iFi Audio iCAN Phantom
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Tomasz Karasiński
iFi Audio to marka, która pierwotnie miała być swego rodzaju eksperymentem, pobocznym projektem ludzi związanych z firmą Abbingdon Music Research, Zasłynęła ona między innymi pięknymi, ładowanymi od góry odtwarzaczami płyt kompaktowych. Dziś mało kto pamięta już o macierzystej manufakturze, za to o iFi Audio słyszał prawie każdy, kto choć raz w życiu interesował się niewielkimi, sprytnymi i przystępnymi cenowo urządzeniami, takimi jak biurkowe wzmacniacze słuchawkowe czy przetworniki cyfrowo-analogowe do użytku mobilnego. Można odnieść wrażenie, że w sukces miniaturowych klocków tej marki w pewnym momencie przerósł nawet jej twórców, ale katalog systematycznie się rozrastał, a jedynym problemem było zapewnienie ciągłości dostaw, bo o sprzedaż nie było się co martwić. Konstruktorzy trzymali się jednak jednego tematu. Mniejszy przetwornik, odrobinę większy i nieznacznie droższy przetwornik, kolejny wzmacniacz słuchawkowy, mniejszy wzmacniacz słuchawkowy zasilaniem akumulatorowym, przedwzmacniacz gramofonowy, jeszcze jeden przetwornik w innej obudowie... Wszystkie te urządzenia wciąż były atrakcyjne, przyciągały uwagę funkcjonalnością, ale po kilku latach takiej zabawy zacząłem myśleć, że poza zmianą kości na nowocześniejsze i odważniejszymi kształtami obudowy nic się tu już nie zmieni. Krótko mówiąc, wydawało się, że firma nie ma pomysłu na rozwój, nie chce zmieniać przepisu, który przyniósł jej taki sukces albo nie wie, co trzeba zrobić, aby wskoczyć na wyższy poziom. W pewnym momencie te drzwi wreszcie zostały wyważone. W ofercie iFi Audio pojawiły się urządzenia droższe od tych standardowych o rząd wielkości - Pro iCAN Signature i Pro iDSD Signature. Zaawansowany technicznie, aspirujący do hi-endu wzmacniacz słuchawkowy kosztuje obecnie 10999 zł, a flagowy przetwornik cyfrowo-analogowy - 15999 zł. Pod względem ceny oba te modele przebił jednak kolejny, bardzo nietypowy klocek - iCAN Phantom.
Dlaczego nietypowy? Cóż, na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to urządzenie, jakiego jeszcze na rynku nie było. Producent zapewnia, że jego flagowy wzmacniacz słuchawkowy dostarcza dźwięk najwyższej jakości zarówno dla czułych słuchawek dousznych, jak i dla najbardziej wymagających słuchawek elektrostatycznych. Z zewnątrz iCAN Phantom sprawia wrażenie, jakby składał się z dwóch niezależnych jednostek, ale w rzeczywistości jest to pojedyncze, dwupoziomowe urządzenie, którego pełna głębokość jest w pełni wykorzystana dzięki wielowarstwowemu projektowi obwodów. Obudowa została wykonana z aluminium. Dolna warstwa ma złącza z przodu i z tyłu, a górna warstwa zawiera dotykowe elementy sterujące i kolorowy wyświetlacz OLED. Co ciekawe, iCAN Phantom nie powstał zupełnie od zera, ale "wchłonął" jeden z wyższych modeli iFi Audio, który wcześniej był oferowany obok wzmacniacza Pro iCAN Signature i przetwornika Pro iDSD Signature. Mowa o wzmacniaczu dla słuchawek elektrostatycznych Pro iESL. Pomysł stworzenia takiego energizera najwyraźniej się nie przyjął, ale zamiast wyrzucać projekt do kosza, firma postanowiła połączyć go ze wzmacniaczem dla "normalnych" nauszników i nowym interfejsem użytkownika, tworząc coś tak nieszablonowego jak iCAN Phantom. Aha, no i jakby tego było mało, w środku znajdziemy parę lamp elektronowych, które jednak nie są obecne w torze cały czas - za pomocą specjalnego przełącznika możemy wybrać, czy wolimy neutralne brzmienie układów półprzewodnikowych, czy może mamy ochotę zanurzyć się w czarującej barwie szklanych baniek. Wszystko to wygląda tak, jakbyśmy właśnie otrzymali niezwykle wszechstronny, uniwersalny, kosmicznie wypasiony wzmacniacz słuchawkowy - marzenie każdego audiofila, który ma już w domu nie jedne, ale kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt par słuchawek, w tym hi-endowe dokanałówki, nauszniki planarne, a nawet elektrostaty. Pytanie tylko, czy iCAN Phantom naprawdę jest taki fajny, czy może to tylko ładniesza, przyciągająca wzrok mieszanka budżetowych pudełeczek, z jakimi 95% klientów kojarzy markę iFi Audio. Jak mawiał pewien kapitan w charakterystycznym, białym mundurze, jest tylko jeden sposób, aby to sprawdzić...
Wygląd i funkcjonalność
Jeżeli będziecie mieli przyjemność przetestować opisywany wzmacniacz samodzielnie, podczas rozpakowywania radziłbym, abyście umieścili pudełko na dużym stole. Nie dlatego, że producent czegoś nie dopilnował. Przeciwnie - po podniesieniu pokrywy pudełka obserwujemy mały spektakl. Boczne ścianki wewnętrznego kartonu rozkładają się na boki niczym w komputerowej grafice, główny bohater całego przedstawienia unosi się na dwóch bocznych postumentach z kartonu, a tuż obok niego leży pudełko z akcesoriami. Zupełnie jakby iCAN Phantom zachęcał nas, abyśmy czym prędzej się do niego dobrali. Wśród dodatków zdecydowanie najważniejszy jest zasilacz - metalowy, ciężki i nieco dziwny. Jego obudowa ma lekko złotawy kolor, podobnie jak wychodzący z niego przewód, z drugiej strony znajduje się trójbolcowe gniazdo IEC (w opakowaniu znajdziemy oczywiście odpowiedni kabel), górna powierzchnia przypomina radiator, a całość prezentuje się trochę jak... pedał do maszyny do szycia. Nie wiem, czy to tylko moje skojarzenie - być może perkusiści, miłośnicy symulatorów wyścigów samochodowych, stomatolodzy i prezenterzy porannych wiadomości będą mieli na ten temat inne zdanie. Nie ulega wątpliwości, że forma zasilacza jest na tyle oryginalna, że przez chwilę przyszło mi do głowy, że może jego naciśnięcie spowoduje aktywację jakiegoś ukrytego trybu turbo albo przynajmniej skokowy wzrost poziomu głośności. Oczywiście nic takiego się nie dzieje, ale myślę, że byłby to fajny bajer.
