutora, ale ta polityka najwyraźniej zaczęła być dla firmy obciążeniem. Chciałoby się przecież ukroić sobie kawałek hi-endowego tortu, jednak skoro marka kojarzy się z niedrogimi, rozsądnymi klockami, misja ta wydaje się skazana na porażkę. Wskrzeszono więc zapomnianą nazwę Michi, która - jak napisano w komunikacie prasowym - w latach dziewięćdziesiątych XX wieku stanowiła synonim najwyższej jakości dźwięku, doskonałego wykonania i uniwersalnego wzornictwa. Integra S5, przedwzmacniacz P5 i końcówka mocy M8 prezentowały się doprawdy wspaniale, a i ceny nie były tak kosmiczne, jak mogłoby się wydawać. Niedługo potem w katalogu pojawiły się kolejne dwa wzmacniacze stereo - X3 i X5. Oba piękne, minimalistyczne, ale duże i bogato wyposażone, z imponującą sekcją cyfrową. Pierwszy oferował 350 W na kanał przy 4 Ω i 200 W przy 8 Ω, a drugi odpowiednio 600 i 350 W na kanał. Obecnie klocki Michi oferowane są w ulepszonej wersji Series 2, jednak jeszcze zanim je wprowadzono, światło dzienne ujrzały dwa hi-endowe urządzenia Rotela. W ten sposób firma postanowiła uczcić swoje sześćdziesiąte urodziny.
Odtwarzacz DT-6000 nie jest kopią żadnego "miśka", ponieważ w serii Michi nigdy nie było ani jednego źródła - kompaktu, streamera, przetwornika, a już tym bardziej gramofonu - za to jeśli powiecie mi, że RA-6000 nie jest klonem integry X3, to znajdę świstaka, który zawijał czekoladę w te sreberka i zapytam go, jakie jest jego zdanie na ten temat. Takie same parametry, ta sama moc wyjściowa, ten sam zestaw gniazd na tylnym panelu (dla niepoznaki sekcje analogową i cyfrową zamieniono miejscami), ale tutaj mamy rzecz jasna typowe dla Rotela wzornictwo i znacznie przyjemniejszą cenę. Michi X3 S2 kosztuje 32999 zł, natomiast Rotel RA-6000 oficjalnie został wyceniony na 21399 zł, a obecnie jest oferowany w promocyjnej cenie 14999 zł. Jeżeli naszym głównym źródłem wciąż jest odtwarzacz CD, to DT-6000 dostaniemy za 7999 zł. Budżetówka to nie jest, ale jeśli faktycznie mamy do czynienia z przepakowanymi klockami Michi za mniej niż połowę ceny, to takie świętowanie diamentowej rocznicy już mi się podoba.
Wygląd i funkcjonalność
Jeśli wciąż zastanawiacie się, po co robić takie numery, odpowiadam - dla pieniędzy. No ale zaraz, po co sprzedawać ten sam sprzęt taniej, jeśli można sprzedać go drożej? Być może niektórych to zaskoczy, ale elektronika za dziesiątki tysięcy złotych nie znika ze sklepowych półek jak cukier w sezonie na domowe przetwory owocowe. Ilekroć wrzucamy newsy o kosmicznie drogim sprzęcie lub kablach w cenie samochodu, pojawiają się komentarze w stylu "zawsze znajdzie się bogaty łoś, który to kupi". Po pierwsze może wcale nie łoś, a po drugie okej, może się znajdzie, ale czy wybierze akurat ten model, a nie produkt konkurencji? Tutaj zaczynają się schody i każda firma próbująca wyważyć drzwi do świata hi-endu musi się z nimi zmierzyć. Elektronika może być nawet najlepsza na świecie i audiofile na pewno się na nim poznają, ale aby się utrzymać, trzeba mieć sprzedaż, a tej nie robi się wyłącznie dźwiękiem i opowieściami o złotych kondensatorach, ale marką, wyglądem, luksusem, parametrami, a przede wszystkim skojarzeniami. Spora część zamożnych klientów nie ma czasu na odsłuchy i nie będzie sobie zawracać głowy dobieraniem kolumn do wzmacniacza. Po pierwsze ma to za nich zrobić sprzedawca, często w porozumieniu z projektantem wnętrz, a po drugie to, jakie urządzenia ostatecznie zostaną wybrane, w dużej mierze zależy od pewnych haseł, które zrozumie każdy. Sprzęt, który było widać w luksusowym apartamencie w serialu "Mr. Robot". Kolumny, których używają Lenny Kravitz, Sting, David Gilmour, Joe Satriani i Diana Krall. To jest gra w odruchy i emocje, w pewne konotacje i opowieści, które można streścić w jednym zdaniu. Ani Michi, ani Rotel takich historii na koncie nie mają. Niejeden zamożny klient prędzej wyda pieniądze na gorszy wzmacniacz McIntosha niż lepszy wzmacniacz jakiejkolwiek innej marki, bo na McIntoshu jest jak byk napisane "McIntosh", a na Rotelu, Luxmanie, Heglu, Pathosie czy Passie napisu "McIntosh" nie ma. Nie unika jednak wątpliwości, że Rotel w serię Michi sporo zainwestował. Te klocki wyglądają cudownie. Z zewnątrz, z tyłu i w środku. Wyglądają bardziej jak sprzęt Classé niż podrasowane komponenty macierzystej firmy. Jeżeli nie sprzedają się tak dobrze, jak oczekiwano, być może postanowiono wykorzystać ich bebechy i wprowadzić je na rynek w innej formie - może ciut brzydszej, ale za to znacznie tańszej. To oczywiście tylko moja teoria.
