Tellurium Q Ultra Silver II
- Kategoria: Kable i akcesoria
- Tomasz Karasiński
Tellurium Q to prawdziwy fenomen nie tylko w świecie audiofilskich kabli, ale w branży hi-fi w ogóle. Oto mamy bowiem firmę specjalizującą się w produkcji dość niszowych akcesoriów, utrzymjującą ich konstrukcję w wielkiej tajemnicy i dzielącą się z klientami zaledwie strzępkami informacji, które być może mają, a być może nie mają związku z samymi przewodami, do tego wchodzącą na rynek zdominowany przez doświadczonych, dobrze rozpoznawalnych graczy, a początkowo nie posiadającą nic poza ciekawymi produktami i enigmatycznym hasłem o walce ze zniekształceniami fazowymi. Pachnie porażką? Nie, wprost przeciwnie. Losy brytyjskiej manufaktury potoczyły się tak, jakby jej założyciele mieli w piwnicy wielkie beczki z eliksirem szczęścia. Niemal od razu posypały się entuzjastyczne recenzje i nagrody, klienci szybko zaczęli interesować się okablowaniem Tellurium Q, kupować je i napędzać machinę sukcesu swoimi opiniami, a stojący za całym przedsięwzięciem Geoff Merrigan został już dwukrotnie zaproszony do pałacu Buckingham, aby odebrać biznesową nagrodę Królowej Brytyjskiej - Queen's Awards for Enterprise. Gdybym obserwował to z boku, zapewne doszedłbym do wniosku, że jest to jakiegoś rodzaju spisek, gdzie kable są produkowane tanimi metodami z materiałów gorszych niż w sprzedawanych na metry drutach z marketu budowlanego, natomiast cały hajp bierze się z tego, że recenzenci za każdym razem wraz z kablami otrzymują worek siana, a klienci najzwyczajniej w świecie nie są w stanie ocenić, czy kable są dobre, czy złe, bo i tak nie mają wystarczająco dobrego sprzętu, brakuje im doświadczenia, a często nawet nie chce im się wypożyczyć choćby dwóch czy trzech innych przewodów, aby przeprowadzić odsłuchy porównawcze. I żeby nie było, piszę to bez krzty sarkazmu. Istnieją tylko dwa problemy. Pierwszy - sam jestem recenzentem i nigdy jeszcze worka siana z paczki nie wyjąłem. Drugi - te kable jednak, kurza stopa, nie są takie złe. Może więc i w tym wypadku najprostsze wytłumaczenie jest najlepsze
W katalogu Tellurium Q początkowo trudno było mi się połapać, ale tak naprawdę można go szybko rozszyfrować, gdy podzieli się wszystko na serie - Blue, Black, Silver i Statement. Trzy pierwsze zostały dodatkowo podzielone na trzy "stopnie wtajemniczenia", w związku z czym koniec końców w ofercie brytyjskiej manufaktury mamy dziesięć linii produktowych - Blue, Ultra Blue, Blue Diamond, Black, Ultra Black, Black Diamond, Silver, Ultra Silver, Silver Diamond, a na samym szczycie drabinki oczywiście flagowe Statementy, które opisywałem na łamach naszego magazynu stosunkowo niedawno. Spotkanie z najdroższymi przewodami Tellurium Q było ciekawą przygodą, która wiele powiedziała mi o filozofii firmy. Jeżeli bowiem jej szczytowym osiągnięciem, oświadczeniem, deklaracją wiary są kable o niemal całkowicie neutralnym, przezroczystym, wolnym od takich czy innych naleciałości brzmieniu, to znaczy, że właśnie taki efekt uznawany jest przez nią za pożądany, a charakter tańszych modeli wynika jedynie z ograniczeń budżetowych.
Nie jest bowiem tajemnicą, że każda z trzech wymienionych wyżej grup uchodzi za "jakąś" - klienci, dziennikarze i dealerzy są generalnie zgodni co do tego, że seria Blue oferuje przyjemniejszy, cieplejszy dźwięk, który wiele wybacza zarówno artystom, jak i łączonym urządzeniom, seria Black to neutralność i dynamika, ale wciąż z lekką tendencją do wygładzania, aby dłuższe odsłuchy nie męczyły, a seria Silver to oczywiście konkret, detal i ponadprzeciętna rozdzielczość, choć uzyskana raczej poprzez ogólną dokładność i ostry rysunek przestrzenny, a nie chamskie podbijanie wysokich tonów. Po teście Statementów II naszła mnie również myśl, że powinienem sobie takie przewody sprawić. Tylko może nie konkretnie te, bo osiemdziesiąt pięć tysięcy złotych za przewody głośnikowe i interkonekt to dla mnie ciut za dużo. Postanowiłem poszukać czegoś podobnego za ułamek tej kwoty. Misja niemożliwa? Prawdopodobnie tak, ale to nie jest towar pierwszej potrzeby, sprzętu stereo i akcesoriów z nim związanych generalnie mi nie brakuje, więc podszedłem do tego pomysłu czysto hobbystycznie, na zasadzie "jak zauważę coś obiecującego, to wypożyczę i sprawdzę". Kilka tygodni temu podzieliłem się swoim niecnym planem z dystrybutorem Tellurium Q, spodziewając się, że w najlepszym wypadku mnie wyśmieje, życząc powodzenia. "A wiesz co? Chyba będę miał coś, co Cię zainteresuje. Jak przyjdzie, to Ci wyślę, posłuchasz i zobaczysz, czy to przypadkiem nie jest dobry trop." - powiedział. I tak oto mamy drugi z rzędu test tych cholernych drutów, a tym razem jest to seria Ultra Silver II.