Drugim interesującym gadżetem jest pilot zdalnego sterowania. Ładny, metalowy, umożliwiający zarządzanie różnymi funkcjami wzmacniacza w bardzo wygodny sposób. Pytanie tylko, czy rzeczywiście jest potrzebny. Zapewne przyda się tylko w jednym przypadku - kiedy iCAN Phantom nie wyląduje na biurku, lecz w systemie stacjonarnym, jako przedłużenie pełnowymiarowego wzmacniacza lub partner dla kilku wysokiej klasy źródeł. Jeżeli nie chcemy wybierać, czy ważniejsze mają być kolumny, czy słuchawki, prawdopodobnie najpierw ustawimy wszystko pod kątem tych pierwszych. To przecież o wiele poważniejsza sprawa, wymagająca odpowiedniego ustawienia głośników i mebli, nie wspominając już o akustyce pomieszczenia. A słuchawki to tam... No właśnie, co? Podłączyć je do pierwszego lepszego gniazda i siadać na podłodze? Postawić między kolumnami i elektroniką specjalny fotel do odsłuchów w ciszy? Nawet jeśli dysponujemy odpowiednio długim kablem, abyśmy mogli siedzieć w tym samym miejscu, w przypadku wielu wzmacniaczy słuchawkowych pojawia się problem regulacji głośności. Bez pilota musielibyśmy zdejmować słuchawki albo, mając je na głowie, podchodzić do sprzętu, uważając, aby kabel nigdzie nam się nie zaczepił. Zdalne sterowanie rozwiązuje ten problem i doceniłem to już na jednym z pierwszych etapów testu, gdy z systemu biurkowego, w którym źródłem był Marantz HD-DAC1, przeniosłem Phantoma dwa metry dalej, podłączając go do streamera Auralic Vega G1. Normalnie musiałbym albo wstawać, by pokręcić gałką, albo sterować głośnością z poziomu aplikacji, ale dzięki pilotowi nie było takiej potrzeby. Mała rzecz, a cieszy. Kolejnym drobnym upominkiem jest interkonekt RCA, ale tu akurat szału nie ma i podobnie jak dołączoną do zestawu sieciówkę, proponowałbym potraktować go jako sprzęt tymczasowy, akcesorium na start, ale nic więcej.
Na żywo iCAN Phantom prezentuje się co najmniej tak kosmicznie, jak na zdjęciach. Kiedy firma ujawniła pierwsze informacje na temat tego modelu, nie wiedziałem, czy to tylko śmiałe plany, czy może projekt, który już zrealizowano. Hi-endowy wzmacniacz słuchawkowy bez przetwornika, ale za to z gniazdami niezbalansowanymi i zbalansowanymi (zarówno jeśli mowa o wejścia i wyjścia, jak i gniazda dla nauszników), wykorzystujący praktycznie wszystkie nowinki techniczne, jakie widzieliśmy we wcześniejszych urządzeniach tego typu od iFi Audio, kryjący wewnątrz lampy elektronowe z możliwością wyboru jednego z trzech trybów pracy, a do tego przystosowany do współpracy ze słuchawkami elektrostatycznymi? To samo w sobie w zupełności by wystarczyło, aby przyciągnąć uwagę audiofilów, ale nie - iCAN Phantom musiał jeszcze wyglądać jak żaden inny wzmacniacz. Kiedy zobaczyłem go na żywo, wciąż nie miałem pewności, czy jest to jeden z modeli produkcyjnych, czy może prototyp zmodyfikowany w taki sposób, aby rzucać się w oczy z daleka. Urządzenie prezentuje się tak, jakby ktoś wziął dwa klocki różnych marek i połączył je ze sobą klejem cyjanoakrylowym. Dolne piętro jest większe, czarne i ma zaokrąglone krawędzie, górne zaś - srebrne, bardziej kanciaste, z delikatnie podciętym frontem, a do tego zwieńczone pokrywą z przydymionego szkła ze srebrnymi krążkami pełniącymi rolę radiatora. Kiedy uruchomimy sprzęt, wciskając lewe pokrętło, sytuacja robi się jeszcze dziwniejsza, ponieważ górny klocek budzi się do życia, ujawniając piękny wyświetlacz i równie intrygujące podświetlenie potencjometru, natomiast dolny pozostaje całkowicie "martwy". Jedyne oznaki życia możemy zauważyć z boku, gdzie przez poziome, metalowe belki doskonale widać pomarańczowe podświetlenie lamp, a także po naciśnięciu przycisku "ESL Power", uruchamiającego energizer dla słuchawek elektrostatycznych (wtedy tuż nad owym przyciskiem zaświeci się bladoniebieska dioda). Aby łatwiej było nam korzystać z dużych pokręteł, w pokrywie dolnego klocka wykonano niewielkie wcięcia. O wiele łatwiej byłoby jednak, gdyby iCAN Phantom wyglądał trochę normalniej. Zwykle chwalę niebanalne, awangardowe urządzenia, ale w tym przypadku sprawy zaszły odrobinę za daleko. Gdyby chociaż oba piętra miały identyczne wymiary i kolor, wzmacniacz prezentowałby się o wiele lepiej.
Wizja projektantów iFi Audio zaczyna nabierać sensu, gdy trochę się tym urządzeniem pobawimy. Podział na dwa poziomy jest w gruncie rzeczy bardzo logiczny - dolny klocek zawiera wszelkiego rodzaju gniazda i kilka przycisków, natomiast górny to takie nasze centrum sterowania, będące jednocześnie wizualną wisienką na elektronicznym torcie. Gdybyśmy porównali opisywany piecyk do samochodu, dolne piętro byłoby układem napędowym, a górne - deską rozdzielczą. Zacznijmy więc od tylnej ścianki. Oprócz gniazda zasilacza mamy tu trzy wejścia niezbalansowane (RCA), jedno wejście zbalansowane (XLR) oraz dwa wyjścia - po jednym w każdym standardzie. Umożliwia to zarówno podłączenie do Phantoma kilku źródeł, jak i wpięcie go w istniejący system (przelotka). iCAN Phantom może pełnić rolę przedwzmacniacza. Z przodu, na tym samym poziomie, umieszczono aż sześć gniazd słuchawkowych - dwa dla elektrostatów, jedno zbalansowane w formie dwóch gniazd XLR, jedno zbalansowane w postaci pojedynczego 4-pinowego XLR-a, kolejne zbalansowane, tym razem 4,4 mm, a także malutkie, samotne, zamontowane w samym rogu niezbalansowane wyjście 3,5 mm. Rozumiem, że producent chciał w ten sposób pokazać, że iCAN Phantom to naprawdę poważny wzmacniacz słuchawkowy, urządzenie dla najbardziej zagorzałych kolekcjonerów hi-endowych nauszników, ale uważam, że brak wyjścia 6,3 mm jest błędem. Może nie jestem obiektywny, ale wydaje mi się, że branża powoli odchodzi od zbalansowanych kabli słuchawkowych. Testowałem już wiele kosztownych hełmofonów, do których dodawano tylko standardowy przewód z wtykiem 6,3 mm, a kabel zbalansowany nie występował nawet w katalogu jako opcja. Jeżeli mamy słuchawki z dużym jackiem, jedynym rozwiązaniem umożliwiającym podłączenie ich do wzmacniacza iFi Audio będzie kupno przejściówki. O ile te z 3,5 na 6,3 mm są całkiem powszechne, o tyle w drugą stronę jest znacznie gorzej. Powiecie, że narzekam? Być może. Producent z pewnością założył, że opisywanym modelem zainteresują się niemal wyłącznie posiadacze sporej kolekcji słuchawek, z których część będzie miała zamontowany kabel zbalansowany, nie wspominając o elektrostatach, ale w mojej głowie absolutnym standardem połączenia dla sprzętu stacjonarnego i słuchawek do użytku domowego jest gniazdo 6,3 mm (a dokładniej 6,35 mm, ale nie bądźmy drobiazgowi). Brak takowego to po prostu kolejne dziwactwo tego nietuzinkowego urządzenia.