TEST: Rotel A11 Tribute
W praktyce wygląda to tak, że w charakterystycznych dla Rotela opakowaniach, z obrazkową instrukcją obsługi w formie wielkiego plakatu (swoją drogą, to bardzo dobry pomysł - jeszcze zanim dostaniemy się do właściwej zawartości, możemy zapoznać się z jej funkcjami i położyć sobie gdzieś ową instrukcję jako ściągawkę) dostajemy dwa urządzenia, które na tle regularnej oferty Rotela prezentują się jak rasowy motocykl w salonie z elektrycznymi rowerami. RA-6000 to prawdziwy potwór. Waży prawie dwadzieścia kilogramów, a ponieważ za znaczą część tej masy odpowiada transformator toroidalny umieszczony za wyświetlaczem, piecyk stoi na pięciu nogach. Jeśli chodzi o wzornictwo, to poza metalowymi narożnikami w formie pionowych radiatorów nie widzę tu nic ciekawego. Ot, sprzęt jak sprzęt - jakieś gniazda, przyciski, duże pokrętło, no ujdzie, ale wielkiej finezji tu nie ma. Można nawet powiedzieć, że RA-6000 wygląda jak wypasiony amplituner, a DT-6000 jak luksusowy odtwarzacz DVD. Do naszej redakcji dostarczono system w kolorze srebrnym, ale na szczęście nie jest to jedyna dostępna opcja. Gdybym miał wybierać, z pewnością zdecydowałbym się na wersję czarną, która prezentuje się bardziej profesjonalnie.
Spójrzmy zatem na to, czym chwali się producent. Komponenty audio z serii Diamond mają zapewniać wysokiej jakości brzmienie, które zdaniem firmy uzyskano przez połączenie układów inspirowanych referencyjnymi urządzeniami Michi oraz podzespołów wykonywanych na zamówienie, co ma wynosić modele DT-6000 i RA-6000 na szczyt aktualnej oferty Rotela. Wyraźnie widać zatem, że nikt nie wypiera się konotacji, o których pisałem wyżej, nie wskazując jednak konkretnego modelu (choć nie trzeba być geniuszem, żeby porównać parametry i zdjęcia tylnych ścianek, dochodząc do podobnych wniosków). RA-6000 to stereofoniczny wzmacniacz zintegrowany z certyfikatem Roon Tested i wbudowanym 32-bitowym przetwornikiem firmy Texas Instruments. Różnorodność dostępnych złączy pozwala na obsługę zarówno nowoczesnych cyfrowych, jak i klasycznych analogowych urządzeń źródłowych. Oprócz złącza PC-USB z obsługą standardu MQA, na tylnym panelu wzmacniacza dostępne są 3 złącza optyczne i 3 koaksjalne, a także analogowe wejścia audio XLR i 2 x RCA, w tym wejście gramofonowe. Urządzenie jest też wyposażone w Bluetooth z obsługą kodeka aptX HD. Moc wyjściowa wynosi 200 W na kanał przy 8 Ω i 350 W na kanał przy 4 Ω, co sprawia, że opisywana integra powinna poradzić sobie z większością dostępnych na rynku kolumn, nawet tych uchodzących za trudne do wysterowania.
