Neat Acoustics Petite Classic
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Niektóre firmy działające w branży audio natychmiast kojarzymy z konkretnym produktem - tym, który wyszedł najlepiej, wprowadził do świata sprzętu grającego przełomowe rozwiązania techniczne albo zyskał status kultowego dopiero po pewnym czasie, gdy pasjonaci zorientowali się, że takiego cuda nigdy nie będzie już można nigdy kupić. Nawet teraz niektórzy audiofile mogą nie zdawać sobie sprawy, że wzmacniacz, przetwornik albo gramofon, którego używają na co dzień, za jakiś czas stanie się poszukiwanym towarem. Najczęściej dzieje się tak, gdy mówimy o komponentach niezwykle rzadkich, wyprodukowanych w liczbie kilkudziesięciu lub kilkuset egzemplarzy. Czasami status legendy "przyznawany" jest automatycznie, bo który kolekcjoner nie chciałby mieć w swoich zbiorach pierwszego dostępnego komercyjnie odtwarzacza płyt kompaktowych albo ostatniego w historii systemu stereo Marantza sygnowanego przez Kena Ishiwatę? A co, gdy te dwa czynniki - wybitna jakość dźwięku i fakt, że mamy do czynienia z pierwszym modelem zaprezentowanym przez daną manufakturę - zbiegną się ze sobą? To nic innego jak przepis na hit dla tych, którzy wiedzą, o co w tej zabawie chodzi.
Dla firmy założonej przez Boba Surgeonera takim wyjątkowym modelem jest Petite - kompaktowy, dwudrożny monitor, który sprawił, że skromny sklep działający w północnej Anglii przeobraził się w zakład produkujący zestawy głośnikowe. Zapotrzebowanie na takie kolumienki Bob i jego koledzy zauważyli pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, ale zamiast szukać kolejnych klonów LS3/5a, postanowili spróbować własnych sił i rozpoczęli proces projektowania. Pewnego wieczoru po zamknięciu sklepu złożyli wszystkie elementy do kupy i przystąpili do odsłuchu. Jak wspomina Bob, grało to bardzo źle. Rozpoczął się żmudny proces wprowadzania poprawek i po trzech miesiącach udało się osiągnąć zamierzony efekt.
Początkowo monitory były produkowane w pojedynczych parach, jednak opinie klientów były tak pozytywne, że zdecydowano się pokazać Petite'y na wystawie sprzętu hi-fi w Londynie w 1990 roku. Reakcje prasy i publiczności były tak pozytywne, że nowe przedsięwzięcie Boba ruszyło z kopyta - sklep North Eastern Audio Traders przeobraził się w firmę Neat Acoustics, a model Petite był jej pierwszym i największym hitem. Projekt był od czasu do czasu odświeżany i pozostawał w ofercie do 2016 roku, kiedy to firma postanowiła zmienić swą linię modelową. Po pięcioletniej przerwie w katalogu pojawiła się jubileuszowa wersja Petite 30, wypuszczona na rynek z okazji trzydziestej rocznicy wprowadzenia do sprzedaży oryginalnych Petite'ów. Audiofile rzucili się na tę "nowość", a ponieważ wyprodukowano zaledwie sto par, szanse na ich kupno były niewielkie. Projekt został więc lekko podrasowany i niedawno pojawi się w sprzedaży pod nazwą Petite Classic.
Wygląd i funkcjonalność
Nie ukrywam, że kiedy pojawiła się możliwość przetestowania najnowszych monitorów ze stajni Neat Acoustics, bardzo się ucieszyłem. Po pierwsze dlatego, że lubię nietypowy sprzęt, a braku oryginalności konstrukcjom Boba Surgeonera nie sposób zarzucić. Brytyjczycy wielokrotnie szokowali audiofilski świat zestawami wykorzystującymi system izobaryczny czy chociażby małymi, dziwnie ściętymi podłogówkami z serii Iota. W katalogu tej marki właściwie nie ma czegoś takiego jak zwykłe kolumny. Po drugie, niedawno miałem do czynienia z całkiem sporymi monitorami Majistra i moje wrażenia z tego testu były na wskroś pozytywne. Otrzymałem naturalny, uniwersalny, dynamiczny i spójny dźwięk, a kolumny okazały się odporne na próby wyprowadzenia ich z równowagi poprzez dosuwanie ich do ściany. Wreszcie po trzecie, uważam, że wypasione, dopracowane, ocierające się o hi-end mini-monitory to bardzo przyszłościowa kategoria sprzętu stereo.