Przejdźmy zatem do wrażeń z użytkowania. Jak przystało na sprzęt tej marki, mamy tu bardzo dużo różnego rodzaju przełączników i gadżetów. Tym bezsprzecznie wyjątkowym są karty zmieniające ustawienia energizera dla słuchawek elektrostatycznych. Najkrócej rzecz ujmując, nauszniki tego typu potrzebują oddzielnego źródła napięcia do polaryzacji membrany i w zależności od producenta czy modelu, owo napięcie może mieć różne wartości. Najczęściej musimy się na coś zdecydować, w związku z czym zakup energizera w dużym stopniu definiuje naszą dalszą ścieżkę rozwoju, ograniczając wybór słuchawek. Jeśli, przykładowo, zdecydujemy się na Staxy, prawdopodobnie będziemy musieli kupić energizer tej samej marki. I tu iFi Audio zasługuje na wielkie brawa, ponieważ do wyboru mamy sześć kart z ustawieniami dla napięcia 500, 540, 580, 600, 620 i 640 V (drugie wyjście dla słuchawek elektrostatycznych, oznaczone jako "normalne", ma ustawione jedno napięcie - 230 V). Wartości te nie zostały wybrane przypadkowo. Na odwrocie każdej karty znajdziemy bowiem listę modeli, które właśnie takiego zasilania wymagają. Są to Monoprice Monolith Electrostatic i Sennheiser HE-90 (500 V), Sennheiser HE-60 i Kingsound KS-H02, KS-H03 i KS-H04 (540 V), Staxy (modeli chyba nie było sensu wymieniać), Audeze CRBN, Nectar HiveX, Muamp Electrostatic i DC Audio Voce (580 V), HiFiMAN Jade, Koss ESP/950 i Massdrop ESP/95X (600 V), HiFiMAN Shangri-La, Shangri-La Jr i Jade 2 (620 V) oraz Sennheiser HE-1, Phenomenon Libratum i Canorum (640 V). Wszystkie karty zamontowane są w mocowanej magnetycznie aluminiowej listwie, która może znaleźć się w dwóch miejscach - z tyłu, w odpowiednim zagłębieniu "górnego klocka" lub z przodu, zakrywając gniazda słuchawkowe. Tu zresztą idealnie pasuje. Rozpoczynając odsłuch, wystarczy więc zdjąć ową "maskownicę" z gniazd, wybrać odpowiednią kartę, umieścić listwę z pozostałymi kartami z tyłu i podłączyć nauszniki. Naturalnie, jeśli nie korzystamy z elektrostatów, całą tę zabawę z kartami możemy pominąć. Muszę jednak przyznać, że gdybym miał kilka par słuchawek elektrostatycznych, traktując każdą z nich jako komplet z firmowym wzmacniaczem, wystarczyłoby, abym zobaczył zdjęcia i przeczytał opis Phantoma, a zamówiłbym go w ciemno, nie zastanawiając się ani sekundy. System z kartami jest genialny, a dodatkowo wzmacniacz iFi Audio kosztuje mniej niż Stax SRM-700T, będący w tym momencie jedną z najciekawszych propozycji jeśli chodzi o energizery tej marki.
iCAN Phantom wydaje się nie tylko pomysłowy, ale przede wszystkim zbudowany z wielką pieczołowitością. Nie mam tu na myśli tylko tego, że niemal wszystkie elementy, w tym obudowę zasilacza, wykonano z aluminium, ale również kilka drobiazgów ułatwiających korzystanie z tego urządzenia. Ot, weźmy chociażby procedurę uruchamiania wzmacniacza. Wciskamy lewe pokrętło, na wyświetlaczu pojawiają się firmowe logo i pasek postępu (konstruktorzy zapewne postanowili dać lampom co najmniej kilka sekund na tak zwany miękki start), potencjometr podświetla się na zielono i... zjeżdża do zera. Dopiero gdy pasek postępu dochodzi do końca, słyszymy klikanie przekaźników i pokrętło głośności obraca się do poziomu ustawionego przez nas przed wyłączeniem piecyka. Potencjometr ma dwa wyraźne punkty oporowe, ale wskazania na wyświetlaczu (od 0 do 100) pozwalają sądzić, że regulacja jest cyfrowa. Tak naprawdę wewnątrz siedzi jednak całkowicie analogowy potencjometr ALPS-a, a liczby na wyświetlaczu pełnią rolę informacyjną, abyśmy wiedzieli, jaki poziom wysterowania jest ustawiony. Pokazuje nam to również kropka na gałce, a także intensywność jej podświetlenia - im głośniej zrobimy, tym jest ono jaśniejsze. Co więcej, kolor podświetlenia zmienia się w zależności od wybranego trybu (tranzystorowego lub lampowego) oraz - uwaga - stopnia wygrzania wzmacniacza. Przykładowo, w trybie tranzystorowym pokrętło najpierw będzie zielone, ale kiedy urządzenie się rozgrzeje, kolor podświetlenia zmieni się na niebieski.