Komponenty audio z serii Diamond mają zapewniać wysokiej jakości brzmienie, które zdaniem firmy uzyskano przez połączenie układów inspirowanych referencyjnymi urządzeniami Michi oraz podzespołów wykonywanych na zamówienie, co ma wynosić modele DT-6000 i RA-6000 na szczyt aktualnej oferty Rotela.Jeśli chodzi o odtwarzacz DT-6000, producent z jakiegoś powodu twierdzi, że jest to w istocie zaawansowany przetwornik C/A zintegrowany z napędem optycznym. W informacji prasowej napisano, że na uwagę zasługuje zróżnicowana paleta połączeń dostępnych na tylnym panelu urządzenia. Są to złącze PC-USB z obsługą MQA i DSD 4X (DSD 256), a także cyfrowe wejścia audio optyczne i koaksjalne z obsługą plików LPCM w jakości 24 bit/192 kHz. Wyjścia audio obejmują analogowe pary złącz XLR i RCA. Model DT-6000 można zintegrować z popularnymi systemami sterowania za pośrednictwem portu RS-232. Brzmi nowocześnie, prawda? Teoretycznie tak, ale w praktyce mamy do czynienia z porządnym odtwarzaczem CD, którego DAC-a można po prostu wykorzystać w połączeniu z zewnętrznym źródłem, takim jak transport sieciowy, komputer czy telewizor. Nie sądzę, aby ktokolwiek wykorzystał więcej niż jedno wejście cyfrowe - USB-B, optyczne lub koaksjalne. Cała ta otoczka jest moim zdaniem zupełnie niepotrzebna, bo jeśli ktoś jest zainteresowany srebrnymi krążkami, nie będą go interesowały żadne dodatkowe gniazda. O wiele większymi plusami będą dla takich osób tradycyjny napęd z tacką (amatorzy płyt kompaktowych z jakiegoś powodu nienawidzą konstrukcji szczelinowych), wyjście zbalansowane czy tradycyjny pilot zdalnego sterowania z podświetlanymi przyciskami. Bardziej postępowi melomani od razu zorientują się natomiast, że opowiadanie o przetworniku nie rozwiązuje problemu, jakim jest brak dopasowanego do RA-6000 streamera. A skoro przetwornik mamy już na pokładzie wzmacniacza, DT-6000 w gruncie rzeczy nie jest nam potrzebny. Jego istnienie ucieszy wyłącznie posiadaczy dużych kolekcji płyt kompaktowych, którzy w dalszym ciągu nie mają najmniejszego zamiaru przesiąść się na streaming. Ci, którzy dawno już to zrobili, prawdopodobnie oleją DT-6000, wybierając coś w rodzaju Silent Angela M1T albo Auralica Aries G1.1.
Z minusów mogę przyczepić się tylko do trzech drobiazgów. Pierwszym jest mechaniczny włącznik umieszczony z przodu. Guzik jak guzik, jednak podczas testu kilka razy zdarzyło mi się wywalić bezpiecznik, czego normalnie spodziewałbym się tylko podczas testowania wyjątkowo prądożernej końcówki mocy lub integry ważącej nie 20, ale 40 kg. Po pewnym czasie RA-6000 sam przełącza się w tryb czuwania, ale żeby go z niego wybudzić, trzeba kombinować. O wiele lepszym rozwiązaniem byłoby przeniesienie głównego włącznika na tylną ściankę i zamiana przycisku z przodu na standby. Drugim minusem jest brak bolca uziemiającego w gnieździe zasilającym. W wielu japońskich urządzeniach jest to standard, ale to nie oznacza, że musi mi się to podobać. Trzeci minus dotyczy zarówno wzmacniacza, jak i odtwarzacza. Rotel chwali się certyfikatem Roon Tested, z tym, że może to być mylące. Patrząc na ten znaczek, niektórzy pomyślą, że zarówno integra, jak i cedek mogą pełnić rolę streamera, a to błąd. Roon Tested to nie jest to samo, co Roon Ready. Certyfikat dotyczy bowiem tylko gniazda USB i jest to coś w rodzaju potwierdzenia, że jeśli podłączymy do tego wejścia transport kompatybilny z Roonem, to Roon będzie działał prawidłowo. A to trochę tak, jakbym ja chwalił się gotowością do rozegrania meczu w barwach Manchesteru City, bo gdyby tak wzięli mnie na bramkę i grali z, nie wiem, Koroną Kielce, to może jakoś ustałbym te dziewięćdziesiąt minut i żadnej z drużyn nie zrobiłoby to większej różnicy.
