HiFiMAN HE-R10P
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Tomasz Karasiński
"Obyś żył w ciekawych czasach" - mówi powiedzenie, które przyjęło się uważać za starożytne chińskie błogosławieństwo. Jego pochodzenie jest jednak niejasne, a tak naprawdę nie jest ani starożytne, ani nawet chińskie, gdyż słowa te wypowiedział w 1898 roku brytyjski polityk, Joseph Chamberlain - ojciec późniejszego premiera Wielkiej Brytanii, Neville'a. Najważniejsze jest jednak to, że wcale nie jest to błogosławieństwo, lecz przekleństwo. Ciekawe czasy są tu synonimem zmienności i nieprzewidywalności codziennego życia. Dziś życzylibyśmy sobie pewnie żyć w zdecydowanie mniej ciekawych czasach, ale niestety raz po raz ktoś dorzuca do tego kotła coś od siebie i odnoszę wrażenie, że wkrótce już zupełnie nie będzie wiadomo, na czym stoimy. Myślicie, że mówię tylko o sprawach największego kalibru? Nie. Czasami można się pogubić nawet w katalogu producenta audiofilskich słuchawek. Aktualna oferta HiFiMAN-a - firmy, którą darzę dużym szacunkiem zarówno z uwagi na zaawansowaną technologię, jak i brzmienie nauszników, z którymi miałem okazję się zetknąć - przypomina wielki garnek z bigosem, do którego wszyscy domownicy, oprócz pobierania kolejnych porcji, regularnie coś dorzucają. Resztki kiełbasy i karkówki z grilla, słoik kiszonej kapusty od teściowej, suszone grzyby, śliwki, przyprawy... W ten sposób bigosu przybywa w takim samym tempie, jak ubywa. Zmienia się tylko jego smak i trzeba dobrze znać jego historię, aby móc dyskutować na ten temat z pozostałymi członkami rodziny. Matka twierdzi, że najlepszy był pierwszego dnia, kiedy wszystko zgadzało się z jej przepisem, ojcu najlepiej smakował we wtorek, już po dorzuceniu spalonej kiełbasy, a syn tęskni za tym czwartkowym, który zdążył się już porządnie przegryźć. Kto teraz przyjdzie w gości i spróbuje, ten nie zna życia i nie wie, o czym mówi.
Przystępując do kolejnego testu, lubię się najpierw przygotować. Szukam informacji jak najbliżej źródła, czytam dostępne materiały prasowe, czasami nawet zapoznaję się z innymi recenzjami, jeśli takowe istnieją, bo chcę wiedzieć, z czym mam do czynienia. Poza tym tego właśnie wymaga tak zwana rzetelność dziennikarska. Im droższy jest opisywany produkt, tym proces gromadzenia i weryfikacji danych powinien być dokładniejszy. Niniejszym serdecznie przepraszam więc wszystkich, którzy z katalogiem HiFiMAN-a są zawsze na bieżąco, ale mnie naprawdę szkoda czasu na rozgryzanie tej łamigłówki i odtwarzanie historii każdego jednego wynalazku i każdego jednego modelu, jaki pan doktor Fang Bian wydał na świat. Trudno mi nawet policzyć, ile różnych nauszników HiFiMAN-a można obecnie kupić. W samej serii Reference jest ich obecnie 25, a w serii Premium - 10. Do tego dochodzą jednak dokanałówki, odtwarzacze przenośne, wzmacniacze słuchawkowe i najróżniejsze akcesoria, a modele oznaczone tym samym symbolem mogą na przykład dość istotnie różnić się od siebie w zależności od roku produkcji. Jedne słuchawki mają przetworniki wyjęte z tych, które kiedyś pełniły rolę flagowca, a pałąk od tych, które zostały wprowadzone jako następca jakiegoś tam innego modelu nazywanego przez fanów marki kultowym. Inne są produkowane w wersji przewodowej i bezprzewodowej, przy czym są to w zasadzie te same słuchawki, z tym, że kupujemy je w komplecie z modułem bezprzewodowym, który można też kupić osobno... Serio, poziom abstrakcji jest tak wysoki, że kilka lat temu pewien handlowiec wyjawił mi, że ma na to prosty i niezawodny sposób - zamawiał co drugą nowość HiFiMAN-a, a co drugą omijał, jakby nigdy nie istniała. Wtedy myślałem, że gość robi sobie ze mnie jaja, bo zgrywus z niego straszny, ale dziś już wiem, że mówił poważnie. Za tą marką nie da się nadążyć. Nawet wierni fani mają z tym problem, a co dopiero ja - człowiek, który może i lubi bigos, może zgrywa eksperta kulinarnego, ale dziejów tego konkretnego garnka nie zrozumie. Jak historii tego różowego swetra z gruszką...
