Stax SR-L700 MkII + SRM-700T
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Tomasz Karasiński
Firma Stax została założona w 1938 roku jako Showa Koon Kogyo. Początkowo była związana z projektami realizowanymi dla wojska, a później zajęła się sprzętem radiowym i gramofonami. Pierwszy mikrofon pojemnościowy pojawił się w jej katalogu w 1950 roku, a niedługo potem dołączyło do niego także kilka wariantów wkładek i ramion gramofonowych. Prawdziwym przełomem był jednak zaprezentowany w 1959 roku, a wprowadzony do sprzedaży rok później model oznaczony symbolem SR-1. Tym razem nie był to ani mikrofon, ani gramofon, ale coś, z czego japońska firma znana jest do dziś - słuchawki elektrostatyczne. Wyglądały jak na owe czasy kosmicznie, a brzmiały podobno jeszcze lepiej. Ze względu na nietypową konstrukcję przetworników i ich wysokie wymagania prądowe do kompletu od razu zaproponowano klientom specjalne wzmacniacze, zwane również energizerami - SRA-4S, SRA-6S oraz SRD-1. W 1963 roku oficjalnie powstaje marka Stax, a nazwa firmy zostaje zmieniona na Stax Industry. Co ciekawe, w owym czasie słuchawki elektrostatyczne nie zrobiły jeszcze tak dużej kariery, aby inżynierowie mogli skupić się wyłącznie na nich, dlatego równolegle rozwijano produkcję gramofonów.
"Jedynki", choć niewątpliwie imponujące, cierpiały na kilka chorób wieku dziecięcego, dlatego w 1968 roku zaprezentowano model SR-2, który później zastąpił - tak, zgadliście - SR-3. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych wprowadzono modele SR-Sigma i SR-Lambda, a także wzmacniacz SRM-1. W 1981 roku nauszniki SR-Lambda zostały wyróżnione przez organizację International Audio Review (IAR), zbierając pochwały od wielu międzynarodowych biznesmenów z branży i aprobatę wymagających audiofilów. Jak to bywa z wieloma japońskimi firmami, Stax nie osiadł na laurach i w dalszym ciągu poświęcał się pracom nad czymś innym niż słuchawki. Nie dość, że oferował wzmacniacze, gramofony i przetworniki cyfrowo-analogowe, to jeszcze po przeprowadzce do większej fabryki w 1982 roku wyraźnie zwiększył ich produkcję. W 1985 roku wprowadzono słuchawki z dwukrotnie większym napięciem polaryzacji membrany (580 zamiast 230 V), a rok później świat ujrzał pierwszy odtwarzacz płyt kompaktowych Staxa, model CD-Quattro, do którego niebawem miał dołączyć 20-bitowy przetwornik C/A.
Wydawałoby się, że wszystko szło świetnie, ale najwyraźniej Japończycy próbowali złapać za ogon zbyt wiele srok, bowiem w tym momencie ciąg ciekawych premier się urywa, a kolejna wzmianka z firmowego kalendarza pochodzi z listopada 1995 roku, kiedy to przedsiębiorstwo Stax Industry zawiesiło swą działalność. Na szczęście szybko znalazł się nowy właściciel i już w 1996 roku firma wróciła na mapę, tym razem koncentrując się wyłącznie na słuchawkach. W sprzedaży pojawiło się wiele modeli, które dziś uchodzą już za kultowe, w tym SR-007Mk2 i współpracujące z nimi wzmacniacze SRM-007tII, SRM-717 i SRM-727II. W 2011 roku nastąpiła kolejna transformacja kapitałowa i biznesowa. Ze Staxem związała się Manposha, firma zatrudniająca około 3000 pracowników, notowana na giełdzie towarowej w Shenzhen. W 2012 roku zaprezentowano model SR-009, mający być nowym wzorcem nauszników elektrostatycznych. W 2018 marka świętowała swoje osiemdziesiąte urodziny. Z tej okazji wprowadzono na rynek trzy modele - wzmacniacz SRM-353X BK, topową edycję specjalną SR-009BK oraz przystępne cenowo słuchawki SR-300 Limited. W tym samym roku zaprezentowany został także topowy wzmacniacz SRM-T8000.
Obecna oferta Staxa jest dość zróżnicowana, aczkolwiek próżno szukać tu tanich słuchawek bezprzewodowych. To po prostu nie ten adres. Stax nie przejął się nawet rosnącą popularnością nauszników planarnych, stawiając na elektrostaty, które mogą być średnio drogie, bardzo drogie lub ekstremalnie drogie. Szczytową pozycją jest model SR-X9000 z najnowszą generacją elektrod MLER-3. Nieco niżej plasuje się poprawiona wersja wspomnianego wyżej modelu SR-009, teraz z dopiskiem "S". Kolejną propozycją jest potomek słynnej Omegi, dostępny zresztą w dwóch odmianach - SR-007Mk2 oraz SR-007A. Środek oferty okupują trzy modele mające korzenie w dawnej linii Lambda - SR-L300, SR-L500Mk2 i SR-L700Mk2. Najmniejszą konstrukcją są dokanałowe SR-003 MKII, również polaryzowane napięciem 580 V.
