My Monitors MY5P + MY8SUB
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Temat polskiego sprzętu audio działa na melomanów jak papierek lakmusowy. Teoretycznie nie jesteśmy w tej dziedzinie jakąś potęgą, choć kiedy pięć lat temu znajomy poprosił mnie o pomoc w przygotowaniu profesjonalnego raportu dotyczącego rodzimych producentów audiofilskiej aparatury, sam byłem w szoku, jak wiele firm znalazło się na tej liście i jakie wnioski można było wysnuć z poszczególnych tabelek i wykresów zawartych w tym opracowaniu. W przypadku aż 39% badanych firm ich właściciele przyznali, że spółka powstała dlatego, że mogła zaoferować produkty lepsze niż konkurencja. 28% polskich producentów sprzętu audio rozpoczęło swoją działalność dzięki pomysłowi na innowacyjne rozwiązanie, którego do tej pory nie było na rynku. Autorzy publikacji pokusili się o stworzenie przykładowego systemu zbudowanego z urządzeń pochodzących wyłącznie od polskich producentów. Cena tego zestawu sięgnęła 682000 zł, a chyba i tak nie była to najbardziej rozbudowana konfiguracja, jaką można ułożyć z klocków wytwarzanych nad Wisłą. Jeśli chodzi o klientów, myślę, że wciąż można podzielić ich na trzy albo cztery grupy. Pierwsza to patrioci, którzy uważają, że zawsze trzeba sięgać po polskie produkty bez względu na to, czy kupujemy pomidory, materiały budowlane czy wzmacniacze. Druga to audiofile, którzy mają pozytywne doświadczenia z elektroniką wyprodukowaną w naszym kraju i nie kupują jej na zasadzie "dobre, bo polskie", tylko "dobre, bo dobre". Trzecia grupa to umiarkowani sceptycy, którzy twierdzą, że nigdy nie należy sugerować się marką, lokalizacją fabryki albo recenzją takiego czy innego magazynu, a wszystko trzeba oceniać samodzielnie. I wreszcie czwarta to ludzie, którzy z jakichś względów są do polskich wyrobów uprzedzeni i wychodzą z założenia, że lepiej kupić sprzęt brytyjski, niemiecki, francuski, amerykański, japoński lub skandynawski. Rynek jest jednak tak chłonny, że wiele krajowych manufaktur prosperuje całkiem dobrze. Od czasu do czasu którejś z nich udaje się zabić zagranicznej konkurencji i samym audiofilom takiego ćwieka, że wszyscy zastanawiają się, czy ktoś przypadkiem nie pomylił się w obliczeniach. Tylko czy coś z tego wynika?
No właśnie, moim zdaniem tutaj jest pies pogrzebany. Polscy konstruktorzy sprzętu audio potrafią wykazać się nieprawdopodobnym kunsztem, zarówno jeśli chodzi o projekt układów elektronicznych, jak i wzornictwo czy jakość wykonania elementów, które nawet dużym, doświadczonym producentom sprawiają problemy. Są ciekawe pomysły, jest innowacyjność, umiejętność zorganizowania podzespołów i materiałów, a zaplecze techniczne jest w naszym kraju tak rozbudowane, że nawet hobbyści wykonują na zamówienie skomplikowane płytki drukowane czy obudowy frezowane na obrabiarkach sterowanych komputerowo. U nas nie ma, że się nie da. Najwyżej trzeba poprosić o pomoc znajomego lub odczekać swoje w kolejce, ale jeśli kogoś poniesie fantazja, to - jak mawiają nasi anglojęzyczni koledzy - sky is the limit. Gdzie mogłyby powstać kable zasilające z warstwą ekranującą z "gwiezdnego pyłu"? Gdzie wykonanoby piękne wzmacniacze z lampami w układzie "V" za kolorową szybką i z pilotem w postaci wielkiej kuli reagującej na ruch? Pomijając najbardziej wyczynowe projekty, najbardziej charakterystyczny dla polskiego hi-fi jest jednak wybitnie korzystny stosunek jakości do ceny. Pamiętam, gdy w jednym z warszawskich sklepów pojawiło się dwóch dżentelmenów reprezentujących znaną, brytyjską firmę specjalizującą się w produkcji zestawów głośnikowych. Zdaje się, że w asyście dystrybutora chcieli po prostu rozejrzeć się, co takiego oferuje się polskim audiofilom i jak ich wyroby prezentują się na tle tak zwanego ogółu. Traf chciał, że w jednym z systemów grały Pylony Diamond 25 wykończone dębową okleiną uszlachetnioną olejowoskiem. Panowie obejrzeli je, posłuchali, pomarudzili na "popularne" przetworniki, po czym zapytali o cenę i dosłownie się zawiesili, przeliczając podaną przez sprzedawcę kwotę na własną walutę. Jak można zrobić takie kolumny za mniej niż tysiąc funtów?! Nijak nie mieściło im się to w głowach, bo ich zestawy o zbliżonych gabarytach były mniej więcej czterokrotnie droższe. Właściciel salonu postanowił ich jednak dobić i dodał, zgodnie z prawdą, że klientom zainteresowanym tymi kolumnami przyznawany jest kilkunastoprocentowy rabat. Wyciągnęli smartfony, zrobili kilka zdjęć i wyszli.
W tej sytuacji w naszym kraju powinien sprzedawać się niemal wyłącznie polski sprzęt, ale produkt to dopiero połowa sukcesu. Niestety, wiele rodzimych manufaktur zapomina nawet o tak podstawowych sprawach, jak marketing czy budowa sieci dystrybucyjnej. Raport, o którym wspominałem wyżej, zawiera informację, że niemal połowa polskich producentów sprzętu audio przeznacza na promocję mniej niż 5% swoich przychodów. Czyli nic. To jest dramat. Ludzie, którzy potrafią zaprojektować i wykonać naprawdę rewelacyjne urządzenia, najwyraźniej nie mają środków na dotarcie do szerszego grona odbiorców albo - co moim zdaniem jest prawdziwym źródłem problemu - wychodzą z założenia, że swoją pracę już wykonali, a klienci powinni od tej pory walić do nich drzwiami i oknami. Strona internetowa nie istnieje albo wygląda, jakby robił ją ośmiolatek, zdjęcia są zrobione smartfonem pod światło, profile w mediach społecznościowych straszą pojedynczymi lajkami autora i jego krewnych, nigdzie nie ma reklam, testów ani opinii klientów, a zamiast adresów sklepów, w których można taki sprzęt obejrzeć i sprawdzić, jest tylko adres mailowy, na który nikt nie odpisuje oraz numer telefonu do gościa, który nie ma sztywnych godzin pracy, więc jeśli zadzwonimy do niego w środę o piętnastej, prawdopodobnie będzie stał przy kasie w spożywczaku albo odbierał dziecko z przedszkola. Tutaj zagraniczne firmy niewątpliwie wygrywają. Nie chodzi o to, że dysponują nieograniczonym budżetem reklamowym, ale o to, że w ogóle dostrzegają fakt, że ich praca nie kończy się w momencie załadowania kartonów na paletę. Klient kupuje bowiem nie tylko produkt, ale też całą otoczkę, która wcale nie jest bezwartościowa. Wie, że nie nabył jakiegoś "wynalazku", ale sprzęt, który funkcjonuje na rynku i został doceniony przez ekspertów. Wie, że nie jest jednym z trzech posiadaczy takiego urządzenia. Widzi, że dany model jest dostępny w kilkunastu sklepach internetowych. Obserwuje, jak ludzie z całego świata wstawiają zdjęcia swoich systemów z tym samym klockiem. Ma pewność, że w razie nieprzewidzianych problemów nawet za kilka lub kilkanaście lat będzie mógł naprawić swój sprzęt w autoryzowanym serwisie. Wszystko to przekłada się na ceny na rynku wtórnym. Kupując markową elektronikę, możemy liczyć na to, że za kilka lat jakąś część tej kwoty uda nam się odzyskać. Szczególnie wyraźnie widać to w przypadku sprzętu hi-endowego. Jeśli zainteresowanie polskich audiofilów danym urządzeniem będzie niewielkie, zawsze można wystawić taki sprzęt na jednym z zagranicznych portali ogłoszeniowych i wysłać paczkę za granicę. Z produktami rodzimych manufaktur, szczególnie tych mniejszych, to już tak nie działa. Powiedzenie, że jest to "sprzęt na resztę życia" często się sprawdza, ale wcale nie tak, jak wyobrażali to sobie jego właściciele.
