Bryston BDA-3.14
- Kategoria: Przetworniki i streamery
- Tomasz Karasiński
Podobnie, jak aktorzy specjalizujący się w konkretnych rolach i rzadko wychodzący poza swoją ekranową strefę komfortu, tak i producenci audiofilskiej aparatury mogą dać się zaszufladkować. Mam zresztą wrażenie, że wielu ludziom taka sytuacja odpowiada, bo przyporządkowanie poszczególnym markom "ulubionej" kategorii sprzętu pozwala uprościć skomplikowany świat elektroniki, w którym i tak obowiązują dość luźne zasady, a odsłuch może pogrzebać wszystkie ułożone wcześniej teorie - cenowe, techniczne lub czysto światopoglądowe. Bryston uchodzi za specjalistę od wzmacniaczy. Nie bez powodu, bo w niektórych kręgach piecyki tej marki są przedmiotem kultu. Uchodzą za niezwykle dopracowane i pancerne (co potwierdzają nie tylko karty gwarancyjne wypisywane na dwie dekady od momentu zakupu, ale także relacje niezależnych serwisantów, którzy w wielu wzmacniaczach po takim czasie zastępują większość komponentów nowymi lub rezygnują z wykonania usługi ze względu na marne szanse odratowania urządzenia, podczas gdy w Brystonach operacja zwykle kończy się na profilaktycznej wymianie kilku kondensatorów, czyszczeniu wnętrza i podstawowych regulacjach), a ich brzmienie uchodzi za wybitnie naturalne i doskonale wyważone. Kanadyjczycy nie chcą jednak zamykać się w świecie tranzystorowych końcówek mocy i od dawna oferują swoim klientom inne komponenty hi-fi, takie jak odtwarzacze płyt kompaktowych, przetworniki i transporty cyfrowe, przedwzmacniacze gramofonowe, wzmacniacze słuchawkowe, pasywne i aktywne zestawy głośnikowe, a nawet kondycjonery sieciowe i zasilacze. Bryston doskonale wie jak podzielić system stereo na kilka lub kilkanaście elementów. A czy umie także dostosować się do panujących trendów i umieścić kilka urządzeń w jednej obudowie?
Być może niektórych to zdziwi, ale moim zdaniem kanadyjskim inżynierom szczególnie dobrze wychodzą źródła cyfrowe. W czasach, gdy audiofile z dużą nieufnością podchodzili do tematu plików, a streaming muzyki w jakości wykraczającej poza możliwości płyt kompaktowych pozostawał jeszcze w sferze marzeń, Bryston - bazując na sporym doświadczeniu nie tylko ze sprzętem amatorskim, ale także tym projektowanym z myślą o profesjonalistach (którzy przesiedli się na komputery i pliki znacznie wcześniej niż melomani) - stworzył wyjątkowy odtwarzacz dzielony składający się z transportu cyfrowego i DAC-a. Ów transport miał zajmować się przede wszystkim odczytem plików z pendrive'a lub dysku twardego podłączonego do jednego z gniazd USB. Brzmi to dość kosmicznie, prawda? Pełnowymiarowe i dość kosztowne urządzenie miało robić to, co "równie dobrze" mógł zrobić dowolny komputer. Kanadyjczycy uznali jednak, że tak wygląda to tylko w teorii, a praktyka (odsłuch) pokazuje, że zwyczajny pecet nadaje się do odczytu muzyki tak, jak akumulatorowa wkrętarka do wiercenia dziur w ścianach. Najnowsza wersja tego urządzenia - BDP-3 - wywróciła mój świat do góry nogami. Wiedziałem, że Bryston będzie lepszy od komputera, ale żeby aż tak? Gdybym jutro wygrał milion złotych, byłby to prawdopodobnie pierwszy klocek, który wylądowałoby w moim systemie. Test przetwornika BDA-3 także zapamiętałem pozytywnie. Przede wszystkim dlatego, że to jeden z niewielu dostępnych na naszym rynku DAC-ów o tak potężnych możliwościach (wliczając w to gniazda HDMI), który niejako przy okazji oferuje uniwersalne, łatwo przyswajalne, typowo "brystonowe" brzmienie.