Ponieważ mamy do czynienia z ciekawą manufakturą, która ma swoich wiernych fanów, prawdopodobnie zaraz pojawią się głosy, że to nie do końca tak, że opisy na stronie dystrybutora są niekompletne, a na jakimś japońskim forum znajduje się drzewo genealogiczne, z którego wynika, że SR-007Mk2 tak naprawdę nie jest spadkobiercą Omegi. Jeżeli ktoś na bieżąco śledził wydarzenia ze świata Staxa, z całą pewnością jest w tej materii mądrzejszy ode mnie. Sedno sprawy jest jednak bajecznie proste - podobnie jak w świecie elektrostatycznych zestawów głośnikowych niekwestionowanym liderem jest Martin Logan, tak na rynku słuchawek synonimem elektrostatów jest Stax. Do tego stopnia, że inne firmy niespecjalnie próbują mu ten tytuł odebrać. Sennheiser wypuścił koszmarnie drogi zestaw Orpheus HE 1, Audeze pokazało model CRBN, ale zdecydowana większość, chcąc stworzyć coś innego niż nauszniki dynamiczne, idzie raczej w przetworniki planarne lub ewentualnie wstęgowe. Jest tylko jeden szkopuł - choć zasada działania może byc podobna, wielu melomanów uważa, że prawdziwym elektrostatom nic nie może się równać. Czy to prawda?
Wygląd i funkcjonalność
Dlaczego z aktualnego katalogu Staxa wybrałem do testu akurat słuchawki SR-L700 MkII i wzmacniacz SRM-700T? Powodów jest kilka. Po pierwsze, jest to jedna z najnowszych konstrukcji japońskiej firmy, więc chociażby z tego powodu warto przyjrzeć jej się bliżej. Po drugie, SR-L700 MkII wydały mi się zwyczajnie fajne. Prezentują się nad wyraz oryginalnie, na pierwszy rzut oka pachną wręcz ekstremalnym hi-endem. Po trzecie, kosztują 8299 zł. Nie jest to kwota, którą uzbierałbym z zaskórniaków upychanych po kieszeniach i w samochodowym schowku, ale w tym przedziale cenowym znalezienie bardziej odjazdowych słuchawek działających na zupełnie innej zasadzie niż modele dynamiczne i planarne będzie niezwykle trudne. Skoro jednak mówimy o pieniądzach, warto wspomnieć o tym, że w katalogu Staxa znajdziemy również bliźniaczo podobne SR-L500 MkII i SR-L300, które kosztują odpowiednio 4399 i 2499 zł. I tak, są to pełnoprawne, stuprocentowe elektrostaty. O ile "trzysetki" mają ewidentnie uproszczoną konstrukcję, o tyle przyglądając się zdjęciom "pięćsetek" i "siedemsetek", nie zaobserwowałem właściwie żadnych istotnych różnic. Domyślam się, że kryją się one wewnątrz muszli, ale tak czy inaczej dwa i pół albo niecałe cztery i pół tysiąca złotych za elektrostatyczne nauszniki, które wyglądają jak sprzęt za miliony monet? To musi kusić klientów i jest to dobra wiadomość, ponieważ wydawało się, że cenowa przepaść między Staxami a tańszymi słuchawkami planarnymi i wstęgowymi będzie się tylko powiększać, a tu proszę - pozytywne zaskoczenie.
PORADNIK: Jak wybrać słuchawki
Problem jest oczywiście taki, że żadnym elektrostatom do szczęścia nie wystarczy zwykłe gniazdo słuchawkowe. Może być duże, mocne, zbalansowane, złote, ale to tak nie działa. Potrzebne jest urządzenie zwane energizerem, które nie tylko pełni rolę wzmacniacza, ale jednocześnie zapewnia napięcie niezbędne do spolaryzowania membrany. W tym przypadku jest to 580 V i takiego napięcia potrzebują wszystkie trzy wspomniane wyżej modele. Chcąc zaopatrzyć się w energizer, naturalnie nie mamy zbyt dużego wyboru - zostają nam urządzenia Staxa. Na polskim rynku dostępne są cztery modele - SRM-400S (7999 zł), SRM-500T (9199 zł) oraz bliźniaczo podobne SRM-700S i SRM-700T, różniące się tym, że pierwszy jest tranzystorowy, a drugi hybrydowy, ale dostępne w tej samej cenie - 18899 zł. Wszystkie wymienione energizery oferują napięcie polaryzacji 580 V, więc teoretycznie wszystko powinno pasować do wszystkiego. Na upartego można nawet połączyć ze sobą budżetowe SR-L300 i SRM-700S, tworząc system, w którym koszt słuchawek stanowi niewiele ponad 10% całości.