Niedawno na jednym z portali społecznościowych pojawił się długi post jednego z polskich producentów sprzętu audio. Ponieważ branża jest stosunkowo hermetyczna, ów wpis odbił się w środowisku "audiofilów-profesjonalistów" szerokim echem. Zarówno w oryginalnym tekście, jak i w komentarzach poruszono wiele, wiele wątków oscylujących wokół tego, jak polscy producenci audiofilskiej aparatury są odbierani przez klientów w kraju i za granicą. Dodam, że mówimy o firmie, która w ostatnich latach wykonała ogromny postęp. Jej pierwsze urządzenia wchodziły na rynek kilka lat temu, a dziś są wysyłane do partnerów z całego świata. Niewielka montownia przeobraziła się w nowoczesną fabrykę, która dopiero co przeniosła się do nowego budynku, a już przygotowuje się do budowy kolejnej hali produkcyjnej. Ogromny sukces i powód do dumy. Nawet jeśli obecnie większość zamówień spływa z zagranicy, chyba ciężko w takiej sytuacji mieć żal do polskich klientów, że nie kupują więcej. To samo dotyczy dealerów, recenzentów, organizatorów wystaw i innych ludzi, którzy wsparli tę markę choćby jednym pozytywnym wpisem na forum. Założyciel firmy nagle zastanawia się, dlaczego zainteresowanie jego wyrobami w Polsce słabnie, a w innych krajach rośnie. Nie będę rozwijał tego wątku, bo i tak strasznie się rozpisałem, ale domyślam się, że w każdym innym kraju sprawy związane z tą marką bierze na siebie dystrybutor, który dba o to, aby o tych urządzeniach mówiono, aby w specjalistycznych magazynach pojawiały się nowe testy, a część zysków ze sprzedaży każdego kolejnego kontenera sprzętu inwestowano w reklamę, dzięki czemu następnym razem będzie można zamówić dwa takie kontenery, potem cztery, sześć i tak dalej. Tymczasem w swojej ojczyźnie producent reprezentuje się sam i wychodzi mu to tak, jak wychodzi. Testy pojawiają się sporadycznie, informacje o nowych modelach są publikowane się z dużym opóźnieniem, promocja jest prowadzona w dość partyzancki sposób, nikt regularnie nie rozsyła dziennikarzom materiałów prasowych, a zniechęceni całą sytuacją dealerzy po pewnym czasie wyprzedają ostatnie demówki i dają sobie spokój.
Ta historia mogłaby dotyczyć połowy polskich producentów sprzętu audio. Po zaprojektowaniu kolejnego urządzenia i przykręceniu ostatniej śrubki jest fajrant, a potem lament, że "się nie sprzedaje", a mnie zupełnie to nie dziwi. Na naszą redakcyjną skrzynkę mailową każdy może wysłać informację o nowym produkcie i jeśli tylko tekst zawiera jakieś konkretne informacje, a nie tylko marketingowy bełkot, a do tego jest opatrzony zdjęciami sensownej jakości, staramy się takie newsy publikować, nie oglądając się na to, kto je nadesłał, czy kiedykolwiek odezwał się do nas w jakiejś innej sprawie. W ciągu ostatniego roku wstawiliśmy na stronę 240 takich artykułów. Jak myślicie, ile spośród nich przysłali nam polscy producenci sprzętu? 60? 20? Otóż nie, dokładnie 3. Tak, trzy. Były to newsy dotyczące przetworników Pylon Audio PSM 18.4 CAN.S, kolumn Equilibrium Aqual Evo S6 i D6 oraz słuchawek Audictus Conqueror. Teraz rozumiecie skalę problemu? A przecież aby rozesłać taką informację, nie potrzeba nie wiadomo jakich pieniędzy. Wystarczy zabrać swoje nowe urządzenie na wycieczkę do fotografa, a następnie usiąść i napisać o nim tekst na pół strony, może stronę, z danymi technicznymi, cenami i informacją o dostępności. Część redakcji wyrzuci maila do kosza, ale większość w takiej czy innej formie go puści. Wystarczy kilka newsów w ciągu roku, a gwarantuję, że audiofile zaczną już taką markę kojarzyć. Ale komu by się chciało... Co innego, gdy tę robotę weźmie na siebie dystrybutor. Wtedy okazuje się, że klienci z dalekich krajów łykają polski sprzęt jak gęś kluski. Znalazłszy jednego, dwóch lub trzech takich odbiorców, manufaktura może więc podnieść ceny i ostentacyjnie obrazić się na polskich klientów, którzy "nie docenili" jej wyrobów.
Niestety, doświadczeni audiofile są do tego przyzwyczajeni. Scenariusz powtarzał się już tyle razy, że nikogo nie zdziwi, jeśli powtórzy się po raz kolejny. Firma startuje, wchodzi na rynek z fajnymi i przystępnymi cenowo produktami, po pokazaniu się na wystawie w Warszawie i zebraniu kilku pozytywnych recenzji w polskich mediach branżowych zaczyna wdzierać się na rynki zagraniczne, a jeśli ten plan się powiedzie, szybciutko wprowadza coraz droższe i droższe wersje swoich urządzeń, dochodząc do momentu, w którym dla przeciętnego Polaka jest to już przesada, ale dla Niemca, Brytyjczyka, Francuza, Amerykanina albo Koreańczyka - nie. O polskich klientach trzeba w takiej sytuacji zapomnieć. Facebookowy fanpage zacząć prowadzić po angielsku, wymazać z mapy polskich delaerów, a na wszelki wypadek zdjąć ze swojej strony starsze testy i usunąć cennik w złotówkach, bo jeszcze by się ktoś dowiedział, ile takie same lub bardzo podobne produkty kosztowały zanim o ich istnieniu dowiedział się dystrybutor z dalekiego kraju. Nie chcę nikomu prawić morałów, ale z punktu widzenia klienta widzę na to tylko jeden sposób - jeśli już chcemy kupić polski sprzęt, trzeba szukać producentów, którym woda sodowa nie uderzyła do głowy. Wbrew pozorom, jest ich całkiem sporo. Trzeba liczyć się z tym, że w niektórych przypadkach ich wyroby będą pachniały garażową robotą, ale jeśli grają i wyglądają jak trzeba, spokojnie można to przeboleć. Istnieją też manufaktury, które na przestrzeni lat mocno się sprofesjonalizowały i odniosły sukces poza granicami naszego kraju, ale ich filozofia i podejście do polskich klientów zupełnie się nie zmieniły. Pylon Audio, Albedo, Enerr, 1ARC, Baltlab, Equilibrium, Audio Academy, Melodika czy Sound Project to tylko kilka z nich. Niektóre polskie firmy grają już w audiofilskiej ekstraklasie, inne są postrzegane jako niszowe, ale z najważniejsze jest to, aby otrzymać jak najlepszy sprzęt za jak najmniejsze pieniądze, a w tej kwestii polskie manufaktury zawsze stają na wysokości zadania. Stało się to niemal regułą. Wystarczy zaakceptować mniej rozpoznawalne logo oraz fakt, że tych urządzeń nie znajdziemy w każdym większym sklepie, aby cieszyć się jakością wykonania i brzmienia, jaką u zagranicznej konkurencji znajdziemy dopiero w znacznie wyższym przedziale cenowym.