Jedynym problemem jest cena. Zarówno BDP-3, jak i BDA-3 kosztują około 15000 zł, a jeśli chcemy uzyskać coś w rodzaju dzielonego streamera, musimy kupić oba elementy lub rozbić sobie tę inwestycję na dwie raty (na przykład kupując transport i tańszy przetwornik na przeczekanie, w międzyczasie odkładając pieniądze na DAC-a Brystona). Trzydzieści tysięcy złotych to konkretny wydatek. Może nie dla ludzi interesujących się wyłącznie ekstremalnym hi-endem, ale dla całej reszty - tak. Jak to uprościć? Pomysł wydawał się oczywisty. Najtańszym źródłem w katalogu Brystona jest bowiem maleńki transport o wiele mówiącej nazwie BDP-Pi. Proste pudełko bazujące na platformie Raspberry Pi może pełnić rolę pomostu między cyfrową muzyką a przetwornikiem i pewnie byłoby hitem gdyby kosztowało 2000-3000 zł. Niestety, kiedy Kanadyjczycy doliczą sobie koszt obudowy pasującej do pozostałych komponentów, wynagrodzenie pracowników, podatki i nie wiadomo co jeszcze, a później dojdą do tego koszty transportu, opłaty celne i wszystko, co musi wziąć na siebie dystrybutor, cena rośnie do 5449 zł. Niektórzy audiofile nawet bez odsłuchu doszli do wniosku, że to idiotyzm. I jest to jeden z tych przypadków, kiedy wcale im się nie dziwię. Nawet zakładając, że inżynierowie Brystona mocno napracowali się nad tym, aby wydobyć z tego urządzenia dobry dźwięk i rozwinąć jego funkcjonalność (firma stworzyła swój własny system sterowania streamerem, a do tego zadbała o jego kompatybilność z popularnymi serwisami sieciowymi i platformą Roon), pięć i pół tysiąca za transport zbudowany na bazie "malinki" to dość niedorzeczna kwota. Ktoś musiał zdać sobie z tego sprawę, bo teraz postanowiono połączyć mózg BDP-Pi z przetwornikiem BDA-3 w jednej obudowie. Efektem takiej wewnętrznej krzyżówki jest BDA-3.14.
Wygląd i funkcjonalność
Kanadyjczycy nie lubią kombinować tam, gdzie nie jest to potrzebne, więc BDA-3.14 na pierwszy rzut oka prezentuje się tak samo, jak BDA-3. To ta sama obudowa, ten sam układ elementów na przednim panelu, ta sama dbałość o szczegóły i ten sam studyjny urok opakowania, w którym poza elegancką instrukcją obsługi nie znajdziemy absolutnie żadnego elementu mającego połechtać audiofilskie ego. A jakiś aksamitny worek zamiast folii zabezpieczającej urządzenie przed porysowaniem? A jakiś gruby przewód zasilający? Nic z tych rzeczy. Dopiero później okazało się, że w zestawie pierwotnie miał się znaleźć pilot, jednak z jakiegoś powodu pierwsze egzemplarze opisywanego przetwornika zostały dostarczone dystrybutorom bez niego. Ktoś zapomniał, zaspał, zagapił się - nie wiem, ale na szczęście udało się ten błąd naprawić i dosłownie tydzień później otrzymałem piękny, aluminiowy sterownik, z którego posiadacze BDA-3.14 na pewno ucieszą się bardziej niż z bezużytecznych bibelotów, które tak czy inaczej wylądują w garażu, na strychu lub w piwnicy. Pilot jest ważny z dwóch względów. Po pierwsze, opisywany DAC ma całe mnóstwo wejść, w związku z czym w naprawdę rozbudowanych systemach będzie mógł wziąć na siebie sygnał z odtwarzacza płyt kompaktowych, konsoli, telewizora, komputera i nie wiadomo czego jeszcze. Po drugie, BDA-3.14 został wyposażony w regulowane wyjście, dzięki czemu może pełnić rolę pełnoprawnego steramera i przetwornika, ale też przedwzmacniacza. Do wspomnianej instrukcji obsługi producent dorzucił zresztą wydrukowaną oddzielnie kartkę z wyraźnym ostrzeżeniem, aby nie ustawiać poziomu głośności na maksa przed podłączeniem urządzenia do końcówki mocy lub kolumn aktywnych. Wszystko wskazuje na to, że Bryston naprawdę chciał zamienić BDA-3 w wielofunkcyjny sprzęt z prawdziwego zdarzenia. W pierwszej chwili miałem jednak déjà vu. Co tu się zmieniło? Oprócz dodatkowych modułów w środku, dwie rzeczy - z tyłu pojawiły się cztery gniazda USB i drugie złącze LAN (BDA-3 jedno już miał), a front wykończono zgodnie z najnowszymi trendami (wcześniej Bryston stosował szczotkowane aluminium), nadając mu bardziej stonowany, satynowy wygląd. Dlaczego zdecydowano się na taką zmianę? Nie mam pojęcia, ale w ostatnich latach wielu producentów sprzętu hi-fi poszło w tym kierunku. Może szczotkowane aluminium już się audiofilom przejadło, a może chodzi o to, że metalowe płyty o matowej fakturze są bardziej odporne na zarysowania? Tak czy inaczej, BDA-3.14 to po prostu BDA-3 z zamontowaną "malinką".