Brzmienie
Na pierwszy ogień poszedł wzmacniacz, który z oczywistych względów wydaje mi się w tym zestawieniu urządzeniem ważniejszym i bardziej atrakcyjnym. Mając na uwadze jego wysoką moc, spodziewałem się brzmienia dynamicznego, szybkiego, zdecydowanego i naładowanego pozytywną energią. Nie pomyliłem się, ale zanim wrócimy do tego tematu (a obiecuję, że tak się stanie), muszę przerwać swoją własną opowieść i skupić się na zupełnie innym aspekcie prezentacji, którym RA-6000 całkowicie mnie rozłożył i oczarował. Tym czymś jest przestrzeń. Żeby było ciekawiej, za każdym razem po włączeniu opisywanego piecyka musiałem poczekać przynajmniej kilkanaście minut, aby móc podziwiać ją w pełnej krasie. Przed osiągnięciem właściwej temperatury Rotel grał plamami. Było już wiadomo, że scena stereofoniczna będzie obszerna, niezwykle szeroka, zbudowana z iście amerykańskim rozmachem, ale brakowało precyzji, lokalizacja źródeł była nieostra. Zupełnie jakbym siedział na samym środku sali kinowej z ogromnym ekranem i cieszył się, że udało mi się zarezerwować tak dobre miejsce, a po chwili zorientował się, że nie wziąłem okularów (astygmatycy widzą wszystko nieostro, niezależnie od odległości). Po kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu minutach ten efekt znika. Brzmienie staje się nie tylko trójwymiarowe, ale też niezwykle wyraziste, klarowne, chciałoby się powiedzieć - konturowe. Uzyskujemy więc coś, co tym razem kojarzy mi się z japońską elektroniką - czystość, umiejętność wyłowienia z nagrań najdrobniejszych detali, a w dziedzinie stereofonii spektakularną wręcz ostrość lokalizacji instrumentów i wokali, szczególnie w wymiarze szerokości.
PORADNIK: Wygrzewanie sprzętu audio - fakty i mity
Jeżeli przyzwyczailiście się do sprzętu grającego dość ciasno, blisko, w klimacie małego jazzowego klubu, po przeskoczeniu na RA-6000 zaczniecie podziwiać muzykę z zupełnie innej perspektywy. Tutaj zostaje ona rozłożona przed nami niczym długa na kilka metrów mata do jogi, a po obowiązkowej rozgrzewce zamiast rozmytych plam otrzymujemy hiperrealistyczne rysunki wykonane ostrym jak katana ołówkiem. Źródła pozorne stają się coraz mniejsze, a między nimi pojawiają się puste przestrzenie. Jeżeli tylko jakość odtwarzanego materiału na to pozwala, można bawić się w zgadywanie, jak ustawieni byli artyści podczas sesji nagraniowej. W większości przypadków to oczywiście fikcja, ale na pewno wiecie, o co mi chodzi. Podobnie jak każde studio jest inne, tak każdy audiofil ma w domu swoją własną salę koncertową i doskonale wie, co można w niej osiągnąć. RA-6000 to jedno z urządzeń, które w co najmniej kilku dziedzinach mogą tę granicę przesunąć, a pierwszą i najważniejszą z nich jest moim zdaniem przestrzeń.
Oczywiście, jeśli jesteście przyzwyczajeni do testowania sprzętu w cenie od dwudziestu tysięcy złotych za element w górę, może nie będziecie tym zaskoczeni, nie będzie to żadne odkrycie, nowy poziom wtajemniczenia. Przypominam jednak, że opisywaną integrę można obecnie wyrwać za 14999 zł. Czy w tej kategorii znajdzie się dla Rotela godny rywal? Hmm... Hegel H390 kosztuje, również w promocji, 19999 zł, więc odpada. Fezz Audio Mira Ceti 300B mieści się w tej cenie, ale tylko w wersji podstawowej, bez pilota, dodatkowych gniazd czy ochronnej klatki, która mimo pewnych niedoskonałości wygląda po prostu świetnie. Minus jest taki, że lampa o mocy 8 W na kanał wymaga stosunkowo łatwych do wysterowania kolumn, a do ważącego niemal dwadzieścia kilogramów, tranzystorowego kloca oddającego 200 W na kanał przy 8 Ω możemy podłączyć wszystko, co nam się tylko spodoba, nawet drzwi od łazienki. Gdybym brał udział w zawodach polegających na znalezieniu najtańszego wzmacniacza mogącego stanąć z RA-6000 do walki we wszystkich kategoriach, ze szczególnym uwzględnieniem dynamiki i stereofonii, czym prędzej zadzwoniłbym do dystrybutora marki Atoll, pytając o możliwość wypożyczenia modelu IN300, którego katalogowa cena to 14990 zł. Co prawda tej integry akurat nie testowałem, ale testowałem IN200 Signature, końcówkę mocy AM300 i system all-in-one SDA300 Signature, więc jakieś tam pojęcie mam. Wydaje mi się, że Atoll mógłby stanąć w Rotelem w szranki, a o wyniku takiego pojedynku przesądziłyby szczegóły, być może nawet te sprowadzające się do indywidualnych preferencji słuchaczy. Niektórzy mogliby się nawet wyłamać, twierdząc, że wolą dźwięk cieplejszy, bardziej romantyczny, analogowy. Jeżeli jednak odłożymy na bok opowieści o konsystencji tkanek miękkich i kości twarzy Diany Krall, skupiając się wyłącznie na jakości rozumianej jako "słyszę więcej - sprzęt jest lepszy", to naprawdę nie wiem, jaki wzmacniacz do piętnastu tysięcy złotych, poza wspomnianym Atollem, mógłby Rotelowi dorównać. Bo pogonić kocura, to stawiam dolary przeciwko orzechom - żaden.