Jeśli chodzi o funkcje dodatkowe, kluczowy wydaje się wybór trybu pracy wzmacniacza. Dostępne są trzy pozycje - Solid State, Tube i Tube+. Idea była taka, aby użytkownik otrzymał trzy wzmacniacze w jednej obudowie. Tryb tranzystorowy ma brzmieć szybko i bezpośrednio, lampowy ma oferować płynność i swobodę, a lampowy z plusem ma oczywiście podkreślać charakter szklanych baniek, dostarczając romantyczne ciepło, które może pasować na przykład do nagrań akustycznych i wokalnych.Po przekręceniu pokrętła na maksa w lewo, wyświetlacz pokazuje "0", co jest równoznaczne z wyciszeniem (sygnalizuje to kliknięcie przekaźnika). Funkcję szybkiego wyciszenia aktywuje się poprzez krótkie wciśnięcie lewego pokrętła (aby wyłączyć wzmacniacz, należy je przytrzymać). Pierwszą i zasadniczą jego rolą jest jednak zmiana źródła, przy czym mamy do wyboru tylko trzy wejścia niezbalansowane i jedno zbalansowane, więc zbyt długo nie naszukamy się właściwej pozycji. Delikatnie irytowało mnie to, że lewe pokrętło również, nie wiedzieć czemu, otrzymało kropkę. Aby znalazła się ona na godzinie dwunastej akurat na tym wejściu, które nas interesuje, trzeba się trochę nagimnastykować. Jeśli chodzi o funkcje dodatkowe, kluczowy wydaje się wybór trybu pracy wzmacniacza. Dostępne są trzy pozycje - Solid State, Tube i Tube+. Idea była taka, aby użytkownik otrzymał trzy wzmacniacze w jednej obudowie. Tryb tranzystorowy ma brzmieć szybko i bezpośrednio, lampowy ma oferować płynność i swobodę, a lampowy z plusem ma oczywiście podkreślać charakter szklanych baniek, dostarczając romantyczne ciepło, które może pasować na przykład do nagrań akustycznych i wokalnych. Hebelek po przeciwnej stronie wyświetlacza służy do ustawienia wzmocnienia (gain). Mamy tu trzy pozycje - 0, 9 lub 18 dB. Na górnej krawędzi "dolnego klocka" znajdziemy jeszcze pięć bardzo dyskretnych przycisków, z których dwa pierwsze dają dostęp do zaawansowanych ustawień dla elektrostatów (takich jak chociażby wybór impedancji), a trzy kolejne sterują trybami iEMatch, XSpace i XBass. Pierwszy ma eliminować szumy wywołane niedopasowaniem impedancji, a kolejne dwa poprawiają przestrzeń i niskie tony. Systemy te znamy już ze starszych urządzeń iFi Audio, więc nie będę się na ich temat rozpisywał. Są, działają, a czy w przypadku audiofilskich słuchawek są potrzebne? To już zostawiam do indywidualnej oceny, ale jak to mówią, lepiej mieć i nie potrzebować, niż potrzebować i nie mieć.
Pora na tradycyjną sekcję szukania dziury w całym, czepiania się drobiazgów i amatorskiego filozofowania. Pierwszym minusem, o którym już wspomniałem, jest brak wyjścia 6,3 mm. Przepraszam, ale nie kupuję tłumaczenia, że do takiego wzmacniacza trzeba podłączyć słuchawki zbalansowane albo elektrostatyczne. Ja podchodzę do sprawy inaczej - jeśli urządzenie jest takie wspaniałe, to powinno mieć różne rodzaje gniazd wyjściowych, zaczynając od tych najpopularniejszych. Drugim denerwującym szczegółem jest zbyt mała długość kabla zasilającego. Kiedy zasilacz leżał na podłodze, przewód ledwo sięgał do wzmacniacza ustawionego na biurku. Co im szkodziło dać pół metra więcej? Najwyżej by sobie ludzie zawinęli i zacisnęli rzepem. Trzeci, maleńki, dość oczywisty i łatwy do usprawiedliwienia minus jest taki, że urządzenie naprawdę mocno się nagrzewa. Liczne otwory wentylacyjne z pewnością pomagają w utrzymaniu prawidłowej temperatury, ale to dotyczy układów elektronicznych, a nie komfortu użytkownika. Jeżeli iCAN Phantom ma pracować na biurku, lepiej żebyście mieli dobrą wentylację, dostęp do okna lub sprawną klimatyzację. No, dobrze - trochę przesadzam, ale jeżeli do mocno grzejącego się piecyka dodamy duże, miękkie nauszniki, najlepiej zamknięte, po kilkunastu minutach zaczynamy to już czuć i korekta temperatury otoczenia staje się koniecznością. Na wypadek, gdybyśmy zostawili urządzenie na dłużej, zapominając o tym fakcie lub nie przejmując się zużyciem energii, iCAN Phantom wyłączy się automatycznie po 30 minutach bezczynności. To tylko kolejny dowód na to, że jest to bardzo przemyślany i dopracowany produkt.
Brzmienie
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że tak wyczynowym wzmacniaczem zainteresują się posiadacze nauszników droższych niż on sam, ale nie mogłem sobie odmówić przyjemności podłączenia do niego wszystkich słuchawek, jakimi dysponowałem, od niedrogich Beyerdynamiców DT 770 PRO i DT 990 PRO przez nieco droższe Meze 99 Classic i Sennheisery HD 600 aż po wyczynowe dokanałówki Final Audio Design A8000. Później przeprowadziłem serię testów z modelami, które dowiedziały się, że w naszej redakcji zagościł iCAN Phantom i wpadły na gościnne występy. Były to testowane ostatnio Sennheisery HD 490 PRO Plus, Staxy SR-L700 MkII, HiFiMAN-y Susvara i Focale Utopia. Wybór nie był przypadkowy. Do wspólnej zabawy zaprosiłem oczywiście te nauszniki, które albo recenzowałem na łamach naszego magazynu, albo znam je na tyle dobrze, aby użyć je w roli takiego narzędzia bez długotrwałego oceniania i przyzwyczajania się do ich brzmienia.
PORADNIK: Wszystko o wzmacniaczach lampowych
Największy problem miałem z elektrostatami i to wcale nie ze względu na moje przekonania lub problemy z ich dostępnością. Chodzi raczej o to, że ze względu na ich nietypową konstrukcję przyzwyczaiłem się traktować je jako komplet z takim czy innym wzmacniaczem, zwykle przedstawianym przez samego producenta jako naturalny partner dla danego modelu. Tworzy to sytuację, w której nawet użytkownicy elektrostatów nierzadko nie są w stanie dokonać obiektywnej oceny samych słuchawek, bo Staxy mają zawsze podłączone do wzmacniacza Staxa, a HiFiMAN-y do piecyka HiFiMAN-a. Problemy z kompatybilnością i ceny energizerów studzą entuzjazm tak mocno, że nawet najbardziej żarliwi miłośnicy hi-endowych nauszników boją się wejść do tej wody, a gdy już się na to zdecydują, zwykle kończą na zakupie jednego takiego kompletu. Modele dynamiczne i elektronika zaprojektowana do ich napędzania nie nastręczają takich dylematów. Możemy mieć jedne porządne słuchawki i jeden wysokiej klasy wzmacniacz, a następnie powiększać kolekcję o kolejne hełmofony i IEM-y. iCAN Phantom ze swoim systemem kart pozwalających dopasować parametry wyjścia do wybranych przez nas słuchawek w zasadzie eliminuje ten problem. Tylko czy znajdzie się śmiałek, który z tego dobrodziejstwa skorzysta? Ktoś, kto ma już kilka kompletów złożonych z elektrostatów i energizera? Marzący o wielkiej kolekcji słuchawek meloman, który spojrzy na flagowy wzmacniacz iFi Audio jak na bilet wstępu do tego magicznego świata - urządzenie, dzięki któremu później będzie można kupować same elektrostaty, nie przejmując się kwestią ich odpowiedniego wysterowania? Nie można tego wykluczyć, ale jeśli należycie do tej grupy, proszę nie miejcie mi za złe, że z okazji tego testu nie wypożyczyłem jeszcze pięciu par słuchawek elektrostatycznych. Nawet gdybym chciał, przedłużający się termin zwrotu urządzenia mógłby nadwyrężyć cierpliwość dystrybutora.