TEST: Bryston BDA-3
Jeżeli nie mieliście nigdy kontaktu ze sprzętem Brystona, powinniście wiedzieć, że większość urządzeń tej marki ma swoje dziwactwa. Nie wszystko wygląda i działa tak, jak się spodziewamy, co absolutnie nie oznacza, że jest w tym coś złego. Przeciwnie - choć do pewnych rozwiązań trzeba się przyzwyczaić, z punktu widzenia audiofila jest to bardzo ciekawa zabawa. BDP-3 ma na przykład wbudowany odtwarzacz plików, do którego można się dostać z poziomu przeglądarki. Wystarczy sprawdzić adres IP naszego streamera, otworzyć przeglądarkę na dowolnym komputerze, tablecie lub smartfonie podłączonym do tej samej sieci i po chwili pojawia się panel sterowania, za pomocą którego możemy nawet odpalić pliki z dysku NAS lub pendrive'a wetkniętego w jedno z gniazd USB na tylnym panelu Brystona. To dość osobliwe rozwiązanie, ale trzeba przyznać, że jest wyjątkowo odporne na szybko zmieniający się świat komputerów i urządzeń mobilnych. Doskonale pamiętam także test końcówki mocy 4B3, której dobre pół godziny nie mogłem nawet włączyć. Jeden przycisk, drugi przycisk, zmiana polaryzacji wtyczki kabla zasilającego - nie pomagało nic. Okazało się, że w momencie podłączania przewodu sieciowego, tylny przycisk zasilający powinien być już włączony. Wzmacniacz bada wtedy parametry prądu i - jeśli wszystko się zgadza - po chwili jest gotowy do włączenia "głównym" przyciskiem znajdującym się z przodu. Audiofile często narzekają na to, że producenci sprzętu projektują już niemal wszystkie, nawet najbardziej kosztowne i zaawansowane technicznie urządzenia tak, aby z ich instalacją i użytkowaniem poradziła sobie nawet średnio inteligentna małpa, co czasami odbija się na jakości lub wręcz ogranicza możliwości zastosowanych w środku podzespołów. Niektóre firmy wolą nawet "przyciąć" maksymalną jakość sygnału obsługiwanego przez przetwornik tylko po to, aby nikt nie musiał pobierać i instalować na swoim komputerze sterowników. W urządzeniach Brystona jest dokładnie na odwrót. Nie znasz się? Nie podchodź. Kup sobie amplituner czy jakiś tam głośnik bezprzewodowy i nie udawaj, że jesteś audiofilem.
Zacznijmy od tego, że BDA-3.14 nie ma łączności bezprzewodowej. Do sieci podepniemy go tylko za pomocą kabla LAN. Jeżeli nie mamy możliwości pociągnięcia takiego przewodu, możemy zaopatrzyć się w zewnętrzną kartę sieciową, którą należy wpiąć do jednego z umieszczonych z tyłu gniazd USB. Bryston oferuje "gwizdek" o wiele mówiącej nazwie BDP Wi-Fi Adapter, który po wsunięciu do kolejnego gniazda USB zapewni nam łączność bezprzewodową. Tak naprawdę egzamin powinna tutaj zdać każda karta sieciowa typu plug and play. Po uruchomieniu BDA-3.14 zobaczymy istny taniec wszystkich umieszczonych na przednim panelu, wielobarwnych LED-ów. Wyraźnie widać, że producent w pewnym sensie starał się nadać temu urządzeniu "analogowy" charakter, w związku z czym nie mamy tu ani wyświetlacza, ani żadnego innego elementu sugerującego, że BDA-3.14 jest nie tylko przetwornikiem wyposażonym w kilkanaście wejść cyfrowych, ale także streamerem i przedwzmacniaczem. Wystarczy powiedzieć, że aktualny poziom głośności jest wyświetlany w formie linii złożonej z diod umieszczonych nad przyciskami służącymi do wyboru wejścia. Kosmos. Ale to i tak nic w porównaniu z firmowym playerem Manic Moose, który - podobnie, jak w modelu BDP-3 - przyjął formę aplikacji odpalanej z poziomu przeglądarki. Na szczęście nie trzeba w tym celu znać adresu IP naszego przetwornika. Wystarczy wpisać adres podany w instrukcji obsługi i na ekranie pojawia się lista urządzeń Brystona, do których możemy uzyskać dostęp. W menu znajdziemy najróżniejsze ustawienia, a także odtwarzacz pozwalający na odpalenie muzyki z nośników pamięci, lokalizacji sieciowych lub serwisów streamingowych. Generalnie możliwości tej dość osobliwej aplikacji są całkiem spore, ale problem polega na tym, że została ona opracowana przez Brystona - uwaga, uwaga - dziesięć lat temu, w związku z czym interfejs użytkownika i sposób działania niektórych funkcji to z dzisiejszego punktu widzenia prawdziwe średniowiecze. Jeżeli miałbym opisać ją jednym słowem, powiedziałbym, że jest siermiężna. Po prostu. O ile jeszcze znalezienie ważniejszych ustawień urządzenia nie powinno nikomu sprawić problemów, to dobranie się do muzyki zgromadzonej na dysku sieciowym, utworzenie playlisty i rozpoczęcie odtwarzania jest zabawą na dobre dziesięć minut. Na szczęście nie jest to jedyna opcja. Dłuższą