Wygląd i funkcjonalność
Ultra Silver jest już kolejną - jeśli dobrze liczę szóstą - serią kabli Tellurium Q, które poddano kuracji odmładzającej. Za każdym razem scenariusz wygląda tak samo - różnice zewnętrzne są niemal niezauważalne, a w kwestii budowy wewnętrznej producent milczy, więc można powiedzieć, że o "dwójkach" nic nie wiadomo dokładnie tak samo, jak o "jedynkach". Otrzymujemy jedynie krótkie zapewnienie, że w konstrukcji przewodów wprowadzono ulepszenia, które zaowocowały oczywiście poprawą jakości brzmienia. Czasami producent wskazuje, w jakich obszarach możemy się owych różnic doszukiwać, ale często zostawia nas jedynie z rekomendacją, abyśmy posłuchali i ocenili efekt sami. Z jednej strony jest to trochę niepoważne, z drugiej jednak żyjemy w czasach, w których ludzie potrafią wydać gruby hajs na rzeczy, które w kategorii snobistycznych dóbr o wątpliwej przydatności w codziennym życiu biją audiofilskie kable na głowę, a klienci i tak nie zadają pytań, tylko biorą, bo mogą. I, cytując klasyka, nikt złego słowa nie piśnie, nawet przed obliczem senatu.
PORADNIK: Wszystko o kablach audio
Z mojego punktu widzenia sprawa jest dość prosta - koncepcja przyjęta przez Tellurium Q na 99% ma solidne naukowe podstawy, w testach odsłuchowych kable tej marki wypadają na tle konkurencji co najmniej dobrze (a czy lepiej, czy gorzej, to już najczęściej zależy od wielu czynników, takich jak chociażby wykorzystywany przez nas system czy indywidualne preferencje osób, które mają się nim cieszyć), a skoro producent nie chce ujawnić, na czym dokładnie polega jego pomysł na walkę ze zniekształceniami fazowymi, jakich materiałów używa i jak wyglądają przekroje poszczególnych modeli, musi mieć ku temu powód. Kiedyś myślałem, że chodzi tylko o przyciągnięcie uwagi, celowe roztaczanie wokół siebie aury tajemniczości, ale dziś skłaniam się ku temu, że prawdziwa przyczyna tego milczenia jest bardziej prozaiczna. Może zastosowane w kablach Tellurium Q rozwiązanie to jest tak proste, że zostałoby szybko skopiowane nie tylko przez innych producentów kabli, ale także przez ludzi, którzy specjalnie z tej okazji założyliby nową firmę, aby odkroić choćby mały kawałek tortu? A może Brytyjczycy z jakiegoś powodu nie mogli opatentować swojego pomysłu lub wykorzystali patent zgłoszony sto lat temu? Teksty na ich stronie sugerują, że wiedzę na ten temat maja dużą. Jak to zwykle w życiu bywa, dociekliwym ów sekret nie daje spokoju, a pozostałym jest serdecznie wszystko jedno, co w tych kablach siedzi, bo jeśli efekt został osiągnięty, to nie ma się nad czym zastanawiać.
Druga generacja serii Ultra Silver jest całkiem rozbudowana. Znajdziemy w niej przewód głośnikowy, zworki, interkonekt analogowy dostępny w wersji RCA i XLR, interkonekt cyfrowy w trzech wersjach do wyboru (RCA, BNC, XLR), do tego kabel USB, który nie jest po prostu kolejną wersją łączówki cyfrowej (prawdopodobnie ma zupełnie inną konstrukcję) oraz przewód zasilający. Ponieważ mówimy o trzeciej serii od góry, tanio nie jest, ale do poziomu Statementów II jeszcze daleko. Do testu otrzymałem zestaw składający się z kabla głośnikowego, interkonektu RCA i kabla USB. Para przewodów głośnikowych o długości 2,5 metra kosztuje 16475 zł, metrowa łączówka analogowa to wydatek rzędu 5022 zł, a metrowy kabel USB wyceniono na 3250 zł. Jak to u Tellurium Q, dopłata za większą długość w żadnym z wymienionych przypadków nie jest skandaliczna, więc jeśli mamy wątpliwości, czy takie odcinki nam wystarczą, dla świętego spokoju można wziąć pół metra więcej, nie obawiając się o stabilność finansową, bezpieczną przyszłość swoich dzieci i globalne ocieplenie. Wszystkie przewody pakowane są w tekturowe pudełka, które same w sobie szału nie robią, ale ich zawartość wygląda na przemyślaną i "postaraną". Wtyki i metalowe splittery zabezpieczono przed uszkodzeniem silikonowymi siateczkami, zwinięte kable zawinięto w arkusze ozdobnego papieru, a ulotki i podziękowania od producenta z podpisami osób odpowiedzialnych za wykonanie i sprawdzenie każdego przewodu oraz pieczątką z datą produkcji sprawiają, że czujemy się, jakbyśmy właśnie kupili coś bardzo, ale to bardzo ekskluzywnego. Jeżeli ktoś nie jest przekonany, czy ludzie stojący za firmą Tellurium Q wiedzą, jak zaprojektować i wyprodukować audiofilskie kable, to przynajmniej nie powinien mieć wątpliwości co do tego, że potrafią je sprzedawać. Kable są elegancko zwinięte, estetycznie zapakowane, użytkownik dostaje komplet informacji, wewnątrz pudełek są nawet naklejki informujące o kierunkowości - wszystko się tu zgadza.
