Silent Angel M1T
- Kategoria: Przetworniki i streamery
- Tomasz Karasiński
Silent Angel to marka powołana do życia przez chińską firmę Thunder Data, która istnieje od 2017 roku i specjalizuje się w budowaniu serwerów i sprzętu do komunikacji sieciowej, a także w opracowywaniu oprogramowania służącego do przechowywania i przesyłu danych w sieci. Jedną z pasji jej założycieli, Erica Jiana Huanga i Chorusa Chuanga, jest jednak sprzęt hi-fi, dlatego też panowie postanowili dorzucić do tego ogródka coś od siebie i wprowadzili na rynek urządzenie, które podzieliło miłośników dobrego brzmienia skuteczniej niż dyskusja o hi-endowych kablach. Silent Angel N8, bo o nim mowa, był bodajże pierwszym audiofilskim switchem sieciowym, a ponieważ był znacznie droższy niż podobne urządzenia, jakie można kupić w sklepach komputerowych, na forach i grupach dyskusyjnych rozpętało się piekło. Jeśli mam być szczery, od początku patrzyłem na ten temat sceptycznie, więc postanowiłem to cudo przetestować. Mój świat nie stanął na głowie, brzmienie nie zmieniło się nie do poznania, a moje streamery nie zaczęły ze szczęścia tańczyć fokstrota, ale N8 nadal pracuje w mojej "serwerowni". Wydaje mi się, że urządzenie to trafiło przede wszystkim do dwóch grup klientów - tych, którzy ze względu na inną konfigurację systemu faktycznie usłyszeli różnicę oraz tych, którzy traktują sprzęt audio jak sport, a odsłuchy jak zawody, w których liczy się każdy ułamek sekundy i każdy milimetr, a wygrywa ten, kto słyszy więcej. Wydając małą fortunę na okablowanie, akcesoria zasilające, stoliki, platformy antywibracyjne, magiczne cegły, tybetańskie kuleczki i inne szarlataństwa ze świata audio voodoo, głupio byłoby się nagle zatrzymać i zignorować gorącą nowość, która przyprawia sceptyków o ból tylnej części ciała. Jeszcze ważniejszym efektem całego tego zamieszania jest to, że wszyscy poznaliśmy i dobrze zapamiętaliśmy nieznaną dotąd markę Silent Angel, a ta wprowadzała na rynek kolejne urządzeni, na szczęście już nie tak ekscentryczne. Jednym z nich jest transport sieciowy M1T.
W dobie plików i streamingu takie źródło jest nie tylko jednym z najważniejszych elementów systemu audio, ale także towarem poszukiwanym przez audiofilów, którzy chcą odłączyć swój przetwornik lub wzmacniacz od komputera. Szukając alternatywy dla płyt kompaktowych, wielu z nas zaczynało od takiego właśnie rozwiązania i wielu wciąż się go trzyma, ale w pewnym momencie nadchodzi pora na zmiany - system stereo z własnym streamerem, kompletnie niezależny od kaprysów peceta, a do tego oferujący wyższą jakość brzmienia, to po prostu rozum i godność człowieka. Jeżeli możemy wykorzystać przetwornik cyfrowo-analogowy, będący osobnym klockiem lub elementem wyposażenia wzmacniacza zintegrowanego, do szczęścia brakuje nam tylko pudełeczka, które połączy się z siecią i nakarmi DAC-a zerami i jedynkami. Ach, no właśnie - tylko i aż, bo okazuje się, że wcale nie jest to takie proste. Można oczywiście pójść po linii najmniejszego oporu i kupić plastikową kostkę za 500 zł, ale kto miał okazję wypróbować transport z wysokiej półki, ten wie, że ten element toru może mieć nawet większy wpływ na ostateczny efekt brzmieniowy niż sam przetwornik. Co więcej, kluczowe wydają się tutaj elementy, na których wielu producentów sprzętu hi-fi zwyczajnie się nie zna. Dlatego właśnie takie triumfy święcą w tej dziedzinie firmy wywodzące się z rynku komputerowego. Strona internetowa Silent Angela wygląda trochę jak katalog z routerami Wi-Fi. Samych switchy jest już cztery. Dla poszukiwaczy wrażeń są także akcesoria, takie jak na przykład przewody zasilające z maleńkimi wtyczkami, dostępne w odcinkach o długości już od 20 cm. O wiele bardziej interesują mnie jednak streamery, serwery, zegar i zasilacze liniowe. Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z dobrze ogarniętymi źródłami. Tutaj już nikt nie powinien drzeć łacha, że voodoo, że cuda na kiju, że takie urządzenie nie ma prawa grać. No właśnie, a czy gra?