Wygląd i funkcjonalność
Od czasu do czasu podejmuję próbę - biorę talerz tego bigosu i prawie zawsze mi smakuje. Ostatnim takim podejściem był test modelu HE-R10D, który jak na tę manufakturę jest dość oryginalny. Są to zamknięte słuchawki wokółuszne z drewnianymi obudowami muszli i przetwornikami dynamicznymi. Jak na producenta znanego z promowania technologii planarnej jest to akt odwagi, ale eksperyment zakończył się powodzeniem. HE-R10D to naprawdę luksusowy produkt, który ma jeszcze dodatkową funkcję - dzięki możliwości podpięcia adaptera Bluemini można przekształcić ten audiofilski hełmofon w sprzęt bezprzewodowy. Swoją drogą, takie połączenie oznacza, że mamy do czynienia z jednymi z najdroższych słuchawek bezprzewodowych na rynku, zauważalnie droższych nawet niż Nº 5909 Marka Levinsona. Dla mnie najważniejsze było jednak to, że HiFiMAN doskonale wie, jak zrobić dobre słuchawki, a to, czy będą one bazowały na przetwornikach dynamicznych, planarnych czy armaturowych, ma dla jego inżynierów znaczenie drugorzędne.
TEST: HiFiMAN HE-R10D
Już w trakcie testu "dynamików" wiedziałem jednak, że firma ma w planach wprowadzenie bliźniaczej wersji tych słuchawek wykorzystującej przetworniki planarne. Wiadomo było nawet, że otrzyma ona symbol HE-R10P. Co więcej, z zewnątrz oba modele miały być praktycznie nie do odróżnienia i początkowo faktycznie tak było. Planarny odpowiednik HE-R10D trafił na rynek, rozszedł się po sklepach, został przetestowany przez wielu recenzentów i blogerów. Ot, kolejne planarne HiFiMAN-y, z tym, że tym razem w zamkniętych, drewnianych muszlach? Fakt, ale najwyraźniej producent jednak trochę zagalopował się w kwestii ceny. Planarną wersję w momencie premiery wyceniono na 25995 zł, co może w porównaniu z modelem Susvara, z którym HE-R10P miały sporo wspólnego (chodzi oczywiście o przetworniki), wydawało się całkiem zachęcające, ale praktycznie cała reszta była zapożyczona z dynamicznych HE-R10D, które kosztowały wówczas 6295 zł. Wychodziło na to, że firma żąda od nas 19700 zł za same przetworniki. Wyglądało to trochę słabo i trudno było oprzeć się wrażeniu, że HiFiMAN sam sobie na to zapracował, wprowadzając do katalogu zbyt wiele konstrukcji, które z punktu widzenia klientów były czymś w rodzaju wycieku prototypów lub efektem manipulacji genetycznych.