Wygląd i funkcjonalność
Jednym z ciekawszych polskich produktów, jakie miałem okazję testować, były aktywne kolumny podstawkowe My Monitors MY5. Dla audiofila jest to dziwny temat. Maleńka manufaktura została założona przez ludzi, którzy na co dzień zajmują się sprzętem studyjnym. Same monitory wyglądają bardzo elegancko, głównie za sprawą egzotycznych fornirów, ale w ich konstrukcji wyraźnie widać profesjonalny sznyt. Żeby było jeszcze bardziej kosmicznie, MY5 są jednymi z niewielu dostępnych na rynku monitorów wykorzystujących linię transmisyjną. To rozwiązanie jest skomplikowane, wymagające, kosztowne, a zdaniem niektórych w tak małych obudowach nie mające żadnego sensu. Pod wieloma względami MY5 to zatem produkt hardcore'owy, ale za parę takich monitorów trzeba zapłacić siedem tysięcy złotych, a nie euro lub dolarów. Cena robi się jeszcze bardziej sensowna, gdy weźmiemy pod uwagę jakość wykonania i brzmienia. Sęk w tym, że o ile dla profesjonalisty budowa kolumn aktywnych jest czymś zupełnie naturalnym, o tyle dla audiofila ich zakup wiąże się z całkowitą przebudową systemu, a korzyści płynące na przykład z regulacji parametrów pracy aktywnej zwrotnicy w warunkach domowych nie liczą się tak bardzo, jak możliwość samodzielnego doboru właściwej elektroniki, a także okablowania i różnego rodzaju akcesoriów. W studiach nagraniowych na pierwszym miejscu stawia się parametry, niezawodność i płaskie, równe, do bólu neutralne brzmienie. Hobbyści podchodzą do tego inaczej. Chętnie zrobią wszystko tak, aby "ułożyć" dźwięk pod siebie. Nie boją się eksperymentować z dziwnymi podstawkami i kablami zasilającymi. Z prostego powodu - dla nich to nie jest praca, tylko czysta zabawa.
TEST: My Monitors MY5
Testując MY5, od samego początku wiedziałem, że ze względu na wbudowany, a raczej dobudowany wzmacniacz, będą miały bardzo trudny start. Na szczęście warszawska manufaktura wsłuchała się w głosy klientów, którzy orzekli, że kupiliby sobie takie monitory, gdyby były dostępne w wersji pasywnej. Dla konstruktora, który spędza 90% czasu w studiach nagraniowych, nie miało to żadnego sensu. Nie dość, że tracimy wówczas możliwość regulacji parametrów zwrotnicy, to jeszcze na własne życzenie pozbywamy się końcówki mocy, która zdaniem profesjonalisty jest na tyle dobra, że zasadniczo nie ma już co kombinować. Zresztą nawet jeśli wyrzucimy wzmacniacz, trzeba będzie zastąpić go pasywną zwrotnicą, a jeśli monitory mają brzmieć dobrze, nie można wykonać jej z kiepskich podzespołów. Oszczędności będą więc niewielkie, a z podłączeniem profesjonalista będzie miał problem, bo do takich kolumn trzeba mieć dobry piecyk. Dla audiofila takie rozumowanie jest absurdalne. Oczywiście, że trzeba mieć w domu wzmacniacz! I większość z nas takowy ma. Lepszy, gorszy, mocniejszy, słabszy, tranzystorowy, lampowy, tańszy, droższy, mniej lub bardziej hi-endowy, ale jakiś na pewno. W odróżnieniu od próby podłączania do systemu aktywnych kolumn, do czego niezbędne jest nie tylko wyjście regulowane, ale też odpowiednio długie kable sygnałowe, kupno normalnych, pasywnych zestawów głośnikowych jest dla melomana czymś zupełnie normalnym. Ot, jedne kolumny odłączamy i odkładamy na bok, drugie stawiamy na ich miejscu, podłączamy kable zakończone bananami lub widełkami i to wszystko. W tym momencie wystarczy odpalić muzykę i wsłuchać się w brzmienie, jakie oferują nowe zestawy. A ponieważ aktywna wersja opisywanych paczek pokazała w tej materii sporo, co do odmiany pasywnej, zasilanej wysokiej klasy elektroniką, miałem wyjątkowo dobre przeczucia. Możliwość przetestowania modelu MY5P pojawiła się już kilka ładnych miesięcy temu, jednak sama zmiana koncepcji napędzania głośników nie była dla mnie wystarczającym powodem, aby podjąć się takiego zadania. Spora część czytelników mogłaby potraktować to jako dublowanie tematu. Dlatego poczekałem jeszcze na ciekawy dodatek - aktywny subwoofer, który zdaniem producenta idealnie wspomaga te zgrabne monitory w zakresie reprodukcji najniższych częstotliwości, co szczególnie powinni docenić fani prawdziwie pełnopasmowego dźwięku oraz melomani szukający zestawu, który sprawdzi się nawet w większych pomieszczeniach. A teraz najlepsze. Pasywne "piątki" z firmowym subwooferem kosztują dokładnie tyle samo, co aktywne MY5, które testowałem dwa i pół roku temu. Tym, którzy mają do nagłośnienie pokój o powierzchni do dwudziestu, może trzydziestu metrów kwadratowych, albo po prostu nie potrzebują doładowanego basu, wystarczą natomiast same MY5P, które wyceniono na cztery tysiące złotych. Spróbujcie kupić za te pieniądze jakiekolwiek inne monitory z linią transmisyjną i profesjonalnym rodowodem. Powodzenia. PMC DB1 Gold kosztują 6199 zł, ale gabarytowo MY5P powinniśmy porównywać raczej z modelem Twenty 5.21i, który wyceniono na 10999 zł za parę. Nawet zakładając, że polskie monitory nie są tak dobre, a marka My Monitors nie może się równać z PMC pod żadnym względem, ciężko zlekceważyć niemal trzykrotną różnicę w cenie. Może mamy do czynienia z kiepską podróbką, a może z genialnym produktem, którego konstruktorzy zwyczajnie nie naliczyli sobie bonusów za to, że ich kolumny pracują w znanych studiach nagraniowych i domach znanych muzyków, a do tego ominęli marże dystrybutorów i dealerów? Jak jest naprawdę, pokaże dopiero test odsłuchowy, ale tylko idiota by tego nie sprawdził.