chwilę zastanawiałem się dlaczego Bryston pozostał przy takim systemie, zamiast utworzyć na bazie tych samych funkcji nowoczesną i ładniejszą aplikację na urządzenia mobilne, ale problem rozwiązał się w momencie, gdy odpaliłem Roona. Wiem, że jest to płatne oprogramowanie, ale w tym momencie zabawa z BDA-3.14 zaczęła wreszcie przypominać to, z czym mamy do czynienia w najlepszych tego typu aplikacjach udostępnianych przez producentów streamerów i głośników sieciowych. Przesiadkę z firmowego, "przeglądarkowego" playera na Roona można porównać chyba tylko do upgrade'u z Windowsa 3.11 na aktualną "dziesiątkę". Zwolennicy darmowego software'u mogą oczywiście poszukać alternatywnych rozwiązań, takich jak Audirvana. Jeśli chodzi o sam proces odtwarzania muzyki, chyba każde rozwiązanie będzie lepsze od tego, które proponuje nam Bryston. Moim zdaniem Kanadyjczycy powinni czym prędzej wycofać się z tego pomysłu, pozostawiając na swojej "stronie" tylko i wyłącznie panel z ustawieniami urządzenia. To byłoby proste, logiczne i wygodne, a użytkownicy od razu wiedzieliby, że nie ma sensu użerać się z programem, który wyświetla jakieś dziwne komunikaty i wygląda tylko trochę lepiej niż strony www z lat dziewięćdziesiątych. Być może taki system miał sens dziesięć lat temu. Być może utrzymano go po to, aby móc powiedzieć, że z wyjętym z pudełka urządzeniem faktycznie można zrobić to, co deklaruje producent, a więc odtwarzać pliki, zmieniać ustawienia i słuchać muzyki z serwisów streamingowych. Ale można też przełączyć BDA-3.14 w tryb Roon Ready i robić to wszystko o wiele lepiej.
Ponieważ testowaliśmy już model BDA-3, nie chcę rozwijać kwestii, które poruszyłem w tamtej recenzji. BDA-3.14 zrobił na mnie równie dobre wrażenie jeśli chodzi o jakość wykonania - tak z zewnątrz, jak i w środku. Jest to jedno z tych urządzeń, które może nie wyglądają tak kosmicznie, jak streamery i przetworniki Auralica z serii G2 albo metalowe cudeńka Chorda, ale zostały zbudowane tak, jakby miały przetrwać apokalipsę. Z plusów należy wymienić przede wszystkim mnogość i różnorodność umieszczonych na tylnym panelu wejść i wyjść. Jest ich więcej niż ktokolwiek będzie w stanie wykorzystać. To fajne, bo często testuję przetworniki i streamery, którym co najmniej jednego złącza ewidentnie brakuje. Jak są gniazda USB, to brakuje optycznego. Jak są trzy optyczne, to nie ma koaksjalnego. A kiedy są nawet dwa gniazda koaksjalne, to oba w standardzie BNC (Exposure XM5, Chord Qutest). Tutaj mamy natomiast wszystko, czego dusza zapragnie. Wejście AES/EBU, dwa koaksjalne (RCA i BNC), jedno wejście optyczne, łącznie siedem (!) gniazd USB, cztery wejścia i jedno wyjście HDMI... Szok. Swoją drogą, niechęć producentów audiofilskiego sprzętu do gniazd HDMI jest moim zdaniem kompletnie niezrozumiała. To najprostszy i najlepszy sposób połączenia systemu hi-fi z telewizorem, odtwarzaczem Blu-ray lub innym tego typu urządzeniem, a nikt mnie nie przekona, że oglądanie filmów i seriali z Netflixa z nagłośnieniem w postaci pary porządnych kolumn, wzmacniacza stereo i wysokiej klasy przetwornika jest nie w porządku. Że niby powinienem korzystać z gównianych głośników w telewizorze, aby nie plugawić swojego hi-endowego sprzętu taką biedą, jak kabel HDMI? Obejrzyjcie (i posłuchajcie) chociażby "Blade Runnera 2049" z muzyką Hansa Zimmera, "Jokera" z nagrodzoną Oscarem ścieżką dźwiękową autorstwa Hildur Guðnadóttir lub, z rzeczy znacznie świeższych, horror "W lesie dziś nie zaśnie nikt", do którego muzykę napisał Radzimir Dębski. Film nie jest wybitny. Chwilami nawet infantylny i przewidywalny, ale warstwa brzmieniowa - czad. Bryston nie jest urządzeniem, którym zainteresuje się każdy miłośnik wieczornych seansów, ale coś mi mówi, że mnogość gniazd HDMI na jego tylnej ściance przyciągnie niejednego audiofila traktującego swój system audio jako część większej układanki i wykorzystującego go do wszystkiego, co ma związek z dźwiękiem. Do wielu producentów elektroniki już dociera to, że brak gniazda HDMI lub chociażby wejścia optycznego jest w dzisiejszych czasach ogromnym błędem. Przykładem może być Naim Uniti Atom, do którego złącze HDMI dodano trochę na siłę, jednocześnie wycofując się z wersji pozbawionej tego udogodnienia (swoją drogą, dzięki temu można ją teraz dorwać w bardzo dobrej cenie). Bryston nie tylko o tym standardzie pamiętał, ale wręcz zabezpieczył swoich klientów na przyszłość, upychając z tyłu aż pięć gniazd HDMI.