Co normalnie HiFiMAN zrobiłby w takim przypadku? Nic. Produkcja HE-R10P zostałaby zakończona, a parę miesięcy później świat ujrzałby kolejne hi-endowe słuchawki planarne zbudowane w oparciu o tę samą koncepcję, ale z wykorzystaniem innych podzespołów i materiałów. Jednak tutaj ekipa Fanga Biana wszystkich zaskoczyła. Zamiast wycofywać jeszcze świeże nauszniki, postanowiono szybko je przeprojektować. Do tego stopnia, aby praktycznie nie przypominały już oryginału, czyli pierwotnej wersji blisko spokrewnionej z modelem HE-R10D. HE-R10P otrzymały pałąk zapożyczony z modelu Susvara (na jednym ze zdjęć producenta widoczna jest nawet wersja, w której nie zamieniono jeszcze napisu), srebrne obręcze nauszników i muszle wykonane z innego gatunku drewna, a do kompletu z pałąkiem - brązowe, hybrydowe pady. Istotną różnicą w stosunku do pierwszej wersji jest rezygnacja z pojedynczego gniazda w nausznikach na rzecz dwóch - po jednym w każdej muszli. Tak czy inaczej, oferowane obecnie HE-R10P praktycznie w ogóle nie przypominają modelu HE-R10D. Tylko wyjątkowo spostrzegawczy klienci dopatrzą się, że w gruncie rzeczy kształt nauszników jest tutaj taki sam, a kryjące się wewnątrz głośniki to praktycznie te same jednostki, które zastosowano w pierwszej wersji testowanego modelu. Żeby było jeszcze ciekawiej, do naszej redakcji trafił egzemplarz z czarnymi padami i z tego, co wiem, nie była to samowolka wprowadzona przez dystrybutora, tylko jeden z pierwszych "nowych" egzemplarzy HE-R10P. Kto za tym wszystkim nadąży? Nie wiem, ale efekt jest taki, że na oficjalnej stronie producenta figurują obecnie dwie całkowicie różne odmiany opisywanego modelu, z czego wnioskuję, że gdyby ktoś chciał, wciąż może zamówić tę pierwszą. Przynajmniej cena jest taka sama. W dolarach. Niestety, kursy walut i inflacja zrobiły swoje. Informację o pierwszej wersji HE-R10P opublikowaliśmy w styczniu i wówczas słuchawki te kosztowały, jak już wspominałem wyżej, 25995 zł. Dziś za prezentowany na zdjęciach model trzeba zapłacić 29995 zł. Mamy więc do czynienia z jednymi z najdroższych słuchawek, jakie można kupić w polskich sklepach. Wyprzedzają je tylko Susvary, za które obecnie zapłacimy 33595 zł.
Za te pieniądze mamy prawo wymagać totalnego luksusu, słuchawek spełniających wszystkie nasze marzenia. Mniemam, że dla niewtajemniczonych pierwsze spotkanie z testowanym hełmofonem będzie wyjątkowym przeżyciem, jednak ja wszystko to już kiedyś widziałem, w związku z czym przesadnej ekscytacji nie było. Nie oszukujmy się - klienci HiFiMAN-a musieli zetknąć się z niemal każdym z elementów wykorzystanych w HE-R10P co najmniej raz. Opakowanie w formie skórzanej walizki z aluminiowym wieczkiem, pady, kable i obudowy muszli, nie licząc barwy i rysunku drewna, są praktycznie takie same jak w modelu HE-R10D. Pałąk ze skórzanym paskiem na przyjemnie klikających prowadnicach to kropka w kropkę Susvara lub HE-1000 V2 (nie wiem, czy występują między nimi jakieś istotne różnice). Przetworniki pochodzą z modelu Susvara, co akurat brzmi całkiem elektryzująco i daje nadzieję, że HE-R10P to jednak coś więcej niż przypadkowy zlepek części, które leżały na półkach w fabryce. Ech, sam nie wiem - albo jestem rozbisurmaniony, albo producentom hi-endowych nauszników nie opłaca się już wymyślać koła na nowo i w najbliższym czasie raczej nie zobaczymy w tym świecie nic, na widok czego wszystkim spadłyby gacie.
W HE-R10P wszystko jest w porządku, bo zbudowano je ze sprawdzonych w boju części. Szczególnie spodobały mi się rewelacyjnie wygodne poduszki i stosunkowo cienkie, lekkie kable, z których nawet ten najdłuższy nie sprawia problemów podczas normalnego użytkowania.Jeśli mam być szczery, to nawet dobrze. W dziedzinie jakości wykonania i komfortu użytkowania dawno osiągnęliśmy bowiem poziom, który usatysfakcjonuje nawet bardzo wymagającego odbiorcę. Kto normalny weźmie do ręki HE-1000 V2 i powie, że są niewygodne albo za mało luksusowe? Dalej są chyba tylko dziwactwa, takie jak wysadzane złotem i diamentami Focal Utopia by Tournaire. A to już mocno zalatuje szpanowaniem dla samego szpanowania. Osobiście nie mam więc nic przeciwko takiemu recyklingowi, jaki zastosował HiFiMAN. W HE-R10P wszystko jest w porządku, bo zbudowano je ze sprawdzonych w boju części. Szczególnie spodobały mi się rewelacyjnie wygodne poduszki i stosunkowo cienkie, lekkie kable, z których nawet ten najdłuższy nie sprawia problemów podczas normalnego użytkowania. Hybrydowe pady to chyba najlepsze rozwiązanie, jakie do tej pory wymyślono. Co więcej, ich demontaż jest dziecinnie prosty, ponieważ trzymają się na ogromnych rzepach. W razie potrzeby ich wymiana będzie tylko formalnością. Ostatecznie producentowi udało się więc stworzyć bardzo eleganckie i cudownie wygodne nauszniki. Chciałoby się tylko, aby klienci mieli z tego wszystkiego wyraźną korzyść w postaci niższej ceny. Innymi słowy - jeśli HiFiMAN oferuje nam nauszniki złożone z elementów, które już dawno widzieliśmy, może nie powinny kosztować trzydzieści, ale, nie wiem, "zaledwie" dwadzieścia tysięcy złotych? To jednak mrzonka, bo zamożnych melomanów wciąż nie brakuje. Nie tylko w Polsce, choć to też prawda, ale przede wszystkim na świecie. Chociaż kto wie, może za chwilę ktoś znowu zmieni zdanie, w katalogu pojawi się trzecia wersja HE-R10P, a dwie poprzednie będzie można kupić w promocyjnej cenie?