O ile pasywna odmiana "piątek" jest skończonym, kompletnym produktem, z którym od etapu rozpakowywania do podłączania i odsłuchu wszystko jest w porządku, o tyle subwoofer MY8SUB można jeszcze uznać za sprzęt w fazie prototypowej. Pod względem technicznym i brzmieniowym prace są już ukończone, a zatem brzmienie wersji produkcyjnej nie powinno się już zmienić, natomiast jeśli chodzi o wykończenie i opakowanie, testowane przeze mnie urządzenie można nazwać egzemplarzem eksperymentalnym. Karton właściwie nie istniał. Było to wypełnione kawałkami styropianu pudło po sam nie wiem czym. Może po meblach ogrodowych albo sztucznej choince. Pozaginano go tak, aby mniej więcej pasował do subwoofera, a następnie owinięto folią i taśmą klejącą. Generalnie nie wyglądało to zachęcająco. Jeszcze większym zaskoczeniem była dla mnie okleina, którą wykończono ciężką, głęboką skrzynię. Na przedniej ściance zastosowano jakiś rodzaj egzotycznego forniru, natomiast pozostałe powierzchnie pokryto nieciekawą, tanio wyglądającą okleiną z wyraźnym, pasiastym wzorem. Chyba pierwszy raz w życiu widziałem takie cudo. Od razu rodzi się pytanie, czy producent potraktował temat poważnie. Okej, prototyp mógł sobie nawet pomalować czarną farbą tablicową, ale w teście wygląda to co najmniej dziwnie. Możliwe jednak, że sam jestem sobie winien, bo początkowo oferowano mi zestaw w jakimś egzotycznym fornirze wykończonym lakierem o wysokim połysku, a fotografowanie takiego sprzętu to istny koszmar. Z dwojga złego wybrałem więc wersję matową i dostałem to, czego chciałem. Dostarczone do naszej redakcji monitory zostały pokryte dziwnym fornirem o trójwymiarowej fakturze. Na każdej powierzchni pełno było niewielkich wgłębień, dziurek i pomarszczonych linii. Przypominało mi to skomplikowaną strukturę przednich ścianek kolumn Albedo Aptica, które wykonuje się metodą dłutowania. Z tym, że tutaj prezentują się tak całe skrzynki. Szczerze mówiąc, wykończenie subwoofera i monitorów My Monitors radziłbym potraktować jako pokaz możliwości firmowej stolarni. Nawet na swojej stronie internetowej warszawska manufaktura prezentuje niemal wyłącznie takie "dzikie" wersje kolorystyczne, zachęcając klientów do zabawy kolorami i fakturami. Pytanie tylko, czy jest to słuszny kierunek, bo specjaliści od audiofilskich kolumn idą raczej w stronę nowoczesnej prostoty. Większość z nich oferuje klientom trzy wersje wybarwienia - biały lub czarny lakier i jeden rodzaj okleiny, zazwyczaj w kolorze orzecha lub dębu. Mówimy jednak o firmach, które za jednym zamachem potrafią wyprodukować kilkaset lub kilka tysięcy obudów, a wtedy mniejsza liczba dostępnych wariantów kolorystycznych może przełożyć się na spore oszczędności. MY5P i MY8SUB są i prawdopodobnie zawsze będą produkowane na zamówienie, więc można zaszaleć i nikt nie będzie z tego powodu narzekał. Klienci otrzymują natomiast fajne, oryginalne, często unikalne kolumny, jakich normalnie za te pieniądze nigdy by nie dostali.
Stolarka na poziomie, wysokiej klasy przetworniki, linia transmisyjna, zwrotnica zbudowana z wysokiej klasy komponentów na metalowej płycie przyozdobionej masywnymi gniazdami Jantzena - noo, jest bogato. Dlaczego nie znajduje to odzwierciedlenia w cenniku? Przypomnę, że za parę takich monitorów zapłacimy 4000 zł, a za subwoofer - 3000 zł. Nie wiem, czy chodziło o to, aby opisywany zestaw kosztował dokładnie tyle samo, co para aktywnych monitorów MY5, ale jest to bardzo, bardzo kusząca propozycja.Jeśli chodzi o warstwę techniczną, w monitorach zmieniła się praktycznie tylko tylna ścianka. Zamiast wystającego wzmacniacza w czarnej obudowie zobaczymy tu metalową płytę z pojedynczymi, złoconymi terminalami marki Jantzen Audio oraz lustrzaną tabliczkę znamionową w formie naklejki, której, co ciekawe, nie wypełniono ręcznie. Nawet numery seryjne zostały nadrukowane, co moim zdaniem byłoby akurat całkiem miłe, bo w tym przypadku naprawdę nikogo nie trzeba będzie przekonywać, że mamy do czynienia z małoseryjną produkcją. Najważniejsze jest to, że nie zmieniły się ani przetworniki, ani konstrukcja obudowy, której podstawą jest linia transmisyjna z wylotem na przedniej ściance. Subwoofer prezentuje się podobnie, z tym, że mamy tu jeden 20-cm głośnik niskotonowy, a z tyłu - podobnie jak w aktywnych monitorach MY5 - moduł wzmacniacza oferującego moc 250 W. Znajdziemy tu naprawdę bogaty zestaw gniazd, przełączników i pokręteł. Ustawienia są prezentowane na niewielkim wyświetlaczu, co jest całkiem wygodne, ale tylko wtedy, gdy nasz aktywny basista wyląduje w takim miejscu, abyśmy mogli wsadzić za niego głowę. Niewiele subwooferów pozwala użytkownikowi na dokładne ustawienie aż tylu różnych parametrów. Do dyspozycji mamy 7-pasmowy korektor graficzny, limiter poziomu głośności, regulator fazy oraz trzy filtry - dolnoprzepustowy, górnoprzepustowy i subsoniczny. MY8SUB-a można nawet podłączyć do komputera za pomocą kabla USB. Nie otrzymamy wtedy dostępu do jakichś ukrytych funkcji, ale jeśli użyjemy odpowiednio długiego kabla, przynajmniej nie będziemy musieli biegać do głośnika i schylać się za niego tak, aby widzieć wskazania wyświetlacza. Dużym plusem jest to, że do dyspozycji mamy zarówno wejścia, jak i wyjścia analogowe, każde w postaci pary gniazd zbalansowanych lub niezbalansowanych. Nawet w subach z wysokiej półki rzadko widuje się takie rzeczy. Użytkownikowi daje to oczywiście większe pole manewru w kwestii podłączenia subwoofera lub dodania do systemu kolejnych paczek. Plusem jest także fakt, że przy jednym głośniku basowym sygnał będzie "zmieszany" z lewego i prawego kanału, a nie zaczerpnięty tylko z jednego, jak to ma miejsce w przypadku subwooferów z pojedynczym wejściem RCA. XLR-y to już kosmos. Minusem jest brak możliwości wykorzystania MY8SUB-a w roli zwrotnicy, a więc w taki sposób, aby był on połączony ze wzmacniaczem i monitorami za pomocą kabli głośnikowych. Niektórzy wolą takie rozwiązanie z uwagi na to, że mamy wówczas sztywny podział obowiązków i żaden fragment pasma się nie dubluje - nie jest odtwarzany zarówno przez subwoofer, jak i monitory. Osobiście jednak nigdy nie byłem zwolennikiem takiej konfiguracji i uważam, że kolumny należy połączyć ze wzmacniaczem w najprostszy możliwy sposób, a dodatkowy głośnik basowy dostroić na ucho, doprowadzając do niego sygnał z przedwzmacniacza.