Z plusów należy wymienić przede wszystkim mnogość i różnorodność umieszczonych na tylnym panelu wejść i wyjść. Jest ich więcej niż ktokolwiek będzie w stanie wykorzystać. Wejście AES/EBU, dwa koaksjalne (RCA i BNC), jedno wejście optyczne, łącznie siedem (!) gniazd USB, cztery wejścia i jedno wyjście HDMI... Szok.Minusy? Największym jest oczywiście "wbudowana" aplikacja do odtwarzania muzyki. Teoretycznie działa, ale nawet windowsowa aplikacja Sonosa, która jest moim zdaniem dość przestarzała, wygląda przy niej jak nowoczesne, hybrydowe auto zaparkowane obok starego autobusu. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że niektóre firmy nie udostępniają użytkownikom żadnego narzędzia do zmiany ustawień sprzętu i odtwarzania muzyki, kierując ich od razu w stronę zewnętrznych usług i programów, a system Brystona wydaje się być odporny na upływ czasu, dzięki czemu prawdopodobnie jeszcze długo będzie można wykorzystać go do szybkiego przestawiania parametrów pracy przetwornika (bo do tego akurat nadaje się całkiem dobrze). Przyczepiłbym się również do tego, że we wszystkich materiałach promocyjnych Bryston chwali się niespotykaną w branży elektronicznej, dwudziestoletnią gwarancją, która jednak opisywanego modelu - podobnie, jak innych urządzeń cyfrowych - nie dotyczy. Tutaj dostajemy "zaledwie" pięć lat opieki producenta. Z jednej strony ma to sens, bo produkty cyfrowe z reguły mają trochę krótszy czas życia niż sprzęt stuprocentowo analogowy. Z drugiej - mam wrażenie, że ten podział został wprowadzony ze względu na odtwarzacze CD i ich kłopotliwą mechanikę, a taki przetwornik nie powinien nagle zepsuć się po czterech latach. Bryston mógłby rozszerzyć dwudziestoletnią gwarancję na produkty cyfrowe, zaznaczając oczywiście, że umowa obejmuje funkcje i wyposażenie, z jakimi urządzenie zostało oryginalnie wyprodukowane i jakie wtedy obsługiwało (w przeciwnym wypadku klienci mogliby uznać, że przez te dwie dekady należy im się regularna wymiana podzespołów na nowsze). Czy BDA-3.14 będzie bardziej długowieczny niż produkowane dziś tablety i smartfony? Moim zdaniem tak. Kanadyjczycy nie chcą jednak wziąć na siebie takiego ciężaru, choć rozszerzenie dwudziestoletniej gwarancji na wszystkie produkty miałoby zapewne potężną siłę oddziaływania na klientów i podejmowane przez nich decyzje. Ostatnim minusem Brystona jest oczywiście jego cena. Dokładna kwota zależy od aktualnego kursu dolara kanadyjskiego, jednak można przyjąć, że BDA-3.14 jest o 2500-3000 zł droższy od starszego braciszka, na którym bazuje. Z jednej strony można się zastanowić czy nie lepiej wziąć BDA-3 i jakiegoś innego transportu, takiego jak Primare NP5 Prisma, Auralic Aries Mini czy SOtM sMS-200. Z drugiej zawsze dochodzi nam kolejny kabel i kolejne pudełko na stoliku, a oszczędność jest żadna, więc kombinowanie chyba nie ma większego sensu. Można oczywiście zadać sobie pytanie czy w ogóle potrzebujemy takiego DAC-a, jak BDA-3 lub BDA-3.14, jednak zakładając, że celujemy w ten poziom jakościowy, BDA-3.14 to naprawdę dobry interes. Kolejnym krokiem naprzód będzie dopiero kupno BDA-3. Nie zmienia to jednak faktu, że opisywany przetwornik wchodzi w paradę takim urządzeniom, jak Auralic Vega G1, Lumin T2 lub Cambridge Audio Edge NQ. A czy brzmieniowo może się z nimi równać?