Głośnikowy Ultra Silver II jest dość gruby, ale wystarczająco lekki i elastyczny, aby nie trzeba było poddawać go procesowi formowania lub zmieniać ustawienia elektroniki i kolumn, bo kabel nie wygnie się tak, jak sobie tego życzymy. Dzięki stosunkowo długim, elastycznym, "rozdzielonym" końcówkom i sprężynującym wtykom bananowym z rozcięciem w kształcie litery "Z", podłączenie opisywanych przewodów jest proste i intuicyjne.Same przewody prezentują się co najmniej przyzwoicie. Żadnych wizualnych wodotrysków tu nie uświadczymy, ale można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z odchudzoną wersją Statementów II. Najbardziej charakterystyczny jest kabel głośnikowy, który wprawdzie nie jest tak gruby i sztywny jak model flagowy, ale pod wieloma względami mocno go przypomina. Głośnikowiec ma postać grubej taśmy, gdzie pod zewnętrznym oplotem ochronnym z łatwością można wyczuć biegnące na brzegach główne żyły, odseparowane od siebie albo cienką warstwą dielektryka, albo powietrzem, ponieważ środkową część czarnej taśmy można ścisnąć palcami i od razu czuć, że zbyt wiele to tam nie ma. Domyślam się, że ułożenie dwóch wiązek przewodzących w płaskim oplocie miało na celu zapewnienie stałej, całkiem sporej odległości między nimi. Głośnikowy Ultra Silver II jest zatem dość gruby, ale wystarczająco lekki i elastyczny, aby nie trzeba było poddawać go procesowi formowania lub zmieniać ustawienia elektroniki i kolumn, bo kabel nie wygnie się tak, jak sobie tego życzymy. Dzięki stosunkowo długim, elastycznym, "rozdzielonym" końcówkom i sprężynującym wtykom bananowym z rozcięciem w kształcie litery "Z", podłączenie opisywanych przewodów jest proste i intuicyjne. Interkonekt i kabel USB nie wyróżniają się niczym szczególnym poza białymi koszulkami termokurczliwymi i ładnymi, zakręcanymi wtykami opatrzonymi firmowymi emblematami (w przypadku łączówki RCA). Oba przewody wyglądają tak, jakby składały się z kilku skręconych ze sobą żył, które zamknięto we wspólnym, czarnym oplocie ochronnym. Potwierdziły to zdjęcia wykonane obiektywem makro, dzięki któremu udało mi się zajrzeć nawet ciut głębiej.
Wszystko wskazuje na to, że w łączówce i kablu USB rolę przewodnika pełni prostokątny drut wykonany z miedzi (prawdopodobnie tellurowej), który wraz z dwiema innymi żyłami (żółtą i niebieską) został spleciony w warkocz. Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że albo jeden z owych dodatkowych wężyków jest pusty w środku, albo oba zawierają przewodniki pełniące rolę masy. Ekranowania rzecz jasna nie ma. Aha, i proszę nie pisać do mnie z pretensjami, że oszukuję i podglądam, bo podobnie jak w interkonekcie Statement II miedziane żyły widać z zewnątrz. Może nie tak dobrze jak przy użyciu profesjonalnego aparatu, ale wciąż dość wyraźnie. Niemal automatycznie nasuwa się jedno istotne pytanie - dlaczego w kablach z serii Ultra Silver II, której nazwa jednoznacznie kojarzy się ze srebrem, zastosowano przewodniki z miedzi? Mógłbym powiedzieć, że nie wiem, choć się domyślam. Geoff Merrigan wielokrotnie mówił, że fiksacja audiofilów na punkcie składu i czystości ich ukochanych drutów jest całkowicie irracjonalna, a skoro tak, to może obecność miedzi w kablach Ultra Silver II nie powinna nas dziwić. Z drugiej strony wielu melomanów może sięgnąć po opisywane przewody w poszukiwaniu pewnych charakterystycznych dla srebrnych kabli cech brzmieniowych, a skoro to nie srebro pełni tutaj rolę przewodnika, nie powinni być zaskoczeni, jeśli ich nie znajdą.
Wracając do konstrukcji interkonektu i tego, co ujawniło moje fotograficzne śledztwo, jeśli się nad tym zastanowić, wykorzystano tu wiele rozwiązań, które widzieliśmy już wcześniej. Spłaszczone, prostokątne druty kojarzą mi się z produktami marki Tara Labs, geometria splotu przypomina przewody Kimber Kable, równoległe żyły w kablu głośnikowym to pomysł, który namiętnie stosuje między innymi Van den Hul, a prowadzenie gołego przewodnika między spiralnie skręconymi wężykami w taki sposób, aby rolę izolatora pełniło głównie powietrze, było już stosowane przez wielu innych producentów, przy czym w pierwszej kolejności do głowy przychodzi mi Nordost i jego technologia Micro Mono-Filament. Analizując temat coraz głębiej, zacząłem się zastanawiać, czy Tellurium Q to kable bazujące na jakimś oryginalnym pomyśle, czy może raczej porządne, dobre druty, w których w zgrabny sposób połączono wiedzę naukową i cały szereg rozwiązań, które sprawdziły się w przewodach wielu innych marek. Ale nawet jeśli druga opcja jest bliższa prawdy, to co? Otóż nic. Aby się czegokolwiek dowiedzieć, jak zwykle trzeba posłuchać i ocenić, jak działają te tajemnicze "srebrne kable z miedzi".