Mając na uwadze moc, jaką dysponuje iCAN Phantom, podczas pierwszego odsłuchu spodziewałem się iście miażdżącej dynamiki. Nie pomyliłem się. Opisywany wzmacniacz jest w stanie tchnąć życie w dowolne słuchawki - nie tylko te szczególnie wymagające pod względem parametrów elektrycznych, ale także te brzmiące nieco zbyt ciepło, ospale i niewystarczająco klarownie. Co tu dużo mówić, z tak dziarskim i zdecydowanym dyrygentem się nie dyskutuje. Co wydaje mi się jednak jeszcze ważniejsze, moc flagowego wzmacniacza iFi Audio jest zawsze pod kontrolą i nie musimy za nią płacić czymś w rodzaju zachwiania równowagi tonalnej czy ogólnego wrażenia, że dźwięk jest nieprzyjemny, szorstki, techniczny i na dłuższą metę okaże się zwyczajnie nie do zaakceptowania. Wprost przeciwnie - iCAN Phantom nawet w trybie tranzystorowym gra wyjątkowo neutralnie i naturalnie (to nie to samo). Dynamika i przejrzystość równoważone są płynnością i stuprocentowo prawidłową barwą. Innymi słowy, nawet jeśli zdecydujemy się na ustawienie dające w teorii najbardziej bezkompromisowy, chłodny, bezduszny dźwięk, wzmacniacz nie zamieni się we wściekłą maszynę do rozszarpywania muzyki i obrzydzania słuchaczowi poszczególnych jej składników. Powiem więcej - mam dużą słabość do lamp, ale po przeprowadzeniu kilku pierwszych prób, sprawdzeniu wszystkich funkcji testowanego wzmacniacza, odkryciu jego ekstremów, wróciłem do trybu tranzystorowego i korzystałem z niego bardzo, bardzo długo. Z wieloma słuchawkami to właśnie on sprawdzał się najlepiej. Tryb lampowy także jest świetny, przede wszystkim dlatego, że producent nie przesadził z ciepłem. To wciąż ten sam wzmacniacz, tylko odrobinę cieplejszy i łagodniejszy. Można powiedzieć, że wybierając tryb "Tube", dokonujemy pewnej transakcji, poświęcając odrobinę neutralności, przejrzystości, dynamiki i precyzji lokalizacji źródeł na rzecz barwy, spójności i muzykalności. Ot, zupełnie jakbyśmy spodnie od garnituru na dresy. Jedne i drugie powinny być wygodne, ale nasze samopoczucie z pewnością trochę się zmieni. Tryb "Tube+" to dla mnie przesada - właśnie taka, jakiej cieszyłem się, że nie doświadczyłem w tym poprzednim, bez plusa. To nawet nie tak, że robimy kolejny krok w stronę stereotypowo lampowego ciepła - tutaj się w nim taplamy, siedząc po szyję w skondensowanym mleku, polewając głowę miodem, a iCAN Phantom stoi z boku i patrzy, jak oblepiamy się całą tą dźwiękową słodyczą, jakby był usatysfakcjonowany, że dostaliśmy to, czego chcieliśmy. Ja podziękuję, bo od takich zabaw człowiekowi szybko przybywa kilogramów, ale jeśli ktoś lubi albo należy do tych osób, które mogą wpierniczyć choćby i pół cukierni razem z lodówkami, nie nabierając w pasie lub innych miejscach choćby milimetra, to proszę uprzejmie - droga wolna. Ja szybko wróciłem do trybu tranzystorowego, bo na dobrą sprawę nawet w takim ustawieniu iCAN Phantom gra wystarczająco ciepło i płynnie. Chyba nie skłamię, jeśli powiem, że właśnie w ten sposób przeprowadziłem 80% niniejszego testu, włączając tryb lampowy tylko okazjonalnie.
Odnoszę wrażenie, że nadrzędną wartością dla flagowca iFi Audio jest uniwersalność, wynikająca z idealnego wyważenia wszystkich elementów prezentacji. Nic tu nie wyskakuje na pierwszy plan, ale też nic nie zostaje zepchnięte na margines. Skojarzyło mi się to z testem monitorów Perlisten R5m. Już po kilku pierwszych minutach odsłuchu zacząłem się zastanawiać, czy poza dynamiką, przejrzystością i stereofonią w ogóle będę miał o czym pisać. iCAN Phantom nie jest orędownikiem jednej idei, nie ma oryginalnej, własnej wizji dźwięku, którą zamierza nam nachalnie wciskać, nie zastanawiając się nad tym, czy tego potrzebujemy i czy nie lepiej byłoby dostosować się do charakteru i wymagań odtwarzanych nagrań. Odważne pomysły na prezentację muzyki są pociągające, ale zwykle sprawdzają się tylko podczas krótkich odsłuchów. Jeżeli ktoś lubi takie doznania, zawsze można przerzucić ten wybór sonicznego stylu na słuchawki. Wydaje mi się, że właśnie z tą myślą projektowany był opisywany model. Flagowiec iFi Audio miał być partnerem dla wszystkich nauszników i dokanałówek, a ja już po kilkunastu minutach odsłuchu wiedziałem, że firma zrealizowała tę obietnicę nie tylko na poziomie gniazd, parametrów i funkcji umożliwiających dopasowanie obu elementów do siebie, ale także w sferze brzmieniowej. Innymi słowy, wszystko się tu zgadza. Lekko zaskakujący był odsłuch z elektrostatami. Spodziewałem się, że przesiadka na Staxy będzie niczym przejście do nieco innego świata, bo mimo wszystko to jednak inna technologia, wymagająca aktywowania zupełnie innych obwodów wzmacniacza, a tymczasem ogólne wrażenia była właściwie takie same jak z pozostałymi słuchawkami. Odniosłem nawet wrażenie, że z modelami dynamicznymi iCAN Phantom radzi sobie pewniej, szybciej wkręcając się na wyższy poziom głośności. To jednak żaden minus, o czym za chwilę napiszę nieco szerzej.