Brzmienie
Jak grają słuchawki z absolutnie najwyższej półki? Różnie. Tak naprawdę jedyną istotną różnicą w stosunku do tańszych modeli jest to, że wszystko, czego doświadczamy, zostaje przeniesione na zupełnie inny poziom jakościowy. Oceniając sam charakter brzmienia, dojdziemy do takich samych wniosków i staniemy przed takimi samymi dylematami, jak podczas odsłuchu nauszników za dwa tysiące złotych. Większość będzie starała się dążyć do jak najlepszego kompromisu, prezentując dobrze zrównoważony, naturalny i uniwersalny dźwięk. W modelach z niższej półki projektanci częściej ulegają pokusie dopasowywania efektu końcowego do wymagań przeciętnego klienta, a więc jego wyobrażenia o dobrym brzmieniu, opartym głównie na doświadczeniach takiej osoby z niedrogimi zestawami kina domowego, systemami car audio i okazjonalnymi wyjściami na koncert, przy czym nie mam tu na myśli kwartetów smyczkowych ani recitali Chopinowskich. Taka taktyka gwarantuje producentom dotarcie do największego grona odbiorców. Ostatecznie nie wiadomo przecież, czy osoba zainteresowana kupnem takich słuchawek będzie słuchała thrash metalu, jazzu, czy może będzie jednym z tych melomanów, którzy wszystkiego konsumują po trochu, w zależności od nastroju. W świecie hi-endu w każdej dziedzinie mamy prawo oczekiwać więcej, w związku z czym idealne słuchawki powinny oferować równy, neutralny, perfekcyjnie wyważony dźwięk, dodając do tego wszystkie inne atrybuty, jakie jesteśmy w stanie wymyślić - wspaniałą dynamikę, wyczynową przejrzystość, subwooferowy bas, trójwymiarową przestrzeń, niezwykle realistyczną średnicę, fenomenalną spójność i tak dalej.
PORADNIK: Wszystko o wzmacniaczach słuchawkowych
Niestety, w rzeczywistości rzadko udaje się choćby zbliżyć do tego marzenia. Nie jest tak, że jeśli zapłacimy odpowiednio dużo, otrzymamy taki właśnie produkt. Tak naprawdę nie istnieje coś takiego jak słuchawki idealne, bowiem każdy zespół projektowy na pewnym etapie pracy musi podjąć decyzję - w lewo, czy w prawo. Może to dotyczyć zarówno kluczowych elementów, takich jak konstrukcja przetworników, jak i pozornie nieistotnych drobiazgów, takich jak chociażby wtyki czy obicie padów. I tak, to nie jest tylko kwestia komfortu użytkowania - na tym poziomie taka decyzja może mieć, no dobrze, może nie decydujący, ale jakiś wpływ na brzmienie. A skoro jakiś ma, staje się kolejnym elementem skomplikowanego równania. Najlepsze jest jednak to, że - podobnie jak twórcy niedrogich słuchawek bezprzewodowych - projektanci hi-endowych nauszników często ulegają pewnej pokusie, zbaczając ze ścieżki prowadzącej do wyimaginowanego ideału. Tym razem nie chodzi jednak o przypodobanie się klientom, dla których punktem odniesienia jest system car audio, za który dopłacili trzy tysiące złotych, ale o chęć pokonania jakiejś bariery, udowodnienia czegoś, wybicia się na szczyt w choćby jednej dziedzinie. Innymi słowy, chodzi o doprowadzenie kilku lub nawet jednego aspektu prezentacji do absolutnej perfekcji. Co ciekawe, zwykle jako cel obierane są "wyczynowe" aspekty reprodukcji dźwięku - szybkość, rozdzielczość i mikrodynamika. Zazwyczaj wszystko to łączy się ze sobą, więc otrzymujemy słuchawki, których zadanie jest i od samego początku było dla producenta jasne - udowodnić światu, że w nich każdy usłyszy więcej (zgodnie z zasadą mówiącą, że jeśli słyszymy więcej, to sprzęt jest lepszy).