Co by nie mówić, ten subwoofer to naprawdę porządna, dobrze ogarnięta maszyna, a do tego kawał kloca, w którym nie ma lekkiej obudowy, małego głośniczka ani wzmacniacza, któremu ewidentnie brakuje pary. Moim zdaniem fajnie byłoby jeszcze rozważyć zmianę orientacji skrzyni, bowiem wysokie pudło o mniejszej podstawie byłoby łatwiejsze do ustawienia niż niższa, ale niezwykle głęboka skrzynia. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to naprawdę potężny i - abstrahując od dziwnego wykończenia testowanego egzemplarza - świetnie wykonany sprzęt. To samo można zresztą powiedzieć o MY5P. Stolarka na poziomie, wysokiej klasy przetworniki, linia transmisyjna, zwrotnica zbudowana z wysokiej klasy komponentów na metalowej płycie przyozdobionej masywnymi gniazdami Jantzena - noo, jest bogato. Dlaczego nie znajduje to odzwierciedlenia w cenniku? Przypomnę, że za parę takich monitorów zapłacimy 4000 zł, a za subwoofer - 3000 zł. Nie wiem, czy chodziło o to, aby opisywany zestaw kosztował dokładnie tyle samo, co para aktywnych monitorów MY5, ale jest to bardzo, bardzo kusząca propozycja. Nie wspominając już o tym, że zakup subwoofera nie jest obowiązkowy, a znaleźć takie monitory jak MY5P za cztery tysiące złotych to jak kupić w Warszawie dwustumetrowe mieszkanie przy metrze za osiemdziesiąt tysięcy. Bez wehikułu czasu raczej nie ma szans.
Brzmienie
Sprzęt profesjonalny i amatorski to naprawdę dwa różne światy, ale przy odrobinie szczęścia reprezentanci tego pierwszego mogą zrozumieć reguły, jakimi rządzi się ten drugi. Panowie z My Monitors podjęli ten wysiłek i zostali nagrodzeni, bowiem już na wczesnym etapie odsłuchów pasywnej wersji "piątek" udało im się wycisnąć z nich wyjątkowo dobry dźwięk. Czyli co, jednak audiofile mają trochę racji? Ich zachwyty nad klasycznymi wzmacniaczami i zestawami głośnikowymi to coś więcej niż opowieści z mchu i paproci? Najwyraźniej. Mało tego. Pod koniec testu otrzymałem maila z informacją, że firma pracuje już nad nową wersją aktywnych monitorów, która jest zasadniczo kopią MY5P z tą samą pasywną zwrotnicą i wzmacniaczami o mocy 60 W, pracującymi w klasie AB, zaprojektowanymi dla My Monitors przez przez warszawską firmę Looptrotter, której profesjonalny sprzęt pracuje w wielu studiach nagraniowych i masteringowych na całym świecie. Tak oto audiofilskie dyrdymały poparte wyłącznie wrażeniami odsłuchowymi, a nie skomplikowanymi pomiarami, przebiły się do świata pro audio. Jeżeli nowa odmiana MY5 podbije ten rynek, będziemy mieli, drodzy złotousi, bekę na całego. Ale może i nagrania będą trochę lepsze. Ja już po kilku minutach odsłuchu MY5P wiedziałem, że mam do czynienia z niezwykle udanymi kolumnami, które łączą to, co w obu światach najlepsze - neutralność, równowagę tonalną, rzetelność i przejrzystość charakterystyczną dla sprzętu profesjonalnego oraz spójność, płynność, barwę, przestrzeń i muzykalność, a więc to, co kocha i czego szuka wielu audiofilów.
Mimo upływu czasu, bardzo dobrze pamiętam brzmienie pasywnej wersji tych monitorów. Spotkanie z nimi było niezwykle ciekawą przygodą i gdybym pracował w studiu nagraniowym lub masteringowym, albo miał własne, małe, domowe studio będące czymś w rodzaju muzycznego odpowiednika biura z komputerami, drukarkami, kalendarzami i segregatorami, byłbym nimi zachwycony. MY5 robią robotę. W warunkach domowych potrzeba jednak czegoś więcej. Tak, wiem, że niektórzy profesjonaliści uważają, że na drugim końcu tej drogi muzyka może być odtwarzana nawet przez kuchenne radyjko, ale wielu realizatorów doskonale wie, jakie pokoje odsłuchowe potrafią zbudować w swoich domach mocno wkręceni audiofile i jak krytycznie potrafią dzięki temu oceniać ich pracę, a nawet jak wysokie wymagania wobec brzmienia mają ludzie, którzy podczas konfigurowania swojego nowego samochodu skusili się na system audio za dwanaście, szesnaście lub dwadzieścia tysięcy złotych. Tak czy inaczej, MY5 miały wszystkie cechy dobrych monitorów studyjnych, ale MY5P dodają do tego co najmniej kilka bardzo ważnych plusów, z których największymi są moim zdaniem spójność, stereofonia i muzykalność, wynikająca w gruncie rzeczy z przyjemniejszej, bardziej papierowej barwy dźwięku w całym paśmie.
W porównywaniu wersji aktywnej i pasywnej jest jednak coś jeszcze, drugie dno. Słuchając MY5P, odniosłem wrażenie, że zmiana amplifikacji pozwoliła mi usłyszeć, na co tak naprawdę stać te monitory. W porządku, może i wzmacniacze pracujące w klasie D nie są złe, a już na pewno nie pod względem kilku kluczowych parametrów i "jakości brzmienia na kartce", ale ja trochę sprzętu w życiu słyszałem i swoje wiem. Aby wykrzesać z tej technologii naprawdę imponujący dźwięk, trzeba się trochę nagimnastykować. Udało się to firmom, które przez kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt ostatnich lat nie zajmowały się właściwie niczym innym. Lyngdorf, Devialet, NuPrime, Primare - tak, cała ta "cyfrówka" w ich wykonaniu nie tylko działa, nie tylko wypada dobrze w pomiarach, ale też potrafi zagrać jak na audiofilski sprzęt przystało. Wszystkie gotowe rozwiązania spełniają dwa pierwsze postulaty, a jeśli chodzi o trzeci, bywa już różnie. Najczęściej słabo, czasami akceptowalnie, o ile producent nie przesadzi z ceną takiego piecyka. Zresztą w przypadku MY5 producent mógłby zamontować z tyłu nawet wysokiej klasy monobloki, a i tak nie wyeliminowałoby to problemu polegającego na ograniczeniu możliwości dopasowania wzmacniacza do kolumn. Tam, gdzie profesjonaliści widzą wygodę i brak dodatkowych kosztów, tam audiofile widzą brak swobody w kwestii wyciągnięcia z głośników dźwięku, jaki mogłyby zaoferować z lepszą elektroniką. A nie oszukujmy się, końcówki mocy za tysiąc czy tysiąc pięćset złotych nie są dla takich monitorów szczytem marzeń. Można kombinować ze źródłem albo kupić hi-endowy przedwzmacniacz, ale koniec końców sygnał trafia do gotowego modułu zawierającego nie tylko końcówkę mocy, ale też układ dzielący pasmo w domenie cyfrowej. Dodajemy więc coś w rodzaju procesora DSP, którego normalnie w torze nie musiałoby być, a karmienie przetworników prądem powierzamy stosunkowo niedrogim układom, które nie słyną z najlepszego brzmienia. Lepiej już wziąć pasywne monitory i dołożyć do nich takie źródło, wzmacniacz i okablowanie, jakie najbardziej nam się podobają. W wersji oszczędnościowej może to być jeden klocek w rodzaju Audiolaba 6000A Play albo Hegla H95, a w tej bardziej wyczynowej - wysokiej klasy streamer, wzmacniacz lampowy lub końcówka mocy za ponad dwadzieścia tysięcy złotych. Podczas testu włączyłem MY5P nawet w tak kosztowny system i rezultaty przeszły moje najśmielsze oczekiwania.