Wygląd i funkcjonalność
Z testu switcha N8 - oprócz zażartych dyskusji, jakie toczyły się w sieci po jego publikacji - doskonale zapamiętałem to, że było to urządzonko eleganckie, pięknie zapakowane i wyposażone w komplet ślicznych nóżek, z których do dziś sporadycznie korzystam. Generalnie nie jestem fanem tego typu rozwiązań, ponieważ wolę, jak jest stabilnie, niż audiofilsko i antywibracyjnie, ale podkładki Silent Angela faktycznie mi się przydają. Z M1T jest podobnie. W tym miejscu również drobna uwaga - producent w oznaczeniach swoich urządzeń stosuje "ksywki", które czasami w oficjalnych materiałach się pojawiają, a czasami nie. Co ciekawe, większość z nich odnosi się do geografii Niemiec. N8 otrzymał imię "Bonn", a M1T został nazwany na cześć miasta, w którym właśnie odbywa się kolejna edycja największej wystawy hi-endowego sprzętu na świecie - "Munich". Serwery nazywają się "Rhein", a dwa z czterech streamerów - "Bremen". Do schematu nie pasują tylko zasilacze Forester F1 i Forester F2 oraz zegar Genesis GX.
TEST: Silent Angel N8
Pierwsze wrażenie jest podobne - urządzenie przyjeżdża do nas w niezwykle eleganckim, czarnym kartonie, w którym oprócz dania głównego znajdziemy dokumenty oraz pudełko z akcesoriami. Najważniejszym dodatkiem jest oczywiście zasilacz w formie niewielkiej, plastikowej kostki z zieloną diodą, krótkim kablem z tróbolcową wtyczką IEC i znacznie dłuższy, zamontowanym na stałe przewodem idącym do transportu. Niektórym użytkownikom w zupełności to wystarczy, przynajmniej na start, jednak audiofile interesujący się takimi strumieniowcami z reguły zaczynają szybko szukać możliwości upgrade'u. Jeden gadżet otrzymujemy w komplecie - jest to bardzo porządny przewód LAN ze złoconymi wtyczkami. To prezent, którym klienci na pewno nie pogardzą. Jeżeli jednak chcielibyśmy sprawić swojemu transportowi prezent z prawdziwego zdarzenia, gotowym rozwiązaniem jest zasilacz F1. Wygląda w zasadzie identycznie jak M1T, więc wizualnie (technicznie zapewne też) będzie z nim tworzył zgrany duet, a do tego nie kosztuje majątku. 2199 zł to kwota, którą posiadacze wycenionego na 4990 zł transportu z pewnością udźwigną. Warto wspomnieć o tym, że bohater naszego testu ma też starszego brata - model M1, który kosztuje 6990 zł i został wyposażony w przetwornik cyfrowo-analogowy, więc jest pełnoprawnym streamerem z wyjściem analogowym i małym bonusem w postaci gniazda słuchawkowego na przedniej ściance. Kurde, naprawdę fajnie to wygląda. I pomyśleć, że wszystko to zaczęło się od drogiego rozgałęziacza dla plikowo-sieciowych perfekcjonistów...