Brzmienie
Po lekturze powyższego opisu pewnie macie już pewne podejrzenia na temat tego, jak opisywane przewody wypadły w odsłuchu, ale dla zachowania właściwej chronologii zdarzeń byłoby lepiej, gdybyście na chwilę tym zapomnieli, ponieważ dziennikarskie śledztwo dotyczące wewnętrznej budowy brytyjskich kabli prowadziłem równolegle z ich wygrzewaniem. Dystrybutor uprzedził mnie, że otrzymam świeżutki komplet, a to oznacza mniej więcej dwa tygodnie intensywnego grania, zanim przewody właściwie się "ułożą" i osiągną właściwe, docelowe brzmienie. Dla niewtajemniczonych pewnie jest to nieco zabawne, bo po pierwsze rozmawiamy o wpływie okablowania na jakość i charakter dźwięku, co już samo w sobie dla wielu osób jest dziwne, a po drugie już na początku twierdzę, że przez owe druty trzeba jeszcze przepuścić trochę prądu, aby zadziałały tak, jak powinny. Temat był już poruszany wielokrotnie, a z moich doświadczeń wynika, że niestety znajduje potwierdzenie w praktyce. Niestety, bo normalnie przeprowadziłbym ten test w ciągu kilku dni, a konieczność wygrzania kabli oznacza opóźnienie wszystkich innych publikacji. Rezultaty były jednak wyraźnie słyszalne i z perspektywy czasu powiedziałbym, że dopiero po trzech, może czterech dniach zaczynamy zbliżać się do tego, co "srebrne" przewody Tellurium Q naprawdę potrafią. Etap wygrzewania faktycznie można uznać za zakończony dopiero po dwóch tygodniach, przy czym zaznaczam, że nie mogą to być dwa tygodnie cichutkiego plumkania. Trzeba potraktować te druty bezlitośnie, zarówno podczas wyboru repertuaru, jak i ustawienia potencjometru. Może dla użytkownika, jego rodziny, zwierząt domowych i sąsiadów nie będzie to przyjemne, ale warto.
TEST: Tellurium Q Statement II
Po spięciu systemu wyjętymi prosto z pudełka Ultra Silverami II odniosłem wrażenie, że ich brzmienie jest przygaszone, zagęszczone, a nawet delikatnie ocieplone. Takiej prezentacji spodziewałbym się raczej po kablach Cardasa, a przecież jedyną konkretną deklaracją producenta dotyczącą opisywanych kabli jest to, że mają one oferować wysoki, wręcz niesamowity poziom szczegółowości, zachowując nienaganną neutralność. Sama nazwa serii, choć de facto nie ma nic wspólnego z materiałem użytym w roli przewodnika, również działa na wyobraźnię i kształtuje pewne oczekiwania. Spodziewałem się dźwięku szybkiego, dynamicznego, zdecydowanego, z szeroką i wzorowo poukładaną sceną stereofoniczną, dużą ilością powietrza wokół instrumentów i równowagą tonalną przesuniętą delikatnie w stronę wysokich tonów, a tymczasem wszystko wskazywało na to, że Ultra Silver II to kolejna seria kabli Tellurium Q, która sprawdzi się w każdym systemie - nie przełamie żadnych barier, ale też niczego nie zepsuje, stawiając na pierwszym miejscu spójność, naturalność i muzykalność. Aby upewnić się, że nic mi się nie pomyliło, na chwilę zamieniłem kable głośnikowe na budżetowe taśmy Ultra Blue II i dźwięk się rozjaśnił, a przy okazji delikatnie przyspieszył, co było zasługą bardziej zebranego, choć z pewnością nie tak potężnego i głębokiego basu. Doszedłem do wniosku, że istnieją tylko dwa scenariusze - albo "srebrne" kable faktycznie potrzebują wielogodzinnej rozgrzewki, albo nie są i nigdy nie będą tym, co nam naobiecywano. Wróciłem zatem do głośnikowych Ultra Silverów II, godząc się z myślą, że upłynie wiele dni, zanim będę mógł rozwiązać tę zagadkę i wydać ostateczny werdykt, ale... Zaraz, chwila! Tutaj coś się zmieniło, coś drgnęło. I to mocno. Z tym, że nie do końca tam, gdzie się spodziewałem.
Aby nie trzymać nikogo w niepewności, powiem tak - faktycznie, te kable wymagają wygrzania, ale to, co czyni je wyjątkowymi, można zaobserwować już na początku. Dlaczego więc nie uchwyciłem tego już przy pierwszym podejściu? Do pewnego stopnia winne były moje własne oczekiwania, ale także brak gotowości na najbardziej unikalną cechę tych przewodów - to, że ich rozdzielczość jest oderwana od całej reszty, a w szczególności od atrybutów, które zwykle idą z nią w parze. Jeżeli macie już pewne doświadczenie w tej materii i wielokrotnie zmienialiście kable w swoim systemie, powiedzcie proszę, kiedy po raz ostatni zetknęliście się z takimi, które korzystnie wpływają na przejrzystość dźwięku, pozwalają wyłowić z ulubionych nagrań mnóstwo drobnych smaczków, dokładniej śledzić rozgrywające się przed nami wydarzenia, w niezwykle wyraźny, momentami wręcz bezkompromisowy sposób porządkują scenę stereofoniczną, ale nie spłycają basu, nie podbijają i nie wyostrzają wysokich tonów, w najmniejszym stopniu nie przesuwają równowagi tonalnej w górę, zachowując idealną liniowość, neutralność, bogactwo barw, a w pierwszej chwili sprawiają nawet wrażenie grających miło, ciepło i przyjemnie? Nigdy? Ja miałem szczęście zetknąć się z takimi przewodami raptem kilka razy w życiu, ale zazwyczaj już przystępując do odsłuchu wiedziałem, że nie będę mógł zostawić ich w swoim systemie, bo były albo koszmarnie drogie, albo od dawna niedostępne w sprzedaży. Do pierwszej grupy mogę zaliczyć na przykład Cardasy Clear Beyond (56999 zł/2 x 2,5 m + 22999 zł/1 m RCA), Albedo Metamorphosis MKII (45150 zł/2 x 2,5 m + 18000 zł/1 m RCA) oraz opisywane niedawno flagowce Tellurium Q, Statement II (57750 zł/2 x 2,5 m + 27290 zł/1 m RCA). W drugiej grupie na pewno znalazłyby się genialne przewody Fadel Art z serii Aphrodite i Nordosty SPM Reference, którym wprawdzie daleko do lampowego ciepła, ale są to jedne z niewielu kabli tej marki grające naprawdę równo i nie podcinające skrzydeł niskim tonom. Gdybym się dobrze zastanowił, mógłbym dopisać do tej listy jeszcze kilka pozycji, ale jak widzicie, jest ona krótka. Biorąc pod uwagę ogólną liczbę kabli, które przetestowałem (myślę, że spokojnie wyszłoby tego kilkaset modeli, bo nie wszystkie moje odsłuchy i eksperymenty zakończyły się publikacją recenzji), jest to dosłownie ułamek procenta. Takimi białymi krukami są też kable, które widzicie na zdjęciach.