Rozsądek podpowiada, że do SR-L700 MkII najlepszym wyborem będzie SRM-500T, jednak wszystko wskazuje na to, że jest to błąd, ponieważ nauszniki te znacznie częściej pojawiają się w towarzystwie SRM-700S lub SRM-700T. Na stronie polskiego dystrybutora różne modele Staxa są łączone w zestawy i, co odrobinę mnie zaskoczyło, SR-L700 MkII w nie są tu łączone z żadnym innym energizerem. Taka kombinacja z jakiegoś powodu nie występuje. Czy można kupić oba modele osobno? Oczywiście, że tak. Czy taki system będzie działał? Jak najbardziej. Importer wysyła nam jednak wyraźny sygnał, że nie jest to rekomendowane. Tu pojawia się kolejna wątpliwość. Skoro i tak mamy wydać 23999 zł na system słuchawkowy, równie dobrze można dopłacić cztery tysiące złotych i wziąć taki sam energizer z nausznikami SR-007 MkII albo SR-007A? No ale w świecie hi-fi tak to już jest - zawsze będą jakieś pokusy, po każdym zakupie prędzej czy później zaczną nam się marzyć jeszcze lepsze słuchawki albo bardziej srebrne kable... Ot, ciężkie i pełne dylematów życie audiofila.
Wydawałoby się, że zarówno słuchawki, jak i wzmacniacz otrzymamy w eleganckich opakowaniach, a może nawet czymś w rodzaju wyściełanego sztucznym futrem kuferka. Japończycy wybrali jednak rozwiązanie ekologiczne - zwyczajny karton, który w przypadku nauszników jest czarny, a energizera - brązowy. Równie skromnie wygląda wyposażenie dodatkowe. W zestawie z SR-L700 MkII otrzymujemy właściwie tylko przewód, który jest akurat bardzo fajny - długi, spłaszczony, elastyczny, stosunkowo lekki, po prostu wygodny w codziennym użytkowaniu. Jego wtyczka została zabezpieczona plastikową nakładką, co pokazuje, że producent potrafi zadbać o detale. Klienci zapewne poczuliby się jednak bardziej dopieszczeni, gdyby w opakowaniu znalazło się coś jeszcze. Miłym dodatkiem byłby stojak lub chociażby pokrowiec na ten dość nietypowy hełmofon. Słyszałem, że akcesoria te są dostępne, ale trzeba za nie zapłacić osobno. Nie udało mi się jednak znaleźć ich ani na stronie producenta, ani w sieci sklepów należącej do dystrybutora, więc prawdopodobnie trzeba będzie tutaj radzić sobie we własnym zakresie. Może nie ma tego złego, bo w sieci można znaleźć całą masę pomysłowych stojaków i prawdopodobnie wyjdziemy na tym lepiej, niż gdybyśmy mieli za to płacić Japończykom. W pudełku od SRM-700T znajduje się osobny kartonik z akcesoriami, w którym znajdziemy dwa przewody - szarą sieciówkę i całkiem gruby interkonekt z plastikowymi wtyczkami. Szału nie ma, ale przynajmniej dostajemy pakiet startowy, dzięki któremu nie będziemy musieli od razu po rozpakowaniu sprzętu zasuwać do sklepu po kable za kilka stówek.
SR-L700 MkII prezentują się wspaniale, na co składa się moim zdaniem kilka czynników, takich jak rozmiar, oryginalny wygląd czy prześwitujące spod charakterystycznej kratownicy przetworniki. Od razu widać, że nie są to nauszniki jak każde inne. Muszle są gigantyczne. Nawet jeśli macie nieprzeciętnie duże małżowiny, nawet jeśli jesteście przyzwyczajeni do użytkowania hi-endowych słuchawek planarnych, powinniście być usatysfakcjonowani albo wręcz pozytywnie zaskoczeni. Spodobał mi się również system regulacji pałąka, w którym skórzany pasek nie rozciąga się sam, ale jest przymocowany do dwóch suwaków, które pracują z dość dużym oporem i wyraźnie klikają, zatrzaskując się w wybranej pozycji. Można je oczywiście przesunąć nawet jednym palcem, ale nie ma siły, aby stało się to przez przypadek.
Potężne muszle są zawieszone w taki sposób, że mają naprawdę spory zakres ruchu w każdą stronę. Słuchawki nie złożą się na płasko, ale na upartego można nawet obrócić muszle o dziewięćdziesiąt stopni na boki i odłożyć nauszniki na biurko w taki sposób, że obie nausznice są skierowane padami w kierunku podłoża, jedna obok drugiej, a nad nimi elegancko stoi sobie pałąk. Niezwykle porządne są też gniazda i wtyczki z trzema złoconymi pinami. Poduchy nie są przesadnie grube, ale podobnie jak pasek stykający się z głową zostały obszyte naturalną skórą jagnięcą, dzięki czemu są cudownie miłe w dotyku. Można je także łatwo zdemontować, więc jeśli po dłuższym użytkowaniu zwyczajnie się zużyją, nie powinniśmy mieć problemów z ich wymianą. Ani jagnięca skóra ani otwarta konstrukcja nie zmienia to jednak faktu, że SR-L700 MkII trochę grzeją w głowę.