Ze względu na wysoką moc opisywanego wzmacniacza z niektórymi słuchawkami, także nausznymi lub wokółusznymi, konieczne może stać się użycie funkcji IEMatch, która subiektywnie obniża poziom głośności o połowę. Jest to szczególnie przydatne, gdy nie mamy ochoty katować się wysokim poziomem decybeli. Oczywiście możemy też pójść w drugą stronę, wyłączając IEMatch i ustawiając wzmocnienie (gain) na poziomie +18 dB. Efekt jest jednak taki, że nawet z niełatwymi do wysterowania, 300-omowymi Sennheiserami HD 600 na początku skali mamy tylko dwie opcje - albo wzmacniacz jest wyciszony, albo przeskakuje na "1" i już w tym momencie robi się naprawdę głośno. Dojście do "50" sprawia, że mózg chce opuścić pokład, szukając otworu, przez który mógłby wyskoczyć z czaszki. Wydaje mi się, że zapas mocy jest większy, niż ktokolwiek mógłby potrzebować, ale rozumiem to, bo chcąc stworzyć naprawdę uniwersalny wzmacniacz, który nie przestraszy się żadnego wyzwania, producent nie mógł zatrzymać się na rozsądnym poziomie - musiał przesadzić, aby zadowoleni byli nawet posiadacze starszych słuchawek planarnych, których podłączenie dla wielu piecyków było równoznaczne ze zwarciem. Co ciekawe, wyraźnie pokazały to Susvary, które na papierze są niemal całkowicie normalnymi słuchawkami i oczywiście pod względem elektrycznym powinno sobie z nimi poradzić nawet gniazdko w budżetowym amplitunerze, ale to nie oznacza, że jeden z topowych modeli HiFiMAN-a zacznie od razu śpiewać pełnym głosem. Słyszałem nawet opinie, jakoby te nauszniki grały szaro, nudno i nie miały nic ciekawego do pokazania na skrajach pasma. Jestem przekonany, że wynikało to z użycia niewystarczająco mocnego sprzętu towarzyszącego, bo gdy energii nie brakuje, Susvary otwierają się, nabierają odwagi i rozwijają skrzydła na całego, oferując hipnotyzująco dobry dźwięk.
Jeżeli ograniczymy się do ustawienia XSpace na 30° i podbicia basu przy 10 Hz, otrzymamy tylko subtelną, ale odczuwalną, a przy tym jednoznacznie pozytywną poprawę przestrzeni i delikatne doładowanie najniższych, subwooferowych pomruków. Nic poza tym. Korekcja basu płynnie wycofuje się, zanim moglibyśmy dojść do kontrowersyjnych rejonów, kojarzonych przez audiofilów z bass-refleksowym podbiciem i sztucznymi efektami rodem z supermarketowych zestawów kina domowego.Na koniec zajmijmy się funkcjami, o których wcześniej się nie rozpisywałem - XSpace i XBass. Pomyślicie pewnie, że to zbędne gadżety, które być może znajdują zastosowanie w budżetowych przetwornikach i urządzeniach przenośnych, gdzie w zależności od warunków odsłuchu konieczne może być podbicie niskich tonów lub rozepchnięcie dźwięku na boki, aby w ogóle doświadczyć jakiejś przestrzeni, ale w hi-endowym wzmacniaczu słuchawkowym nie mają racji bytu. Fakt, ja też podchodziłem do tych przycisków jak pies do jeża, przewidując, że sprawdzę je dla formalności i czym prędzej wrócę do ustawienia wyjściowego. Na szczęście nie odkładałem tego na ostatnią chwilę, bo - wiem, mnie też to zaskoczyło - wiele bym stracił. Sekret tkwi w tym, że każdy z przycisków umożliwia nam stopniowanie, dozowanie skuteczności działania korekcji. W przypadku systemu XSpace do wyboru mamy trzy ustawienia - 30°, 60° i 90° (oraz oczywiście wyłączenie), natomiast XBass umożliwia nie tyle wzmocnienie podbicia, co wybór jednej z trzech częstotliwości, gdzie znajdzie się szczyt "górki" - 10, 20 i 40 Hz. Podobnie jak w przypadku trybu lampowego, wejście na trzeci poziom to gruba przesada. Przestrzeń staje się sztucznie rozepchana i pustawa pośrodku, natomiast niskie tony zaczynają nieprzyjemnie buczeć. Trudno mi wyobrazić sobie dobre słuchawki, które skorzystałoby na tak agresywnej korekcji. Sytuacja zmienia się jednak diametralnie, gdy ograniczymy się do ustawienia XSpace na 30° i podbicia basu przy 10 Hz. Wówczas otrzymujemy tylko subtelną, ale odczuwalną, a przy tym jednoznacznie pozytywną poprawę przestrzeni i delikatne doładowanie najniższych, subwooferowych pomruków. Nic poza tym. Korekcja basu płynnie wycofuje się, zanim moglibyśmy dojść do kontrowersyjnych rejonów, kojarzonych przez audiofilów z bass-refleksowym podbiciem i sztucznymi efektami rodem z supermarketowych zestawów kina domowego. 10 i 40 Hz w ustawieniach funkcji XBass oraz 30 i 90 stopni w przypadku systemu XSpace to dwa różne światy. Różnica jest nawet większa niż między pierwszymi stopniami działania tych trybów a ich całkowitym wyłączeniem.
Jeżeli myślicie, że nawet w świetle powyższego oba systemy i tak pozostaną zbędnymi dodatkami, przydającymi się tylko wtedy, gdy z jakiegoś powodu sięgniemy po naprawdę kiepskie słuchawki, jesteście w błędzie. Być może po raz kolejny narażę się teraz obozowi audiofilskich purystów, ale większość odsłuchów przeprowadziłem z systemem XSpace ustawionym na 30° i funkcją XBass w pozycji 10 Hz. Kiedy źródłem dźwięku w systemie biurkowym był Marantz HD-DAC1, przeprowadziłem nawet nietypowe porównanie. Opisywane niedawno Sennheisery HD 490 PRO, które za kilka dni miałem zwrócić dystrybutorowi, podłączyłem bezpośrednio do Marantza, natomiast iCAN Phantom napędzał HD 600, do których wciąż mam ogromny sentyment. Efekt? Bardzo, ale to bardzo podobne brzmienie w obu przypadkach. Czegoś takiego się nie spodziewałem. HD 490 PRO są przecież znacznie lepsze. Przepaść między tymi dwoma modelami jest znacznie większa, niż mogłoby się wydawać. Teoretycznie obie konstrukcje są niezwykle udane, pochodzą od tego samego producenta, a i cenowo plasują się w zasadzie na zbliżonym poziomie. No, dobrze, jest kilkaset złotych różnicy na korzyść HD 600, ale to nie jest powód, by przypuszczać, że HD 490 PRO je rozjadą. A rozjeżdżają. Definitywnie i bezdyskusyjnie. Wprawdzie słyszałem historie o ludziach, którzy mimo wszystko preferują "sześćsetki", ale wydaje mi się, że może to wynikać z przyzwyczajenia lub przystosowania sprzętu towarzyszącego do tego modelu. Ja przeprowadziłem kilka prób na różnej elektronice i za każdym razem efekt był identyczny - HD 490 PRO nie zostawiały na HD 600 suchej nitki. Nie było co zbierać. W porównaniu z nowymi, profesjonalnymi Sennheiserami "sześćsetki" brzmiały szaro, płasko, sucho, plastikowo, bez wyrazu, ze słabym basem i wcale nie tak czyściuteńką górą. Okazuje się jednak, że od elektroniki zależy w tej materii znacznie więcej, niż mi się wydawało.