Podobnie jak większość kompaktowych transportów sieciowych, które mają imponować swoimi możliwościami, a nie wielkością obudowy czy fikuśnymi dodatkami stylistycznymi, M1T jest naprawdę mały. Urządzenie mierzy zaledwie 15,5 x 11,0 x 5,8 cm i waży mniej więcej kilogram (producent deklaruje, że nawet odrobinę więcej, ale zupełnie tego nie czuć). Obudowę osadzono na czterech gumowych nóżkach, które w typowym wzmacniaczu zintegrowanym uznałbym pewnie za zbyt niskie, ale tutaj wizualnie mocno unoszą czarną skrzyneczkę ponad poziom podłoża, nadając jej nieco "bojową" postawę. Przednia ścianka jest naprawdę ładna. Wykonano ją z aluminium i optycznie podzielono na dwie części, delikatnie podcinając tę górną. Znajduje się na niej tylko złote logo producenta, co skojarzyło mi się z najnowszymi komponentami Hegla, choć oczywiście streamery Silent Angela pojawiły się na rynku znacznie wcześniej. Dolną część panelu frontowego przyozdobiono wyfrezowanymi w nim oznaczeniami modelu oraz czterema ledwo widocznymi diodami. Są tak dyskretne, że nie rażą nawet, gdy siedzimy na wprost, a jeśli podczas odsłuchu widzimy sprzęt pod kątem, nie zobaczymy już nic. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ nie lubię sprzętu, który mryga jak wesołe miasteczko i choć owe diody mają swoje zastosowanie (informują o włączeniu zasilania, wyciszeniu i jakości sygnału na wyjściu cyfrowym), to bądźmy szczerzy - nikt nie będzie regularnie się na nie gapił.
Pokrywa urządzenia jest ażurowa, co sugeruje, że kluczową kwestią było chłodzenie znajdujących się wewnątrz układów elektronicznych. Co szczególnie istotne, M1T nie ma żadnych wiatraczków ani dysku twardego, dzięki czemu pracuje bezszelestnie. Tylna ścianka jest oczywiście mocno zabudowana. Gniazdo LAN i cztery porty USB wyglądają mocno "malinkowo". Tuż obok umieszczono dwa nietypowe złącza opisane jako M-Link oraz M-IO do, jak to napisał producent, podłączenia sprzętu peryferyjnego. Najważniejsze z punktu widzenia audiofila są trzy wyjścia cyfrowe - koaksjalne, I2S i AES/EBU. W połączeniem z szerokim wachlarzem gniazd USB daje to naprawdę duże pole manewru w kwestii podłączenia przetwornika. Oprócz tego na tylnej ściance znajdziemy jeszcze gniazdo zasilające z mechanicznym włącznikiem. Dzięki temu można łatwo wyłączyć sprzęt na czas dłuższej nieobecności w domu albo, jeśli ktoś chce być świętszy od papieża, przed przepinaniem kabli. Warto wspomnieć, że w sprzedaży dostępne są dwie wersje tego transportu - z wbudowaną pamięcią o pojemności 2 lub 8 GB. Pierwszą wersję producent poleca miłośnikom streamingu, którzy nie planują korzystać z plików najwyższej gęstości DSD, a korzystają przede wszystkim z internetowych serwisów muzycznych, takich jak TIDAL, Spotify, Qobuz czy Amazon Music. Odmiana z pamięcią 2 GB bez problemu obsłuży wszystkie pliki dostępne w streamingu. Wersja 8-gigabajtowa przyda się tam, gdzie urządzenie będzie również transportem plików wysokiej gęstości DSD. Różnica w cenie jest niestety spora. Tańszy M1T kosztuje 4199 zł, a ten bardziej wypasiony - 4990 zł. Osiem stówek dopłaty, podczas gdy dobrą, 8-gigabajtową pamięć RAM można kupić za 60-100 zł? Dla mnie to przesada i coś mi się wydaje, że Silent Angel zapatrzył się tutaj na producentów smartfonów. Dobrze, że nie trzeba dopłacać jeszcze 300 zł za zasilacz i 100 zł za kabelek.