Producent informuje, że w porównaniu ze starszymi modelami ulepszono tu wiele elementów, takich jak chociażby widełki pałąka będące jednym z niewielu metalowych elementów całej konstrukcji. No właśnie - jeśli można tu na coś ponarzekać, to chyba tylko na to, że widać tutaj mocną dominację tworzywa sztucznego, co samo w sobie nie jest złe, ale sprawia, że po założeniu na głowę słuchawki nie są idealnie ciche. Coś tam skrzypnie, a czasami nawet pyknie. Obstawiam, że te odgłosy uspokoją się, kiedy wszystkie części trochę sobie już popracują, dotrą się, może nawet delikatnie rozejdą, a ponieważ mamy do czynienia z naprawdę dużym przedmiotem, w żadnym momencie nie powinniśmy odnieść wrażenia, że jest to jakaś tania zabawka. Jak to u Japończyków, jakość wykonania stoi na niesłychanie wysokim poziomie.
Podobnie jak w przypadku słuchawek, do jakości wykonania SRM-700T właściwie nie sposób się przyczepić. Wzmacniacz wygląda, jakby wyjechał prosto z komputerowej symulacji. Pod wieloma względami jest wręcz perfekcyjny.SRM-700T jest urządzeniem sporym, ale utrzymanym w typowo biurkowym formacie. Jego obudowa wydaje się nieproporcjonalnie długa, ale w większości systemów właśnie taki kształt będzie najkorzystniejszy. Uwagę przyciąga szara pokrywa, która nie dość, że została pokryta otworami wentylacyjnymi, to jeszcze otrzymała charakterystyczne bąble nad lampami. Wygląda to nietuzinkowo, a do tego od razu wiemy, że mamy do czynienia ze wzmacniaczem, w którym zastosowano próżniowe bańki (a dokładnie parę podwójnych triod 6SN7). Na grubym, aluminiowym panelu frontowym umieszczono tylko mechaniczny włącznik, dwa gniazda słuchawkowe w typowym dla Staxa formacie i duże pokrętło regulacji głośności. Ach, jest tu jeszcze kilka kolorowych LED-ów, ale jaki wpływ mamy na to, co pokazują? Odpowiedź kryje się z tyłu, ponieważ zobaczymy tu nie tylko gniazda, ale też dwa pokrętła, z czego jedno służy do wyboru gniazda wejściowego, a drugie do ewentualnego ominięcia wbudowanej regulacji głośności. To całkiem ciekawe rozwiązanie. Zakładając, że SRM-700T zostanie podłączony do streamera z regulowanym wyjściem, będziemy mogli zapomnieć o kręceniu gałką, ustawiając poziom wysterowania za pomocą suwaka w aplikacji serwisu strumieniowego. Co ważne, do dyspozycji mamy również wyjście RCA, dzięki któremu SRM-700T będziemy mogli wpiąć w dowolny system, na przykład pomiędzy źródło a wzmacniacz zintegrowany napędzający kolumny głośnikowe.
Co do wyboru wejścia, podejrzewałem, że umieszczenie selektora z tyłu zostało podyktowane brakiem możliwości jednoczesnego podpięcia kabli XLR i RCA, ale niczego takiego w instrukcji obsługi nie znalazłem. Czasami producent wyraźnie zaznacza, że pokrętło owszem służy do wyboru jednej z opcji, co jednak nie oznacza, że możemy mieć na stałe podłączone dwa źródła i używać ich wymiennie. Tutaj powinno to być możliwe. Dlaczego zatem utrudniać użytkownikom życie, montując wybierak na zapleczu? Mogę się tylko domyślać, że było to podyktowane chęcią skrócenia ścieżki sygnałowej. Nietypowe jak na japoński sprzęt jest trójbolcowe gniazdo zasilające, ale na tym nie koniec, bo tuż obok niego znalazł się także osobny zacisk opisany jako "GND".
Podobnie jak w przypadku słuchawek, do jakości wykonania SRM-700T właściwie nie sposób się przyczepić. Wzmacniacz wygląda, jakby wyjechał prosto z komputerowej symulacji. Pod wieloma względami jest wręcz perfekcyjny. A czy cena jest usprawiedliwiona? Cóż, pewnie nie. Mam nawet takie podejrzenie, że Stax utrzymuje ceny swoich słuchawek na rozsądnym (no, powiedzmy) poziomie, aby można było potraktować je jako alternatywę dla porównywalnych modeli dynamicznych i planarnych, ale później odbija to sobie na energizerach. W tym momencie można wkroczyć z argumentem, że żadne nauszniki nie zagrają same, a do tych dynamicznych i planarnych także trzeba dokupić osobny wzmacniacz. Hmm - i tak, i nie. Niektórzy dysponują bowiem streamerami, przetwornikami lub nawet wzmacniaczami zintegrowanymi wyposażonymi w tak dobre wyjście, że przynajmniej do pewnego momentu sprawę mają załatwioną. Inna sprawa, że gdybyśmy chcieli kupić wzmacniacz słuchawkowy, to do 6000-8000 zł znajdziemy wiele bardzo, ale to bardzo dobrych propozycji, a w okolicach dwudziestu tysięcy kupimy już maksymalny wypas, na przykład coś w stylu Passa HPA-a, Pathosa InPol Ear albo Cayina HA-300. Wiem, że żaden z nich nie napędzi elektrostatów, ale patrząc na to z drugiej strony, SRM-700T także nie został wyposażony w standardowe wyjście, do którego moglibyśmy podłączyć normalne nauszniki. Tylko czy ktokolwiek by z niego skorzystał? Nikt normalny nie kupi energizera Staxa tylko po to, aby robił za wzmacniacz dla klasycznych słuchawek. Fani japońskiej marki twierdzą natomiast, że ten, kto ma już Staxy, nigdy nie zainteresuje się żadnymi innymi nausznikami. Pora to sprawdzić.