Co tu dużo mówić - te monitory wreszcie zagrały tak, jak powinny i jak mogły zagrać już dawno, gdyby w pierwszej kolejności wypuszczono na rynek właśnie taką, pasywną wersję, a dopiero później rozpoczęto prace nad wzmacniaczem skrojonym dla nich na miarę. Mogłoby to także pozytywnie wpłynąć na rozwój marki My Monitors, która od kilku lat drepcze w miejscu, pokazując MY5 profesjonalistom, którzy mają swoich zaufanych dostawców i raczej nie lubią eksperymentować, a także przekonując audiofilów do kolumn aktywnych, których nigdy nie lubili i nic nie wskazuje na to, aby mieli nagle zmienić zdanie. MY5P to zupełnie inna bajka, inna rozmowa i inna jakość. W porządku, ja napędzałem je stosunkowo drogimi wzmacniaczami, ale w takich systemach testuję właściwie wszystkie kolumny, od totalnej budżetówki po zestawy za kilkadziesiąt tysięcy złotych. Czy jest to nieuczciwe wobec pasywnych "piątek"? Możliwe, ale z nich także starałem się wycisnąć wszystko, co się dało, a tak dobrego dźwięku nie usłyszałem. Szczerze mówiąc, gdybym dowiedział się, że MY5P kosztują dokładnie tyle samo, co ich aktywna wersja, nawet po krótkim odsłuchu powiedziałbym, że wolałbym wydać te siedem tysięcy złotych na odmianę pasywną. Z tym, że ta nie kosztuje siedem, ale cztery tysiące. I nie mówimy tu o kolumnach z paździerza pomalowanego odpadającą farbą, ale o monitorach z linią transmisyjną, które na dodatek można zamówić w bardzo oryginalnym, luksusowym wykończeniu, jak chociażby widoczne na stronie producenta forniry z palisandru czy klonu czeczotowego. Czarny lakier matowy też jest niczego sobie. Swoją drogą, oferując tak wiele wariantów kolorystycznych, polska firma chciała wykonać ukłon w stronę audiofilów i pokazać, że jej aktywne monitory nadają się nie tylko do studia, ale MY5 wykończone egzotycznym fornirem nie przypadły do gustu profesjonalistom, którzy stwierdzili, że takie wykończenie jest "dyskusyjne". To chyba kolejny dowód na to, że czasami warto podjąć odważną decyzję i złapać za ogon tylko jedną srokę, bo sprzęt w połowie profesjonalny, a w połowie audiofilski może nie trafić w potrzeby żadnej z tych grup.
Na rynku można znaleźć wiele bardzo fajnych propozycji, jak na przykład Pylony Ruby Monitor, Jean-Marie Reynaud Lucia, Fyne Audio F500, Triangle Comète EZ, Polk Audio Reserve R200 albo Monitor Audio Silver 100. Ale to absolutnie nie jest ten poziom brzmieniowy. MY5P należałoby raczej postawić obok takich konstrukcji jak DALI Menuet SE, AudioSolutions Figaro B, ATC SCM 11, Vienna Acoustics Haydn Jubilee albo ELAC Vela BS 403. A więc przedział 6000-9000 zł.Na koniec zostawiam sobie oczywiście bas. Jeśli mam być szczery, po podłączeniu monitorów nie i przesłuchaniu kilku pierwszych utworów nie odczuwałem potrzeby odpalenia subwoofera. MY5P najpierw zagrały w towarzystwie lampowego Unisona Triode 25 w małym pomieszczeniu, w systemie biurkowym, a następnie w trzydziestometrowym salonie, napędzane końcówką mocy Hegel H20. I o ile nie zdziwiło mnie to, że w małym pokoiku niskich tonów mi nie brakowało, o tyle w drugim zestawie bas w wykonaniu MY5P naprawdę mi zaimponował. Był nie tylko odpowiednio głęboki i treściwy, ale też równiutki, sprężysty, pozbawiony podbarwień, a do tego przyjemnie miękki i połączony ze średnicą w niezwykle płynny, niewyczuwalny sposób. Wiele się mówi o teoretycznych zaletach kolumn z linią transmisyjną, ale w tak niewielkich skrzynkach trudno jest ukazać wszystkie plusy tego rozwiązania, a warszawskim konstruktorom naprawdę się to udało. Jeżeli do niskich częstotliwości podchodzicie tak samo, jak do średnich i wysokich tonów, oczekując od nich nie tylko masażu brzucha, ale też czytelności, namacalności i pełnego bogactwa przeróżnych smaczków i faktur, powinniście wpisać MY5P na listę sprzętu do obowiązkowego odsłuchu. Krótko mówiąc, mógłbym powtórzyć tu wszystko, co napisałem o aktywnej wersji tych monitorów. Włącznie z tym, że są to zestawy bardzo elastyczne w kwestii ustawienia i już 20-40 cm dystansu od tylnej ściany wystarcza im do wygenerowania masywnego, dobrze zrównoważonego i swobodnego dźwięku. Jeżeli jednak komuś zabraknie tych najniższych, subwooferowych pomruków, typowych dla dużych zestawów podłogowych, zawsze można sięgnąć po firmowy subwoofer i to już jest jazda bez trzymanki. Jeśli chodzi o tak lubiane przez niektórych melomanów "zejście", to możliwości MY8SUB-a są praktycznie nieograniczone. Wiem, że sześć flagowych subwooferów REL-a, ustawionych jeden na drugim w dwóch kolumnach, pokazałoby w tej dziedzinie jeszcze więcej, ale nie wyobrażam sobie, aby jakikolwiek normalny człowiek po odsłuchu opisywanego kompletu doszedł do wniosku, że brakuje mu głębi i mocy w zakresie niskich tonów. Dla mnie ważniejsze jest to, że subwoofer My Monitors potrafi też zagrać wystarczająco szybko, aby bas nie rozlewał się po podłodze. Rozbudowane opcje regulacji dają nam z kolei możliwość dopasowania charakteru brzmienia suba do monitorów, a przede wszystkim - do naszego pomieszczenia odsłuchowego. Tutaj każda sytuacja będzie inna, w związku z czym dobrze mieć pod ręką tak zaawansowane narzędzia, nawet jeśli w wielu systemach konieczne będzie wykorzystanie tylko kilku z nich.