Wytłumaczenie tego fenomenu jest w gruncie rzeczy banalnie proste. Każdy przewód, jaki jesteśmy zmuszeni wykorzystać do połączenia poszczególnych elementów systemu stereo (bo przecież nie robimy tego na złość sceptykom ani po to, by w bezsensowny sposób pozbyć się swoich oszczędności) to w gruncie rzeczy filtr, który ma swoje parametry elektryczne i konkretne właściwości brzmieniowe, na które składa się cały szereg czynników, od materiału przewodzącego przez geometrię aż po sposób montażu wtyków. W praktyce najczęściej okazuje się, że część z tych atrybutów jest nierozłączna, występuje albo parami albo w większych "pakietach". Wynika to wprost z ograniczeń konstrukcyjnych, a mówiąc jeszcze ściślej, skończonej i stosunkowo niewielkiej liczby zmiennych. Chcąc zbudować wzmacniacz oferujący mocny i dynamiczny, ale ciepły dźwięk, możemy połączyć lampowy przedwzmacniacz i potężną, tranzystorową końcówkę mocy. Jeżeli marzą nam się niewielkie kolumny z głębokim basem i przejrzystą górą, możemy wykorzystać cały arsenał dostępnych rozwiązań i podzespołów, od wooferów pracujących w układzie push-push i wspomaganych dwoma lub trzema bass-refleksami aż po berylowe tweetery. W każdym z przypadków istnieje wiele alternatywnych metod uzyskania takiego samego lub podobnego efektu. Tymczasem w kablach modyfikacja jednego parametru zwykle ma wpływ na całą resztę. Przykładowo, gdybyśmy odkryli, że stosowanie grubych drutów splecionych w warkocz daje przyjemne, ciepłe, muzykalne i lekko przyciemnione brzmienie, a kabel złożony z wielu cienkich, biegnących równolegle do siebie przewodników daje dźwięk szybki, przejrzysty i rozjaśniony, to jak uzyskać jedno i drugie? Czy w takiej sytuacji można wybrać sobie kilka pożądanych cech i stworzyć przewód grający szybko i szczegółowo, ale ciepło i bez podkreślania wysokich tonów? Rozmawiałem z wieloma producentami audiofilskich kabli i większość z nich mówi wprost, że jest to niemożliwe, a część twierdzi, że owszem można zbliżyć się do takiego rezultatu, jeśli wyda się ogromne pieniądze na materiały, badania i odsłuchy, tworząc kablowe monstrum, którego brzmieniowa wyjątkowość w dużej mierze opiera się na równoważeniu jednych atrybutów innymi (wówczas nasz mózg odbiera to jako oszustwo doskonałe). Każdy, kto rozpracuje to zagadnienie wystarczająco dokładnie, a nie ślizga się po powierzchni, wie, że w gruncie rzeczy wszystkim sterują prawa fizyki (tylko nie zawsze te, o których ponoć wszyscy uczyli się w podstawówce). Czy opisywane kable je łamią? Nie sądzę. One jedynie robią z nich bardzo dobry użytek.
W akapicie dotyczącym brzmienia mógłbym w gruncie rzeczy powtórzyć wszystko, co napisałem o flagowych Statementach II. "Brzmienie stało się zdecydowanie wyraźniejsze, bardziej namacalne, szczegółowe i otwarte. Każdy pojawiający się przede mną dźwięk niósł o wiele większy ładunek energetyczny." - tak, to się zgadza. Aby jednak w pełni zrozumieć to, co dzieje się podczas odsłuchu kabli Ultra Silver II, trzeba oddzielić od siebie dwie rzeczy - ogólny charakter przekazu oraz obszar, w którym szczegółowość naprawdę ma znaczenie. Ten pierwszy, a więc to, co zasadniczo dominuje i co postrzegamy w pierwszej chwili, to neutralność i uniwersalność. Opisywane przewody starają się nie naginać prezentacji w żadnym kierunku, a jeśli już, to dodają od siebie odrobinę gęstości i plastyczności - coś, co większość audiofilów kojarzy z typowymi kablami miedzianymi (powiedziałbym nawet, że są to cechy charakterystyczne dla kabli z miedzi monokrystalicznej). Drugi otwiera się przed nami, gdy skupimy się na szczegółach. Wówczas okaże się, że każdy z testowanych drutów to wilk w owczej skórze. Niby nic się nie dzieje, dźwięk nie nosi znamion odchudzenia, wysokie tony nie wwiercają nam się w czaszkę, a jednak wszystko jest niesamowicie zwarte, konkretne, przekonujące i zagrane w punkt. Największe wrażenie robi stereofonia - szeroka, zbudowana z rozmachem, kreślona ostrym ołówkiem, ale w taki sposób, że oprócz wyraźnych krawędzi każdy dźwięk ma również wnętrze, wypełnienie i masę. To kolejna płaszczyzna, na której brytyjskie druty łączą atrybuty występujące wspólnie niezwykle rzadko. W świecie okablowania audio wyraziste kontury najczęściej oznaczają, że gdzieś między dźwiękami zabraknie kleju i mięsa, a jeśli zachwycamy się barwą, soczystą treścią, organiczną materią, esencją muzyki czy jak jeszcze byśmy tego nie nazwali, całość prawdopodobnie będzie rozmyta i spowolniona, z tendencją do grania plamami. Tutaj natomiast z obu światów wyciągnięto to, co najlepsze. Do tego dochodzi jeszcze ogólny poziom jakościowy. Na tyle wysoki, że moim zdaniem Ultra Silver II stanowią zagrożenie nie tylko dla konkurencji w zbliżonej cenie, ale nawet dla flagowców Tellurium Q. Naturalnie, wchodzimy już w przestrzeń subiektywnych opinii i tego, co się komu bardziej podoba, ale zakładając, że walka będzie wyrównana, istnieje jeszcze kryterium obiektywne - cena 16475 zł za kable głośnikowe o długości 2,5 metra podoba mi się bardziej niż 57750 zł.