Brzmienie
Ilekroć testuję nauszniki, w których dźwięk emitowany jest przez cieniutką folię, a nie klasyczną membranę z centralnie zamontowaną cewką umieszczoną w polu magnetycznym, wpadam w pewną pułapkę własnego myślenia i oczekiwań względem jakości i charakteru brzmienia. Wydawałoby się bowiem, że wykorzystanie takich przetworników - wszystko jedno, czy membrana ma naniesione ścieżki, czy przyłożone jest do niej wysokie napięcie, czy może są do niej przyklejone cienkie jak włos druciki, a całość jest zwinięta w harmonijkę - pozwoli nam przeskoczyć na kolejny poziom, szczególnie w takich dziedzinach jak szybkość, rozdzielczość, dynamika, stereofonia i szeroko pojęty realizm prezentacji. Człowiek podświadomie spodziewa się, że odsłuch będzie prawdziwie ekscytującym przeżyciem, czymś w rodzaju przejażdżki wyścigowym autem lub skoku ze spadochronem. Kiedy okazuje się, że słuchawki mają inne usposobienie, można poczuć pewne rozczarowanie, ale zaakcentuję to po raz kolejny - jest to spowodowane tylko i wyłącznie naszym wyobrażeniem o tym, jak będą grały przetworniki skonstruowane w taki, a nie inny sposób. Jeżeli uwolnimy się od tego obciążenia, zaczniemy odkrywać to brzmienie od nowa, tym razem doceniając jego największe atuty. Z systemem Staxa było podobnie. Doskonale wiedziałem, że wiele modeli planarnych stawia raczej na spójność, płynność i muzykalność niż brutalne uderzenie i dzielenie włosa na czworo. Właściwie za każdym razem, gdy testuję nauszniki planarne, jestem cudownie zrelaksowany. Odsłuch bardziej przypomina rejs niewielką żaglówką po jeziorze w piękny, wiosenny dzień niż spływ pontonem po rwącej, górskiej rzece. W poszukiwaniu ekstremalnych doznań rozglądałbym się raczej za hi-endowymi słuchawkami dynamicznymi, takimi jak Focal Utopia albo Audio-Technica ATH-ADX5000. Mimo tej świadomości coś tam sobie jednak względem Staxów w głowie ułożyłem. W końcu to prawdziwe elektrostaty. Cieniutkie membrany, wysokie napięcie, osobny wzmacniacz warty ponad dwukrotnie więcej niż same nauszniki - będzie szaleństwo, prawda? Odpowiadam - tak, będzie, ale dopiero po kilku, może kilkunastu minutach.
REPORTAŻ: Audio Video Show 2022
Sam nie potrzebowałem zbyt wiele czasu, aby uzmysłowić sobie, że opisywany system nie został stworzony do analizowania nagrań na poziomie subatomowym. Jego brzmienie nie jest nakierowane na skanowanie poczynań artystów, wyławianie najdrobniejszych detali z tła i możliwość wsłuchania się w to, czy przed wejściem do studia wokalista palił papierosa, czy może wypił pół szklanki whisky. Od razu wiadomo, że nie taki cel przyświecał inżynierom Staxa. Ich zadaniem było stworzenie słuchawek dla prawdziwego melomana - sprzętu, z którym można wybrać się na spotkanie z każdą muzyką i czerpać z tego przyjemność tak długo, jak tylko nam się podoba. W tej kategorii SR-L700 MkII i SRM-700T tworzą komplet trudny do pobicia, bez względu na cenę. Ten dźwięk jest fenomenalnie spójny, równy, gładki, pozbawiony wyostrzeń, a nawet delikatnie ocieplony. A dynamika, przejrzystość, szybkość, przestrzeń? Spokojnie, o tych aspektach nie zapomniano, ale sedno sprawy leży gdzie indziej - po chwili przyzwyczajenia zaczynamy chłonąć muzykę w poczuciu takiego błogostanu, że właściwie niczego już nie potrzeba nam do szczęścia.