Silent Angel zapewnia nam dostęp do takich usług i systemów jak TIDAL, Qobuz, Spotify Connect, AirPlay, Amazon Music czy Roon. Ten ostatni to dla mnie wciąż gwarancja wysokiej jakości i nie chodzi nawet o konieczność korzystania z tego oprogramowania na co dzień, ale o to, że aby otrzymać certyfikat Roon Ready, trzeba się trochę napocić i nie każdej firmie chce się przechodzić ten proces.Z punktu widzenia użytkownika kluczową kwestią jest jednak to, co taki transport potrafi. W szczególności chodzi tutaj o kompatybilność z popularnymi serwisami strumieniowymi oraz możliwość odtwarzania gęstych formatów. Ze specyfikacji podanej na stronie producenta wynika, że z obu tych zadań M1T wywiąże się bez problemu. Silent Angel zapewnia nam dostęp do takich usług i systemów jak TIDAL, Qobuz, Spotify Connect, AirPlay, Amazon Music czy Roon. Ten ostatni to dla mnie wciąż gwarancja wysokiej jakości i nie chodzi nawet o konieczność korzystania z tego oprogramowania na co dzień, ale o to, że aby otrzymać certyfikat Roon Ready, trzeba się trochę napocić i nie każdej firmie chce się przechodzić ten proces. Widząc dany model na oficjalnej liście urządzeń kompatybilnych z Roonem, wiem, że mam do czynienia z poważnym graczem. Miłośnicy bezstratnego streamingu i gęstych plików z pewnością zwrócą uwagę na natywny odczyt MQA i DSD oraz fakt, że na wyjściu USB możemy odtwarzać nawet DSD256. Kiedy zaczynałem test, brakowało mi jednego istotnego elementu, a mianowicie obsługi systemu TIDAL Connect. Jako że korzystam z niego najczęściej, widząc to logo, jestem już w 90% usatysfakcjonowany, bo reszta to w zasadzie słuchanie plików DSD dla sportu i okazjonalne przeglądanie muzycznych podpowiedzi w aplikacji Spotify. Co ciekawe, TIDAL Connect pojawił się wraz z aktualizacją oprogramowania, a konkretnie w udostępnionej właśnie wersji 1.15998, więc jedyny duży minus mogłem spokojnie wykreślić. Żeby jednak nie było tak różowo, szukając aplikacji do obsługi urządzenia, w pierwszej kolejności trafiłem na Silent Angel Remote, która to jest płatna i trzeba za nią zapłacić 14,99 zł. Producent poleca jednak zupełnie inną, darmową apkę VitOS Orbiter. Sprawdziłem i wszystko działa. Nie zdziwię się jednak, jeśli część klientów odruchowo pobierze tę pierwszą.
Brzmienie
Podczas pisania testów, naprawdę wiele czasu poświęcam na sprawdzanie faktów, zagłębianie się w dane techniczne, a nawet przypominanie sobie historii danej marki, choćbym nawet mógł przytoczyć najważniejsze wydarzenia, daty i nazwiska z pamięci. Opis funkcjonalności zależy od rodzaju opisywanego sprzętu, ale w przypadku streamerów i transportów sieciowych wychodzi tego sporo. Obsługiwane formaty, gęste pliki, kompatybilność z serwisami strumieniowymi, aplikacje sterujące, a potem i tak ktoś zauważy, że nie wspomniałem o tym, czy producent pamiętał o odtwarzaniu bez przerw, bo podczas słuchania nagrań koncertowych i concept albumów jest to niezwykle istotne. Odsłuch jest często nie tylko najprzyjemniejszym, ale i najszybszym etapem całej tej przygody. Czasami wydaje mi się, że to potrafiłby każdy. Ot, usiąść, posłuchać i opisać swoje wrażenia. Banał. Najłatwiej jest, gdy mam do czynienia ze sprzętem grającym w charakterystyczny sposób, mającym jasno określone priorytety, nastawionym na konkretny efekt. O wiele bardziej muszę się nagimnastykować, gdy po włączeniu bohatera testu w tor zmiany względem wyjściowej konfiguracji są tak subtelne, że muszę wielokrotnie przepinać kable albo wyciągnąć kilka dodatkowych urządzeń, aby zrozumieć, o co tu chodzi i co tak naprawdę powinienem napisać o brzmieniu.