Podsumowując, MY5P to genialne kolumienki. Jest tu wszystko, co mógłbym sobie wymarzyć. porządna stolarka, wysokiej klasy podzespoły, linia transmisyjna, studyjny rodowód, stuprocentowo audiofilskie brzmienie i cena, którą - gdybyśmy mieli do czynienia z produktem doświadczonej, rozpoznawalnej firmy - uznałbym za zaniżoną co najmniej dwukrotnie. Oczywiście za cztery tysiące złotych można kupić kolumny, które przywalą nam większym basem albo pokażą pozornie lepszą przejrzystość. Na rynku można znaleźć wiele bardzo fajnych propozycji, jak na przykład Pylony Ruby Monitor, Jean-Marie Reynaud Lucia, Fyne Audio F500, Triangle Comète EZ, Polk Audio Reserve R200 albo Monitor Audio Silver 100. Ale to absolutnie nie jest ten poziom brzmieniowy. MY5P należałoby raczej postawić obok takich konstrukcji jak DALI Menuet SE, AudioSolutions Figaro B, ATC SCM 11, Vienna Acoustics Haydn Jubilee albo ELAC Vela BS 403. A więc przedział 6000-9000 zł. Myślę, że w takim pojedynku monitory ELAC-a pokazałyby na przykład najczystszą i najbardziej napowietrzoną górę pasma, ATC - najbardziej bezpośrednią średnicę, a My Monitors - najbardziej równy, spójny, naturalny dźwięk z najbardziej liniowym, a do tego bardzo głębokim basem. Generalnie mógłby być remis, a wskazanie zwycięzcy zależałoby tylko i wyłącznie od indywidualnych preferencji słuchacza i tego, na czym najbardziej mu zależy. MY8SUB to ta sama filozofia i ten sam "numer" w kategorii tego, co tak naprawdę dostajemy za stosunkowo niewielkie pieniądze. To subwoofer, jakiego raczej nie znajdziemy nawet w wyższym przedziale cenowym. Duży, ciężki, wyposażony w duży głośnik, mocny wzmacniacz, bogaty komplet gniazd i najrozmaitsze regulacje, a w kwestii brzmienia oferujący głębię, gęstość, dynamikę i barwę, o jakich wiele kolumn podłogowych za dziesięć tysięcy złotych i więcej może tylko pomarzyć. A więc produkt jest świetny i do tego mega, mega konkurencyjny. Pytanie tylko, co dalej... Jeśli niczego nie przeoczyłem, niniejszy test będzie drugim dostępnym w sieci artykułem na temat MY5P i pierwszym kompletnym opisem subwoofera MY8SUB. Jak można wypuścić na rynek tak niezwykłe, tak udane, tak oryginalne urządzenia charakteryzujące się tak korzystnym stosunkiem jakości do ceny i przez ponad rok nie zrobić wokół nich większego szumu, nie wstawić ich na własną stronę, jak paskudna by ona nie była? Założyciele My Monitors powinni moim zdaniem, wzorem kolegów z Hegla, wypić skrzynkę piwa i podjąć kilka ważnych decyzji. Bo nawet tak dobry sprzęt w dzisiejszych czasach sam się nie obroni, nie wypromuje się ani nie sprzeda, a to z kolei oznacza, że firma będzie wegetowała. Za rok gdzieś pojawi się wzmianka o nowej wersji monitorów aktywnych, audiofile już całkiem o tym projekcie zapomną (o ile wcześniej w ogóle o nim usłyszą), a kiedy zabraknie kluczowych podzespołów lub środków na wyprodukowanie choćby kilku kolejnych obudów, po polskich monitorach i subwooferze z ogromnym potencjałem pozostanie tylko wspomnienie. Życzę marce My Monitors jak najlepiej i chciałbym zobaczyć, jak kolejna rodzima firma podbija zagraniczne rynki, choćby nawet miała podnieść ceny (konieczność doliczenia kosztów transportu, opłat celnych i marży dystrybutora sprawi, że będzie to nieuniknione), ale jeśli jej założyciele zatrzymają się na tym etapie, nie zainwestują w działania marketingowe w jakiejkolwiek formie ani nie wykorzystają wsparcia, jakie z pewnością otrzymają od każdego zadowolonego klienta, sprawa się rypnie. Co najmniej rok jest już w tej kwestii przebimbany. Jeżeli dokładnie tak samo upłynie kolejny, to nawet przy tak rewelacyjnych produktach My Monitors pozostanie tylko obiecującym, ale niedokończonym projektem. Niestety, jednym z wielu na polskim rynku sprzętu audio.
Budowa i parametry
My Monitors MY5P i MY8SUB to zestaw składający się ze średniej wielkości zestawów podstawkowych i aktywnego subwoofera, przy czym oba elementy można oczywiście kupić oddzielnie. MY5P to pasywna wersja studyjnego monitora MY5, który miałem przyjemność testować jakiś czas temu, a całe przedsięwzięcie jest dziełem Marcelego Latoszka i Roberta Fijałkowskiego. Pierwszy z panów jest aktywnym muzykiem, producentem i realizatorem dźwięku, natomiast drugi również gra na gitarze, ale na co dzień zajmuje się przede wszystkim sprzedażą sprzętu profesjonalnego i audiofilskiego. Obaj prowadzą firmę MJ Audio Lab, która jest dystrybutorem takich marek jak Bryston czy Vicoustic. Jeśli chodzi o budowę wewnętrzną MY5P, należałoby w zasadzie skopiować fragment testu wersji aktywnej, zamieniając opis wzmacniacza na informacje producenta na temat klasycznej, analogowej zwrotnicy. MY5 to dwudrożne monitory zbudowane w oparciu o 12,5-cm (5-calowy) głośnik nisko-średniotonowy z powlekaną membraną papierową o dużym wychyleniu i 25-mm jedwabną kopułkę. Membranę woofera wzmocniono gumowymi pierścieniami, a dla zwiększenia wydajności przetwornika zastosowano w nim mocny układ magnetyczny i cewkę o średnicy 25,4 mm. Najciekawsza jest jednak konstrukcja obudowy, którą wykonano z gęstych płyt MDF i wzmocniono przegrodami tworzącymi tunel linii transmisyjnej ze szczelinowym, łagodnie wyprofilowanym wylotem na przedniej ściance. Labirynt ma łączną długość 1,4 m i wspomaga reprodukcję niskich częstotliwości bez typowego dla tradycyjnych bass-refleksów problemów fazowo-rezonansowych. Wnętrze wytłumiono sporymi płatami gąbki czopowej, a szerokie ujście tunelu wyfrezowano w przedniej ściance kolumn, dzięki czemu nie ma tu dodatkowego elementu w rodzaju plastikowej nakładki. Zwrotnicę, dzielącą pasmo przy częstotliwości 2,5 kHz, zbudowano z wysokiej jakości komponentów, do których z pewnością można zaliczyć kondensatory marki Jantzen Audio, i zmontowano metodą punkt-punkt. W subwooferze zastosowano głośnik niskotonowy o średnicy 20 cm (8 cali) napędzany pracującym w klasie D wzmacniaczem o mocy 250 W. Co ciekawe, podobnie jak w monitorach widoczna z przodu szczelina nie jest rozciągniętym wszerz bass-refleksem, ale wylotem linii transmisyjnej. Wbudowany korektor DSP oferuje użytkownikowi szereg przydatnych funkcji, takich jak 7-pasmowy korektor graficzny, limiter poziomu głośności, regulator fazy oraz trzy filtry - dolnoprzepustowy, górnoprzepustowy i subsoniczny. W tym miejscu należy jednak dodać, że informacje producenta na temat monitorów MY5P są wyjątkowo skromne, a opisywany subwoofer nie widnieje ani na stronie My Monitors, ani MJ Audio Lab. Przyzwyczajony do tego, że takie opisy zawsze można znaleźć, dopiero po zapakowaniu i oddaniu sprzętu zorientowałem się, że w tabelce pod testem brakuje mi wymiarów subwoofera. Szukając w sieci jakichkolwiek informacji na jego temat, natknąłem się tylko na krótką wzmiankę w reportażu z wystawy Audio Video Show 2018. Jak widać, wszystko to idzie bardzo powoli, a zdobycie danych technicznych na temat drugiego elementu opisywanego zestawu to zajęcie dla cierpliwych.