W moim przypadku trwało to może pięć, najwyżej dziesięć minut. W tym czasie oswajałem się z myślą, że system Staxa nie jest audiofilskim odpowiednikiem Formuły 1, a następnie próbowałem doszukać się jakichś mankamentów, ale jedynym - jeśli tak do tego podejdziemy - jest po prostu przyjęta przez japońskich konstruktorów wizja, konwencja brzmienia niewysilonego, rozluźnionego, idealnie dostosowanego do długich, a nie krótkich sesji odsłuchowych. Jeśli taki układ komuś nie pasuje, jeżeli zależy mu raczej na znalezieniu narzędzia, które skieruje na każdy detal wiązkę oślepiającego światła i pozwoli wgryźć się w nagranie do samych kości, to nie ten adres. Jeżeli jednak szukamy sprzętu, który będzie nam towarzyszył godzinami, czy to podczas wieczornych odsłuchów, czy pracy przy komputerze - to jest to. Jeżeli nie rozumiecie, o czym mówię, pomyślcie o tym, co zwykle robicie, wracając do domu albo budząc się rano w wolny dzień. Wkładacie zakupy do lodówki, prasujecie koszulę na następny dzień, spędzacie czas z rodziną, bierzecie prysznic, dajecie jeść kotu, ćwiczycie, oglądacie film, umawiacie się ze znajomymi? Gwarantuję, że jakikolwiek by ten harmonogram nie był, system Staxa wprowadzi w nim istotne zmiany. Wszystkie codzienne czynności będziecie wykonywali szybciej, a z niektórych prawdopodobnie zrezygnujecie, w myślach ciągle licząc, ile czasu będziecie mogli spędzić z nausznikami na głowie. Dzisiaj tylko dwie godziny? Mało. Toż to się człowiek dopiero rozkręci!
Nie ulega wątpliwości, że w tych słuchawkach jest coś magicznego, ale niestety nie da się tego opisać w kilku zdaniach, a przynajmniej ja nie potrafię tego zrobić. Najkrócej mógłbym napisać, że SR-L700 MkII i SRM-700T zapewniają wybitny poziom muzykalności, ale na czym to dokładnie polega, w jaki sposób inżynierom Staxa udało się osiągnąć ten cel? Tutaj wracamy do charakteru brzmienia i mojej nieudanej misji znalezienia w nim jakichkolwiek istotnych minusów. Gdybym miał na chwilę zapomnieć o tym, jak wielką przyjemność czerpałem z odsłuchu tego zestawu i zamienić się w jego antyfana, powiedziałbym, że dźwięk jest zbyt ciepły, rozlazły, skoncentrowany na średnicy, że brakuje mu werwy, energii, uderzenia, doświetlenia i klarowności, szczególnie w zakresie wysokich tonów, a tak w ogóle za te pieniądze można wymagać zdecydowanie więcej w takich dziedzinach jak neutralność, przejrzystość czy stereofonia. Wydaje mi się jednak, że taka ocena japońskiego zestawu nie byłaby do końca uczciwa. Albert Einstein powiedział kiedyś, że jeśli zaczniemy oceniać rybę pod względem jej zdolności wspinania się na drzewa, to przez całe życie będzie myślała, że jest głupia.
Czy to oznacza, że pewne rzeczy możemy Staxowi po prostu odpuścić? Oczywiście nie, bo nie na tym polega testowanie sprzętu audio, ale żebyśmy się źle nie zrozumieli - to nie jest tak, że SR-L700 MkII i SRM-700T grają dziwnie, prezentują muzykę na swój własny sposób, a dynamika, przejrzystość i stereofonia leżą, kwiczą i są na poziomie budżetowych słuchawek bezprzewodowych. Absolutnie nie. We wszystkich tych dziedzinach japoński komplet prezentuje poziom, który w tym przedziale cenowym można ocenić jako dobry. Tyle tylko, że w wielu innych aspektach wspina się na poziom wybitny. Domyślam się, że dobierając do tych słuchawek tranzystorowy energizer SRM-700S, można pociągnąć brzmienie w stronę studyjnego realizmu. Jak mocno? Niestety nie wiem, bo w czasie przygotowywania tej recenzji "S-ka" była niedostępna. Chcąc zbudować system mniej muzykalny, ale bardziej uniwersalny i przezroczysty, być może zastanowiłbym się nad takim rozwiązaniem. W głębi serca jestem jednak całkowicie kupiony, oczarowany tym, w jaki sposób Japończykom udało się stworzyć słuchawkowy komplet, który w swojej kategorii, w tej konwencji grania po ludzku i dla człowieka, jest właściwie bezbłędny.