TECH CORNER: Roon - Nowa jakość streamingu
M1T wyciął mi taki właśnie numer. Niektórzy pewnie zastanawiają się, w czym problem. Wyszło źle? No nie, wprost przeciwnie - poza kilkoma drobiazgami system zagrał właściwie tak samo jak z transportem odniesienia, którym jest Auralic Aries G1. Gdyby pewnego dnia ktoś zakradł się do mojej pieczary i podłączył Silent Angela w taki sposób, aby był on niewidoczny i aby w aplikacji Roona wyświetlał się jako Auralic (nazwę tak zwanego punktu końcowego wpisuje się ręcznie, więc oszustwo mogłaby zdradzić tylko ikonka), mógłbym zorientować się dopiero wtedy, gdy kątem oka zauważyłbym wygaszony wyświetlacz Ariesa G1. Bezpośrednie porównanie wykazało, że Auralic w kilku kwestiach idzie odrobinę dalej. Mam tu na myśli przede wszystkim rozdzielczość, mikrodynamikę i rozciągnięcie skrajów pasma. M1T bardziej koncentrował się na średnicy, co w połączeniu z muzykalnym usposobieniem sprawiało, że jego brzmienie odbierałem jako gładsze, ale wcale nie dlatego, że Ariesowi G1 czegoś w tej materii brakowało, a raczej dlatego, że tam dostałem więcej rzeczy, na których można było zawiesić ucho. Mówiąc jeszcze inaczej, wyobraźcie sobie dwa ustawienia korektora - jedno całkowicie liniowe, a drugie z leciutko obniżonym poziomem niskich i wysokich tonów. To drugie nasze uszy i mózg z pewnością zinterpretują jako cieplejsze, bardziej klimatyczne, może nawet przyjemniejsze, ale czy to oznacza, że czegoś dostajemy więcej? Nie - po prostu innych częstotliwości jest mniej. Dodam tylko, że mówimy o naprawdę dyskretnych różnicach. Takich, które spokojnie można nadrobić na przykład poprzez dobór odpowiednich kabli głośnikowych.
Co tu dużo mówić, Silent Angel stworzył bardzo kompetentny i uniwersalny transport sieciowy. M1T może być pierwszym elementem każdego nowoczesnego toru audio. Przetwornik, wzmacniacz i zestawy głośnikowe mogą być zupełnie różne, dobrane zgodnie z preferencjami właściciela, a samo źródło będzie wykonywało swoją robotę, nie ingerując w to, co stanie się później albo to, co zostało już osiągnięte. Jeżeli więc należycie do tych audiofilów, którzy uważają, że dogonili swojego króliczka, zbudowali system, który dobrze współpracuje z pomieszczeniem odsłuchowym, odtwarza każdą muzykę, nie stroi fochów albo po prostu brzmi tak, jak chcieliście (choć innym może się to nie podobać), macie kolejne gotowe rozwiązanie - transport, który nie zburzy całej tej układanki. Co najważniejsze, naprawdę nie ma się tu do czego przyczepić, a już na pewno nie za te pieniądze. Idąc po linii najmniejszego oporu, niektórzy melomani decydują się na śmiesznie tanie transporty, a później wygłaszają mądrości, że streaming nijak się ma do starych, dobrych płyt kompaktowych. Pewnie - jeśli porównujemy hi-endowy odtwarzacz za kilkanaście tysięcy złotych ze streamerem za tysiąc z kawałkiem, trudno spodziewać się innego rezultatu. M1T prezentuje już zupełnie inny poziom. To źródło, które mimo skromnych gabarytów nie czuje się zawstydzone w towarzystwie komponentów kosztujących kilka razy więcej.
M1T może być pierwszym elementem każdego nowoczesnego toru audio. Przetwornik, wzmacniacz i zestawy głośnikowe mogą być zupełnie różne, dobrane zgodnie z preferencjami właściciela, a samo źródło będzie wykonywało swoją robotę, nie ingerując w to, co stanie się później albo to, co zostało już osiągnięte.Żeby było ciekawiej, pozostaje nam jeszcze upgrade w postaci zasilacza. Żałuję, że nie wypożyczyłem go od razu, ale być może przetestuję od razu kilka różnych modeli. To brzmi jak doskonały plan na wakacje. Zaliczyłem już kilka takich eksperymentów i wiem, że ogromna popularność tego typu akcesoriów nie bierze się znikąd. Wprawdzie audiofile nie zawsze kierują się w swoich wyborach logiką i skrupulatnymi wyliczeniami, a spora część społeczeństwa uważa ich za niegroźnych wariatów, ale nawet oni nie wyciągają z kieszeni dwóch czy trzech tysięcy złotych tylko po to, żeby zafundować swojemu streamerowi ładną podstawkę, która de facto nic nie robi. Silent Angel F1 to w zasadzie "gotowiec", ale nie jest to jedyne dostępne na rynku rozwiązanie. Jeśli dobrze poszukacie, zorientujecie się, że tego kwiatu jest pół światu i niewykluczone, że zauważalną poprawę jakości brzmienia można uzyskać nie za 2199, ale na przykład 649 albo 899 zł. Największy problem mam jednak z ceną samego transportu. Dopłata za większą pamięć jest zdecydowanie zbyt wysoka, to jest poza dyskusją. Urządzenie jest małe i pozbawione drogich ozdóbek, więc nie powinno być drogie. Skoro jednak potrafi stanąć w szranki z rywalem kosztującym ponad dwa razy więcej i przegrać ten pojedynek minimalnie, na punkty, bez żadnego wstydu, to kwota podana w cenniku wydaje się rozsądna. Ani zawyżona, ani okazyjna, po prostu adekwatna do jakości brzmienia. Jeżeli nie jesteście zainteresowani słuchaniem gęstych plików, spokojnie możecie wybrać wersję 2-gigabajtową i będzie to jeden z najtańszych transportów sieciowych, które w odsłuchu pokażą już znacznie, znacznie więcej niż wszystkie te budżetowe boxy, linki, casty, pleje i inne produkty, które w założeniu miały tylko działać, bez zagłębiania się w to, jak dobrze im to wychodzi.