Jak łatwo się domyślić, czasami wychodzi z tego niezła rzeźnia. Przez godzinę jesteśmy zafascynowani możliwościami takich nauszników, później kilka dni katujemy różne nagrania, odkrywając je na nowo, a potem bardzo często przychodzi taki moment, kiedy nabieramy ochoty na powrót do normalności. To znaczy do dźwięku gorszego, ale łatwiejszego w odbiorze? Nie, nie do końca to mam na myśli, ale na dłuższą metę kontakt z taką aparaturą do prześwietlania nagrań jest po prostu męczący. Chciałoby się połączyć te wyczynowe cechy z czymś, co będzie stanowiło dla nich przeciwwagę - przyjemną barwą, spójnością, gładkością, wysoką kulturą grania i umiejętnością podania słuchaczowi muzyki w całości, a nie w kawałkach. Myślicie, że to przypadek, że właściciele hi-endowych nauszników tak wysoko cenią sobie wzmacniacze słuchawkowe potrafiące to i owo ocieplić, w tym konstrukcje lampowe, hybrydy i wszelkiego rodzaju tranzystory pracujące w czystej klasie A? Rozwiązaniem może być znalezienie luksusowych słuchawek idących w stronę łagodności i szeroko pojętej muzykalności, bo takich oczywiście też na rynku nie brakuje, ale tu jest jeden problem - jeśli pójdziemy w tym kierunku, prawie na pewno będziemy musieli za to zapłacić odczuwalnie gorszą dynamiką i słabszą rozdzielczością. Nie ma cudów - albo w lewo, albo w prawo.
Wybaczcie ten przydługi wstęp, ale bez niego nijak nie uda mi się odpowiedzieć na pytanie, czy HE-R10P są słuchawkami wyjątkowymi, a jeśli tak, to na czym owa wyjątkowość polega. Rozwiązania pierwszej zagadki chyba już się domyśliliście. Tak, HiFiMAN stworzył nauszniki, które moim zdaniem są absolutnie wybitne. W mojej ocenie nie są bowiem kolejnymi hi-endowymi słuchawkami, które kolekcjonerzy posiadający już kilka lub kilkanaście takich nauszników będą mogli postawić na półce, traktując je na równi z takimi perełkami jak Audeze LCD-5, Audio-Technica ATH-ADX5000, Sennheiser HD 820, Focal Utopia czy Final Audio Design D8000. One są jeszcze lepsze. Dlaczego? Jeśli przeczytaliście ten rozdział od początku, na pewno już wiecie - HE-R10P łączą w sobie wszystko, co tylko moglibyśmy sobie wymarzyć. Na dodatek robią to w tak naturalny, niewymuszony sposób, że w pierwszej chwili człowiek zastanawia się, dlaczego inne słuchawki tak nie grają. Ba! Dlaczego wszystkie tak nie grają?! Przecież wydaje się to takie proste...
HiFiMAN-om wychodzi to jakby od niechcenia. Możemy wziąć na celownik dowolny aspekt prezentacji, analizować go długimi godzinami, przyglądać się brzmieniu przez niewidzialny mikroskop, a konkluzja zawsze będzie taka sama - jest idealnie. Podczas, gdy my głowimy się, jak do diaska zespołowi Fanga Biana udało się stworzyć takie cudeńko - na dodatek w taki dziwny, mało elegancki sposób, bo na bazie innego modelu i z późniejszymi modyfikacjami - HE-R10P nic sobie z tego nie robią, grając wciąż tak wybitnie, jakby inaczej nie potrafiły i w gruncie rzeczy zastanawiały się nad tym, co będą robiły w czasie wolnym, gdy skończymy już te swoje nudne odsłuchy i schowamy je do pudełka. Może przeczytają nową książkę Remigiusza Mroza albo obejrzą czwarty sezon "Stranger Things"? Niezależnie od tego, co chcemy z nimi zrobić, do czego je podłączymy i jakim repertuarem je potraktujemy, one nie widzą w tym żadnego wyzwania. Zupełnie jakby znały swoją wartość i wiedziały, że poradzą sobie ze wszystkim, że z każdej potyczki wyjdą z tarczą.