Szczegółowość, rewelacyjną stereofonię, efekt zebrania, przyspieszenia, lepszego "ukorzenienia się" dźwięku, a w konsekwencji większy realizm przekazu dostajemy tu bez żadnego "ale". W tym momencie wracamy do podobieństw między opisywanymi kablami a flagowcami Tellurium Q. Jest to dokładnie ta sama filozofia, to samo podejście do tematu - wprowadzać od siebie jak najmniej, nie wywracać zbudowanej przez użytkownika układanki do góry nogami, ale uporządkować dźwięk i przekazać słuchaczowi jak najwięcej informacji, aby postęp jakościowy był nie do zbagatelizowania.Odnosząc się do firmowego sloganu, Ultra Silver II faktycznie wnoszą do brzmienia coś, co kojarzy mi się z zestawami głośnikowymi i elektroniką, których twórcy mają fioła na punkcie przejrzystości i spójności fazowej. Nie będę wymieniał konkretnych marek, ale jeśli znacie się na rzeczy, z pewnością potraficie przywołać kilka przykładów. Sęk w tym, że w przypadku źródeł, wzmacniaczy lub kolumn wierność tej idei oznacza wybór kierunku dalszego rozwoju, zapisanie się do grupy wyznawców pewnej audiofilskiej religii. Praktyka pokazuje, że niełatwo się z tego wyplątać. Pierwsze dni i tygodnie są zazwyczaj ekscytujące, później entuzjazm stopniowo mija i pojawiają się wątpliwości, czy aby na pewno jest to ścieżka, którą chcemy kroczyć dalej. Co najciekawsze, wcale nie wynika to z tego, że przestajemy zgadzać się z pierwotnymi założeniami, ale z tego, że dostrzegamy coraz więcej rzeczy, które zostały w imię realizacji owego celu poświęcone. Patrząc wstecz, mógłbym wskazać wiele urządzeń i akcesoriów, z których "wyszedłem" właśnie z tego powodu. Jestem przekonany, że wielu czytających te słowa doskonale kojarzy to uczucie. Tymczasem tutaj szczegółowość, rewelacyjną stereofonię, efekt zebrania, przyspieszenia, lepszego "ukorzenienia się" dźwięku, a w konsekwencji większy realizm przekazu dostajemy bez żadnego "ale". W tym momencie znów wracamy do podobieństw między opisywanymi kablami a flagowcami Tellurium Q. Jest to dokładnie ta sama filozofia, to samo podejście do tematu - wprowadzać od siebie jak najmniej, nie wywracać zbudowanej przez użytkownika układanki do góry nogami, ale uporządkować dźwięk i przekazać słuchaczowi jak najwięcej informacji, aby postęp jakościowy był nie do zbagatelizowania. Prowadzi to do kolejnego zjawiska, które doskonale znają miłośnicy hi-endowego sprzętu nastawionego na neutralność i działającego dość dyskretnie, ale skutecznie. Mówię oczywiście o próbie powrotu do poprzedniej konfiguracji. Dopiero wtedy zaczynamy w pełni doceniać to, co "srebrne" kable Tellurium Q dla nas robiły.
Na zakończenie wrócę do wygrzewania, a następnie poruszę jeszcze jedną niezwykle istotną kwestię, która odróżnia serię Ultra Silver II od flagowych Statementów II. Jak już wspominałem, brzmienie zupełnie świeżych, wyjętych prosto z pudełka kabli odebrałem jako zgaszone, a nawet przyciemnione. Dopiero później, w miarę wygrzewania, doszedłem do wniosku, że wrażenie to wynikało nie tyle z osłabienia wysokich tonów (częściowo może też, ale minimalnie), co raczej z podkreślenia basu i niższej średnicy. Tam, gdzie kryją się dźwięki zapewniające wrażenie gęstości i mięsistości, niewygrzane Ultra Silver II jeszcze coś od siebie dodają, a to z kolei przekłada się na poczucie, że szala przechyla się na korzyść niskich częstotliwości. Później brzmienie się wyrównuje, ale tylko w sensie charakterystyki częstotliwościowej. Barwa i przyjemna gęstość zostają, ale ponieważ znika lekka górka na przełomie basu i średnicy, owo miedziane zabarwienie również rozpływa się równo niczym cieniutka polewa po serniku. Bas zachowuje głębię, mięsistość i sprężystość, ale przyspiesza, idealnie spajając się ze średnicą. Wisienką na torcie, a zarazem elementem, który przesądził o wyniku tego testu, jest fakt, że w odróżnieniu od Statementów II, gdzie użycie samych przewodów głośnikowych nie wywołało jeszcze zbyt dużych zmian, tutaj sam głośnikowiec wprowadził wiele, wiele dobrego, a interkonekt i kabel USB tylko pogłębiły i wzmocniły jego działanie. Podczas testu przećwiczyłem najróżniejsze kombinacje i nie potrafię powiedzieć, który z trzech opisywanych kabli jest gwiazdą tej serii. Mam podstawy sądzić, że jest nią kabel USB, ale najprościej będzie, jeśli powiem, że wszystkie są znakomite i działają w taki sam sposób. Z punktu widzenia zainteresowanych takim okablowaniem audiofilów jest to wspaniała wiadomość, bo nie każdy potrzebuje od razu wszystkich kabli, jakie producent ma do zaoferowania. Ja na przykład w swoim drugim systemie rozwiązałem już kwestię interkonektu (KBL Sound Red Corona), kabla USB (Fidata HFU2) i przewodów zasilających (Enerr Transcenda), więc nie czuję potrzeby dalszego gmerania w tej konfiguracji, nawet gdyby miało to przynieść delikatną poprawę. Jeśli natomiast chodzi o przewody głośnikowe, to...