Wygrzewanie naturalnie nie dotyczy tylko stereofonii, ale także innych aspektów prezentacji, takich jak dynamika, szybkość, przejrzystość czy sposób, w jaki RA-6000 obchodzi się z niskimi częstotliwościami. Co tu dużo mówić, mamy tu do czynienia z pełnowartościowym tranzystorowcem, który ani trochę nie wstydzi się swojej natury, a wręcz zdaje się czerpać satysfakcję z prezentowania zalet tej technologii. Bas jest głęboki, zwarty i doskonale kontrolowany. Dynamika? Proszę, nie zagłębiajmy się w analizowanie rzeczy oczywistych. Najważniejsze jednak, że bez względu na wysoką zawartość testosteronu brzmienie pozostaje neutralne, zdrowe, dobrze zrównoważone. Może jest nawet odrobinę zbyt sterylne? Nie zrozumcie mnie źle, nie zamierzam krytykować sprzętu za to, że jest zbyt dobry i zbyt mało dodaje od siebie, ale jednak jakaś część mnie tęskni za delikatnie ocieploną, zagęszczoną średnicą, którą Rotele - szczególnie te tańsze - kiedyś miały. Widząc wzmacniacz tej marki, wiedziałem już, że dostanę głęboki, przyjemnie pulsujący bas, leciutko podgrzany zakres średnich tonów, szczegółową górę i przekonującą, szeroką scenę stereofoniczną. Gdybym był wokalistą, cieszyłbym się na myśl, że ktoś będzie słuchał mojej muzyki na Rotelu. Wiedziałbym, że mój głos będzie odrobinę bardziej mięsisty, niższy, grubszy niż w rzeczywistości. W pewnym momencie to się skończyło. Rotel przeszedł na jasną stronę mocy, czasami nawet idąc w studyjny, kliniczny, jak to napisano w jednej z recenzji - miętowy obiektywizm. RA-6000 jest kolejnym przykładem takiego urządzenia. Jest zdecydowany, konkretny, muskularny, ale bywa też chłodny. Jeżeli komuś taka estetyka odpowiada - okej, rozumiem, nie dyskutuję. Domyślam się, że z kolumnami marki Bowers & Wilkins, z którymi testowany komplet prezentowany jest na zdjęciach, RA-6000 tworzy zestawienie trudne do pobicia w dziedzinie szeroko rozumianej przezroczystości. Neutralne, uniwersalne, pozbawione "odchyłów". Ja natomiast widzę w tym wzmacniaczu nie tylko bazę do stworzenia systemu marzeń każdego audiofila podążającego świętą ścieżką wysokiej wierności, ale także wspaniałego partnera dla kolumn, które z jednej strony mają wysokie zapotrzebowanie na prąd, z drugiej zaś oferują mniej lub bardziej ocieplony, papierowy, brytyjski dźwięk. Spendor Classic 2/3, Pylon Audio Jasper 23, może coś z katalogu takich firm jak Vienna Acoustics, Opera czy Sonus Faber? Oj, to by grało...
Podobnie jak każde studio jest inne, tak każdy audiofil ma w domu swoją własną salę koncertową i doskonale wie, co można w niej osiągnąć. RA-6000 to jedno z urządzeń, które w co najmniej kilku dziedzinach mogą tę granicę przesunąć, a pierwszą i najważniejszą z nich jest moim zdaniem przestrzeń.Przejdźmy zatem do DT-6000. Postaram się zachować względny obiektywizm, choć odtwarzacze płyt kompaktowych testuję rzadziej niż gramofony. Traktuję to jak podróż w czasie do lat dziewięćdziesiątych, ale też zdaję sobie sprawę z tego, że wielu melomanów związało się z tym formatem w sposób niemalże nierozerwalny. Premiera każdego nowego odtwarzacza wywołuje skrajne emocje. Jedni śmieją się, że komuś jeszcze chciało się inwestować w technologię liczącą sobie grubo ponad czterdzieści lat, inni natomiast bronią srebrnych krążków i gloryfikując każde wydarzenie świadczące o tym, że jeszcze nie umarły. Ja już dawno dokonałem wyboru, ale może po prostu miałem jeszcze zbyt mało płyt. Fakty są jednak takie, że producenci audiofilskiej elektroniki zaczęli w pewnym momencie wycofywać odtwarzacze ze swojej oferty albo zastępować je w miarę niedrogimi transportami, ponieważ obecnie dobry DAC jest niemalże obowiązkowym elementem wyposażenia wzmacniacza zintegrowanego. Dlaczego Rotel zamontował przetwornik zarówno w integrze, jak i w odtwarzaczu? Moim zdaniem konstruktorzy wiedzieli, że z tej dwójki to właśnie wzmacniacz będzie bardziej rozchwytywany, a skoro Michi X3 miał na pokładzie naprawdę dobrego DAC-a z bogatą paletą wejść cyfrowych, zdecydowano się pozostawić tę sekcję. Do DT-6000 sekcja ta została moim zdaniem ewidentnie dorobiona na siłę, aby źródło wydawało się nowocześniejsze. Zresztą przetwornik w środku i tak musiał się znaleźć, więc wystarczyło dorobić kilka wejść, aby można było napisać, że jest to "zaawansowany przetwornik cyfrowo-analogowy zintegrowany z napędem optycznym".