Najbardziej nieprawdopodobne nie jest nawet to, jaki poziom te słuchawki osiągają na przykład w dziedzinie dynamiki czy rozdzielczości albo jakie cuda potrafią wyprawiać z basem czy przestrzenią, ale to, w jaki sposób łączą ogień z wodą. Dla jednych będzie to tylko wisienka na torcie, dla innych - cecha najlepiej świadcząca o ponadprzeciętnej wartości HE-R10P. Wymagacie wyczynowej przejrzystości, ale sięgnęliście po nagranie, które jest ciemne, gęste i polane miodem? Nie ma sprawy. Dostaniecie wyczynową przejrzystość, i to obok dwudziestu innych rzeczy, o których można by było napisać osobny akapit. Sięgniecie po nagranie nasycone detalami, ale trochę wyostrzone i nieprzyjemne? HE-R10P pokażą, że o zawartym na nim planktonie jeszcze niewiele wiedzieliście, że wcześniej poznaliście tylko połowę historii, ale dla równowagi zaczną czarować basem i średnicą. Długo zastanawiałem się, czy użyć takich słów, dlatego przed publikacją recenzji postanowiłem poczekać, ochłonąć, przeanalizować sprawę na chłodno. Ale dwa tygodnie po odesłaniu słuchawek dystrybutorowi wciąż mnie trzymało, więc napiszę to - w życiu jeszcze nie zetknąłem się z tak wszechstronnymi, elastycznymi i dopieszczonymi w każdym calu słuchawkami. Nie uważam się za największego eksperta w tej dziedzinie, ale też zdaję sobie sprawę z tego, że widziałem i słyszałem wiele, a mimo to w trakcie testu HE-R10P nie miałem wątpliwości, czy spośród wszystkich nauszników, jakie miałem okazję umieścić na głowie, postawiłbym je na pierwszym miejscu. Tak, zdecydowanie.
Kiedy HiFiMAN zaprezentował pierwszą wersję opisywanych słuchawek, byłem przekonany, że doszło do jakiejś pomyłki. Raz, że z zewnątrz nauszniki te wyglądały identycznie jak HE-R10D, a dwa, że były od nich niemal pięciokrotnie droższe. Nie ma to jak stworzyć ładny hełmofon z drewnianymi muszlami i przetwornikami dynamicznymi, następnie wywalić te drugie, a na ich miejsce wstawić jednostki planarne, swoją drogą zapożyczone z innego modelu, następnie krzyknąć za ten cud techniki taką cenę, żeby wszyscy zaczęli się zastanawiać, o co chodzi, a potem jeszcze zmodyfikować tę konstrukcję, nie zmieniając jednak jej oznaczenia, doprowadzając do sytuacji, w której obok siebie funkcjonują dwa modele o identycznych symbolach. Brzmi jak nieśmieszny żart, prawda? Kiedy jednak osobiście zmierzyłem się z najnowszym wcieleniem HE-R10P, szybciutko zmieniłem zdanie, a kiedy pakowałem je do pudełka, aby następnego dnia wyruszyły w podróż do dystrybutora, wiedziałem, że są to najbardziej wszechstronne słuchawki, z jakimi kiedykolwiek miałem do czynienia. Ich brzmienie jest tak uniwersalne, piękne i dopieszczone w najdrobniejszych szczegółach, że aż nie wiadomo, od czego zacząć. Od papierowo-drewnianej barwy? Od przestrzeni, która jest tak trójwymiarowa i swobodna, jakby były to jedne z najlepszych słuchawek otwartych na rynku? Od tego, w jaki sposób HiFiMAN-y potrafią połączyć rozdzielczość z muzykalnością? Myślę, że każdy będzie miał swój typ, ale trudno mi sobie wyobrazić, że jakiś doświadczony meloman mógłby po krótkim odsłuchu odłożyć HE-R10P i powiedzieć, że nie widzi, a raczej nie słyszy w nich nic wyjątkowego.