TEST: Neat Acoustics Majistra
Spójrzcie na to, co dzieje się na rynku nieruchomości. Chcąc nie chcąc, musimy się temu przyglądać, bo elektronika nie gra w próżni, a dopasowanie zestawu hi-fi do powierzchni i akustyki pokoju odsłuchowego to absolutna podstawa - sprawa, o której eksperci trąbią nie od dziś. Fajnie jest mieć 40-metrowy salon z eleganckimi ustrojami akustycznymi na ścianach i suficie, ale co zrobić, jeśli chcemy ustawić system stereo w12-metrowym gabinecie albo 18-metrowym pokoju, którego część zajmuje aneks kuchenny? Porzucić marzenia o audiofilskim sprzęcie? Kupić kolumny podłogowe, wcisnąć je byle gdzie i ratować sytuację korektorem? Na rynku dostępnych jest raptem kilka, może kilkanaście zestawów głośnikowych w formacie pudełka po butach, których brzmienie potrafi oczarować nawet wymagającego słuchacza. Spendor Classic 4/5, Chartwell LS3/5, DALI Menuet SE, Audel Nika mk3, JBL L52 Classic - ile modeli byśmy jeszcze nie dopisali do tej listy, wciąż będzie ich za mało i wciąż będzie to poziom 5000-8000 zł. Przekroczenie tej bariery oznacza wejście w świat monitorów większych, a niekoniecznie lepszych. Dlatego właśnie Petite Classic mogą być łakomym kąskiem dla ludzi, którzy nie potrzebują dużych kolumn, ale chcą wycisnąć ze swojego systemu jak najlepszy dźwięk.
Kiedy wyjąłem głośniki z kartonu, zdałem sobie sprawę, że są również świetną propozycją dla audiofilów chcących ukryć skalę finansowego zaangażowania w swoje hobby przed rodziną i znajomymi. No bo wszystko jedno, czy mówimy o monitorach, czy o dużych zestawach wolnostojących, większość konstrukcji za 11290 zł prezentuje się dość luksusowo, natomiast Petite Classic wyglądają - przepraszam za szczerość - jak leciutko podrasowana budżetówka. Gdybym nie wiedział, z czym mam do czynienia, mógłbym pomyśleć, że ktoś właśnie przysłał mi monitory Q Acoustics za 2000 zł po tuningu polegającym na wymianie tweetera i zwrotnicy. Jeżeli cokolwiek zdradza, że mamy do czynienia ze sprzętem za znacznie większe pieniądze, są to właśnie wstęgowe głośniki wysokotonowe.
Albo Brytyjczycy postanowili zaoszczędzić na wszystkim, co nie ma bezpośredniego wpływu na jakość brzmienia, albo Petite Classic zostały celowo zaprojektowane tak, aby nie było widać, że kosztowały ponad dziesięć tysięcy złotych.Poza tym praktycznie wszystko trąci tutaj taniochą. Obudowy są porządne, ale wykończono je matowym lakierem, który w mojej ocenie jest po prostu brzydki i nijak ma się do tego, co potrafi zrobić chociażby Pylon Audio. Chropowata faktura tego lakieru sprawia, że Neaty wyglądają, jakby były plastikowe. Przetwornik nisko-średniotonowy na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ot, polipropylenowa membrana na gumowym zawieszeniu. Oba głośniki otaczają kawałki czarnego filcu, co podkreśla ich garażową urodę, a przy okazji uniemożliwia ich demontaż bez ryzyka uszkodzenia i konieczności ponownego wklejania miękkich elementów. Firmowy emblemat na samym dole to gumowa naklejka. Z tyłu zobaczymy dwa tunele rezonansowe o różnej średnicy (tutaj znów nie ma żadnego wypasu - to całkiem zwyczajne rurki z błyszczącego plastiku), naklejkę udającą aluminiową płytkę oraz przyklejoną na nią drugą, tym razem przezroczystą etykietkę z nazwą modelu i numerem seryjnym, a na samym dole - pojedyncze, tanie i, nie wiedzieć czemu, wąsko rozstawione terminale.