Budowa i parametry
Silent Angel M1T to transport sieciowy oferujący obsługę większości dostępnych internetowych serwisów muzycznych, takich jak TIDAL, Spotify, Qobuz, Amazon Music, a dodatkowo kompatybilny z systemami Roon, AirPlay i oczywiście DLNA. Producent zapewnia, że zarówno elektronika, jak i oprogramowanie M1T zostały zoptymalizowane pod kątem lepszej jakości dźwięku poprzez poprawę wielu szczegółów bez kompromisów. Dzięki temu to malutkie urządzonko ma być idealnym dodatkiem do istniejącego DAC-a, dzięki czemu można odkryć potencjał muzyki cyfrowej i serwisów streamingowych o wysokiej rozdzielczości. Mózgiem "cichego anioła" jest 4-rdzeniowy procesor ARM Cortex-A72 1,5 GHz. Aby wyeliminować mechaniczne i elektroniczne szumy podczas działania bezstratnej muzyki, zastosowana została bezwentylatorowa płyta główna z wbudowanym specjalistycznym radiatorem i pochłaniaczem EMI, czyli chłodzenie pasywne. Transport dostępny jest w dwóch wersjach, z pamięcią RAM o pojemności 2 lub 8 GB. Wersja 2-gigabajtowa zalecana jest do obsługi sieciowych serwisów muzycznych, natomiast do odtwarzania gęstych plików producent proponuje zakup droższej odmiany 8-gigabajtowej. Rekomendowane jest także zbudowanie kompletnej "wieży" z wykorzystaniem switcha N8, zasilacza F1 i przewodu zasilającego Bastei DC, który dostępny jest w czterech odmianach różniących się składem zastosowanych w nim przewodników. Najtańsza, miedziana wersja Light Orange kosztuje 320 zł, natomiast za odmianę z czystego srebra, Snowy White, trzeba zapłacić 640 zł. Mówimy o 20-cm kabelku przenoszącym napięcie 5 V. Podążając za zaleceniami producenta, na taki system w wersji ekstremalnej wydamy dokładnie 9987 zł.
Werdykt
M1T nie jest urządzeniem dla audiofilów, którzy lubią przeprowadzać dziwne eksperymenty i godzinami dyskutować o tym, jaki sprzęt najlepiej pasuje do jazzu, a jaki do rocka i metalu. Ten transport to narzędzie, które wykonuje swoją robotę i nie ma własnych opinii czy upodobań. Jako recenzent nie lubię takich sytuacji, bo nie mam o czym pisać, ale jako meloman i audiofil bardzo cenię sobie taki sprzęt, ponieważ mogę słuchać na nim każdej muzyki i łączyć go z dowolną elektroniką, wiedząc, że mnie nie zawiedzie. Czy zamieniłbym Auralica na Silent Angela? Teraz, gdy faktura jest już dawno opłacona, pewnie nie, bo Aries G1 wciąż gra trochę lepiej, ma kilka funkcji, których Silent Angel nie ma (przede wszystkim mam tu na myśli obsługę TIDAL-a Connect), a do tego jest większy, poważniejszy, dla mnie w zasadzie hi-endowy. M1T to przy nim śmieszne, liche pudełeczko. Jeżeli jednak oceniamy sprawę tylko na podstawie tego, co dany klocek robi, jaki jest ostateczny rezultat brzmieniowy i ile musimy za tę przyjemność zapłacić, to Silent Angel wygrywa bezdyskusyjnie. Może to być zaskakujące, no bo jak to, taki mały klocek, w środku jakaś stuningowana malinka, a dźwięk na tak wysokim poziomie? Wiem, mnie też to zaskoczyło, ale nie mogę na to nic poradzić. A ponieważ kusi mnie, by sprawdzić, jak sytuacja zmieni się po dołożeniu zewnętrznego zasilacza, M1T na razie u mnie zostaje. Możliwe, że ten test będzie miał swoją kontynuację.