Budowa i parametry
Doprawdy piękną pogodę mieliśmy w tę majówkę. Jeszcze dwa, trzy tygodnie temu trudno było się spodziewać, że w długi weekend będzie można wyciągnąć z szafy koszulki z krótkim rękawem, szorty, a nawet sandały, a tu proszę bardzo - 25 stopni na termometrze, słońce, a co najważniejsze całkowity brak wiatru i deszczu, od których ostatnimi czasy ciężko było uciec. Nie dość, że dopisała aura, to jeszcze sprzyjał nam kalendarz. Żaden z dni świątecznych nie wypadł w weekend, a to oznacza, że niektórzy jak wyszli z pracy w piątek, dwudziestego szóstego kwietnia, tak wrócili dopiero szóstego maja. Aż chciało się skosić trawę, odkurzyć krzesła i stoliki, wyciągnąć z piwnicy grilla, pojechać do najbliższego dyskontu po zaopatrzenie i zaprosić rodzinę lub znajomych. Karkówka, kiełbasa i szaszłyki to hity, które zawsze mają wzięcie, ale ostatnio ludzie coraz śmielej eksperymentują i na ruszcie można zobaczyć na przykład ryby, kaszankę z cebulą, kiszki ziemniaczane, cukinię i wszelkiego rodzaju potrawy wegetariańskie. Kiedy słońce przypieka, a człowiek stoi przy rozgrzanym do czerwoności węglu, koniecznie trzeba uzupełniać płyny (wiadomo, bezpieczeństwo najważniejsze). Po którymś takim uzupełnieniu zaczyna się robić wesoło, a jeśli jedzenie naszym gościom smakuje i powoli zaczyna go brakować, na ruszcie lub nawet w dogasającym węglu lądują takie cuda jak szaszłyki warzywne, śledzie po kaszubsku albo młode ziemniaki zawinięte w folię aluminiową z plasterkiem boczku. Palce lizać! Majówka to także wymarzony czas, aby na chwilę wyjechać, zobaczyć coś nowego, dlatego razem z żoną odwiedziliśmy Park Etnograficzny w Tokarni, gdzie odbywał się akurat Festiwal Smaków. Samo miejsce wspaniałe, przepełnione historią i świetnie zorganizowane, ale w ten weekend główną atrakcją była scena, na której zaprezentowały się regionalne kapele, a wokół niej rozstawiono stoiska kół gospodyń wiejskich i producentów tradycyjnych przysmaków. Zupy, pierogi, ciasta, miody, chleb ze smalcem, świeżo wyciskane soki, nalewki - czego dusza zapragnie. Dla mnie numerem jeden był pikantny bigos z pieczarkami i pokrzywą. Dawał popalić tak, że trzeba było ugasić pożar podniebienia, a w tej kwestii polecam patent, który podłapałem w Monachium - bierzemy sok jabłkowy i wodę gazowaną, mieszamy w proporcjach jeden do jednego, dodajemy plasterek cytryny oraz kilka liści mięty i gotowe. Na upalne dni to lepsze niż te modne ostatnio pseudopiwa w kolorowych puszkach. I takie, no wiecie, nie za słodkie.
Werdykt
Kiedy odebrałem paczkę z nowymi kablami Tellurium Q, z konkretnych informacji na ich temat dysponowałem tylko cenami i opisem producenta, który można streścić w jednym zdaniu. Zrobiłem im zdjęcia, podłączyłem je do wygrzewania, przeprowadziłem całą serię odsłuchów w różnych konfiguracjach sprzętowych, następnie zacząłem analizować ich budowę wewnętrzną na podstawie dostępnych materiałów i zdjęć wykonanych obiektywem makro, po czym zacząłem spisywać swoje obserwacje i wyszedł mi taki oto, całkiem obszerny test. W tym czasie pojawiły się jednak inne recenzje i choć zwykle nie odnoszę się do twórczości kolegów po fachu, spośród cytatów, którymi podzielił się na stronie producent, jeden - dotyczący akurat pierwszej generacji tych kabli - zmiótł mnie z planszy swoją trafnością i zwięzłością. Dan Worth z magazynu Hifi Pig napisał bowiem, że Ultra Silver to Nordost z treścią. I pozamiatał. Moim zdaniem Ultra Silver II to kable łączące w sobie najlepsze cechy wysokich modeli Nordosta i Cardasa. I to w taki sposób, że niezwykle trudno jest wskazać jakiekolwiek minusy. Dostajemy szczegółowość i rewelacyjną przestrzeń, ale bez rozjaśnienia i wrażenia, że muzycy zamienili się w plastikowe manekiny. Dostajemy głęboki bas, naturalną średnicę, odrobinę przyjemnego ciepła i muzykalność otwierającą drogę do wielogodzinnych odsłuchów, ale bez spowolnienia, rozmycia konturów i poczucia, że część mikrodetali gdzieś po drodze zniknęła, spóźniła się na pociąg. Ale nie to jest jeszcze najlepsze. Niektórzy zapewne zdają sobie sprawę z tego, że producenci kolumn głośnikowych, elektroniki lub kabli nie mogą sobie ot tak wybrać, jaki poziom jakościowy będą prezentowały ich nowe wyroby. Czasami udaje im się trafić w to, co chcieli osiągnąć, a czasami rezultat mocno odbiega od oczekiwań i pozostaje tylko pytanie, w którą stronę. Zazwyczaj końcowy produkt jest słabszy niż przypuszczano, więc trzeba obniżyć cenę albo szykować następcę, ewentualnie zacisnąć zęby i liczyć na to, że ludzie się nie pokapują (co wcale nie jest takie nieprawdopodobne). Sporadycznie zdarza im się jednak przestrzelić na korzyść klientów i wówczas można się spodziewać działań odwrotnych. Ja nie zamierzam czekać. Raptem kilka miesięcy temu testowałem Statementy II i choć nie odważę się stwierdzić, że Ultra Silver II są lepsze, mogę z czystym sumieniem napisać, że w obu moich systemach sprawdziły się one lepiej, dając mi więcej frajdy ze słuchania i działając tak bezdyskusyjnie, aby niczego nie trzeba było sobie tego dopowiadać. Interkonekt i kabel USB odpuszczam, bo na razie nie widzę sensu wymieniać tych, które mam, ale głośnikowy Ultra Silver II zostanie u mnie na dłużej. Co prawda miałem już nie wydawać pieniędzy na sprzęt, ale coś mi mówi, że te kable mogą w przyszłości stać się produktem kultowym - takim, którego będziemy szukać na aukcjach, trafiając na puste linki i plując sobie w brodę, że nie skusiliśmy się, kiedy jeszcze mieliśmy szansę. Gorąco polecam!