Jeśli chodzi o brzmienie, DT-6000 to ze wszech miar poprawne, neutralne i uniwersalne źródło. Nie porównywałem go z żadnym innym odtwarzaczem płyt kompaktowych, bo takowego nie posiadam. Wykorzystałem natomiast dwa inne źródła. Pierwszym był Auralic Vega G1, drugim - połączenie transportu Silent Angel M1T i przetwornika Marantz HD-DAC1. To, że Auralic wygrał starcie z Rotelem, w ogóle mnie nie zaskoczyło, bo różnica w cenie jest spora. W drugim przypadku walka wydawała się wyrównana, ale tylko do momentu, gdy muzykę z cedeków porównywałem z tym samym materiałem z TIDAL-a w standardowej jakości lub plikami zgrywanymi z płyt CD na pliki FLAC. Rotel odtwarza również pliki DSD, ale jeżeli spróbujecie, szybko przypomnicie sobie, dlaczego zarządzanie muzyką z poziomu smartfona, tabletu lub komputera nie jest głupim pomysłem. Szkoda, bo ES9028PRO to naprawdę fajna kość, a i do sekcji analogowej Rotel się przyłożył, nie wspominając o zasilaniu. Wystarczyło dołożyć moduł strumieniowy i byłoby ekstra. Niestety w obecnej formie DT-6000 to w 90% zwyczajny cedek, a czterdziestoletni format ma swoje ograniczenia. Choćbyśmy stawali na rzęsach, stosowali napędy paskowe, najnowocześniejsze przetworniki i magnetyczne nóżki antywibracyjne, nie wyciśniemy już o wiele więcej z czegoś, co owe limity ma zapisane w Czerwonej Księdze. Nie ulega wątpliwości, że DT-6000 to dobre źródło. Może nawet na tyle dobre, aby melomani posiadający ogromną kolekcję płyt kompaktowych zainteresowali się nim, ignorując wzmacniacz. Obudowa z fikuśnymi "radiatorami", kulturalny napęd, wyjścia zbalansowane, dodatkowe wejścia cyfrowe - jest w porządku. Dla mnie jednak niekwestionowaną gwiazdą tego systemu jest RA-6000 i gdyby ktoś pytał, rekomendacja jest właśnie dla niego.
Budowa i parametry
Rotel RA-6000 to stereofoniczny wzmacniacz zintegrowany z certyfikatem Roon Tested, dotyczącym jednak tylko wejścia USB. Integra charakteryzuje się mocą 200 W na kanał przy 8 Ω i 350 W na kanał przy 4 Ω. Na pokładzie znajduje się 32-bitowy przetwornik firmy Texas Instruments. Zaglądając pod maskę, przekonamy się, że konstruktorzy faktycznie mocno inspirowali się wzmacniaczem Michi X3, przy czym RA-6000 nie jest jego dokładną kopią. Na zdjęciach z góry wyraźnie różni się na przykład sekcja zlokalizowana w pobliżu wejść, ale to prawdopodobnie dlatego, że znajdujące się tam płytki zamieniono piętrami - w Michi X3 na samej górze znalazła się sekcja analogowa, a w Rotelu - cyfrowa. Zamontowane pionowo po bokach końcówki mocy w Michi X3 znalazły się trochę dalej od centralnej części z układami wejściowymi i zasilaczem, ponieważ model ten został wyposażony w piękne, wyraźnie widoczne z zewnątrz radiatory. W Rotelu są one schowane pod standardową, stalową pokrywą, w związku z czym elektronika musiała zostać upakowana nieco ciaśniej. Widoczne z przodu radiatory pełnią więc wyłącznie funkcję dekoracyjną. Nie są nawet połączone z tymi znajdującymi się wewnątrz. Prezentują się ciekawie, ale równie dobrze producent mógł dać w tym miejscu rączki, bo wzmacniacz swoje waży. Poza tym architektura obu piecyków wygląda bardzo podobnie. Mamy tu między innymi autorski transformator toroidalny i wydajne kondensatory foliowe o niskim współczynniku ESR. Nie zdziwiłbym się, gdyby do produkcji Michi X3 wykorzystano komponenty ciut wyższej jakości, ale nie mogę tego zweryfikować. Parametry sugerują, że różnice między tymi urządzeniami są pomijalne.