iCAN Phantom - w czym niemały udział miały właśnie funkcje XSpace i XBass - był w stanie wycisnąć z nich tak wiele, szczególnie w dziedzinie dynamiki, przejrzystości i zasięgu niskich tonów, że wprost nie mogłem w to uwierzyć. Testowałem wiele przetworników i wzmacniaczy słuchawkowych, za każdym razem na którymś z etapów sięgając po HD 600, które znam jak własną kieszeń, a mimo to nie pamiętam, by kiedykolwiek grały tak wybornie. Flagowiec iFi Audio dosłownie zaraził je swoją jakością. Z wyłączonymi funkcjami XSpace i XBass nie było już tak fajnie, aczkolwiek w wielu dziedzinach wciąż dało się usłyszeć, jak iCAN Phantom zachęca kultowe Sennheisery do większego wysiłku, motywuje je do osiągnięcia lepszych wyników. Nie żebym twierdził, że kupno wzmacniacza za 18499 zł do słuchawek kosztujących oficjalnie dziesięć razy mniej ma jakikolwiek sens, ale ten eksperyment pokazuje, że nie tylko sam piecyk, ale też używane z rozsądkiem i wyczuciem "wspomagacze" potrafią zdziałać cuda. Oczywiście im lepsze słuchawki wykorzystamy, tym mniejsza będzie potrzeba posiłkowania się tymi systemami. Wystarczy powiedzieć, że ze Staxami SR-L700 MkII korzystałem tylko z najniższego poziomu systemu XBass, a z HiFiMAN-ami Susvara korekcja była wyłączona całkowicie. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to to, że żaden z trybów nie oferuje ustawienia "ujemnego", dzięki któremu moglibyśmy delikatnie przyciąć bas lub zawężyć scenę stereofoniczną. Niektórym słuchawkom mogłoby to wyjść na dobre. To już jednak drobiazg, który absolutnie nie wpływa na moją ocenę flagowego piecyka iFi Audio. Nie zmienił też faktu, że z żalem pakowałem go do pudełka. Może i nie mam kolekcji złożonej z pięćdziesięciu par hi-endowych nauszników, ale taki wzmacniacz na pewno by się u mnie nie zmarnował.
Budowa i parametry
iFi Audio iCAN Phantom to analogowy wzmacniacz słuchawkowy klasy referencyjnej z wbudowanym zasilaczem elektrostatycznym, zaawansowanym interfejsem użytkownika i systemem sterowania podłączonym do sieci. Jak donosi producent, jako podstawę wykorzystano tu model Pro iCAN, dodając ulepszenia każdego elementu jego obwodów, aby jeszcze bardziej podnieść jego wydajność. Od ultraczułych IEM-ów przez najlepsze przetworniki dynamiczne i słuchawki planarne aż po najbardziej energochłonne konstrukcje elektrostatyczne, iCAN Phantom ma zapewniać wyjątkowe wrażenia odsłuchowe z dowolnego modelu, pozostając doskonale dostosowany do wymagań słuchacza. Urządzenie działa również jako wysokiej klasy przedwzmacniacz, do zasilania wzmacniacza mocy i głośników (lub głośników aktywnych), umożliwiając połączenie słuchawek i głośników w jeden, wysokiej jakości system audio. Konstrukcja sprawia wrażenie, jakby były to dwie jednostki, lecz w rzeczywistości jest to pojedyncze, dwupoziomowe urządzenie, którego pełna głębia jest w pełni wykorzystywana przez wielowarstwową konstrukcję obwodów.
Obudowa flagowego wzmacniacza iFi Audio została wykonana z aluminium. Jej zwieńczeniem jest panel z przyciemnianego szkła, umożliwiający wgląd w układy audio. Okrągłe aluminiowe otwory wentylacyjne zapobiegają przegrzewaniu się obwodów wewnętrznych. Demontaż szklanej płyty jest dziecinnie prosty. Jest ona utrzymywana na miejscu za pomocą czterech śrub ze spłaszczonymi łbami. Co ciekawe, są one dokręcone dość lekko, a od spodu wchodzą w gwinty osadzone na gumowych podkładkach, w związku z czym podczas wykręcania delikatnie sprężynują. Po uniesieniu pokrywy uwagę zwracają przede wszystkim dwa duże, czarne pudełka opisane jako kondensatory biopropylenowe Mus-Cap Gold, sygnowane przez AMR-a. Jak się okazuje, jest to jeden z elementów przeniesionych z modelu Pro iESL. Producent informuje, że zamiast polegać na zasilanym z sieci impulsowym obwodzie podwyższającym napięcie, duża bateria kondensatorów foliowych o napięciu 1000 V prądu stałego jest ładowana i od czasu do czasu uzupełniana za pomocą zasilania sieciowego. Ten "wirtualny akumulator" zapewnia czystą moc prądu stałego, pozbawioną wszelkich szumów prądu przemiennego i przełączania, co stanowi idealne źródło wysokiego napięcia dla słuchawek elektrostatycznych.
iCAN Phantom maksymalnie wykorzystuje konstrukcję zbalansowanych obwodów - w pełni różnicową od wejścia do wyjścia, minimalizując szumy i przesłuchy w ścieżce sygnału, zapewniając najwyższą czystość dźwięku. Technologia True Differential Balanced oznacza, że każdy kanał (lewy i prawy) jest całkowicie odseparowany w projekcie i otrzymuje dwa oddzielne sygnały o tym samym poziomie, ale o przeciwnej polaryzacji (dodatniej i ujemnej). Wymaga to czterech oddzielnych obwodów wzmacniacza, dwóch dla lewego kanału i dwóch dla prawego kanału. Jest to znacznie bardziej kosztowne i skomplikowane w realizacji niż projekty obwodów single-ended, jednak korzyści dźwiękowe mają być tego warte. Zmotoryzowany potencjometr regulacji głośności jest wykonany na zamówienie przez firmę ALPS w Japonii i zdaniem iFi Audio charakteryzuje się wyjątkową jakością.