Pomyślcie o tym, co zwykle robicie, wracając do domu albo budząc się rano w wolny dzień. Gwarantuję, że jakikolwiek by ten harmonogram nie był, system Staxa wprowadzi w nim istotne zmiany. Wszystkie codzienne czynności będziecie wykonywali szybciej, a z niektórych prawdopodobnie zrezygnujecie, w myślach ciągle licząc, ile czasu będziecie mogli spędzić z nausznikami na głowie. Dzisiaj tylko dwie godziny? Mało. Toż to się człowiek dopiero rozkręci!W tym momencie wracamy do dwóch ważnych kwestii. Po pierwsze, z oczywistych względów opisuję SR-L700 MkII i SRM-700T jako komplet, nierozłączną parę. Nie ma możliwości podłączenia do energizera innych słuchawek, więc nie podejmuję się zgadywać, jaką część tego sukcesu można przypisać nausznikom, a jaką wzmacniaczowi. Dociekliwym pozostaje jedynie sprawdzenie innych modeli Staxa i łączenie ich ze sobą do momentu, w którym być może coś wiążącego uda się ustalić. Aby taka operacja miała jakikolwiek sens, musielibyśmy ściągnąć wszystkie pozycje dostępne w aktualnym katalogu, a z tym jest problem, bo część urządzeń albo już się rozeszła, albo jeszcze nie dotarła. Po drugie, fani Staxa z pewnością będą mieli wiele do powiedzenia zarówno na temat opisywanych słuchawek, jak i towarzyszącego im energizera. Zdążyłem się już zorientować, że SR-L700 MkII są przez nich oceniane raczej pozytywnie, głównie ze względu na istotne poprawki konstrukcyjne. Jeśli natomiast chodzi o warstwę brzmieniową, co i rusz pojawiają się odniesienia zarówno do starszych, jak i nowych, ale droższych modeli Staxa. A że kiedyś to było więcej niskiego basu, a SR-L700 MkII grają bardziej środkiem... A że kiedyś Staxy miały wyraźne podbicie w okolicach 10 kHz, dzięki czemu miało się wrażenie, że wszystkie detale trafiają wprost do mózgu, a teraz pasmo się wyrównało i wysokich tonów jest za mało... Szczerze mówiąc, pod żadnym z tych zarzutów bym się nie podpisał. Brzmi to raczej jak narzekanie kogoś, kto przyzwyczaił się do jednych słuchawek tak mocno, że każde inne są dla niego gorsze. Podczas jednego z ostatnich odsłuchów zacząłem się nawet zastanawiać, czy to brzmienie byłoby lepsze, gdyby jednak było odrobinę odważniejsze, bardziej zadziorne, gdyby odessać z niego odrobinę lampowego ciepła, gdyby niskie tony były trochę niższe i twardsze, góra ciut jaśniejsza, a przestrzeń może nie tyle większa, co bardziej precyzyjna. I co? Doszedłem do wniosku, że niekoniecznie, że tej kompozycji nie należy już ruszać, bo jest pełna, skończona, na swój sposób perfekcyjna. A że jednocześnie jest na tyle charakterystyczna, że nie każdemu przypadnie do gustu? To nawet lepiej, bo od razu wiadomo, czy jest to nasz klimat, czy jednak będziemy szukać dalej.
Budowa i parametry
Stax SR-L700 MkII to słuchawki elektrostatyczne kontynuujące historię modelu SR-Lambda, który zadebiutował na rynku niespełna pół wieku temu, bo pod koniec lat siedemdziesiątych. W odróżnieniu od pierwszej generacji, którą wielu użytkowników skrytykowało za jakość wykonania, w modelu oznaczonym jako MkII zastosowano wymienny kabel oraz aluminiowe widełki mocujące muszle, co ma poprawić trwałość i niezawodność tej konstrukcji. Jak podaje producent, aluminiowe uchwyty obudów nauszników umożliwiły zbudowanie mechanizmu o większej elastyczności i pozwoliły na lepsze dopasowanie słuchawek do głowy użytkownika. Ponadto, łukowaty kształt zapewnia dużą sztywność i zapobiega powstawaniu niepożądanych zniekształceń podczas użytkowania słuchawek. Lepsze przyleganie poduszek nauszników do głowy, szczególnie w wypadku słuchawek z nausznikami o budowie otwartej, ma poprawiać reprodukcję niskich częstotliwości. Przetworniki zastosowane w modelu SR-L700 MkII bazują na tych ze starego flagowca SR-009. Stax nazywa tę membranę MLER (Multi-Layer-Elect-Rords). Proces wykańczania i trawienia, który wygładza krawędź otworu elektrody, zmniejsza opór powietrza i dodatkowo poprawia przepuszczalność dźwięku. Sama membrana ma kształt olimpijskiej bieżni i została oczywiście wykonana z ultracienkiej folii i jest polaryzowana napięciem 580 V. W odróżnieniu od słuchawek dynamicznych, siła wprawiająca membranę w ruch występuje praktycznie na całej jej powierzchni, co zdaniem japońskich inżynierów gwarantuje dalszą redukcję zniekształceń i szybszą odpowiedź impulsową. Dołączony do zestawu przewód jest 6-żyłowy, co doskonale widać z zewnątrz, ponieważ jest płaski niczym makaron tagliatelle, z pogrubieniami w miejscu żył przewodzących wykonanych z miedzi OFC o czystości 99,9999%. Poszczególne przewodniki są układane w płaskiej, a jednocześnie szerokiej otulinie. Celem takiego rozwiązania jest obniżenie parametru pojemności między poszczególnymi żyłami sygnałowymi. Przewód podłączany jest osobno do każdego z nauszników, co pozwala na szybką i łatwą wymianę okablowania na inne, a ponadto zabezpiecza słuchawki przed uszkodzeniem, na przykład w wypadku nagłego odłączenia czy szarpnięcia za kabel. W ważących 371 g słuchawkach SR-L700 MkII zastosowano elastyczne pady z naturalnej owczej skóry (dla elementów dotykających uszu) z elementami ze sztucznej skóry (w części, która otacza uszy).