Werdykt
Dochodzimy do momentu, w którym mógłbym krótko opisać testowany zestaw w samych superlatywach albo licytować się sam ze sobą, ileż to moim zdaniem takie urządzenia powinny kosztować, gdyby wyprodukowała je firma pokroju PMC. Rzecz w tym, że My Monitors to nie PMC. To nawet nie Pylon Audio ani Equilibrium. To marka zupełnie nieznana, a nawet jeśli audiofile ją kojarzą, to tylko z aktywnymi monitorami MY5, które z ich punktu widzenia są czymś dziwnym, może odrobinę kuszącym, ale też problematycznym i zasadniczo niepotrzebnym. Patrząc na sprawę z perspektywy klienta, MY5P i MY8SUB to urządzenia, które w pewnych aspektach (na szczęście tych uważanych za najważniejsze, jak chociażby jakość wykonania i brzmienia czy możliwość personalizacji wykończenia) dadzą nam wszystko, czego moglibyśmy sobie życzyć, ale w innych (rozpoznawalność marki, dostępność, opakowanie, a nawet możliwość odsprzedaży na rynku wtórnym) oferują albo niewiele, albo wręcz nic. Do tego dochodzą ceny, o których nie będę rozpisywał się kolejny raz. Wystarczy porównać MY5P i MY8SUB z rywalami i od razu widać, że nawet na papierze są to produkty z zupełnie innego świata. Ci, którzy się odważą i zapomną o tym, że My Monitors to nieznana, niszowa marka z niepewną przyszłością, dostaną wybitny sprzęt, za który normalnie musieliby zapłacić znacznie więcej. Wielu nie podejmie jednak takiego ryzyka, decydując się na Pylony, Audio Physiki, Focale, KEF-y, Bowersy, Audiovectory, JBL-e albo jakiekolwiek inne kolumny, o których można przeczytać coś więcej niż krótką notkę na stronie dystrybutora sprzętu studyjnego i test redaktora Janusza Karasińskiego z portalu StereoLine, StereoFile, czy jakoś tak. Przypomina mi się tu historia Teri Horton - Amerykanki, która pracując jako kierowca ciężarówki, w jednym z kalifornijskich komisów kupiła za 5 dolarów duży, dziwny obraz, planując wręczyć go swojemu znajomemu. Ten jednak nie mógł przyjąć takiego prezentu, w związku z czym płótno wylądowało w piwnicy pani Horton. Kobieta kilka razy próbowała pozbyć się go na wyprzedaży garażowej. Pewnego dnia nauczyciel z pobliskiej szkoły powiedział jej, że taki obraz może być dziełem Jacksona Pollocka. "Who the #$&% is Jackson Pollock?" - miała odpowiedzieć właścicielka niecodziennego dzieła. Po kilku analizach okazało się, że faktycznie coś może być na rzeczy. Sprawą zainteresował się kolekcjoner z Arabii Saudyjskiej, oferując pani Horton 9 milionów dolarów. Amerykanka odrzuciła tę propozycję, przy okazji oznajmiając, że nie będzie rozważać ofert niższych niż 50 milionów dolarów. Kobieta zmarła w 2019 roku. Obrazu nigdy nie sprzedała. Wnioski wyciągnijcie sami.
Dane techniczne
My Monitors MY5P
Rodzaj kolumn: podstawkowe, pasywne
Obudowa: linia transmisyjna STL 1,4 m
Głośnik wysokotonowy: 1-calowa, jedwabna kopułka
Głośnik średnio-niskotonowy: 5-calowy, powlekana membrana papierowa
Pasmo przenoszenia: 30 Hz - 20 kHz
Częstotliwość podziału: 2,5 kHz
Wymiary (W/S/G): 33/16,5/31 cm
Cena: 4000 zł/para (wykończenie standardowe)
My Monitors MY8SUB
Rodzaj głośnika: subwoofer aktywny
Obudowa: linia transmisyjna
Głośnik niskotonowy: 8-calowy
Moc wzmacniacza: 250 W
Wejścia: RCA, XLR (stereo)
Wyjścia: RCA, XLR (stereo)
Wymiary (W/S/G): 34/28/51 cm
Cena: 3000 zł (wykończenie standardowe)
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Marantz HD-DAC1, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Hegel H20, Unison Research Triode 25, Cardas Clear Reflection, Albedo Geo, Equilibrium Pure Ultimate, Tellurium Q Ultra Blue, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Wojtek
Witam! Jak tam z zapotrzebowaniem na moc tych monitorków? Unison Triode 25 poradził sobie bez problemu? Pytanie również o synergię, połączenie z lampami jest OK, czy lepiej poradził sobie Hegel ze swoją otwartością? Dziękuje z góry za odpowiedź.
0 Lubię -
A.S.
Parametry zwrotnicy pasywnej są zmienne i pływające nawet gdyby była ze "złotych" kondensatorów i cewek. Parametry zwrotnicy DSP są stałe, dokładnie określone i precyzyjne, to najlepsza możliwa dzisiaj zwrotnica. Ewentualne pogorszenie brzmienia może spowodować cyfrowy gain i oczywiście różna jest jakość wzmacniaczy w klasie D, ale Hypexy są bardzo dobre. Ja akurat stosuję zwrotnice DSP, analogową i cyfrową regulację głośności, wzmacniacze w klasie D na bas i średnie, a klasę AB na wysokie tony.
0 Lubię -
stereolife
@Wojtek - Fakt, producent nie zawracał sobie głowy podawaniem takich informacji, jak skuteczność czy impedancja nominalna monitorów. Być może w świecie pro audio liczy się tylko pasmo przenoszenia. Tak czy inaczej, monitory zachowują się zupełnie normalnie - nie są ani trudne do napędzenia, ani nie ryczą przy potencjometrze na godzinie dziewiątej. Unison Research Triode 25 poradził sobie z nimi śpiewająco. Wyszedł z tego bardzo muzykalny system, z odrobiną przyjemnego ciepła w zakresie średnich tonów, zwartym, dobrze kontrolowanym basem, elegancką górą i świetną przestrzenią. Hegel ostro wziął MY5P za mordę, wyciskając z nich dynamikę i bas jak ze średniej wielkości podłogówek. Co było do przewidzenia, brzmienie było tu bardziej neutralne niż z Unisonem. Praktycznie "wyzerowane" w sensie temperatury. Do tego przejrzyste i trójwymiarowe. W obu systemach potwierdziło się, że jeśli mamy do czynienia z wysokiej klasy komponentami (w tym przypadku na obu końcach kabli głośnikowych), to prawdopodobieństwo wpadki jest minimalne. Cenowo oba wzmacniacze sparowane z monitorami pachną mezaliansem, ale jakościowo - nie. Pozdrawiamy!
0 Lubię -
-
Komentarze (5)