Brzmienie
Niezależnie od tego, czy w kolejce na odsłuch czeka końcówka mocy, przedwzmacniacz, integra, transport cyfrowy, przetwornik cyfrowo-analogowy czy wzmacniacz słuchawkowy, logo Brystona zawsze działa na mnie uspokajająco. Przyzwyczaiłem się, że jest to gwarancja pewnego poziomu jakościowego. Innymi słowy, jest to sprzęt, na który nie szkoda mi czasu. Nawet jeśli mam do czynienia z nową wersją modelu, z którym miałem już okazję się spotkać, jego rozwinięciem, przeróbką lub hybrydą zrodzoną z połączenia dwóch innych urządzeń, bo do tej kategorii należałoby wrzucić BDA-3.14. Należy jednak zaznaczyć, że nie ma w tym nic podejrzanego. Wielu producentów elektroniki wykorzystuje te same podzespoły w wielu różnych modelach lub kombinuje tak, aby klienci otrzymali to, czego szukają. Ze wzmacniaczy wykluwają się urządzenia, które tak naprawdę są już pełnoprawnymi systemami all-in-one. Powstają przedwzmacniacze z wbudowanym streamerem, wzmacniacze słuchawkowe z gramofonowym stopniem korekcyjnym, przetworniki z łącznością bezprzewodową itd. Połączenie funkcji streamera, przetwornika i przedwzmacniacza to dla wielu melomanów strzał w dziesiątkę. Tak naprawdę, w takim układzie do szczęścia potrzebna nam jest już tylko porządna końcówka mocy i para kolumn lub - jeśli chcemy skorzystać ze studyjnych wzorców i jeszcze bardziej uprościć sobie sprawę - zestawy aktywne. BDA-3.14 może w pierwszej chwili sprawiać wrażenie urządzenia zbudowanego w przerwie obiadowej. Moduł streamera zbudowany na bazie popularnej "malinki", obudowa zapożyczona z innego modelu i aplikacja do odtwarzania muzyki sprzed dziesięciu lat? Tak, ale losy tej bitwy zaczynają odwracać się w momencie, gdy zdamy sobie sprawę z tego, że tak naprawdę stoi przed nami BDA-3, który teraz może odtwarzać pliki hi-res z podłączonego dysku lub bezpośrednio z sieci, a do tego jest kompatybilny z Roonem i ma eleganckiego, aluminiowego pilota. Każdy, kto zetknął się z "bazowym" modelem, będzie wiedział co to oznacza - bardzo, ale to bardzo dobry dźwięk.
PREZENTACJA: Muzyka dla pokoleń - Bryston
Szczerze mówiąc, zamiast po raz wtóry się gimnastykować, mógłbym w tym miejscu powtórzyć wszystko, co napisałem o brzmieniu BDA-3. Zainteresowanym polecam jego recenzję, bo już po kilkunastu minutach słuchania dobrze wygrzanego BDA-3.14 - mimo czasu, jaki upłynął od testu jego starszego braciszka - miałem wrażenie jakby wpadł do mnie stary, dobry kumpel. Uznałem jednak, że warto uzupełnić niniejszy artykuł obserwacjami poczynionymi tym razem, w innych warunkach i w towarzystwie zupełnie innego sprzętu. W dużym skrócie, mamy do czynienia z brzmieniem naturalnym, dynamicznym i uniwersalnym, ale też lekko ocieplonym i minimalnie zaokrąglonym. Mam wrażenie, że kanadyjscy konstruktorzy mogli stworzyć urządzenie oferujące dźwięk stuprocentowo neutralny, równy i przezroczysty, ale zdecydowali się delikatnie pociągnąć sznurek w kierunku płynności i muzykalności, aby nawet wielogodzinny odsłuch nie był dla nas czymś wymagającym lub nieprzyjemnym. Wręcz przeciwnie - taki charakter prezentacji sprzyja dłuższym sesjom odsłuchowym i sprawia, że nie mamy ochoty przeskakiwać między albumami lub urywać utworów w połowie. Kiedy wysłuchałem kilku ostatnich kawałków ze swojej prywatnej playlisty, a Roon zaczął serwować mi kolejne propozycje, przesiedziałem tak dobre dwie godziny. Szczerze mówiąc, na tym etapie mógłbym zakończyć test, bo o BDA-3.14 wiedziałem już wszystko. To fantastyczne źródło oferujące dojrzały, równy i dobrze poukładany, a jednocześnie łatwo przyswajalny dźwięk. Jeżeli właśnie takie połączenie, taki trafiony w dziesiątkę balans między studyjną poprawnością a analogową muzykalnością jest tym, czego szukamy w brzmieniu sprzętu stereo, każdy jeden aspekt przekazu będzie tutaj wyglądał dokładnie tak, jak sobie tego życzymy. Najbardziej "obiektywnymi" elementami są niskie tony i stereofonia. Do nich ciężko będzie się przyczepić nawet tym, którzy od źródła wymagają zgodności z oryginałem i uważają, że cechą szczególną idealnego sprzętu powinien być brak cech szczególnych. O ile jeszcze bas został subtelnie zagęszczony, co nadaje mu przyjemnej dla ucha masy i mięsistości, to przestrzeń jest wzorowa. Nie ma tu ani wypychania instrumentów do przodu, ani rysowania imponującej głębi tam, gdzie nagranie tego nie przewiduje. Co ciekawe, Bryston w każdej chwili może pokazać nam prawdziwie stadionową przestrzeń lub skupić dźwięk w jednym punkcie, jednak aby to zrobił, musimy dostarczyć mu odpowiedni materiał. Jeżeli realizatorzy się nie postarali, nic z tego nie będzie. BDA-3.14 nie odwali żadnej samowolki. Jeśli zaś sięgniemy po nagranie na poziomie, zrobi z dźwiękami to, co będzie mu się podobało i rozstawi je przed nami dokładnie tak, jak powinien.