DT-6000 to odtwarzacz płyt kompaktowych z dodatkowymi wejściami cyfrowymi. Zastosowano tu układ ES9028PRO firmy ESS Technologies, który obsługuje po 4 kanały dla lewego i prawego wyjścia stereo. Kolejnym plusem jest w pełni zbalansowany układ filtrów wyjściowych. Firma informuje, że układy zasilania modelu DT-6000 wykorzystują autorską konstrukcję ekranowanego transformatora toroidalnego. Zaraz, autorską? To znaczy, że żadna inna firma nie stosuje ekranowanych transformatorów albo że Rotel wpadł na ten pomysł pierwszy? Hmm, jakoś trudno mi w to uwierzyć, ale pozwólcie, że nie będę przeprowadzał w tej sprawie trwającego kilka miesięcy śledztwa zakończonego trwającym trzy godziny filmikiem. Może zwyczajnie ktoś się zapędził, tłumacząc i redagując informację prasową i opisy do katalogów. Dodatkowe wejścia cyfrowe zawierają złącze PC-USB z obsługą MQA i DSD DSD 256 oraz wejście optyczne i koaksjalne z obsługą plików LPCM w jakości 24 bit/192 kHz. Sygnał analogowy możemy odebrać za pośrednictwem gniazd XLR i RCA. DT-6000 można zintegrować z popularnymi systemami sterowania za pośrednictwem portu RS-232.
Werydkt
Kiedy producenci sprzętu audio świętują okrągłą rocznicę działalności, klienci zwykle nic z tego nie mają. Czasami mogą obejrzeć sobie ładny filmik albo kupić kolumny, które różnią się od standardowej wersji tylko wykończeniem, ale za to są droższe, bo przecież wyjątkowe, limitowane, pobłogosławione przez syna założyciela firmy albo głównego księgowego. Rotel podszedł do sprawy zupełnie inaczej. Jego sześćdziesiąte urodziny nie były wielkim wydarzeniem dla branży audio, ale pozostał po nich prezent w postaci świetnego systemu stereo, który wciąż można kupić. DT-6000 to naprawdę dobry odtwarzacz. Osobiście wolałbym zobaczyć zamiast niego streamer lub transport sieciowy, ale doceniam to, że w czasach, gdy format CD znajduje się być może w swoim największym dołku, japońska manufaktura postanowiła wypuścić na rynek takie właśnie źródło, zupełnie jakbyśmy cofnęli się do lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. RA-6000 jest natomiast wzmacniaczem, który wygląda trochę jak luksusowy amplituner, ale tak naprawdę jest na wskroś hi-endową, audiofilską integrą. Nie pieści się ani z głośnikami, ani ze słuchaczem. Po osiągnięciu właściwej temperatury przekonuje nas brutalną siłą argumentów - dynamiką, przejrzystością, głębią i kontrolą niskich tonów, neutralnością i rewelacyjną stereofonią. To tranzystorowiec w najlepszym znaczeniu tego słowa. Dziarski, zdecydowany, silny, obiektywny, w niczym nie ustępujący znacznie droższym rywalom, takim jak Rose RA180, Norma Audio Revo IPA-140, Hegel H390 czy Luxman L-505uXII. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, ponieważ pod pokrywą jest to niemal dokładna kopia integry Michi X3, która pierwotnie kosztowała 28999 zł, a w obecnej, drugiej odsłonie - 32999 zł. Wizualnie oczywiście bardziej podoba mi się Michi i gdyby nie robiło mi różnicy, czy wydam na wzmacniacz piętnaście, trzydzieści, czy pięćdziesiąt tysięcy złotych, być może wziąłbym od razu X5 S2. Tak, no wiecie, na wypadek gdybym zakochał się w brzmieniu elektrostatów. W dniu publikacji niniejszego testu RA-6000 kosztuje jednak 14999 zł i w tej cenie jest praktycznie nie do pobicia. Nie wiem, ile ich jeszcze zostało, ale żadna impreza urodzinowa nie trwa wiecznie.