Dane techniczne
Przewodnik: Miedź tellurowa
Dielektryk: Słodka tajemnica Tellurium Q
Wtyki: Własny projekt Tellurium Q
Cena: 16475 zł (głośnikowy 2 x 2,5 m), 5022 zł (interkonekt RCA 1 m), 3250 zł (kabel USB 1 m)
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
meloman
Na wypadek wszelki, gdy niebawem na forum ujawni się kolejny raz frakcja głuchych albo zapatrzonych wyłącznie w sprzęt pomiarowy (à la Reduktor Szumu), spieszę donieść, że kable w systemach wysokiej klasy mają znaczenie, mają swój dźwięk, mają prawo dużo kosztować i tak już niestety pozostanie. Zresztą, drodzy malkontenci - przyznajcie, że i Wy i Wasze żony, kochanki albo dziewczyny nosicie ładne i dopasowane paski podnoszące walory estetyczne i praktyczne swoich ubrań, a przecież moglibyście się wszyscy przepasać sznurkiem konopnym i też by na upartego było dobrze - spodnie i spódnice by nie opadły. A więc jednak...
7 Lubię -
Piotr
@meloman - Jak to w wolnym kraju przystało, czy gdziekolwiek tam mieszkasz, masz prawo do własnego zdania :)
0 Lubię -
Meloman
Skoro o wyglądzie, to jak dla mnie... w kablu za grube kilkanaście tysięcy złotych stosowanie najtańszych bananów na rynku kłóci się zarówno ze zdrowym rozsądkiem jak i szanowaniem klienta. W dodatku cały czas te tandetne termokurcze. Coś takiego można stosować w sprzęcie DIY a nie przez szanującą się (?) firmę w kablach za takie pieniądze. Poza tym długość tych termokurczy w kablu analogowym chyba jest zbyt przesadna... żeby kabel się na nich nie łamał trzeba pewnie zamówić +0,5m. Zgadzam się z tym, że kable mają wpływ na dźwięk, ale że czasami kosztują takie pieniądze jakby były zrobione z materiałów przywiezionych co najmniej z Marsa to już nie... Miałem Tellurium i uważam, że głośnikówki w wyższych seriach (niższe to mają przekrój grubego włosa) są niezłe a czasami nawet bardzo dobre, natomiast interkonekty są baaardzo przeciętne biorąc pod uwagę ich cenę.
4 Lubię -
Michał
Traktowanie drogich kabli jako biżuterię audio, jest jak najbardziej w porządku. Jako ofiara podwójnie ślepych testów kabli głośnikowych, RCA (srebro, miedź) wiem z autopsji, że nie potrafię ich odróżnić, kiedy ich nie widzę. Teraz wiem też dlaczego. Uwaga! Padnie niecenzuralne/brzydkie słowo, psychoakustyka;) Ale w porządku, mój przypadek jest nieważny dla ogółu. Za to czekam aż ktokolwiek, w bezsporny, naukowo powtarzalny sposób udowodni, że słyszy różnice. Dopóki to nie nastąpi, opowieści o odróżnianiu kabli na słuch będę traktował jako audio-folklor, jakkolwiek nikomu nie odmawiam prawa do zabawy w upiększanie rzeczywistości. Też lubię wokół siebie te dopieszczone, drobne detale, które poprawiają mi samopoczucie. Bawmy się więc, słuchając muzyki, szkoda życia na jałowe spory.
3 Lubię -
Adam
Dzień dobry. Do pewnego momentu wzrost nakładów daje przyrost jakości dźwięku. Po przekroczeniu pewnego progu, ja podobnie jak Michał nie słyszę dużych różnic dźwiękowych, chyba że gra totalnie źle, natomiast zwracam uwagę na wygląd, historię i filozofię marki, kraj produkcji, materiały i przyznaje się, odzywa się we mnie snobizm, znaczenie ma poważanie wśród braci audiofilskiej, stety lub niestety osoby zainteresowane tym hobby zwracają uwagę na marki. Natomiast odnośnie audiovoodoo mam podstawki pod kablami - lepiej się to kłębowisko przewodów odkurza:) Dobry dźwięk się też nudzi i obecnie jeśli zmieniam sprzęt to chyba już dlatego, aby było nie lepiej, ale inaczej. Pozdrawiam serdecznie!
3 Lubię
Komentarze (5)