SRM-700T to wzmacniacz słuchawkowy lub, jak przyjęło się mówić w przypadku słuchawek elektrostatycznych - energizer. Jest to konstrukcja hybrydowa, inspirowana modelem SRM-T8000. Hybryda to nietypowa, ponieważ mamy tu tranzystorowy przedwzmacniacz i lampową końcówkę mocy. Mówiąc dokładniej, w stopniu wejściowym zastosowano niskoszumowy układ Dual FET, a w stopniu wyjściowym pracują dwie podwójne triody 6SN7. Japończycy twierdzą, że zdecydowali się na ten model, ponieważ jest to oryginalna odmiana lampy 6FQ7, która zapewnia urządzeniu potężną wydajność. Wzmacniacz SRM-700T ma na tylnym panelu wejścia XLR i RCA oraz równoległe wyjścia RCA (Parallel Out). Preferowany przez użytkownika typ złącza wybierany jest za pomocą przełącznika ulokowanego między nimi. Na froncie urządzenia dostępne jest podwójne pokrętło głośności (umożliwia regulację wzmocnienia osobno dla lewego i prawego kanału audio). Wszystkie elementy elektryczne wzmacniacza są wybierane nie tylko z uwzględnieniem jakości dźwięku i wydajności, ale także pod kątem ochrony środowiska. Stax chwali się wysokiej jakości komponentami, jakich użyto do budowy SRM-700T, wyróżniając z nich wszystkich jeden - nieindukcyjny rezystor firmy Vishay. Czy naprawdę pełni on w torze kluczową rolę? Możliwe, ale uwagę przyciągają także kondensatory foliowe, klasyczny transformator i potencjometr zamknięty w czerwonej puszce ekranującej. No ale niech będzie - jest też rezystor Vishaya. Co dla niektórych może być niezwykle istotne, zarówno słuchawki, jak i wzmacniacz zostały wyprodukowane w Japonii, a dokładniej w nowych zakładach Staxa mieszczących się na obrzeżach Tokio.
Werdykt
Ostatnio, nie wiedzieć czemu, bo ani mnie to wcześniej nie interesowało, ani w najbliższej przyszłości nie planuję przeprowadzki, zacząłem oglądać filmy i seriale o oryginalnych domach zbudowanych w dziwnych, pięknych, charakterystycznych lokalizacjach. Luksusowe wille na amerykańskim odludziu, nowoczesne konstrukcje stawiane w górach za pomocą helikopterów, budynki częściowo zatopione w ziemi lub w zboczu góry, odlotowe projekty pozwalające odciąć się od miejskiego zgiełku, przerobione hale fabryczne, skrupulatnie odnowione stodoły, posiadłości z basenem, z którego rozpościera się widok na Los Angeles, szalone domy zbudowane wokół ogrodu, na pustyni albo na niewielkiej, prywatnej wyspie. Czasami nie muszę nawet słuchać prowadzącego. Wystarczy, że sobie popatrzę i wyobrażę sobie, że tam jestem, właśnie się obudziłem i patrzę na las, jezioro lub góry przez ogromne okno. Tylko co potem? Co miałbym tam robić? W większości przypadków nie umiem oprzeć się wrażeniu, że nic. Znakomita część tych domów świetnie wygląda na filmie, nie mając jednak żadnych, ale to żadnych dodatków, żadnych atrakcji poza basenem i oryginalną łazienką. Jedna sypialnia, druga sypialnia, trzecia sypialnia, łóżka, sofy, fotele, krzesła... Czyli można tam usiąść w wielu miejscach i na wiele różnych sposobów. Łał. Mnie do szczęścia wystarczyłoby jedno siedzisko, obok którego postawiłbym niewielki stoliczek lub komodę, a na niej hi-endowy streamer i słuchawkowy system Staxa. Rano popijałbym sobie kawę, wieczorem pewnie coś innego, godzinami konsumując muzykę i zastanawiając się tylko nad tym, czy mam odwagę sprawdzić najnowsze podpowiedzi ulubionego serwisu strumieniowego, czy jednak wolę po raz kolejny w całości przesłuchać jeden z wielu ulubionych albumów, do których z przyjemnością wracam, mimo że niczego nowego już nie spodziewam się na nich odkryć. Jeżeli poczuliście się zachęceni tą wizją, od razu mówię, że na dom z pięknym widokiem nie mam pomysłu, ale SR-L700 MkII i SRM-700T sprawdziłem i serdecznie polecam.
Dane techniczne
SR-L700 MkII
Typ słuchawek: elektrostatyczne, otwarte, wokółuszne
Pasmo przenoszenia: 7 Hz - 41 kHz
Impedancja: 145 kΩ
Czułość: 101 dB
Pojemność elektrostatyczna: 110 pF
Napięcie polaryzacji: 580 V DC
Dołączony przewód: 2,5 m
Masa: 371 g (bez kabla)
Cena: 8299 zł
SRM-700T
Wejścia: RCA i XLR
Wyjście: RCA
Lampy: 2 x 6SN7
Pasmo przenoszenia: 0 Hz - 100 kHz
Wzmocnienie: 60 dB
Zniekształcenia: 0,01%
Impedancja wejściowa: 50 kΩ (RCA), 50 kΩ (XLR)
Maksymalne napięcie wyjściowe: 340 V RMS
Napięcie polaryzacji: 580 V
Pobór mocy: 54 W
Wymiary (W/S/G): 10,3/24/39,3 cm (wraz z wystającymi elementami)
Masa: 5,7 kg
Cena: 18899 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
Nagroda
Komentarze