Dane techniczne
Rotel RA-6000
Wejścia analogowe: 3 x RCA, 1 x RCA, 1 x phono
Wyjścia analogowe: 1 x sub-out, 1 x pre-out
Wejścia cyfrowe: 3 x optyczne, 3 x koaksjalne, USB-B
Wyjście słuchawkowe: +
Moc wyjściowa: 2 x 200 W/8 Ω, 2 x 350 W/4 Ω
Pasmo przenoszenia: 10 Hz - 100 kHz (+/- 0,5 dB)
Zniekształcenia: 0,0075%
Stosunek sygnał/szum: 103 dB
Maksymalny pobór mocy: 500 W
Wymiary (W/S/G): 14,4/43,1/42,5 cm
Masa: 18,8 kg
Cena: 21399 zł
Rotel DT-6000
Wyjścia analogowe: 1 x RCA, 1 x XLR
Wejścia cyfrowe: 1 x optyczne, 1 x koaksjalne, 1 x USB-B
Odtwarzane formaty płyt: CD
Odtwarzane formaty plików: DSD
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (+/- 0,15 dB)
Zniekształcenia: 0,0007%
Stosunek sygnał/szum: 115 dB
Maksymalny pobór mocy: 25 W
Wymiary (W/S/G): 10,4/43,1/32 cm
Masa: 8,1 kg
Cena: 10899 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
-
Piotr
Podana tutaj cena za CD to prawie 11 tysięcy złotych. Po wejściu do Internetu i wyszukaniu tego produktu, okazuje się, że można go kupić za 8 tyś. i to nie tylko w jednym sklepie w Polsce. Skąd aż taka duża rozbieżność w cenach? Zrozumiałbym jeszcze różnicę 200-300 zł, ale prawie 3 tysiące?
0 Lubię -
stereolife
@Piotr - Wyjaśniliśmy to w recenzji, ale może nie dość dokładnie. Oba urządzenia są obecnie dostępne w cenach promocyjnych, natomiast w tabelkach podajemy oficjalne ceny katalogowe obowiązujące w dniu publikacji testu, ponieważ każda promocja się kiedyś kończy. Z odtwarzaczem to jeszcze małe piwo - wzmacniacz oficjalnie kosztuje 21399 zł, ale jego cena promocyjna to 14999 zł. To niespełna sześć i pół tysiąca złotych. Nie mamy pojęcia, jak długo takie kwoty będą obowiązywały, dlatego w tekście delikatnie daliśmy do zrozumienia, że warto zainteresować się tematem. Ten sprzęt na pewno szybko się rozejdzie.
0 Lubię -
Garfield
Mam pewien sentyment do Rotela od lat 90-tych, kiedy to skutecznie podgryzali pozycję rynkową NAD-a jako kultowej marki wśród młodych polskich audiofilów. RA-6000 nawet wizualnie podoba mi się bardziej niż Michi - wolę patrzeć na połać szczotkowanego aluminium niż pleksiglasu. Ale czy rzeczywiście jest tak bezkonkurencyjny? W podobnej cenie są tak mocni zawodnicy jak testowany przez redakcję Copland CSA-100, czy Parasound Hint 6. Dostępne są też jeszcze ostatnie sztuki jubileuszowego Denona PMA-A110.
1 Lubię -
olek ze wsi
Kochana redakcjo, sprzedaż CD wcale nie jest "w swoim największym dołku". o dziwo coś tam się odbiło, a na wielu rynkach jest zdecydowanie przed uber modnym (gdzieniegdzie) winylem. Czuć, że red nie ma serca do formatu CD i chyba na odwal napisała cześć o tym źródle. Albo jest denne. Dla mnie sprzęt Michi jest przerośnięty i brzydki, ale dopiero by mnie szlag trafił, jakbym zapłacił 30k za to samo, co w Rotelu za 15 siedzi...
0 Lubię -
Wojciech
To zestaw adresowany do melomanów. Mam 1592, mają wiele wspólnego. Zero szpanu, sama muzyka. To lubię.
0 Lubię -
a.s.
Jest jeszcze wyprzedaż CD i jeszcze będzie jakiś czas. Jest oczywiste, że system natychmiastowego dostępu do muzyki i możliwości poznawania nowej jest świetnym rozwiązaniem w TIDAL czy Amazon Music. Bez sensu jest kupowanie nowego CD, żeby posłuchać kilku kawałków poza wypełniaczami w ceniedwa razy większej niż godziny muzyki w dobrym streamingu.
0 Lubię -
Sonda
Chciałbym się odnieść tylko i wyłącznie do odtwarzacza CD. To jest jakiś żart. Żartem albo raczej kpiną jest pakowanie tego tandetnego napędu do Rotela CD11 Tribute, potem do CD14, RCD-1572MKII i na końcu do DT-6000. W Rotelu albo w sekcji napędów pracują głusi albo księgowi nie mając kontaktu z halą i testerami to wsadzają. Dziadowski głośny napęd, który nie powinien zaistnieć w najtańszym chińskim odtwarzaczu, a co dopiero w całej gamie Roteli. Porażka! Zepsute urządzenia, przez tandetny napęd żyjący swoim życiem i wygrywający swoje melodie poprzez cykanie, chociaż najczęściej poprzez terkotanie. Dobrze sprzęty zepsute przez takie coś... Polecam omijać szerokim łukiem.
0 Lubię
Komentarze (8)