W zestawie nie otrzymujemy maskownic. Nie znalazłem nawet informacji, jakoby były one dostępne za dopłatą. Prawdopodobnie producent w ogóle nie przewidział takiej opcji. W pudełku nie było też żadnych nóżek czy chociażby gumowych odbojników, które moglibyśmy przykleić do monitorów od spodu (o nagwintowanych tulejach do montażu kolców lub skręcenia kolumienek z podstawkami już nie wspomnę). Tak naprawdę jedynym dodatkiem są piankowe zatyczki, które o dziwo nie leżały luzem w kartonie, ale zostały wetknięte w górne bass-refleksy.
Moim zdaniem istnieją tylko dwa logiczne wytłumaczenia tego fenomenu - albo Brytyjczycy postanowili zaoszczędzić na wszystkim, co nie ma bezpośredniego wpływu na jakość brzmienia, albo Petite Classic zostały celowo zaprojektowane tak, aby nie było widać, że kosztowały ponad dziesięć tysięcy złotych. Nie wiem, może w hrabstwie Durham każdego dnia dochodzi do wielu włamań i Bob Surgeoner postanowił stworzyć monitory, których na pewno nikt nie ukradnie? Gdybym był złodziejem i mógł wrzucić do torby te kolumienki albo przestarzały, 32-calowy telewizor, capnąłbym telewizor. Dla równowagi muszę jednak powiedzieć, że dzięki takiemu wykończeniu opisywane monitory są wyjątkowo praktyczne. Choć nie próbowałem, domyślam się, że ciężko je zarysować. Trudno również je ubrudzić, a gdy to się stanie, doprowadzenie ich do stanu fabrycznego to kwestia dwóch minut machania ściereczką nasączoną płynem do mycia szyb.
Wiecie, co najbardziej mnie rozwaliło? Otóż w pudełku znalazłem katalog, w który wetknięto dwie białe kartki - opis Petite Classic z adnotacją "New Product" i króciutką instrukcję obsługi. Najwyraźniej nikomu nie chciało się składać i drukować nowych broszurek. Może powinniśmy się cieszyć, że kartkę z opisem modelu wydrukowano w kolorze. Instrukcja obsługi zawiera kilka ciekawych informacji. Firma twierdzi, że kolumny zaczynają grać po 200 godzinach wygrzewania, a do osiągnięcia optymalnego brzmienia potrzebują jeszcze kilku tygodni. Zalecane jest ustawienie ich na ciężkich podstawkach o wysokości około 60 cm. Ponadto producent sugeruje, aby rozpocząć odsłuch od ustawienia z monitorami odsuniętymi od tylnej ściany o 30 cm i 60 cm od ścian bocznych. Co więcej, górne bass-refleksy zostały zatkane celowo. Właśnie to jest wersja "domyślna". Usunięcie zatyczek zalecane jest tylko wtedy, gdy sytuacja będzie tego wymagała, na przykład w większych pomieszczeniach. Ciekawe.