Jeżeli raz przesłuchamy jakąś płytę w skupieniu, nie ma siły żebyśmy nawet przy drugim odtworzeniu zauważyli coś, czego już nie odkryliśmy. Dla niektórych to spełnienie marzeń. Wysoka wierność w wydaniu, no, może nie ekstremalnym (ze względu na to leciutkie złagodzenie przekazu), ale na pewno bardzo rozwiniętym. Odtwarzacz, który spodoba się zarówno audiofilom, jak i melomanom.Bryston to idealne źródło z punktu widzenia audiofila, który chciałby uzyskać dźwięk neutralny, uniwersalny i pozbawiony ewidentnych podkolorowań, dziwnych wyskoków ujawniających się tylko na wybranych albumach lub innych przejawów interpretowania odtwarzanego materiału, a z drugiej jest świadomy, że lekka odchyłka w kierunku lampowego ciepła i analogowej płynności na dłuższą metę może być bardzo korzystna, a wręcz pożądana. Nawet jeśli urządzenie straci kilka punktów w oczach poszukiwaczy bezwzględnego obiektywizmu, podczas pierwszego wielogodzinnego odsłuchu zyska ich kilkanaście. Podniesienie temperatury o pół stopnia nie jest przecież żadnym grzechem, a jeżeli sprzęt trzyma się ustalonego poziomu, po pewnym czasie przestajemy to zauważać. BDA-3.14 jest stały w uczuciach i nie wzrusza go żaden artysta. Wykonuje swoją pracę tak, aby dźwięk był i prawidłowy, i przyjemny. Minus taki, że kiedy poznamy jego brzmienie, raczej niczym nas nie zaskoczy. Ani na minus, ani na plus. Jeżeli więc macie nadzieję, że któregoś dnia zasiądziecie na kanapie, a Bryston pokaże Wam jedną z ulubionych płyt tak, jak żadne inne źródło, to nie ten adres. Będzie wprost przeciwnie. Usłyszycie dokładnie to, czego - znając zarówno nagranie, jak i brzmienie kanadyjskiego kombajnu - powinniście się spodziewać. Nie przewidziano tutaj trybu hi-fun ani jakiegoś brzmieniowego szaleństwa na zasadzie "no to dzisiaj się zabawimy". BDA-3.14 gra zawsze tak samo - równo, dojrzale, kulturalnie, a nawet trochę nudno. Jeżeli raz przesłuchamy jakąś płytę w skupieniu, nie ma siły żebyśmy nawet przy drugim odtworzeniu zauważyli coś, czego już nie odkryliśmy. Dla niektórych to spełnienie marzeń. Wysoka wierność w wydaniu, no, może nie ekstremalnym (ze względu na to leciutkie złagodzenie przekazu), ale na pewno bardzo rozwiniętym. Odtwarzacz, który spodoba się zarówno audiofilom, jak i melomanom. Krótko mówiąc - źródło na długie, długie lata.