Brzmienie HE-R10P jest tak uniwersalne, piękne i dopieszczone w najdrobniejszych szczegółach, że aż nie wiadomo, od czego zacząć. Od papierowo-drewnianej barwy? Od przestrzeni, która jest tak trójwymiarowa i swobodna, jakby były to jedne z najlepszych słuchawek otwartych na rynku? Od tego, w jaki sposób HiFiMAN-y potrafią połączyć rozdzielczość z muzykalnością?Tak naprawdę jedynym dyskusyjnym, jeśli w ogóle można tak powiedzieć, elementem jest właśnie średnica, bowiem tu czai się odrobina przyjemnego, papierowego, wręcz drewnianego ciepła. Jest to tylko detal, ozdoba, wisienka na torcie, która moim zdaniem jest w tej całej kompozycji bardzo potrzebna, a jej brak mógłby pchnąć brzmienie w stronę studyjnej suchości. Można więc odnieść wrażenie, że nie jest to żaden przypadek. Konstruktorzy HiFiMAN-a doskonale wiedzieli, co robią, strojąc opisywane nauszniki tak, aby zadowoleni byli zarówno zwolennicy delikatnego odejścia w klimaty lampowo-analogowe, jak i audiofile szukający bezwzględnej przezroczystości. Ci drudzy zapewne dojdą do wniosku, że owo delikatne ocieplenie średnicy można pominąć, a pierwsi będą usatysfakcjonowani, choć prawdopodobnie i tak zaczną już myśleć o uzupełnieniu HE-R10P jakimś ekstrawaganckim wzmacniaczem lampowym. Moim zdaniem wilk syty i owca cała, ale fakt - jest to jakieś odstępstwo od neutralności, co tworzy pole do dyskusji, a dla niektórych będzie też oznaczało, że HiFiMAN-owi jednak nie udało się stworzyć nauszników idealnych (a było tak blisko...). Może to tylko moje przeczucie, ale wydaje mi się, że za owo ocieplenie odpowiadają drewniane osłony muszli HE-R10P. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że gdyby zostały one wykonane na przykład z włókna węglowego, papierowe zabarwienie średnicy stałoby się przeszłością i jedyny "kontrowersyjny" element układanki moglibyśmy z czystym sumieniem wykreślić. Jednak nawet gdyby tak się stało i w katalogu HiFiMAN-a pojawiłaby się kolejna bliźniacza konstrukcja, osobiście chyba wciąż wolałbym HE-R10P. Nawet na tak wysokim poziomie jakościowym nie poświęciłbym muzykalności w imię neutralności. Obudowy nauszników wykonane z innego materiału mogłyby natomiast pozytywnie wpłynąć na wizerunek tych słuchawek. Nie byłyby wówczas tak podobne do HE-R10D. No, ale... Wiadomo, że nie mamy tu do czynienia z firmą, która uparcie trzyma się jednego schematu działania i pozostaje głucha na opinie klientów. Jeśli w niedalekiej przyszłości zobaczymy słuchawki bazujące na HE-R10P, ale znów leciutko zmodyfikowane, z innymi osłonami muszli, nie będę nawet musiał ich testować. Dla ortodoksyjnych audiofilów będzie to po prostu brzmieniowy ideał.