Brzmienie
Kiedy z monitorów Neata popłynęły pierwsze dźwięki, pomyślałem, że mamy do czynienia z sytuacją, która w ostatnich latach stała się niezwykłą rzadkością - sprzęt wygląda kiepsko, sprawia wrażenie taniego, zbudowanego w garażu przez raczkującą manufakturę, a gdy zacznie grać, człowiekowi aż trudno uwierzyć w to, co słyszy. Petite Classic brzmią co najmniej tak wspaniale, jak paskudnie wyglądają. Od razu słychać, że nie jest to dzieło przypadku. Takiego dźwięku nie można osiągnąć za pierwszym razem. Wydaje mi się, że uzyskany efekt nie wynika z zastosowania kosmicznie drogich, wyczynowych komponentów, ale raczej z długotrwałego strojenia produktu, który i tak był już wcześniej wielokrotnie poprawiany. Jeśli pracujecie nad własnym systemem stereo co najmniej kilka lat, na pewno doskonale wiecie, na czym to polega. Zwykle człowiek zaczyna od zestawu, który wymaga wielu poprawek, później jest już lepiej, ale wiadomo, że to i owo zawsze można jeszcze ulepszyć, a na samym końcu otrzymujemy konfigurację tak synergiczną, że zmiana jednego elementu na droższy i teoretycznie lepszy może wprowadzić więcej złego niż dobrego. Tak samo jest z konstruowaniem zestawów głośnikowych, a Petite Classic są w tej kategorii odpowiednikiem systemu, którego właściciel dopieścił już wszystko - pokój odsłuchowy, kolumny, elektronikę, okablowanie, a nawet akcesoria antywibracyjne. Rezultatem jest dźwięk, który nie jest dobry ani bardzo dobry. Jest wybitny.
WYWIAD: Bob Surgeoner - Neat Acoustics
Długo zastanawiałem się, jak opisać to, co usłyszałem, ponieważ to, że dźwięk jest naturalny, dobrze zrównoważony, spójny, a do tego dynamiczny, przejrzysty i namacalny to tylko początek zabawy i podstawa do dalszych rozważań, a nie kompletna lista zalet. Spróbujcie sobie zatem wyobrazić, że przeczytaliście już cały długi akapit, w którym zachwycam się wymienionymi wyżej cechami, a teraz zajmijmy się tym, co najbardziej mnie urzekło. Przede wszystkim Petite Classic oferują nam trochę brytyjskiego charakteru, co objawia się przede wszystkim w zakresie średnich tonów. Jest on lekko uprzywilejowany, a do tego delikatnie ocieplony. Od razu wiadomo, o co chodziło - o wokale (choć korzysta na tym także wiele instrumentów, przy czym szczególnie przekonująco wypadają smyczki i gitary elektryczne). Średnica jest bliska, przyjemnie zagęszczona, pełna treści, ale nie jest podawana na twarz i nie przysłania całej reszty. Kultura pracy wstęgowego tweetera i jego sklejenie z polipropylenowym średnio-niskotonowcem to po prostu poezja. Jeśli już można coś wyłapać, występuje tu tylko delikatna różnica charakterów, ale aby to usłyszeć, trzeba skupić się na porównaniu tego, co się dzieje na przykład w niższej średnicy z tym, jak odzywają się znacznie wyższe częstotliwości. Wskazanie konkretnego punktu, w którym głośniki przekazują sobie pałeczkę, jest w zasadzie niemożliwe.
Tweeter AMT jest zresztą fajnym pomysłem, bo dodaje brzmieniu świeżości i otwartości, poprawiając także wrażenia przestrzenne. Wydaje mi się, że gdyby zamiast wstęgi znalazła się tutaj jedwabna kopułka, dźwięk byłby zbyt łagodny i kleisty, a tak możemy jednocześnie delektować się barwą wokali i wyłapywać masę mikrodetali serwowanych przez ten szybciutki, ale nie wpadający w jazgot przetwornik wysokotonowy. Swoją drogą, prawdopodobnie mamy tu do czynienia z jednym z najbardziej kulturalnych przetworników AMT, z jakimi spotkałem się w całej swojej karierze. Możliwe, że jego charakter zdecydowano się częściowo zneutralizować za pomocą zwrotnicy, ale efekt jest wspaniały - brzmienie jest czyste, selektywne i otwarte, ale góra ani trochę nie świszczy i nie wychodzi przed szereg. Po pewnym czasie aż zacząłem się zastanawiać, czy nie powinienem jednak z zerwać filcowego pierścienia otaczającego głośnik nisko-średniotonowy, wykręcić go, zrobić parę zdjęć, a przy okazji przyjrzeć się zwrotnicy i, jeśli tylko będzie taka możliwość, zaaplikować coś podobnego w swoich Audiovectorach QR5.