Budowa i parametry
Bryston BDA-3.14 to odtwarzacz strumieniowy, który powstał poprzez połączenie przetwornika cyfrowo-analogowego BDA-3 z modułem sieciowym bazującym na platformie Raspberry Pi, zastosowanej wcześniej w transporcie BDP-Pi. Obie sekcje połączone są magistralą I²S, która - jak przeczytamy na stronie producenta - jest obecnie najdokładniejszą metodą przesyłania sygnału cyfrowego. Dodatkowo dostępnych jest aż dziesięć innych wejść, dzięki którym BDA-3.14 może się stać cyfrowym sercem systemu audio, wyposażonym również w wyjście HDMI, dodatkowe porty USB oraz wyjście analogowe w postaci niezbalansowanej (RCA) lub zbalansowanej (XLR) z regulacją głośności i zdalnym sterowaniem w formie dołączonego do zestawu pilota. Kanadyjski streamer można obsługiwać również za pomocą firmowej aplikacji, którą uruchomimy z poziomu przeglądarki na dowolnym urządzeniu podłączonym do tej samej sieci lub zewnętrznych programów, takich jak Roon. Wnętrze opisywanego modelu to w zasadzie kopia przetwornika BDA-3 z dodanym modułem sieciowym. Urządzenie wykorzystuje niezależne sekcje zasilania dla układów cyfrowych i analogowych, korzystające ze wspólnego transformatora toroidalnego. Mózgiem BDA-3.14 jest programowalny procesor Altera 5M80Z, a konwersją zajmują się dwie kości AKM AK4490EQ, które natywnie obsługują sygnały PCM w jakości do 32 bit/384 kHz oraz DSD256. Bryston zapewnia, że każdy format jest odtwarzany w trybie bit-perfect aż do zamiany na postać analogową. Stopień wyjściowy pracuje w klasie A. Podobnie, jak w przypadku przetwornika BDA-3, montaż wszystkich elementów wewnętrznych jest perfekcyjny. Na płytce z sekcją analogową panuje pełna symetria. Wyraźnie widać też, że konstruktorom zależało na skróceniu ścieżki sygnałowej do minimum. Wyjątkowo starannie wykonany został także aluminiowy pilot, który - mając na uwadze mnogość wejść i regulację głośności - naprawdę może się przydać. BDA-3.14 jest dostępny w kolorze czarnym lub srebrnym, i to w dwóch wersjach - z przednim panelem o szerokości 17 lub 19 cali. Druga opcja z pewnością zainteresuje profesjonalistów chcących zamontować taki streamer w studyjnym racku. Warto dodać, że urządzenie objęte jest pięcioletnią gwarancją producenta.
Werdykt
Początkowo myślałem, że BDA-3.14 to tylko usieciowiona wersja przetwornika BDA-3 czyli to samo urządzenie obdarzone nowymi możliwościami, jak chociażby odtwarzanie plików z podłączonych do gniazd USB nośników pamięci, nie wspominając o dostępie do serwisów streamingowych i kompatybilności z Roonem. I tak oczywiście można go traktować. W praktyce jest to jednak audiofilski streamer oferujący dojrzały, dynamiczny i muzykalny dźwięk. Wyładowana najróżniejszymi gniazdami tylna ścianka daje nam ogromne możliwości. Dzięki takiemu wyposażeniu powinniśmy móc cieszyć się "podstawową" funkcją urządzenia nawet wtedy, gdy świat komputerów, formatów i serwisów muzycznych przejdzie kolejną i kolejną ewolucję. Połączenie Brystona z Roonem wspartym plikami hi-res i dostępem do TIDAL-a to moim zdaniem mistrzowski pakiet, który błyskawicznie wprowadzi nas w świat, w którym muzyki słucha się nie tylko łatwo i przyjemnie, ale też po audiofilsku - z brzmieniem na hi-endowym poziomie. À propos, wcześniej zastanawiałem się czy BDA-3.14 może konkurować z takimi streamerami, jak Auralic Vega G1, Lumin T2 czy Cambridge Audio Edge NQ. Wszystkich na półce nie mam, ale Auralic od pewnego czasu pracuje w moim systemie odniesienia, więc porównanie zrealizowało się samo. Vega G1 brzmi oczywiście trochę inaczej, ale nie mam wątpliwości, że BDA-3.14 to sprzęt tej samej klasy. Nie wiem czy obraziłbym się gdyby ktoś podmienił mi Auralica na Brystona. A skoro ten pierwszy jest jednym z najlepszych źródeł do 20000 zł, to kanadyjskiemu streamerowi taka metka należy się niejako z automatu. BDA-3 był świetny, a BDA-3.14 gra tak samo, kosztuje niewiele więcej, ale za to znacznie więcej potrafi. I pomyśleć, że było to takie proste...
Dane techniczne
Przetwornik: 32-bitowy Dual-DAC
Wejścia cyfrowe: 6 x USB, 4 x HDMI, koaksjalne, optyczne, AES/EBU, BNC
Wyjścia cyfrowe: HDMI
Wyjścia analogowe: RCA, XLR (regulowane)
Obsługiwane sygnały: PCM 32 bit/384 kHz, DSD256
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (+/- 0,1 dB)
Zniekształcenia: < 0,002%
Zdalne sterowanie: +
Wymiary (W/S/G): 9,2/43,2/28,2 cm
Masa: 4 kg
Cena: 17999 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Auralic Vega G1, Unison Research Triode 25, Cambridge Audio CP2, Clearaudio Concept, Cardas Clear Reflection, Albedo Geo, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate, Norstone Esse.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze (1)