Dane techniczne
Obsługa DSD: DSD128 (AES/EBU, I2S, coaxial), DSD256 (USB)
Obsługa PCM: 384 kHz (AES/EBU, I2S, coaxial), 768 kHz (USB)
Wejście zasilania: 5 V/2 A (DC)
Temperatura użytkowania: 0-30 °C
Wymiary (W/S/G): 5/15,5/11 cm
Masa: 1 kg
Cena: 4199 (2 GB), 4990 zł (8 GB)
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Piotr
I tu warto zwrócić uwagę na pewne aspekty. 1) M1/M1T doczekał się obsługi TIDAL Connect. 2) Dobry zasilacz naprawdę dużo zmienia w zakresie jakości dźwięku tego streamera. 3) Prawdziwe granie zaczyna się przy wykorzystaniu złącza I2S. Tak więc jeśli chcemy porozmawiać o możliwościach tego streamera, trzeba zadbać o spełnienie tych warunków (2 i 3).
0 Lubię -
Marcin
Mam ten zestaw. Od razu powiem że jako fan streamingu sporo testowałem. Szukałem naprawdę dobrego transportu, bo Bluesound Node był nieco w tyle. M1T zrobił kapitalną robotę. Poszedłem za ciosem i zasilam go Foresterem F1, który także zasila Bonn N8 i do tego wpadły kabelki Bastei. Dźwięk jest kompletny, to co z niego wyciąga Heed Abacus S to po prostu potęga. Jedna uwaga - Forester jest niesamowicie podatny na zmiany kabli zasilających, wyczuwa minimalne różnice praktycznie jak sejsmograf, o czym wielokrotnie się przekonałem. Do tego dobry kabel LAN (Audiomica Andra) i coaxialne (Ricable Invictus) i naprawdę nie ma czego się wstydzić. Minus za wyjście USB audio, które jest słabej jakości i do pięt nie dorasta coaxialowi, a grube i ciężkie kable USB mogą osłabić naprawdę kiepski wtyk. Właśnie z tego względu po zabawie z kablami USB poszedłem w stronę coaxiala, które u mnie (brak AES/EBU w DAC-u) jest najbardziej audiofilskie. Do tego bardzo dobre wsparcie producenta, bo większość wie, że pojawiły się problemy z TIDAL-em i Amazonem (efektem jest wprowadzenie TIDAL Connect). Po kilkudniowym kryzysie producent zachował się bardzo dobrze i udostępnił 60-dniowa licencję Roon. Efekt jest taki, że przechodzę na Roona. U mnie zestaw sprawuje się znakomicie i w połączeniu ze wspomnianym dachem zapewnia naprawdę lampowe doznania.
0 Lubię -
Leonidas
Jak to? Jeszcze miesiąc temu dystrybutor oferował to urządzenie za 2700 zł. Jak widać jedyny postęp w audio to postęp w windowaniu cen. To bardzo dużo za przepakowaną malinę. PS. Porównajcie to brzydkie pudełeczko do EverSolo A6 za podobną kwotę.
3 Lubię -
AM
@Leonidas - Ludzie ratunku! EverSolo A6, chyba pomyłka, oprócz bajerów i wodotrysków dźwięku brak! I co z tego, że wszyscy dobrze opłacani recenzenci piszą same superlatywy... Polecam ślepy test i tyle. Pozdrawiam serdecznie.
0 Lubię
Komentarze (4)