Stereofonia to temat na osobny wątek. W wolnej przestrzeni Petite Classic grają wręcz spektakularnie, budując scenę stereofoniczną, której wymiary i organizacja są ograniczone jedynie możliwościami sprzętu towarzyszącego i realizacji nagrania. Wykorzystując elektronikę wartą kilka razy tyle, co opisywane monitory i materiał muzyczny wyprodukowany na poziomie audiofilskich samplerów, powinniśmy z łatwością uzyskać efekt godny hi-endowych kolumn wolnostojących. Neaty natychmiast znikają z radaru, zostawiając po sobie trójwymiarowy dźwięk - tak obszerny, że aż nie pasujący do gabarytów tych skromnych pudełeczek. Co najlepsze, w niewielkim pomieszczeniu, a nawet w systemie biurkowym wrażenia są niewiele gorsze. Petite Classic czarują przestrzenią właściwie niezależnie od tego, jak je potraktujemy. Dobra, może maksymalne dosunięcie ich do ściany nie jest najlepszym pomysłem, ale zapewnienia producenta się potwierdziły - 30-40 cm w zupełności wystarczy, aby scena stereofoniczna nabrała właściwej głębi. Brytyjskie monitory po prostu mają naturalną zdolność kreowania tego efektu wszędzie, gdzie się znajdą. W zależności od naszego zaangażowania może być trochę lepiej lub gorzej, ale trudno mi wyobrazić sobie, aby komukolwiek udało się tę przestrzeń całkowicie zabić.
Petite Classic to naprawdę niezwykła konstrukcja, która zasługuje na miano żywej legendy. To takie LS3/5, tylko jeszcze fajniejsze - ze świetną górą, satysfakcjonującą dynamiką i niskimi tonami, których nie trzeba sobie wyobrażać. Wszystko jest tutaj na swoim miejscu.Z producentem nie zgadzam się natomiast co do zatykania bass-refleksów. Odsłuchy zacząłem w rekomendowanej konfiguracji i choć nie było źle - niskie tony były wystarczająco głębokie, a do tego szybkie, zwarte i konturowe - szybko postanowiłem pozbyć się zatyczek i to był strzał w dziesiątkę. Nie odnotowałem żadnego buczenia, zmiękczenia, przeciągania wybrzmień ani innych niepożądanych efektów. Szczerze mówiąc, różnice były mniejsze, niż się spodziewałem. Bas nabrał jednak właściwej masy i choć wciąż nie można było mówić o subwooferowej głębi, efekt był zdecydowanie lepszy. Możecie powiedzieć, że się nie znam, że jestem przyzwyczajony do wentylowanych skrzynek, w związku z czym brakowało mi tunelowego podbicia, ale moim zdaniem wariant z otwartymi bass-refleksami był po prostu lepszy. Brzmienie w takiej konfiguracji było nie tylko głębsze, ale po prostu zdrowsze i bardziej swobodne. Nawet w systemie biurkowym porty wentylacyjne pozostały odetkane, dlatego uważam, że wcale nie jest to jakaś opcja awaryjna i nie rozumiem, dlaczego Bob Surgeoner radzi klientom zacząć odsłuch od wariantu z zablokowanymi bass-refleksami. Chyba tylko po to, żeby po kilku minutach wyciągnęli zatyczki i ucieszyli się, że te kompaktowe kolumienki mogą pochwalić się nie tylko świetnymi średnimi i wysokimi tonami, ale także sensownym, zupełnie zadowalającym basem.