Budowa i parametry
HiFiMAN HE-R10P to wokółuszne słuchawki zamknięte wykorzystujące przetworniki planarne z technologią Topology Diaphragm, zainspirowana pracą doktorską założyciela firmy, Fanga Biana. HiFiMAN twierdzi, że staranne uformowanie struktury powierzchni cienkiej membrany pozwala otrzymać parametry akustyczne nieosiągalne standardowymi metodami. Po obu stronach membrany umieszczono akustycznie "niewidzialne" magnesy Stealth Magnets, których unikalny kształt zapewnia bezkolizyjne przechodzenie fali dźwiękowej do naszego ucha i brak zakłóceń, które występowałyby przy magnesach o standardowej budowie. Producent twierdzi, że technologia ta radykalnie zmniejsza turbulencje i dyfrakcje fal dźwiękowych, czyli ich rozproszenie, które pogarszają jakość dźwięku docierającego do naszych uszu. Umieszczenie płaskiego przetwornika wewnątrz dużej, drewnianej muszli wykonanej z litego drewna wiśniowego ma zapewniać bezprecedensową przestrzeń i "oddech". W spłaszczonych obudowach zamkniętych dźwięk emitowany jest bezpośrednio z boku głowy. Muszle opisywanych słuchawek są wewnątrz puste, co tworzy komorę, w której dźwięk może swobodnie rezonować. Miękkie pady, obszyte na zewnątrz wysokiej jakości jagnięcą skórą, a od wewnątrz wykończone miękkim materiałem zapobiegającym poceniu się skóry, zostały wypełnione pianką z pamięcią kształtu. Firma zapewnia, że poduszki ustawiono pod kątem, który zapewnia najlepsze możliwe dopasowanie do anatomii ucha zewnętrznego oraz izolację od dźwięków z zewnątrz. Do wykonania muszli wykorzystano precyzyjną technologię CNC oraz aluminium klasy lotniczej. HE-R10P zawierają niezwykle wydajne planarne przetworniki magnetyczne blisko spokrewnione lub wręcz identyczne z tymi, które znajdziemy w modelu Susvara. HiFiMAN określa tę jednostkę mianem Zero Distortion Driver, a to dlatego, że generowane przez nią zniekształcenia znajdują się poza skalą nawet najczulszych urządzeń pomiarowych. Poza ultracienką, niewidoczną dla ludzkiego oka membraną ważną rolę w całości odgrywa napylona na nią cewka o grubości mniejszej niż jeden mikrometr. Zapewnia to szybką reakcję membrany na impuls prądowy. Efektem ubocznym jest możliwość wysterowania opisywanych nauszników praktycznie dowolnym urządzeniem z wyjściem słuchawkowym. HiFiMAN twierdzi, że HE-R10P z łatwością napędzi zarówno stacjonarny wzmacniacz, jak i odtwarzacz przenośny. Aby zapewnić kompatybilność z najszerszym zakresem źródeł, do słuchawek dołączono trzy wysokiej jakości kable z monokrystalicznej miedzi w czarnym, nylonowym oplocie - z wtykiem 3,5 mm (1,5 m), 6,3 mm (3 m) oraz zbalansowany kabel z gniazdem XLR (3 m).
Werdykt
Wierzcie lub nie, ale naprawdę długo zwlekałem z publikacją tego testu, obawiając się, że znalazłem się w potrzasku, bo tak czy inaczej wyjdę na błazna. Jeśli zacznę wychwalać te słuchawki pod niebiosa, pomyślą tak o mnie ci, którzy ich nie słuchali ani nawet nie widzieli, a jeśli nie napiszę wprost, że to najlepsze nauszniki, jakie miałem okazję testować, będzie tak miała prawo pomyśleć garstka osób, które miały do czynienia zarówno z nimi, jak i z większością dostępnych na naszych rynku hi-endowych słuchawek. Zakończę więc inaczej. Gdybym nie musiał przejmować się wydatkami, prawdopodobnie nie kupiłbym HE-R10P, tylko pięć lub dziesięć par innych nauszników. Wybrałbym takie, aby każdy model oferował coś innego, gwarantował doznania nieco innego rodzaju, najlepiej sprawdzał się w innym gatunku muzycznym i pasował do innych wzmacniaczy słuchawkowych, których pewnie też miałbym wówczas w pytę. Gdybym jednak musiał wybrać jedne nauszniki, wiedząc, że cena mnie nie ogranicza, ale powiększanie kolekcji nie wchodzi w grę, zamówiłbym właśnie HE-R10P. I to bez wahania. A czy ekipie Fanga Biana udało się stworzyć takie cudo przez przypadek? Czy był to eksperyment, szczęśliwy splot wydarzeń, czy może przemyślana, zaplanowana akcja? Tego nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem, ale czy ma to jakiekolwiek znaczenie? Liczy się tylko to, że narodziło się coś wyjątkowego. Słuchawki ekstremalnie drogie, ale też niewiarygodnie dobre. Moim zdaniem do tego stopnia, że nawet doświadczeni audiofile nie narzekaliby, gdyby dowiedzieli się, że jedynymi nausznikami, jakie będą mieli do końca życia, będą właśnie HiFiMAN-y HE-R10P.
Dane techniczne
Typ słuchawek: zamknięte, wokółuszne, magnetostatyczne
Technologie: Zero Distortion Driver, Topology Diaphragm, Stealth Magnets
Pasmo przenoszenia: 10 Hz - 60 kHz
Impedancja: 30 Ω
Skuteczność: 100 dB
Masa: 460 g
Cena: 29995 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
Nagroda
Komentarze