iCAN Phantom posiada kilka unikalnych funkcji, które odróżniają go od innych wzmacniaczy słuchawkowych. Jednym z takich udogodnień jest zastosowanie dwóch stopni wejściowych - jednego opartego na lampach, a drugiego półprzewodnikowego - umożliwiając użytkownikowi przełączanie się między nimi w czasie rzeczywistym. Te stopnie wejściowe są całkowicie oddzielne, co oznacza, że mogą być krótkie i bezpośrednie, co zapewnia optymalną czystość, zamiast komplikować ścieżkę sygnału (na przykład poprzez przełączanie lamp w jednym obwodzie). W pełni dyskretny, półprzewodnikowy stopień wejściowy klasy A wykorzystuje tranzystory J-FET, podczas gdy lampowy obwód klasy A składa się ze skrupulatnie dobranej, komputerowo dopasowanej pary lamp General Electric 5670, będącej wersją premium lampy 6922. Na tym etapie dostępne są dwa tryby do wyboru przez użytkownika - Tube i Tube+. Ten ostatni minimalizuje ogólne wzmocnienie pętli, a tym samym ujemne sprzężenie zwrotne, dając odmienny kompromis pomiędzy naturalnymi harmonicznymi lampy a wydajnością w stanach przejściowych. Lampy 5670 mają przewidywalną żywotność określaną na około 10000 godzin. Wzmacniacz jest kompatybilny również z podwójnymi triodami 6922, które są całkiem popularne i łatwo dostępne. Jeśli ktoś ma ochotę, może poeksperymentować. Z pewnością pomoże w tym łatwa w demontażu pokrywa. Należy tylko pamiętać, aby wszelkie tego typu operacje wykonywać na wyłączonym, najlepiej odłączonym od źródła zasilania wzmacniaczu i ostrożnie obchodzić się z lampami.
Werdykt
Kiedy iCAN Phantom przyjechał do naszej redakcji, zacząłem się obawiać, że przesadziłem z optymizmem i nawet jeśli skołuję kilka par hi-endowych nauszników, nie będę w stanie sprawdzić jego możliwości w sposób, który zadowoli jego potencjalnych nabywców. Jest to przecież urządzenie kierowane do wybitnie zaawansowanych w swojej chorobie miłośników słuchawek - ludzi niezwykle wymagających, dysponujących nierzadko kilkoma lub kilkunastoma parami nauszników i dokanałówek, których używają wymiennie, w zależności od sytuacji, nastroju, sprzętu towarzyszącego lub muzyki, w której akurat mają ochotę się zanurzyć. I faktycznie, flagowy wzmacniacz iFi Audio będzie dla takich osób łakomym kąskiem. To urządzenie, które nie tylko może współpracować z najróżniejszymi słuchawkami, bo pozwalają mu na to możliwości układu i parametry elektryczne, ale także dlatego, że oferuje naturalny, dynamiczny, uniwersalny dźwięk, w którym na dodatek możemy to i owo zmienić, włączając tryb lampowy lub korzystając z systemów XSpace i XBass. Tak, wiem - to brzmi jak profanacja i nieporozumienie, ale jeśli tylko zachowamy odrobinę zdrowego rozsądku, gadżety te mogą istotnie poprawić brzmienie, nie pozbawiając go "audiofilskości". Co najlepsze, iCAN Phantom jest tak dobry, że potrafi wycisnąć ostatnie soki nawet z nauszników i dokanałówek za 1500-2000 zł. Odsłuchy z wykorzystaniem HiFiMAN-ów Susvara, Staxów SR-L700 MkII, Focali Utopia i Finali A8000 dostarczyły mi rzecz jasna mnóstwo frajdy, ale największe wrażenie zrobiło na mnie to, że nigdy, przenigdy nie słyszałem lepszego dźwięku z Sennheiserów HD 600. Mam te nauszniki, matko jedyna, właśnie policzyłem - dokładnie dwadzieścia lat. Podłączałem je do każdego wyposażonego w wyjście słuchawkowe urządzenia, jakie w tym czasie przeszło przez moje ręce i nic, ale to nic nie zbliżyło się do poziomu, jaki pokazał iCAN Phantom. Dla mnie to zamyka temat. Jeżeli urządzenie, które zdoła to przebić, pojawi się za kolejne dwie dekady, z chęcią je sprawdzę, wspominając taki dziwny, dwupiętrowy, może lekko przekombinowany, ale fantastycznie brzmiący wzmacniacz, który testowałem "za młodu".
Dane techniczne
Wejścia analogowe: 1 x XLR, 3 x RCA
Wyjścia analogowe: 1 x XLR, 1 x RCA
Wyjścia słuchawkowe: 1 x 3-pinowy XLR, 1 x 4-pinowy XLR, 1 x 4,4 mm, 2 x 6,3 mm (stereo), 1 x 3,5 mm
Wzmocnienie (gain): 0 dB, 9 dB i 18 dB do wyboru przez użytkownika
Pasmo przenoszenia: 0,5 Hz - 500 kHz (-3 dB)
Zniekształcenia: 0,0015% (Solid State), 0,002% (Tube), 0,012% (Tube+)
Stosunek sygnał/szum: >145 dB (zbalansowany), 130 dB (niezbalansowany)
Moc wyjściowa: >15000 mW/16 Ω (zbalansowany), >5760 mW/16 Ω (niezbalansowany)
Napięcie wyjściowe: 27 V/600 Ω (zbalansowany), 14 V/600 Ω (niezbalansowany)
Napięcie wyjściowe dla ESL: 640 V RMS (Custom/Pro), 320 V RMS (Normal)
Pobór energii: < 27 W (bezczynność), 75 W (max)
Wymiary (W/S/G): 12/25,6/18,5 cm
Masa: 4,2 kg
Cena: 18499 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Sławomir
No jak nie wejść słuchawkowych 6,3 mm, skoro na zdjęciach widać jak byk, że ma i to nawet dwie sztuki. Ma wejścia typu combo - można tu albo 2 x 3 pin XLR albo dwa duże jacki właśnie, instrukcja obsługi to potwierdza!
0 Lubię -
Przemo
Szkoda, że nie ma wyjść na kolumny jak poprzednie combo (iFi iCan Pro + iFi Audio Pro iESL).
0 Lubię -
Piotr
Czy planowana jest recenzja Focali Utopia 2022? Opis pierwszych Utopi to dla mnie jedna z najlepszych recenzji w audio.
0 Lubię
Komentarze (3)