Petite Classic to naprawdę niezwykła konstrukcja, która zasługuje na miano żywej legendy. To takie LS3/5, tylko jeszcze fajniejsze - ze świetną górą, satysfakcjonującą dynamiką i niskimi tonami, których nie trzeba sobie wyobrażać. Wszystko jest tutaj na swoim miejscu. Dźwięk jest pełny, naturalny i spójny. Jednocześnie otrzymujemy mnóstwo "tego czegoś", co sprawia, że muzyka ma niesamowitą siłę przekonywania. Brzmienie czaruje, angażuje od pierwszych sekund, a każdy kolejny utwór utwierdza nas w przekonaniu, że mamy do czynienia z wyjątkowo udanymi monitorami. Minusy? Na pewno nie są to kolumny, którymi można nagłośnić prywatkę w dużym domu. Nie są też stuprocentowo neutralne. Tak, wiem - słuchając ich, niektórzy będą przekonani, że zbliżyli się do brzmienia "jak na żywo" tak bardzo, jak to tylko możliwe w porównywalnej cenie, ale z dziennikarskiego obowiązku muszę wspomnieć o tym, że występują tu pewne przekłamania względem "wzorca", jak chociażby delikatnie uwypuklona średnica czy lekkie ocieplenie dźwięku w zakresie niskich i średnich tonów. Jeśli więc szukacie kolumn przezroczystych, idealnie liniowych, powinniście raczej zwrócić uwagę na testowane niedawno monitory Bowers & Wilkins 706 S3.
Sęk w tym, że mimo tych niewielkich odstępstw od neutralności, Petite Classic poradziły sobie z każdą muzyką. Słuchałem ich dobre dwa tygodnie i nie trafiłem na nagranie, na którym coś byłoby nie tak - inaczej, niż się przyzwyczaiłem, wielokrotnie odtwarzając wcześniej dany utwór na wielu różnych urządzeniach. I to pewnie również nie jest przypadek. Pamiętajmy bowiem, że Neat Acoustics jest jedną z niewielu firm prowadzących własne studio nagraniowe. Bob Surgeoner wie, jak brzmi muzyka na żywo, dlatego w brzmieniu Petite Classic ciężko znaleźć jakieś ewidentne błędy. Pewne oznaki własnego charakteru - tak, ale coś, co wykracza poza poprawność, mogłoby nas razić albo zadziałać na naszą niekorzyść - nie. Najmocniejszym rywalem opisywanych monitorów są Chartwelle LS6. Z pewnością ładniejsze, ale też ciut droższe i nie wiem, czy aż tak dopracowane pod względem brzmieniowym. Inną konstrukcją formatu "pudełka po butach", która potrafi zapewnić dźwięk na tym poziomie, są Equilibrium Nano, z których prywatnie korzystam. Mimo wielu prób nie udało mi się jednak nakłonić producenta, by oficjalnie wprowadził je do sprzedaży, więc z punktu widzenia klientów jest to wiedza bezużyteczna. Ale cóż, podczas gdy dla większości firm problemem numer jeden jest stworzenie takich kolumn, założyciele zielonogórskiej manufaktury potrafią zaprojektować naprawdę rewelacyjne monitory, zbudować trzy pary, a potem wziąć się za kolejne równie "opłacalne" przedsięwzięcie i opowiadać dyrdymały, że takiego sprzętu nikt nie kupi. Petite Classic kosztują 11290 zł, więc niemało, ale przynajmniej są dostępne - można ich posłuchać, wypożyczyć do domu, kupić. Wydatek boli raz, a dźwięk będzie cieszył właściciela długie lata.
Budowa i parametry
Petite Classic to najnowsza wersja pierwszego i największego hitu firmy Neat Acoustics. Pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku Bob Surgeoner, prowadzący wówczas sklep North East Audio Traders w Darlington, doszedł do wniosku, że wiele z istniejących wówczas małych monitorów zaprojektowano w sposób kompromisowy, co sprawiało, że na dłuższą metę odsłuch nie był satysfakcjonujący. Zdecydował się więc stworzyć głośnik, który mógłby zapewnić wszechstronne wrażenia muzyczne z kompaktowej obudowy. Po wielu godzinach słuchania, a właściwie prób i błędów, narodził się oryginalny model Petite. Po raz pierwszy publicznie zaprezentowano go na wystawie Heathrow Penta HiFi Show w 1991 roku. Odzew był tak pozytywny, że plan produkowania małych ilości tych kolumienek dla wyjątkowych entuzjastów trzeba było zrewidować. Bob zdecydował się wejść w produkcję głośników na większą skalę, a model Petite potrzebował zaledwie dwóch lat, aby stać się żywą legendą. Jego ostatnia wersja powstała dla uczczenia trzydziestej rocznicy tamtych wydarzeń. Petite 30 wyprodukowano jednak w ograniczonej liczbie 100 par na cały świat, a chętnych było więcej, w związku z czym niedługo potem Brytyjczycy zaprezentowali model Petite Classic. Jego obudowa ma te same wymiary, co co oryginał. Od modelu jubileuszowego "cywilna" wersja różni się kilkoma szczegółami, w tym brakiem tabliczki z autografem Boba Surgeonera oraz innym, pionowym układem bass-refleksów na tylnej ściance. Nowe zestawy wykorzystują przetworniki z modelu Petite 30 i nową zwrotnicę. Głośnik wysokotonowy to przetwornik AMT (Air Motion Transformer), a niskie i średnie tony są obsługiwane przez 15-cm woofer z membraną z polipropylenu wypełnionego minerałami, co ma zapewniać niski poziom zniekształceń. Zwrotnice składają się z niskostratnych cewek z rdzeniem powietrznym oraz wysokonapięciowych kondensatorów i rezystorów polipropylenowych. Brytyjczycy twierdzą, że wszystkie części składowe zostały dobrane z niezwykłą starannością. Jeśli chodzi o parametry, Petite Classic charakteryzują się impedancją nominalną na poziomie 6 Ω (minimum 4 Ω) i skutecznością 87 dB. Producent zaleca stosowanie wzmacniaczy o mocy od 25 do 150 W. Pojedyncza kolumna, mimo skromnych rozmiarów (30 x 20 x 18 cm), waży 7 kg. Model Petite Classic jest dostępny w wykończeniu Textured Black lub Satin White.
Werdykt
Żyjemy w epoce obrazkowej. To, jak coś wygląda, jest niejednokrotnie ważniejsze niż to, do czego służy i co potrafi. Wzmacniacz, stolik kawowy, samochód, dziecko - wszystko jedno. Ostatecznie przecież i tak chodzi o to, żeby zrobić kilka ładnych zdjęć i pochwalić się nim na jednym z portali społecznościowych. Rozmowy telefoniczne zastąpiły głupie buźki, a czytanie gazet czy nawet oglądanie telewizyjnych serwisów informacyjnych niektórzy ludzie porzucili na rzecz memów i to z nich czerpią wiedzę na temat tego, co dzieje się na świecie i co powinni o tym myśleć. Petite Classic to kompletne zaprzeczenie tego modelu, produkt z zupełnie innej galaktyki. Są niczym doskonale zachowana pamiątka z czasów, kiedy najbardziej liczyło się to, jak sprzęt hi-fi gra, a nie to, jak prezentuje się w katalogu. Nie są piękne, nie są nawet wyjątkowo ładnie wykonane, ale ich brzmienie to czysta poezja. Słychać w nim długie godziny dopieszczania efektu do perfekcji. Nic dziwnego, bo Bob Surgeoner miał na to ponad trzydzieści lat. Jestem szczerze zauroczony tymi kolumienkami i uważam, że są to jedne z najlepszych dostępnych na rynku monitorów, jakie można wstawić do niedużego pokoju. Niestety, ponieważ dźwięku nie da się pokazać na zdjęciu, przekonać się o tym będzie chciała prawdopodobnie tylko garstka zapaleńców, którzy wiedzą, że ładne przedmioty szybko się nudzą, a wspaniały dźwięk - nigdy. Jeśli należycie do tej grupy, szorujcie na odsłuch. Warto.
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: podstawkowe, dwudrożne, wentylowane
Efektywność: 87 dB
Impedancja: 4 Ω
Zalecana moc wzmacniacza: 25-150 W
Wymiary (W/S/G): 30/20/18 cm
Masa: 7 kg (sztuka)
Cena: 11290 zł/para
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze (1)